Forum Kraina słów Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Sex i miłość po polsku???
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina słów Strona Główna -> FanFic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:33, 27 Cze 2006    Temat postu: Sex i miłość po polsku???

Kolejny raz wklejam na kolejnym forum. Dla tych co nie wiedza podaję informację że fic ten twozony jest przez trzy autorki (Panicalex, Ayla i Ismeril). Narazie wklejam tyle ile mam (to i tak duzo czytania). Końcówka gdzies nam się zgubiła ale postaram sie ją odzyskać a jak odzyskam to bedziemy pisać dalej. Zatem do dzieła Smile

_____________________________

ISMERIL


„Is!! Wiesz, że na Entertaiment można wygrać bilety na premierę „Piratów”?”
Tak się wszystko zaczęło. Od takiej informacji na GG. Od Ayli. Ayla jest straszna. Zawsze mnie bombarduje takimi informacjami, ale ja nie mam pojęcia po co. Oczywiście poleciałam zobaczyć co to takiego. Hmm... można wygrać bilety na premierę „Piratów” w Londynie. Do tego wszystkiego można też się spotkać z reżyserem, scenarzystami i aktorami grającymi w filmie. AAAA!!!! JOHNNY!!! 3 min. później byłam już zarejestrowana i zapisana. I po co?? Przecież i tak nic z tego nie będzie. Ech... grunt to być debilem. Nie ma się co podniecać tylko trzeba się brać za robotę.

************

Pierwsza z postaci dramatu to ISMERIL czyli Is. Prowadzi dość monotonne życie w Warszawie. Jedyna rozrywka to codzienne siedzenie przed internetem. Można to spokojnie nazwać maniactwem.
Druga postać dramatu (a może to wcale nie będzie dramat??) to AYLA. Ayla prowadzi równie bezbarwne i nudne życie w małym miasteczku Z (nie zdradzajmy nazwy bo wszystkie małe miasteczka są jednakowe). Ma te same rozrywki co Is.
Trzecia osoba dramatu, której jeszcze nie spotkałyśmy to Panicalex czyli Alex. Jeśli napiszemy że jej życie jest równie bezbarwne co poprzedniczek to będzie to nudne ale zupełnie prawdziwe.
Dziewczyny maja już swój słuszny wiek (najbardziej słuszny ma Ayla) czyli przekroczyły już dawno dwudziestkę. Są 100% kobietami choć jeszcze czasem się zdarza że w sklepie nie mogą kupić bez okazania dowodu papierosów czy wódeczki. Tak czy inaczej dla potrzeb czytelników informujemy że bliżej im już do trzydziestki.... yyy..... To chyba tyle, co trzeba powiedzieć na początku. Puki co Is wysłała zgłoszenie i zapomniała o całej sprawie. Przenieśmy się zatem dwa dni do przodu gdy Is wyrzuca śmieci ze swojej skrzynki e-mailowej....

************

„AAAAAAAA!!!!!!!! AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!” w okienku GG u Ayli było pomarańczowo od kiwających się na boki wykrzykników.
„Co się stało Is??”
„AAAAAAA!!!!!!! Wygrałam!!!!! Wygrałam te bilety na premierę!!!!!! Ayla!!!!! Są wakacje a my jedziemy do Londynu zobaczyć film i Orlanda i Johnnego i wszystkie te cuda!!!!!!!! AAAAAA!!!!!!!!!!”
Chwila ciszy
„Pojedziesz ze mną prawda??”
Po kilkunastu minutach chaotycznej rozmowy wszystko zostało ustalone. Ayla miała się stawić u Is punktualnie o godzinie 22 tego samego dnia.

************

Dzwonek telefonu wyciągnął Is z łazienki
- Słucham??
- Is?? – zabrzmiał w słuchawce nieznajomy głos
- Tak...?? – powiedziała niepewnie Ismeril
- Cześć!! Tu Panicalex. Akurat przyjechałam do Warszawki i pozałatwiałam wszystkie sprawy. Mam trochę wolnego czasu więc...... może spotkamy się na żywca??
- Yyy..... nooo...... – nerwowy chichot – Jasne!!

************

Kilka, bądź kilkanaście godzin później, w Warszawskiej rezydencji Is (czyli w kawalerce na zapyziałej Pradze) dziewczyny kończyły kolejną butelkę wina. Było już grubo po 23 więc siedziały we trzy.
- Ale to się musi udać – powiedziała z uśmiechem, trochę niepewnym (szybko nadrobiła zaległości w piciu) Ayla.
- Dojedziemy na miejsce i dostanę te zaproszenia. Zeskanuję je i przerobimy je elegancko w Photoshopie, a potem tylko się je gdzieś wydrukuje i ty też otrzymasz swoją szansę Alex. No daj się wyciągnąć. Są wakacje. Zaszalejmy. Przecież wiesz że się może udać. – Is jak widać miała już wszystko wymyślone w najdrobniejszych szczegółach.
Alex zastanowiła się chwilę, a potem chwyciła niedopita butelkę i krzyknęła
- A co mi tam!! Uważaj Londynie!! Alex nadchodzi!!
- HURA!! – krzyknęły jednocześnie Ayla i Is.
Nim zupełnie opadły z sił zdążyły jeszcze domówić bilet na autokar do Londynu dla Panicalex. Zatem wszystko było już gotowe. Następnego dnia, z lekkim kacem w główkach, dziewczyny wyruszą na spotkanie największych przygód w swoim życiu. Przygód, które wywrócą ich świat do góry nogami......


AYLA

Promienie słońca i poruszenie wśród pasażerów sprawiły,że Ayla otworzyła jedno, a potem drugie oko...Autokar właśnie przejeżdżał mostem nad Tamizą, a tuż przed nim widać było wieżę z Big Benem B-| .Ayla ziewnęła a potem przetarwszy oczka sięgnęła po słonego paluszka i włożyła go wprost w otwarte usta śpiącej jeszcze Is, co wywołało odruch palacza. Niestety paluszkiem nijak nie da się zaciągnąć, więc Is także lekko nieprzytomnie zaczęła otwierać oczy.- A!! No witam szanowne panie!!- Alex z ręcznikiem na ramieniu właśnie wróciła z autokarowej toalety. - wyobraźcie sobie, że już jesteśmy w Londynie - dziewczyna wskazała za okno, gdzie właśnie rozciągał się widok na pałac Backingham. - Żartujesz?? Patrz, a ja myślałam,że to Moskwa- Is wyjęła paluszka i spojrzała z niesmakiem na chichoczącą Aylę.a potem zapytała Alex - Czy jest szansa dostać się do toalety, zanim każą się nam wypakowywać z tego wehikułu??
Alex spojrzała znacząco na kolejkę z tyłu autokaru. Is i Ayla westchnęły - No to zostaje nam kibelek dworcowy.Mam tylko nadzieję,że nie będzie on tak obciachowy jak u nas i da się tam wytrzymać, bez zatrzymywania powietrza na czas pobytu...- Ayla rozejrzała się za oknem, a potem spojrzała na zegarek. Była 8.30 rano 14 lipca 2003 roku...

**********

- Myślisz,że to ma sens?? Grać w totolotka?? Is!! Ryzykujemy nasz i tak skromny budżet!!!- Alex i Ayla patrzyły z bezsilną rozpaczą, jak Is podtyka pani w okienku wypełniony kupon Lotto - Pani po chwili oddała Is kupon z zakładem.
- Alez wy jesteście marudne!! Troche wiary w szczęśliwy los, skoro wygałam to,że tu jestem, to trzeba pójść za ciosem, inaczej nigdy się nie dowiem, czy właśnie nie zostałabym milionerką.
- Taaaaa, jasssne, jutro dowiesz,się,że będziesz grać na grzebieniu w centrum handlowym, żeby zarobić na bilet do Polski - Ayla wskazała na mima, który własnie szedł za nimi pasażem i naśladował gestykulującą Is.
- No dobra, jest 12.40, do premiery jeszcze trochę czasu,co robimy??- Alex rozgądała się ciekawie po witrynach sklepowych.
- Z zakupami poczekaj do jutra, jak Is wygra, to kupi Ci cała tę kolekcję ciuchów wraz ze sklepem i tymi paniami w środku- Ayla wskazała na wypacykowane sprzedwczynie właśnie nadskakujące jakiejś dziewczynie - Osz ty!!!!- złapała za rekę Alex - Zobacz !!!- wskazała na obskakiwaną w sklepie panienkę ...
- A niech mnie...!!!- Alex też wbiła wzrok w klientkę eleganckiego butiku.

PANICALEX

- Czy to nie jest? – Alex lekko się zakrztusiła.
- Jest! – wysyczała Ayla – Idę tam i ją zabiję!
- Is trzymaj ją do diaska! – Alex wydarła się o sekundę za późno. Ayla już otwierała szklane drzwi butiku prąc przed siebie jak taran.
Alex chwyciła za rękę Ismeril i popędziła za Aylą. Wpadły do sklepu mniej więcej równocześnie budząc usprawiedliwione zainteresowanie.
- Tyyyyyy - Ayla podeszła do eleganckiej klientki butiku – Ty jesteś Kate B. tak? - upewniła się.
- Tak – dziewczyna obróciła się w jej stronę szeroko uśmiechnięta – Może autograf?
- Autograf??!!
- Przepraszam panie - włączyła się jedna ze sprzedawczyń – Ale to chyba nie jest sklep dla pań.
- Nie dla nas? – Alex poczuła się urażona.
- Nie sadzę by było panie stać na zakupy w naszym sklepie – wyjaśniła sprzedawczyni z krzywym uśmiechem.
- Zaraz ci pokażę na co nas stać a na co nie – Ismeril wściekła się nie na żarty.
- Chwileczkę tylko poszukam długopisu i dam wam autografy – Kate B. zachowywała się jakby nic do niej nie dotarło.
- Och zamknij się! – wrzasnęły Is, Ayla i Alex.
- Wzywam ochronę – sprzedawczyni udała się w stronę telefonu.
- Spadamy – syknęła Alex. Ayla usiłowała protestować ale widząc minę Alex poprzestała na mruczeniu pod nosem najwymyślniejszych przekleństw jakie jej przyszły do głowy.
Szybko opuściły sklep. Alex szła z przodu wściekła jak rzadko.
- Co to ma być kurza melodia? – odwróciła się tak nagle że Is i Ayla wpadły na nią – Chcecie żeby nas wsadzili do mamra?
- Ale Alex...- Ayla próbowała coś tłumaczyć.
- Cisza. Chcę piwa a potem idziemy od razu na premierę. I żeby nic się po drodze nie zdarzyło jasne? Acha Is jak wygrasz te miliony funtów to zrobimy tak jak było mówione wykupimy ten sklep razem z tymi bezczelnymi babami.
Wkrótce potem siedziały już na sali kinowej otulone ciepłym mrokiem.
(uznałam że pora już dotrzeć na tą premierę heheh. Kim jest Kate B. chyba nie muszę tłumaczyćWink))))))))

ISMERIL


Ciepły mrok został rozjaśniony przez napisy filmu i rozpoczęła się wielka przygoda. Piracka przygoda. Is zatkała sobie buzię ręką żeby nie przeszkadzać innym oglądającym i z zapartym tchem śledziła każdy ruch, każdy gest i każde słowo kapitana Jack`a Sparrow. Ayla i Alex nie przeżywały tego wszystkiego aż tak bardzo.
Dwie godziny minęły jak z bicza trzasł i.......... CZAS NA PARTY!! Jakoś nikogo nie zaniepokoiło dodatkowe, lewe zaproszenie, którym przed oczami ochrony zgrabnie machała Alex.
- Najpierw zbierzmy autografy, a potem zobaczymy co tu dają do jedzenia i do picia – Alex rozglądała się wokoło.
- Lepiej najpierw się napijmy, a potem idźmy po autografy – stwierdziła rzeczowo Ayla i sięgnęła po lampkę szampana, którą opróżniła prawie jednym haustem
- A co?? Boisz się, że padniesz przed Bloomem na podłogę?? – Is miała podły humorek, bo na premierze nie było tego, którego tak wypatrywała
- A żebyś wiedziała – odpowiedziała Ayla równie kłótliwie sięgając po kolejnego szampana
- Uspokójcie się!! – Alex miała dość. – Patrzcie!! – wskazała broda jeden z kątów sali
Ayla i Ismeril jak na komendę spojrzały w tamtym kierunku. Ich oczom ukazał się następujący widok.
Piękna, sucha Kate B. z błyszczącymi jak zawsze policzkami, stała naprzeciw Orlanda i właśnie coś mówiła do niego gniewnie. On był równie wściekły jak ona. Gdy Kate skończyła swoja kwestię, Orli - jak to Angol, który ledwo może wytrzymać z powstrzymywanej złości – zbliżył się do niej tak, że górował nad nią wzrostem i wysyczał coś przez zaciśnięte zęby z nienawiścią.



Kate odpowiedziała tylko ze złością
- Dobrze!!
Odwróciła się na pięcie i wyszła z przyjęcia. Orlando wypił na raz swojego drinka.
- Uuuuuu.... – powiedział Is – kłopoty w raju
- Na to wygląda – odrzekła Alex
Ayla wciąż wpatrywała się jak zahipnotyzowana w piękną od złości i trochę mroczną twarz Pana Słodkiego. Orli wyczuł to spojrzenie i.... dwoje ciemnych oczu spotkało się na tej sali pełnej gwaru i śmiechu niczym dwaj rewolwerowcy w samo południe, na dobrze ubitej, zakurzonej i jedynej drodze w miasteczku gdzieś na Dzikim Zachodzie.
- To chyba dobry moment żebyś zdobyła swój autograf Ayla – powiedziała Is i popchnęła delikatnie, acz stanowczo Aylę w stronę mr Blooma. Na jej ustach wykwitł iście diabelski uśmieszek. Po cichu liczyła na jakąś nietypową sytuację, ponieważ Orlando wciąż kipiał ze złości. Gdyby teraz Alex miała „okulary prawdy,” doskonale by widziała, że Ismeril ma rogi, ogon i kopyto zamiast jednej nogi. Ale nawet bez tego wiedziała, że to, co zrobiła Is było wredne i obrzydliwe. No i na pewno zapowiadało jakąś zmianę. Nie zdążyła zareagować i teraz miała nadzieję, że ta zmiana będzie na lepsze, a Is zostanie za to ukarana przez dobrego Boga, który wszystko widzi. Alex nabrała tylko powietrza w płuca i zabrała z tacy kieliszek czerwonego wina..... Ayla zbliżała się do BESTII.........


PANICALEX

- Dobry wieczór – Ayla z trudem zdobyła się na uśmiech „gwiazdy filmowej”. Wypadł raczej blado, bardziej przypomniał uśmiech „zahukanej myszy”. No ale chyba możemy jej to wybaczyć heheh Wink .
-... wieczór – odburknął Orlando rozglądając się za następnym drinkiem.
- Miłe przyjęcie prawda? – Ayla czuła jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Robiła z siebie idiotkę i to przed TYM facetem. Dawała rozpaczliwe znaki rękami Is i Alex by przybyły z odsieczą ale jakoś się nie śpieszyły.
- Nieprawda – Bloom robił wszystko by się jej pozbyć.
- Mógłbyś być bardziej uprzejmy – stwierdziła Ayla zanim ugryzła się w język.
- Nie mam powodu by być uprzejmym. Mam tylko powody do tego by się wściekać. Czy jest tu gdzieś w pobliżu choć kropla alkoholu? – rozglądał się na wszystkie strony – Kim ty właściwie jesteś i czego chcesz? – zapytał nagle gdy udało mu się skupić na niej wzrok.
- Właśnie miałam do tego przejść...
- Dobra pogadamy później. Teraz chodź razem poszukamy czegoś mocniejszego niż te rozwodnione drinki. W zasadzie jesteś równie dobrym towarzystwem do picia jak każde inne – chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę jakichś drzwi. Ayla zaskoczona nagłym rozwojem wypadków i wściekła że nazwano ją „równie dobrym towarzystwem” nie stawiała oporu.
- Może byś mnie tak zapytał o to czy chcę z tobą pić? – syknęła tylko.
- To też rozważymy później. Nagle odczułem strach przed samotnością.
- Is – Alex szturchnęła w bok przyjaciółkę zajęta wypatrywaniem w tłumie wiadomego pana.
- Co???
- Is nie wiem czy mam omamy od tego cholernie drogiego wina ale mi się zdaje że Bloom porwał Aylę.
- No to co?
- ???
- Dostała co chciała – Is znów zajęła się lustrowaniem tłumu gości – Widzisz go gdzieś?
- Kogo? – Alex z niepokojem wpatrywała się w drzwi w których zniknęła Ayla.
- Deepa. Alex nie martw się ona sobie poradzi.
- On wyglądał na pijanego.
- Ech uspokoisz się jak sprawdzimy co się stało?
- Dzięki.
Ruszyły w stronę wyjścia. Szybko pokonały schody i znalazły się na parkingu. Powitał je swąd palonej gumy i pisk opon. Chwilę potem z szybkością błyskawicy minął je samochód z Bloomem za kierownicą i wrzeszczącą coś Aylą na siedzeniu pasażera.
- Niech to gęś kopnie! Co robimy? – Alex wpatrywała się w wyjazd z parkingu.
- Jak co? Kradniemy samochód i za nimi – Is nie widziała problemu.

AYLA

- Słuchaj koleś, za kogo ty się właściwie masz??!!- Ayla wrzasnęła Bloomowi prosto w ucho, gdy otrząsnęła się z pierwszego piorunującego wrażenia. Do tej pory zastanawiała się, czy to się dzieje naprawdę, czy poprostu alkohol i wyostrzone ekscytacją zmysły płatały jej figla. Jednak wepchnięcie jej do samochodu i szaleńczy start podziałały jak kubeł zimnej wody.
- Cicho ( "Shut up", wiecie z jaką intonacją :< ) - mruknął Bloom i ostro skręcił w lewo, tak,że Ayla niemal na nim wylądowała.
- Chcesz się zabijać, w pożądku, najwyżej parę milionów samiczek wpadnie w rozpacz, ale ja nie mam zamiaru umierać z powodu Kate Bosworth - syknęła Ayla rozcierajac ramię, w które uderzyła się boleśnie o klamkę przy następnym wirażu.
Bursztynowe oczy oderwały się od drogi i spojrzały na Aylę - Nie chcę się zabijać, kotku, chcę się zabawić - wąskie usta rozjaśnił powoli lekki usmieszek.
Oczka Ayli zrobiły się na chwilę idealnie okrąglutkie po czym...Parsknęła niepohamowanym śmiechem.
- Wybacz...KOTKU, ale ja się tak nie lubię bawić, nie pracuję w tym fachu - odrzekła Ayla nieco sie uspokoiwszy. - A teraz bądź grzecznym Britem i zatrzymaj się. Ja wysiądę, powiem "Miło było poznać, pana, panie Bloom i cześć". A ty pojedziesz szukać rozrywki i odpowiedniego do niej towarzystwa, ok?? - piwne oczy Ayli zwęziły się jak u rozdrażnionej kotki, Is i Alex wiedziałyby już w tej chwili, że lepiej dać za wygraną, ale Bloom niestety nie znał tej czarownicy, tak jak one... :<
*****
- Chryste Panie!!!!Nie mogę w to uwierzyć, Is!!! Ukradłaś komuś samochód!!!- Alex zaparwszy się obiema rękami w półkę przed sobą, patrzyła przerażona na rajdowe popisy Ismeril
- Nie ukradłam tylko pożyczyłam bez pozwolenia. Zapnij pasy Alex!!Bloomio chce się ścigac, no to się pościgamy!!- odparła Ismeril wsiskając pedał gazu.
Alex wymamrotała jakieś przekleństwo ale posłusznie zapięła pasy. - I co sobie ten powalony Angol myśli??!! Że jak panienka patrzy na niego z zachwytem, to może ją traktować jak rzecz??!! - Alex miała pioruny w oczach wpatrując się w tylne śwaitła uciekające przed nimi - Widziałaś jak on ją wepchnął do samochodu???Przecież to zwykły cham!!!
Is nagla uśmiechnęła się i zerknęła z ukosa na Alex
- Ale wiesz, co go czeka, jak Ayla dojdzie do siebie??-
Alex uśmiechnęła się sadystycznie - Taaaaa....Się mu oberwie, a jak ich dognamy, to i my mu swoje dołożymy....
- Jeżeli ich dogonimy...- mrukneła ponuro Is zerkajac na wskaźnik paliwa, który nieuchronnie opadał w stonę zera...
- O nieeeee Neutral - Alex jękneła zagłuszywszy piękne staropolskie przekleństwo, które własnie wyrwało się z ust Is.

ISMERIL


... Piwne oczy Ayli zwęziły się jak u rozdrażnionej kotki. Is i Alex wiedziałyby już w tej chwili, że lepiej dać za wygraną, ale Bloom niestety nie znał tej czarownicy, tak jak one. Dlatego właśnie przekręcił tylko oczami z rezygnacją i docisnął pedał gazu. Za nic sobie miał słowa tej drobnej kobietki. Chyba nawet podobała mu się ta buta w jej głosie i obco brzmiący akcent. Jeszcze kilka ostrych zakrętów i gwałtownie zatrzymał samochód przed okazałym budynkiem. Wysiadł i wyciągnął wciąż narzekająca Aylę z samochodu.
- Dobry wieczór, panie Bloom – powiedział facet w liberii otwierając drzwi do apartamentowca
- Dobry wieczór – odpowiedział w przelocie Orli.
Ayla wreszcie zamilkła. Trochę ją onieśmieliły marmury, błyszczące złotem barierki i inne duperele. Winda też była piękna, z kanapą. Dowiozła ich na 4 piętro. Orli otworzył drzwi i wciąż zupełnie zaskoczoną przepychem tego miejsca, wepchnął delikatnie do mieszkania. Drzwi trzasnęły i to podziałało na Aylę jak kubeł zimnej wody. Odwróciła się do Blooma i nabrała powietrza w płuca by wygłosić kolejną tyradę ale..........
.... ale nim zdążyła powiedzieć cokolwiek Orli zatkał jej usta swoimi ciepłymi wargami. To ją znowu zbiło z pantałyku. Była zaskoczona i wściekła. Pocałunek trwał tylko chwilkę.
- Ty wredny, parszywy, obleśny.........
Znowu jego usta spoczęły na jej, ale tym razem całus był znacznie głębszy. Aż się zachwiała i musiała oprzeć o ścianę. Ten facet pięknie pachniał i równie wspaniale smakował. Delikatnie pieścił jej dolną wargę, ssąc ją lekko swoimi ustami i nagle wsunął w jej usta język. Poczuła w pełni jego smak. Bawił się jej językiem jak wprawny treser. Ayla przymknęła oczy i zupełnie bezwiednie, wbrew sobie przygarnęła go do siebie bliżej tak by czuć jego ciało jeszcze pełniej przy sobie. Przed oczami wirowało jej tysiące kolorowych gwiazdek. Orlando na chwile odsunął od niej swoje usta.
- Tak słodko smakujesz kotku... – wyszeptał
Ayla znowu na chwilę odzyskała władzę nad swoim ciałem i zmysłami. To była tylko chwila i ......... gdyby tylko była ciut wyższa pewnie udałoby jej się unieszkodliwić przeciwnika. Ale niestety trafiła tylko w udo.
- O żesz ty... – syknął Bloom i mocno, prawie boleśnie przycisnął ja do ściany.
Znowu ukarał ją pocałunkiem tym razem pełnym złości i pasji. Prawie poranił jej wargi przez co stały się napuchnięte i bardzo wrażliwe na każdy dotyk. Unieruchomił jej ręce gdy chciała go odepchnąć i podrapać mu policzki. Jedna jego dłoń zaczęła błądzić po jej ciele drażniąc się z piersiami i brzuchem przez cienki materiał sukienki. Ayla znowu zaczęła odpływać. Uświadomiła sobie że chyba lubi taką dominację, bo to ją coraz bardziej podniecało. Było kilka momentów kiedy Orli zwalniał tak jakby czekając na jakieś jej protesty. Tych jednak nie było bo......... Ayla go pragnęła. Jego dłoń powędrowała na udo i wślizgnęła się pod brzeg sukienki. Chwilę później błądziła już po nagich pośladkach. Zachłanne i gorące palce przesunęły się w najbardziej czułe rejony, tak że Ayla aż jęknęła z rozkoszy. Była wilgotna i gotowa na wszystko. Orli też mruknął, jak zadowolony tygrys. Puścił jej ręce i drugą ręką podwinął sukienkę wyżej. Ayla z zamkniętymi oczami objęła go mocno za szyję. Chwycił ją za pośladki i podniósł do góry opierając jeszcze mocniej o ścianę. Odsunął trochę na bok materiał jej stringów i wbił się w nią mocno, twardy i gorący, wypełniając ją aż po brzegi. Ayla spod półprzymkniętych powiek widziała jak na czoło występują mu kropelki potu, które lśnią spod potarganych i niesfornych kędziorków. Twarz miał teraz piękną. Męską i stężałą od uważnego dawania i brania rozkoszy. Nagle jej kontemplacja, tego co było w tym mężczyźnie tak piękne została brutalnie przerwana przez tak rozdzierającą fale rozkoszy, że myślała przez ułamek sekundy że umiera. To uczucie było obezwładniające. Nie pozwalało istnieć. Na chwile straciła duszę by znowu ją odzyskać po chwili która trwała wieki........ Bezsilnie osunęła się w jego ramiona i oddychała z trudem. Obydwoje oddychali z trudem. Cisza aż dzwoniła w uszach. Cisza i ich uspokajające się oddechy. W końcu poczuła jego ręce na swoich policzkach. Uniósł jej twarz tak by spojrzała na niego. Teraz jego oczy były ciepłe i spokojne. Wpatrywał się nimi w Ayle intensywnie. Odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy
- Przepraszam.... – powiedział prawie niedosłyszalnie.....




AYLA

Ayla popatrzyła przez chwilę w te oczyska, a potem powoli wyswobodziła się z jego objęć...
- Daruj sobie...Wcale nie jest ci przykro...- z wielką uwagą poprawiała na sobie ubranie, byleby tylko nie patrzeć na niego.
- Jest mi przykro, bo cię wykożystałem, ale masz rację, to co się przed chwilą stało nie było przykre samo w sobie - nuta wesołości pojawiła się w cichym cieplutkim głosie..
- Ale z ciebie drań..- Ayla rzuciła mu spojrzenie niby złe, ale tak naprawdę wiedziała,że miał rację, bo jej też się to zbliżenie bardzo podobało, nawet więcej niż podobało:>.
- Nawet nie zapytałem jak masz na imię...- wziął ją delikatnie za rękę i posadził na fotelu, sam usiadł na kanapie obok.
- Ayla - mruknęła, rozgłądając się po apartamencie i nadal usilnie unikając jego spojrzenia
- Słuchaj, naprawdę mi głupio, może mi nie uwierzysz, ale zazwyczaj - tu z uśmiechem pokręcił głowa - nie, raczej do tej pory...Tak do tej pory nigdy się tak nie zachowałem.
- No proszę, zaraz powiesz mi,że to ja sama się o to prosiłam - Ayla wykonała gest, jakby chciała wstać
- Poczekaj, proszę - szybko się poderwał i złapał ją za ramię.Ayla mogłaby przysiąc,że jednocześnie przez mgnienie oka oba ich ciała przeszedł jakiś niesamowity ładunek energetyczny. Spojrzała na niego.Zmieszał się i puścił ją.
- Jeśli możesz, zostań do rana. Odwiozę cię potem, gdzie będziesz chciała, proszę?? - nadal stojąc blisko nachylił się niemal do jej ucha.kiedy Ayla podniosła na jego wzrok, znów poczuła, że cholernie pragnie by ją pocałował.I zapewne tak by się stało, gdyby nie dzwonek do drzwi.
Orlando drgnął, odwrócił się i powoli ruszył w stronę drzwi
- Orli, ja...- w drzwiach stała Kate B.
- Tak wiem, wcale tak nie myślalaś...- przerwał jej Bloom - Rozumiem, ale teraz wybacz, BABY, ale nie jestem sam...- powiedzial to głośniej.
Ayla drgnęła i spojrzała w stronę rozmawiającej w drzwiach pary. I zobaczyła jak Kate B. zza ramiena Blooma przeszywa ją pełnym niedowierzania i gniewu spojrzeniem...
- Ach tak...Zatem dobrej nocy!!!- niemal krzyknęła i odwróciła się na pięcie.
Bloom zamknął z trzaskiem drzwi.
- Po co mieszasz mnie w wasze gierki?? - Ayla cicho podeszła do niego - Ona cię kocha i zapewne ty kochasz ją.A ja właśnie poczułam się jak fanka-dziwka, która wykorzystała sytuację.Nigdy w życiu nie czułam się tak podle, wielkie dzięki!!
Odwrócił się do niej i miał najbardziej nieszczęśliwą i bezradną minę, jaką można sobie na tej jego pięknej buzi wyobrazić.
Ayla została rozłozona poraz kolejny na obie łopatki. Wbrew sobie samej uśmiechnęła się do niego i niepewnie wyciągnęła rękę by pogłaskać go po policzku.Tak jakby czekając na ten gest przyciągnął ją i przytulił, ale już nie tak jak kilka minut wcześniej. Teraz poprostu potrzebował zwykłego ciepłego gestu...

******

- Is...Zaraz mnie coś trafi - Alex chodziła tam i spowrotem przed drzwiami schroniska, w którym zatrzymały się poprzedniego dnia - Mówię ci trzeba zawiadomić policję....
- Alex, daj spokój, napewno dobrze się bawiła...I co im powiesz, ze Bloom to zboczeniec???- Is własnie kupiła gazetę i niecierpliwie szukała strony z wynikami wczorajszego losowania..
- Cholera jasna Is!! Jak możesz być tak nieczuła???!!- Alex złapała ją za ramiona....
- O Kuuuu......Mać!!!!!- wrzasnęła Is wpatrując się w gazetę - Alex!!!!!! Wygrałyśmy!!!!!!!!!!!!!
- Co?? Oczym ty do cholery pieprzysz, ja sie o Ayle matrwię!!- Alex odrzuciła ze złością złoty kosmyk z czoła i szarpnęła Is za ramię
- WYGRALAM W TEGO PIEPRZONEGO TOTOLTKA!!!!!13 PIEPRZONYCH, OKRAGŁYCH MILIONÓW FUNTÓW!!!!- Is wrzeszczała wprost do ucha kompletnie zaskoczonej Alex...
Przed schronisko wlasnie podjechała limuzyna z której wysiadła Ayla...
- Dzień dobry....Co tak wrzeszczycie???- podeszła do supergłośniej Is i skmieniałej Alex.
Alex spojrzała na Aylę
- Zaraz mnie odwiozą do czubków.....- powiedziała zamykając oczy a potem zaczęła liczyć do 10 w jedną i w drugą stronę.Gdy się trochę uspokoiła trzepneła Aylę po ramieniu
- Gdzie ty się włuczysz!?Ja tu wariuję z niepokoju!!!
- BABY KOCHANE JESTEŚMY BOGATE!!!!!- Is podetkała im pod nos gazetę z tabelą wyników - Wygrałam!!! Jedziemy na podbój pieprzonego Hollywood!!!!
Ayla i Alex popatrzyły na siebia a potem na Is...
- Brała coś??? Czy może od rana pije???- Ayla kręciła głową zdegustowana...
- Nie zdaje się, że naprawdę ten wczorajszy los okazał się szczęśliwy - Alex powoli zaczynała sobie zdawać sprawę, co to oznacza
Popatrzyły na siebie wszystkie trzy a potem, jak kompletne idiotki zaczeły skakać na środku londyńskiej ulicy w słoneczny lipcowy poranek Smile

PANICALEX

Zatrzymały się zdyszane patrząc na siebie z uśmiechem.
- Is wygrywanie weszło ci w krew – wyszeptała Alex która od dzikiego tańca nie mogła złapać oddechu. Przerwał jej szofer limuzyny który zwrócił się dystyngowanym tonem do Ayli .
- Przepraszam panienko. Czy będę jeszcze potrzebny?
- Nie sądzę – Ayla zastanowiła się chwilę - Chyba że? Co wy na to dziewczyny? – uśmiechnęła się - Korzystajmy z uprzejmości pana Blooma jak długo się da. Czy wiesz – zwróciła się do szofera – gdzie tu się realizuje wygrane kupony totka? Mógłbyś nas tam zawieść?
- Pan Bloom wydał wczoraj wieczorem polecenie że mam spełniać wszystkie pani życzenia. Wiem gdzie jest główna kolektura. (nie wiem jak to się tam nazywa wiec zrzynam z polskiego totka ;P).
- Bierzcie bagaże. Ładujemy się – Is jak zwykle działała impulsywnie. Nie doceniła klasy brytyjskiego szofera.
- Panie pozwolą – uprzedził je i otworzył drzwi limuzyny – Ja zajmę się bagażem.
Minutę później umiejętnie włączyli się do ruchu. Opadło pierwsze podniecenie wywołane nagrodą. Alex i Is nagle przypomniały sobie z kim Ayla spędziła noc.
- Ayla...- i tylko pytające spojrzenia.
- Co? Ach Bloom. Było cudownie. Nie mam zamiaru nigdy więcej się z nim spotkać. Koniec.
- Dlaczego skoro było tak cudownie??????
- Bo ja i on to dwa różne światy.
- Teraz już nie. Zapominasz o wygranej.
- Teraz może bardziej niż przedtem. Zna tylko moje imię. Nie będzie mnie szukał. Zresztą i tak by mnie nie znalazł. Wyszłam gdy spał. Zna tylko moje imię. A ty Calthorp chyba mnie nie zdradzisz co? - zwróciła się do szofera z bladym uśmiechem. Wizja nagiego Blooma rozciągniętego na łóżku i pogrążonego we śnie ciągle stała jej przed oczami.
- Oczywiście panienko.
Zajechali przed okazały budynek. Ayla poprosiła szofera by znów na nie zaczekał.
Weszły do środka i zgłosiły w recepcji budynku z jaką sprawą przyszły. Natychmiast je skierowano na najwyższe piętro gdzie powitał je sam dyrektor totka. Po wymianie uprzejmości i gratulacjach Is podpisała stosowne dokumenty.
- Czy ma pani konto na jakie moglibyśmy przekazać pieniądze i czy życzy sobie pani jakąś zaliczkę? – Is spojrzała skonsternowana na przyjaciółki. Przecież nie poda konta w polskim banku.
- Jeśli pani zechce możemy przedstawić listę banków na całym świecie.
- Proszę.
Is zdecydowała natychmiast.
- Bank of New York. Przelać tam wszystkie pieniądze oprócz 50 tysięcy zaliczki którą chciałybyśmy pobrać teraz. Czy mogłybyśmy również zadzwonić i zamówić bilety na najbliższy lot do NY?
- Proszę się tym nie kłopotać. Moi asystenci zajmą się wszystkim od założenia konta po zamówienia biletów. Będziemy potrzebowali tylko kilku podpisów. Za 15 minut wszystko będzie gotowe.
- Achhhhh jacy wszyscy są mili gdy masz forsę – westchnęła sentencjonalnie Alex gdy opuszczały budynek – Teraz chyba na lotnisko .Za godzinę mamy samolot.
Wsiadły do limuzyny a Ayla wydała polecenie by szofer zawiózł je na lotnisko.
Dwie godziny potem siedziały wygodnie w pierwszej klasie sącząc piekielnie drogiego szampana.
Tymczasem Bloom wrzeszczał na szofera.
- Calthorp wywalę cię z roboty jeśli natychmiast nie powiesz mi gdzie zawiozłeś tą dziewczynę słyszysz??????!!!!!!
- Pozwolę sobie zauważyć proszę pana że nakazał mi pan spełniać wszystkie życzenia młodej pani. A jej wyraźnym życzeniem było bym nie zdradzał jej miejsca pobytu.
Bloom przeczesał palcami włosy klnąc w duchu absolutną doskonałość brytyjskiej służby. Wczoraj wieczorem myślał tylko o Ayli. Nie przeszło mu przez myśl by jakoś sensowniej sformułować polecenie. Ale dlaczego nie chciała by wiedział gdzie jest?
Dziewczyny tymczasem bawiły się doskonale wznosząc toasty za cudowną przyszłość.
- Będzie cudowna jeśli angielska policja po odkryciu na poboczu drogi porzuconego samochodu nie będzie zbyt gorliwa w szukaniu złodziei – zauważyła z przekąsem Alex.
- Porzuconego samochodu? Złodzieje? W co wy się wplątałyście? – zapytała Ayla.
- To długa historia – roześmiała się Is.

AYLA

Podróż z Londynu do NY w Business Class mijała dziewczynom dość przyjemnie. Is rozmyślała o swoim szczęściu do pieniędzy, nieco niepokojąc się, czy nie sprawdzi się w jej przypadku powiedzenie, że kto ma szczęcie do pieniędzy, ten nie ma szczęścia w miłości Neutral .
Ayla wciąż nie mogła się otrząsnąć ze wspomnień minionej nocy, wmawiając sobie na próżno, że to nic nie znaczyło, że już go nigdy nie zobaczy itp. bzdury, w które nawet sama nie wierzyła. Alex siedziała zamyślona i zastanawiała się, co jeszcze może ją zaskoczyć po takiej rewolucji, jaka dokonała się przez ostatnie kilka dni w jej życiu. Nagle na jej kolana opadło z szelestem jakieś czasopismo. Drgnęła i spojrzała zdziwiona na swoje kolana, gdzie na okładce gazety jawił się pięknie chromowany, błyszczący nowością i luksusem Harley-Davidson.
- Przepraszam bardzo, w samolotach jestem totalną niezdarą - śniada, smukła dłoń sięgnęła po leżącą na kolanach Alex gazetę.
Dziweczyna spojrzała w górę, bo ten głos...Był jakoś tak niepokojąco znajomy, taki niski, dżwięczny i spokojny. I bardzo, bardzo zmysłowy :d .
Czarne spodnie, takiż sweter, do tego czarna czupryna i...dwoje niemal czarnych, lekko skośnych, niesamowitych oczu wpatrzonych w Alex, która dość głośno wciągnęła powietrze, jakby z obawy przed utratą przytomności.Ale jakoś szybko, ku zaskoczeniu jej samej odpowiedziała z uśmiechem - Nie szkodzi...Każdemu się może zdarzyć, nawet samemu Neo.
Męższczyzna uśmiechnął się szerzej - No tak...W każdym razie przepraszam jeszcze raz - kolejny czarujący uśmiech i już go nie było.
Alex zamknęła na chwilę oczy a potem je otworzyła i zobaczyła wpatrzoną w siebie Is...
- Nie Alex, to nie był sen, to był ON.- Is podniosła jedną brewkę - I zdaje się, że zrobiłas na nim wrazenie.
- Jasne, Is przestań się zgrywać, ON może mieć takich jak ja na pęczki - Alex poczuła jak policzki zaczynają ją piec jak diabli, przez ułamek sekundy nieśmiała myśl przebiega jej przez głowę, że może on i ona.... :< ...
- No i co,że może?? A może on ma juz po dziurki w nosie silikonowych idiotek??
- O czym tak dyskutujecie??- Ayla wyrwana z płydkiej drzemki własnie przetarła oczy i spojrzala na chmury za iluminatorem. Wczesniej wyprosiła dziwczyny, by puściły ją na miejsce przy oknie B-| .
- Wiesz kto z nami leci??- Is zawiesiła teatralnie głos a potem dokończyła ciszej - Keanu Reeves.
- Tak??- Ayla spojrzała na Is z uśmieszkiem - A czy Johnny Depp, Brad Pitt i Antonio Bandreas też się załapali na lot??
- Ayluś, tym razem Is nie żartuje, on tu jest i przed chwilą z nim rozmawiałam - Alex starała się to powiedziać spokojnie, swoim normalnym głosem, ale od razu słychać było, że jakoś dziwinei jej ten głos drży.
- A co do Deppa, nie miałabym nic przeciwko..- Is uśmiechnęła się i założyła kosmyk włosów za ucho...
Ayla patrzyła na nie wielkimi oczami - Jeeeezuuu, gdzie on jest?? Ja też chcę go zobaczyć!!!
- Ciiicho wariatko - Is kopnęła Aylę w kostkę - zachowój się jak na milionerkę przystało i nie rób nam obciachu. Napewno jeszzce go zobaczysz, bo Alex wpadła mu w oko - Is zachichotała, Alex znów się zaczerwieniła - Przestań, wcale mu nie wpadłam...chyba....
- Wiecie co??- Ayla opadła na oparcie fotela - Jeszzce kilka dni z wami a nic mnie już nie będzie w satnie zaskoczyć.....

ISMERIL


- Gdzie jest mój bagaż??!! – prawie krzyczała Is stojąc przy taśmie. Plecaka jak nie było tak nie było.
- Na pewno im się coś pomyliło. Zaraz to wyjaśnimy. – spokojnie powiedziała Ayla
- Is, przestań się wydzierać bo wszyscy się na ciebie gapia jak na głupia – Alex miała dość takiego zachowania
- Tak??!! Niech się gapią!! Zginęło mi wszystko co miałam!! Na dodatek jest mi niedobrze i jestem strasznie zmęczona!!
Ismeril usiadła na ławce ze zbolałą miną. Ayla nachyliła się do ucha Alex
- Ty idź zobaczyć co z tym bagażem a ja z nią zostanę. Straszną ma chandrę.
- Dobrze.
Alex odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju obsługi klientów.
- Tak, pierwsza klasa z Londynu do NY. Dostałyśmy tylko część bagaży.
- Proszę chwilę zaczekać. – Z uprzejmym uśmiechem powiedziała stewardesa. – Proszę w międzyczasie napić się kawy.
Postawiła przed Alex kubek z aromatycznym, parującym napojem i poszła coś sprawdzić na zapleczu. W pokoju było przyjemnie cicho i spokojnie. Stewardesa wyszła z zaplecza i usiadła na swoim miejscu. Zaczęła cos sprawdzać w komputerze. Drzwi do pokoju otworzyły się z cichym szuraniem o wykładzinę. Stewardesa spojrzała pytająco w stronę kolejnego interesanta
- Przepraszam, ale zaginął mój bagaż – usłyszała Alex zza swoich pleców :<

**************

W tym czasie Is się uspokoiła i zaczęła Ayli opowiadać o niezwykle interesujących hossach i bessach na nowojorskiej giełdzie. Ayla skutecznie się wyłączyła i obserwowała ludzi chodzących po terminalu. Po pewnym czasie jej myśli zupełnie odpłynęły i poraz kolejny zaczęła wspominać wieczór z gorącym Britem. A mówią, że Anglicy są opanowani i chłodni. Gówno prawda!!


PANICALEX

Alex zrobiło się gorąco na sam dźwięk tego głosu.
- Idiotka! – zganiła się w myślach.
Odwróciła się z uśmiechem by chociaż powiedzieć „hej” lub coś w tym rodzaju. Ale na widok wyrazu twarzy Keanu zrobiło jej się tak zimno jak przedtem było gorąco. Obrzucił ją wyraźnie nieprzyjaznym spojrzeniem. Alex nie mogła wydobyć z siebie głosu. Jeszcze nigdy nie czuła się tak odrzucona jak w tej chwili. Pomiędzy nimi był mur nie do przebicia. Wyraźnie to czuła. Jednocześnie było jej przykro i głupio. W końcu czego się spodziewała? Że po zdawkowej wymianie zdań w samolocie powita ją z szeroko otwartymi ramionami? Patrzyła bezradnie jak załatwia sprawy związane ze swoim bagażem i wychodzi nawet nie zwróciwszy na nią uwagi.
- Idiotka! Ciemna masa! Palantka! – Alex była dla siebie bezlitosna. Jak w ogóle mogła być taka głupia? Odebrała plecak Is który nagle w tajemniczy sposób się odnalazł i podłamana ruszyła do dziewczyn.
- Hej Is. Mam twój plecak – Alex opadła bezsilnie na ławkę obok przyjaciółki.
- Co ci jest? – zatroszczyła się Ayla – Odczuwasz zmianę stref czasowych czy co?
- Ach – Alex machnęła ręką – Stwierdziłam tylko ogólnie znany fakt że faceci są dupkami to wszystko. Cholerny Reeves!!! – wrzasnęła nagle tak że połowa ludzi w sali przylotów zaczęła przyglądać im się z zainteresowaniem. Alex nie zrażona krzyczała dalej – Co on sobie wyobraża?!!! Co on sobie wyobraża? – dodała łamiącym się głosem.
- Alex? – Is objęła ja ramieniem przestraszona zachowaniem zwykle tak rozsądnej przyjaciółki.
- Och zabierzcie mnie stąd - Alex pociągnęła nosem.

AYLA

Is postanowiła, że zatrzymają się w przytulnym, dość wygodnym hotelu. Kilka pierwszych dni dziewczyny spędziły na aklimatyzacji w tym mieście-molochu. Nowy York jest olbrzymi i niezwykle różnorodny. Alex i Ayla zachwycały się galeriami, teatrami, muzeami. Ismeril nagle odkryła w sobie żyłkę finansisty i postanowiła zgłębiać tajniki giełdy. Postanowiła podbić Wall Street, a trzba przyznać,że dysponując niezłym kapitalikiem, mogłaby popróbować szczęścia.
Kilka razy dziewczyny wybrały się na rajd po sklepach, w końcu muszą sobie trochę odnowić garderobę.
- Przeciez będziemy teraz bywać w świecie, no to trzeba jakoś wyglądać - argumentowała Alex, popierana przez Aylę, gdyż Is nie widziała specjalniej potrzeby odnawiania swoich garderobianych zasobów. Wyprawy były owocne, bo gdy tylko obsługa danego butiku orientowała się ile dziewczyny zamierzają zostawić w nim pieniędzy, od razu podstawiano im pod oczy najnowsze kolekcje, dopasowywano je do ich figur ( co bardzo cieszyło Aylę, dla której większość ciuchów była za długa lub za szeroka ;-p ) częsotwano kawką lub herbatką, słowem, podlizywano się na całego. Is po kolejnej eskapadzie powiedziała,że muszą przystopować, bo już przepuściły niezły majątek na same szmatki.
Pewnego dnia, Alex i Ayla, po kolejnej wyprawie po galeriach NY, wpadły do pokoju Is.
- Is!! Zostaw już te papierzyska!!! - Ayla miała kolorki i usiadłwszy obok zanurzonej w stercie wydruków i raportów giełdowych Is, wyrwała jej to, co akurat czytała.
- Porabało Cię??! Oddaj to natychmiast, to ważne!! - Is zaczęła siłować się z chichoczącą Aylą, która machała wysoko papierzyskiem. W końcu Alex papier z jej rąk i też usiadła obok, wyciągając przed siebie nogi...
- Trochę się złaziłyśmy, ale warto było, bo...Mamy wejścówki na otwarcie wystawy prac Viggo Mortensena - powiedziała z uśmiechem triumfu i podała Is trzy, zrobione z czerpanego papieru złożone na pół zaproszenia.
- No to fajnie, ja nigdzie nie idę..- Is zabrała Alex swoje dokumenty z zamiarem powrotu do przerwanej, FASCYNUJĄCEJ [nie2] lektury.
- Jak to nie idziesz???Is, czy ty dobrze usłyszałaś czyja to wystawa??!!- Ayla popatrzyła zaskoczona na Is a potem na Alex
- Is, kochanie..- Alex rzuciła porozumiewawcze spojrzenie na Aylę - Ja wszystko rozumiem, wiem,że dostałaś życiwą sznsę zostania rekinem finansjery, ale czasem nawet największe grube ryby muszą się zrelaksować, odpocząć, poobcować trochę ze sztuką, no i przede wszystkim wejść między ludzi...- Alex zmarszczyła brwi - Wiem,że to brzmi jak kazanie, ale odkąd tu jesteśmy tylko 2 czy 3 razy dałaś się wyciagnąć poza te mury. A przecież jesteś młodą, atrakcyjną kobietką.
- Alex ma rację, słuchaj. A jeśli na tej wystawie pojawi się niejaki Depp?? Johnny w dodatku?? Może warto choć na jeden wieczór oderwać się od wydruków i progoz inwestycyjnych??- Ayla zrobiła chytrą minkę.Alex spuściła głowę, by ukryć uśmiech...Wiedziała,że Is wiele by dała, by poznać swojego Kapitana Sparrow :<

ISMERIL


Oczywiście Is nie dała się nabrać na tani chwyt z Deppem. Udało jej się trochę zarobić na Międzynarodowej Giełdzie Walutowej i postanowiła uczcić swój sukces. Miała nadzieję, że po nudnym wernisażu pójdą się gdzieś napić i zabawić. Malarstwo Viggo należało do tego rodzaju sztuki, który nadawał się dla snobów, którzy udawali, że rozumieją o co chodzi i wieszali te bohomazy w swoich salonach. Tak naprawdę, o co chodzi, wiedział tylko Viggo. Dziewczyny przeszły przez szklane drzwi galerii pokazując swoje wejściówki i od razu każda chwyciła za kieliszek czerwonego wina. Podeszły do gospodarza wystawy i uścisnęły mu dłoń. Viggo był trochę zaskoczony, ponieważ na otwarcie przyszły tylko znajome osoby, a te trzy młode, niepospolite damy były mu całkowicie obce.
- Szkoda, że w rzeczywistości nie wygląda jak Aragorn – powiedziała ze smutkiem Ayla gdy odeszły kawałek tak by ich nie słyszał
- Jako Aragorn był naprawdę całkiem niezły – dodała Alex
- W rzeczywistości wygląda jak przeciętny facet z budowy – podsumowała Is – i w dodatku chyba nie umie malować. Wole jego fotografie.
Tłum leniwie przesuwał się wzdłuż obrazów. Większość zebrała się już w małych grupkach na środku sali i dyskutowała zażarcie. Orlando nie lubił takich spędów, ale obiecał, Viggo że wpadnie i musiał dotrzymać obietnicy, bo był akurat w NY. Stał i z dobrodusznym uśmiechem przyglądał się ludziom. Myślał o tym jak długo powinien tu zostać żeby nie urazić Viggo swoim zbyt szybkim wyjściem.



Prześlizgnął się jeszcze raz po tłumie zebranych i zatrzymał wzrok. Uśmiechnął się szerzej.



„Może jednak wieczór będzie udany, jeśli uda mi się skutecznie czegoś nie spieprzyć.”
Powoli, z rękami w kieszeniach ruszył w kierunku dziewczyny, która od kilku dni nie opuszczała jego myśli
- Witaj Kotku. Cześć dziewczyny – powiedział stając za nimi
Ayla aż podskoczyła łapiąc gwałtownie powietrze. Znowu ten dreszcz jakby ja prąd kopnął i gęsia skórka na całym ciele. A przecież nawet jej nie dotknął. Wystarczyło, że usłyszała jego głos. Od razu się wkurzyła. Obróciły się wszystkie trzy równocześnie. Chociaż tyle dobrego. Ayla nie odbiegała od normy.
- Cześć Bloomio – powiedziały równocześnie jak na komendę
Orli roześmiał się dźwięcznie
- Czy mam się poczuć jak Charli?? Jesteście moimi Aniołkami?? (nawiązanie do „Aniołków Charliego)
Ayla pociągnęła łyk wina, bo zaschło jej w gardle. Alex śmiała się razem z Bloomem. Is.... Is burknęła pod nosem cos o idiotach i odwróciła się w stronę obrazu udając, że jest niezwykle interesujący. Orli wzruszył lekko ramionami na tak jawna ignorancję.
- Strasznie się cieszę, że spotkałem tu jakieś znajome twarze – powiedział Orli wpatrując się w Aylę intensywnie. Zdążył już zbadać dokładnie jej twarz, teraz lekko zaróżowioną, i prześlizgnął się wzrokiem po smukłej szyi i zgrabnych wzgórkach piersi. Dalej nie wypadało patrzeć, więc grzecznie wrócił wzrokiem do jej twarzy – Może jak już obejrzycie wszystko dokładanie to wybierzemy się razem do jakiegoś klubu albo pubu?? Ostatnio nie mieliśmy jakoś okazji się dobrze poznać
Zerknął z uśmiechem na Alex, ale tylko dlatego, że wypadało, a nie dlatego że chciał. Gdy mierzył się tak wzrokiem z ta niewysoką kobietką, która kusiła go swoim wyglądem pewnie nawet o tym nie wiedząc, czuł się trochę jak zdesperowany uczniak zapraszający dziewczynę na bal maturalny.
- Ayla?? Co ty na to?? – zapytała Alex próbując wyrwać Aylę z otępienia – Mnie się ten pomysł podoba
Bloom hipnotyzował Aylę wzrokiem. Przynajmniej tak jej się wydawało. Stawała się coraz bardziej bezwolna i miękka jak rozgrzany wosk. Nie mogła oderwać od niego wzroku.
- Mnie się tez podoba. Nawet bardzo. – powiedziała w końcu – Właściwie to możemy już iść. Ja wszystko widziałam – odstawiła kieliszek z niedopitym winem
- To ja pójdę poszukać Is – powiedziała Ayla i zniknęła w tłumie
Orlando przysunął się bliżej i obydwoje ich przeszedł dreszcz, chociaż ten, który przeszedł Orliego był na pewno mniej widoczny.
- Myślałaś o mnie choć trochę Kotku?? – zapytał cicho
- Ani trochę. – powiedziała Ayla najbardziej stanowczo jak potrafiła – Miałam nadzieje, że już się nigdy nie spotkamy
- Właśnie! To było bardzo nieładne z twojej strony, ta poranna ucieczka. Bałem się, że cię straciłem na zawsze – odgarnął jej włosy do tyłu, przy okazji dotykając opuszkami palców jej szyi.
Skóra w miejscu gdzie jej dotknął paliła jak przypiekana rozpalonym żelazem. Z tym, że było to bardzo miłe przypiekanie.......


AYLA

Klub, do którego Bloom zabrał dziewczyny nazywał się "Viper Room". Alex i Ayli niewiele to mówiło, ale Is niemal serducho do gardła podeszło na widok nazwy klubu. Bloom porozmawiał przy wejściu z ubranym na czarno facetem, ten kiwnął głową z uśmiechem lustrując Alex, Is i Aylę.
Alex się uśmiechnęła, Ayla zaczerwieniła i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, a Is wzruszyła ramionami z wyniosłą miną. [diabel] .
W klubie było dość głośno, na scenie szalała jakaś hałaśliwa kapela. Orlando zaprowadził je do stolika, w zacisznym kącie sali, zebrał zamówienia na drinki i powiedział, że sam je zaraz przyniesie, bo musi z kimś zamienić słówko. - Musicie chwilę wytrzymać beze mnie - uśmiechnął się czarująco i ruszył w stronę baru.
- Ja tam mogę wytrzymać bez niego nawet więcej niż chwilę - powiedziała Ayla
- Nooo, uważaj, niemal uwierzyłam!!- Ismeril roześmiała się sarkastycznie.
- Podoba mi się tutaj - Alex z uśmiechem i zaciekawieniem rozglądała się po sali - No może prócz tej muzyki...
Ayla właśnie wpatrywała się intensywnie w scenę, na której szaleli jacyś "faceci w czerni" z gitarami [cygaro] .A potem trąciła łokciem Is - Is!! Basista...- syknęła Is do ucha. Ta popatrzyła we wskazanym kierunku i uśmiechnęła się szeroko, a potem odchrząknęła i powiedziała głośniej do Alex - Może muzyka nie rzuca na kolana, ale ten basista...Alex, skarbie, czy on Ci kogoś nie przypomina?? :< - zapytała nadal szczerząc się. Ayla też miała dziwnego LOLa na buźce. Alex popatrzyła na nie podejrzliwie a potem w stronę sceny i...Aż oczka jej się zaśmiały.
- Zdaje się, że dziś mamy dzień spotkań z naszymi idolami. Bogowie nas kochają.
- Was kochają bóstwa dające szczęście w miłości, mnie tylko te od pieniędzy..- mruknęła Is. Bloom właśnie przyniósł drinki...
- I Dionizos też cię kocha, nie martw się - Ayla roześmiała się podsuwając Is jej drinka.
- No , słyszę, że budujecie tu Olimp!!- Bloom usiadł między Is a Aylą .
Is uśmiechnęła się szyderczo- Tak, i właśnie szukamy Apollina..No co??- Alex kopnęła Is i powiedziała - Ja idę poszukać Apollina bliżej sceny - i wziąwszy drinka ruszyła bliżej przyjrzeć się Kijance ;-p . Wcześniej dała znak Is, która mrucząc coś, o za małej ilości Martini w drinku, ruszyła w stronę baru.
Ayla popatrzyła no obie przyjaciółki z gromami w oczach i sygnałem na ustach.
Gdy odeszły odchrząknęła i...
- Słuchaj...- powiedzieli jednocześnie Bloom i Ayla, po czym uśmiechnęli się oboje zmieszani..
- Ty pierwsza...
- Nie ty, proszę - Ayla znów czuła się jak kompletna idiotka, ten facet okropnie ją onieśmielał, a fakt, że się z nim kochała wcale tego nie ułatwiał, wręcz przeciwnie.
Bloom westchnął
- No dobrze, więc ja powiem, bo chyba powinienem...Powinienem cię przeprosić za cały tamten wieczór. Im bardziej o nim myślałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę na jakiego dupka i emocjonalnego inwalidę wyszedłem. Jedyne co mam na swoją obronę to fakt, że bardzo mi się podobałaś i...od tamtego wieczoru podświadomie wiedziałem, że los nas znów gdzieś ze sobą zetknie. A poza tym - uśmiechnął się ślicznie, tak, że Ayla znów poczuła jakby gorączka rozsadzała jej skronie, - Poza tym, szukałem cię, ale zniknę łaś jak Kopciuszek...
Ayla rozłożyła ręce w geście rezygnacji - Bo przy tobie właśnie tak się czuję, jestem Kopciuszkiem, a ty cholernym księciem z bajki, tyle, że życie to nie bajka, sam wiesz, że tu Happy End'y rzadko się zdarzają.

Tymczasem Alex stanęła niemal przy scenie. I ku swej cichej radości zauważyła, że coraz częściej skośne oczy przyglądały się jej ze sceny.
Gdy skończyli grać i zeszli ze sceny, po kilku chwilach usłyszała za sobą - Zdaje się, że gdzieś się niedawno widzieliśmy??- ten głos rozpoznałaby wszędzie.
- Tak, 2 razy, w samolocie , to było sympatyczne spotkanie, i na lotnisku w burze obsługi klientów - to było już mniej sympatyczne - Alex zadziwiającą samą siebie, pewnością i wyluzowanym uśmiechem spojrzała w czarne oczyska.
Keanu zmarszczył brwi - Tak?? Czyżbym był nieprzyjemny?? Chyba gdyby tak było, zapamiętałbym to, a jakoś nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Ale mnie zapamiętałeś??- znów lekko drwiący uśmieszek wypłynął na twarz Alex.
- Jakoś tak...Ale teraz sam nie wiem, czy właśnie nie wychodzę na narzucającego się dupka - Keanu także uśmiechnął się lekko - Chyba, że jesteś z gatunku kobiet, które podrywają facetów na pozę Macho-woman. Wyluzuj trochę Skarbie, bo z tym drwiącym uśmiechem Ci nie do twarzy...
Alex aż poczerwieniała ze złości....
- Wiesz co?? Jesteś mistrzem swojej konwencji. Konwencji, rozpieszczonej, egocentrycznej gwiazdy filmowej, której się w głowie poprzewracało, i która myśli, że wszystko jej wolno bo jest sławna i kochają ja tłumy!!!!
Ten wybuch nawet ją samą zaskoczył, a co dopiero Reevesa, ludzie obok nich ucichli i kilkanaście par oczu wlepiało się teraz w nich z zainteresowaniem...

Tymczasem Is usiadła na wysokim barowym stołku i poprosiła barmana o dolewkę Martini a potem siedziała zamyślona, obracając w ręku szklankę
- O czym tak myślisz??- cichy, dźwięczny, tak cholernie dobrze znajomy jej głos zapytał, jakby w odpowiedzi na jej modlitwy...
Spojrzała w przepastne oczy
- O seksie ..- odpowiedziała i zaraz potrząsnęła głową - To znaczy nie!!! chciałam powiedzieć o giełdzie i o sek...Cholera!!! - odetchnęła i skończyła - O Hossie na giełdzie...
Johnny leciutko się uśmiechnął - Niektórzy twierdzą że gra na giełdzie bardzo przypomina dobry, wytrawny sex...- ostatnie słowo wypowiedział niemal szeptem, a potem zaciągnął się papierosem i wyciągnął rękę - Jestem...
Nie zdążył powiedzieć - Wiem kim jesteś, miło cię poznać Johnny, jestem Ismeril, albo Is...albo Jo, bo tak tez mnie niektórzy nazywają...- Is nie mogła uwierzyć, że właśnie siedzi obok Depp`a :d

PANICALEX

- Jeszcze nigdy nie poderwałam dziewczyny w takim tempie – zachichotał Johnny.
- Dziś też nie poderwiesz – Is postawiła sprawę jasno
- Cholera już myślałam że mój legendarny urok działa cuda – teraz śmiał się już otwarcie.
- Widocznie jest lekko przereklamowany – Is uznała że mały flirt nigdy nie zaszkodzi.
- Co ty? Hmmmm muszę zapytać agenta co z tym zrobić. A może ty mi poradzisz. Skoro znasz się na finansach to może i na budowie wizerunku?
- Nie kuś mnie żebym spróbowała. Ale jednak nie. Wymagasz zbyt dużo pracy a ja mam za mało czasu. – uśmiechnęła się.
- Przerażasz mnie! Kończę się widocznie. Cóż zawsze do tego dążyłem, wreszcie się udało. Wznieśmy toast za moją byłą karierę – stuknął swoją szklanką o jej.
- Lepiej za moją rozpoczynającą się karierę giełdową – Is spojrzała mu w oczy. Zrobiło się nagle cicho a ona wyraźnie czuła że siedzą za blisko. Jej udo przypadkiem otarło się o jego nogę. Było jej nieznośnie gorąco.
- Johnny wychodzę a ty? – otrzeźwił ich nagle głos zza jej pleców. Głos z wyraźnym francuskim akcentem. Twarz Is ścięła się w uprzejmym grymasie.
- Vanessa ja...- patrzył na Ismeril jakby czegoś oczekiwał. Is nie miała zamiaru reagować. Co do cholery niby miała zrobić?
- ...idę z tobą – podniósł się z ociąganiem. Is nawet nie spojrzała w jego stronę. Dlatego aż podskoczyła na stołku gdy poczuła delikatne uszczypnięcie w pośladek.
- To jeszcze nie koniec rekinie finansjery - jego usta musnęły jej ucho – Jeszcze nie koniec. Do zobaczenia.


Is nie zauważyła sceny na parkiecie w przeciwieństwie do większości ludzi w klubie. Alex widziała narastającą wściekłość w zimnych oczach Reevesa. Pochylił się w jej stronę i nienaturalnie spokojnym głosem wyszeptał jej do ucha:
- Wyjdziesz ze mną. Nie próbuj protestować bo źle to się dla ciebie skończy. Jasne?
Kompletnie oszołomiona Alex poczuła że serce stanęło jej w gardle ze strachu. Wyprowadził ja na zewnątrz i ruszyli w stronę jego harleya zaparkowanego pod klubem. Alex na chwilę odzyskała głos.
- Dokąd mnie zabierasz?
- Wsiadaj na motor.
Alex usiadła za nim i ruszyli tak nagle że omal nie spadła. Zamknęła oczy i mocno objęła go w pasie modląc się by przeżyli tą wariacką jazdę. Gdy przypadkiem je otworzyła zauważyła że przejeżdżają na czerwonych światłach nawet nie zwalniając. Wtuliła twarz w jego plecy i wiedziała już że nigdy w życiu nikogo tak się nie bała jak jego. Z gorzką ironią przypomniała sobie że w podobny sposób Bloom uprowadził Aylę w Londynie ale nie sądziła by Orliś ;-p był choć w połowie tak niebezpieczny jak ten cholerny neurotyk.
Zatrzymali się dość nagle. Alex uniosła głowę i zauważyła że są w jakimś porcie. Fale cicho uderzały o nabrzeże. Alex odsunęła się od Keanu jak oparzona i zeskoczyła z motoru. Potykając się poszła aż na sam brzeg i patrzyła w wodę.
- Czego ty do cholery chcesz? Żebym cię przeleciał? – usłyszała bliżej niż by chciała.
- Odwal się! – syknęła szczękając zębami. Skąpa złota sukienka którą miała na sobie była dobra w klubie ale nie w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu.
- Odwalę się gdy ty to zrobisz- parsknął ze złością – Nie potrzeba mi napalonych fanek w łóżku.
Alex zgrzytnęła zębami. Zadufany w sobie chłystek.
- Ja nie potrzebuję w moim gwiazdorów filmowych. Nie zakładam kolekcji.
- To czego chcesz?
- A nie dociera do ciebie że możesz się kobiecie zwyczajnie podobać?
- Związku też mi nie trzeba.
Coś w jego głosie zwróciło uwagę Alex. Spojrzała na niego. Ze swoim wzrostem i w szpilkach mogła patrzeć mu prosto w oczy. Jedyne co dostrzegła to nieprzenikniona czerń. Ale była pewna że się nie przesłyszała.
- Znasz tą historię tak? Oczywiście. Wszystkie szmatławce które czytujesz do śniadania musiały o tym pisać. Aktor, martwe dziecko, dziewczyna która odeszła. Cudowna lektura.
- Nie czytam szmatławców ale tak, słyszałam o tym – odparła odważnie.
- Pewnie litowałaś się co? Nie trzeba mi litości rozpieszczonej, bogatej panienki.
- Gówno o mnie wiesz. Nie tylko ty zostałeś w życiu zraniony - zmęczona i zziębnięta Alex nawet nie podniosła głosu.
- Wiem co widzę.
- To co widzisz to kilkudniowa pozłota – zaszlochała nagle. Strach i napięcie które odczuwała nagle puściły.
- Cholera dlaczego płaczesz? - Keanu nagle poczuł że chyba przesadził – Zimno ci? Wybacz że dopiero teraz zauważyłem.
Zdjął kurtkę i mimo tego że się odsunęła założył jej na ramiona. Przyciągnął ją nagle do siebie.
- Chodź – wyszeptał – Tam jest ławka. Usiądziemy.
Pozwoliła się prowadzić, bezwolna jak dziecko. Nie stawiała już oporu gdy przytulił ją do siebie. Siedzieli tak w kompletnej ciszy.
- Jak ci na imię? – usłyszała.
- Alex- było jej zimno, więc wtuliła się w niego mocniej. Była bardzo senna. Wypity alkohol i zmęczenie zrobiły swoje. Nie pamiętała kiedy zasnęła.
Poczuła że ktoś delikatnie odgarnia jej włosy z twarzy.
- Alex słońce wstaje nad NY. Patrz.
Otwarła oczy i ujrzała najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek było jej dane oglądać.
- Dzięki że mi to pokazałeś - uśmiechnęła się.
-Wracamy. Gdzie cię odwieźć?
- Waldorf Astoria.
- Więc jednak bogata panienka – zakpił.
- Zamknij się gwiazdorze filmowy – odcięła się.
Gdy zsiadłą z motoru przed hotelem zatrzymał ją na chwilę.
- Alex? – popatrzyła na niego niepewnie. Jego oczy znowu były zimne. – Nic z tego nie będzie.
Odwróciła się bez słowa i ruszyła w stronę wejścia do hotelu. Zastanowiła się dlaczego ciągle towarzyszy jej jego zapach. W windzie, gdy spojrzała w lustro, zrozumiała wszystko. Niech to diabli!!! Nie oddała Panu Lodowatemu kurtki.
W tym czasie Ayla...

PANICALEX

Alex podeszła do swoich drzwi i oparła czoło o chłodne drewno. Wyjęła kartę magnetyczną ale wiedziała że nie zaśnie. Chciała z kimś pogadać. Rozejrzała się po korytarzu i chwilę potem pukała do drzwi Is.
- Proszę.
- Cześć kotku – Alex rzuciła się na fotel stający najbliżej łóżka. Is jak zwykle rozpoczynała dzień w pościeli z laptopem na kolanach.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść – stwierdziła Is wpatrując się z napięciem w ekran komputera.
-Jakim cudem to dostrzegłaś skoro nie oderwałaś ani na chwilę wzroku tego draństwa?
Ismeril zamknęła laptop i zapytała?
- Kłopoty z facetami?
- Z facetem.
- Wiem. Też mam mały problem. Ale ty pierwsza.
- No więc hmmmmm – Alex bawiła się zamkiem od kurtki której jeszcze nie zdążyła zdjąć – spałam z Reevesem na ławce w porcie.
- Dałaś mu się przelecieć na ławce w porcie????????????
- Cholera nie! Poprostu spędziliśmy tam razem noc i było cudownie. A potem on powiedział że nic z tego nie będzie i odjechał.
- Ale przynajmniej zostawił ci kurtkę. Bo to jego tak?
- Tak i nie masz pojęcia jak on obłędnie pachnie. Nie mogę się zmusić by ją zdjąć.
- Poważnie? Chodź tu.
Alex podeszła do łóżka a Is chwyciła dół kurtko i przyciągnęła do nosa.
- No, no. Rzeczywiście.
Alex opadła na łóżko obok przyjaciółki.
- No i tyle mi po nim zostało. Kurtka której prawdopodobnie nigdy nie zdejmę i nie wypiorę – zaśmiała się ponuro – A twoje przygody?
- Poznałam Johnnego Deepa.
- Cooooooo?
- I że tak powiem poznałam go z najgorszej strony.
- ?????????? – to było wszystko na co było stać Alex.
- Wiesz że ten palant uszczypnął mnie w pośladek??? I to przy swojej dziewczynie! To świństwo!
- No fakt.
- Nie chcę mieć do czynienia z facetem który traktuje kobiety jak przedmioty! – Is unosiła się coraz bardziej – Co on sobie kurde wyobraża? Że jestem panienką do zabawy? Jakąś tanią lalą? Bałwan!
- No echem ...- Alex była trochę zaskoczona tym wybuchem – Chyba byś się tak nie denerwowała gdyby ci choć trochę nie zależało co?
- To jest najgorsze – Is ucichła nagle- Bo on był... no był... Nie umiem tego wyrazić. Po prostu był i już.
- Wiesz co zadzwoń do obsługi zjemy tu razem śniadanie i damy ukojenie naszym skołatanym duszom przy pomocy plastrów bekonu i dżemu pomarańczowego.
Gdy Is dzwoniła Alex postanowiła udać się do swojego pokoju by ubrać coś wygodniejszego niż kusa sukienka, szpilki i skórzana kurtka. Choć nad kurtką miała zamiar się zastanowić. Otworzyła drzwi i natychmiast je zamknęła.
- Co jest? – Is wstała żeby się ubrać.
- Na korytarzu jest Bloom w samym ręczniku.
- Gadanie.
- Sama zobacz – Alex odtworzyła drzwi i dźgnęła nosem prosto w gołą klatę Orlando.
- Cześć dziewczyny!

ISMERIL


Drogi czytelniku. Zapewne zastanawiasz się co robi prawie goły Bloom przed drzwiami pokoju Is. By to wyjaśnić trzeba cofnąć się o kilka godzin wstecz.

****

W Viper Room Ayla i Orli prowadzili ożywioną dyskusję o Happy Endach. Ayla twierdziła, że w życiu się nie zdarzają, Orli natomiast twierdził coś wręcz przeciwnego. Rozmowa pochłonęła ich całkowicie. Gdyby któryś z gości Viper Room poprzyglądał się im dostatecznie długo zauważyłby, że obydwoje coraz bardziej szukają jakiegoś bezpośredniego kontaktu. Dlatego właśnie Orlando już od dłuższej chwili bezwiednie dotykał dłoni Ayli.
- Wypijcie swoje drinki do końca i zbieramy się – powiedziała burcząco Is podchodząc do ich stolika. Była wyraźnie zła.
- Nie chcemy jeszcze wychodzić. – Ayla nie zauważyła złego nastroju Is
- Ayla, nie oszukujmy się. Nie ma sensu żebyście tu dłużej siedzieli. Lepiej zabierzcie się do hotelu. Tam będzie wygodniej
- Ale....- Ayla chciała się sprzeciwić bo to było jawną insynuacja do tego, że powinni iść do łóżka. Orli siedział cicho. Zauważył już że bawił się dłońmi Ayli i stwierdził że Ismeril ma rację. W dużym łóżku byłoby wygodniej i przyjemniej
- Nie ma żadnego ALE Ayla. Przyjmij do wiadomości że ciągnie cię do tego faceta i jego do ciebie też. To bez sensu temu zaprzeczać i równie bez sensu mieć potem z tego powodu wyrzuty sumienia. Orli – Is zwróciła się bezpośrednio do Brita – Zabieraj tę niezdecydowaną osóbkę. Taksówka już na nas czeka
Cała podróż minęła prawie bez jednego słowa. Ismeril patrzyła tempo w okno. Orli był lekko zaskoczony sytuacją, bo niezbyt często spotyka na swojej drodze tak zdecydowane osoby jak Ismeril i tak bezpośrednie. Pozatym czuł, że z Is jest coś nie tak. Ale nie znał jej, a ona na samym początku okazała mu niechęć, więc nie będzie się wtrącał. Ayla kipiała ze złości. Chciała zamordować Is. Gdyby tylko nie było światków na pewno by to zrobiła. Ale czy Is nie miała racji?? Oczywiście miała. Tylko Ayli trudno było przestać się nad sobą użalać. Nie miała lat 20 tylko 30 i została wychowana w innej mentalności. Kobieta która ulega facetowi to........ dziwka (?).
„Matko Boska jak to brzmi??!! Ale nie!! Nie będę się poddawać!!” - zacisnęła zdecydowanie usta – „Mam ochotę na tego Brita znowu. On jest miły i też mnie lubi. Sex nie jest nikomu zabroniony. Ja jestem człowiekiem i lubię to robić jak każdy. Nie mogę mieć wyrzutów z tego powodu”.
To było dobre wytłumaczenie i Ayla nawet się uśmiechnęła. Taksówka podjechała pod hotel. Już przy drzwiach Is popatrzyła w ich stronę.
- Bawcie się dobrze tylko nie hałasujcie – uśmiechnęła się do nich i dodała po polsku do Ayli – Nie miej wyrzutów. On jest przesłodki
Otworzyła drzwi i weszła do swojego pokoju.
Orli spojrzał na Aylę.
- Znowu to jakoś dziwnie wychodzi
- Tak, ale nie będziemy się przejmować takimi szczegółami – odpowiedziała Ayla otwierając drzwi. Wzięła Blooma za rękę i wciągnęła go do środka – Mam zamiar cieszyć się każda chwila spędzona z tobą bo lubię twoje towarzystwo. I nawet jeśli jesteś księciem z bajki który zaraz zniknie to trudno. Będę miała co opowiadać swoim wnukom
Objęła go i pocałowała namiętnie, powoli i bez pośpiechu. Mieli na razie dużo czasu....

****

Tak właśnie ta noc minęła Orliemu. Teraz stał w samym ręczniku przed drzwiami Is i uśmiechał się do Alex. Ayla spała spokojnie w swoim pokoju......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:36, 27 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

- Cześć Alex...Is...- Bloom ma strasznie głupiutką minę - Ja...yyyy...Bo wiecie, w pokoju Ayli , to znaczy w jej łazience, to znaczy pod prysznicem...
- Tak??- Alex podniosła jedną brew, zaś Is zerkała groźnie znad laptopa.
- Nie ma ciepłej wody. Wyszedłem z łazienki i z pokoju,żeby się zorientować, co się dzieje, bo , cholera w recepcji nikt nie odbiera i...- przeczesał kędziorki - Ale obiecajcie,że nie będziecie się śmiały - popatrzył na nie prosząco.
- AAleż jaaasne - powiedziały obie, mając najbardziej niewinne, podszyte fałszem, minki.
Odetchnął - Drzwi do pokoju Ayli się zatrzasnęły, pukałem, ale ona chyba mocno śpi, a nie chcę robić rabanu...
Alex bardzo dzielnie powstrzymywała się od śmiechu. Is przewróciła oczyma, ale też po jej ustach błądziła wesołość...
Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do pokoju Ayli
Po kilku długich sygnałach dał się słyszeć zaspany głos - Taaak??
- Ayla, Bloom biega w samym reczniku po hotelu,może byś go tak wpuściła do pokoju, co??
- Co??!!O czym ty mówisz??
Bloom uśmiechnął się z wdzięcznością, ale, gdy już miał iść, zatrzymał się w drzwiach i odwrócił - Słuchajcie mam do was ogromną prośbę....- obrzucił wzrokiem Alex, która zmieszana zawinęła się w kurtkę Reevesa i poprawiła lekko rozczochrane włosy.
- Dziś umówiłem się z Hobbitami, to znaczy z Domem, Billy'm i Lijem na mecz, tyle,że...chyba nie znajdę dziś dla nich czasu. Może poszłybyście na ten mecz za mnie?? Mam dwa bilety, bo kupiłem i dla Seana, ale on wczoraj dzwonił że nie może. Będą cholernie zawiedzeni, ale gdyby zobaczyli,że zamiast dwóch facetów przyjdą dwie takie świetne dziewczyny to...
- Dobrze, dobrze, już nam nie słodź, wiemy, że jesteśmy fantastyczne - Is przerwała mu i wyskoczywszy z łózka, założyła szlafrok i stanęła obok Alex z założonymi rękami - Co o tym myślisz?? - zapytała przyjaciółki.
-Myślę,że mogłabym ewentualnie poznac tych hobbitów...- Alex udała,że się zastanawia....
Is westchnęła - No dobrze, w sumie czemu nie??Tylko dlaczego nie zabierzesz na ten mecz Ayli??
Alex szturchnęła Is, ta uśmiechnęła się do niej i spojrzała na Blooma - Bo...- miał dziwny wyraz twarzy - Bo myślę,że bo to ją nie ineteresowało...
- Oczywiście...- spojrzała znacząco na ręcznik - Dobrze już, idź do niej, bo pomyśli, ze wykorzystujemy fakt,że jesteś w samym ręczniku. Bloom zerknął na ręcznik i uśmiechnął się lekko speszony - Później podrzucę wam te bilety. Mecz jest dziś o 18.00.

Is uśmiechnęła się otwierając mu drzwi. Alex też miała dużego LOLa na buzi.
Zanim Bloom doszedł do drzwi Ayli ta otworzyła mu drzwi - Możesz mi wytłumaczyć, co robiłeś u nich w samym ręczniku?! - zapytała, zawijając się w poły jedwabnego krótkiego szlafroczka - Mogę wejść??- zapytał Bloom z uśmiechem, który jak zwykle podziałał natychmiast.
Ayla spuściła wzrok i przepuściła go do środka. Zamknęła drzwi.
- Czyżbyś była zazdrosna??- Bloom sięgnął by ją przytulic, ale ta prychnęła jak kotka i odskoczyła - Chciałbyś co?? Nie jestem zazdrosna!! - niemal wykrzykęła, za głosno, by było to przekonujace.
Orlando z leciutkim uśmiechem podszedł i tym razem bez przeszkód ją objął.- Jesteś...Ale to miłe, to znaczy,że zależy ci na mnie choć trochę...- podnósł jej buzię i pocałował ją. Pachniał sobą, snem i sexem... :< :<

ISMERIL


- Więc dlaczego nie przyszedł?? – zapytał ze swoim szkockim akcentem Billy
- Bo woli być z Ayla niż z wami chłopaki!! Ona wygląda lepiej niż wy. – Is miała już dość tłumaczenia oczywistych rzeczy.
Niechęć jaką darzyli je trzej panowie zaczęła powoli ustępować. Mecz się udał a teraz siedzieli w trzecim z kolei barze pijąc co mocniejsze drinki i oglądając tańczące przy rurach, półnagie panienki. To był pomysł Doma, te panienki oczywiście. Alex i Is nigdy by na to nie wpadły. Ale było im już wszystko jedno bo alkohol dobrze szumiał w głowie i było zabawne. Elijah siedział tyłem do sceny.
- Kiedyś czytałam – powiedziała Is – że nie lubisz takich miejsc
- On tylko zgrywa niewiniątko. To diabeł nie facet – Dom klepnął Lija tak mocno że ten zachłysnął się swoim drinkiem – ja jestem biednym niewinnym chłopczykiem, któremu potrzeba opieki – oparł głowę na ramieniu Is
- Odwal się Dom. Billy cię będzie pilnował.
- O nie!! – krzyknął z udawanym przerażeniem Dom
- O tak!! - Powiedział wrednie Billy i dał Domowi kuksańca – Już ja cię przypilnuję
Wszyscy wybuchnęli śmiechem bo miny obu panów były dość zabawne. Elijah stłumił śmiech.
- Nie przepadam za takimi miejscami, ale dziś mi się podoba bo mam świetne widoki – uśmiechnął się błądząc wzrokiem po dekoldzie Is.
- Och ty!! – krzyknęła Is i rzuciła w niego garścią orzeszków. To spowodowało kolejny wybuch wesołości wśród wszystkich.
Dwie godziny później wytoczyli (tak to dobre słowo) wytoczyli się z baru ze striptizem. Dominic uniósł rękę do góry, zamarł na chwilę, zmarszczył czoło i.........
- Znam knajpę gdzie dają niezłe piwo i muzyka zawsze jest dobra. Idziemy!!
Tą knajpa była Viper Room. W NY jest mnóstwo knajp z dobrym piwem ale oni musieli trafić właśnie do tej. Usiedli i zamówili wielki dzban piwa. Na scenie grał jakiś zespół. Nikt nie wiedział jaki ale wszystkim pasowało, bo piosenki były ogólnie znane. Takiego chóru już dawno ten lokal nie widział. Było świetnie. Śmiali się, śpiewali, tańczyli i popijali piwo. Is odtańczyła nawet gorący taniec na stoliku razem z Lijem. Na koniec padli sobie w ramiona i uściskali serdecznie. Tak. Na pewno pierwsza niechęć zginęła bezpowrotnie.
- Idę po następny dzbanek piwa. – powiedziała Ismeril łapiąc za puste naczynie i tanecznym krokiem ruszyła do baru.
Wszystkim tym wygłupom, z pochmurnym spojrzeniem przyglądał się ON. Siedział w cieniu przy barze i tylko od czasu do czasu żar z papierosa oświetlał czarne jak granit oczy......


AYLA

- O niee - Ayla, choć z trudnością, oderwała się od Blooma - Chyba narazie nam starczy, jesteś przesłodki, ale ja nie mam zamiaru znów wylądować w łóżku, każda przyjemność musi być dawkowana, żeby się nie znudziła - Ayla z uśmiechem wycofała się do łazienki.Bloom ruszył za nią, ale zatrzasnęła mu drzwi przed nosem - Lepiej pomyśl, co dziś będziemy robić!!- zawołała Ayla ze śmiechem. Bloom oparł się plecami o drzwi i skrzyżował ręce na piersiach - mam pewien pomysł, ale nie wiem, czy Ci się spodoba!! - krzyknął przez drzwi
- Spróbuj!!!
- Ok, zabiorę cię gdzieś, gdzie uwielbiam się bawić!!- powiedział a w bursztynowych oczach zapaliły się ogniki wesołości

*******
- Do pełna proszę!!!!- Is postawiła zamaszyście dzbanek na pulpicie baru
Barman uśmiechnął sią, ale naglezerknął gdzieś poza plecy Is i spuścił oczy.
- No i znów trafiasz w moje sidła, skarbie!!- Is wciągnęła powietrze, na dźwięk głosu i z powodu ręki, która teraz głaskała lekko jej pośladek...
Alkohol przeważnie bardzo stymulował jej odruchy, więc bez namysłu, błyskawicznie odwróciła się i wymierzyła Johnny'emu siarczysty policzek. [rotfl] . Wokół zapadła cisza, ludzie przy barze skamienieli, barman niemal upuścił butelkę wisky.
Johnny popatrzył na Is, a potem potoczył spojrzeniem po ludziach i.....
- That one I deserved!!- powiedział głosem kapitana Sparrow i uśmiechnął się do Is - Przepraszam - powiedział już normalnie, gdy ludzie wrócili do swoich rozmów - Czasem przydaje mi się takie...przywołanie do porządku - pogładził się po zaczerwienionym policzku.
- No to cię sprowadziłam - Is już nieco spokojniejsza, ale nadal zła mierzyła go wzrokiem - Taki stary facet, a nie wie jeszcze, że większość kobiet tego nienawidzi??Ciekawe, co by było, gdybyśmy tak zaczęły chwytać za krocze każdego podobającego się nam faceta??!!- wzięła napełniony dzbanek z piwem i ruszyła w stronę swojego stolika, mijając Deppa
- Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko, pod warunkiem,że nie włożysz w to zbyt dużej siły - Lekki uśmiech rozjaśnił twarz Deppa
- No!! Bo znów oberwiesz!!- powiedziała groźnie Is, ale mimo wolnie uśmiechnęła się - Przepraszam za ten policzek, ale sam mnie sporwokowałeś - powiedziała - Cześć - minęła Depp'a i postawiła dbanek z piwem na stole.
- Cholerka, Is - Dom drapał się po zaroście - Żeby tak stzrelić w pysk samego Johnny Deppa??!!- pokręcił głową
Alex roześmiała się i odrzekła - Żeby tak łapać za pupę samą Ismerli??!!
Lij i Billy parsknęli śmiechem.
- Mam pomysł!!! - zawołał Dom - po obaleniu tego dzbanka proponuję Klub Karoke!! Kto jest ZA???!!!
- Wszyscy!!!!- wrzasnęła cała 5tka stuknąwszy się z rozmachem szklanicami z piwem [browar] .

*****
- Klub Karaoke??- Ayla wyraźnie zdegustowana rozglądała się po sali.- Bloom, jeśli myślisz, że zmusisz mnie do tego typu wygłupów, to chyba kompletnie ci odbiło - powiedziała zdejmując króciutką kurtkę z czarnego topu.Usiadła przy stoliku i patrzyła z litościwą miną, jak pewnien blondyn masakrował piosenkę Bryana Adamsa z filmu "Don Juan De Marco" ( hie hie hie Wink ).
Kolejna była panienka koszmarnie fałszując piosenkę Toni Braxton "Spanish gituar"
Nagle od strony wejścia dały się słyszeć wesołe śpiewy. Na salę wtoczyła się Is wspierana przez 3 hobbitów.
- O Matko...- Ayla zrobiła okrągłe oczy
- Blooom!!!!- wrzasnęli hobbici - AYYYLAAAAA!!- wrzasnęła dobrze już podpita Is
- A gdzie zgubiliście Alex??- zapytała Ayla, gdy dotoczyli się do ich stolikai Bloom dokonał prezentacji, przedstawiając ją swoim "porąbanym " kumplom, jak ich określił:]
- Alex chciała wrócić do hotelu - Is usiadła z rozmachem i wsparła się na ramieniu Blooma, przeczesała mu palcami włosy - Jak ja kocham te twoje loczki - powidzała prosto w ucho zaskoczonego britta. Dom, Billy i Lij ryknęli smiechem
- Ona jest zarąbiasta!!- Dom wyraźnie był pod wrażeniem Is
- No czasem jej się zdarza...- mruknęła Ayla - Ale dlaczego chciała wrócić?? Źle się poczuła??- Ayla dalej drążyła temat Alex, zaniepokojona o przyjaciółkę
- A czy ja wiem??? Może miała nadzieję,że Neo wpadnie po kurtkę??- Is puściła oko do Ayli - W każdym razie jest w hotelu nie martw się o nią... To kto pierwszy śpiewa???!!- Is już dawno nie miała tak zabawowego nastroju [jupi]

PANICALEX

Na pierwszy ogień poszedł Orli pełen nadziei że jego występ zachęci Aylę do śpiewania . Szło mu nieźle tym bardziej że trafił na „Fever” Presleya. Po minucie w barze było cicho a wszystkie dziewczyny wpatrywały się w Blooma jak zahipnotyzowane. Trzeba przyznać że Ayla poczuła się zagrożona. W sypialni miała go tylko dla siebie, tu, tak się jej przynajmniej zdawało należał do wszystkich. Nagle poczuła że traci humor, że wszystko ją irytuje, że jest jej duszno.
Wstała gwałtownie i udała się do toalety nie zauważając pełnego niepokoju spojrzenia które posłał za nią Orlando.
W toalecie Ayla oparła się o ścianę. Toczyła wewnętrzną walkę z sobą by podejść do lustra i spojrzeć sobie w oczy.
Na Boga! Była dorosłą kobietą! Swoje już w życiu przeszła. Niemożliwe by jak jakaś małolata była zazdrosna o całą salę dziewczyn tylko dlatego że gapiły się na jej chłopaka. Jej chłopaka?????!!!!!! Cholera! Jest tu po to by się dobrze bawić a nie komplikować sobie życie.
Wróciła na salę. Hobbici śmiali się wręcz histerycznie. Bloom skończył „Fever” i bawił się w rapera. Powiedzmy wprost Eminem nie wpadłby w zachwyt widząc co Brytyjczyk wyprawia z jego utworem.
Bloom szeroko uśmiechnięty i zdyszany wrócił do stolika. Usiadł obok i pocałował ją w szyję.
- Wszystko w porządku? – zajrzał jej z bliska w oczy.
- Tak – wciąż irracjonalnie zraniona stopniała jak wosk czując jego dłoń na biodrze. Będzie martwić się później.
Dom i Billy wypychali na scenę Lija wrzeszcząc:
- Chłopie nie daj się prosić! Co to dla ciebie? Przeczytasz parę marnych linijek tekstu i już. Upssssss! Zapomnieliśmy! Ty nie umiesz czytać! – zanieśli się śmiechem.
- Zobaczymy – Elijah kazał im się odczepić i zwrócił się do Is – Cudowna, wspaniała, odważna dziewczyno ratuj mnie z rąk tego plemienia pokurczy niesłusznie nazywanych hobbitami – złożył błagalnie ręce – Zaśpiewasz ze mną?
Is uśmiechnęła się.
- Dlaczego nie? Ale jakiś gorący kawałek.
- Dobra.
W końcu Lij śpiewał „ You can leave yur hat on” Cockera a Is tańczyła dokoła niego zmysłowo. Wszyscy klaskali do rytmu a Is było coraz bardziej gorąco. Niebieskie oczy Lija zaczęły ją uwodzić a może tak jej się zdawało. Przyciągnęła Wooda do siebie i zaczęła całować jego szyję i twarz. Ocierała się o niego i prowokowała szepcąc mu do ucha nie całkiem przyzwoite słowa. Zapomniała że jest na scenie. Po prostu miała ochotę i nie zamierzała tego ukrywać.
- Co tu się do diabla wyprawia??????!!!!!
Is obejrzała się. Deep stał na parkiecie i wyglądał fantastycznie.
- Zostaw ją!
- Johnny! Daj spokój to tylko zabawa. – Bloom położył mu rękę na ramieniu.
- Spieprzaj Bloom! Wood chodź tu pogadamy jak faceci.
Is nie miała zamiaru dłużej tego słuchać. Sama zeskoczyła ze sceny i podeszła do sprawcy zamieszania.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Tak. Zachowujesz się jak dziwka – Deep miał ogień w oczach. Is czuła od niego alkohol.
- To moja sprawa jak się zachowuję tobie nic do tego ty niewydarzony aktorzyno! – Is nigdy nie czuła takiej furii – Wracaj do Vanessy gdzie twoje miejsce!
- Odeszła i to też jest twoja wina!
- Moja wina?????!!!!!
- Tak! Tak bo... Cholera jasna! Wiedziała że coś się zmieniło odkąd się pojawiłaś.
- ??????????- Is kompletnie osłupiała.
- Spadam stąd! Idź do diabła razem z twoim kochasiem! – Deep wypadł z baru jak burza.
Is podeszła do stolika i usiadła obok Ayli.
- Nic z tego nie rozumiem a ty? – spojrzała bezradnie na przyjaciółkę.
- Też nic a to znaczy że musimy się napić. Chłopcy skoczcie bo następny dzbanek piwa. Bawimy się tu do rana.

Tymczasem Alex kładła się do łóżka. Pobyt w Viper Room popsuł jej humor. Cholerne wspomnienia! Nie miała ochoty na dalszą zabawę. Była wyczerpana i smutna.
Z półsnu wyrwał ją dzwonek telefonu. Zabiję, pomyślała. Is albo Ayla znów coś wymyśliły i zawracają mi głowę o tej porze.
- Slucham? - rzuciła niecierpliwie do słuchawki.
- Alex?
- Keanu??? – Alex na chwilę wstrzymała oddech.
- Mam prośbę.
- Tak?
- Chciałbym z kimś zasnąć.
- Zasnąć? – zdumienie Alex sięgało zenitu.
- Po prostu połóż słuchawkę obok siebie na poduszce ok.?
- Dobrze – Alex sama sobie nie umiała wyjaśnić dlaczego robi coś tak dziwacznego. Ale zrobiła. Leżała dość długo wsłuchując się w jego spokojny oddech. Sama nie była tak spokojna. Miała mętlik w głowie. Delikatnie dotknęła słuchawki wyobrażając sobie że dotyka jego ust i tak zasnęła.
Rano obudziło ją łomotanie do drzwi i chóralne śpiewy przyjaciółek i hobbitów oraz jednego elfa. Spojrzała na słuchawkę i szybko przyłożyła ją do ucha.
- Keanu?
- Dzięki – cichy szept a potem sygnał rozłączonego telefonu.

ISMERIL


Promienie słońca oślepiały go nawet przez zamknięte powieki. Czuł na twarzy ciepło promieni..... Miękka trawa jak duży materac na którym z przyjemnością się zasypia..... Spokój.......... Cisza.......... Poczuł na twarzy czyjąś dłoń. Otworzył oczy ale postać stała w słońcu tak że widział tylko ciemny obrys jej sylwetki.
- Tatusiu. Śpij. Przyszłam zabrać ciocię by się ze mną pobawiła. Z tobą pobawię się później. Kocham cię.
Malutka dłoń znowu delikatnie przesunęła się po jego policzku. Nagle dziewczynka zniknęła. Keanu usiadł gwałtownie na trawie i zobaczył ją kilkanaście metrów dalej. Biegła przez kwiaty. Ciemne loczki rozwiewał wiatr a ona śmiała się tak głośno i radośnie. Złapała za rękę jakąś kobietę. To była jego siostra. Obie się odwróciły i pomachały mu radośnie, a potem zaczęły biec dalej i dalej znikając mu powoli z oczu.
- NIE!! – krzyknął rozpaczliwie ale one tak jakby go nie słyszały – NIE!!!!
Usiadł gwałtownie na łóżku. Oddychał płytko i szybko a serce waliło mu jak młot. Zimny pot zrosił mu czoło. Znowu ten sen. Jego córka, której nigdy nie miał okazji zobaczyć, przychodzi po jego siostrę i obie odchodzą zostawiając go zupełnie samego. Spojrzał na zegarek. 4.27 rano. Za oknem było jeszcze całkiem ciemno. Wykręcił numer i czekał.
- Słucham?? – odezwał się lekko zaspany głos
- Cześć Mamo
- Cześć Keanu. Wiesz która godzina??
- Przepraszam mamo ale obudziłem się jakiś czas temu i pomyślałem że do was zadzwonię. Chyba jak zawsze coś pomyliłem z tą różnicą czasów. Mamo?? Czy Kim dobrze się czuje??
W słuchawce zaległa chwila ciszy
- Tak. Wszystko dobrze. Nic się nie dzieje niedobrego.
- To dobrze – powiedział z wyraźną ulgą. – Dobranoc mamo.
- Pa synku.
Rozłączył się. Chwilę patrzył w przestrzeń przed sobą a potem znowu się położył. Nie mógł zasnąć. Nie sam. Wziął książkę telefoniczną i zadzwonił do Waldorf Astoria. Udało mu się przekonać recepcjonistę by połączył go z właściwym pokojem.
- Słucham? – usłyszał w słuchawce zniecierpliwiony głos.
- Alex?
- Keanu???
- Mam prośbę. – powiedział cicho
- Tak?
- Chciałbym z kimś zasnąć.
- Zasnąć? – Alex była zdumiona.
- Po prostu połóż słuchawkę obok siebie na poduszce. OK? – powiedział zwyczajnie
- Dobrze
Usłyszał szelest pościeli a potem jej cichy oddech w słuchawce. Słyszał jak się uspokaja i wreszcie zasypia.
- Śpij spokojnie – wyszeptał do słuchawki. Wiedział że go nie słyszy. Było mu znacznie lepiej. Był z kimś. Kimś kto nie jest senną marą......
Nagle w słuchawce usłyszał jakieś zamieszanie. Alex obudziła się. Spała ledwie chwilę.
- Keanu? – zapytała z jakąś determinacją
- Dzięki – odpowiedział cicho i się rozłączył.
Wstał z łóżka i poszedł zrobić sobie kawy. Naprawdę czuł się lepiej.....


AYLA

- AAALEEEX!!!! Wstawaj, to nie MATRIX!!!!- Is ze śmiechem waliła w drzwi.
Alex otworzyła je z rozmachem - Porąbało was??? Wiecie która godzina?? Chcecie,żeby nas stąd wyrzucili???- Is, Ayla, hobbici i Bloom mieli pootwierane buzie, bo Alex miała minę dyrektora szkoły objeżdżającego ucznów w gabinecie na dywaniku. - No...- alex odetchnęła i cos na kształt uśmiechu przewinęło się przez jej usta - A teraz panowie grzecznie się żegnają, a panie idą spać...- spojrzała znacząco na Blooma, a potem na Doma, Lija i Billy'ego, pomiędzy którymi uwiesiła się Is. - I już bez hałasów, ludzie chcą jeszcze trochę pospać.
- Tak jest, pani generał!!!- po chwili milczenia Dom zasalutował przed Alex, oczywiście reszta facetów to podchwyciła i teraz wśród rechotu Is i Ayli stali wyciągnięci na baczność przez Alex i salutowali jej z kamiennymi twarzami ;-p .
- Spocznij i do domu, wykonać!!- Alex zatrzasnęła drzwi

*******
Wczesnym popołudniem Is wygrzebała się w końcu z łóżka. Suchość w gardle, wrażenie betonowego odważnika na głowie i załzawione oczy wyraźnie dawały do zrozuminia,że wczoraj trochę przecholowała z alkoholem.
Powoli zaczęła sobie przypomniać wczorajszy wieczór i noc. I aż jęknęła, gdy dotaróo do niej co robiła z Lijem na scenie i...i ten niespodziewany, zupełnie zaskakujący incydent z Depp'em...Co on mówił?? Że Vanessa go rzuciła????- Is jęknąwszy i skrzywiwszy się odkręciła wodę nad umywalką i zrosiła sobie twarz wodą.
- Boże...Za dużo jak na jeden wieczór- Tu znów przypomniał jej się policzek, jaki wymierzyła Johnny'emu kilka godzin wcześniej.
Ktoś dyskretnie zapukał do drzwi.
- Odejdź, kimkolwiek jesteś!!!- jęknęła Is
- Miss Jo???Przepraszam, ale mam dla pani wiadomość. Ale jeśli pani woli, wsunę ją pod drzwiami - hotelowy boy chyba dość często miał do czyniena z rozkapryszonymi, ekscentrycznymi gośćmi.
Is zobczyła jak pod drzwiami wsunęła się do pokoju koperta.
Sięgnęła po nią i obejrzawszy ją uważnie, otworzyła
" Czy można się zakochać w jeden wieczór?? Kiedyś w to wierzyłem, a potem przyszła życiowa rutyna....
Czy można zrujnować sobie życie w jedną noc?? Można, tyle,że zawsze trzeba mieć nadzieję,że będzie lepiej...
Jeśli, to co napisałem wyżej nie zniechęciło Cię, to proszę, spotkaj się dziś ze mną w moim klubie....Będę czekał o 19.00.

J.D."

Is usiadła na łóżku. Przeczesała rękami włosy a potem...roześmiała się. Była kompletnie skołowana. Ale i bardzo zaintrygowana, bo wszystko działo się, jakby siedziała na diabelskim młynie w wesołym miasteczku.Za szybko, za mocno, za....intensywnie???
Opadła na łóżko, a potem nagle zerwała się i otworzyła szafę. W myślach błogosławiła Alex i Ayle,że naciagnęły ją na kupno kilku oryginalnych wieczorowych kreacji.

********
Weszła do klubu dokładnie z wybiciem 19.00. "Jak pieprzony kopciszek" przeszło jej przez myśl. Facet w czerni od razu do niej podszedł i z ukłonem powiedzial,że szef czeka na nią i zaprowadził ją do innej, nieznanej jej do tej pory cz. klubu, gdzie znajdowały się wydzielone, bardziej kameralne stoliki. Johnny już na nią tam czekał, wstał i z uśmiechem poczekał, aż usiądzie...
- Dziękuję,że przyszłaś - blada twarz zdradzała zmęczenie i smutek, ale było mu z tym diabelnie do twarzy. Is popatrzyła na niego poważnym, taksującym spojrzeniem. Tym razem był elegancki, ale w szczególny sposób, bo była to taka niewymuszona, trochę nonszalancka elegancja. Czarne spodnie, ciemnopopielata koszula i piekna, doskonale skrojona marynarka,która świtnie podkreślała jego szczupłą sylwetkę. Nie miał krawata, bo go nie potrzebował, strój był wystarczający, by podkreślić urodę tego mężczyzny.
Is była oszołomiona, choć postanowiła to zgrabnie ukryć, to udało mu się zuważyć,że zrobił na niej wrażenie.
Uśmiechnął się. - Pięknie wyglądasz..- otaksował jej lejącą sięlekko przeżroczystą bluzkę koloru ciemnej butelkowej zieleni i czarne, miękkie świetnie skrojone spodnie, w których Is zakochała się, gdy tylko zobaczyła je w sklepie.
- Dziękuję - odrzekła - Ty też wyglądasz...nieźle - rzuciła po krótkiej chwili...
- Tak więc...Czemu zawdzięczam to zaproszenie??- Is przerwała ciszę jaka po wymianie komplementów zapadła miedzy nimi.
- Wczoraj wiele się wydarzyło, między nami i miedzy mną a moją...a Vanessą - zawahawszy się wypowiedział w końcu ostatnie słowa.
- Tak...Tyle,że ja chyba nie dokońca rozumiem jaką rolę odegrałam w tym dramacie, a wogóle jeśli ja odegrałam, to kompletnie nieświadomie...- Is popatrzyła na Deppa poważnie i znów jak ukłucie w sercu poczuła jak bardzo ten facet jej się podoba...
Zwłaszcza teraz, gdy jego czarne oczy wpatrywały się intensywnie w jej twarz.

PANICALEX

- Tak to prawda nie miałem prawa robić ci tej sceny.
- Trudno się z tym nie zgodzić.
- Chciałbym żebyś coś zrozumiała – sięgnął po jej dłoń i zacisnął na niej palce – Vanessa i ja... Byliśmy ze sobą długo. Coś się wypaliło. Dopiero ty...
Is drżała na całym ciele. Sama już nie wiedziała czy to od jego dotyku czy ze strachu przed tym co mogło się zdarzyć. Usłyszała jak odetchnął głęboko.
- Czy moglibyśmy stąd wyjść? Mam gabinet z tyłu klubu.
Is jak zaczadzona dała się wyprowadzić Deepowi gdzieś w głąb klubu. Otworzył przed nią drzwi do typowo po męsku urządzonego pokoju. Żadnych przesadnych ozdób czy bibelotów. Kanapa, biurko, wygodny fotel kilka obrazów o tematyce abstrakcyjnej na ścianach.

Is usiadła na kanapie czując że pokój dla nich dwojga jest za mały. Johnny stał nad nią i poprostu patrzył.
- Chciałeś coś wyjaśnić – przypomniała czując suchość w ustach.
- Ty jesteś wyjaśnieniem – pochylił się nagle i pocałował ją. Is poddała się. Pozwoliła by położył się obok niej na kanapie. Pozwoliła mu na wszystko. Na czułe słowa, na dłoń obejmującą pierś, na ugryzienie które niemal doprowadziło ją do obłędu. Nagle go poczuła, blisko siebie. Poczuła jak brzuch płonie jej żywym ogniem. Jego ręka uwięzła między jej udami które zacisnęły się konwulsyjnie. Ta pieszczota nagle otrzeźwiła Is. Co się dzieje? Spojrzała mu w oczy. Czarna otchłań w którą o mało co a by wpadła.
- Johnny jeszcze nie teraz.
- Teraz.
- Nie!
- Tak!
- Cholera wynoś się!
- Co ci jest???? – Johnny wstał niechętnie.
- Traktujesz mnie jak przedmiot który ma ci poprawić humor – Is czuła łzy pod powiekami.
- Nie! To nie tak. Do diabła! Nie umiem ci wyjaśnić co czuję ani czego chcę. Wiem że teraz chcę ciebie.
- A zastanowiłeś się czy ja tego chcę? Johnny ja wychodzę chyba że zabierzesz mnie na kolację bez przewidzianego z góry deseru w postaci sexu.
- Twardo negocjujesz.
- Giełda przydaje mi się nawet teraz – uśmiechnęła się lekko.
- Przyjmuję warunki – wyciągnął do niej rękę którą uścisnęła z komiczną powagą.

AYLA

Johnny przeczesał czarne włosy, a potem spojrzał na Is.
- A może kompromis???
- To znaczy??- Is siedziała na kanapie powoli uspokajając burzę zmysłów, jaka przez momentem przetoczyła się przez jej ciało i umysł.
- Zjemy tu, w tym gabinecie, obiecuję,że będę dżentelmenem i nie zrobię nic, na co nie będę miał wyraźnego pozwolenia
- A jednak zakładasz,że coś się stanie??- Is nie mogła ukryć lekkiego usmiechu - Jesteś cholernie pewny siebie, panie Depp.
- To nie pewność siebie, to raczej optymizm, którego ostatnio mam coraz mniej w życiu - Johnny sięgnął po słuchawkę i po kilku minutach, które dla Is trwały wieki, rozległo się pukanie do drzwi i po chwili wjechał barek z kolacją, winem i niezwykle dyskretnym kelnerem, który obsłużywszy ich, ulotnił się jak duch. Przez jakiś czas jedli w milczeniu.

Is upiła łyk wina i zmrużywaszy oczy, popatrzyła na dłubiącego w talerzu, zamyślonego Depp'a
- A może chcesz mi o tym opowiedzieć??- zapytała w końcu
- O czym??- spojrzał zdziwiony, wyrwany z zamyślenia
- O tym, co tak cię gryzie. Jeśli mam być lekarstwem, to może powinnam znać chorobę??
Odetchnął.
- Wiesz,co w życiu jest najgorsze?? Rutyna...Kiedy nagle uświadamiasz sobie,że coś, co do tej pory uchodziło za uczucie, jest po prostu przyzwyczajeniem, które sami rozpaczliwie i podświadomie ubieramy w oznaki uczuć,by nie wyszła na jaw bolesna prawda...Ze miłość się wypaliła, a na jej miejsce weszła rutyna i mgliste wspomnienie namiętności....
Is wsparła się na łokciu i z uwagą wpatrywała się w tego pięknego, dojżałego mężczyznę, który chyba właśnie uchylał przed nią rąbek pokrytej bliznami po nie udanych związkach, bardzo samotnej duszy.
Zamilkł i popatrzył na nią tak, że aż jej zabrakło tchu. Spuściła wzrok.
- A jednak, wspomniałeś ,że są w tobie pokłady optymizmu??
Uśmiechnął się - Gdyby ich nie było, zapewne już dawno skńczyłbym z tym wszystkim. Zawsze oceniam ludzi intuicyjnie. Przeważnie jedno spojrzenie wystarcza, bym wiedział,że warto lub nie zawierać znajomość.I tak było z tobą. wiem,że to brzmi strasznie banalnie, ale tak ze mna jest. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - W branży uchodzę za strasznego dziwaka.
- Lubię ciekawych ludzi. Nie znoszę monotonii i też wierzę w intuicję - powiedziała Is,patrzac jak urzeczona w jego zmysłowe usta.
Sięgnął przez stół do jej dłoni, nie cofnęła jej.
- Czy zatem mogłabyś być moją nadzieją na lepsze czasy?? Wiem,że jest w tobie dużo ciepła i namiętności, czuję to, widzę to w tych jasnych oczach...- mówił cicho, trochę smutnym, miękkim głosem.
Is oderwała w końcu wzrok od jego ust, powoli wstała nie nie wyciągając swej dłoni z jego i podeszła blisko Johnny'ego.Patrzył na nia z doł, siedząc i nie wykonując niemal żadnego gestu, tylko w jego oczach było widać, to o czym teraz myślal, to co aż rozsadzało umysł Is.
Nachyliła się i pocałowała go, tak, jak dawno nikogo nie całowała, z pasją z uczuciem i namiętnością, która nawet ją samą zdziwiła, gdy resztki zdrowego rozsątku na chwilę wypłynęły na powierzchnię w burzy zmysłów , która drugi raz tego wieczoru, opanowała ją całkowicie.
Johnny odpowiedział na pocałunek,powoli wstał i objął ją. Teraz to ona go chciała i to ona dyktowała warunki, a on był w jej władzy i wcale się temu nie opierał. Kanapa po raz drugi stała się ich azylem, ale tym razem żdne z nich nie powiedziało "NIE":>:>:>

PANICALEX

Is wróciła do hotelu o 10 rano. Czuła się świetnie. Jakoś odmiennie i lekko. Do teraz nie wiedziała jak udało jej się z nim rozstać. Gdy usiłowała wyjść o 7 zaciągnął ja spowrotem do łóżka. To samo o 8.30. Ale o 9.30 była już twarda o ile tak można było nazwać gorące pocałunki którymi żegnała go w drzwiach.
W windzie spotkała boya hotelowego który wręcz niknął za ogromnym naręczem fioletowych tulipanów. Is popatrzyła przez chwilę z zainteresowaniem. Nigdy nie widziała takiej masy kwiatów. Wsiadła na swoim piętrze ale nagle się zatrzymała. Boy wyraźnie zmierzał do drzwi pokoju Alex.
- Małą chwilę – zatrzymała go – To dla tej pani która mieszka w tym pokoju ?– upewniła się.
- Tak proszę pani.
- Masz dolara napiwku i daj mi te kwiaty.
- Tak jest proszę pani. – Is aż ugięła się pod ciężarem bukietu. Ktoś tu nie żałował pieniędzy.
- Alex! – kopnęła drzwi pokoju przyjaciółki – Alex!!! Otwórz te cholerne drzwi bo zaraz mi ręce odpadną. Ayla wyjrzała od siebie. Ja się zdaje tej nocy Bloom jej nie niepokoił ;P.
- Is dlaczego demolujesz hotel?
- Dlatego – Is poprawiła kwiaty które powoli zaczynały wysuwać się z jej rąk.
- Piękne.
- Alex!!!!!!!!! – Is powoli traciła cierpliwość.
Drzwi otworzyły się. Alex stanęła w nich z workiem lodu na głowie i zbolałą miną.
- Is dlaczego mnie torturujesz? Głowa mnie boli jak wszyscy diabli. Skutek hulaszczego trybu życia który tu wiodę
- No wreszcie – stęknęła Is odstawiwszy kwiaty na najbliższy stół.
- Co to? Kupiłaś mi kwiaty? Po co?
- Wariatka! To nie ja, lepiej przeczytaj bilecik.
- Właśnie – Ayla wyciągnęła go spomiędzy kwiatów.
- Ach – Alex otworzyła kopertę i usiadłszy na fotelu zrzuciła okiem na bilecik.
- I co? - Is przeszukiwała barek przyjaciółki w poszukiwaniu wody mineralnej.
- Nic nowego – Alex odłożyła bilecik na stół.
- Mogę? – Ayla wzięła go do ręki. Widząc skinięcie głowy zamyślonej Alex obejrzała bilecik.
- Ale tu nic nie ma.
- Właśnie – Alex poprawiła worek z lodem który niebezpiecznie się zsunął. – Nic nie ma. Ten facet jest tak nieśmiały, zakompleksiony i walnięty że po prostu nic nie napisał.
- ??????? – Ayla nie do końca zrozumiała o co chodzi.
- No Reeves – Is znalazłszy mineralkę ponownie włączyła się do rozmowy.
- Nie miałam pojęcia że on jest taki – Alex wzięła butelkę z rąk Is i połknęła dwie aspiryny.- Taki ... No trudny do rozszyfrowania.
- Jak wszyscy faceci – stwierdziła Is.
- A propos facetów. Dlaczego masz na sobie to samo ubranie co wczoraj wieczorem? – Ayla mrugnęła do Alex – Czyżby szczęście do pieniędzy zaowocowało wreszcie szczęściem w miłości?
- Jak byś zgadła – Is pokazała jej język – Ruszcie się idziemy na śniadanie a potem na zakupy.
- Chyba się przesłyszałam. Ayla słyszałaś to co ja?????? – worek z lodem zsunął się z głowy Alex definitywnie.
- Chyba tak ale nie wierzę. Is i zakupy? To nie może być prawda!
- Ale jest. Potrzebuję nowej kiecki na dziś wieczór a wy mi doradzicie. – Is nie zamierzała dalej dyskutować.

AYLA

Zakupy były jak zwykle dłuugie, kosztowne i owocne. Is kupiła sobie kilka wystrzałowych kreacji a po południu, udała się do kosmetyczki i do hotelowego salonu odnowy biologicznej.
Alex odebrała jeszcze w czasie zakupów telefon, po którym była dziwnie rozkojarzona i nieobecna. Zaraz gdy wróciły do hotelu przebrała się w jeansy i sportową, skórzaną, krótką kurteczkę, a potem, gdy zeszła na dół dało się słyszeć ostry start motocykla, i już jej nie było:].
Ayla drugi dzień nie widziała się z Paniem Słodkim, z jednej strony cieszyło ją to, bo ta znajomość zaczęła ją drażnić." Nie można budować związków na samym seksie" - tak sobie tłumaczyła, ale coraz częściej zerkała to na telefon w pokoju, to na swoją komórkę, sprawdzając, czy nie ma choćby SMSa...
Po zakupach padła na łóżko. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Wstała niechętnie i otworzyła je.
Zatkało ją - tuż przed nią stała Kate Bosworth z ponurą miną.
Ayla przez moment wpartywała się w nią zdziwiona, ale po chwili zapytała przybierając ten sam wyraz twarzy co blondi.
- Cześć Kate. Masz sprawę?? Jeśli szukasz Blooma, to go tu nie ma, a jeśli chcesz mi robić sceny to daruj sobie, nie mam na to ani czasu, ani ochoty...
Bosworth zacisnęła usta i wepchała się do pokoju, odepchnąwszy Aylę, a potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
Ayli zrobiło się nieswojo, bo widziała,że Kate ma desperację w oczach
- Zostaw go rozumiesz? On jest MÓJ...- powiedziała cicho.
Dopiero teraz Ayla zauważyła, ze Kate wyglądała żałośnie, potargane włosy, makijaż spływajacy na policzki. Bez dwóch zdań płakała.
- Uspokój się - Ayla starała się być miła, choć, cholera, nie wiadomo dlaczego, w końcu to jej konkurentka.
- Kate zrozum...To nie ja go szukałam, to on znalazł mnie. A wtedy w Londynie, to on niemal przemocą zabrał mnie do siebie z party.
- Jasne, zaraz mi powiesz,że cię zgwałcił...- skrzywiła się Kate
- Nie powiem, choć owszem, broniłam sie, bo nie lubię być traktowana jak rzecz, a tak mnie wtedy potraktował. Pokłócił się z tobą i potrzebował ujcia dla swoich emocji. Dlatego uciekłam potem i miałam nadzieję,ze mnie nie znajdzie...
- Ale znalazł...- mruknęła Kate
- Tak znalazł...- Ayla usiadła na fotelu i wskazała drugi Kate, ale ta pokręciła przecząco głową.
- Chcę tylko wiedzieć, czy...czy jeśli znów się zejdziemy, nie będziesz wchodzić między nas??- zapytała wpatrując się w Aylę intensywnie
Ayla westchnęła - Kate...Bloom to wspaniały facet, ale narazie nasze relacje opierają się niemal wyłącznie na namiętności. Jeśli on cię kocha, to zapewne i tak nie mam u niego szans, więc nie masz się czego obawiać. Ja mu się nie narzucam, nie chodzę za nim, ani nie zaciągam go siła od łóżka. Ale nie wymagaj ode mnie jakichś deklaracji. Nie jesteście małżeństwem, ani też nie zaręczył się z Tobą, więc obie mamy takie same szanse...- Ayla zmarszczyła brwi...
Kate wypuściła głośno powietrze i ruszyła do drzwi, już w nich stojąc odwróciła się i powiedziała zjadliwie - Jeszcze zobaczymy, która z nas go zdobędzie!!- i trzasnęła drzwiami.
Ayla wzruszyła ramionami...Ale mimo wszystko było jej przykro, bo nienawidziła niejasnych sytuacji, a teraz czuła się jak żmija, która rozbiła czyjś związek.

ISMERIL


Ayla czuła się źle. Wątpliwości coraz mocniej waliły do drzwi zdrowego rozsądku. Z jednej strony mówiła sobie, że nikomu nie robi krzywdy, a z drugiej ......... Straszne. Znowu zerknęła na wyświetlacz komórki. Cisza.... Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Is z zadowoloną miną i butelka piwa w ręku.
- Ale się zmęczyłam zakupami. Co robisz?? – opadła na łóżko i popatrzyła na Aylę
- No proszę, nie ma to jak dobry sex, co? - Ayla popatrzyła na Is z wyraźnym rozbawieniem, bo ich as giełdowy już dawno nie tryskał tak energią jak dziś
- Żebyś wiedziała. Boska rzecz. Już nigdy nie wezmę sobie faceta w moim wieku albo młodszego. Starsi są duuuuuuuużo lepsi
Ayla odchrząknęła
- No cóż...polemizowałabym - odpowiedziała z lekkim uśmiechem
- Dobra. Zależy co kto lubi. - łaskawie zgodziła się Is ale widać było, że zdanie ma już wyrobione - To była naprawdę niesamowita noc. mam nadzieje, że dziś będzie podobnie. Gdy tylko pan Depp przestaje mieć pozę taniego macho robi się milutki. Trzeba to wykorzystać póki się da
Ayla obracała komórkę w ręku
- Była u mnie Bosworth....
- Tak? A po co? – Ismeril była bezbrzeżnie zdziwiona
- Zażądała, bym się odczepiła od jej faceta... Tle, że ja się do niego nie przyczepiłam – Ayla wzruszyłam ramionami jakby bagatelizując cała sprawę ale tak naprawdę było jej z tym źle. Postanowiła zmienić temat. - Johnny jest dziwny...ale pasujecie do siebie - uśmiechnęła się diabełkowato
- Nie gadaj mi tu bzdur. Ja wiem jak jest. Jestem lekarstwem na nudę. Vanessa się spakowała i pojechała z dziećmi do Francji. Tydzień........ góra dwa i wróci. A jak wróci to pan Depp grzecznie wróci też na łono rodziny. Ja się nie łudzę. Wiem, że tak będzie. Chce tylko wykorzystać tę chwile na cudowny sex. A ty? Czego chcesz od Blooma?
- Teraz to ty gadasz bzdury... Napewno w głębi serca masz nadzieję, że to więcej niż sex. Tak samo jest ze mną, nikt nie lubi być traktowany tylko i wyłącznie jako obiekt seksualny. - Ayla odłożyła telefon.- Ale przyznaję, że na twoim miejscu...Hm...No wiesz trudno jest się łudzić, że coś z tego będzie. Vanessa i dzieci to jego rodzina.
- Wcale nie mam takiej nadziei. Żyję chwilą. Ważne co jest TERAZ. I dobrze mi ze świadomością, że TERAZ rozpalam go do czerwoności tylko jednym dotknięciem. To bardzo miłe. Spałam z facetem który był dla mnie marzeniem i było cudnie. Jeden cel osiągnęłam. Nie wiążę z nim żadnych planów. A jeśli Vanessa się zjawi grzeczne usunę się w cień i nie będę przeszkadzać. – Is złapała oddech po tej tyradzie - Ale ty to co innego. Jesteś inna niż ja. Tobie zależy na tym Bricie i cholernie cię martwi że tak strasznie was do siebie ciągnie że nie macie czasu na inne rzeczy niż sex
- E tam...- Ayla machnęła ręką - nie odezwał się od 2 dni. Zapewne już sobie znalazł inną zabawkę. Może czas i dla mnie na otrzeźwienie?
- Pewnie hobbici go nie wypuszczają z rak albo ma jakąś robotę. Poczekaj chwile
Ismeril wstała z łóżka i popędziła do swojego pokoju. Za chwile wróciła z laptopem. 4 min później dziewczyny zobaczyły zdjęcia Blooma, hobbitów i ich dwóch jak się wytaczają z klubu karaoke
- O cholera..... – powiedziała prawie bezgłośnie Ayla
Na zdjęciach Bloom obejmował Aylę czule, a nawet całował ją w policzek
- Może dostał ochrzan od agentki i dlatego nie dzwonił? – Is próbowała jakoś wytłumaczyć Orlanda
- To pewnie dlatego ta blondi mnie dziś znalazła...Może dostał, ale mógłby choć zadzwonić, prawda?
- Napewno zadzwoni. Daj mu jeszcze chwilę. Pewnie planuje coś specjalnego – Ismeril była jak zwykle optymistycznie nastawiona
W tym momencie zadzwonił telefon
- Napewno, pytanie tylko czy dla mnie – powiedziała Ayla podnosząc telefon do ucha
Ismeril wymruczała już bardziej do siebie niż przyjaciółki
- Jeśli to nie obsługa to napewno Orlando
- Tak?
- Witaj moja piękna Polko - głos w słuchawce był uradowany
- Cześć...
- Dasz się dziś wyciągnąć na typowy, randkowy wieczór? Kolacyjka w małej knajpce, kino i spacer przy księżycu. Potem cię odprowadzę do hotelu i na dole powiem grzecznie dobranoc. Co ty na to?
Ismeril puściła oko do Ayli i cicho wyszła z pokoju żeby nie przeszkadzać.
- O, więc dla odmiany chcesz porozmawiać? – Ayla nie mogła się powstrzymać od małej złośliwości, ale w głębi serca wszystko śpiewało z radości że w końcu zadzwonił - Dobrze, brzmi nieźle...
- Przyjdę po ciebie o 19 dobrze?
- OK...
- Zatem do zobaczenia.
- Do zobaczenia – Ayla powoli odłożyła słuchawkę

********

Ismeril otworzyła drzwi do swojego pokoju. Teraz ona za dużo myślała. Chyba Ayla ma racje. Nie jest miło być tylko obiektem seksualnym. Odsunęła od siebie te myśli. Dobrze wiedziała że nie może sobie pozwolić na coś takiego bo się to później skończy nieszczęściem. Chciała się cieszyć tym co ma a nie płakać. „DOŚĆ!!” powiedziała sobie mocno i przywołała uśmiech na usta. Przestąpiła próg pokoju i............. Mało nie padła z wrażania. Wszędzie stały niezapominajki. Cały pokój po prostu w nich tonął. To było piękne. Dotknęła dłonią delikatnych kwiatuszków i poszukała jakiegoś bileciku. Powoli wyjęła go z koperty zastanawiając się co też Johnny jej napisał
„Jesteś cudowną dziewczyną i wspaniałym kumplem do zabawy. Dzięki za dziki wieczór.

Hobbici”

Ktoś pod spodem małymi literami dopisał:

„To ten błękitnooki wymyślił tyle tych kwiatków. My chcieliśmy ci kupić coś innego, ale on się uparł. Chyba stracił głowę Smile
BB & DM”

Ismeril postukała bilecikiem o toaletkę
- Elijah.... – powiedziała cicho w zamyśleniu


PANICALEX

Is jeszcze przebywała w swoim pokoju gdy wieczorem zadzwonił telefon.
- Słucham?
- Dobry wieczór. Tu recepcja. Łączymy rozmowę ze szpitalem.
- Szpitalem? - zachłysnęła się Is.
W słuchawce odezwał się spokojny, profesjonalnie brzmiący głos.
- Dobry wieczór pani. Czy zna pani dziewczynę o imieniu Alex?
- Jasne ze tak. Czy coś się stało? – Ismeril zaczęła odczuwać strach.
- Pani przyjaciółka miała wypadek na motorze. Pan Reeves z którym jechała wyszedł z tego bez większych obrażeń. To on pomógł nam panią odnaleźć. Niestety pani Alex jest w tej chwili nieprzytomna. Poddajemy ją kompleksowym badaniom. Podejrzewamy wstrząs mózgu. Jej stan nie jest najlepszy.
- Jaki to szpital? – Is zerwała się z fotela.
- Szpital św. Katarzyny.
- Dzięki – Ismeril przerwała połączenie i spróbowała zadzwonić do Ayli. Nikt nie odbierał. Musiała już wyjść na spotkanie z Bloomem.
Is zbiegła do recepcji i zamówiła taksówkę. Chodziła po holu tam i spowrotem nie mogąc się uspokoić. Wściekała się coraz bardziej na Alex i Keanu. Cholera przecież był znany z tego że zbyt szybko jeździ. Nie mógł się powstrzymać gdy wiózł Alex?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:39, 27 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

Taksówka podjechała na podjazd przed szpitalem. Is jak burza przemknęła przez hall, potrącając po drodze kilka osób.
- Przywieźli tu dziewczynę z wypadku motocyklowego, blondynka,wysoka, ma na imię Alex..- zasapana Is zaczepiła jedną z pielęgniarek
- Proszę się zapytać na dyżurce - powiedziała siostra z pobłażliwym usmiechem i wskazała drogę. Is biegnąc w tamtą stronę nagle wpadła na wychodzącego z za rogu Reevesa.
- Ach...cholera...- syknął bo kubek z gorącą kawą wylądował na jego koszulce i spodnach - Is??- spojrzał zdziwiony na dziewczynę.
Is się aż zagotowała - TY CHOLERNY KRETYNIE!!!! MUSIAŁEŚ SZALEĆ NA MOTORZE Z ALEX??!! - rzuciła się na niego z pięściami, ale zaraz się rozpłakała, a on w milczeniu ją przytulił.
- Is, to był naprawdę niezawiniony wypadek, poprostu facetowi z ciężarówki przed nami wysypał się na jezdnię żwir...
- Do diabła ze żwirem, mów co z nią? Jak się czuje?? - Is przetarła oczy i odsunęła się od Keanu skrępowana tym swoim wybuchem.
Westchnął - Teraz jest na tomografii, własnie czekam na koniec badania, ale neurolog, który badał ją wstępnie miał niewyraźną minę. Napewno ma wstrzas mózgu..- mówił cicho ze spuszczoną głową.
Is popatrzyła na sufit, by powstrzymać łzy, a potem znów spojrzała na niego - Ona musi z tego wyjść, rozumiesz??- powiedziała to tak, jakby to on był decydentem w tej sprawie.
- Tak, rozumiem, i wyjdzie z tego napewno, zobaczysz...- powiedział równie dobitnie, jak Is....
Po pół godzinie z pokoju badań wywieziono nieprzytomną Alex. Miała zabandażowaną głowę i niepokojącą bladość na nieprzytomnej buzi.
Is uczepiła się wózka, na którym wiózł ją pielęgniarz.
- Alex??- Is pociągnęła głośno nosem i pogładziła policzek przyjacółki - Alex, kochanie obudź się, proszę- szeptała do niej po polsku.Pielęgniarz spojrzał pytająco na Reevesa, na co ten wzruszył tylko ramionami i podszedł szybko do wychodzącego z pokoju badań, lekarza.
- I co z nią, panie doktorze??- zapytał z niepokojem
Lekarz podrapał się po zarośniętym policzku - No cóż, tomografia nie wykazała jakichś podejrzanych zmian w mózgu, ale...Nie podoba mi się, że jest nieprzytomna. Rano powtórzymy badanie, a narazie przewieziemy ją na OJOM, mam nadzieję, że noc będzie spokojna..- klepnął Keanu po ramieniu i poszedł.
Is, która przysłuchiwała się ich rozmowie, zaraz po tym, jak pielęgniarz zniknął z Alex za drzwiami OJOMU,teraz spojrzała na Reevesa.
- Zostanę tu z nią do rana - powiedziała
- Ja też...
- NIE!!- Is potrząsnęła głową - Nie...- powiedziała spokojniej - Wracaj do domu, też jesteś poobijany, odpocznij, jakby co, zostaw mi swój numer, zadzwonię...
Keanu spojrzał głęboko w oczy Is.
- Tak mi przykro...Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym tam być, zamiast niej - spojrzał w stronę oddziału intensywnej terapii.
- Ale nie jesteś - powiedziała ponuro Is.
Keanu westchnął, podał jej swój numer telefonu i powlókł się w stronę wyjścia.
Is patrzyła za nim nienawistnym wzrokiem
- Jeśli coś jej się stanie, to cię chyba zabiję, ty cholerny idioto...- wycedziła po polsku przez zęby....

******
- No dobrze...- Ayla uśmiechnęła się - kolacja była pyszna, film cholernie romantyczny, poza tym znasz już niemal całe moje życie i życie jeszcze kilku bliskich mi osób, a ja nic nie dowiedziałam sie o tobie - powiedziała z udana pretensją w głosie.
Szli powoli Central Parkiem. Noc była ciepła i gwiaździsta.
Bloom uśmiechnął się kokieteryjnie - Zapewne wiesz o mnie o wiele więcej, niż ja o tobie, nawet teraz gdy tyle mi opowiedziałaś...
- Oj przestań, oczywiście, wiem, że masz 26 lat, że urodziłes się w Kent, że masz siostrę,że twój ojciec...- zająknęła się..
Bloom pokiwał głową..- Tak, tak, mój ojciec nie był tak naprawdę moim ojcem. Spokojnie, mnie to wcale nie krępuje, więc ciebie też nie musi...
Ayla odetchnęła a potem zapytała z wahaniem w głosie - A nie myślałeś, by zmienić nazwisko na nazwisko swojego prawdziwego ojca?? Z tego co wiem, Liv tak zrobiła, gdy wyszło na jaw,że to Steven Tyler jest jej biologicznym tatą...
Pokręcił przecząco głową - Nie, bo wiem,że dla Colina nie ma to znaczenia. A poza tym, mama napewno by tego nie chciała. Wiesz...Ona mimo wszystko jest trochę staromodna,teraz gdy ten fakt wyszedł na jaw, staram się to łagodzić jak mogę, ale wiem,że to dla niej strasznie krępujące...
- No tak...Mam jeszcze jedno dość krępujące pytanie...
- Wal...- Bloom zrobił zdeterminowaną minę, ale zaraz uśmiechnął się i objąwszy Aylę, pocałował ją w głowę
- Czy między tobą i Kate, to już skończone?? A może ty jej jednak składałeś jakieś deklaracje??
Bloom ściagnął brwi...
- Pytam, bo miałam z nią ostatnio bardzo nieprzyjemną rozmowę, odniosłam wrażenie,że ona oskarża mnie o zrujnowanie jej związku z tobą....
- Gdzie się spotkałyście???- zapytał zdziwiony
- To nie istotne -odparła Ayla - Chciałabym tylko usłyszeć twoją odpowiedź...
- Widzisz...- zaczął Orlando z wbitym w chodnik spojrzeniem - To nie jest takie proste....

ISMERIL

Cisza, ciemność i bezwład były wszechogarniające. Nagle, gdzieś na końcu korytarza otworzyły się drzwi. Wylała się z nich jasna poświata.
- Alex.... Alex!! – głos dobiegał jakby zza ściany.
Alex powoli ruszyła w stronę światła. Im była bliżej tym światło coraz bardziej ją oślepiało. Próg przekroczyła już całkiem na oślep. Zatrzymała się i przyzwyczaiła wzrok. Ciepłe promienie słońca ogrzewały jej skórę. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak było jej zimno. Trawa uginała się pod dotknięciami wiatru. Różnokolorowe motyle co chwila przysiadały na kwiatach.
- Alex, chodź ze mną – mała dziewczynka chwyciła ja za rękę i pociągnęła ja w stronę białego stolika i kilku krzeseł. Wyglądało jak by ktoś organizował tu sobie piknik. Gdy obejrzała się drzwi przez które weszła już nie było a łąka ciągnęła się po horyzont. Usiadła na krześle wyłożonym miękkimi poduszkami. Dziewczynka wdrapała się na jej kolana i uniosła małą, uśmiechniętą twarzyczkę. Wpatrzyła się w Alex ciemnymi oczkami w kształcie migdałków. Ciemne loczki powiewały na wietrze.
- Mój tatuś cię lubi. – mała przytuliła się – I ja tez cię lubię Alex.
Alex siedziała zupełnie oszołomiona i nie mogła nic powiedzieć. Nagle dotarło do niej że ta dziewczynka która siedzi na jej kolanach to córeczka Keanu. Ale przecież ona nie żyje. Więc gdzie jest Alex?? Znowu się rozejrzała. Łąka była wszędzie. Czy to inny świat?? Czy to niebo?? Wizja tego że może umarła i trafiła do nieba wbiła się w jej umysł jak lodowa igła.
- Nie bój się. Jesteś tutaj na chwilkę – powiedziała dziewczynka – Chciałam tylko z tobą porozmawiać.
Alex odetchnęła głębiej i znowu poczuła wszechogarniający spokój.
- Chciałam ci powiedzieć że mój tatuś bardzo cię lubi. I że będzie cię potrzebował niedługo kiedy ciocia Kim tu do mnie przyjdzie na zawsze. Tatuś na pewno będzie cierpiał. – małej zakręciły się w oczach łzy, ale szybko wytarła je małą piąstką – On jest bardzo samotny i zbudował woku siebie mur. Musisz go przebić Alex i pomóc mu znowu zacząć cieszyć się życiem. Zrobisz to?? – zapytała błagalnie – Zrobisz to dla niego i dla mnie??
Alex znowu zobaczyła przed oczami jego piękną twarz i te zimne oczy w których – wiedziała to dopiero teraz – było tyle cierpienia i smutku. Przypomniała sobie jego głos w słuchawce gdy prosił by z nim zasnęła. I wreszcie przypomniała sobie ciepło jego skóry gdy przytulona do jego pleców pędziła na motorze. W jednej chwili podjęła decyzję.
- Postaram się jakoś do niego dotrzeć. Będę przy nim trwać i nie pozwolę mu się bardziej zagłębić w tę otchłań w którą powoli wpada.
- Och, Alex!! – mała z radością zarzuciła jej raczki na szyję – Tak bardzo się cieszę!!
Alex przytuliła ją do siebie i pogładziła po miękkich włosach.
- Teraz cię odprowadzę bo już czas żebyś wracała – mała zeskoczyła jej z kolan
Szły jakiś czas przez trawę i kwiaty. Gdzieś w oddali Alex zobaczyła trójkę dzieci w różnym wieku które bawiły się w coś co sprawiało im chyba ogromną radość bo nawet z daleka słychać było ich śmiech. Wszystkie miały włosy jasne jak len i wyglądały jak aniołki.
- Kto to?? – zapytała Alex wskazując dzieciaki
- To moje rodzeństwo. Oni się jeszcze nie urodzili – odpowiedziała zdawkowo mała panna Reeves ciągnąc Alex za brzeg spódnicy.
Alek obróciła się jeszcze raz by spojrzeć na dzieciaki. Malutki chłopiec spojrzał wprost na nią. Włosy miał jaśniutkie ale oczy ciemne i w kształcie migdałków. Uśmiechnął się promiennie i pomachał jej. Alex się odwróciła. Przed nią otworzyły się drzwi.
- Do zobaczenia Alex.
- Do widzenia
Alex przestąpiła próg.....
Strasznie bolała ja głowa. Słyszała rytmiczne pikanie. Z trudem otworzyła oczy. Ismeril siedziała przy jej łóżku a oczy miała czerwone od płaczu.
- Alex!! Nareszcie – Is się rozpromieniła
- Is ja....... – zaczęła Alex
- Ciiiii....... nic nie mów. Musisz odpocząć – Is głaskała ja po ręku uspokajająco.
Alex chciała opowiedzieć wszystko co jej się przydarzyło ale nie miała siły. Zamknęła oczy tylko na chwilę i........ zasnęła.
Ismeril podziękowała Bogu za to że Alex się wreszcie obudziła. Zadzwoniła do Keanu i poczekała aż ten przyjedzie do szpitala. Z radością wyszła na chłodne nocne powietrze. Była 3.33 rano. Is się uśmiechnęła i powoli zaczęła wracać do hotelu. Z tego wszystkiego zapomniała zadzwonić do Johnnego że się nie spotkają ale skoro i on nie dzwonił to widać nie zależało mu na tym aż tak bardzo. Po drodze zjadła dwa hot-dogi. Znowu wszystko wracało do normy...


ISMERIL



Ayla wpatrywała się w Orliego z wyraźnym napięciem. Gdyby na nią popatrzył na pewno by to zauważył ale on powiedział:
- Widzisz... To nie jest takie proste....
Przez chwilę szli w zupełnym milczeniu.
- Poznałem Kate pół roku temu – zaczął Orli – Od razu mi się spodobała, ale postanowiłem tym razem być ostrożny i działać powoli. Do tej pory gdy ja się już zaangażowałem to moje partnerki stwierdzały że nic z tego nie będzie. Nie miałem dla Kate zbyt wiele czasu bo wtedy trwały zdjęcia do Piratów ale dzwoniłem kiedy mogłem i spotykaliśmy się często na różnych galach i przyjęciach. Czułem że to wszystko posuwa się do przodu we właściwym tempie, ale.... no właśnie.... Było jedno ALE. Chociaż Kate była i jest dziewczyną jak najbardziej w moim typie brakowało mi w naszych relacjach jakiegoś ognia i pasji. Pomyślałem sobie że pewnie się zestarzałem i po prostu wyrosłem z takich głupot, że tak wygląda związek dorosłych ludzi. Związek który przetrwa długie lata i jest oparty na mocnych podstawach, a nie na czymś tak ulotnym jak zauroczenie i pasja. Chciałem mieć u boku kobietę. Ale chcieć to nie zawsze znaczy móc. Po 4 miesiącach ja byłem jak zawieszony w próżni, a Kate była szczęśliwa. Zaczęła snuć plany na dalsza przyszłość a ja nie zaprzeczałem. Ostatnio coś zaczęło się psuć. Chyba ta próżnia mnie zmęczyła i podświadomie szukałem pretekstu by uciec, bo nie stać mnie było na to by po prostu powiedzieć Kate że to nie ma sensu. Czekałem na cos takiego jak ta kłótnia po premierze. Teraz nareszcie jestem wolny i na dodatek mam to co potrzebne do życia. Mam pasję, uczucie i w tej chwili idę po pięknym parku z kobietą która sprawia że czuje się jak bym miał znowu 18 lat. – uśmiechnął się do Ayli – Mam nadzieję że rozumiesz o co mi chodzi, bo chyba strasznie się na końcu zaplatałem.
Ayla popatrzyła mu w oczy cieplutko.
- Wiem o co chodzi. Też tak miałam....... raz.
Orli objął ją mocno i pocałował z uczuciem. Byli już prawie pod hotelem.
- Mam nadzieje że podobał ci się ten wieczór – powiedział niewypuszczając jej z ramion – zapomniałem tylko o kwiatach.
- Kwiaty nie są ważne. Dobrze że mi nie kupiłeś bransoletki z napisem BABY – uśmiechnęła się Ayla. Jakoś wcale nie chciało jej się uwalniać z jego objęć i wracać do hotelu
Orli przewrócił oczami z rezygnacją
- To była straszna tandeta – jęknął – Ale Kate uwielbia złoto i strasznie do niej pasuje taki kicz. A teraz wracaj do hotelu bo zrobiło się późno i jak jeszcze chwilę tu postoimy to na pewno cię nie puszczę. Zatem korzystaj by uciec tak jak Kopciuszek.
Ayla roześmiała się poraz tysięczny chyba tego wieczoru.
- Dobrze mój Książę. Znikam, ale pantofelka nie zostawię
- Nie musisz. I tak cię znajdę zawsze i wszędzie
Ayla pobiegła w stronę hotelowych drzwi, ale w połowie drogi odwróciła się i przesłała mu gorącego buziaka, za co od razu skarciła się w myślach. Takie zachowanie przystoi 15-to letniej nastolatce ale nie babie liczącej 30-ści wiosen. Już w hotelowym holu odwróciła się i popatrzyła za nim przez szybę. Szedł sobie wolno z rękami w kieszeniach i kopał jakiś kamień.
„Wygląda jak piękny chłopiec” – pomyślała i poszła do windy

*

Kate wyszła z cienia i rzuciła niedopałek papierosa na ziemie. Przydeptała go energicznie.
- Ja ci dam kicz. Jeszcze załatwię ciebie i tę twoja nową zabawkę na cacy. – wysyczała z nienawiścią
Odpięła coś z nadgarstka i wrzuciła do śmieci.

*

Bob nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Jeszcze nigdy nie udało mu się wygrzebać ze śmieci bransoletki z 24 karatowego złota z napisem BABY. Dziś na pewno zje cos ciepłego i kupi sobie dużą butelkę ginu. Pocałował swój łup brudnymi ustami i schował go do kieszeni.


PANICALEX

Ledwo Is przyłożyła głowę do poduszki gdy dzwonek telefomu wyrwał ją ze snu.
- Proszę pani pan Deep chce z panią mówić.
Is rzuciła okiem na zegar. Było tuż przed 5.
- Będę z nim rozmawiać.
- Podbudka kochanie.
- Johnny czy wiesz że spędziłam całą noc w szpitalu z Alex? Czy wiesz która jest godzina?
- Wiem od recepcjonisty którym omal mnie nie zabił w walce o ten telefon. Co z Alex?
- Teraz już dobrze. Keanu jest przy niej.
- Ten wariat? Nie wiem czy to bezpieczne.
- I kto to mówi?
- Dobrze przyznję się do winy. A teraz idziesz ze mną? Pomyślałam że skoro nie spędziłaś ze mną wieczoru...
- Johnny jest 5 rano - jęknęła Is do słuchawki.
- Wiem ale przysięgam nie pożałujesz.
- Dobrze. Idę. - Is rozłączyła się. Wzięła szybki, zimny prysznic żeby się obudzić i wskoczyła w dżinsy i zamszową kurtkę.
Gdy zeszła na dół Deep czekał już na nią. Swobodnie oparty o filar palił papierosa bombardowany rozpaczliwymi spojrzeniami recepcjonisty. Wszędzie dokoła był rozwieszony zakaz palenia. Is zrobiło się cieplej. Chociaż był ubrany w zwykłą koszulę w kratę i jakieś stare, wytarte dżinsy wyglądał poprostu niewiarygodnie. Wzrok Is przyciągnął kosz pinikowy który stał na posadzce.
- Co to?
- Niespodzianka. Chodź - wyciągnął do niej rękę biorąc jednocześnie kosz.
Wsiedli do jego samochodu. Jechali dosć długo. Is łamała sobie głowę nad tym co też tym razem wymyślił ten kompletnie nieprzewidywalny facet. Nagle w przerwach pomiędzy budynkami zobaczyła korony drzew. Niebo było coraz jaśniejsze.
- Central Park?
- Ciiiiii - poczuła jego dłoń na ustach. Uśmiechnęła się.
Zaparkował przed olbrzymią kutą bramą.
- Zaczekej tu na mnie - poprosił biorąc kosz.
- Zaczekam.
Wrócił szybko. Szli wolno alejkami parku kompletnie pustego o tej porze. Is poczuła się nagle świeża i wypoczęta. I pierwszy raz od jakiegoś czasu wolna. Wolna od obowiązków, od problemów. Odwróciła się w stronę Johnnego i mocno się do niego przytuliła.
- Dziękuję.
Zamiast odpowiedzi dostała pocałunek. Powolny, delikatny. Pieścił ustami jej twarz i włosy. Nagle przerwał.
- Jesteśmy na miejscu - usłyszała uśmiech w jego głosie. Odwróciła się. Na trawie, na środku gigantycznej łąki leżał rozłożony biały obrus a na nim butelka wina i dwa kieliszki. Pozwoliła mu się tam zaprowadzić a potem położyła się z głową na jego kolanach. Otworzył butelkę i rozlał wino do kieliszków.
- To trzydziestoletni Merlot. Lubię gdy kobeta smakuje jak dobre wino - wyszeptał podając jej wino - Ale ty tego nie potrzebujesz Is.
Uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała go w rękę którą podał jej kieliszek. Patrzyła prosto na ogromą traczę słoneczną wstającą nad NY. Chwilę potem spała. Nie czuła jak delikatnie wyjął z jej ręki wino, ani jak ją przytulił. Leżał długo z ręką pod głową, drugą przegarniając włosy śpiącej Is. Myślał patrząc na wschód słońca i słuchając budzącego się miasta. Myślał o kobiecie która spała obok, ufnie wtulona w jego ramiona i o tej która była daleko

AYLA

Ayla obudziła się ok. 9.00 rano. Umyła się i zamówiwszy śniadanie zjadła je w pokoju. Zastanawiało ją,że do tej pory żadna z jej zwariowanych przyjacółek do nie załomotała do jej drzwi. Tknięta nagłym przeczuciem, wyszła na korytaż i zapukała najpierw do drzwi Alex, a gdy nikt nie odpowiedział, zaczęła dobijać się do Ismeril.
- Gdzie je znów wywiało??- zastanawiała się głośno i ruszyła na dół do recepcji.
- Dzień dobry, czy może moje przyjacółki zostawiły dla mnie jakąś wiadomość?? - zapytała w recepcji
- Ach...To pani nic nie wie??- dziewczyna z obsługi zrobiła wielkie oczy
- A co niby miałabym wiedzieć??- Ayla poczuła ukłucie niepokoju.
- Pani przyjaciółka... No ta wysoka, blodynka,Alex miała wczoraj groźny wypadek, zdaje się,że motocyklowy, podobno nie jest z nia najlepiej, jest w szpitalu, i...
- W którym szpitalu??!!- Ayla przerwała słowotok panienki.
Gdy ta rzuciła nazwę, Ayla pognała na ulicę i wtargnęła do taksówki tuż przed pewnym dystyngowanym gościem
- Bardzo przepraszam, ale mnie się spieszy - krzyknęła zatrzaskując dziadkowi przed nosem drzwi auta.
Taksówkarz spojrzał zdegustowany, ale Ayla miała to gdzieś, rzuciła mu nazwę szpitala i dodała - ..Ale tak z życiem Mistrzu, bo tam ktoś mi bliski jest w ciężkim stanie!!
Taksówkarz kiwnął głową, wdepnął na gaz i po kilkunastu minutach byli przed szpitalem.
Szybko dowiedziała się, gdzie znaleźć Alex i wpadła na jej salę z wielkim rozpędem i...w najmniej odpowiednim momencie. :< .
Alex półleżąc na łóżku zatopiona była własnie w namiętnym pocałunku z pewnym czarnowłosym przystojniakiem.
- Nooooo...Widzę, że już ci lepiej - Ayla miała głupawa minę, ale zaraz się uśmeichnęła - Skoro książę już pocałował Śnieżkę, wszystko jest na dobrej drodze??
Podeszła do łózka i cmoknęła Alex w policzek.
Keanu miał nieco zakłopotaną minę, ale uśmeichnął się
- Cześć Ayla. Alex ma chyba najlepsze przyjacółki na świecie. Najpierw Is niemal mnie pobiła w nocy na korytażu, a potem czuwała przy Alex do rana, a teraz ty wpadasz tu na 2-gą zmianę:].
- Pobiła cię?? No i dobrze, należało ci się za narażanie życia i zdrowia Alex. - Ayla spojrzała na Alex. Dziewczyna była blada i widać było, że jest poobijana i zmęczona, ale...Oczy i wyraz twarzy świadczyły,że jest w doskonałym nastroju.- No...Ale ja ci daruję, bo widzę,że zastosowałeś tu niezwykle skuteczną terapię. Pacjentka mimo,że wygląda na poobijaną, ma uśmiech w oczach i na twarzy.
Alex spojrzała w sufit - Ayla...Tylko proszę bez snucia zbyt daleko idących wniosków, to był tylko taki niewinny pocałunek...
- Jasssne. Niech ci bedzie, z chorą się nie będę sprzeczać. A teraz powidzcie mi co mówią lekarze i kiedy stąd wychodzisz???

*********
Is patryła na ogromne, skąpane w promieniach słonecznych jezioro. wokół pachniało latem i sosnowym lasem.Stała naga na jego brzegu i zastanawiała się czy wejść do niego. Woda kusiła chłodem i krystaliczną czystością. Jezioro niemal wołało ją by się w nim zanurzyła. Ale z jakichś powodów opierała się tej pokusie. Coś było niepokojącego w tej nieodgadnionej toni, która tak ją przyciągała...
- Is...Obudź się kochanie, już prawie południe - gdzieś za jej plecami, poza tym leśno-wodnym światem usłyszała znajomy głos.
Is otworzyła oczy i uśmiechnęła się, widząc pochyloną nad sobą twarz Johnny'ego.
- Zasnęłam?? Przepraszam, ale miałam ciężką noc i...
- Ale ja się nie gniewam - Johnny przerwał jej z uśmiechem - Uwielbiam obserwować śpiących ludzi. Zwłaszcza bliskich mojemu sercu...
Is podniosła się i usiadła. Polanka na której siedzieli była teraz skąpana w letnim słońcu, było bardzo ciepło, ale nie gorąco, bo Central Park miał swój mikroklimat, dzięki zgromadzonej wokół bujnej roślinności powietrze tu nadal było rześkie, zupełnie inne, niż zaraz obok na ulicach zatłoczonej metropolii.
- Musimy już wracać??- zapytała leniwie przeciągajac się.
- Jesli o mnie chodzi, to możemy tu spędzić cały dzień. Nie mam dziś zbyt wiele do roboty, a to co jest można przełożyć na jutro - spojrzał wyczekująco na Is.
- Ja w zasadzie też mogłabym sobie zrobić dzień wolny...Ale muszę dowiedzieć się co z Alex - nagle spoważniała przypomniawszy sobie o przyjacółce.
- To zadzwoń do szpitala.- Johnny podał jej swoją komórkę - Jeśli będzie taka potrzeba, pojedziemy do niej, ale zapewne wszystko jest w porządku.A ja - tu uśmiechnał się tajemniczo - Chciałbym cię zabrać w jeszcze jedno moje ulubione miejsce...
Gdy Is upewniła się,że Alex czuje się w miarę dobrze, Johnny zwinął zapasy i obrus do koszyka i znów wsiedli do samochodu. Jechali ok 2 godzin, wyjechawszy poza miasto, jechali wzdłóż wybrzeża Atlantyku, aż zza zakrętu ukazał się niesamowity widok. Nad stromym wysokim morski brzegiem, na skarpie wznosiła się piękna, smukła latarnia morska.Johnny podjechał pod wzniesienie i zaparkowawszy spojrzał na Is.
- Witaj w mojej pustelni...- powiedział wskazując wzrokiem latarnię.

PANICALEX

Alex rozmawiała z Aylą śmiejąc się i dowcipkując. W pewnej chwili dotarło do niej że Keanu nie bierze udziału w rozmowie. Spojrzała na niego. Stał przy oknie, z rękami w kieszeniach, patrząc na zewnątrz. Wydał jej się jakiś zdenerwowany i obcy.
Pożegnała się Aylą mówiąc że za trzy dni ją wypuszczą. Po wyjściu przyjaciółki znów spojrzała na Reevesa.
- Keanu?
Odwrócił się i obrzucił ją obojętnym spojrzeniem.
- Czujesz się lepiej? - zapytał.
- Tak - uśmechnęła się - Przecież wiesz.
- Wyjeżdżam do LA. Jutro.
- Jak to? - Alex była więcej niż zaskocozna.
- Już czas poprostu.
- A tamto? - Alex dotknęła bezwiednie swoich ust.
- Zwyczajnie ucieszyłem się że się obudziłaś i że nic ci nie jest. To nic nie znaczy Alex.
- Jak zwykle - Alex przygryzła wargi żeby nie było widać jak drżą - Znów to samo.
- Nie sądzę żebym musiał coś więcej tłumaczyć. Gdyby ten wypadek miał jednak jakieś konsekwencje zadzwoń pod ten numer - podał jej wizytówkę - Oni mnie znajdą.
Alex odwróciła się do niego plecami więc musiał położyć wizytówkę na stoliku obok łóżka.
- Do widzenia Alex.
- A nie żegnaj? Jak w jakimś głupim melodramacie? - zapytała złośliwie.
Odpowiedział jej cichy stuk zamykanych drzwi.
Keanu daleko nie odszedł. Tuż za drzwiami oparł się o ścianę. Zamknął oczy. Było niebezpiecznie. Było zbyt blisko. Ale jeszcze raz uda mu się uciec. Ruszył szybko przed siebie. Musi się spakować powtarzał sobie te słowa jak mantrę. Minutę później jego motocykl ruszył spod szpitala.

AYLA

Lato w N.Y. było słoneczne i upalne. Alex po kilku dniach wyszła ze szpitala, ale psychicznie nie była w najlepszym stanie...Keanu nie dawał znaku życia. Ayla też od kilku dni nie miała żadnych wieści od Pana Słodkeigo. Za to Ismeril była przez cały czas "W Skowronkach". Niemal codziennie znikała popołudniami, wracała zaś ( jesli wogóle :< ) dopiero późnym wieczorem. Niewiele można z niej było wyciągnąć poza tym, że Johnny to najwaspanialszy, najbardziej intrygujący i najoryginalniejszy facet na świecie Wink .
Alex i Ayla spędzały więc często wspólnie czas, na rajdach po N.Y..
Ale pewnego dnia Ayla , mając już dość tej metropolii rzuciła przy śniadaniu - Alex??Mam pomysł!!
- Tak??- Alex spojrzała na Aylę znad gazety i filiżanki kawy, którą własnie przytknęła do ust.
- A może wypuścimy się na Zachodnie Wybrzeże?? No wiesz...Być w USA, mieć kupę forsy i nie zobaczyć Hollywood??
Alex popatrzyła na Aylę przenikliwie
- Myślisz,że wyjechał do L.A??
- Kto?? - Ayla zrobiła kompletnie zaskoczoną minkę, bardzo przekonującą, ale nie aż tak,by Alex w nią ;-p uwierzyła.
- Doskonale wiesz, o kim mówię...
- A ty nie sądzisz, że ten drugi, też zapewne tam się zaszył??- Ayla wbiła wzrok w przyjaciółkę z chytrym uśmieszkiem
- Kto??- tym razem Alex powtórzyła minkę typu "nie wiem, o co ci chodzi"
Ayla popatrzyła w oczy Alex i obie parsknęły śmiechem.
- Alex, mówię poważnie...Mniejsza o facetów, pojedźmy tam poprostu zobaczyć Kalifornię, zwiedzić, poznać Amerykę od tej najbardziej reklamowanej strony, No proszę...
- O co tak prosisz??- Do śnaidania właśnie dołączyła się Is, w szlafroku i ręcziku na głowie...
- Chcę wyciągnąć Alex na wycieczkę do Kalifornii - Ayla dłubała w jajecznicy.
- Hm...L.A??- Is smarując tosta, spojrzała z ukosa to na Alex, to na Aylę.- Jeśli o mnie chodzi, to uważam,że to bardzo dobry pomysł.Ale ja chyba z wami nie pojadę, muszę pilnować interesów...
- Jasssne...- mruknęła Alex, Ayla parsknęła, ale zaraz się opanowała,
- Tylko proszę bez docinków, bo wam odetnę fundusze..- Is podniosła groźnie nóż umazany konfiturami
- Doobra, dobra, czy my coś mówimy??- Ayla zrobiła bardzo poważną minę - Alex tylko ci ptrzytaknęła, to wszystko.
Alex przewróciła oczyma.
- Tylko nie wpędźcie się tam w kłopoty...Błagam.
- Słyszysz Alex??Ta mądrala ma nas za jakieś niedorozwinięte wariatki.
- Wiesz...Tak w sumie to ma trochę racji. Daleko nam do normy.- Alex dopiła kawę i uśmiechnęła się - ale gdybyśmy były inne, to by nas nie kochała.
Ayla uśmiechnęła się - No i umarłaby z nudów!!
Zadzwoniła komórka Is.
Alex i Ayla wymieniły krótkie , porozumiewawcze spojrzenia.
- Cześć...- Na buzi Is pojawił się, znany dziewczynom, promienisty wyraz szczęścia - Tak, pamiętam, za 40 minut..Ok?? To papa...
- No i ...Znów zostajemy same.Za 40 minut nasz kochana Is odpłynie wdo krainy szczęśliwości u boku pirata...
Ayla zrobiła dramatyczną minę, ale zaraz uciekła ze śmiechem, bo dostała mokrym ręcznikiem , który Is właśnie zdjęła sobie z głowy...
- Wy się lepiej pakujcie i ledźcie do tego L.A, przynajmniej będę mieć trochę spokoju...- Is roztrzepała włosy i poszła się wysuszyć i przebrać....

PANICALEX

Dwa dni poźniej, wieczorem Ayla i Alex były zajęte zamykaniem walizki tej ostatniej (dodajmy z jednej z wielu). Is poszła na spotkanie z Johnym.
- Nie mogę pojąć po co kupowałam tyle ubrań - wydyszała Alex upchając rzeczy kolanem w walizce rozłożonej na łóżku.
- Ja tym bardziej - Ayla dzielnie jej pomagała.
Alex usiadła na walizce.
- Zapinaj.
Ayla zaczęła szarpać się z zamkiem.
- Ta fajna kiecka z bordowej tafty wystaje z prawej strony.
- Wepchnij ją. Tylko szybko bo zaraz spadnę z tej walizki.
- Szkoda że Is z nami nie jedzie - Ayla zwycięsko dobrnęła do końca zapięcia.
- Jedzie - głos który usłyszały był głosem ich przyjaciółki. Ale podejrzanie spokojnym głosem.
- Już wróciłaś? Gdzie Johnny?
- Guzik mnie to obchodzi. Zabukujcie mi bilet na tą wycieczkę do Kalifornii - Is nadal dziwnie opanowana podeszła do okna. Alex dostrzegła że przyjciółka coś miętosi w rękach. Wstała z łózka wyjęła jej z dłoni strzępy papieru które okazały się dzisiejszą gazetą popołudniową.
- Ale dlaczego tak nagle chcesz jechać? - Ayla domagała się wyjaśnień.
- Dlatego - Alex podała jej gazetę. Ayla rzuciła okiem na artykuł w kolumnie towarzyskiej opatrzony zdjęciem Depa i Vanessy.
- Niech to...- Ayla czytała artykuł gdy Is wyrwała jej gazetę z ręki.
-Po co czytać te bzdury. Wróciła tydzień temu. Od tygodnia znów są razem. Od tygodnia co wieczór spotykał się ze mną i nie znalazł czasu by mi o tym powiedzieć. Od tygodnia miał nas obie. Potrzebuję trochę słońca. Mam dość NY. Dobrze się składa że wy jedziecie.
- Nic ci nie jest? - Alex objęła Is ramieniem wystraszona jej kamiennym spokojem.
- Nic - Is odwróciła się szybko - Idę się pakować. Przecież jutro rano wyjeżdzamy.

ISMERIL


Lot do LA byłby całkiem przyjemny gdyby nie posępny nastrój Is. Do tej pory tryskająca optymizmem i humorem, teraz siedziała z kamienną twarzą wpatrzona w przestrzeń.
- Is zobacz – krzyknęła wesoło Ayla gdy jechały taksówką – prawdziwe palmy!!
- I woda jest taka pięknie niebieska – dodała Alex
- Tak. Przepięknie. – skwitowała Is ledwie zerkając przez okno – Zarezerwowałam miejsca w hotelu na wzgórzach Hollywood. Będziecie mogły z okien podziwiać panoramę miasta.
Alex i Ayla popatrzyły na siebie i wzruszyły tylko lekko ramionami. Nie będą się naprzykrzać i dadzą Is spokój.

**********

Balanga!! To słowo doskonale pasuje do określenia tego co robiły dziewczyny. LA to świetne miejsce na imprezy. Najlepiej bawiła się Ayla. Mr Słodki wrócił właśnie z Meksyku gdzie kończył zdjęcia do „Troy” i teraz, zupełnie wolny od pracy porywał swoją małą księżniczkę w przecudne, bajeczne wprost miejsca. Były romantyczne kolacje, spacery po plaży, wspólne śniadania, a oprócz tego Ayla podjęła się kilku prób. Tak, tak. Dobrze słyszycie. To były prawdziwe próby. Orlando słynie z dziwnych pomysłów i niespożytej energii więc i dama jego serca powinna mieć takie zamiłowania. Każdy wie, że Ayla woli leżeć na leżaku z kolorowym, egzotycznym drinkiem w dłoni, ale czego się nie robi z miłości.
Na pierwszy ogień poszło nurkowanie, które się nawet Ayli spodobało. Kolorowe ryby i złocisty piasek odbijający pięknie załamania słońca na wodzie, to widok który potrafi zaczarować każdego.
Próba nr dwa to surfing. Po godzinie męczenia się nad równowagą i ciągłego spadania z deski Ayla wreszcie powiedziała pas, a Orlando zrozumiał. I od tamtej pory Ayla mogła wygrzewać się na słońcu i podziwiać ślicznie opalone ciałko Blooma wciśnięte w ciasną piankę. Wspaniały widok, gdy taki facet wychodzi z fal. To tak jakby sam Posejdon wysyłał posłańca. Gdy słona woda lśni w mokrych, czarnych kędziorkach aż brakuje tchu. Pół plaży (ta żeńska połówka oczywiście) traciła dech w piersiach.
Próba nr trzy skończyła się prawie tak szybko jak próba nr dwa, z ta jednak różnica że pozostawiła po sobie niemiłe ślady. Otóż Orli wymyślił, że cudownie by było pozwiedzać okolice LA na rowerach. Wszystko by było dobrze gdyby trasa nie obejmowała naprawdę ekstremalnych fragmentów. Ayla była dzielna i zaliczyła glebę dopiero na trzecim zakręcie. Po tej przygodzie został siniak na łokciu i spory strup na kolanie.
Teraz Ayla była w trakcie próby nr cztery. Ze swoim lękiem wysokości brała udział w kursie spadochronowym, bo Orli powiedział, że to sport dla odważnych, a uczucie które towarzyszy spadaniu, ten pęd powietrza i cała reszta, to wszystko można porównać tylko do cudownego orgazmu. Ayla nie chciała okazać się tchórzem więc codzienne popołudnia spędzała na kursie i zamiast słuchać wykładów z takim zainteresowaniem jak Orli, z pasją układała w głowie plan wykaraskania się z tej chorej sytuacji. Zobaczymy czy jej się uda....

**********

- Znowu o nim myślisz?? – zapytała Alex podchodząc do okna i otwierając je na całą szerokość. W pokoju była klimatyzacja, ale ona nie wyciągała całego tego papierosowego dymu który spowijał pokój Is.
- A ty nie myślisz o Keanu?? – spytała Is siadając na łóżku i gasząc papierosa w popielniczce którą już dawno trzeba by było opróżnić
- Nie – powiedziała Alex – To znaczy coraz mniej. Is wyjdź z tego pokoju. Chciałaś pochodzić po słońcu, odpocząć, a ty tylko palisz i leżysz w łóżku. Wpędzisz się w jakąś chorobę.
- Nic mi nie będzie.
- Ale tak nie można. Postaraj się zapomnieć o Johnnym i zacznij znowu cieszyć się życiem. Przecież traktowałaś go jako przygodę, więc po co teraz ta udręka??
- Przygoda?? – Is roześmiała się tak smutno że Alex aż przeszły dreszcze po plecach – Tak to była przygoda. Ale tylko przez pierwsze dwa spotkania – Is spojrzała na Alex oczami pełnymi smutku i jakby o 30 lat starszymi – Przemyślałam wszystko........ Myślałam że twarda ze mnie sztuka, że panuję nad wszystkim. Jakże się myliłam. W tak krótkim czasie oddałam mu wszystko............ Ciało........... Duszę........... Serce........ – Is znowu patrzyła tempo w ścianę. – Wiedziałam że Vanessa wróci i byłam na to gotowa, ale podświadomie czułam, że mogę z nią wygrać, a nawet jeśli nie wygram to on powie mi o jej powrocie od razu. A on milczał!! Milczał jak każdy pieprzony facet!! Jak typowy samiec po czterdziestce!! Rżnął młodą dziewczynę która była ślepo w niego wpatrzona, a w domu miał kochającą, niczego nie podejrzewającą kobietę, która dbała o jego dzieci i całe to pieprzone ognisko domowe!! – popielniczka wylądowała na ścianie rozpryskując się na 1000 kawałków. Oczy Is lśniły z wściekłości i żalu.
- Is.... – powiedziała cicho, lekko przerażona Alex bo nie widziała jeszcze przyjaciółki w takiej furii
- Nie daruje mu tego – wysyczała Is złowieszczo – jeszcze będzie się modlił by piekło mnie pochłonęło. – Oczy wściekłej Is nagle złagodniały i zupełnie normalnie spojrzała na Alex – Przepraszam za ten wybuch. Już mi przeszło. Mam pomysł. – wstała z łóżka i podeszła do Alex. Objęła ja ramieniem i delikatnie skierowała w stronę drzwi – Jutro rano weźmiemy taksówkę i pojedziemy na mała wycieczkę. Pooglądamy sobie domy gwiazd – Is otworzyła drzwi i wypchnęła Alex na korytarz – A teraz cię przepraszam. Muszę posprzątać w pokoju – i zatrzasnęła drzwi przed nosem przyjaciółki
Alex stała na korytarzu zupełnie zaskoczona. Powoli obejmował jej ciało jakiś irracjonalny strach o Is. Ta twarda osóbka zamieniła się w przeciągu kilku dni w wiedźmę w której żyłach płynie tyle samo nienawiści co czystej krwi. „Będą kłopoty” pomyślała i wolnym krokiem wróciła do pokoju....


AYLA

- Ale po cholerę wam taksówka??? - Ayla siedząc przy śniadaniu z edzaprobatą ogladała sobie siniaka, który z fioletowego, robił się żółto-siny.- Przecież Bloom może nas poobwozić po Beverly Hills...
- Po pierwsze, zostaw te swoje strupy i sińce, przynajmniej jak siedzisz przy stole - Alex popatrzyła z dezaprobatą na Aylę, która przewróciła oczami, ale grzecznie zawiązała szczelniej szlafrok i zdjęła nogi z oparcia krzesła
- A po drugie - Is obracała w rękach filiżankę z kawą - Nie chcemy twojego chłoptasia zanudzać naszymi wycieczkami, a każdy taksówkarz za odpowiednią opłatą powozi nas przez cały dzień po caaałym LA...
Ayla wzruszyła ramionami - Jak chcecie...
- A jak tam kurs spadochroniarski?? Mamy już się zrzucać na wieniec??
Alex uśmiechnęła się wrednie
- Bardzo śmieszne...- Ayla skrzywiła się a potem jęknęła - Dziewczyny, ja wszystko rozumiem, ale skoki?? Muszę się jakoś z tego wyplątać, bo ja wiem, że tego nie zrobię, napewno nie jesli będę w pełni poczytalna...
- No to myślę, że możesz spokojnie skoczyć, bo jesli chodzi o tę twoją poczytalność...- Is popatrzyła z robawieniem na Alex a ta pokiwała głową potakująco.
- Ale wy jesteście - Ayla wydęła usta - Zamiast mnie dołować, powiedziałybyście jak się z tego wykpić, ale tak, by go nie rozczarować i nie urazić...
- No to może złam nogę???- wypaliła Alex, zaś Is roześmiała się, chyba pierwszy raz od kilku dni.
- Alex, Alex, ale do tego potrzebny jest skok z duuużej wysokości...- Is rechotała a Ayla wstała od stołu obrażona
- Jesteście świniaki, idę się ubrać, miłego zwiedzania LA.
I poszła do swojego pokoju nadąsana.
- Is?? - Alex spojrzała niepewnie na przyjaciółkę - A właściwie po co mamy objeżdżać w upale to miasto??Co mnie obchodzą jakieś kiczowate pałacyki i zwaliste wille??
Is wstała od stołu - Jak nam się znudzi to zajedziemy do jakiejś miłej knajpki, no chodź...Mam już dość siedzenia w 4 ścianach, muszę odżyć, bo tu uschnę, i...Niech piekło pochłonie Deppa...
- Amen - mruknęła cicho Alex.

******************
- No dobrze, te rezydencje są bajeczne i nawet niektóre nie zasługują na miano kiczu...- Alex ziewnęła i spojrzała na Is, która wpatrywała się w okno . Nagle tuż obok taksówki przemknął z rykiem motor.
- Przeklęci wariaci!!- rzachnął się czarnoskóry taksówkarz - Jak chce się zabić, to, kurwa, lepiej by od razu się rozpędził i pieprznął w drzewo, przynajmniej by nikt inny nie ucierpiał...poza drzewem.
- Niech pan jedzie za nim - Is tknięta impulsem przerwała szybko gderającemu kierowcy..
- Co??- nie zrozumiał
- Za tym motorem, szybko!!!
- Oszalała pani???!!
- No, ojciec, chyba masz trochę koni pod maską, co??- Is z niecierpliwością spojrzała na taksiarza. Ten zmiętosił w ustach przekleństwo i depnął na gaz tak,że dziewczyny wbiło w kanapę.
Oczywiście nie dogolnili motocyklisty, ale kilka kilometrów dalej przez motocyklowym barem stał ten sam motor.
Alex, która oczywiście także poznała maszynę, zaczęła protestować, ale Is była zdeterminowana. Zapłaciła zdegustowanemu taksiarzowi i ciągnąc Alex niemal na siłę, weszły do zasnutego dymem baru.
Początkowo nic nie widziały, wchodząc w półmrok z zalanego słońcem chodnika, ale już po chwili zaczęły rozróżniać poszczególne osoby. Podeszyły do baru i wspięły się na stołki.
- Is, to nie jest dobry pomysł - Alex znów próbowała protestów, ale Is, syknęła zniecierpliwiona i głową wskazała jeden z barowych kątów, gdzie z zamyśłoną miną i czarną grzywą nasunięta niemal na pół twarzy, siedział Keanu sącząc colę.
- Jeśli ty do niego nie podejdziesz, ja to zrobię, a tego zapewne byś nie chciała - szepnęła twardo Is, a potem dodała już łagodniej - Porozmaiwaj z nim Alex...Los was znów ze sobą styka, wykorzystaj to...
Alex westchnęła, wyprostowała się i powoli zsunaszy się ze stołka ruszyła w stronę stolika Keanu.Gdy już była niemal przy nim, do owego stolika dosiadł się znajomo jej wyglądający, wysoki szczupły, jasnowłosy mężczyzna, o niesamowitym błękitnym spojrzeniu.
- Jude!!!! - zwołał uradowany Reeves..
I serdecznie uściskał znajomego. Alex już miała się wycofać, ale nagle Keanu zauważył ją i twarz mu się rozporomieniła. Zerwał się i podszedł do niej szybko, ku zdziwieniu sadowiącego się za stolikiem Jude'a.
- Alex...- powiedział cicho, gdy podszedł blisko a potem, poprostu ją przytulił - Co tu robisz?? Jesteś sama?? Dosiądź się do nas, proszę...
Alex uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała w stronę stołków barowych.
Keanu powiódł za jej spojrzeniem i uśmiechnął się do Is. Is pomachała im zabawnie, ale Keanu wykonał do niej zapraszający gest. Is chwilę się zastanawiała, ale...tylko chwilę, potem zeskoczyła ze stołka i wdzięcznym krokiem, który wzbudził kilka gwizdów i aprobujących śmiechów wśród Harleyowców, podeszła do stolika Keanu...Błękitne oczy Jude'a popatrzyły na Is z zainteresowaniem :<

ISMERIL


- Chyba nie mamy szans wygrać, Alex. To kolejna nasza przegrana – powiedział z uśmiechem Keanu i uderzył białą bilę, która potoczyła się po zielonym stole i o milimetry minęła niebieską, która w założeniu miała wylądować w jednej z uz.
- Musicie przyznać, że ja i Is jesteśmy niepokonani – powiedział Jude i wbił gładko ostatnie trzy bile.
- Ale jak my się teraz wypłacimy?? – powiedziała z udawanym przestrachem Alex.
- Nie macie pieniędzy?? Zatem trzeba to będzie załatwić po męsku – Is zrobiła minę jak stary rewolwerowiec
- Mam pewien pomysł skoro są nie wypłacalni. Bo jesteście prawda?? – powiedział Jude zwracając się do Keanu i Alex. A ci z udawanym przestrachem pokiwali zgodnie głowami i mało nie parsknęli śmiechem. Jude nachylił się do Is i chwilę coś miedzy sobą szeptali.
- Bardzo dobry pomysł!! – krzyknęła uradowana Is
- A zatem.... – Jude znowu zwrócił się w kierunku przegranych i zmrużył oczy – Jedziemy na imprezę na plaży gdzie będziecie mogli się odegrać. Zrobimy konkurs w piciu piwa. Chyba sobie poradzicie, co?? – chytry uśmieszek pojawił się na jego ustach
Keanu spojrzał szybko na Alex. Wyprostował się.
- Pewnie że sobie poradzimy. Umowa stoi – wyciągnął rękę do Jud`a, a Is aż podskoczyła z uciechy. Alex nie była pewna czy to dobry pomysł. Czuła jakiś wredny podstęp.

********

- Zatem chodzi o to żeby obydwoje byli pijani tak, by puściły wszystkie hamulce i żeby przestali się przed sobą bronić, tak?? – Jude spojrzał we wsteczne lusterko, by sprawdzić czy nie zgubił czarnego motoru.
- Właśnie. Dokładnie o to chodzi. To trochę wredne, ale przysięgam, że oni maja się ku sobie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo.....
- Już starczy. Wiem o co chodzi. Da się zrobić, jeśli tylko ja będę wyciągał butelki z piwem. Oni będą pić normalne, a my bezalkoholowe, wiec pamiętaj żeby nie pokazywać im zbyt dokładnie nalepek. Jak stwierdzimy, że maja już dość poddamy się dzięki czemu oni wygrają, a to powinno dodatkowo wprawić ich w dobry nastrój.
- To jest przekręt doskonały

********

Is już dawno leżała na pisaku gapiąc się w gwiazdy.
- Dość!!....... nie wypiję ani kropli więcej!! – Jude padł na piasek obok niej i głośno beknął
- Ha!! Poddali się!! – Alex Przytuliła Keanu do siebie
- Bo jesteśmy najlepsi!! – odpowiedział Keanu i spojrzał na nią trochę mętnym wzrokiem – Leżcie tu cieniasy i dochodźcie do siebie. Alex, moja królowo, chodźmy potańczyć.
- Chyba nie przesadziłem?? – spytał szeptem Jude, gdy para oddalała się ledwie utrzymując równowagę.
- Nie wiem – westchnęła Is – Najważniejsze, że mięliśmy dobre chęci. Reszta w rękach amorków – zachichotała i znowu opadła na piasek

********

- Tu mieszkam – powiedział Keanu wchodząc na chodnik prowadzący wprost z plaży do pięknej willi
Alex kręciło się w głowie. Keanu miał trudności z otworzeniem drzwi wejściowych, ale w końcu jakoś udało mu się wczytać odpowiedni kod. Objął Alek by pomóc jej wejść do środka, ale ona zarzuciła mu ręce na szyję. Ich oczy się spotkały, a chwile później spotkały się też i usta. Gorące oddechy mieszały się ze sobą, a dłonie niecierpliwe uwalniały ich ciała z wszelkich barier, rozrzucając ubrania na prawo i lewo. Niewiadomo kiedy znaleźli się w chłodne sypialni, a ich ciała splotły się w namiętnym uścisku........

********

- Śpią?? – zapytał Alex i poczochrał się po prawie białych włosach
- A jak myślisz, półgłówku?? – odpowiedziała ze złością Diana, trzymając za rękę mała dziewczynkę która tymczasowo nosiła imię Marry (jak wszystkie aniołki płci żeńskiej, które pojawiły się dopiero kilka chwil temu. Chwilę temu w pojęciu niebiańskim, rzecz jasna). Marry nerwowo ssała smoczek
- No i bardzo dobrze, że do niczego nie doszło. To było głupie – powiedział z zacięta mina Alex i skrzyżował ręce na piesi
Diana zdzieliła go po głowie
- Ty całkiem zgłupiałeś!! Wiesz jaki jest nasz ojciec!! Teraz znowu pewnie będzie robił cos głupiego!! Ty już chyba zaczynasz blaknąć. Niedługo znikniesz i nigdy się nie narodzisz, jeśli oni się nie pośpieszą i nie przestaną uciekać przed przeznaczeniem.
- Naprawdę zaczynam blaknąć?? – Alex wyciągnął rękę i wpatrywał się w nią z przestrachem
- Jeszcze nie, ale tak się niebawem stanie – powiedziała Diana i odwróciła się, by otworzyć drzwi z których trysnęła jasność
- Ale to niesprawiedliwe – Alex prawie płakał – Dlaczego ty nie blakniesz?? Przecież tata już nie jest z twoją mamą, bo ona nie żyje.
- Ile razy mam ci powtarzać że ja się narodziłam. Ciągle nie rozumiesz istoty poczęcia i dziewięciomiesięcznego przebywania w łonie matki. To że nigdy nie oddychałam powietrzem nie znaczy, że nie żyłam. Jesteś debilem Alex. Wracamy!!
Diana z godnością przekroczyła próg drzwi, za nią podreptała malutka Marry, a za nimi z ociąganiem Alex, który obrócił się jeszcze w drzwiach i szepnął.
- Nie zawiedź mnie tato. Nie bądź takim debilem jak ja, bo ja nie chcę wyblaknąć do zera.

********

„Pić!! Pić!!” – ta myśl obudziła Alex. Zaczęła macać ręka w poszukiwaniu stolika nocnego na którym zawsze trzymała szklankę wody właśnie na taka okazję. Jednak zamiast znajomej, lekko chropowatej powierzchni blatu stolika, dość gwałtownie walnęła w coś, co również było chropowate, ale ciepłe i uginała się pod jej palcami
- Ała!! – To coś pod jej palcami poruszyło się gwałtownie.
Alex otworzyła oczy i usiadła. Obok niej leżał mężczyzna.
- Co robisz w moim łóżku!! – wykrzyknęła
Mężczyzna przewrócił się szybko na plecy i również usiadł. Rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju i zatrzymał wzrok na nagich piersiach Alex
- Raczej co ty robisz w moim łóżku i dlaczego jesteś naga?? – powiedział Keanu
Alex złapała szybko brzeg prześcieradła i podciągnęła je po samą szyję, odsłaniając zupełnie nagie „strategiczne” miejsca na ciele Keanu.
- Fuck!!- Keanu złapał za drugi brzeg prześcieradła i szybko się nakrył. Chwile się jeszcze szamotali, by rozmieścić się w łóżku tak, by nie dotykać się wzajemnie a jednocześnie pozostać zakrytymi.
- Odwróć się i zamknij oczy, a ja się ubiorę – powiedziała Alex najspokojniej jak potrafiła
Keanu tylko skinął głową. Alex z prędkością błyskawicy wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać, przy okazji poznając dom, ponieważ części jej garderoby znaczyły ścieżkę od łóżka, aż do samych drzwi wejściowych. Gdy zapinała ostatni guzik koszulki na schodach stanął Keanu w koszulce i spodenkach (Koszulka była założona tył naprzód).
- Może zrobię kawę albo coś?? – zapytał niepewnie
- Nie, nie..... – odpowiedziała szybko Alex i rozejrzała się jak zaszczute zwierzę – Na razie!! – uniosła rękę w geście pożegnania i nim on zdążył coś odpowiedzieć, zniknęła za drzwiami i pobiegła ścieżka w stronę plaży
- Fuck!! – Keanu rąbnął czołem w ścianę przy schodach z taką mocą, że aż mu pociemniało w oczach. Usiadł na schodach i schował twarz w dłoniach. Miał kaca.... Nie tylko zwykłego, ale i moralnego, bo nic nie pamiętał z ostatniej nocy..........


PANICALEX

8 godzin wcześniej.

- Gdzie to może być? - Orlando rozglądał sie dokoła wychyliwszy się z okna samochodu.
- Nie wiem. Is mówiła coś mgliście że Jude zaprosił je na jakąś imprezę na plaży. Kieruj się poprostu hałasem. To musi być gdzieś tu.
- Nie mam pojęcia ja wy to robicie - Orlando mijał wolno rezydencje rozmieszczone przy plaży.
- Co? - Ayla wychyliła się do połowy z wozu eksponując swoje wdzięki i skutecznie rozpraszając Blooma.
- Zakasowałyście Johnnego, Keanu, mnie a teraz Jude'a - roześmiał się - Całą śmietankę Holywood.
- Nie pochlebiaj sobie Bloom. A co do pytania taki już nasz urok osobisty jarzysz?
- Jarzę - pociągnął ją w swoją stronę i zaczął obsypywać pocałunkami jej dekolt, gdzieniegdzie delikatnie przygryzając skórę. Ayla zacisnęła palce na jego głowie przyciągając go bliżej.
- Oralndo -
- Ciiiiiii -
- Orli -
- Cicho kochanie - Bloom był zajęty kontemplowaniem kontrastu pomiędzy białą koronką stanika a kolorem skóry Ayli.
- Bloom!!!!!!!!!!!
- Co? - Orlando podniósł głowę w sam czas by zahamować przed wielkiem drzewem będącym ozdobą trawnika przed jedną z willi.
- Mam dwie wiadomości Orladno. Dobrą i złą. Zła to taka że nie możemy tego robić zawsze i wszędzie bo to się może źle skończyć. Dobra to jest chyba ta impreza - Ayla wskazała ręką na oświetlony rzęsiście dom.
Wysiedli z samochodu. Okrążając dom znaleźli się na plaży w tłumie gości.
- Jak my je tu znajdziemy? - Ayla rozglądała się dokoła.
- Same się znajdą. Chodź - Orli pociągnął ją za sobą na prowizoryczny parkiet do tańca - Ponieważ jak sama stwierdziłaś nie możemy tego robić zawsze i wszędzie dziś będziemy się bawić do samego rana. Tańczyć i pić - objął ją mocno w pasie - Wiesz że umiem tańczyć tango? Nie wiesz? Pokażę ci - przechylił do tyłu roześmianą Aylę.

******************
Na plaży po odejściu Alex i Keanu.

Jude bawił się włosami Is która leżała z głową na jego brzuchu i dopijała ostanią flaszkę bezalkoholowego piwa.
- Powiedz mi Is co taka seksowna dziewczyna robi sama w tym mieście rozpusty?
- Nie jestem sama. Jest Ayla i Alex.
- Wiesz o co mi chodzi. Jesteś inteligentna i sexy. Dlaczego gdzieś w cieniu nie czai się jakiś facet który ma chęć obić mi gębę tylko za to że tu ze mną jesteś.
- Bo faceci nie znają się na takich inteligentnych dziewczynach jak ja.
- Acha więc był ktoś.
- Był - Is uznała że czas na coś mocniejszego i obmacywała piasek w poszukiawniu butelki z piwem - Jest!
- To jest czy był?
- Jest flaszka z piwem a był facet. Konkretnie Johnny Depp.
- Ocho wysoko mierzysz. I co?
- A skąd wniosek że ci opowiem co? - pół godziny później Jude znał ze szczegółami historę związku Ismeril z Johnnym.
- Drań - krótkie stwierdzenie Jude'a dokładnie współbrzmiało z odczuciami Is.
- Chcę go zabić - Is pociągnęła z butelki następny łyk.
- Pomogę ci.
- Naprawdę? - nagłe ożywienie w głosie Is zaniepokoiło Jude'a.
- No... Tego...
- Jude będę twoją dłużniczką to końca życia - Is rzuciła się na niego całym ciałem i zaczęła obcałowywać po twarzy - Ale pomóż mi się zemścić.
- No dobra. Dobra - Jude bronił się choć raczej dla pozoru niż dla efektu.
- Obmyślę plan. Narazie udawaj że jesteś moim factem i że mnie kochasz. Reszta to moja sprawa. Zgadzasz się?
- No mówiłem że tak ty wariatko - Jude śmiał się tak że było go chyba słychać na całej plaży.
Zaczęli sie gonić obrzucając się piaskiem a potem poszli popływać w morzu. Is nigdy z żadnym facetem nie bawiła się tak dobrze. Zasnęli na plaży przytuleni do siebie.

*******************
Tymczasem przed imprezą (gdziekowiek to jest) na której bawili się Bloom i Ayla.

Ani Orli ani Ayla nie zauważyli samochodu który cicho, z wygaszonymi światłami zaparkował po drugiej stronie ulicy. W środku siedziała dziewczyna nerwowo paląca papierosa. Nie wyglądała dobrze a stos petów w popielniczce wiele mówił o stanie w jakim się znajdowała. Gdyby ktoś podszedł bliżej rozpoznałby w tej dziewcznie, kurczowo zaciskającej palce na kierownicy samochodu, Kate B. Ale nikt nie podszedł, nikt nie usłyszał jej histerycznego śmiechu, nikt nie zobaczył błysku nienawiści w jej oczach.

******************
Rano na plaży.

Alex szła szybko w stronę gdzie wieczorem bawili się z Jude'em i Is. Była na siebie wściekła. Jak mogła się tak poniżyć. Zobaczyła ich z daleka, podeszła. Spali, ale Alex zobaczyła coś jeszcze.
- Is!!!!!!!!! - wrzasnęła.
- Coo? Co jest? - Is obudziła się i rozglądała dokoła przecierając oczy.
- To jest do cholery! - Alex podsunęła jej pod nos butelkę po piwie bezalkoholowym - Wiesz jak ja się teraz czuję???? Nie wiesz kurde! - z całej siły cisnęła butelką w stronę morza i ruszyła biegiem w stronę autostrady.
- Alex!!!! - Is chciała pobiec z nią ale Jude ją zatrzymał.
- Nie warto ona ma teraz kaca. Nie tylko po piwie. Nic nie da sobie wytłumaczyć.
Is tylko westchnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:41, 27 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

- Jeeezu, szukaliśmy was po całej cholernej plaży...- Ayla z sandałkami w ręku szła właśnie w stronę Ismeril i Jude'a. Bloom został w tyle nagle zaatakowany przez stadko dziewcząt z aparatami, kartkami i długopisami w rękach, bardzo głośnie stadko :-/ .
Ismeril popatrzyła kwaśno na Aylę - Właśnie dostałam zjebkę od Alex...
- Dostaliśmy - poprawił ją Jude.
Ayla dopiero teraz zobaczyła Alex ze złością maszerującą w stronę wyjścia z plaży.
- Co jej zrobiliście??
- Zdaje się,że trochę przegieliśmy w swataniu jej z Kijanką, O cholera - syknęła Ismeril spojrzawszy za placy Ayli. Prócz kłębiącego się tłumu nastolatek wokół Blooma, leciał w ich stronę Keanu, z miną byka na arenie. Na szczęście dla Ismeril, Jude'a , a nade wszystko dla Blooma, nie zdążył dopaść spiskowców, gdyż tłumek szalonych nastolatek, po pojedyńczym pisku - JEEEZU!!!!KEANU REEVES!!!!" runął wprost na niego, uwalniając Blooma ;-p .
Ayla patrzyła krytycznie na dochodzącego do nich wolnym krokiem Orlando.- Biedaku...Dobrze,że zjawił się Reeves bo by cię zadziobały...- pogłaskała go po ramieniu.
- Nie martw się, byłem mężny...- popatrzył na w pośpiechu zbierających się z piasku Ismeril i Jude'a.
- Coś mnie ominęło??
- Taaaa, nocne picie...- Ayla podniosła butelkę i powąchała ją. Skrzywiła się - Bezalkoholowe?? Is??W ciąży jesteś, czy co??
Is popatrzyła na Aylę z mordem w oczach.Ayla uśmeichnęła się słodziachno [niewinnosc] .
Panowie popatrzyli na nie z lekiem. - Zalecałbym zimną krew. Straczy już awantur. Poza tym własnie Reeves uwolnił się od fanek - powiedział Jude, patrząc w stronę Keanu. Faktycznie nadchodził, tyle że za jego plecami leciał ów rozwrzeszczany tłumek, krzycząc...JEEEZUU!!! tO JUDE!!!JUDE LOW!!!!!.Jude zaczął się powoli wycofywać, a Is syknęła - EWAKUACJA!
I wszyscy 5 (bo Keanu za nimi)pobiegli w stronę ulicy i dopadli autka Blooma.
Po szybkim starcie i zablokowaniu wszystkich drzwi.Odetchnęli i spojrzeli pytająco na Reveesa.Ten nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale machnął tylko ręką
- No co??!! Powiedz nam, coś ty jej takiego zrobił, że wyglądała jak furia???- Is wbijała w niego oskarezycielskie spojrzenie. Reeves popatrzył na nią czarnymi ślepiami - Trzebabyło nas nie upijać i nie podpuszczać...
- Trzebabyło nie pić i nie leźć z nią do łózka - odparowała Is, ale szybko pożałowała swojego niewypażonego języka, bo Keanu spojrzał na nią z wściekłością.
- Gdzie jedziemy??- zapytał Bloom zerkając we wsteczne lusterko, w którym widział pojedynek spojrzeń Is i Keanu, między nimi siedziała Ayla ziewajac, kompletnie, zdawałoby się, nie przejmując się tym,że zaraz może polać się krew na kremową, skórzaną tapicerkę samochodu.
- Zawieź nas do naszego hotelu.A potem to już wasza sprawa, gdzie spędzicie dzień panowie i JAK- spojrzała znacząco na Reevesa.
Ten kiwnął głową - Znajdę ją, choćbym miał przetrząsnąć całe LA....
- WOW...Nareszcie mówisz do rzeczy Keanu. - roześmiał się siedzący obok kierowcy , Jude.

PANICALEX

Alex wróciła do hotelu zmęczona jak diabli. Uznała że musi się przejść by się uspokoić. 10 kilometrów pieszo jednak niewiele pomogło. Wzięła taksówkę. Zgrzytając zębami i zaciskając pięści przemierzyła hol hotelu nie zwaracając na nikogo uwagi. Drzwi od swojego pokoju zatrzasnęła z taką siłą, że połowa gości hotelowych wyjrzała na korytarz by sparwdzić co się dzieje ( nie przesadzam dziewczyny, jak się czasem wścieknę to klękajcie narody).
Wpadła do łazienki, odkręciła prysznic i nie rozbierając się weszła pod strumień zimnej wody. Czuła że musi ochłonąć. Dopiero teraz dotarło do niej naprawdę co się mogło stać. Osunęła się po ścianie prysznica, otaczając ramionami kolana. Chciało jej się ryczeć i nie miała ochoty się powstrzymywać.

***************************

Tymczasem reszta towarzystwa jechała ulicami LA rozglądając się w poszukiwaniu Alex. Na tylnym siedzeniu dosłownie iskrzyło. Is wrzeszczała na Keanu i vice versa. Ayla siedziała ogłuszona, usiłując załagodzić sytuację co nie bardzo jej wychodziło.
- Zamknijcie się oboje do cholery!!!!! - Ayla sama się zdziwiła że stać ją było na coś takiego.
Spojrzeli na nią ze złością ale zamilkli.
- Dzięki Ayla kochanie. Już rozważałem wysadzenie ich na najbliższym rogu - stwierdził Orlando z przekąsem.
- Zatrzymaj się - zażądała Is gdy mijali stację benzynową.
- Po co?
- Muszę się przejść - syknęła.
- Dobra ale szybko.
Is wpadła do sklepu i 15 minut potem była zpowrotem z sześciopakiem coli.
- Częstujcie się - rzuciła - Ayla wracamy do hotelu. Wy będziecie dalej szukać Alex - raczej stwierdziła niż zapytała.
- Tak jest - uśmieszek Jude'a nieco rozładował atmosferę.
Odwieźli je do hotelu. W windzie Alya zapytała:
- Nie sądzisz że powinnyśmy im pomóc? Coś się jej mogło stać.
- Nic się jej nie stało. To duża dziewczynka - Is była dziwnie rozkojarzona.
- Mimo wszystko...
- Mimo wszystko lepiej będzie jak zaczekamy na nią w hotelu.
- Jak uważasz - Ayla pomachała jej reką udając się do swojego pokoju.
Is pędem wpadła do swojej łazienki, zamykając się na trzy spusty choć przecież i tak nikt nie mógł jej przeszkodzić. Kilkanaście minut później rozległ się stamtąd przerażający krzyk.

*********************

Jakiś krzyk wyrwał Alex z odrętwienia. Chwilę jej zajęło nim skonstatowała że doszedł zza ściany. A za ścianą... za ścianą była łazienka Is. Alex zerwała się i nie zważając na mokre ciuchy popędziła do pokoju przyjaciółki. Wpadła tam jak burza.
- Is!!!! - zaczęł dobijać sie do drzwi łazienki - Is!!!
Zamek szkęknął cicho. Alex otwarła drzwi i zobaczyła śmiertelnie bladą Is siedzącą na brzegu wanny i czymś w ręce.
- Is nie ci nie jest? - Alex podeszła szybko.
- Nie... Tak... Nie wiem... Cholera
- Is?
- Zobacz.
Alex wzięła do ręki to co Is jej podała. Był to test ciążowy.
- Jesteś w ciąży - Alex szczęka opadła z wrażenia.
- Wiem - Is zaczęła się trząść.
Alex usiadła obok niej na brzegu wanny i przytuliła, głaszcząc po plecach.
- To jest dziecko Johnnego - głos Is był bardzo cichy.
- Aha.
- I co teraz? - Is wtuliła twarz w mokre ubranie przyjaciółki.
- Pomyślimy o tym potem - Alex ocierała twarz Is z łez które nagle zaczęły płynąć same.
- Co mnie ominęło? - Ayla weszla do łazienki - Alex znalazłaś się. Nadal wściekasz się na Is?
- Mamy większy problem - Alex podała jej test Ismeril.
- O w mordę!
- Chodź Ayla. Musimy ją położyć, nakarmić , napoić i utulić do snu.
Zaprowadziły Is do łóżka. Choć podejrzewała to do jakiegoś czasu była jak ogłuszona. Nie mogła myśleć, nic nie czuła. Chciała się zwinąć w kłębek i zasnąć. Albo jeszcze lepiej zdemolować cały ten cholerny pokój żeby wreszcie coś poczuć. To niespodziewanie przypomniało jej Johnnego. Chociaż w czymś byłabm do niego podobna, pomyślała.Ciekawe czy to wpływ ciąży?
Alex otulała ją kołdrą a Ayla zamawiała coś do jedzenia.
- Zostaniemy z tobą dzisiaj - Alex żartobliwie poczochrała jej włosy.
- Alex?- wymruczała Is spod kołdry.
- Tak?
- Dlaczego jesteś cała mokra? - pytaniem tym wywołała tylko histeryczny wybuch śmiechu Alex.

AYLA

- Śpi?? - zapytała Alex, właśnie wchodzącej do jej pokoju Ayli.
Ayla pokiwała milcząco głową.
- Niezła afera, prawda?? - Ayla klapnęła na miękką kanapę i podwinęła nogi. Alex właśnie zamówiła sobie dzbanek gorącej, mocnej kawy i porcję kanapek. Nalała sobie i podała drugi kubek oraz talerzyk Ayli.
- Jak myślisz...Co ona teraz zrobi? - Ayla upiła łyk i skrzywiła się, bo oparzyła sobie wargi, zagryzła kanapką.
- Nie wiem, co ona zrobi ale wiem, co ja bym zrobiła na jej miejscu. - Alex klapnęła na kanapę obok przyjaciółki
Ayla podniosła pytajaco jedną brew - No..To co Ty byś zrobiła, gdybyś wpadła z Boskim Keanu??
- Po pierwsze JA bym nie wpadła...- Ayla na te słowa przymkneła jedno oczko z powątpiewaniem - Tak, tak, nie rób takiej miny, ja nigdy nie wpadnę, nie dam się wplątać w taką...w taką...- nagle Alex zająknęła się po chwili odetchnęła i dokończyła - Ja bym na jej miejscu usunęła tę ciążę.
- Co ty pieprzysz??!! - Ayla prawie podskoczyła na kanapie
- Ciii, nie wrzeszcz tak, bo ją obudzisz - syknęła Alex - No pomyśl, po co ma sobie teraz tak komplikować życie?? Po co jej to dziecko?? Na pamiętkę po draniu, który ją uwiódł i oszukał??? Wieczny wyrzut sumienia?? Przecież oni nigdy nie będą razem - Alex machnęła ręką - Niemożliwy związek....
- Tak, to wszystko racja, poza jednym...A jeśli potem będzie żałować?? Usunąć jest łatwo, ale blizna w sercu zostanie na zawsze. Alex, jesteśmy kobietami, macieżyństwo mamy w genach. A Ismeril to wrażliwa dziewczyna, wiesz o tym, ona naprawdę kochała, a zresztą pewnie nadal kocha tego Depp'a. A to jest JEGO dziecko, jego i jej, coś co na zawsze ich połączy, nawet jeśli nigdy nie będą razem.
Alex parsknęła śmiechem
- Boże, ale z ciebie niepoprawna romantyczka...
Ayla uśmiechnęła się i powiedziała - Ty też jesteś taka sama, tyle,że się do tego nie przyznajesz...A, właśnie...
Ayla odstawiła na stolik kubek z kawą i pusty talerzyk, przysunęła się do Alex tak, by dobrze widzieć jej twarz - Powiedz mi, co się stało zeszłej nocy?? Bo Keanu...
- Nic mi o nim nie mów!! - Alex przerwała jej gwałtownie a potem, zamknęła na chwilę oczy i powiedziała już ciszej - Ayla, nigdy nie czułam się tak upokorzona jak dziś rano...Obudziłam się z nim w łóżku, kompletnie naga...A wiesz co jest najgorsze??? ŻE JA NIC, CHOLERA JASNA, NIE PAMIĘTAM!!!!
- Ciiii - Tym razem Ayla spojrzała w stronę pokoju Is.
- Naprawdę, nie wiem, czy TO robiliśmy, czy nie, wiem tylko,że to upokarzające obudzić się rano w łóżku z facetem i nie wiedzieć co się z nim wyczyniało, jak się wogóle tam znalazło.
Ayla patrzyła na Alex okrągłymi czarnymi oczami
- A jeszcze gorsze jest to,że ja nie wiem, ile on z tej nocy pamieta...Boże, co za wstyd....
- Eeeetam...Przesadzasz - Ayla machnęła ręką
Alex o mało jej nie zabiła wzrokiem
- Tak, tak, nie żartuję. Po pierwsze : to nie jest kompletnie obcy facet, tylko facet tórego kochasz i który, jak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, kocha Ciebie. Po drugie : jeśli byliście kompletnie pijani, to on raczej też nic nie pamięta i zapewne do iczego nie doszło, a nawet jesli to on jest gentalmanem, zależy mu na Tobie, ja Ci to mówię. No i po trzecie - On teraz jeździ po całym LA i Cię szuka - Ayla uśmiechnęła się łobuzersko [cygaro]
- Szuka???Po co???- Przez buzię Alex przebiegały mieszane uczucia - niedowierzanie, radość i...złość.
- O Boże, co za pytanie, jak to po co??? Bo szaleje za tobą, choć się głupek, jeden nie chce do tego przyznać sam przed sobą. - Ayla pokręciła głową z uśmiechem - Spokojnie, nie zadzwoniłam do niego i nie zdrdziłam,że tu jesteś, ale, jak go znam, to zapewne jutro się tu zjawi i nie odejdzie póki z tobą nie porozmawia. Alex - Ayla pogłaskała ją po ramieniu - To jest straszny dziwak, wiem, ale Tobie udało się przebić ten jego pancerz, z pewnością czuje coś do Ciebie i boi się tego uczucia. A ta noc, paradoksalnie, może okazać się przełomem. Stało się coś, czego oboje nie planowaliście i zapewne na trzeźwo jeszcze długo by się nie wydarzyło...Dziewczyno idź za ciosem, rozbij tę jego skorupę, niech znów nie boi się kochać...
Ayla cmoknęła Alex w policzek i wstała z kanapy, przeciągając się - Idę się przespać,cała noc przy latynoskich rytmach to nie dla mnie, w moim wieku - tu zrobiła minę starowinki - Musze się oszczędzać...
- Idź, idź spać, babciu - Alex uśmiechnęła się - I dzięki za tę rozmowę...Wiesz,że nie wyglądasz na taką bystrą?? ;-p
- Wiem, dobrze się maskuję...Faceci nie lubią zbyt bystrych kobiet, więc trzeba czasem grać słodką idiotkę, by mieć przewagę - Ayla puściła oczko i poszła do siebie.

******
Rano Is obudziła się i przypomniawszy sobie co się stało poprzedniego dnia, skrzywiła się i ukryła twarz w poduszce...
Uczucie kompletnego zagubienia i niechęć do całego świata odbijały się na jej twarzy przez cały dzień. Mimo starań przyjaciółek, była przybita i apatyczna.
- Is...Przestań, ciąża to nie wyrok śmierci, to nie rak. Mówią o tym stan błogosławionay, a ty wygląszasz jakby dosięgnęło cię przekleństwo...- Ayla w końcu nie wytrzymała. Wszystkie trzy siedziały sobie na tarasie hotelu pod parasolami i sącząc napoje, gapiły się na pięknie mieniący się turkusem, ocean.
- Bo właśnie tak się czuję ...- Is poprawiła na nosku ciemne okulary. - Jestem kompletnie zdezorientowana, nie wiem, co mam dalej robić...
- Chcesz tego dziecka czy nie???- alex spojrzała na Aylę a potem na Is.
- Nie...Tak...Nie wiem...
Alex westchnęła. Ayla zrobiła kwaśną minę. - Is, my ci nie możemy mówić, co powinnaś zrobić, bo to Twoje życie, Twoje dziecko i cokolwiek postanowisz, to będzie Twoja decyzja. - Ayla odetchnęła - Ale...zanim coś postanowisz, dobrze się zastanów, bo...aborcji nie da się cofnąć, to jest akt nieodwracalny.
- Ayla, ty już jej sugerujesz, że powinna być Matką -Polką i urodzić mimo wszystko!!- powiedziała Alex z pretensją w głosie.
- Nie, ja jej tylko mówię,że są inne rozwiązania. Przecież może urodzić i oddać dziecko do adopcji, nie musi się go od razu pozbywać. To nie jest jego wina,że się poczęło, prawda???- Ayla zmarszczyła brwi
Alex już otworzyła usta, by coś jej odpowiedzieć, ale Is im przerwała - Jeśli bym zdecydowała się urodzić, to napewno nikomu by nie oddała potem mojego dziecka - powiedziała cichym, stanowczym głosem.- Ale...Wydaje mi się,że to nie ma sensu. Boję się,że nie mogłabym pokochać je tak, jak powinna kochać matka. Cały czas przypominałoby mi o bólu i ranie jaką zadał mi jego ojciec...Być może krzywdziłabym je podświadomie...
- No cóż...Znasz nasze zdanie - Alex powiedziała już spokojniej - Ale, jak powiedziała Ayla, to do Ciebie nalezy ostatnie słowo...

ISMERIL


Dni mijały spokojnie bez żadnych komplikacji. Powiedzmy, że bez żadnych bo wszyscy się już przyzwyczaili do niezdecydowania Alex, która potrafiła cały dzień zżymać się na Keanu, by wieczorem pójść z nim na imprezę i następnego dnia promieniować szczęściem, aż do popołudnia, gdy znowu przypominała sobie, że jest na niego zła za jego niezdecydowanie. To prawda, że Keanu był dziwny, ale nie można powiedzieć, że się nie starał. Starał się jak cholera!! Miał mętlik w głowie i bał się, ale powoli przekonywał się do tego, że Alex jest kobietą dla niego. Postanowił tylko, że nie ulegnie już żądzy przynajmniej na razie. Jeszcze nie pora na miłe baraszkowanie. Chciał, by ten związek, jeśli uda się go stworzyć, miał solidne podstawy uczuciowe. Uczucia i przywiązanie to najważniejsza w życiu sprawa!!

Is by zapomnieć choć na trochę o rozterkach związanych ze swoim odmiennym stanem namówiła dziewczyny, by kupiły sobie dom w LA i przestały w końcu mieszkać w hotelu. Ayla i Alex z ochotą przystały na ten pomysł i Ismeril wpadła w wir poszukiwań. Wreszcie stały się właścicielkami niewielkiej ale bardzo przytulnej willi zatopionej w zieleni, położnej malowniczo na wzgórzach Hollywood.

Ayla zrejterowała przed skokiem spadochronowym. Bardzo chciała skoczyć i pokazać Orliemu jaka jest odważna, ale ostatecznie, 3000 metrów nad ziemia zmieniła zdanie i ze strachu zwymiotowała na instruktora. Orli wyskakiwał z samolotu śmiejąc się jak wariat i krzycząc „KOCHAM CIĘ AYLA!!”. Potem powiedział, że od razu wiedział jak Ayla zareaguje. Sprawdzał tylko jak wiele umie wytrzymać i nie spodziewał się, że dotrwa aż do końca kursu.
- Skoro wiedziałeś, że tak bardzo się boje to dlaczego tak zrobiłeś?? – Ayla była wściekła
- Przepraszam skarbie. Nie mogłem się powstrzymać. Chciałem zobaczyć twoją minę. A to co zrobiłaś w samolocie było świetne.
Ayla walnęła go z całej siły poduszka po głowie, a Orli chichotał jak mały chochlik.
- Nie bij mnie już!! Przepraszam!! Już nigdy tak nie zrobię!! – chwycił ja za ręce, zabrał poduszkę i usadził sobie Ayle na kolanach jak małą dziewczynkę – Obiecuję, że już nigdy nie będę cię zmuszał do takich rzeczy. Jednak zawsze będę ci proponował, żebyś brała udział w moich szaleństwach. Liczę że następnym razem powiesz mi że nie chcesz czegoś robić od razu a nie dopiero w decydującym momencie. Nie bój się. Przecież się nie obrażę.
Uśmiechnął się i pocałował ją w usteczka bardzo delikatnie, a Ayla skinęła głowa na zgodę.
- Zabieram cię dziś do klubu. Potańczymy. Oki??
Godzinę później wystrojona Ayla i zupełnie niewystrojony Orlando ruszyli na imprezę.
- Gdzie idziecie?? – Is złapała ich tuż przed wyjściem.
- Do klubu – powiedział Orli patrząc na naręcze jakiś kolorowych zasłon które Ismeril ściskała w ramionach – Chcesz iść z nami??
Ismeril spojrzała na Aylę.
- Nie. Dzięki. Ayla pamiętaj żeby nie wracać późno. Obiecałaś mi, że ze mną pojedziesz jutro. O 9 musimy być na miejscu.
- Pamiętam. Połóż się dziś wcześniej.
- Bawcie się dobrze. – no i Is zniknęła w swojej sypialni.

- O co chodzi?? – zapytał Orli, gdy wsiadali do samochodu.
- Nic ważnego – odpowiedziała zdawkowo Ayla – To do którego klubu mnie zabierasz??......


PANICALEX

15 minut później tuż przed wejściem do klubu Orli jak zwykle zmienił zdanie.
- Ayla... – zaczęło się również jak zwykle.
- Co?
- Jedźmy do mnie.
- Mówiłam ci już tysiąc nie, cztery tysiące razy że tak nie można – Ayla z czystej przekory zaczęła protestować.
Ale Orli już wiedział że wygrał i z uśmieszkiem tryumfu na ustach zapuszczał silnik.
Jeszcze przed drzwiami objął ją mocno i zaczął rozpinać guziki jej sukienki.
- Zwariowałeś? – śmiała się - Chcesz żeby paparazzi dopadli nas półnago?
Chwilę potem drzwi domu Orliego zatrzasnęły się za nimi.
Następnego dnia około 4 rano Ayla uznała że czas wracać do domu i doprowadzić się do porządku. Delikatnie pocałowała śpiącego Blooma w usta i wymknęła się, wzywając wcześniej taksówkę.

**********************


Wiedziała co chce zrobić. Układała ten plan od tygodni. Dziś nadszedł właściwy moment. Delikatnie przekręciła klucz w zamku. Tak, ciągle go jeszcze miała. Pewnych rzeczy nie oddaje się zbyt szybko. Zawsze mogą się przydać.
Zdjęła buty i przemknęła przez hol. Szybko pokonała schody i znalazła się przed drzwiami sypialni. Były otwarte. Weszła. Jej wzrok przykuł śpiący na łóżku mężczyzna. Wyraz czułości w jej oczach szybko ustąpił zimnemu wyrachowaniu. Rozejrzała się uważnie. Obeszła pokój. Tak, to również nie uległo zmianie. Podniosła coś z podłogi i schowała do przygotowanego foliowego worka.
Pochyliła się na chwilę nad śpiącym chłopakiem. Poruszył się niespokojnie a ona zastygła w bezruchu. Nie obudził się. To dobrze bo jeszcze nie skończyła. Podwinęła rękaw i z zaciskając zęby rozorała skórę przedramienia o ostry kant szafki nocnej. Pozwoliła by kilka kropel krwi upadło na dywan, a potem dotknęła ręką wezgłowia łóżka, pościeli i kilku innych miejsc w pokoju. Wszędzie zostawiła mikroskopijne ślady. Chwilę potem z zawrotną szybkością jechała samochodem w dół autostradą do zachodniego LA.
Weszła do swojego domu. Wykonała krótki telefon. Była 4.55. O 5.10 jakiś samochód zatrzymał się na podjeździe. Drzwi wejściowe stuknęły cicho. Jakiś cień padł na biurko przy którym siedziała.
- Wszystko gotowe? – szorstki, męski głos wyrwał ją z otępienia.
Kiwnęła głową. Wstała i zaprowadziła mężczyznę do łazienki na parterze. Na podłodze leżała rozłożona folia.
- Zaczynaj – powiedziała cicho. Mężczyzna zaczął ja brutalnie bić i kopać dopóki nie dała znać że ma dosyć. Potem zaczął rozpinać spodnie.
- Jesteś pewna? - pierwszy raz się zawahał.
- Jestem. Chyba dość ci do cholery zapłaciłam a to żebyś mnie zgwałcił!
Pięć minut później było po wszystkim. Dziewczyna wyjęła foliowy worek który przyniosła ze sobą i jęcząc z bólu coś wsunęła sobie między uda. Potem wstała, rzuciła worek wraz z pozostałą zawartością na folię i zataczając się ruszyła do drzwi.
- Masz tu posprzątać i zniknąć z LA jasne? – rzuciła w stronę mężczyzny.
- Jasne. Dość mi zapłaciłaś – sarkazm w jego głosie był aż nadto odczuwalny.
Szła przed siebie trzymając się ściany aż dotarła w pobliże drzwi wejściowych. Popatrzyła przez chwilę na siebie w lustrze. Podarte ubranie, wszędzie krew i opuchlizna. Obraz nędzy i rozpaczy. Uśmiechnęła się i syknęła z bólu który przypominał jej o rozciętej wardze. Położyła się na posadzce. Teraz pozostało czekać.
Z letargu obudził ją wysoki krzyk. Była 7.00. Gosposia.
- Panienko! Panienko co pani jest??? Jezu Chryste!
Czyjeś ręce próbowały podnieść ją z posadzki. Potem tylko usłyszała urywki jakieś rozmowy. Następne co zobaczyła to biała, szpitalna izolatka.
- Jak się pani czuje? – lekarka podeszła do niej widząc ze się przebudziła.
- Wszystko mnie boli – w pierwszej chwili nie wszystko do niej docierało ale już w następnej uświadomiła sobie z przerażającą jasnością jak się tu znalazła i co musi dalej zrobić.
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Cały dzień pani spała. Czy coś sobie pani przypomina? Czy pani wie dlaczego tu trafiła?
- Chyba ktoś mnie skrzywdził... zgwałcił? – stwierdziła niepewnie w duszy analizując każde słowo.
- Tak. Wykonaliśmy już niezbędne badania. Jest tu policja. Chcą z panią rozmawiać.
- Niech wejdą.
- Jest pani pewna?
- Jestem.
Dwa dni udawała że nie pamięta, że nie wie kto jej to zrobił. Powoli zmieniała zeznania, stopniowo doprowadzając policjantów do przekonania że chroni drania bo go kocha. Gdy wychodzili analizowała każde swoje słowo, przygotowując się do następnego spotkania. Po dwóch dniach policjant wypadł z jej pokoju w szpitalu mówiąc do lekarki:
- Powiedziała. Jedziemy aresztować tego bydlaka.
Doskonale słyszała te słowa. Teraz nadszedł jej czas. Czas zemsty.

********************
W tym czasie Is i Ayla.....

ISMERIL


- Is, wiesz, że nie musimy tam jechać – Ayla otworzyła drzwi samochodu i spojrzała na przyjaciółkę z troską.
- Musimy!! Wszystko przemyślałam i klamka zapadła – Is z zaciętą miną wsiadła do auta i zapięła pasy. Nawet nie spojrzała na zatroskaną Aylę.
Do kliniki jechały w całkowitym milczeniu. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Przed drzwiami gabinetu Is spojrzała na Aylę
- Czekaj na mnie, proszę. Zabierzesz mnie po wszystkim do domu.
- Oczywiście, że poczekam. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. – Ayla uśmiechnęła się by dodać Is otuchy. Dlaczego kłamałam?? Przecież dobrze wiedziała, że nic nie będzie dobrze. Is wyglądała jak zaszczute zwierze. W niczym nie przypominała tej radosnej, pełnej życia dziewczyny, która w Londynie wygrała górę pieniędzy. Za Ismeril zatrzasnęły się drzwi a Ayla usiadła na krześle i zaczęła wertować czasopisma.

********

- Jest pani zdecydowana?? – lekarz pytał o to Is już trzeci raz
- Tak. Przemyślałam wszystko dokładnie i wiem co robię.
- Dobrze. Proszę się przebrać. Tak jak mówiłem, zabieg jest wykonywany w znieczuleniu miejscowym. Będzie trwał około 30 min. Później będzie mogła pani wrócić do domu.
Is kiwnęła głową i poszła się przebrać. Jakaś wielka gula stała jej w gardle. To napewno strach.

********

- Spóźniłam się!! – Alex biegała po domu – Keanu?? Zawieziesz mnie do kliniki??
- Jasne. – Keanu podziwiał kolorowe zasłony w salonie, które zamieniały promienie słońca w wesołe smużki o ciepłych, różniących się od siebie barwach. Salon jakby żył własnym życiem i na pewno o każdej porze dnia wyglądał trochę inaczej. Nagle dotarło do niego, co Alex tak naprawdę powiedziała. – Do kliniki??!! Coś się stało??!!
- Nic strasznego. To zwykły zabieg.
Dopiero w samochodzie Alex zaczęła mówić dalej.
- Ismeril jest w klinice na zabiegu. Usuwa ciążę. Chciałam być z nią, bo wiem, że będzie się po tym źle czuła, ale przecież dobrze robi. – Alex mówiła lekkim głosem, bo od początku uważała, że to najlepszy pomysł w tej sytuacji
- Jak to „USUWA CIĄŻĘ”??!! – Keanu ryknął tak, że Alex aż podskoczyła w fotelu
- Normalnie. Pozbywa się zarodka, który w niej siedzi. – trochę się zdenerwowała jego wybuchem.
- Alex, co ty mówisz do cholery?? – oczy Keanu błyszczały z gniewu jak dobrze wyszlifowane opsydiany
- Mówię jak jest. Zdecydowała się na aborcję, bo Johnny zostawił ją jakby była zabawką, którą można wyrzucić do śmieci. Po co jej dziecko z kimś, kto nie będzie mógł jej pomóc. Lepiej żeby dzieciak nie przypominał jej tych wszystkich bolesnych chwil.
- To dziecko Johnnego??!!
- Tak.
- Ona nie może tego zrobić – Keanu docisnął pedał gazu – Będzie potem tego żałować do końca życia. Zabije własne dziecko i będzie się czuć jak morderca.
- Nie przesadzaj. To tylko zarodek. Nic nie czuje.
Keanu spojrzał na Alex zimnym wzrokiem
- Już lepiej nic nie mów, bo nie mogę tego słuchać. To hipokryzja. Gdyby się okazało, że teraz też jesteś w ciąży to myślałabyś tak samo??
Alex zamilkła, bo nagle wyobraziła sobie jak by to było gdyby w jej brzuchu kiełkowało nowe życie. Mały człowieczek podobny do niej i Keanu. Aż cos ja zakuło w sercu. Zaczerwieniła się i spojrzała w okno.

********

Ismeril leżała na niewygodnym łóżku ginekologicznym i czuła jak traci powoli władzę nad dolna częścią swojego ciała.
- Proszę się rozluźnić - powiedziała łagodnie pielęgniarka.
Is zamknęła oczy. Zobaczyła wpatrzone w siebie czarne oczy. Tajemnica jaka była w nich skryta gdzieś na samym dnie wciągała ją coraz dalej i dalej. Potem przed oczami zaczęła wirować jej wytatuowana cyfra 3, a z tej obracającej się cyfry uformowała się nagle wizja Johnnego. Twarz i włosy miał mokre. Powoli palił papierosa.



Ismeril przeszył dreszcz. Ten mężczyzna był wcieleniem wszystkiego tego, co ją tak strasznie pociągało. Był jej chodzącym ideałem, księciem z bajki. Johnny jeszcze raz powoli zaciągnął się papierosem, a potem spojrzał na nią. Jego oczy znowu wypełniły cały świat. Patrzył na nią, a Is czuła w jego spojrzeniu drwinę i pewność, co do tego, że nie zrobi tego co ma zrobić. Że nie pozbędzie się dziecka. Przeniosła spojrzenie na jego usta, a on uśmiechnął się kpiąco. Ismeril szybko otworzyła oczy, bo czuła, że dłużej nie wytrzyma. W uszach słyszała jakby echo odległego śmiechu. Wzięła głęboki wdech i spojrzała w przód gdzie miedzy jej udami widać było zielony czepek lekarza. Pielęgniarka trzymała na jej brzuchu końcówkę aparatu USG. Na monitorze widać było niewyraźny obraz. Is wpatrzyła się w ekran i......... nagle zobaczyła małe ziarenko.



To na pewno dziecko. Teraz prawie czuła jak zapuszcza w niej korzenie. Jak z ufnością mości się w swoim mieszkanku i spokojnie śpi.
„Przecież jemu już bije serduszko – pomyślała nagle – Rosną mu już rączki i nóżki. Ma maleńkie paluszki.” Zamrugała szybko oczami by odgonić łzy i jeszcze raz spojrzała na monitor. Długa, ostro zakończona rura, specjalnego „odkurzacza” zbliżała się powoli do Ziarenka. Jeszcze chwila i zacznie je rozrywać na strzępy i wyciągać z niej powoli, kawałek po kawałku.

*

Keanu wbiegł do kliniki pierwszy. Nie przytrzymał Alex drzwi tak, że dostała nimi boleśnie w kolano. Rozejrzał się jak opętany i na końcu korytarza zobaczył Aylę. Podbiegł do niej.
- Gdzie ona jest??!! – chwycił Aylę za ramiona i potrząsnął nią gwałtownie – Nie możemy...... – nie dokończył, bo z za ściany usłyszeli rozpaczliwe:
- NIE!!!!!!!! Nie pozwalam!! Proszę przerwać!!

*
- Na razie jest w szoku. Daliśmy jej środki uspokajające tak, że może być trochę otępiała i śpiąca. Musi przez tydzień leżeć. Gdyby coś się stało... jakieś bóle brzucha, krwawienie mocniejsze niż w tej chwili, proszę natychmiast zgłosić się do lekarza. I proszę dbać o nią.
Ismeril cała drogę do domu płakała i nie mogła się uspokoić. W domu, zmęczona zasnęła prawie od razu. Ayla i Alex nie odzywały się do siebie cały dzień. Każda myślała o tej sytuacji na swój sposób. Keanu wrócił do domu. Był poruszony, a dodatkowo wściekły na Alex. Dziewczyna okazała się zimna jak skała. Przeraziło go to. Przewertował notes i wykręcił numer do Johnnego. Miał gdzieś to, że w NY był już późny wieczór......


PANICALEX

Następnego dnia rano dziewczyny jadły razem śniadanie w pokoju Ismeril. Lekarze zabronili jej ruszać się z łóżka przez jakiś czas. Nie były w zbyt dobrym nastroju. Mówiąc szczerze nie odzywały się do siebie wcale. Is była blada i osłabiona. Patrzyła za okno. Ayla i Alex starały się unikać swoich spojrzeń.
Nagle usłyszały dzwonek do drzwi. Ayla szybko wstała i poszła otworzyć. Chwilę potem pojawiła się z Keanu.
- Cześć Ismeril. Jak się czujesz? - Alex zdawał się w ogóle nie zauważać. Dziewczyna zacisnęła zęby i odstawiła kubek z kawą na stół. Ręce tak jej się trzęsły że obawiała się iż ją wyleje.
- Dzięki. Lepiej. - nie brzmiało to przekonująco.
- Przyszedłem cię uprzedzić że o całej tej sytuacji powiadomiłem Johnnego. Uważam że ma prawo wiedzieć.
- Kto cię do cholery o to prosił? - Is wyglądała przez chwilę jakby wcale nie była chora.
- Nikt. Moim zdaniem należało to zrobić juz dawno temu.
Dzwonek telefonu przerwał tą wymianę zdań. Is podniosła słuchawkę odruchowo.
- Tak, słucham? - nagle jej twarz stężała, odłożyła słuchawkę na bok.
- To on.
Alex w lot zrozumiała kogo miała na myśli. Podeszła, i podniosła słuchawkę.
- Johnny?
- Is?
- Nie tu Alex.
- Nie chcę z tobą gadać. Daj Is.
- Nie.
- Dawaj do cholery. Znam twój udział w tej sprawie.
- Nic nie wiesz o moim udziale w tej sprawie. Lepiej pomyśl nad tym co ty zrobiłeś. - Alex czuła się tak nieszczęśliwa że było jej już w zasadzie wszystko jedno na kogo wrzeszczy.
- Omal nie doprowadziłaś do tego by Is pozbyła się naszego dziecka.
- Ty zadufany w sobie aktorzyno! - Alex tak ścisnęła telefon że aż pobielały jej kostki palców - Co ty do cholery możesz wiedzieć o tym co się tu działo?????? Gdzie byłeś gdy cię potrzebowała co? - Is, Ayla i Keanu patrzyli na nią ze zdumieniem w oczach - Zostawiłeś ją bo ci się znudziła tak? A teraz wcielasz sie w rolę troskliwego tatusia co?????
- Alex... - Is rozpaczliwe próbowała ją powstrzymać.
Alex przykryła słuchawkę ręką.
- Moim zdaniem powinien to usłyszeć. Nie będę jedynym czarnym chrakterem w tej sprawie. Do diabła martwię się o ciebie, nie chciałam żebyś cierpiała.
- Alex!!! - usłyszała ze słuchawki.
- Czego?
- Daj mi Is. Muszę z nią pogadać. To nasze sprawy - głos Johnnego stał sie podejrzanie spokojny co tylko świadczyło o tym jak bardzo jest wściekły.
- Hej wszystkim! Drzwi były otwarte więc ... - Orlando ogarnął sytuację jednym spojrzeniem - Co się tu dzieje?
- Nic takiego - westchnęła Ayla - Sprawy rodzinne.
- Nie dam ci jej do słuchawki - darła się tymczasem Alex - Ona musi wypoczywać. Dbać o siebie i dziecko. Nie wolno jej się denerwować.
- Alex ...!
- Rusz tyłek z NY jak chcesz coś załatwić ty draniu! - Alex rzuciła słuchawkę.
Odwróciła się w stronę swojego audytorium ale to co chciała powiedzieć zamarło jej na wargach. W drzwiach pokoju stał detektyw z dwoma policjamntami.
- Dzień dobry państwu. Czy jest tu pan Orlando Bloom?
- Tak to ja - odpowiedział Orlando ze zdziwieniem w głosie.
Dwaj policjanci ruszyli w jego stronę a detektyw powiedział:
- Jest pan aresztowany pod zarzutem gwałtu i pobicia pani Kate B. Ma pan prawo milczeć Wszystko co pan powie może zostać użyte przeciwko panu. Ma pan prawo do adwokata. Jeśli pana na niego nie stać dostanie pan obrońcę z urzędu.
- To jakaś pomyłka - Orlando czuł się jak w jakimś alternatywnym świecie gdy zakładano mu kajdanki. Spojrzał na Aylę. Miała oczy pełne łez. Alex obejmowała ją ramieniem.
- Ayla to nie jest prawda! - krzyczał jescze gdy prowadzono go do radiowozu.
- Co za dzień, kurwa! - dosadnie podsumował to wszystko Keanu.

AYLA

- Powtarzam panu setny raz , że tę noc spędził ze mną!!!!!!!!!!!! - Ayla miała furię w oczach - Poza tym to jakiś obłęd, widział go pan, rozmaiwał z nim, czy taki facet mógłby pobić i zgwałcić kobietę???!!!
W gabinecie detektywa zapadła cisza. Policjant przyglądał się uważnie Ayli a potem powiedział spokojnie
- Niestety wszystkie dowody i ślady świadczą przeciw pani chłopakowi. Poza tym zeznała pani, że opuściła jego dom o 4.00
- Może 4.30 - wtrąciła Ayla
- Zaś pobicia i gwałtu dokonano ok 5.00 - dokończył policjant...
- No jasne - Ayla uśmiechnęła się z sarkazmem - Bloom to zapewne psychopata, taki Doktor Jackyle, który jednej nocy potrafi być czułym, delikatnym kochankiem dla jednej kobiety, by zaraz potem pobić i zgwałcić inną...Tylko po co?? Dlaczego?? N ic go już z nią nie łączyło, uciakał od niej, to ona mu się narzucała i ona bardzo chętnie wpakowałaby go w kłopoty, żeby tylko się zemścić..
- To poważne oskarżenie- owiedział surowo policjant - W pokoju pana Blooma są ślady krwi, zaś obdukcja lekarska wykazała, ślady jego nasienia na ciele panny Bosworth
- Tak, poważne, tak samo jak wrobienie dobrego człowieka w pobicie i gwałt - Ayla ściągnęła brwi - Kate nie mogła znieść, że Orlando kocha inną, każdy ich znajomy to panu powie. Powtarzam, że robicie błąd, a Orlando padł ofiarą jakiejśc chorej intrygi!!- Ayla rozpłakała się poraz nie wiadomo który, przygryzając wargi z bezsilnej rozpaczy...- Nie mam pojęcia skąd ta wariatka miała jego nasienie, ale znając ją, mogła je skądś zdobyć
- W jaki sopsób??-policjant uśmiechnął się z powątpiewaniem
- Nie mam pojęcia - Ayla otarła łzy - Ale napewno jest jakieś wytłumaczenie.
- Współczuję pani, doecniam, że jest pani lojalna wobec swojego chłopaka, ale może warto się zastanowić , czy ktoś taki jak on powinien być pani bliskim??
Ayla spojrzała ponuro na policjanta a potem powoli wstała - Orlando nie jest bandytą, a ja nigdy się od niego nie odwrócę, poza tym, bardzo przepraszam,ale moje życie to nie pański zasrany interes...Mogę już iść, czy mnie też macie zamiar aresztować???- powiedziała bardzo spokojnie, za spokojnie jak na nią.Była naprawdę wkurzona [devil]

********
Is spała, a raczej leżała zanurzona w niby drzemce, niby marzeniach. Słyszała tykanie zegara na szawce nocnej, ale przed oczami miała latarnię morską na skalistym brzegu Atlantyku...I mężczyznę z rozwianymi, czrnymi włosami który niedbale oparty o barierkę na jej szczycie,patrzył smutnym wzrokiem gdzieś w Ocean...
Nagle ktoś zastukał do drzwi, mocno i zdecydowanie. Wiedziała,że to nie Alex, bo ta zaraz po zapukaniuwołała ją cicho, zaś Ayla przeważnie pakowała się do pokoju bez pukania ;-p .
- Johnny....- spierzchnięte usta wyszeptały to imię jak magiczne zaklęcie i jakby w odpowiedzi drzwi się otworzyły i stanął w nich czarnowłosy, niedbale ubrany mężczyzna w ciemnych okularach. Chwilę patrzył na nią, a potem powoli zdjął okulary. Is zastygła półleżąc na łóżku, jak sparaliżowana patrzyła w te niemal czarne, piękne trochę smutne oczy. Mężzyzna powoli zsunął podróżną torbę z ramienia i wolno podszedł do łożka a potem, nie wiedziała kiedy znalazła się w jego ramionach, jego uścisk wywołał w niej falę takiego szczęścia,że rozpłakała się jak dziecko,zanosiła się płaczem, nie mogąc wyksztusić słowa. Johnny powoli kołysał ją w ramionach.

*******
Kolacja z Keanu była koszmarem. Niby uśmiechali się do siebie i rozmawiali o jakochś banałach, ale oboje czuli mur jaki wyrósł między nimi, coś ich odpychało od siebie i jednoczenie inna siła nie pozwalała im na rozstanie. W końcu Keanu zapytał lekko - Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu??
- Oczywiście - Ale uśmiechnęła się jednym z najbardziej sztucznych uśmiechów , jakie zdarzyły jej się w życiu.
W samochodzieniemal nie rozmawiali...Keanu zerkał tylko na nią od czasu do czasu. Jechał szybko, nawet za szybko. W pewnym momencie mysiał gwałtownie skręcić kierownicą w lewo, by ominąć przebiegającego przez drogę psa. Alex całym bokiem oparła się o niego.Poczuła jego ciepło i poczuła jak rumieniec oblewa ją od dekoltu aż po skronie. Keanu też dziwnie na to zareagował. Nadal milczeli, ale jego oczy zaczęły błyszczeć, zaś oddech stał się szybszy. Alex było gorąco, nie mogła przestać myśleć o....O nagim mężczyźnie przy którym obudziła się pewnego ranka.
Spojrzała w okno samochodu i nagle ją tknęło - To nie jest dzielnica w której mieszkamy....
Keanu kiwnął głową i...zahamował przed swoim domem. Szybko wysiadł z samochodu, otworzył Alex drzwi. Gdy wysiadła chwilę wpatrywał się w nią niesamowitym spojrzeniem, a potem złapał ją w ramiona.Zaskoczył ją, był szybki i było jej bardzo dziwnie. Mimo,że powinna zareagować oporem, nie zrobiła tego. Wręcz odwrotnie, niemal wpiła się w jego usta, chłonęła jego smak i zapach, każdy jego dotyk sprawiał jej niewiarygodną przyjemność. Zatoczyli się i Keanu, nie przestając jej całowałć oparł się o drzwi. Sięgnął ręką i otworzył je, wpdali do środka...Alex niemal rozerwała mu koszulę...
- Alex....- szepnął
- Ciiii, nic nie mów, proszę - Alex ledwo wydyszała sama sobie dziwiąc się, temu co robi...
Szybko zerwali z siebie ubrania, gdy wylądowali w łóżku, cały świat przestał dla nich istnieć. To była długa i pełna gwiazd noc..Gwazdy były na niebie i pod powiekami kilkakrotnie umierającej z rozkoszy Alex....

PANICALEX

Alex obudziła się wcześnie rano. Było to jedno z najprzyjemniejszych obudzeń jakie się jej w życiu przytrafiły , stwierdziła w duchu. Spała mocno wtulona w ciało Keanu i teraz miała mały kłopot z wyplątaniem się z jego objęć. Popatrzyła na niego przez chwilę. Był piękny. Zbyt piękny jak na faceta, pomyślała. Delikatnie pocałowała go w czoło i odwróciła się by zsunąć się z łóżka.
- Nie tym razem Alex! - jego ramiona mocno otoczyły ją w pasie.
- Co nie tym razem? - uśmiechnęła się opadając na jego ciało.
- Nie odejdziesz ot tak sobie, jak ostatnio.
- Nie? - droczyła się, pozwalając mu na pocałunek.
- Nie.
Godzinę później była już bardzo zdecydowana.
- Keanu, Ayla nie jest w formie przez Orlando a Is wymaga opieki. Nie mogę ich zostawić na cały dzień żeby się z tobą kochać, choć przyznaję kusi mnie to jak diabli.
- Dobra. Odwiozę cię.
Szybko dojechali do domu dziewcząt. Alex weszła uprzedzając Keanu którego zaprosiła na śniadanie. W holu przywitały ich odgłosy karczemnej awantury. Alex jak strzała pomknęła na piętro do sypialni Is. Nie myliła się. To jej rozhisteryzowny głos było słychać w całym domu. Na piętrze zderzyła się Aylą która pośpiesznie zawiązywała pasek szlafroka. Miała opuchnięte oczy, było widać że całą noc płakała. Była silna ale jak każdy musiała jakoś rozładować napięcie. Alex zatrzymała ją zdecydowanie.
- Ayla ja się tym zajmę. Ty też potrzebujesz spokoju.
- Ale Alex...
- Keanu zabierz ją na dół do kuchni. Zrób jej kawy.
- Jasne. Chodź Ayla.
Alex stanęła przed drzwiami zza których dobiegał teraz płacz Is. Wiedziała kogo tam spotka...

6 godzin wczesniej.
Johnny zadzwonił do drzwi. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Potem usłyszał czyjeś kroki w holu. W drzwiach stanęła Ayla.
- Czesć Johnny - przywitała go bez entuzjamu.
- Mogę wejść?
- Wchodź.
Zamknęła za nim drzwi.
- Chcę zobaczyć się z Is.
- Twoje szczęście że Alex nie ma w domu bo ona by ci nigdy na to nie pozwoliła. - Ayla machnęła ręką - Chodź za mną.
Ayla wskazała mu pokój.
- Tylko cicho. Ona chyba śpi.
Johnny wszedł do sypialni, zamykając drzwi za sobą.

5.30 godziny później.
Is obudziła się w niewygodnej półsiedzącej pozycji. Uniosła głowę. Z głową opartą o wezgłowie jej łóżka spał Johnny. Jej ruch musiał go obudzić bo właśnie otworzył oczy.
- Hej - delikatnie zanurzył palce w jej włosach
- Hej.
- Marnie wyglądasz Is.
Nie było to coś co chciałaby usłyszeć po obudzeniu od ukochanego mężczyzny. Odsunęła się lekko.
- Kobieta po takich przejściach jak moje nie może wyglądać kwitnąco.
- Nie byłoby tego... Czy to zdjęcie dziecka? - wziął do ręki zdjęcie które leżało na stoliku nocnym.
- Tak.
- Is jak mogłaś...
- Co jak mogłam do cholery? - Is zerwała się z łóżka. Zkręciło się jej w głowie ale szybko złapała równowagę. Podeszła do okna.
- Jak do diabła jak mogłaś wogóle dopuścić myśl o zrobienu czegoś takiego?! Wiesz że Keanu wszystko mi powiedział.
- Keanu za dużo gada.
- Kurwa! - Johnny podszedł do niej od tyłu i mocno chwycił za ramiona - Gdyby nie on pewnie nigdy bym się nie dowiedział że mam dziecko.
- Nie, nie dowiedziałabyś się! - głos Is stał się piskliwy. Była bliska płaczu. Nie tak to miało być co cholery. Nie tak. Wyrwała mu się.
- Jeszcze nie podjęłam decyzji czy tego nie zrobię - uniosła głowę wysoko usiłując powstrzymać łzy.
- Nie zrobisz.
- Nie powtrzymasz mnie!
- Przekonamy się!
- Nie będziesz mi rozkazywał cholera! Ani ty ani nikt inny! - Is czuła jak pokój zaczyna wirować.
- Co tu się dzieje?! - wrzask, po którym nieomylnie zidentyfikowała Alex, rozległ sie kojąco blisko. Ramiona przyjaciółki otoczyły ją zapobiegając upadkowi.
- Wynoś się Johnny! Nie widzisz w jakim jest stanie?!
Spojrzał na nią z mordem w oczach. Ciągle mnie obwinia, pomyślała Alex. Jednak nie ustąpiła.
- Wyjdź! - odpowiedział jej trzask zamykanych drzwi.
Johnny miotał się po korytarzu. Jak to jest możliwe by wszystko tak koncertowo spaparać? Właśnie takim typem faceta jestem, pomyślał uderzając pieścią w ścianę. Czterdziestka na karku i ciągle popełniam te same błędy. Nie po to tu przyjechałem żeby ją ranić. Nie po to! Ściana zaliczyła następne uderzenie. Miałem jej pomóc. Powiedzieć że mi zależy. Że rozstałem się z Vanessą po telefonie Keanu. Że jest mi potrzebna. Ona i dziecko. A ja co kurwa? Oskarżyłem ją. Chciałem zmusić by zrobiła to co ja zechcę. Tak jakbym nie wiedział że nigdy tego nie zrobi. Że się przeciwstawi. Cholera na tyle ją znam by wiedzieć! Ręka zaczęła krwawić. Nie zwracał na to uwagi. Jak teraz to wytłumaczyć? Jak się wogóle do niej dostać? Po tym przedstawienu jakie urządził Alex będzie jej bronić jak lwica ,uśmiechnął się krzywo, sam by tak postąpił na jej miejscu. Cholera jak się zaczyna walić to hurtowo. Zaskoczony spojrzał na swoją pokaleczoną rękę. No tak, nie dość że krzywdzi kobietę na której mu zależy to jeszcze, jak jakiś wariat, demoluje jej dom. Oparł się o ścianę. Poczeka na Alex. Może chociaż ona mu wybaczy. Na to że Is mu wybaczy nie liczył. Sam sobie nie mógł wybaczyć.

ISMERIL


- On tylko pyta dlaczego... – Is łkała w rękaw Alex, ale nagle podniosła głowę – Myślałam, że wie, że mnie rozumie, że wszystko przemyślał i doszedł do jakiś wniosków.
- Wiem – powiedziała Alex spokojnie i zaczęła głaskać uspokajająco Is po ramieniu – Nie przejmuj się nim.
Zapanowała cisza przerywana od czasu do czasu chlipaniem Is. Alex pozwoliła jej spokojnie się wypłakać.
- Is a może już czas wyjść z domu?? Chyba starczy tego leżenia. To ci wyraźnie nie służy. Nic ci nie będzie jeśli spokojnie pospacerujesz i wyrwiesz się z tych czterech ścian. Co ty na to??
Ismeril uniosła głowę i chwile się nad tym zastanawiała, a potem uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Masz racje Alex. To mi dobrze zrobi.
- Ale chyba nie będziesz sama spacerować?? – Alex dalej podpuszczała Is
- Nie.... chyba nie.....- chwila zastanowienia – Ayla nie bardzo pewnie będzie miała ochotę. Ty i Keanu na pewno ze mną pójdziecie
- Nie, nie, nie – Alex energicznie zaprzeczyła – Niestety popołudnie mamy zajęte
- No to..... zabiorę Jude`a. Tak dawno z nim nie rozmawiałam, a wydawał się naprawdę miły.
- To bardzo dobry pomysł.
- Myślisz, że będzie chciał iść z taka płaksą jak ja do kina, a potem na kolację??
- Oczywiście!! Przecież bardzo się polubiliście. Nic nie mogło się zmienić od tamtej pory. Co najwyżej może być trochę zawiedziony tym, że tak go zaniedbałaś – Alex puściła do Is oczko. – No dzwoń do niego. Na co czekasz??
Is umówiła się na popołudnie i miała bardzo zadowolona minę. Wprawdzie Jude był zdziwiony kolejnością (najpierw kino, a później kolacja) i tym, że wieczór ma się zacząć już o 17-tej, ale Is obiecała, że wszystko mu wyjaśni w odpowiednim czasie.

********

Keanu dodał do kawy mleko i szczyptę cynamonu, a następnie podał kubek Ayli.
- Przesłuchiwali cię już??
- Tak – Ayla wzięła kubek trzęsącymi się rękami i z lubością wciągnęła aromat kawy
- I jak to wygląda?? – Keanu oparł się niedbale o blat w kuchni. Szara, trochę sprana koszulka zaczepiła się o pasek jeansów co wyglądało nader intrygująco.



- Kiepsko. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Wszystkie dowody.
- Dziś sędzia wyznaczy kaucję?
- Tak. Przynajmniej będzie mógł wyjść z aresztu do czasu rozprawy.
Ayla pociągnęła łyk kawy, a gorący, słodki napój powoli spłynął do żołądka po drodze jakby kojąc nerwy.
- Fuck – Johnny wszedł do kuchni uciskając dłonią krawędź dłoni, a krew sączyła się przez palce i plamiła jasną wykładzinę, a teraz rozbijała się jak kropelki deszczu o płytki kuchni. Podszedł do zlewu i włożył dłoń pod zimna wodę.
- Co zrobiłeś?? – zapytał Keanu, a Ayla miała wielkie ze strachu oczy. Po tym wszystkim co się wydarzyło najgorsze myśli krążyły jej po głowie. W ułamku sekundy zobaczyła oczami wyobraźni zakrwawione ciała Alex i Is. Szybko potrząsnęła głowa by odegnać te wizję. Całą noc gdy tylko zamykała oczy widziała wykrzywiona gniewem twarz Blooma i jego pięść uniesiona do ciosu. Przez to gadanie detektywa zaczynała dostawać świra.
- Walnąłem w krawędź antyramy i rozwaliłem sobie rękę. – Johnny urwał spory kawał papierowego ręcznika i przycisnął do rany. – Wszystko spieprzyłem i Alex mnie znowu wygnała.
- Bo się darłeś na Is – powiedziała Ayla – Wczoraj lepiej ci szło i myślałam, że sobie wszystko wyjaśniliście w spokoju.
- Wczoraj to ona się tylko rozpłakała i lepiej było nic nie mówić. Po prostu pozwoliłem jej zasnąć.
- Johnny?? Czy ty nie wiesz jak to jest?? Trzeba było w ogóle już nie wspominać o przeszłości tylko mówić o przyszłości.
- Łatwo ci powiedzieć Keanu. Ona ma w brzuchu MOJE dziecko
- Nie TWOJE tylko WASZE – wtrąciła Ayla
- Tak NASZE. Tylko gdyby nie przypadek to dowiedziałbym się o tym dopiero gdy już by go tam nie było, albo wogóle – Johnny znowu się wkurzył.
- Skoro tak ci zależy to trzeba jej było nie zostawiać!! – Ayla tez nie wytrzymała
- Nie zostawiłem jej.
- A kto jednocześnie spotykał się z Is i grał przykładnego partnera w stosunku do Vanessy??
- Nie wiedziałem jak to powiedzieć Vanessie żeby jej nie zranić.
- Tak?! To dlaczego nie powiedziałeś o tym Is?
- Bo jej tez nie chciałem ranić.
- Ty cholerny hipokryto – Ayla była wściekła – Wygodnie ci było po prostu.
- Może porozmawiacie o tym później?? – zapytał delikatnie Keanu
- Zamknij się!! – obydwoje spojrzeli na niego wrogo
- OK. – powiedział tylko i nalał sobie więcej kawy. Nie chciał się wtrącać. Zawsze w takich sytuacjach był raczej pasywny.
- Ayla, mam dwoje małych dzieci. Nawet nie wiesz jak trudno jest im cos takiego wytłumaczyć.
- A wiec teraz już nie chodzi o Is i Van tylko o dzieci?? Trzeba było o tym myśleć wcześniej. A teraz jesteś tu dlatego że chcesz być z Is czy może z powodu dziecka?? A może Van się dowiedziała i po prostu kopnęła cię w dupę, co??
- Sam jej powiedziałem jak jest. – Johnny zacisnął usta przypominając sobie jak to wszystko wyglądało.



...Odebrał telefon od Keanu i dowiedział się o dziecku. Odłożył słuchawkę i wtedy weszła do pokoju Van. Miała koszulkę umazana budyniem czekoladowym, bo Jack znowu prowadził z nią wojnę i włosy w nieładzie. Patrząc na niego spytała co się stało, a on wykrzyczał jej w twarz, że ma dość monotonii i jej, i że wyjeżdża, że znalazł inna kobietę i będzie miał inna rodzinę. Vanessę zamurowało. Spakował szybko torbę. Gdy wychodził nie powiedzieli do siebie ani słowa, a ona miała łzy w oczach. Cholera!! Działał zbyt impulsywnie i bez zastanowienia. – Musze zadzwonić.
Ayla właśnie otwierała usta by powiedzieć kolejna gorzką rzecz, ale zamilkła. Johnny pośpiesznie wystukał numer telefonu.
- Van przepraszam. Zachowałem się jak ostatnia świnia.....
Keanu popatrzył na Johnnego i cicho westchnął. Nagle uświadomił sobie, że chyba woli swoje problemy emocjonalne od takiego zaplątania się.

********

- Hej lala!!
Orlando podniósł wzrok i spojrzał na wielkiego, tłustego, spoconego i nieogolonego draba, który prawie stanął mu na palcach stóp.
- Mam nadzieje, że posadzą nas razem – wielkolud uśmiechnął się szczerbatym uśmiechem – Masz taki tyłek, że mmmmmm...... Za co cię zamknęli malutki??
Orli zebrał się w sobie i zrobił najbardziej psychopatyczna minę jaką potrafił
- Przerżnąłem najpierw jednego faceta tak, że zrobiła mu się z dupy jesień średniowiecza, a potem powolutku wyjąłem mu flaki przez odbyt
Wielkoludowi powoli uśmiech spełzł z ust
- Bloom!! – strażnik pojawił się przy kracie jak zawsze niepostrzeżenie – Masz spotkanie z sędzią w sprawie kaucji. Twój prawnik już czeka.
Orli wstał i poklepał draba po ramieniu.
- Z tobą chętnie tez się tak zabawie jeśli już posądzą nas razem misiu.
Opuścił celę z lekkim uśmiechem. Mała chwila triumfu w morzu rozpaczy. Miał nadzieje, że na razie nie wróci do tej celi przez jakiś czas.




AYLA

Jude okazał się wspaniałym kompanem. Trochę zaskoczony telefonem i propozycją "randki", po chwili wahania powiedział,że z przyjemnością pokaże Is kilka swoich ukochanych miejsc w LA, dzięki którym zawsze mijał mu nawet najwiękrzy dół Smile . Popołudniem włuczyli się po starej, pamiętającej jeszzce czasy hiszpańskie, dzielnicy LA. Is nawet nie przypuszczała, że w tym betonowym, nieco kiczowatym mieście (bo takie do tej pory miała mniemanie o mieście aniołów), są piękne stylowe, kolonialne domy z bajecznymi ogrodami, fontannami i...z ciszą, która aż dzwoniła w uszach przyzwyczajonych do hałasu wielkiego miasta.
- Jude...Równy z ciebie facet - powiedziała z szerokim uśmiechem Is, gdy, po kolacji w zacisznej, kameralniej restauracyjce, odprowadzał ją do domu. - Wyczarowałeś mi piękne popołudnie i wieczór. Nawet nie wiesz, jak tego potrzebowałam.
Jude popatrzył na nią z lekkim uśmiechem. W nocnym świetle jego niesamowicie błękitne oczy, były teraz prawie granatowe.
- No cóż. Starałem się, ale prawdę mówiąc, ja też potrzebowałem takiej odskoczni od codziennych spraw.Cieszę, się, że oboje zrelaksowaliśmy się. Aha i jeszcze jedno...- zatrzymał się i nachylił , by powiedziać Is coś niemal na ucho - Pamiętaj, że jeśli będziesz chciała jeszcze kiedyś oderwać się od codziennego życiowego zamieszania, to dzwoń...Hiszpańska dzielnica napewno znów nas serdecznie ugości.
Is się roześmiała, po raz kolejny tego wieczoru.
- Obiecuję, panie doktorze.
- No właśnie, a jeśli chodzi o terapię, to zalecam uśmiech, nie martwienie się na zapas i duuużo kalifornijskiego słońca i nieba.
Uściskał ją serdecznie na pożegnanie i cmoknął w policzek.Patrzyła jak odchodził w rękami w kieszeniach jasnych, płuciennych spodni..."Hm...Gdybym wcześniej nie spotkała Depp'a..." - pomyślała i nagle poczuła ukłucie w sercu, westchnęła ciężko i spojrzała na rozświetlone okna ich domu.

*********

- Alex jutro zaczyna się weekend. Wiem, że kochasz swoje przyjaciółki, ale mnie chyba też kochasz??- Keanu miał minkę biednego szczeniaczka...
- Reeves, nie rób takiej miny, to szantaż emocjonalny - Alex próbowała powiedzieć to surowo, ale w połowie zdania parsknęła śmiechem i zarzuciła mu ręce na szyję - Dobrze, obiecuję, że ten weekend spędzimy razem. A gdzie cchesz mnie porwać??- przekrzywiła głowę przypatrując mu się uważnie...
- Zobaczysz - delikatnie pocałował ja w czubek noska, potem w usta.
A potem spadli ze śmiechem z ogrodowego hamaka i poturlali się po wypielęgnowanym trawinku jakim szczycił się domowy ogrodnik Keanu.

********
- 500tyś.??!!!- Ayla niemal krzyknęła w słuchawkę
- Spokojnie kotku, chcą pół miliona, będą mieli, ja nie mam zoamiaru siedzieć tu ani minuty dłóżej - głos Blooma był spokojny, ale wiedziała, jak bardzo jest zdeterminowany...
- Jutro rano wychodzę i nie mam zamiaru tu wracać...
- Nie wrócisz, zrobimy wszystko, by to wyjaśnić - Ayla wycierała łezki. W ostatnim czasie wypłakała kilka rocznych norm łez. - A zatam do jutra??
- Do jutra...Bardzo, bardzo chciałbym cię już....uściskać - ostatnie słowo powiedział tak, jakby miał zamiar powiedzieć coś innego
- Bloom!!!! Ty znów swoje - udała oburzenie, ale teraz zamiast łeż pojawił się na jej twarzy promienny uśmiech - Więc do jutra, wariacie, będę czekać przed aresztem....

PANICALEX

Gdy patrzyła w okna zauważyła kogoś przy jednym z nich. Nie mogła się mylić. Sam diabeł ją podkusił.
- Jude!
- Tak?- odwrócił się unosząc pytająco brwi.
Is bez chwili wachania objęła go mocno i namiętnie pocałowała w usta. Jude sekundę potem pojął czemu zawdzięcza ten nagły wybuch uczuć ze strony Is. Ukrył twarz na jej ramieniu i zapytał cicho:
- Nasz plan?
Is skinęła głową i doznała nagłego napadu paniki. Gdyby nie Jude który nadal ją obejmował chyba by upadła.
- Czy wiesz że omal nie urwał jednej z tych twoich cudnych, kolorowych zasłon?
- Nie strasz mnie. I tak nie wiem czy dobrze zrobiłam. - Is cała się trzęsła.
- Odprowadzę cię jeszcze raz. Dobrze że Alex nie ma w domu. Pewnie i mi dałaby popalić za to że wykorzystuję twoją słabość.
- Nie mów że się boisz - Is dała mu kuksańca w bok.
-Johnny się boi a nie jest tchórzem.
- Udaje - prychnęła Is
- O kotka znów pokazuje pazurki - Jude uśmiechnął się szeroko - Chyba lepiej żebym nie wchodził co?
- Lepiej nie i tak dość dziś narozrabialiśmy - Is skrzywiła się zabawnie.
- Trzymaj się wspólniczko!
- Cześć!
Drugi raz tego wieczora Is stała sama przed drzwiami domu. I nadal nie była pewna czy chce tam wejść.

****************
Johnny patrzył ponuro przez okno. Sam nie wiedział dlaczego przyjął propozycję Ayli by nocować w ich domu. Przynajmniej Is się nie sprzeciwiła co uznał za dobry znak. Rozmowa z Van była nieprzyjemna. Więcej niż nieprzyjemna. Miał poczucie winy ale i w jakiś kompletnie irracjonalny sposób był pewien że postąpił słusznie. Odgłos podjeżdżającego auta odwrócił jego uwagę od tch rozważań.
Z samochodu wysiadł Jude a chwilę potem przy jego pomocy Is.
- Cholerny angielski dżentelmen! - Johnny z całej siły zacisnął dłoń na zasłonie. Obserwował ich konwencjonalne pożegnanie. Trochę go to uspokoiło. Nie było mu jednak dane długo cieszyć się tym spokojem. Miał wrażenie że to koszmarnmy sen z którego nie może się obudzić. Namiętny pocałunek Is i Jude'a doprowadził go do czegoś z pogranicza wściekłości i załamania. Co ona sobie wyobraża? Nosi jego dziecko a obcałowuje obcego faceta???!!! Nagle uderzyła go pewna myśl. Może Is szukając wsparcia i ciepła poprostu znalazła je u kogo innego? Może za długo się zastanawiał? Może sam jest sobie winny? Dzwięk który wydał z siebie bardzo przypomniał szloch. Odwrócił się od okna. Niech to wszyscy diabli!

*******************
Keanu odwoził Alex do domu. Było jej rozkosznie ciepło i leniwie. Obiecała mu ten weekend i zamierzała dotrzymać słowa. Poprosiła co prawda by na noc odwiózł ją do domu. Zrozumiał to. Wiedział że się niepokoi całą tą sytuacją. Była mu wdzięczna że nie musi niczego tłumaczyć.
- Alex... - jego głos obudził ją z zadumy.
- Tak?
- Czy zrobiłabyś to? Gdybyś była w sytuacji Is?
Alex zesztywniała. Myślała że mają to już a sobą.
- Nie wiem.
- Chcę znać odpowiedź - jego oczy znowu były odległe i zimne.
- Ja nie chcę jej udzielić.
- To nie jest takie trudne. Tak albo nie.
Alex odsunęła się od niego jak najdalej. Była zła i rozczarowana. Nienawidziła takich momentów gdy stawał się właśnie taki. Obcy.
- Alex do cholery...!
- Czy myślisz że mogłabym usunąć na... - Alex w ostatniej chwili ugryzła się w język - Usunąć ciążę? - dokończyła wściekła jak nigdy. Czuła że musi wysiąść z tego samochodu. Było jej duszno i niedobrze. Zaczęła szarpać się z drzwiami auta. Keanu widząc co się dzieje zatrzymał się.
- Alex! Co robisz?
Była już daleko. Miała dość tłumaczenia się. Była zmęczona. Biegła szybko przez jakiś park. Słyszała jego wołanie. Coraz bliżej. Potknęła się raz i drugi. Wreszcie nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Opadła na ziemię.
- Zostaw mnie! -syknęła gdy podszedł dostatecznie blisko.
Ukląkł przy niej. Delikatnie wziął jej twarz w obie dłonie i zmusił by na niego popatrzyła.
- Chciałaś powiedzieć "nasze dziecko" tak? Alex?
- Jakie to ma znaczenie co chciałam powiedzieć? - wzruszyła ramionami usiłując go odepchnąć - I tak mi nie wierzysz.
- Chciałaś to powiedzieć? Myślisz o nas w ten sposób?
- Keanu daj mi spokój - kiedyś , dawno temu, czyniła już podobne deklaracje. To był straszny błąd. Nie do wybaczenia. Nie do naprawienia. Omal nie doszło do tragedi. Rozsądna Alex nie popełnia takich błędów dwa razy.
Objął ją przyciągając do siebie. Zanurzył twarz w jej włosach. Długo siedzieli na środku parkowej alejki. Poplątany emocjonalnie facet i dziewczyna która się boi.

*********************
Kenu podwiózł ją pod dom. Nie odzywali sie do siebie od momentu gdy opuścili park. Alex popatrzyła na niego. Był taki cholernie przystojny. To nie ułatwia ci sprawy co Alex? -ironizowała w duchu.
- Keanu...
Poczuła jego rękę na swoich ustach. Nie chciał by coś mówiła. Delikatnie pogładził ją po włosach.
- Zobaczymy się jutro Alex. Wpadnę rano po ciebie - takie zwykłe zdanie a jaką sprawiło jej ulgę. Wysiadła i ruszyła w stronę domu. Na schodach siedziała Is z brodą opartą na rękach.
Alex usiadła obok.
- Narozrabiałam Alex.
- Ja też Is.
- Dlaczego nie wchodzicie do środka? - Ayla wyszła z domu i usiadła pomiędzy przyjaciółkami.
- Mamy problemy z facetami wiesz? - leniwie odpowiedziała Is.
- Taaaaaa - przytaknęła Alex.
- Musimy pomyśleć - Is objęła Aylę ramieniem.
- Może coś wymyślimy - Alex objęła je obie.
- Jutro jadę po Blooma do aresztu. Pojedziecie ze mną?
- Nie ma sprawy kochanie.
Siedziały tam jeszcze długo w nocy.

AYLA

Był piękny poranek, gdy Ayla i Is w milczeniu, w ciemnych okularach siedziały w białym BMW, kilkanaście metrów od wyjścia z aresztu.
- Widzisz to co ja??- Ayla przerwała w końcu przyciężkawą ciszę. Is tylko skinęła głową.
Tłum dziennikarzy, fotoreporterów i kamery, tłoczyło się przed wejściem. Nagle Ayla zsunęła na czubek nosa okulary i spojrzała dziwnie na Is....
- Ayla??? Chyba nie masz zamiaru...??- Is nie dokończyła.Ayla z całej siły wcisnęła pedał gazu i wjechała niemal w tłum, akurat w momencie gdy z drzwi wyłonił się, blady i zarośnięty Bloom. Dziennikarze rozbiegli się zaskoczeni, Is błyskawicznie otworzyła drzwi - WSKAKUJ!!! - wrzasnęła. Bloom niemal szczupakiem wpadł na tylne siedzenie i już w biegu zatrzasnął drzwi, bo Ayla znów docisnęła pedał gazu do podłogi.
Is odetchnęła. - Popieprzyło cię??!!- warknęła do Ayli - Oboje chcecie wylądować w pierdlu??!!!
- Ja też się cieszę, że cię widzę Is...- Bloom pogłaskał Is po ramieniu, ta fuknęła jak kotka, ale zaraz uśmiechnęła się - Ale mieli miny...Założę się, że kilku z tych pismaków, musi zmienić majty...
Ayla odwróciła głowę i znów spojrzała na Is znad ciemnych okularów i...Obie parsknęły śmiechem.
- W pożądku Orli??- zapytała zerkając w lusterko
- W pożądku skarbie...- uśmiechnął się słodko. Echhh ten Bloom ;-p - pomyślała Ayla nieco już zwalniając pęd.
- A gdzie jest Trzeci Muszkieter??- zapytał Bloom - Czyżby Alex już mnie nie wyznawała zasady "Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną"??
- Eeetam, jeszcze wczoraj wieczorem była tej zasadzie wierna, ale gdy dziś rano podjechał pod nasz dom czarny motocykl z zabójczym kierowcą, Ayla musiała ją zwolnić z udziału w tej misji.
Bloom pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Pojedziemy do nas, bo pod twoim domem jest zapewnie tłum. - powiedziała Ayla i skręciła w stronę dzielnicy, gdzie stał ich dom.
- No nie wiem...W końcu przyjmujecie pod dach gwałciciela - Bloom wykrzywił usta...
- Wiesz, zaryzykujemy - Is uśmiechnęła się szeroko - W końcu to może być ciekawe...
- HA HA HA...Bardzo śmieszne - powiedział Bloom sarkastycznie, ale zaraz uśmiechnął się - Dobrze, że choć wy nie wierzycie w te bzdury...
Na szczęście pod domem dziewczyn nie było dziennikarzy.
Gdy weszli do domu, gosposia poinformowała ich, że posiłek jest już przygotowany. Bloom jednak najpierw chciał się wykąpać i doprowadzić do porządku. Gdy poszedł do łazienki, Lucia ich meksykańska gosposia powiedziała, że godzinę temu dzwonił pan Depp i powiedział,że przyjedzie po Senioritę Is o 13.00...
Is zatkało - Słyszałaś to??!!- popatrzyła na Aylę, która właśnie nalała sobie soku - POINFORMOWAŁ, że po mnie przyjedzie...A może ja nie mam przyjemności oglądać jego facjaty???!!!- niemal wrzasnęła Is.
Ayla pijąc duszkiem sok popatrzyła pobłażliwie na Is - Tak, napewno buźka Deppa jest dla ciebie wstrętnym widokiem - powiedziała w końcu odstawiając szklankę.
Is machnęła reką i mruknąwszy,że idzie do siebie odwróciła się na pięcie.
Bloom po jakich 30 minutach wyszedł z łazienki w białym kąpieowym płaszczu i usiadł w kuchni przy stole. Włosy miał mokre, zwinięte w oczki, na gładko ogolonej twarzy gościł lekki uśmiech...
- O Dios...- szepnęła korpulentna Latynoska, patrząc na Blooma. Ayla zerknęła na nią i ta, przepraszając ,, szybko ulotniła się z kuchni.
- Ona ma rację...Niestey muszę przyznać,ze wyglądasz jak bóstwo, nawet pobyt w areszcie tego nie zmienił - Ayla wsparła głowę na ręku i siedząc przy stole napzreciwko blooma przyglądała się, jak ten z lubością jadł.
Bloom zerknął na nia raz, a potem zaraz drugi i spoważniał
- Tam było strasznie...Naprawdę, ni chciałbym tam wracać...- odstawił szklankę z wodą - Nie wiem, jak im wszystkim udowodnić, ze się mylą, że jestem niewinny, ale muszę to zrobić, bo nie chcę, nie mogę wrócić za kratki....
- Wiem...Nie wrócisz, zobaczysz, coś wymyślimy...Prawda wyjdzie na jaw.- Ayla powiedziała to z przekonaniem, choć głos jej się załamywał.



***********
O 13.00 pod dom zajechał czarny Saab.Depp powoli wysiadł i podszedł do drzwi. Chwilę się zasanawiał, czy zapukać, a potem poprostu złapał za klamkę i je otworzył. W przejściu pozdrowił lucię, kierując sie prosto do pokoju Is.Wszedł bez pukania, poprosu znów otworzył drzwi.
Is właśnie się przebierała odruchowo naciągnęła na siebie już do połowy zsunięte spodnie - Nie wiem, kto cię wychowywał, ale kiepsko mu to wyszło. Nie wiesz, że się puka?? - warknęła czerwieniejąc.
Wszedł i oparł się o drzwi, zamukając je plecami.
- Wiem, że się puka, tyle,że nie do ciebie, nie ja. I tak byś mnie przecież nie wpuściła, zapewne posłałabyś mnie do diabła...- srzyżował ramiona na piersiach i nadal się jej przygladał.
- Bo twoje miejsce jest w piekle, razem z diabłem, twoim kumplem - Is po chwili wahania ściągnęła spodnie i zaczęła rozpinać bluzkę.
- Mam nadzieję,że szykujesz się, bo mam zamiar cię gdzieś zabrać - Depp w końcu oderwał się od drzwi i usiadł swobodnie na łóżku.
- Nigdzie się nie szykuję - Is wydeła usta.
- Lepiej się ubierz, skarbie, nie zrozum mnie źle, w tej bieliźnie jest Ci całkiem, całkiem, ale tam, gdzie się wybieramy, mogą cię w takim stroju nie wpuścić...
Is spojrzała na Deppa ze złością ten z kpiącym uśmiechem wytrzymał to spojrzenie, a potem podszedł do niej bardzo bliziutko, nachylił się do jej ucha i wciągnąwszy najpierw z lubością zapach jej ciała, szepnął jej do ucha - Nawet nie wiez, jak jesteś sliczna gdy się złościsz - I pocałował ją delikatnie w szyję :< .

**************
Gdzie mnie wywozisz??!!!- alex próowała przekrzyczeć pęd wiatru, przyklejona do pleców Reevesa. Ten tylko odkrzyknął - Za chwilę zobaczysz!!!!
Wyjechali z leśniej drogi na wielką polanę, a właściwie był to szczyt wzgórza,porosniętego łąką i otoczonego lasem, z którego teraz wyjechali. Alex odebrało mowe.
Na środkupolany wisiał tuż nad ziemą...Balon z wiklinową gondolą. Kilku ludzi krzątało wie wokoło.
Keanu zeskoczył z motoru i pomógł zejśc oniemiałej Alex.
- Wszystko gotowe?? - zapytał jednego z ludzi, tamtem z uśmiechem kiwnął głową
- Ma pani ochotę na podniebny spacer??- zapytał Keanu uśmiechał się do Alex, która nie mogła napatzreć się na bajecznie kolowowy balon i unoszącą się tuż nd ziemią wilklinową gondolę....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:43, 27 Cze 2006    Temat postu:

ISMERIL


- Ma pani ochotę na podniebny spacer??- zapytał Keanu uśmiechał się do Alex, która nie mogła napatrzeć się na bajecznie kolorowy balon i unoszącą się tuż nad ziemią wiklinową gondolę....
- Balon jest piękny – wyszeptała Alex z zachwytem i spojrzała na Keanu – Ale ja mam straszny lek wysokości. Nawet gdy wejdę na krzesło robi mi się niedobrze i tracę równowagę.
Keanu chwile się zasępił ale zaraz odzyskał dobry humor.
- Ale lubisz pływać gdy fale delikatnie cię kołyszą??
- Taaak – odpowiedziała Alex niepewnie.
- No to wskakuj do gondoli. Mam pomysł
Alex wdrapała się do gondoli i stanęła na jej dnie niepewnie. Keanu wrzucił do środka najpierw swoja wielka torbę z którą się nie rozstawał a potem sam znalazł się w środku. Gondolą delikatnie zakołysało a Alex chwyciła się kurczowo barierki. Keanu grzebał w swojej torbie. Wreszcie z wyrazem triumfu na twarzy wyciągnął z niej dużą, czarną chustę w czaszki. Pieczołowicie ja złożył i....
- Odpręż się Alex i rozkoszuj się powietrzem i bujaniem. Zapomnij gdzie jesteś. To ci pomoże – powolutku zawiązał jej oczy a na koniec pocałował kącik jej ust – Na razie usiądź sobie wygodnie na podłodze. Jeśli będziesz się bardzo bała tylko powiedź a od razu sprowadzę balon na ziemię, dobrze??
Alex tylko skinęła dłonią. Czuła jego ciepłe dłonie na swoich policzkach i zapach jego skóry i to ja uspokajało. Usiadła na dnie gondoli. Balon wystartował. Alex huczał w uszach odgłos płomienia który podgrzewał powietrze w balonie. Gondola delikatnie się kołysała co ją uspokoiło. Co chwila słyszała kroki Keanu. Wreszcie płomienie przestały huczeć a Alex, wtulona w wiklinową ścianę gondoli czuła tylko kołysanie. Keanu usiadł naprzeciwko niej i położył sobie jej dłoń na piersi. Czuła mocne, miarowe bicie jego serca.
- Jak się czujesz?? Wszystko gra??
- W porządku –głos Alex jednak lekko zadrżał bo wyobraźnia podsunęła obrazy maleńkich pul i zawrotnej wręcz wysokości.
Przysunął się do niej bliżej i niewiedzieć kiedy siedziała mu na udach obejmując nogami jego biodra. Przytulił ją do siebie mocno i głaskał po plecach, aż delikatne dreszczyki zaczęły spływać w dół kręgosłupa.
- Teraz jesteśmy jakby sami na świecie – powiedział spokojnie a jego głos wibrował Alex w uszach. Keanu był tak blisko że ciepło jego oddechu drażniło skórę jej dekoltu. – To tak jakbyśmy zanurzyli się w bezmiar oceanu. Wsłuchaj się w ciszę woku nas....
Alex zaczerpnęła tchu a potem wplotła palce jednej dłoni w jego włosy i zaczęła masować mocne mięśnie karku..
- Przyjemnie – powiedział cicho
- Przyjemnie – powtórzyła za nim Alex.
To że miała zawiązane oczy pozwoliło jej się skupić na innych rzeczach. Dopiero teraz w pełni poczuła pod palcami jego skórę. Jej miękkość i faktura były tak przyjemne że druga dłoń wsunęła pod koszulkę tak by poczuć mocne mięśnie brzucha. Także zapach Keanu był teraz o wiele bardziej intensywny dla jej zmysłów. Pachniał tak jak powinien pachnieć młody wódz stojący na samotnej skale urwiska nad wzburzonym falami morzem. Dziki i niepokonany...... Zapragnęła go posmakować......


AYLA

Alex uśmiechała się do swoich myśli...Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że będzie kochać się kilkaset metrów nad ziemią, niemal w chmurach...Owinięci w wełniany, kraciasty koc , półleżeli, półsiedzieli na dnie gondoli. Nad ich głowami unosiła się cicha czasza balonu i błękitne kalifornijskie niebo....
- Wyjdź za mnie...- usłyszała Alex. A może jej się wydawało?? Neutral Może to tylko rozedrgane po niedawnym uniesieniu zmysły płatały jej figla??
Spojrzała na Keanu ( opaska na oczach nie była jej już od kilku chwil potrzebna Wink ).Czarne, opsydianowe, lekko skośne oczy przeszywały ją intensywnym spojrzeniem.
- Wyjdź za mnie...- powtórzył.
Alex była kompletnie zaskoczona. A może niezaskoczona?? :< Może nie wierzyła, ze to wszystko dzieje się naprawdę??
- Keanu...Czy wiesz o co mnie prosisz?? - odezwała się niepewnie
- Tak, wiem, o co cię proszę, w tej chwili wiem napewno czego chcę w życiu, czego mi w nim brakuje i wiem, że to z tobą będzie ono pełne, że twoja obecność jest dla mnie warunkiem szczęścia...Alex...Czy ty mnie kochasz??
Alex wpatrywała się w niego niemal zahipnotyzowana
- Co to za pytanie - chciała się uśmiechnąć ale wyszedł z tego jakiś dziwny grymas, była tak zdenerwowana, ze nagle, zupełnie niespodziewanie wybuchnęła płaczem.
Keanu niemal się przestraszył, ale ona tylko pomachała dłońmi i zaczęła wyrzucać z siebie potok słów
- Czy ja cię kocham??!! Boże mój...Ja cię ubóstwiam, wielbię, poszłabym za tobą na dno piekieł....Czy ja go kocham i czy chciałabym być jego żoną??!!- spojrzała w górę, by zatamować łzy. Balon był teraz jej niemym rozmówcą. - No pewnie, że chcę do cholery!!! Że nie wyobrażam sobie życia przy boku innego mężczyzny!!! Że gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że kiedyś usłyszę to pytanie!!!
Oderwała oczy od balonu i nieco uspokoiwszy szlochanie i uśmiechnąwszy się nieco zakłopotana powiedziała patrząc na Keanu uważnie.
- Tak...Chcę być twoją żoną. Chcę dzielić z tobą każdą radość i każdą rozpacz. Chcę być matką twoich dzieci i, cholera - niemal parsknęła śmiechem - Chcę się przy tobie zestarzeć....
Keanu chwilę jeszcze patrzył na nią a potem otoczył ją ramionami i przytulił mocno do siebie...
- A zatem niech tak się stanie....- szepnął je do ucha, potem odsunął ją lekko od siebie i sięgnął do kieszeni leżącej obok, skórzanej kurtki. Alex patrzyła na niego nieco zdziwiona, choć zaraz domyśliła się, co może się znajdować w małym, aksamitnym, granatowym pudełku...
Keanu odchrząknął i uśmiechnął się zakłopotany - Ja wiem, że to powinien być brylant, ale...Do diabła z konwenansami!! Gdy tylko zobaczyłem ten pierścionek od razu pomyślałem o kolorze Twoich oczu...- otworzył pudełeczko i Alex zobaczyła piękny, niesamowicie delikatnie oprawiony, owalny szafir o niespotykanym odcieniu jasno-granatowo-niebieskim....
- Jest...- odetchnęła i uśmiechnęła się - Jest nieziemsko piękny....
- I właśnie dlatego pasuje do Ciebie i do naszej miłości....- Keanu wyjął go z pudełeczka i wziąwszy dłoń Alex, wsunął go jej na serdeczny palec.
- Uff, myślałem, że nie trafiłem z rozmiarem...- odetchnął
- Jest akurat...- Alex z fascynacją wpatrywała się w pierścionek, a potem nagle olśniło ją i spojrzała na Keanu wzrokiem sędziego śledczego - Ty SPISKOWCU!!!- udała święte oburzenie - Więc to wszystko było zaplanowane??!!!
Zacisnęła pieści i zaczęła nimi okładać śmiejącego się i unikającego jej ( niezbyt silnych oczywiście) ciosów
- Oczywiście, że było - rechotał a potem nagle szybko złapał jej nadgarstki i unieruchomiwszy je, przyciągnął ją silnie do siebie.
- A co by było, gdybym powiedziała NIE???
- Nie dostałabyś pierścionka - uśmiechnął się łobuzersko a potem spoważniał - Miałem nadzieję, że się zgodzisz...Alex, jestem pewien swoich uczuć i wydawało mi się, że Twoje też są oczywiste...Porostu postanowiłem to zrobić...
Alex wyswobodziła jedną dłoń z jego uścisku i odgarnąwszy z jego twarzy czarne pasmo włosów , pocałowała go z tkliwością. Potem powoli oderwała od niego usta i zapytała z lekkim uśmiechem
- Wracamy na ziemię, czy dalej bujamy w obłokach??? :d


***************


Is milczała przez całą drogę. Nawet nie zapytała się, gdzie jadą. Johnny zerkał na nią co chwila, ale także milczał. Podjechali pod starą secesyjną bramę, która otworzyła się po chwili. Wjechali na okoloną szpalerem cyprysów, drogę dojazdową. Is pomyślała się, że to jakaś rezydencja. Ale, gdy podjechali pod nią, naprawdę była zaskoczona. To był ogromny pałac. Widać, że jego właściciel nie szczędził majątku na jego wybudowanie i bogate wykończenie. Mężczyzna w czarnej liberii otworzył drzwi od samochodu i podał Is dłoń. W innych warunkach zapewne parsknęłaby śmiechem i mruknęła, że umie sama wysiąść z samochodu, ale teraz była zbyt oszołomiona, by zareagować. Poprostu wysiadła...
Johnny z tajemniczym uśmiechem puścił ją przodem, gdy drzwi pałacu otworzyły się przed nimi.
Holl był dokładnie taki jak się tego spodziewała, sądząc po zewnętrznym wyglądzie pałacu. Wszystko świadczyło o bogactwie, klasie i wyszukanym smaku.
Wsiedli do windy, która szybko powiozła ich na 3 piętro. Is , nieco zdenerwowana, ale nadal milcząca, poprawiła dekolt czarnej sukienki, którą założyła, ulegając w końcu namowom Johnny'ego. Jadący z nimi lokaj, wypuścił ich z windy, następnie z ukłonem wyprzedził na korytarzu i otworzył jedne z mahoniowych drzwi.
Za nimi, wchodzącej Ismeril, ukazał się piękny apartament z salonem, na środku którego stał stół. Naprzeciw stołu były ogromne, szklane drzwi prowadzące na taras...
Lokaj zamknął za sobą drzwi bezszelestnie. Is odwróciła się do Deppa szybko i w końcu przemówiła
- OK, a teraz powiedz mi co to ma wszystko znaczyć?? - Miało to brzmieć niezwykle twardo i pewnie, ale chyba nie do końca głos był jej posłuszny.
Johnny podszedł do stołu, odsunął jedno z dwóch krzeseł i spojrzał na Is wyczekująco. Ta po chwili, wzruszywszy ramionami, usiadła .Depp usiadł naprzeciw niej
- Kolejna, wykwintna, kolacja, kolejne czarowanie mnie...Daj spokój Depp, to już przerabialiśmy...- Is powiedziała to już nieco pewniej, ale znów, zamiast ironii, w głosie było słychać...smutek Neutral .
Johnny zaplótł oparte na stole dłonie. A potem rozłożył je w poddańczym geście - Tak, masz rację, tak to wygląda. Kolejna kolacja, kolejna próba oczarowania cię. - znów splótł ze sobą dłonie - Tyle, że sytuacja się nieco zmieniła. Już nic nie jest tak, jak było jeszcze pół roku temu....
- O tak...- Is uśmiechnęła się sarkastycznie - Sytuacja diametralnie się zmieniła - uśmiech znikł jej z twarzy - Jestem w ciąży do cholery!!- rzuciła mu prosto w twarz jak wyzwanie - I, niestety dla ciebie, jest to twoje dziecko.
Johnny zacisnął pięści i nagle walnął nimi z całej mocy w stół, aż porcelana i srebra zadźwięczały głośno - A nie przyszło ci do tego twojego upartego łebka, że ja nie traktuję tej ciąży jak Ty, jako nieszczęścia??!!!- wybuchnął nagle - Że może to właśnie było mi potrzebne, taki imperatyw, by wyrwać się ze stagnacyjnego, grzebiącego mnie za życia, związku??!!! - wstał od stołu i teraz przechadzał się po salonie w tą i spowrotem jak rozdrażnione, dzikie zwierzę w klatce - Zdziwiona??- popatrzył na Is, której oczka były idealnie okrągłe, a kształtne usta lekko rozchylone w kompletnym zaskoczeniu - Tak!! Nie kocham Vanessy!!! Co oczywiście nie zmienia moich uczuć do dzieci, je będę zawsze kochał, ale, czy one chciałyby bym dla nich pozostawał w związku, który ani mnie ani ich matce nie daje już żadnej nadziei??? Z czasem stworzylibyśmy sobie piekło, a one musiałyby na to patrzeć....
Is chciała coś powiedzieć, ale Johnny niemal groźnym gestem powstrzymał ją - Daj mi skończyć, dobrze??- spojrzał złowrogo, na co Is zamknęła usta - Chcesz się zapewne zapytać, co masz z tym wszystkim wspólnego??- Is tylko skinęła głową - Otóż masz i to bardzo wiele. To prawda, że mój związek z Vanessą, chylił się ku upadkowi na długo przed naszym spotkaniem, ale to właśnie związek z Tobą uświadomił mi całą beznadziejność tej sytuacji, jednocześnie dając mi irracjonalną nadzieję na wyjście z tej pułapki. A potem poprostu spanikowałem, pomyślałem "Boże, co ja robię??! Przecież mam dzieci!! Dla nich powinienem zacisnąć usta i spróbować odnowić ten związek!!" Ale wiesz co?? - roześmiał się sarkastycznie - Niestety nie można wskrzesić czegoś, co umarło już dawno temu. Zrozumiałem to tuż przed wiadomością o twojej ciąży. Wyjechałem z domu bez pożegnania, bo kolejny raz byłem w stanie wojny z Vanessą. Ale będąc już tutaj zadzwoniłem do niej...Długo rozmawialiśmy - głos mu przycichł - Chyba po tej rozmowie oboje już wiemy, że bycie z sobą za wszelką cenę byłoby bezsensowne. Oboje kochamy dzieci, ale nie możemy już być razem, bo...Nie kochamy się i ponieważ...- przerwał i zatrzymał się tuż nad oniemiałą i zaskoczoną tym wywodem, Is - Ponieważ kobieta którą kocham, która dała mi nadzieję na lepsze jutro, spodziewa się mojego dziecka, co dodatkowo powiększa moje szanse na związanie się z nią, na to, że wybaczy mi i znajdzie w swym sercu choć trochę z dawnej miłości do mnie... - nachylił się i delikatnie przesunął palcami po policzku Is.
Dziewczyna wpatrywała się w niego zaszokowana...W końcu, wiedząc, że musi coś powiedzieć odchrząknęła i......

PANICALEX

Is odchrząknęła i rzuciwszy okiem na Johnnego powiedziała:
- Wszystko to jest bardzo piękne i całkiem możliwe że szczere ale Johnny mnie to już nie interesuje – wygłoszenie tego prostego zdania sporo ją kosztowało ale obserwując zaskoczony i zdezorientowany wyraz twarzy Deppa uznała że było warto.
- Nie interesuje? – wyprostował się.
- Nie obchodzi mnie to, mam to gdzieś, daj sobie spokój. Wybierz wersję która ci odpowiada – Is odsunęła krzesło i wstała przygotowując się do wyjścia.
- Cholera Is przecież kocham cię, jestem ojcem twojego dziecka to nic nie znaczy? – rzucił dość desperacko.
- Wybacz Johnny ale nie potrzeba mi faceta-wariata. A tym bardziej nie potrzeba takiego ojca mojemu dziecku. Potrzeba mi kogoś na kim mogę się oprzeć. O kim wiem że nie rzuci mnie w pogoni za jakąś mrzonką czy następną kobietą – była rozmyślnie okrutna.
- Chyba dałem ci dowód że taki nie jestem?
- Jaki dowód? Ta wystawna kolacja? Te gładkie słówka? Johnny jestem dorosła. Nie ze mną takie numery. Dobranoc.
- Odwiozę cię - w świetle świec płonących w lichtarzach jego twarz była jeszcze bardziej mroczna niż zazwyczaj.
- Dziękuję dam sobie radę – Is wyszła szybkim krokiem zatrzaskując za sobą drzwi. Dziwne, prawie udało jej się uwierzyć w to że postąpiła słusznie. Nagle drgnęła przestraszona. Po drugiej stronie drzwi Johnny właśnie wyładował swoją frustrację na kryształowej karafce która była ozdobą stołu. Is spokojnie zadzwoniła z holu po taksówkę.

**********
Alex z roztargnieniem obracała na placu pierścionek z szafirem. Długie palce objęły jej dłoń nie pozwalając na dalszą zabawę.
- Wiesz że to przynosi pecha? – oddech Keanu łaskotał jej szyję. Podszedł do niej od tyłu gdy czekała na niego przed jego domem. Miał ją odwieźć do domu.
- Pierwsze słyszę – uśmiechając się usiłowała odegnać od siebie wątpliwości czy nie postąpiła zbyt pochopnie. Kiedy ją obejmował wszystko było proste. A potem znów beznadziejnie się komplikowało. Głupia, wyrzucała sobie, każda inna na twoim miejscu tańczyłaby z radości a ty się dręczysz jakimiś niesprecyzowanymi idiotyzmami. Przecież tam, w górze byłaś pewna. I nadal była. Chyba.
- Kocham cię – powiedziała cicho chowając twarz na jego piersi.
- Mogłabyś mówić mi to tak hmmmm – zastanowił się – Tysiąc razy dziennie byłoby w sam raz jak myślisz?
- Wiesz – odpowiedziała krztusząc się ze śmiechu - Że wtedy nie mogłabym mówić nic innego? Is i Ayla wysłałyby mnie do jakiegoś renomowanego psychiatry pewne że mi odbiło.
- Odbiło ci – wziął ją na ręce i zaczął nieść w stronę samochodu – Na punkcie pewnego cholernie przystojnego bruneta.
- Keanu takie rzeczy robi się po ślubie – śmiała się Alex.
- A kto mi zabroni? Zresztą inne rzeczy które podobno robi się po ślubie też już robiliśmy. Nie mów że zapomniałaś bo poczuję się urażony.
Alex nie była w stanie odpowiedzieć. Po prostu musiała go pocałować.

**********
Alex i Is znów spotkały się przed drzwiami domu.
- Zaczyna nam to wchodzić w krew – stwierdziła Is.
- Fakt. Wchodźmy już. Cały dzień pracy nad swoim lękiem wysokości wyczerpał mnie straszliwie.
Weszły do holu. W domu było ciemno. Nagle Alex chwyciła Is za rękę.
- Słyszałaś?
- Co?
- W kuchni.
Z kuchni dochodziły odgłosy szamotaniny i czyjegoś głośnego oddechu.
- Włamywacz! – Alex poczuła jak włosy stają jej dęba.
- Weź parasol ze stojaka i idziemy tam – Is nadal wściekła na Johnnego poczuła że wreszcie będzie na kim się wyżyć.
- Ty nie możesz. Jesteś w ciąży!
- To nie znaczy że nie jestem niebezpieczna. Ale dobra ty pierwsza.
Alex ścisnęła mocniej parasol w spoconej dłoni. Cicho podeszły aż pod same drzwi wiodące z holu w dół do kuchni. Odgłosy nasiliły się.
- Zapal światło a ja tam wpadnę i go załatwię – Alex szeptem wydawała instrukcje.
- Dobra. Na trzy...
Is zapaliła światło w kuchni i stanęła jak wryta. Tymczasem Alex z wrzaskiem ruszyła na oślep przed siebie wymachując parasolem.
- Cholera Alex chcesz mi wyłupić oko? – usłyszała niewątpliwie głos Orlando.
Spojrzała uważniej. Ayla siedziała na stole otaczając nogami szczupłe biodra Orliego. Oboje byli prawie nadzy a części garderoby malowniczo przyozdabiały marmurową posadzkę kuchni.
- Cholera uprzedźcie nas gdy następnym razem zbierze wam się na sex w kuchni – Is wyminęła stojącą jak słup soli Alex z ciągle uniesionym nad głową parasolem – Alex zamknij usta bo ci mucha wleci - otworzyła lodówkę i wyjęła wielki kubeł lodów czekoladowych – Ktoś się dołączy? Bardzo ładny pierścionek Alex.
- Co??? A taaak. – Alex wreszcie przestała wgapiać się w Orliego i Aylę gorączkowo doprowadzających się do ładu.
- Właśnie – Alex zarumieniła się jak pensjonarka, co wywołało śmiech przyjaciół – Keanu poprosił mnie o rękę a ja się zgodziłam.
- Powiedziałaś to jak panienka z wiktoriańskiej powieści – śmiała się Ayla obejmując ją – Gratuluję kochanie.
- Ja też choć to kurcze, bardzo poważna decyzja – Orlando uścisnął ją mocno.
- Dajcie jej spokój. Widzicie jak to przeżywa – Is uśmiechnęła się – Musimy to uczcić. Kieliszek szampana mi chyba nie zaszkodzi? A może – popatrzyła na Aylę i Orlando – chcecie zająć się czym innym?
Oboje pokręcili głowami.
- Widok Alex z parasolem wytrącił mnie skutecznie z nastroju – stwierdził Orlando i uskoczył przed kuksańcem Alex – Rany co za niebezpieczna kobieta! Biedny Keanu. Pomocy! – chwilę potem uciekał dokoła stołu przed Alex znów wymachującą parasolem. Ayla i Is pokładały się ze śmiechu. Siedzieli w kuchni nad kubłem lodów czekoladowych aż do rana, opowiadając stare dowcipy i śmiejąc się do łez.

ISMERIL


Dni mijały niepostrzeżenie. Pan Bloom został przyjęty w poczet mieszkańców domu na wzgórzu, ponieważ za żadne skarby nie chciał wracać do swojej posiadłości. Zresztą wszyscy mu to odradzali. Po ekscesie jakim była ucieczka spod drzwi aresztu tak pięknie i spontanicznie zorganizowana przez Aylę, polowanie na Blooma trwało na całego. Na szczęście nikt nie szukał u pewnych, nikomu nieznanych dziewczyn z Polski. Przynajmniej na razie nie szukał. Wszyscy jednak byli pewni, że prędzej czy później ktoś go wytropi. Puki co zarówno menadżer Orlanda jak i prawnik twierdzili, że powinien siedzieć w domu i nie robić woku siebie szumu.
Mimo wszystko zarówno prasa jak i programy telewizyjne były pełne sensacyjnych, wyssanych z palca opowieści, podejrzeń i pomówień, co niejednokrotnie doprowadzało Orliego do białej gorączki. Wtedy wszyscy schodzili mu z drogi. Nawet Ayla miała trudności z uspokojeniem go. Czarę goryczy przelał wywiad z Kate B. która w skromnym ubranku, jak panienka z prowincji, ze zbolałą miną i łzami w oczach u Ophry opowiadała o swej trudnej miłości do Blooma, o tym co przez niego straciła i co dostała w zamian za swoje oddanie. To było wprost żenujące przedstawienie. Dziewczyny były oburzone, bo nie uwierzyły w ani jedno słowo tej głupiej krowy. Orli siedział na fotelu cichy, spokojny i zamknięty w sobie. Dopiero wieczorem gdy leżał na górze a Ayla szykowała się do snu, powiedział:
- Mam już tego dość. Chciałbym żeby było po rozprawie. To zamknięcie mnie w końcu zabije. Tu jest jak w więzieniu.
Ayla odwróciła się od lustra przy toaletce i spojrzała na niego. Ramiona miał skrzyżowane pod głowa a oczy błyszczały mu gniewem i bezsilnością.
- Sąd cały czas zbiera dowody Orli. Pierwsza rozprawa na początku grudnia. Jeszcze tylko dwa tygodnie. – Ayla się bała tej rozprawy. Wszystkie dowody świadczyły przeciwko Bloomowi. Adwokat powiedział, że jedyna ich nadzieją jest na razie ława przysięgłych. Niedwuznacznie dał do zrozumienia że jeśli będą w niej zasiadać kobiety oraz geje to ich siła przebicia rośnie. Cieszyła się że Orli tego nie słyszał bo myślami błądził gdzie indziej.
- Wiem – powiedział zdecydowanie – Ale chcę mieć to już za sobą. Nie wiem jak ta wredna suka to zrobiła, ale jestem przegrany. Zaplanowała swoja zemstę od A do Z w najdrobniejszych szczegółach i wygrała! – odrzucił kołdrę, wstał i szybko wybiegł z pokoju.

Ayla ukryła twarz w dłoniach. Była zmęczona. Dobrze wiedziała co on teraz zrobi. Będzie siedział na dole, sam w ciemnościach i będzie pił. Potem przyjdzie na górę i znowu będzie chciał się z nią kochać. To zaczynało być jak jakaś pieprzona patologia i miała tego coraz bardziej dość. Ile jeszcze zdoła wytrzymać?? Zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jest twarda i wytrzyma dużo pomyślała sobie i zeszła na dół. Orlando właśnie napełniał szklankę wódką i odrobina soku.
- Zostaw to Orli. Idź się ubrać. Przejedziemy się.
- Gdzie??
- Gdzieś gdzie będziemy mogli odetchnąć świeżym powietrzem.
Pół godziny później jechali mrocznymi ulicami LA.
- Bloom nie możesz się tak zachowywać. – Ayla nie wytrzymała panującej ciszy – Powiedziałeś że jesteś niewinny więc zachowuj się tak by wszyscy na około w to wierzyli i nie poddawaj się przygnębieniu. Kate pewnie właśnie o to chodzi. O to byś się załamał. Ja tez nie chcę żyć z taka za przeproszeniem dupą, na dodatek ciągle na gazie. Weź się w garść ok.??
Orli milczał i myślał.
- Dobra, ale przestanę się ukrywać przed mediami. Teraz to wygląda jakbym był winny i uciekał przed nimi. Chcę wyjść z domu i znowu cos robić! Chcę popływać na desce!
Ayla kiwnęła głową na znak zgody
- Wyjdziemy i pokażemy że normalnie sobie żyjesz nic nie robiąc sobie z tych głupich zarzutów bo jesteś całkowicie bez winy.
Orli uśmiechnął się diabolicznie.
- Czyli jedziemy po deskę??
- Tak jedziemy po deskę – Ayla wyciągnęła rękę i zmierzwiła jego czuprynkę
Gdy podjechali pod dom Orliego powitała ich raczej dziwaczna scena. Na skwerku tuz przy bramie rozłożonych było kilka karimat i śpiworów. O ogrodzenie oparto duże plakaty z napisami „Jesteśmy z tobą Orli” i „Zabierz te kłamstwa na sabat Kate”. Kilka dziewczyn zebranych w koło latarni dającej światło śpiewało jakieś piosenki. Orli zatrzymał samochód i wysiadł. Dziewczyny spojrzały w jego stronę i powoli zamilkły. Bloom jeszcze raz spojrzał na transparenty a potem znowu na dziewczyny.
- Cześć. – powiedział z tym swoim czarodziejskim spojrzeniem które zwala z nóg.
Ayla uśmiechnęła się widząc to czarowanie i ledwo łapiące oddech dziewczyny. Myśliwy wrócił na łowy. Wysiadła z samochodu i podeszła do piszczącej i skaczącej gromadki.
Resztę nocy spędzili w domu Orliego pijąc herbatę i kakao z dziewczynami które były w siódmym niebie. Dopiero nad ranem zaczęły zachowywać się w miarę normalnie. Przed świtem one wróciły na swoje stanowiska pod brama a Ayla i Orli do domu na wzgórze. Bloomio był podbudowany, bo usłyszał mnóstwo miłych słów a dodatkowo na dachu auta mocno przymocowana jechała jego ukochana deska surfingowa.


AYLA

- I co?? Jak tam przyszła teściowa??- zapytała Ayla, chichocząc i trącając zdegustowaną Is, właśnie pochyloną nad gazetą z dzisiejszymi wynikami giełdowymi.
Dziewczyny jechały właśnie do Keanu, który zaprosił wszystkich na uroczyste party z okazji zaręczyn.
- Chyba mnie polubiła - Alex wrzuciła "trójkę" rozpędzając swojego Mercedesa przed kolejnym wzgórzem...
- No to się rozumie samo przez się. Ale jaka ona jest??- Ayla nie dawała za wygraną.
Alex odwróciła się na chwilę do siedzacych z tyłu przyjaciółek - Wiesz co?? Myślę,ze sama powinnaś się przekonać, jak to jest poznać przyszłą teściową.
Is podniosła jedną brewkę i rzuciła diabelskie spojrzenie na Aylę - Jak chcesz, to jeszcze dziś zamówię ci lot do Londynu. - powiedziała ofiarnie, na co Ayla pokazawszy język, wyrwała jej papierzyska z ręki. Alex westchnąwszy skupiła się na prowadzeniu samochodu. Gdy po kilku chwilach pisku i śmiechu na tylnym siedzeniu, Ayla i Is zawarły rozejm, Alex rzuciła do nich.
- Powiem wam,że im bliżej tego ślubu tym większego mam stracha....
- Nic dziwneg...ała!!! - pisnęla Ayla, gdy Is syknąwszy, kopnęła ją w kostkę i zgromiła spojrzeniem.
- Ona ma naprawdę stracha , Ayla, trochę powagi....
- OK! OK!!- Ayla poprawiła się na siedzeniu, odchrząknęła
- Alex, każda z nas by miała stracha, bo małżeństwo to w końcu poważna życiowa decyzja, prawda??- spojrzała na Is wyczekując przytaknięcia. Is kiwnęła głową twierdząco - Ale przecież kochacie się prawda?? Świetnie się rozumiecie, no i...jest między wami ta...no...- Ayli znów wesołe ogniki zapaliły się w oczkach - CHEMIA...- skończyła zniżając zmysłowo głos .
Alex przewróciła oczyma i rzuciła za siebie, nie odrywając wzroku od krętej szosy - Tak, tak, tak...Ale kto wie na jak długo starczy nam tej CHEMII?? A może to własnie tę CHEMIĘ - celowo akcentowała to słowo- Mylimy z miłością?? Mówię wam, jestem coraz bardziej skołowana. W dodatku ta jego pewność,że to dobra decyzja, jakoś jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi.
Ayla na te słowa rąbnęla z desparacją czołem w zagłówek przedniego siedzenia.
- Wiesz co, Alex?? Chyba poprostu nie wierzysz, że możesz być poprostu szczęśliwa.Albo za dużo nad tym myslisz.Poprostu:Kochaj go i daj mu kochać siebie, nie komplikuj tego....- powiedziała spokojnie Is, zlożywszy w końcu "Financial Times".
- Kuurka wodna, Is...To było piękne!!!- Ayla z wielkim LOLem na buźce , oparła łokieć na ramieniu przyjaciółki - Sama bym tego lepiej nie ujęła.
- Wiem skarbie - Is zdjęla sobie ten łokieć z ramienia - Ty poprostu dała byś jej radę w stylu "Make sex and don't worry - be happy"
Alex parsknęła śmiechem - No tak...Nawet na kuchennym stole - śmiejąc się znów zobaczyła małą bitwę na tylnym siedzeniu. "Financial Times" był już w drobnych kawałeczkach.
W końcu podjechały pod dom Pana Reevesa.....

PANICALEX

Alex poczuła jak jej humor psuje się dokumentnie gdy zobaczyła masę potwornie drogich samochodów stojących przed domem. Dodatkowo widok wozów transmisyjnych wszelkiego rodzaju kablówek parkujących przed bramą i kilka helikopterów w powietrzu niechybnie pełnych paparazi doprowadził ją do paniki.
- Dziewczyny ja tam nie idę – jęknęła i oparła czoło o kierownicę. Dopiero teraz do niej docierało w co się pakowała. Keanu organizował dla niej to przyjęcie. Dla niej i dla swojej rodziny, swoich przyjaciół. Będzie tam mnóstwo znanych ludzi których ona znała tylko z kina albo gazet. Ona tam nie pasuje. Z trudem powstrzymała się od ponownego uruchomienia samochodu i wrzucenia wstecznego na pełnym gazie. I ci dziennikarze...
- Daj spokój. Odetchnij głęboko i jazda – Ayla pogłaskała ją po ramieniu.
Alex czuła że pocą jej się ręce a przed oczami latają czarne plamki.
- Nikt ci nic nie zrobi przecież – Is już wysiadała z samochodu.
- Ty i tak masz większy problem niż ja – Alex przeklinała pomysł sandałków na wysokich obcasach. Czuła jak nogi się jej plączą ze zdenerwowania. Błękitna sukienka z delikatnej satyny na którą namówiła ją Alya nagle wydała się jej zbyt śmiała. Zwłaszcza pod obstrzałem kamer i fleszy.
- Co z tego że Keanu zaprosił i Jude’a i Johnnego? – Is nonszalancją pokryła zdenerwowanie. Nie widziała Johnnego od pamiętnej kolacji i nie była pewna czy chce go zobaczyć.
- Całe szczęście że udało nam się przemycić Blooma zanim się to wszystko zaczęło – Ayla z niesmakiem obserwowała tłum fotoreporterów i dziennikarzy usiłujący przepchnąć się w ich stronę.
- Chodźmy już bo zawrócę jak Boga kocham! – Alex pociągnęła a je za sobą w stronę wejścia do domu.
Tuż przy wejściu Alex wpadła w objęcia delikatnej blondynki która przytuliła ją czule.
- Alex! Nareszcie! Keanu już zaczynał się denerwować że coś się stało.
- Wybacz Patricio. Miałam kłopoty z dojazdem – Alex odwzajemniła uścisk i przedstawiła przyjaciółki.
- Patricio pozwól, to jest Ismeril a to Ayla. Dziewczyny to mama Keanu, Patricia.
- Miło mi was poznać. Z tego co wiem jesteście dla Alex jak rodzina.
- Tak jakby – mruknęła Is która niezręcznie czuła się w takich sytuacjach, Ayla kopnęła ją w kostkę – Tak. Oczywiście – zreflektowała się Is, rzucając przyjaciółce mordercze spojrzenie. W tym czasie Alex już przestała kompletnie kontaktować. Zobaczyła za plecami Patricii salon po brzegi wypełniony ludźmi, którzy jak na komendę zwrócili głowy w ich stronę. Miała wrażenie że wszyscy słyszą jak jej serce głośno bije ze zdenerwowania. Wiedziała że będzie cały wieczór w centrum zainteresowania. Kobieta która usidliła Keanu Reevesa.
- Alex? Dobrze się czujesz? – Patricia wyglądała na zatroskaną ale Alex nie mogła wydobyć z siebie głosu by ją uspokoić.
Is natychmiast zauważyła co się z nią dzieje.
- Nic jej nie będzie – wzięła Alex pod rękę – To ten upał. Napije się czegoś zimnego i jej przejdzie.
- Weźcie ją do pokoju obok salonu. Niech odetchnie. Ja poszukam syna. Chyba by się tu przydał teraz – Patricia mrugnęła filuternie w ich stronę.
- Na pewno się przyda – Ayla odmrugnęła.
Szybko przeszły przez salon odpowiadając uprzejmym uśmiechem na słowa powitania i ciekawe spojrzenia gości. Alex szła jak zahipnotyzowana. Odetchnęła głęboko dopiero wtedy gdy Ayla zamknęła za nimi cicho drzwi pokoju.
- Całkowita klapa! – Alex zniechęcona opadła na kanapę. Nigdy nie była nieśmiała ale teraz miała wrażenie że już nigdy nie opuści tego pokoju a jak opuści spali się ze wstydu.
- Daj spokój – Is nalała jej szklankę soku pomarańczowego z dzbana który stał na bocznym stoliku – Mogło być gorzej... No na przykład – Is zaczęła głośno myśleć widząc powątpiewające spojrzenia przyjaciółek – Mogłaś się przewrócić na środku salonu , albo podrzeć sobie tą kieckę która bardziej przypomina bieliznę niż sensowny ubiór na przyjęcie. Dobra, dobra już nic nie mówię – Is podniosła do góry ręce widząc że Ayla przymierza się do rzucenia w nią swoją torebką z bordowego aksamitu.
- Moim zdaniem Alex za bardzo się przejmuje tym jak wypadnie w oczach tych wszystkich ludzi – Ayla usiadła obok przyjaciółki – Powiedz jakie to ma znaczenie co oni myślą. Przecież się nie liczą.
- To jego rodzina, przyjaciele a ja zrobiłam z siebie kompletna idiotkę.
- Nic się wielkiego jeszcze nie stało – Is podeszła i kucnąwszy przed nią wzięła dłonie przyjaciółki w swoje ręce – Każdy może się źle poczuć. Nie dramatyzuj i weź się w garść. To przyjęcie jest dla ciebie powinnaś się nim cieszyć.
- Chyba masz rację – Alex westchnęła ciężko.
- Na pewno ma rację – Keanu wszedł do pokoju tak cicho że dopiero gdy się odezwał zwróciły na niego uwagę – Powinnaś czasem posłuchać swoich przyjaciółek. Alex nic nie odpowiedziała. W tej chwili docierało do niej tylko to jak wspaniale wyglądał w ciemnym garniturze i białej koszuli rozpiętej pod szyją.
- Zostawimy was samych - Is pociągneła Aylę do wyjścia - Przemów jej do rozumu - dodała zamykając drzwi.
- Alex co się dzieje? - był wyraźnie zaniepokojony.
- Nic - chciała go uspokoić ale nie bardzo jej szło - Nic o czym warto by mówić.
Usiadł obok niej i mocno przytulił.
- Nie podoba ci się cały ten pomysł z przyjęciem co?
- Nie w tym rzecz - odpowiedziała - Ja tu nie pasuję. Nie czuję się tu dobrze. Dopiero teraz uświadomiłam sobie co to znaczy być z Keanu Reevesem.
- Od początku zadawałem sobie sprawę z tego że może cię to odstraszyć. Bałem się tego. Ja też nie lubię być na świeczniku ale takie życie wybrałem i zgodziłem się zapłacić za to określoną cenę.
- Wiem - po tym co powiedział czuła się jeszcze gorzej. Jak ktoś kto zdradza, porzuca bez słowa gdy jest najbardziej potrzebny.
- Alex urządziłem to przyjęcie tylko i wyłącznie po to by się tobą pochwalić. Taka jest prawda. Jeśli ci się nie podoba możemy wszystko odwołać.
- Pochwalić?
- Też nie mam wielkiego sentymentu do takich spędów ale... - uśmiechnął się - Tym razem nie mogłem się powstrzymać.
- Acha jestem jakimś trofeum co?
- Bardzo cennym trofeum - jego ręka delikatnie gładziła jej udo.
- Zbłaźniłam się - wsunęła mu dłoń za koszulę. Uwielbiała go dotykać.
- Trochę - poczuła jak się uśmiecha gdy zaczął całować jej szyję.
- Miałeś zaprzeczyć - westchnęła cicho.
- Zawsze mówię prawdę - jęknął gdy wygięta w łuk mocno do niego przywarła - A prawda jest taka że ma ochotę zrobić to tu i teraz. Niech diabli wezmą przyjęcie!
Alex nie mogła już myśleć. Była tak rozpalona że miała wrażenie że spłonie na popiół.
Pukanie do drzwi skutecznie zapobiegło dalszemu rozwojowi sytuacji.
- Keanu? Alex? Wszystko dobrze? - usłyszeli głos Patrici.
- Tak mamo. Już idziemy - odpowedział Keanu. Alex dostała ataku śmiechu i delikatnie przycisnęła jego głowę do swoich nagich piersi bo Keanu zdążył ją już rozebrać.
- Kocham matkę ale czasem doprawdy... - patrzył na Alex która aż drżała od powstrzymywanego śmiechu - Wyglądasz cudownie.
- Módl się żeby sukienka którą rzuciłeś na podłogę wyglądała równie cudownie jak jej właścicielka bo będzie następny blamaż - Alex śmiała się głośno czując jak całe napięcie z niej opada.
- Nie skończyłem z tobą na dziś - pocałował ją mocno jednocześnie wsunąwszy dłoń pomiędzy jej uda. Ta pieszczota omal nie doprowadziła Alex do końca.
- Cieszę się.
Pomógł jej wstać i ubrać się.
- Jak wyglądam?
- Jesteś piękna.
- A ty nieobiektywny - wzięła go za rękę i odetchnęła głeboko - Idziemy?
- Jeśli jesteś gotowa chociaż ja bym wolał... - obrzucił tęsknym spojrzeniem kanapę.
- Ja też - uśmiechnęła się i wyszli z pokoju.


**********
Tymczasem Ayla i Is okupowały bar i wymieniały uwagi na temat gości. Powiedzieć że zebrały się tam same sławy to doprawdy mało.
- Keanu chyba przesadził - Is piła już trzecie martini.
- Dlaczego? To chyba normalne w tym świecie.
- Ayla! - głos Orlando dotarł do nich z przeciwległego końca salonu.
- Wybacz Is. Obowiązki towarzyskie wzywają - Ayla odstawiła swój kieliszek i ruszyła w stronę Blooma.
- Towarzyskie tak? - Is było tylko odrobinę złośliwa.
Chwilę potem zapomniała o Ayli i Bloomie. Z prawej szedł w jej stronę szeroko uśmiechnięty Jude, z lewej w nieco gorszym humorze Johnny. Is wyczuła zagrożenie natychmiast, ale nie było odwrotu.
- Ładny bigos - jęknęła w kieliszek martini. Trzeba było cudu...

PANICALEX

Cud jednak uparcie nie nadchodził. Is ogranęła sytuację. Konfrontacja nie wchodziła w grę. Nie była gotowa. Szybkim ruchem odstawiła kieliszek i posławszy przepraszający uśmiech w stronę Jude'a wsunęła rękę pod ramię słynnego producenta którego poznała wcześniej tego wieczoru.
- Nie ma pan na oku jakiegoś interesującego projektu? Chętnie bym w coś zainwestowała - zagruchała słodko, kątem oka obserwując co się dzieje za jej plecami.
- No skoro o tym mowa... - producent rozpromienił się jak stuwatowa żarówka.
- Tak o tym mowa - pociągnęła go na drugi koniec salonu byle szybciej oddalić się od niebezpiecznej strefy. Widziała jeszcze jak Johnny wącha jej kieliszek i z ponurą miną odstawia spowrotem. Jego wzrok na chwilę zetknął się ze wzrokiem Jude'a. Gdyby spojrzenie mogło zabijać byłoby o jednego brytyjskiego aktora mniej na tym świecie. Jude odpowiedział wruszeniem ramion i ironicznym skrzywieniem ust. Wiedział że ta wojna nieprędko dobiegnie końca a nie zamierzał ustąpić ani o krok. To ma być zabawa - przypomniał sobie obserwując odchodzącego Johnnego. Tylko jakoś plan Is przestał mu się podobać. Nie będzie statystą w tym filmie.

Johnny miał szczerze dosyć tego przyjęcia. Całe szczęście że zbliżało się do końca. Gdyby nie Is i obecność Jude'a dawno by się zmył. Obserwował ją jak przechadzała się wśród gości, wymieniała kilka słów z tym lub owym. Zielona sukienka, odważne odsłaniająca plecy podkreślała jej nienaganną figurę. Zauważył nagle że jej piersi wyraźnie się zaokrągliły. Zaschło mu w gardle. Chwycił pierwszy lepszy kieliszek z jakimś kolorowym świństwem i wypił jednym chaustem. Nie miał ochoty dłużej czekać.
- Tak? - Is odwróciła się i napotkała spojrzenie ciemnych oczu.
- Zatańczymy? - stanowczo przytrzymał jej ramię gdy spróbowała się odsunąć.
Is nie chciała robić sceny na przyjęciu Alex. Pozwoliła się zaprowadzić na parkiet. Jak na złość leciały same wolne kawałki. Próbowała utrzymać pomiędzy nimi dystans jakby byli dwojgiem przygodnych znajomych. Nie udało się. Nie mogło się udać. Dotyk jego rąk na jej nagich plecach był jak łagodna perswazja. Bliżej, bliżej... Zrezygnowana położyła głowę na jego ramienu. Nie było sensu się opierać. Pieścił delikatnie jej skórę. Poczuła jego oddech na szyi, a potem delikatne ugryzienia, dokładnie wzdłuż coraz szybciej pulsującej tętnicy. Usłyszała czyjeś głosy za plecami, jakieś zamieszanie ale nie zwróciła na to uwagi. Czuła się jakby nic dokoła nie istniało. Podniosła głowę i patrzyła mu prosto w oczy gdy pochylał się żeby ją pocałować. Ale nigdy tego nie zrobił. Nagle się odsunął i bez słowa wyjaśnienia zostawił ją samą na środku parkietu. Widziała to jakby w zwolnionym tempie, w blasku fleszy które nagle rozbłysły dokoła. Paparazi utrwalali na setkach zdjęć widok jej zaskoczonej twarzy. Rozejrzała się dokoła jak obudzona ze snu. Fotoreporterom udało się dostać na przyjęcie. Dokoła panował istny chaos. Fotografowali wszystko i wszystkich. Widziała jak Keanu okrywa marynarką Alex której ktoś w zamieszaniu rozerwał sukienkę. Ktoś wziął ją za rękę i wyprowadził z domu. Dopiero na podjeździe zauważyła że to Jude.
- Jude musimy wrócić. Nie mogę zostawić dziewczyn.
- Keanu już o nie zadbał. Nie martw się. Odwiozę cię do domu.
- Dobrze - była zmęczona i rozbita.
Jechali w ciszy oprócz kilku uwag na temat samopoczucia Alex i Keanu po tym co się stało.
Jude odprowadził Is pod dom.
- Dobrze się czujesz? - zapytał - Mogę pojechać po Aylę.
- Nie trzeba. Dam sobie radę.
- To dobranoc.
- Dobranoc - Is odwróciła się by otworzyć drzwi. Nagle zmieniła zdanie. Nie mogła... Nie chciała być sama.
- Jude! Mógłbyś zostać? - zapytała pośpiesznie.
- Jesteś pewna?
- Jestem.
Dotknął ręką jej twarzy. Delikatnie wsunął ją w jej włosy.
- Is za chwilę nie będzie odwrotu - ostrzegł tuż przy jej ustach.
- Nie chcę uciekać - pocałowała go mocno i zdecydowanie.
Zaprowadziła go do swojej sypialni. Pozwoliła mu się rozebrać i poddała się całkowicie. Czułość. Tego potrzebowała.

AYLA

- Czy coś się stało??- zapytała Ayla podchodząc do Blooma
- Nie pij tyle...- mruknął. wyrażnie całe to party działało mu na nerwy, zwłaszcza,że wydawało mu się,że w każdej zwróconej na siebie parze oczu widać nieme potępienie.
- Co się dzieje??- Ayla ściągnęła brwi i ostentacyjnie pociągnęła duuuży łyk Martini
- Nie wiem...Poprostu źle się tu czuję, może ulotnilibyśmy się i...- bursztynowe oczy popatrzyły na Aylę w ten swój specjalny sposób
- Nie ma mowy - tym razem Ayla była nieugięta - To jest przyjęcie zareczynowe Alex, nie mogę jej zrobić takiego świństwa, poza tym - spojrzała uważnie na Blooma - Mam ochotę tu zostać i dobrze się bawić, ty też powinieneś przestać użalać się nad sobą i spróbować cieszyć się tym miłym wieczorem - obruciła w rękach pusty kielich po Martini - ale masz rację, dość już alkoholu, nie chciałabym zrobić Alex obciachu - uśmiechnęła się - Przyniesiesz mi mi jakiś sok??- podała pusty kieliszek Bloomowi. Ten westchnął ale uśmiechnął się i ruszył w stronę kuchni.
Ayla stała chwilę patrząc na gości a potem, zobaczywszy wyjście na taras, ruszyła w jego kierunku.Wyszła na taras myśląc,że będzie tam sama, ale przy barierce stał mężczyzna.Stał do niej tyłem, więc nie widziała jego twarzy. Obie dłonie miał oparte o barierkę, zaś lekko pochylona sylwetka wskazywała na głębokie zamyślenie. Już miała się wycofać, gdy facet walnął z całej siły dłonią o poręcz i rzucił czystą francuszczyzną - MERDE!!!!
Ayla zatrzymała się i spojrzała na nadal odwróconego do niej plecami, niezanjomego
Skądś znała ten głos.poza tym z tyłu facet wyglądał jakby był bratem Reevesa. Czarne spodnie, czarna koszula, no i czarna, prosta, bujna czupryna, tyle tylko,że był od Keanu nieco niższy. Ayla stała i próbowała sobie przypomnieć z kim on jej się kojarzy.

Nagle mężczyzna odwrócił się i spojrzał na Aylę zaskoczony.
- Cześć - powiedziała Ayla uśmiechając się i niestety, czując, jak oblewa się rumieńcem, bo patrzyła na piękną, smagłą , męską twarz o nieco dzikich, skośnych oczach i pełnych zmysłowych ustach.
- Cześć - odpowiedział , uśmiechając się i taksując ją już nieco mniej zaskoczonym spojrzeniem.
- Piękny zachód słońca - Ayla kolejny raz czuła się jak idiotka, ale nie mogła opanować, się by nie porozmawiać z tym facetem.
- Tak. Keanu ma piękny dom w pięknej okolicy...- spojrzał na ocean mieniący się teraz krwistą czerwienią zachodu. - Jesteś przyjaciółką Narzeczonego czy Narzeczonej??- zapytał znów patrząc uważnie na Aylę
- Zasadniczo Alex...Ale Reevesa też dość dobrze znam - stanęła obok niego i oparła się dłońmi o balustradę. Spojrzała na Ocean a potem lekko wychyliła się, by spojrzeć w dół. Gdy weszła na taras, facet własnie patrzył w dół, była ciekawa, co też takiego tam zobaczył, co go tak rozzłościło, że aż przeklął...po francusku...hm...jej wzrok bezwiednie przesunął się po dachu położonego niżej, dużego patio...Dach...
Ayla aż wstrzymała oddech a potem spojrzała na mężczyznę i powiedziała
- A więc mam okazję poznać Huzara...Huzara, który chodził po dachach - uśmiechnęła się. Mężczyzna też się uśmiechnął a potem udając śmiertelną powagę zasalutował przed Aylą, jak to robił w filmie przed Juliette Binoche.
Ujął rękę Ayli i pocałował ją, tak jak to kiedyś robili mężczyźni na całym świecie a teraz już tylko w Polsce. Ayla kolejny raz się zarumieniła i odwróciła od niego wzrok. W drzwiach tarasu stał Bloom ze skamieniałą twarzą i dwiema szklankami w rękach. Spojrzała na niego zaskoczona, on zaś tylko szybko wypił przeźroczystą zawartość jednej ze szklanek i odwrócił się na pięcie.
- Kłopoty??- zapytał Olivier Martinez, widząc zmieszanie Ayli
- Skądże - uśmiechnęła się wymuszenie
- A więc jesteś z panem "nadąsanym kelnerem "Orlando??- zapytał z uśmiechem. Ayla spojrzała na niego trochę urażona tym "kelnerem" i odpaliła w rewanżu - A ty nadal jesteś z Panną "najpiękniejszy tyłek świata" Kylie??
Szybko jednak pożałowała, bo Olivier skrzywił się boleśnie i znów spojrzał w dół.Ayla zerknęła za jego wzrokiem i w końcu zrozumiała, co się dzieje. Na dole w ogrodzie jakaś strasznie zajęta wesołą rozmową parka, pozwalała sobie na coraz śmielsze poufałości. To była Kylie z jakimś wysokim, opalonym, długowłosym blondynem.
- Widzę,że tego wieczoru oboje mamy kłopoty - powiedziała ponuro
Olivier spojrzał na nią i nagle uśmiechnął się - to może powspieramy się trochę wzajemnie??
- Nie rozumiem...- Ayla spojrzała ściągnąwszy brwi
- Nie, nie zrozum mnie źle, poprostu chodźmy zatańczyć, obiecuję,że nic ponad to nie miałem na myśli...- wyciągnął rekę
Ayla po lekkim wahani, wyciągnęła rękę - W sumie, czemu nie?? - uśmiechnęła się.
Weszli do salonu i już mieli ruszyć do tańca, gdy Aylę wprost wbił w podłogę widok, roześmianego Blooma bezczelnie flirtującego z laską wyglądającą, jakby właśnie zeszła z taśmy produkcyjnej lalek Barbie firmy Mattel :-[ .
Olivier spojrzał zdziwiony na Aylę która nadal nie ruszała się z miejsca, przeszywajac nienawistnym wzrokiem wesołą parkę.
- To jeszcze dodatkowy argument za wesoła zabawą, mimo wszystko, nieprawdaż??- popatrzył na Blooma nachylającego się do ucha rozświergotanej blondi.
Ayla spojrzała na niego a potem uśmiechnęła się desperacko
- A więc zabawmy się!!!- objęła go za szyję i...pocałowała bezwstydnie Neutral

**********
Czułość, tego Is potrzebowała. A Jude był niesamowicie czuły i delikatny. Cicho jęknęła gdy powoli zagłębiał się w nią a potem zatrzymał.Objęła jego biodra nogami i wbiła niemal paznokcie w jego plecy. Odrzucił głowę do tyłu i syknął z słodkiego bólu jaki zadawały mu jej paznokcie.przesuwała nimi po jego plecach, aż do kształtnych pośladków, on zaś zagłębiał się w niej coraz mocniej, śmielej, niecierpliwiej. Nagle Is poczuła, że zachwilę wpadnie w odchłań rozkoszy. Ale Jude nie chciał, by tak się stało, nie teraz, nie tak szybko. Zwolnił rytm, jego dłonie zaczęły zwiedzać każdy centymetr jej ciała, dotykając każdego jej nerwu.Is była tym przerażona, bo nawet nie zdawała sobie do tej pory sprawy, jak bardzo zawsze pragnęła tego faceta.Johnny w tej chwili wydawał się jej dalekim wspomnieniem, coraz bardziej blaknącym...I gdyby tylko nie to,że...przytuliła twarz do ramienia Jude'a. Poczuł jak po obojczyku spływają mu jej łzy.
- Is...??Co się dzieje?? Czy coś nie tak??- objął jej twarz dłońmi i zmusił by na niego spojrzała
- Nie...- uśmiechnęła się przez łzy...- Poprostu mnie kochaj...kochaj mnie, tak jakby Ci na mnie zależało, jakbym była dla ciebie najważniejsza na świecie...tylko o to cię proszę, żebyś tej nocy taki był...
- Is...Ja nie muszę niczego udawać...- szepnął jej do ucha - Słyszysz, nie muszę....- I pocałował ją na potwierdzenie tych słów tak mocno i namiętnie, tak że Is starciła poczucie miejsca i czasu i znów stanęła na skraju otchłani, ale tym razem....poszybowała w nią z okrzykiem rozkoszy :<

PANICALEX

Ayla na chwilę oderwała się od Oliviera by zaczerpnąć powietrza. To był naprawdę gorący pocałunek. Wyraźnie widziała w jego oczach że ma chęć to kontynuować. Popatrzyła w stronę Orlando. Widok zakoczenia malującego się w jego oczach i wolno zaciskającej się pięści był wart każdych pieniędzy. Bez chwili wachania znów pocałowała Oliviera. Nagle ktoś ich potrącił. Oderwali się od siebie tylko po to by pochłonął ich tłum fotoreporterów. Ayla wyobraziła sobie te zdjęcia i zamknęła z jękiem oczy. Słowo katastrofa wydało jej bardzo słabym określeniem.
- Chodź! - Oliver ciągnął ja za sobą w stronę wyjścia. Oszołmiona nie opierała się za bardzo. Nie miała pojęcia dokąd idą. Gdy poczuła powiew chłodnego powietrza zorientowała się że są przed domem.
- Dokąd mnie ciągniesz? Tam jest ich jeszcze więcej - wskazała ręką bramę.
- Wiem. Kylie zaparkowała przy bocznej bramie posiadłości. Kto jak kto ale ona ma doświadczenie w tych sprawach. I nie tylko - dodał z sarkazmem przypominając sobie scenę w ogrodzie. Ruszyli w stronę bocznej alejki.
- Wygląda na to że dziś będzie nam dane lepiej się poznać - uśmiechnął się do niej.
Ayla nie wiedziała co myśleć. Nie powinna tak uciekać i zostawiać wszystkiego. Orlando, Is Alex... Wszyscy tam zostali. Orlando... Zacisnęła usta na wspomnienie tej , tej ... stłumiła przekleństwo. Woli jakąś laleczkę jego sprawa. Dziewczyny sobie poradzą.
- Fakt - dopiero teraz zauważyła że ciągle idą trzymając się za ręce.
- Dokąd teraz? - zapytał gdy już siedzieli w samochodzie.
- Mieliśmy się lepiej poznać prawda? Więc poprostu jedź - nie mogła uwierzyć że to robi. Że flirtuje z tym facetem. W końcu raz się żyje - zacisnęła dłonie na sukience - Tylko raz.

****************
Alex usłyszała trzask pękającego materiału.Jakiś nachalny paparazzi usiłował zmusić ją by spojrzała w jego stronę. Instnktownie odpchnęła jego ręce ale nieszczęście już się stało. Jutro całe Hollywood zobaczy jaką dziś miała beliznę.
- Trzymaj łapy przy sobie draniu! - głos Keanu dochodził do niej jakby z daleka. Poczuła jak otula ją swoją marynarką a potem bierze na ręce i gdzieś niesie. Chwilę potem pczuła zapach benzyny. Byli w garażu. Usadził ją delikatnie na przednim siedzeniu samochodu. Sam usiadł na miejscu kierowcy.
- Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest. Wracajmy trzeba tam zaprowadzić porządek - usiłowała wysiąść z samochodu.
- Zostań - przytrzymał ją - Od tego jest ochrona. Tu jest w miarę bezpiecznie. Będą nas szukać na górze.
- A Patricia?
- Mama już dawno pojechała do domu. Nie chciała ci zawracać głowy pożeganiami. Widziała jak bardzo przejmujesz się rolą gospodyni - pocałował wewnętrzną stronę jej dłoni.
- To był najgorszy debiut w tej roli jaki widziało Los Angeles.
- No Oscara nie dostaniemy - parsknął śmiechem.
- Dobijaj mnie dalej Reeves - pokazała mu język - Chcę coś dostać na pocieszenie - zrobiła nadąsaną minę.
- Cokolwiek zechcesz - zsunął marynarkę z jej ramion. Patrzył na nią. Podarta suknia niewiele zasłaniała. Jego dłoń dotknęła jej szyi, przesunęła się w dół, pomiędzy piersiami aż zatrzymała się na brzuchu. Jego palce gałdziły nagą skórę. Odrzuciła głowę do tyłu.
- Wiesz... - zadrżała gdy jego ręka przesunęła się niżej - Mam ochotę...Achhh
- Na co? - drażnił się z nią.
- Ty diable! - jeknęła cicho. Spojrzała na niego. Błysk uśmiechu w ciemych oczach podsunął jej pomysł.
- Mam ochotę...mmmmmmmm - chwyciła jego rękę i pokierowała nią - Na dużą pizzę z podwójnym serem - popatrzyła mu figlarnie prosto w oczy.
- I to ja jestem diabłem? Czekaj ty! - pochylił głowę i zaczął całować jej piersi. Nie miała już siły na gierki. Chciała zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło i wiedziała że on jej da to zapomnienie. Keanu podniósł się na chwilę. Poczuła jak siedzenie pod nią opada.
- Fajny patent - rzuciła nim przyciągnęła go do siebie.
- Zawsze wiedziałem że się przyda - całował ją mocno, wsunąwyszy się pomiędzy jej uda. Czuła go na sobie. Delikatnie zsunął jej bieliznę. Pomogła mu a potem otoczyła nogami jego biodra. Wsunęła palce w jego włosy. Mogła by ich dotykać w nieskończoność.
- Cały wieczór na to czekałem - wyszeptał z twarzą ukrytą na jej ramienu.
- Ja też.
Uwolnił się z ubrania. Całowała jego ramiona ocierając się o niego w pojedyńczych spazmach rozkoszy która dopiero nadchodziła. Słyszała jego pośpieszny oddech i głuchy jęk gdy w nią wszedł. Przylgnęła do niego całym ciałem. Nagle cały świat pogrążył się w oślepiajacym świetle a ona słyszała tylko jego krzyk. A może swój? To było bez znaczenia.
Długo potem, gdy doszli do siebie leżąc przytuleni w ciepłym wnętrzu samochodu Alex rzuciła całując jego ucho:
- Wiesz ja o tej pizzy mówiłam poważnie.
- Jesteś straszna. Nie stać mnie na twoje utrzymanie - przekomarzał się.
- Uważaj bo ci uwierzę. Która godzina?
- Koło 6 rano.
- Kupimy pizzę i wszystkie brukowce jakie wpadną nam w ręce.
- Po co?
- Dla zabawy. Nigdy nie byłam na okładce brukowca.
- Dobrze. Czyli mamy juz lekturę do śniadania. Gdzie je zjemy?
- U nas. Jest szansa że jeszcze nie wiedzą gdzie mieszkamy.
- Znikoma.
- Ale jest. Ubieraj się. Będziesz robił zakupy.
- Ja?
- Ja mam tylko tą podartą kieckę. Reszta moich ubrań jest w domu. Nie chcesz chyba kolejnego skandalu co? - położyła się na nim.
- Nie. I nie rób tego bo ruszymy się stąd za trzy godziny.
- Czego? - z miną niewiniątka wsunęła rękę pomiędzy ich ciała.
- Tego - unieruchomił ją w mocnym uścisku.
Trzy godziny później przy zachowniu wszelkich środków ostrożności podjechali pod dom dziewcząt. Z wielkim pudłem pizzy i naręczem gazet weszli do kuchni. Alex tylko trochę szerzej otworzyła oczy widząc przy stole Is z Jude'm.
- Dzień dobry skandaliści.
- Jak przyjęcie? - Is odebrała od Keanu pudło z pizzą.
- Nie mamy pojęcia.
- Zmyliście się tak wcześnie jak my? - Jude podniósł porozumiewawczo brwi.
- Coś koło tego - Keanu odpowiedział takim samym spojrzeniem.
- Lepiej popatrzcie na to - Is posunęła im jedną z gazet które przeglądały z Alex.
Na zdjęciach było wszystko. Półnaga Alex, wykrzywiona złością twarz Keanu, zaskoczona twarz Is wpatrującej się w plecy Deppa.
- Ciekawe co z Aylą - zainteresował się Keanu.
- To - Jude przesunął w ich stronę następny brukowiec. Ayla całująca się z Martinezem. Orli z jakąś blondynką uwieszoną na nim jak świąteczna dekoracja.
Alex zaczęła masować skronie palcami.
- Mamy jakąś aspirynę?
- Gdzieś jest - Is udała się w stronę łazienki na parterze.
Gdy wróciła nie była w najlepszym nastroju.
- Już nas znaleźli.
Keanu podszedł do okna i rozsunął żaluzje.
- Koczują pod domem. I co gorsza wiedzą że jesteśmy w środku.
Spojrzeli na siebie. Nikomu nie uśmiechało się spędzenie kliku najbliższych dni w oblężonej twierdzy.

AYLA

- To twój dom??- zapytała Ayla, gdy Olivier zaparkował na wjeździe pięknej willi wybudowanej w meksykańskim stylu...
- Fajna Hacjenda – Ayla uśmiechnęła się – Jak z westernów..
- To wynajęty dom...Na razie nie kupiłem w LA nic na stałe
- Mieszkacie tu razem??- Ayla wysiadła i patrzyła na przytulne patio i stylowy taras.
- Tak – westchnął
- OK., sorry, już nic nie mówię, nie rozmawiajmy o naszych...PROBLEMACH...- odetchnęła a potem, sama sobie przecząc wybuchnęła nagle – JAK ON TAK MÓGŁ???!!! CHOLERNY, PIEPRZONY ANGOL!!!!!PO TYM WSZYSTKIM, CO RAZEM PRZEŻYLIŚMY!!!! NIE DARUJĘ MU TEGO!!!!
I rozpłakała się. Olivier westchnął bezradnie, posadził ją na fotelu i nalał jej wina. Wypiła jednym „duszkiem”. Trochę go to zaskoczyło ale...dolał jej znów do pełna.
Cała noc upłynęła im na piciu i na rozmowie, a raczej na monologu Ayli i sporadycznych wtrąceniach Oliviera, który dolewając jej wina, miał nadzieję że w końcu dziewczyna się zaleje i przestanie gadać o Bloomie, którego już serdecznie niecierpiał:]...W końcu, gdy ta pijaniutka jak bela , zasnęła nad ranem na jego ramieniu, ułożył ją na kanapie, zdjął jej buciki i przykrył pledem. Potem sięgnął po telefon.


Alex, Ismeril, Keanu i Jude właśnie kończyli pizzę, gdy odezwała się komórka Reevesa.
Keanu wyjął ją z kieszeni i przeprosił przyjaciół spojrzeniem – Tak?? Olivier??
Is i Alex wymieniły szybkie spojrzenia
- Aha...No tak...Ale mam nadzieję ,że poza piciem nic innego nie robiliście?? – Keanu uśmiechnął się diabelsko
- Dobra, dobra, żartowałem, nie oburzaj się. Tak, już ci mówię. To jest Sunflower Hill 367. Dobrze odwieź ją, tylko całą i zdrową!! – roześmiał się – Tak wiem, że jest nieprzytomna, nie to miałem na myśli – znów diabelski uśmieszek
Skończył rozmowę i popatrzył na przyjaciół. – No i zguba się znalazła...Za 2 godziny wasza przyjaciółka będzie w domu. Obecnie śpi zalana w trzy...hm...na kanapie w domu Martineza.
Jude parsknął śmiechem, ale zaraz się opanował, bo Alex i Is zgromiły go spojrzeniem.
- A nie wiecie przypadkiem, o co poszło Ayli i Bloomowi że tak się na sobie odgrywali?? – Alex spojrzała na Is i Jude’a. Ci jednak równocześnie pokręcili przecząco głowami.
- Dowiemy się od Ayli...Jak wytrzeźwieje – Is uśmiechnęła się wyobrażając sobie jakiego kaca fizycznego i moralnego będzie mieć za parę godzin jej przyjaciółka.
Jakieś 2 godz. Później Olivier wniósł nieprzytomną Aylę do jej pokoju i położył na łóżku. Ta tylko zamruczała coś niewyraźnie o „cholernym, niewdzięcznym Angliku”
- Ona tak całą noc?? – zapytała cicho Alex, poprawiając poduszkę.
Olivier przytaknął skinieniem głowy.
- To miałeś fascynującą randkę – mruknęła Is.
Cicho zamknęli drzwi i zeszli na dół.
- To ja już sobie pójdę. Przepraszam, że zwróciłem wam przyjaciółkę w takim stanie, ale nie przypuszczałem ,że aż tak się będzie chciała upić. Zadzwonię jeszcze do niej za parę godzin, bo pewnie, będzie jej głupio. Powiedzcie jej to była mimo wszystko ciekawa noc – zmrużył skośne oczyska z dziwnym uśmieszkiem. Is musiała przyznać, że Ayla znalazła dość interesujące „ramię do wypłakiwania się”:>.
-Is...Ja też już się będę zbierał – Jude wstał od stołu w kuchni
- Poczekaj...- Is drgnęła i spojrzała na Alex i Keanu już wyraźnie zajętych sobą przy resztkach pizzy – Odprowadzę cię. – sięgnęła po kurtkę i wyszli razem na południowe, kalifornijskie słońce. Jude we wczorajszym eleganckim, popielatym garniturze, Is w jeansach, t-shircie i kurteczce...Szli przez jakiś czas w milczeniu. Is zbierała słowa i odwagę, by powiedzieć, to co chciała, co powinna była mu powiedzieć...
- Jude...Ja....Widzisz, wczorajsza noc,....
- Chyba nie żałujesz??- zatrzymał się i wbił w nią swoje szafirowe spojrzenie
- Ależ oczywiście, że nie żałuję – powiedziała niemal z oburzeniem i wtuliła się w jego ramię – ale powinieneś coś wiedzieć...Widzisz, ja....ja jestem...
- Jesteś w ciąży z Johnnym, wiem...- dokończył spokojnie i spojrzał na nią łagodnie
- Wiesz?? Jak to?? – Is odetchnęła głęboko
- Domyśliłem się, przecież to jest oczywiste, wszystko, co do tej pory się wydarzyło, a czego byłem światkiem, nasunęło mi tylko jeden wniosek.- powiedział bardzo rzeczowym, spokojnym głosem
- Nie rozumiem...- Is pokręciła głową – Wiedziałeś a mimo to...
- Tak wiedziałem, a mimo to chciałem, by się stało, to co się stało, bo widzę co się dzieje, wiem, że nie układa ci się z Depp’em, że potrzebujesz w życiu odrobiny ciepła. – uśmiechnął się – sama zresztą tak o tym mówiłaś. Is...- zatrzymał się i ujął jej obie dłonie – Ja również wczoraj chciałem ci powiedzieć coś ważnego...- spojrzał gdzieś ponad jej głowę w zakłopotaniu – Nawet chyba powiedziałem, choć nie wprost...
- Tak..- Is też się speszyła, poczuła jak rumieniec zalewa jej policzki
- Ale teraz musze to powiedzieć...Ja po prostu zakochałem się w Tobie...I choć wiem, że ty , przynajmniej na razie nie możesz tego uczucia odwzajemnić, to pozwól mi mieć choć nadzieję...Powiedz, czy to możliwe???- znów te jego niesamowicie niebieskie oczy wpatrywały się w skamieniałą teraz Is
Is milczała chwilę, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Z jednej strony wiedziała, że nie jest jej obojętny, że było jej z nim dobrze, jak nigdy wcześniej z żadnym, nawet z Johnnym, ale...No właśnie, przeklęty Johnny...Spojrzała we wpatrujące się w nią oczy i...
- Tak...Masz rację na razie byłabym nieuczciwa, jeśli powiedziałabym ci, że też cię kocham, ale...Jesteś mi bliski, bardzo bliski...Mówi się, że są dwa rodzaje miłości, ta od pierwszego wejrzenia i taka, która rodzi się powoli, najczęściej z przyjaźni...Dlatego możliwe, że i ja kiedyś powiem ci, że cię kocham...- spuściła głowę.
Jude przytulił ją, zamykając w ramionach – To mi wystarczy – usłyszała cichy szept tuż przy uchu....

********************************************************************
Gdy Jude i Is stali objęci, przemknął obok nich samochód Blooma i z piskiem zatrzymał się na podjeździe domu dziewczyn. Is spojrzała na Jude’a porozumiewawczo i westchnęła
- Kłopoty....
Bloom wpadł do domu jak burza.
- Gdzie ona jest??!!!
- Dzień dobry Orli...- Alex miała zniesmaczoną minę
- Dzień dobry – burknął – Musze z nią porozmawiać...Jest u siebie??!!
- Bloom, uspokój się, Jest u siebie i śpi...
- No to się obudzi!!! Kochaś już pojechał, widziałem go, więc chyba jej nie przeszkodzę w niczym – i już rzucił się na schody. Alex spojrzała błagalnie na Keanu, który momentalnie był przy Bloomie i złapał go mocno za ramię
- Słyszałeś, co mówiła Alex?? Ayla śpi i teraz i tak nie pogadacie...
Orlando spojrzał na Keanu z gromami w oczach. Alex nie widziała jeszcze Blooma tak wściekłego. Chwilę mierzyli się spojrzeniami z Reevesem, który nadal mocno ściskał mu ramię. W końcu Orlando powoli sięgnął i zdjął sobie tę dłoń z ramienia. – Muszę...Z nią porozmawiać – powtórzył po raz trzeci.
- I porozmawiasz, jak się obudzi...- Keanu nadal stał przy nim gotowy w każdej chwili go zatrzymać
- Orli, nic się nie wydarzyło tej nocy – Alex poczuła, że musi choć spróbować załagodzić sytuację – Zrobiliście sobie wzajemnie na złość, Ayla odjechała z przyjęcia z Olivierem, ale nie zaszło między nimi nic, co mogłoby cię zranić...A teraz ona śpi, bo...bo... – spojrzała na Keanu rozpaczliwie
- ...Bo zalała się w trupa z żalu, że ją puszczasz kantem z jakąś silikonową lalą...- wypalił Keanu i...parsknął śmiechem .
Bloom patrzył na niego jak na kosmitę. Bursztynowe oczy powoli jednak się rozjaśniały.
- Przepraszam – Keanu się w końcu opanował – Ale po prostu cała ta sytuacja jest komiczna. Ona nieprzytomna, ty wpadasz tu w szale zazdrości...- znów się roześmiał. Alex też się uśmiechnęła dodała – Nawet przez sen ciągle plecie o tobie...Biedny Olivier, nawet jeśli na coś liczył tej nocy, to był bez szans...
Bloom odetchnął a potem spojrzał jeszcze raz w stronę schodów – a skąd pewność, że „śpiąca królewna” i „żabojad” nie pocieszali się w inny sposób, niż picie??
- Bo Martinez miał strasznie zbolałą minę, jak ją tu wnosił!! – ryknął śmiechem Reeves i objął ramieniem Blooma – Choć chłopie, napijesz się kawy, poczekasz, aż z tamtej małej wyparują promile i wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie, ok.??- posadził Orlanda w kuchni a potem puścił oczko do Alex, która uśmiechnęła się do Keanu z wdzięcznością.....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:47, 27 Cze 2006    Temat postu:

PANICALEX

Ayla spała snem sprawiedliwych tymczasem reszta towarzystwa nadal siedziała w kuchni.
- Całe szczęście że wezwaliśmy policję by pozbyła się dziennikarzy zanim Ayla przyjechała - Alex siedziała na kolanach Keanu i wcinała czekoladki.
- Daleko nie odjechali. Siedzą za bramą i czekają - Orli pił już trzecią kawę i był coraz bardziej zdenerwowany.
- Tam im wolno niestety - przez myśli Is przemknął obraz jak rozpędza prasę przy pomocy karabinu maszynowego ale z żalem musiała się z nim pożegnać. Ameryka to kraj gdzie wolność słowa liczy się bardziej niż prywatność.
- Chyba powinienem pojechać do domu i sprawdzić czy jeszcze stoi - Keanu bawił się kosmykami włosów które opadały na kark Alex.
- Musisz? - Alex odwróciła twarz w jego stronę.
- Muszę - pocałował ją delikatnie - Powinienem też się przebrać. Nie mogę cały dzień chodzić w garniturze. Zresztą nienawidzę tego.
- Tylko nie wkładaj tych cholernych, poklejonych taśmą butów bo cię rzucę - zagroziła żartem Alex i objęła go za szyję.
- Ale ja je kocham. I mam je od wieków.
- Is słyszałaś! Mam rywala. Parę starych, rozpadających się butów.
- Masz dowód że potrafi być wierny - ziewnęła Is. Czuła się zmęczona
- Chodź odprowadzę cię - Alex pociągnęła Keanu do holu - Kiedy wrócisz?
- Jeśli na miejscu mojego domu nie ma malowniczej ruiny to jak tylko się przebiorę.
- 15 minut?
Roześmiał się.
- Wczoraj przed przyjęciem omal nie doszłaś do wniosku że chcesz mnie rzucić a teraz mam prawie 35 km pokonać w 15 minut?
- Powiedzmy że przekonałam się że z nikim nie będzie mi tak dobrze w łóżku.
- Chyba w samochodzie?
- O rany! Nie chodzi o szczegóły - pocałowała go mocno - Jedź już i natychmiast wracaj.
Gdy zamykała za nim drzwi doszedł do niej jękliwy głos Ayli.
- Alex! Is!
Alex popędziła do kuchni.
- Ismeril bierz worek z lodem, kawę i aspirynę. Ayla się obudziła i z tego co słyszę umiera na kaca.
- Idę z wami - Orli poderwał się od stołu.
- Nigdzie nie idziesz - powiedziała Alex dobitnie. Położyła mu obie dłonie na ramionach i usadziła spowrotem - Is na górę!
- Powiedz mi dlaczego to ja zawsze ustawiam waszych facetów co?
- Bo tobie to zawsze wychodzi - Is już pukała do pokoju Ayli.
- Cholera! Po co tak walisz w te drzwi! - dobiegło ze środka.
Weszły. Ayla leżała na łóżku. Na głowie miała poduszkę.
- Ayla kotku żyjesz jeszcze? - Alex podeszła do łóżka na palcach.
- Nie! Czy ktoś wie co robiłam z Olivierem? Mam się spalić ze wstydu czy nie?
- Olivier twierdzi że ku jego ubolewaniu cały czas gadałaś o Bloomie i musiał cię upić bo miał tego dość - Is nalewała kawę do kubka - Wyłaź spod tej poduszki!
- Nie! Umrę jeśli to zrobię.
- Nie umrzesz - Alex ściągnęła z niej poduszkę, a potem kołdrę pod którą usiłowała schować się Ayla.
- Dobra wygrałyście - chwilę potem Ayla łykała aspirynę, popijała kawą (niezbyt zdrowe Wink)) i przykładała worek z lodem do głowy.
- On tu jest - Alex uznała że czas na rewelacje.
- Olivier?
- Orli. Widziałyśmy też zdjęcia w brukowcach.
- Wyrwał jakaś blondynkę na moich oczach! - worek z lodem uderzył w ścianę naprzeciwko.
- Chce z tobą pogadać.
- Ale ja nie chcę.
- Ale ja chcę - Orli wszedł do sypialni. Alex tylko przewróciła oczami.
- Idziemy Is.
Po wyjściu dziewczyn Ayla spróbowała wstać z łóżka. Nie było to łatwe zważywszy jej stan ale odtrąciła Orliego który chciał jej pomóc.
- Odwal się! Idź do swojej blondyny.
- Jesteś pijana.
- Co ci do tego?
- Ona nic nie znaczy przecież - Orli poczuł że powinien ugryźć się w język. Poczucie winy nieubłaganie drążyło jego myśli. Małe przebłyski wspomnień. Toaleta w domu Keanu. Splątane blond włosy. Jej twarz przy jego brzuchu. Fuck! Powiedzmy wprost miał na to ochotę i stało się. Ale teraz czuł się wstrętnie. Zamknął oczy bo miał wrażenie że Ayla przejrzy go na wylot.
- Idź sobie. Idź do diabła Bloom - Ayla ruszyła w stronę łazienki. Z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi. Chciało jej się płakać.
- Ayla! - Bloom zaczął się dobijać.
- Nie słucham cię! - odkręciła zimną wodę na pełny regulator i wsadziła głowę pod prysznic.
- Ayla! Wyważę drzwi!
- Idź w cholerę! - Ayla zrzuciła sukienkę którą miała na sobie od wczoraj i weszła pod prysznic.
Orli nie dał sobie dwa razy powtarzać i z impetem ruszył na drzwi i razem z nimi wpadł do łazienki.
- Pogięło cię! - wrzasnęła Ayla. Tymczasem Alex zastygła w bezruchu w swoim pokoju. Wyjrzała na korytarz dokładnie w tym samym momencie w którym otwarły się drzwi do pokoju Is. Spojrzały na siebie i jak jeden mąż (baba?) ruszyły do pokoju Ayli.
- Wynoś się stąd Bloom! Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. W ogóle nie chcę cię oglądać! - Ayla wyszła spod prysznica, chwyciła ręcznik który podał jej zbierający się z podłogi Bloom i ruszyła do wyjścia - Masz minutę by się stąd wynieść i nigdy nie wracaj!
- Ayla? - Is i Alex stały w drzwiach pokoju.
Orli popatrzył na Aylę przez moment. Potem bez słowa wyszedł. Usłyszały tylko huk drzwi wejściowych i pisk opon na podjeździe.
- No i poszedł - Ayla nagle wybuchnęła płaczem.
- Wróci - Is przytuliła przyjaciółkę.
- Nie chcę żeby wracał - łkała Ayla. Is znów wymieniła spojrzenia z Alex.
- Będzie jak zechcesz - Alex poklepała Aylę po ramieniu.

ISMERIL

Ayla z westchnieniem ulgi dotarła do drzwi. Przez ostatni tydzień żeby nie myśleć o „pieprzonym Bricie” jak „pieszczotliwie” nazywała teraz Bloom`a całymi dniami włóczyła się po LA. Otworzyła drzwi i od razu zobaczyła siedząca na schodach prowadzących na górę, Is. Ismeril robiła do niej miny żeby była cicho. Ayla zamknęła drzwi i podeszła do Is ściągając płaszcz.
- O co ci chodzi??
- Cicho – szepnęła Is – Posłuchaj – kiwnęła głowa w stronę salonu.
Ayla wsłuchała się w ciszę która po chwili okazała się już nie tak cicha jak na początku
- .... było by cudownie. Śnieg, sanie i wielka choinka w domu. – to był głos Keanu.
- To za miesiąc. Za szybko.
- Przecież obydwoje tego chcemy więc po co czekać??
- Gdy godziłam się na to nie myślałam, że będziesz chciał się żenić tak szybko. Poczekajmy jeszcze trochę. Nie ma się gdzie spieszyć.
Ayla usiadła na schodach i sięgnęła do miski z popcornem, która Is trzymała na kolanach.
- Długo już tak gadają??
- Jakieś półtorej godziny i Alex coraz bardziej się wkurza a Keanu jest coraz bardziej natrętny
- Mnie się wydaje, że jemu nie chodzi o to żeby się pobrali już za miesiąc tylko żeby Alex tez podała konkretna datę, tak by mogli zacząć negocjacje.
- Myślisz?? – Is miała wyraźnie problemy z jasnym myśleniem – Tak czy inaczej można to nazwać pierwszą kłótnią – mrugnęła do Ayli porozumiewawczo.
- Is jesteś bardzo niegrzeczną dziewczyną – Ayla pogroziła jej palcem – Nieładnie jest tak podsłuchiwać, ale jako że nie mam nic lepszego do roboty to posiedzę tu z tobą.
Obie zachichotały i znów wsłuchały się w kłótnię. Tego wieczora nie zapadły żadne wiążące decyzje. Keanu wyszedł zmęczony dość wcześnie, a Alex z zaciętą miną zasiadła nad wiaderkiem lodów waniliowych. Dziewczyny nawet nie miały odwagi prosić jej by się podzieliła. Kilka dni później Alex prawie siłą została zmuszona do deklaracji i ostatecznie data ślubu została wyznaczona na 6 czerwca.

*****

Orlando był wściekły na Aylę. Oczywiście zrobił źle i żałował, ale ona nie zachowała się przecież lepiej. Wręcz sprowokowała jego zachowanie. Tyle dla niej poświęcił..... Tak bardzo się zaangażował..... a ona po prostu go wywaliła za drzwi. Czekał kilka dni na jakiś znak życia od niej, na maleńki znak skruchy. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wreszcie nie wytrzymał i zmusił swojego prawnika do załatwienia pozwolenia na „tymczasowe opuszczenie granic Stanów Zjednoczonych”. Teraz siedział wygodnie w pierwszej klasie i każda minuta zbliżała go do znajomego, szarego, zapłakanego i tak bardzo kochanego Londynu, pełnego przyjaznych twarzy. Byle dalej od tej kobiety która całkowicie potrafiła zawładnąć jego myślami. Postanowił być twardy i zapomnieć. Ma inne rzeczy na głowie niż jakieś baby. Wygra sprawę w sądzie a później dalej będzie robił karierę. Na razie daruje sobie stałe związki. Tak będzie najlepiej.

*****

- Ayla!! Mam dla ciebie zadanie bojowe – powiedziała Is przy śniadaniu a brzmiało to jak okrzyk generała – Zajmiesz się robieniem filmu. Tzn. będziesz wszystko nadzorować i dobrze wydasz pieniążki. Co ty na to??
- O co ci chodzi?? – Ayla nie wiedziała co powiedzieć
- No wiesz....... – Is zamachała widelcem jak dyrygent – Pieniążki się mnożą coraz szybciej...... trzeba z nimi coś zrobić. No i fajnie by było zrobić dobry film. Nie jakąś superprodukcję ale dobre europejskie kino, żeby pokazać tym zadufanym w sobie Amerykańcom, że Europejczyk tez potrafi. Dlatego wybierzemy się do Europy. Jude obiecał że nam pomoże poznać odpowiednich ludzi. – Is wypiła kilka łyków mleka a na jej twarzy odmalowało się obrzydzenie jakim darzyła ten napój. – Pozatym powiedzmy sobie szczerze. Ja coś robię, Alex coś robi a ty się tylko włóczysz po LA. Koniec darmozjadowania. Musisz się czymś zająć bo zwariujesz.
Na te słowa Ayla zrobiła wielkie oczy i poczerwieniała na twarzy. Gwałtownie wstała od stołu tak że krzesło za nią uderzyło o podłogę.
- Może i nie mam takiej głowy do finansów jak ty ale nazywanie mnie darmozjadem to chyba przesada!!
- Ayluś spokojnie – Alex starała się załagodzić sytuację – Is na pewno nie chciała ci zrobić przykrości. Wiemy jak lubisz wszystko organizować i ja uważam że film jest naprawdę dobrym pomysłem. Usiądź, przemyśl to i dokończ śniadanie.
- Już nie mam ochoty nic jeść!! – Ayla nadal kipiała złością
Ismeril z mina aniołka powiedziała
- Przepraszam. Wcale tak nie myślę.
- Wybaczam ci ostatni raz i tylko dlatego, że wiem, że to przez te ciążę tak mielesz ozorem bez zastanowienia. Idę do siebie myśleć
Ayla odwróciła się na pięcie i zniknęła w drzwiach. Alex i Is przybiły sobie „piątkę”.
- Wydaje mi się że połknęła haczyk. – skwitowała Alex.
- Mnie też się tak wydaje. – Is wyciągnęła brukowca na którym siedziała i jeszcze raz spojrzała na fotki Bloom`a – On wygląda tak samo nieszczęśliwie jak ona i chyba tak samo jak ona nic nie je, bo chudy jest jak szkielet. I zaczął znowu palić bo widzę peta.
- Cóż..... nie chciał Mahomet do góry to przyjdzie góra do Mahometa. Tylko akurat w tej sytuacji nie wiadomo kto jest Mahometem a kto górą – stwierdziła Alex filozoficznie a Is tylko przytaknęła.......

PANICALEX

Alex przygotowywała się do wyjazdu. Rzuciła okiem na rzeczy które poukładała na łóżku. To chyba wszystko pomyślała. Nie było tego wiele bo i tak miała zamiar coś kupić sobie w Londynie. Suknia ślubna. Westchnęła pakując wszystko do niewielkiej torby. Powiedziała wczoraj Keanu że jedzie z dziewczynami specjalnie w tym celu. Ucieszyło go to. Zyskał pewność że się już nie wycofa. Obiecał że wpadnie do Wielkiej Brytanii na dwa dni jak załatwi wszystkie sprawy związane z nowym filmem który miał zacząć kręcić w marcu. Ona niczego nie była pewna i mówiąc szczerze bała się tego zakupu, tego że wyznaczyła datę ślubu, tej nieuchronności. Było jej duszno od tego strachu i niechcianych myśli.
- Gotowa? – Ismeril otworzyła drzwi do jej pokoju – Za chwilę będzie Jude.
- Gotowa.
- Coś blada jesteś – schodziły razem na dół do holu gdzie już stały bagaże Is i Ayli.
- Źle spałam – Alex machnęła ręką.
- Przyznaj się że już za nim tęsknisz – Ayla dołożyła jeszcze jedną walizkę do stosu który skutecznie zagradzał już drogę do drzwi. Przeszła jej już złość na Is i łaskawie zgodziła się jechać starannie ukrywając że projekt przyjaciółki podziałał na jej wyobraźnię i przede wszystkim ambicję.
Alex wzruszyła ramionami. Nie chciała się zdradzić ze swoim strachem. Nie chciała żeby ktoś ją znów przekonywał że przecież to cudowne, wspaniałe i że powinna się cieszyć że spotkała takiego faceta.
Odgłos klaksonu oznajmił przybycie Jude’a.
Alex otwarła drzwi i zaprosiła go do środka.
- Chyba żartujecie? – Jude omal nie zabił się o neseser z kosmetykami Ayli.
- Nie. Pomóż nam się załadować.
- Będziemy mieć dopłatę za nadbagaż – mruczał pod nosem taszcząc trzy walizy jednocześnie.
45 minut później siedzieli wygodnie rozparci w klasie biznes. Is odchyliła oparcie fotela i ułożyła się wygodnie. Miała zamiar się zdrzemnąć. Nagle poruszyła się niespokojnie. Siedzący obok Jude dotknął jej ramienia.
- Coś nie tak Is?
- Nie. Skąd – znów to poczuła. Do tej pory mogła zapomnieć, ignorować prawdę ale wyglądało na to że ten wygodny stan miał się ku końcowi. Delikatnie dotknęła brzucha ale gdy to się powtórzyło oderwała rękę jak oparzona.
- Is przecież widzę że coś się dzieje.
- Nic specjalnego. Naprawdę – przygryzła wargi.
Bez uprzedzenia położył rękę na jej brzuchu. Jakby w odpowiedzi na ten dotyk mała istota którą w sobie nosiła poruszyła się gwałtowniej niż przedtem. Is zamknęła oczy.
- To pierwszy raz prawda? – zapytał Jude z ustami tuż przy jej uchu. Skinęła głową.
- Nie bój się – wziął jej rękę i delikatnie poprowadził. Nie pozwolił by ją cofnęła gdy dziecko znów się poruszyło. Chciał by się z tym oswoiła. Is pozwoliła na to ciągle nie przekonana i wystraszona. To jej przypomniało o Johnnym, o tym wszystkim o czym chciała zapomnieć, o ciąży, o tym że nie była pewna czy chce tego dziecka, że była w klinice, że była o krok... bezradnie potrząsnęła głową. Nic nie przyjdzie z rozpamiętywania. Jude pocałował ją w czoło.
- Skąd wiedziałeś? – zapytała.
- Jestem ojcem. Doświadczenie – odpowiedział spokojnie.
Cholera, pomyślała, Johnny też by wiedział.
Ayla i Alex siedziały za nimi. Alex spała zmęczona wątpliwościami i wieczną walką z samą sobą.
Ayla siedziała zapatrzona w okno. Zastanawiała się co zrobi gdy go zobaczy. Co on zrobi? Odwróci się i odejdzie? Czy ona sobie z tym poradzi? Znów się przejmowała tym facetem. Znów o nim myślała. Leci tam by pracować, by coś stworzyć. Będzie zajęta, on pewnie też. Zrobi wszystko by na niego nie wpaść. Do diabła! Londyn to wielkie miasto. Dość tam miejsca dla nich obojga. Wkrótce rozprawa, pomyślała nagle. Będę z nim. Będę go wspierać. Poprawka, zreflektowała się, wspierałabym go gdyby nie to wszystko. Skrzywiła się. Musi się napić. Zamówiła podwójną whisky z lodem i surowo zakazała sobie myśleć o czymkolwiek.

AYLA

- No dobrze, Alex, to którą suknię wybierasz??- Ayla ziewnęła, na widok 30 modelki paradującej przed Alex, Is i nią. Harrott's to dom towarowy, gdzie klienci z dużą gotówką są obsługiwani po królewsku.
- Sama nie wiem - Alex pocierała czoło - Za dużo tego na raz...Poza tym wszystkie są piękne - miała bezradność w oczach.
- Moim zdaniem, numer 4, 9 i 17 były najciekawsze - Ismeril zajrzała do katalogu i notatek, które robiła w czasie pokazu.
- Jeeezu, ona nawet notatki robiła - Ayla zajrzała przez ramię koleżance - Is...Z takim podejściem, niedługo będziesz bogatsza od Bill'a Gaets'a!!!
- Albo od Królowej Angielskiej - uśmiechnęła się Alex
- HA HA HA- Is zrobiła obrażoną minę - Przynajmniej ja jedna podchodzę do życia poważnie i odpowiedzialnie...
Ayla chwilę milczała, po czym spojrzała na Alex znacząco
- OK - westchnęła Is - Może nie zawsze z tą odpowiedzialnością było u mnie dobrze, ale właśnie dlatego staram się nie robić dalej takich koszmarnych życiowych błędów.
- Is...Tych błędów, niestety zazwyczaj nie da się uniknąć, choćbyś nie wiem, jak była poukładana i zorganizowana...Zawsze może ci się przytrafić błąd w obliczeniach...
- Dobrze powiedziane, błąd w obliczeniach - parsknęła Ayla, ale zaraz odchrząknęła i spoważniała, zgromiona wzrokiem przez Alex.
- Ty lepiej powiedz, jak tam nasz film...- Is spojrzała na Aylę - Nie mam zamiaru topić forsy w jakichś podejrzanych projektach..
- Spoko, napewno nie nakręcimy pornosa - Ayla zrobiła LOLa - Mam jutro kilka spotkań z producentami ciekawych, niezależnych projektów. Pojutrze zreferuję wam, czego się dowiedziałam i wspólnie zadecydujemy, w który projekt wejść, OK??
Alex i Is kiwnęły twierdząco głowami.
Ayla przy 50tej sukni spasowała i wyszła z pokazu, oznajmiając przyjaciółkom, że idzie pozwiedzać ten najsłynniejszy dom handlowy na świecie. Zwłaszcza, że czuła się coraz bardziej nieswojo, przy dziewczynach: Jednak przez komórkę prowadziła słodką konsultację na temat sukien ze swoim narzeczonym, a druga, wtulała się w ramię, Jude'a, który jakiś czas temu do nich dołączył.
Ayla wyszła z sali pokazów i ruszyła przez stoiska i korytarze.
Zatrzymała się przy dziale z damską bielizną. Zawsze uwielbiała piękną bieliznę, a tu naprawdę było w czym wybierać. Znalazła piękny, atłasowy komplet i postanowiła go przymierzyć. Ruszyła w stronę przymierzalni....

*******
- Orli!!! No chodź, ile można się gapić na te okropne czapki!!!- Sam i Sonia czekały na niego między stoiskami
"Po co ja się zgodziłem na te cholerne zakupy??!!- Bloom miał smętną minę, przeklinając w duchu swoją zwariowaną siostrę, która wymyśliła, że nic tak nie rozrusza całej rodzinki jak zakupy, wspólne zakupy. Ostatnio nic go nie cieszyło, gorzej - zauważył, że wszystko go drażni, każdy wyglądający na szczęśliwego, facet, sprawiał, że zaciskały mu się pięści. KOBIETY!!!!. Przez nie jego życie zamieniło się w piekło. Jedna chce go wsadzić do więzienia a druga podeptała jego miłość, zraniła jego męską dumę. W dodatku, jakby tego było mało, nie może, nie umie wyrzucić jej ze swoich myśli. Każda, drobna, ciemnowłosa dziewczyna ma jej twarz, jej uśmiech.
- Mamo, zostawiam cię przy tych bibelotach - Sonia była w wyśmienitym humorze - Orlando- wzięła brata pod ramię i konspiracyjnym szeptem do ucha oznajmiła - Jutro mam randkę z Mick'em. Pomożesz siostrze wybrać bieliznę, na widok której każdy normalny facet, padnie do moich stóp??- siostra popatrzyła znacząco na stoisko z bielizną.
Bloom westchnął, ale uśmiechnął się i kiwnął głową
- Będę na was czekać w kawiarence na 2 piętrze, ja mam już dość chodzenia - Sonia uśmiechnęła się i ruszyła w stronę schodów.....

ISMERIL

Orlando chodził wśród półek i wieszaków zamyślony i cichy. Radosna paplanina Samathy odbijała się gdzieś od muru jego świadomości i rozpływała się w klimatyzowanym powietrzu najlepszego domu handlowego na świecie. Każda rzecz w tym dziale jeszcze dotkliwiej przypominała mu Aylę. Ona uwielbiała nosić piękna bieliznę i teraz każdy komplecik z delikatnej koronki czy błyszczącej satyny przywodził mu na myśl jej cudowne, miękkie ciało, tak żywo reagujące na każdy jego dotyk, pocałunek........
Potrząsnął głową. Ciemne kędziorki zafalowały gwałtownie. Musiał przestać się katować, bo to przecież bez sensu. Wcisnął ręce głębiej w kieszenie i zacisnął usta.
- Orli?? A tobie nic się nie podoba?? Nie masz pomysłu na to, co mogłoby powalić faceta?? – spytała Samatha, trzymając w rękach sporą górę bielizny.
- Sam, wybrałaś wszystko, co najlepsze. Dokładnie cię kontrolowałem – uśmiechnął się do siostry – Idź przymierzać.
Sam z miną zadowolonej małej dziewczynki pobiegła do przebieralni. Orlando z westchnieniem ulgi opadł na wygodną sofę. Jego wzrok prześlizgnął się najpierw po brzoskwiniowej, bardzo gustownej tapecie na ścianach, potem po jednych drzwiach do przymierzalni i po drugich. Zauważył, że drugie drzwi były lekko krzywe i gdy kontemplował krzywiznę przy podłodze, drzwi lekko stuknęły i uchyliły się na parę cali. Najpierw zobaczył drobne dłonie poprawiające zapinki przy pasie do pończoch. Jego wzrok prześlizgnął się wyżej po gładkiej skórze ramienia.... łagodnie wygięta linia pleców i szyi........ płaski brzuch i zarys nagiej piersi ze sterczącym sutkiem. Głośno przełknął ślinę. Dziewczyna w przymierzalni nie zauważyła uchylonych drzwi. Wyprostowała się i sięgnęła po piękny, wiśniowo-czarny gorsecik. Odrzuciła włosy do tyłu i zaczęła mozolnie się w niego ubierać. Odwróciła się tyłem do drzwi tak, że mógł teraz w całej okazałości podziwiać jej plecy i jędrne pośladki. Przy lewej łopatce zauważył maleńki pieprzyk.
- Ayla?? – spytał cicho sam siebie i wreszcie spojrzał w lustro naprzeciwko dziewczyny. Zobaczył skupiony wyraz jej twarzy, gdy starała się rozdzielić zaplątane haftki. Szybko wstał i zrobił trzy kroki do drzwi. W ciągu tych trzech kroków podpiął tysiące decyzji. Przeprosi ja. Będzie błagałby mu wybaczyła. Powie jej, że nie może żyć bez niej. Że gdy nie ma jej obok niego życie jest szare, papierowe i ma jeden wymiar..... To wszystko chciał powiedzieć, ale tylko zamknął za sobą drzwi i przytulił ja do siebie mocno, mocno i zaczął całować kark i ramiona. Jej zapach i smak zupełnie go otumaniły jak najlepszy narkotyk...........

*

Ayla siłowała się z haftkami. Była trochę zdenerwowana. Oglądanie sukien ślubnych nie wpłynęło na nią dobrze. Chciała sobie poprawić humor kupnem pięknej bielizny, ale to był pomysł lekko mówiąc straszny. Już podczas przeglądania asortymentu sklepu miała przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego, ale dopiero w przymierzalni dopadła ja totalna chandra. Po co kupować ekstra bieliznę skoro nie ma się nikogo przedkim można by było się nią pochwalić?? Lubiła się pięknie ubrać dla Orliego. Gdy widział ją w pięknych rzeczach oczy mu lśniły jak dwa bursztynki pławiące się w promieniach słońca...... Szarpnęła jeszcze raz za zapięcie gorsetu i nagle ktoś ja mocno objął i zaczął całować jej ramiona i kark. Nawet nie zdążyła się przestraszyć, bo poczuła tak dobrze znajomy zapach męskich perfum i łaskotanie kędziorków. Cichutko westchnęła, a gorset wypadł jej z rąk. Gdy Orli był daleko obiecywała sobie, że jak tylko go spotka, to poważnie z nim sobie porozmawia i to nie będzie przyjemna rozmowa, ale teraz, gdy był tak blisko wszystkie myśli odpłynęły, a pozostało tylko to coraz większe ciepło w dole brzucha, które determinowało każdy jej ruch. Odwróciła się w jego ramionach, objęła twarz i chwile patrzyła w te cudne, ciepłe oczy. Potem wpiła się w jego usta bez pamięci, pragnąc ich tak jak spragniony pragnie szklanki chłodnej, źródlanej wody.......

*

- Garry!! Zobacz!! Ale jazda!! – opasły brzuch Harry drżał ze śmiechu jak wspaniały pudding wieprzowy.
Garry podszedł do biurka i spojrzał na ścianę pełna ekranów, na których widać było różne fragmenty sklepu.
- Tutaj, w przebieralniach działu bielizny!! – śmiał się dalej Harry
Garry spojrzał na właściwy ekran i zrobił wielkie oczy.
- Mamy już wiosnę czy jak??
- Nie!! Ci chyba zaczęli wcześniej sezon – Harry ledwo mówił ze śmiechu.
- Ale napaleni na siebie. Jak króliki – Garry był poważny. – Trzeba wezwać ochronę by ich uspokoiła
- Daj spokój. Przecież nic się nie stanie jak sobie dokończą. Nikt ich nie widzi i chyba nie zachowują się aż tak głośno, bo ludzie naokoło nie patrzą na te przymierzalnie podejrzliwie.
- Takie zachowanie jest niedopuszczalne – skwitował Garry i chwycił za telefon. Harry tylko wzruszył ramionami i uznał, że ma kolegę o świętoszkowatej duszy. Zanotował w głowie, by nie rozmawiać z nim na niektóre tematy, bo to się może źle skończyć.

*

Zmysły powoli wracały skruszone pod dowództwo umysłu. Oddech uspokajał się. Ciepło w dole brzucha zniknęło i Ayla przejęła kontrole nad swoim ciałem. Wciągnęła głęboko powietrze, które pachniało rozgrzanym mężczyzną i seksem, i zamiast poczuć się wspaniale poczuła się.............. WYKORZYSTANA!! Znowu dała mu się omotać, a on bezczelnie wykorzystał jej słabość!! Jak ona go nienawidziła!! Wściekłość w niej buzowała jak wulkan gotujący się do wybuchu i nagle wybuchła.......... Otworzyła usta i potok słów runął na Orliego jak lawina.
On jeszcze nie doszedł do siebie po tych cudownych przeżyciach, a ona właśnie brutalnie nim trząchała i przywracała do rzeczywistości. O co właściwie chodziło?? Nie bardzo rozumiał. Chwile temu wpiła się w jego usta z taka mocą i namiętnością, a teraz miał przed sobą prawdziwą furię. Piersi jej falowały ze złości i okładała jego pierś pięściami. Unieruchomił jej dłonie i chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wejść jej w słowo. Myślał, że ten wybuch złości jej przejdzie jednak nie zanosiło się na to. Zaczęło go to irytować, bo Ayla zachowywała się jak histeryczka.
Drzwi przymierzalni otworzyły się gwałtownie i stanęło w nich dwóch mężczyzn w idealnie skrojonych, czarnych garniturach – ochrona. Ayla zamilkła. Orli zasłonił ja swoim ciałem, bo miała na sobie tylko pas do pończoch.
- Co tu się dzieje?? – zapytał jeden z postawnych mężczyzn.
Orli zerknął za siebie i zobaczył, że Ayla naciąga na siebie bluzkę.
- Nic się nie dzieje. Po prostu pomyliłem przymierzalnie i ta pani trochę się zdenerwowała. – znowu się odwrócił do Ayli i dodał ciszej tak by tylko ona słyszała – Przepraszam, że tak wyszło. Chciałem cię najpierw przeprosić, ale sama wiesz jak jest....... Nie zrzucaj na mnie całej winy, bo i ty tego pragnęłaś. Jednak skoro tak trudno ci się do tego przyznać i chcesz to definitywnie skończyć, to nie ma sprawy. Będę sobie zakładał kajdanki. Żegnam.
Odwrócił się i powoli opuścił przymierzalnię
- Ty egoistyczny sukinsynu – rzuciła jeszcze Ayla i z większa pasja zaczęła wciągać na siebie ubrania. Ochroniarze zamknęli drzwi.
Na zewnątrz utworzyło się małe zbiegowisko i Orli musiał przecisnąć się przez tłum. Rzucił na ladę 500 dolarów i powiedział zaskoczonej sprzedawczyni, że to za wiśniowo-czarny gorsecik. Potem udał się na parking zupełnie zapominając o mamie i siostrze.....

PANICALEX

Is od dłuższego czasu nie zwracała uwagi na modelki. Machinalnie rysowała kółka wokół nr 64 który wielkimi cyframi zanotowała na kartce. Usiłowała sobie wyobrazić jak ta suknia by na niej wyglądała. Dopiero brak czucia w palcach lewej ręki przywołał ją do rzeczywistości.
- Ała! Alex zaraz ręka mi odpadnie! – Alex nie zwracała uwagi na jej krzyki tylko wpatrywała się w coś z otwartymi ustami.
- Is ta albo żadna! – wyszeptała. Is, której wreszcie udało się uwolnić rękę, popatrzyła na suknię opatrzoną numerem katalogowym 70. Biała, prosta a jednocześnie prowokująca.
- To rzeczywiście coś dla ciebie. Chyba trzeba by wreszcie coś przymierzyć...- głos Is cichł stopniowo. Znów patrzyła na numer 64. Alex zwróciła uwagę na dziwne zachowanie Is. Zajrzała jej przez ramię i wyrwała notes.
- Czyżbyś znalazła coś dla siebie??? – krzyknęła. To pytanie zwróciło uwagę Jude’a który rzecz jasna cały czas im towarzyszył i próbował nie umrzeć z nudów.
- Is szukasz sukni ślubnej? – uniósł pytająco brwi.
- Nie – Is zarumieniła się – Ja tylko... Kurczę nie może mi się jakaś podobać?
- Ależ może, może – Alex mrugnęła za jej plecami do Juda – Chodź musimy je przymierzyć.
- Ja? Po co? – Is zaczęła się opierać ale Alex głucha na jej protesty pociągnęła ją za sobą do przebieralni prosząc o przyniesienie sukien. 10 minut później stanęły obok siebie przed wielkim lustrem za ozdobnym parawanem którym dodatkowo były osłonięte przebieralnie.
- Jude odjedzie gdy cię zobaczy – oczy Alex śmiały się do odbicia w lustrze.
- Szkoda że Keanu tu nie ma. Wziąłby cię na tym bordowym dywanie – Is pokazała jej język. Alex szturchnęła ją w ramię.
- Nie wiesz że to przynosi pecha? Nie może mnie zobaczyć w tej sukni przed ślubem. Jude jesteś gotowy na największy wstrząs w swoim życiu? – wrzasnęła.
- Jestem!
Wyszły zza parawanu naśladując modelki które wcześniej prezentowały suknie i jak na komendę złożyły przed Jude’m głęboki dworski ukłon.
- I co ty na to Jude? – głos Alex drżał od powstrzymywanego śmiechu.
- Cholera jest jednak coś godnego uwagi w tym sklepie! – Jude wstał i obszedł je dokoła – Wyglądacie nieziemsko!
- Dzięki! – Alex wirowała w jakimś szalonym tańcu. Czuła się w tej sukni cudownie. Była dla niej stworzona.
- Zatańczymy? – Jude wyciągnął rękę do Is.
- Nie ma muzyki – uśmiechnęła się.
- Alex to nie przeszkadza – objął ją w pasie i zaczęli tańczyć walca w ślad za wirującą Alex.
Nagle Alex się zatrzymała. Jude i Is wpadli na nią ale nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Co jest? – Ismeril była lekko zdyszana nie tylko z powodu tańca Wink.
- Mam wrażenie że Ayla znów się w coś wplątała – Alex wskazała ręką stoisko z bielizną. Wyraźnie było widać że coś się tam dzieje.
- Skąd wiesz że to ona? – Jude usiłował coś wypatrzyć w tłumie gapiów.
- Po pierwsze to stoisko z bielizną – Alex i Is wymieniły porozumiewawcze spojrzenia – Po drugie mam przeczucie. Kobieca intuicja kapujesz?
- Idziemy – Is zdecydowanie ruszyła przed siebie zapominając o tym w co jest ubrana.
Przyszły akurat na czas by obejrzeć plecy Blooma i wściekłą jak osa Aylę która wychodziła z przebieralni ze zniszczonym gorsetem w ręku.
- Bingo – stwierdziła Alex.
- Ayla chyba tego nie zrobiłaś? – Is znacząco patrzyła na gorset.
- Zrobiłam ale to był ostatni raz! – rzuciła gorsetem w sprzedawczynię – Nie chcę go. Przestał mi się podobać.
- Ten pan już za niego zapłacił.
Ayla tylko zgrzytnęła zębami.
- To niech go teraz nosi!
Nagle oślepił ją błysk flesza. Przeczucie ze znów stanie się gwiazdą tabloidów zamieniło się w pewność gdy otoczyło ją trzech fotoreporterów.
- Ayla zmywamy się stąd! – Alex ukrywała się za Is i Jude’m. Tylko tego brakowało żeby Keanu obejrzał sobie jej suknię ślubną w brukowcu.



Dzień później L.A.
Keanu pakował swoją sportową torbę. Jak zwykle nie widział powodu by obciążać się zbędnymi rzeczami. Za godzinę będzie w samolocie do Londynu. Nie uprzedził Alex, wolał zrobić jej niespodziankę. Wiedziała co prawda że przyjedzie ale nie miała pojęcia że tak szybko. Jakiś hałas wyrwał go z zamyślenia. Ktoś usiłował rozwalić jego drzwi wejściowe. Zszedł na dół i rzuciwszy okiem przez kryształową szybę która stanowiła ozdobę drzwi, otworzył je i zaprosił intruza o środka.
- Deep mam coś takiego jak domofon przy bramie a nawet dzwonek do drzwi. Nie musiałeś ich od razu demolować.
Johnny obdarzył go raczej chmurnym spojrzeniem. Dwie pary ciemnych oczu mierzyły się przez chwilę w końcu Johnny rzucił w stronę Keanu gazetą.
- Wiedziałeś o tym?
- O czym? – Keanu zaczął przeglądać brukowiec –Od kiedy czytasz takie rzeczy?
- Od kiedy tylko dzięki nim mogę dowiedzieć się czegoś o Is. Wiedziałeś że jest w Londynie?
- Jasne. A co do informacji o Is sam sobie jesteś winien.
- Nie przeciągaj struny Reeves.
- Cholera czego ty chcesz właściwie?
- Mogłeś dać mi znać.
- Nie będę twoim szpiegiem. Nie mam prawa wtrącać się sprawy Is.
- Przejrzyj dokładniej tą gazetę cholera.
Keanu przewracał strony aż dotarł do artykułu na temat wydarzeń w Harodsie. Gwizdnął cicho. Na zdjęciu wyraźnie widać było Is w sukni ślubnej. Jude trzymał ją za rękę. Z plecami Is było widać twarz Alex która usiłowała ukryć się przed fotografem a na pierwszym planie rozwścieczoną Aylę. Ton artykułu niedwuznacznie sugerował że wkrótce odbędą się dwa śluby.
- Reeves czy ona wychodzi za niego za mąż?
- Pojęcia nie mam. Jak wyjeżdżały nie było o tym mowy, może coś się zmieniło.
- Fuck! – Johnny opadł na fotel stojący w holu. Przeczesał palcami i tak już rozwichrzone włosy – Nie pozwolę na to.
Keanu popatrzył na zegarek.
- Wybacz ale twój prywatny psychiatra właśnie wyjeżdża.
- Do Londynu? – Deep rzucił mu pytające spojrzenie.
- Tak – padła ostrożna odpowiedź.
- Pozdrów ją ode mnie.
- Tyle mogę zrobić – Keanu ucieszył się że nie będzie musiał pełnić roli mediatora.
- Dzięki. Dobra zbieram się. Zadzwonię do ciebie.
- Zadzwoń do niej.
Johnny był już za drzwiami.

Jedyna w swoim rodzaju i uszyta jakby specjalnie dla Alex suknia o katalogowym nr 70:



Oraz nr 64, czyli suknia która jest prosta i piękna, a co najwazniejsze potrafi skryć nawet dość duzy brzuszek Smile



AYLA

Piękna, gotycka kaplica. Poprzez bajecznie kolorowe witraże wpadają do niej snopy ciepłego, słonecznego światła oświetlając tłumnie zebranych, odświętnie ubranych ludzi. Przy ołtarzu i wzdłuż głównej nawy girlandy pachnących kwiatów. Ludzie są poruszeni ale panuje pełna napięcia cisza. Nagle odzywają się organy a od kruchty powoli i uroczyście kroczy młoda para. Ona - szczupła, drobna, ciemnowłosa dziewczyna zerkająca co jakiś czas na swojego oblubieńca. Puszyste włosy upięte spinkami i leciutki welon. Jej oczy błyszczą tremą i szczęściem, kształtne usta drżą ze wzruszenia i przejęcia. Piękna, klasyczna suknia podkreśla jej kształtne, nagie ramiona a kremowa, atłasowa róża faluje nad lewą piersią w takt bijącego mocno serca. On ma na sobie piękny czarny smoking, podkreślający jego nienaganną smukłą sylwetkę. Lśniące ciemnoblond, falujące włosy są zaczesane do tyłu. Ogromne ciemnoniebieskie oczy mężczyzny patrzą na Pannę Młodą z miłością, tkliwością i żarem pożądania. Powoli zbliżają się do ołtarza, ksiądz uroczyście udziela im ślubu gdy...nagle z hukiem otwierają się wielkie wejściowe wrota a jakiś ciemnowłosy, zarośnięty, wymizerowany mężczyzna wrzeszczy z rozpaczą: NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

******
- Proszę pana!! Proszę pana!! - Johnny otworzył oczy i zobaczył zatroskaną, ładną twarz stewardesy - Chyba śniło się panu coś bardzo złego, bo jęczał pan i krzyczał...
Johnny przetarł twarz dłonią
- Tak...Chyba tak...- wychrypiał - Przepraszam
Stewardesa uśmiechnęła się, swoim zawodowym, wytrenowanym uśmiechem
- Najważniejsze, że to był tylko zły sen. Proszę się przygotować, za pół godziny będziemy na Heatrow....
Poszła sobie a Johnny uśmiechną się z wysiłkiem
- Tak... To był tylko zły sen, nic ponad to...Tylko sen....

*******
- Is!! Uważaj, bo zakręci ci się w głowie i stracę mój największy skarb!!- Jude ze śmiechem objął od tyłu stojącą na krawędzi wysokiego klifu, Ismeril.
- Spokojnie...Nie mam zamiaru kończyć tak ciekawego żywota - Uśmiechnęła się i wtuliła w ciepłe ramiona.
- Chodź...Czas coś zjeść, poza tym zbiera się na sztorm, Atlantyk wygląda na zagniewany - Oboje zerknęli na coraz głośniej huczący ocean.
- Masz rację, już skostniałam, wracajmy do ciepełka - Is pocałowała Jude'a w policzek i ruszyli razem w stronę doliny w której stała stara, letniskowa willa. W przedsionku zdjęli kurtki i czapki i szybko przebiegli do salonu, gdzie palił się kominek roztaczając wokoło błogie ciepło.
Jude szybko zakrzątnął się w kuchni i podał siedzącej na kanapie przy kominku, kubek gorącego drobiowego bulionu. Rosołek był pyszny i przyjemnie rozgrzewał przemarznięte ciało Ismeril...
Wypiła połowę i wsparłszy buzię na dłoni, powiedziała
- Jesteś dla mnie stanowczo za dobry.
- Staram się - uśmiechnął się popijając ze swojego kubka
- Ale wiesz, że kotka można zagłaskać na śmierć???
- Nie wyglądasz na umierającego...Kotku - uśmiechnął się słodko i odgarnął z czoła Is niesforny kosmyk...
Is westchnęła. Była kompletnie rozdarta. Z jednej strony wiedziała, że nadal Johnny jest obecny w jej sercu. Ale z drugiej strony, ten siedzący teraz obok niej i tak pięknie wyglądający w blasku kominka, mężczyzna był jej coraz bliższy. Tak bliski, że trudno byłoby jej sobie teraz wyobrazić życie bez jego obecności, jego czułości i opieki... Nigdy nikt jej tak nie rozpieszczał jak Jude. Czuła się jak królewna, której wierny giermek odgaduje każde życzenie, spełnia każdą zachciankę. Powoli uległa magii spojrzenia tych niebieskich oczu i podała usta do pocałunku. Ale nagle zatrzymała się i spojrzała na zegarek - O rany!!! Jude, oni zaraz tu będą!!!!

******
- Keanu!! Pamiętaj, że mamy jeszcze odebrać Aylę z hotelu!!- Alex pędem wypadła z apartamentowca z ostatnią podróżną torbą, którą teraz wyrwał jej z rąk Keanu.
- Po co ją dźwigałaś??- pogroził jej palcem żartobliwie, - Przecież mówiłem, że jak zapakuję do auta, te - tu wskazał na zapchany po brzegi bagażnik BMW - To wrócę po tą ostatnią
- Ale tak jest szybciej, prawda??- zaszczebiotała wesoło Alex i cmoknęła go w przelocie w policzek. Wsiadła szybko do samochodu - No chodź panie Reeves, bo się spóźnimy!!!
Keanu ruszył z piskiem, 10 min. później z przerażeniem upychał 2 torby podróżne Ayli.
- Nie marudź Neo...- Ayla sadowiła się na tylnym siedzeniu - Każda kobieta musi być przygotowana na każdą sytuację, a to wymaga wielu wariantów odzieżowych - uśmiechnęła się do Alex - Dobra...Jedźmy poprzeszkadzać trochę tamtej słodkiej parce....
- Jeszcze chwilkę, ok??- Keanu zajrzał przez drzwiczki do samochodu i sięgnął po komórkę, przy okazji wymieniając z Alex błyskawiczne spojrzenia...
- Co on...??? Nie może porozmawiać z komórki przy nas w samochodzie??- Ayla patrzyła jak Reeves odwrócony do nich tyłem, stojąc kilka metrów od samochodu, prowadził z kimś bardzo ożywioną dyskusję telefoniczną...
- Wiesz...FACECI :] - Alex zrobiła znaczącą minę.
- Mów do mnie jeszcze - Ayla przewróciła oczyma.
Po 5 minutach Keanu wrócił do samochodu, wsiadł za kierownicę, odetchnął i spojrzał wesoło na obie dziewczyny...
- To co?? Jedziemy???
Alex sięgnęła do jego szyi udając że ma ochotę go udusić...
- No jedźmy w końcu do cholery!!!- Ayla była wyraźnie zniecierpliwiona. Ostatnio każdy facet strasznie ją drażnił :-[ .
Ruszyli zatłoczonymi ulicami Londynu w stronę autostrady, a potem już podróż upłynęła im szybko. Pod wieczór podjechali pod oświetloną, starą letniskową willę Jude'a...

AYLA

Ciemny mrok szybko spowijał dolinę. Atlantyk pomrukiwał groźnie u stóp klifu. Johnny siedział ponuro wpatrując się w mały domek w dolince, który mrugał ciepłymi światełkami, jak latarnia morska wśród bezkresu nocy. Ciężkie myśli przesuwały się w jego głowie. Światła domu hipnotyzowały go przywołując wspomnienie pewnej wyjątkowej dziewczyny. Z jednej strony czuł tkliwość i tęsknotę z drugiej gniew i rozpacz, na myśl, że ta dziewczyna jest tak niedaleko a zarazem, że jest teraz właśnie w tej chwili z innym i zapewne już o nim zapomniała. Oparł głowę o kierownicę, zaciskając na niej dłonie. Po chwili wyprostował się i już miał przekręcić kluczyk w stacyjce, gdy nagle wyrwał go i z determinacją wysiadł z samochodu. Ruszył w dół doliny w stronę domu, ale nie doszedł do drzwi, tylko przeszedł wzdłuż frontowej ściany, sam nie wiedząc czego właściwie tu szuka, ani czego oczekuje...Po prostu musiał choć spojrzeć w okno, czuł, że musi ją zobaczyć, choć przez chwilę, choć przez okno...Nawet jeśli...Nawet jeśli to co zobaczy rozedrze mu serce. Powoli jak mroczny cień Powoli, jak złodziej, zbliżył się do szyby. Poczuł bolesne ukłucie w sercu. Gardło ścisnęło mu się i tylko ciężko przełknął ślinę. W świetle kominka zobaczył najpierw Alex i Reevesa, wtulonych w siebie, potem wyraźnie upijająca się Aylę ( była już głośniejsza niż zwykle, więc już sporo w siebie wlała)...a potem zobaczył, to czego obawiał się najbardziej....Lekko uśmiechniętą i zaróżowioną Is, otoczoną czułym ramieniem Jude'a. Już miał odwrócić wzrok, gdy nagle zobaczył, że Is zerknęła w okno, a potem mógłby przysiąc ,że go zobaczyła, bo spojrzała błyskawicznie po raz drugi a wyraz jej twarzy wskazywał zaskoczenie i niedowierzanie. Zbliżył się do okien salonu.....
Is nie słuchała już rozmowy Jude’a i Ayli powoli odpływając we własne myśli. Ciepło kominka i bliskość wszystkich drogich jej osób nastroiła ją relaksująco. Jakby to było gdyby to Johnny zamiast Jude’a teraz ją obejmował?? Lekki rumieniec wypłynął na jej policzki, a kształtne usta rozświetlił leciutki, rozmarzony uśmiech. Potoczyła wzrokiem po salonie. Ciekawe czy Johnny urządziłby go w taki sam sposób? A może byłby mniej banalny?? W końcu Johnny Depp to niekonwencjonalna osobowość. Nagle coś, jak prąd elektryczny wywołało w niej dreszcz. Jude odruchowo pogłaskał ją po ramieniu, ale ona nawet na niego nie spojrzała....Spojrzała w okno nie wierząc własnym oczom. W mroku, oświetlony przez światła salonu stał ON. Patrzył wprost na nią. Kamienna twarz wyrażała smutek. Tylko czarne oczy płonęły jak węgle w kominku. Wstrzymała oddech. Johnny przywołał ją gestem popierając go błagalnym złożeniem rąk. Powoli, niemal niedostrzegalnie skinęła głową a potem wyślizgnęła się z objęć Jude’a. Który tylko przelotnie spojrzał na nią. Uspokoiła go uśmiechem.
Zamknąwszy drzwi do salonu, ruszyła prosto do wyjścia i gdy tylko zanurzyła się w mrok nocy, poczuła znajomy zapach i bliskość
- Ismeril...- cichy, ciepły, niski głos wypowiedział jej imię, jak zaklęcie
- Johnny?? Co ty tutaj robisz??- miało zabrzmieć rzeczowo i oschle, ale zabrzmiało radośnie i słodko...
- Musiałem cię zobaczyć...Ciebie i...- Objął ją i przesunął dłonią po jej brzuszku. Jak na zawołanie maleństwo właśnie wykonało fikołka, dając o sobie znać.
- Czy to prawda, że ty i Jude pobieracie się??
- Johnny...To nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy – Is ratowała się resztkami zdrowego rozsądku.
- Masz rację. Spotkajmy się, proszę – wcisnął jej w dłoń jakąś kartkę – To adres hotelu w Londynie w którym zatrzymałem się na tydzień...Będę czekał – zerknął w okno, i widząc ,że Jude wstaje z kanapy, znów przygarnął do siebie Is i pocałował ją mocno, słodko i kompletnie obezwładniająco.
- Musze już iść...- wyszeptała Is, ledwo łapiąc oddech, po pocałunku. Johnny uśmiechnął się smutno i skinął głową – Dobranoc Skarbie i...Do widzenia
Is tylko blado się uśmiechnęła i ruszyła w stronę domu...Na korytarzu zerknęła na drzwi od salonu. Nie była w stanie teraz tam wejść, bo zdawało jej się że miała na twarzy wypisane, co się z nią teraz działo. Ruszyła na schody prowadzące do sypialni.
- Is? Dobrze się czujesz?- W połowie drogi zatrzymał ją zatroskany głos Jude’a
- Tak, ale jestem już zmęczona...- starała się, by jej głosy był jak najbardziej naturalny – Przeproś wszystkich. Idę się położyć, dobrze??
- Dobrze – usłyszała ulgę w jego głosie – Dobranoc Skarbie...- Is mocniej przytrzymała się poręczy schodów...Te same słowa wypowiedziane z uczuciem przez dwóch bliskich jej mężczyzn w przeciągu 5ciu minut...Co za ironia losu...
W sypialni padła na łóżko w ubraniu. Na ciele czuła jeszcze dotyk Johnny`ego, na ustach jego smak, zdawało jej się, że cała sypialnia wypełniona jest jego zapachem. Powoli zanurzała się w błogie, słodkie odrętwienie, które było jak sen, z którego nie chciała się budzić. I nie obudziła się – zasnęła pogrążona w marzeniach. Jude, obecny do tej pory w jej myślach każdej nocy, teraz stał się maleńkim śladem, schowanym gdzieś na dnie świadomości....


ISMERIL



4 kieliszki starej mocnej brandy szumiały jej w głowie. Ściągnęła ciepły sweter i rzuciła go na fotel. Podeszła do okna. Noc była czarna i mokra. Ulewa wciąż nie ustawała. Słychać było gwałtowny szum wiatru i ryk fal rozbijających się o wysokie skały nabrzeża. Otuliła się ramionami, bo nagle zrobiło jej się zimno. Nie z powodu chłodu panującego w pokoju, bo było w nim całkiem ciepło tylko z powodu samotności, która w takie wieczory jak ten dobija się do wrót świadomości jeszcze mocniej i bardziej nachalnie. Ten wieczór był miły, gdy jedli kolację i tyle. Wcześniej przez całą podróż samochodem, siedziała na tylnym siedzeniu i obserwowała tę grę jaka nieświadomie prowadza z sobą Keanu i Alex. Oczywiście rozmawiali z nią, ale i tak czuło się, że jest piątym kołem u wozu. Potem po kolacji, kiedy usiedli w salonie przy wielkim kominku, Alex wtuliła się w Keanu, Ismeril siedziała oparta o Juda, który na szczęście miał na tyle trzeźwości umysłu, że w jakiś niewyobrażalny sposób potrafił jednocześnie głaskać swoja kobietę po ramieniu i prowadzić ożywiona dyskusję z Ayla na temat produkcji filmowej. Chyba widział, że Ayla nie za dobrze czuje się w takiej sytuacji, bo zabawiał ja rozmowa i jednocześnie poił stara brendy. Pojenie odniosło skutek w postaci całkowitego rozluźnienia i chwilowego zapomnienia o samotności. Niestety teraz, gdy znowu była sama ten czarny nastrój wrócił.
Niedbale zdjęła ciuchy i odkręciła ciepłą wodę. Weszła pod prysznic i zamknęła oczy. Woda rozluźniała. Nałożyła trochę żelu na gąbkę i zaczęła myć ramiona. Znów przymknęła oczy, bo zrobiło jej się bardzo leniwie. Miękka gąbka ślizgała się po jej ciele, znacząc pienisty szlak.... Gąbka?? Nieeee....... Ciepłe dłonie Orliego błądziły po jej ramionach, dekolcie, piersiach i brzuchu obmywając ją z całodniowego brudu. Delikatnie pieściły skórę, lekko ja drażniąc. Ayla westchnęła z rozkoszy......
Coś głośno zastukało w rurach i przez chwile z prysznica poleciała zimna woda. Ayla pisnęła i mało nie przewróciła się na śliskim dnie kabiny. Spojrzała na swoją dłoń, w której trzymała namydloną gąbkę.
- Głupia, pijana baba – powiedziała sama do siebie z wyrzutem i zaczęła szorować skórę tak mocno, że gdy wyszła z kąpieli wyglądała jak rak.
Położyła się do łóżka i już miała zamknąć oczy gdy stwierdziła, że nastawi sobie budzik na jakąś przyzwoita godzinę bo szkoda dnia na spanie. Wzięła komórkę do ręki. Ktoś do niej dzwonił. Sprawdziła liczbę połączeń. 10 w przeciągu pół godziny z tego samego numeru. Była tez wiadomość w poczcie głosowej. Wybrała numer by ją odsłuchać.
- Cześć Sło...Ayla – to był ON – Yyyy... chyba zapomniałaś telefonu a ja.... No ja chciałem cię spytać czy zechciałabyś zeznawać na procesie w mojej obronie. Mój prawnik miał do ciebie dzwonić, ale jakoś tak nie wypadało. Chciałem cię przeprosić za ten Londyn...... Wiesz...... to naprawdę głupio wyszło, ale......ech....... nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Dobranoc. Rozprawa za tydzień. Odezwij się do mnie jeśli byś się zdecydowała. Dzięki. Pa
No i się rozłączył. Głos miał taki delikatny, że aż się Ayli zrobiło ciepło na sercu. Był taki spokojny, skruszony, taki chłopięcy i zarazem....... taki sexy. Odsłuchała wiadomość jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze..... aż zasnęła z telefonem w ręku i rozmarzonym uśmiechem na ustach....

*********************

Alex przewróciła się na drugi bok i wyciągnęła rękę by przytulić swojego faceta. Nie było go. Otworzyła oczy i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Jasna poświata księżyca rozpraszała mrok. Po ulewie, która tak utrudniła im podróż nie było nawet śladu.
- Keanu? – powiedział cicho, ale jej pytanie pozostało bez odpowiedzi – Keanu!! – powtórzyła trochę głośniej, ale znowu nic. Głucha cisza.
Wstała z łóżka. „Może poszedł do kuchni czegoś się napić??”. Wymknęła się przez uchylone drzwi na korytarz a potem na palcach do dużych, lśniących drewnianych schodów prowadzących na dół. Postawiła jedna stopę na stopniu i zawahała się. Obok schodów znajdowały się zwykłe drewniane drzwi. Gdy Jude prowadził ich na gore by pokazać pokoje te drzwi były zamknięte, teraz jednak były lekko uchylone i widać było z nimi wąskie stopnie. Cofnęła stopę i uchyliła drzwi szerzej. Spojrzała w górę i zobaczyła tylko czerń. Powietrze pachniało środkiem przeciwko molom. Ostrożnie weszła na schody. Uśmiechnęła się do siebie, bo wyglądało to wszystko jak scena z typowego filmu grozy. Na końcu schodów znajdował się duży strych pełen starych mebli, obrazów i sprzętów, które dokonywały tu swojego żywota. Jednak w odróżnieniu do filmów grozy nie było tu ani kurzu, ani pajęczyn. Cisza spowijała wszystko dookoła. Cisza?? Nie do końca. Dom żył własnym życiem. Słyszała to teraz wyraźnie. Woda szumiała w rurach, podłoga odkształcała się skrzypiąc i coś stukało cicho i rytmicznie gdzieś po prawej stronie, na końcu strychu. Wsłuchała się w to stukanie. Nie pochodziło chyba od jakiegoś sprzętu bo......... wydawało jej się że przypomina „I can`t get no stisfaction”. Zmarszczyła czoło.
- Keanu??
Stukanie ucichło.
- Hm?? – usłyszała pytające mruknięcie. Podeszła bliżej. Siedział w wielkim, czerwonym, staroświeckim, trochę wytartym fotelu i patrzył w gwiazdy przez okno umieszczone w dachu.
- Co tu robisz??
Odwrócił wzrok i spojrzał na nią. Światło księżyca nadawało jej skórze trochę nierealny odcień. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Mocno chwycił za nadgarstek i posadził na swoich udach.
- Patrzę bezmyślnie w gwiazdy.
- Acha – Alex spojrzała w okienko i zobaczyła pyzatą twarz księżyca w pełni. Trochę zrobiło jej się dziwnie, bo przez to gwałtowne usadzenie, jej krótka koszulka podwinęła się i teraz siedziała gołą pupą na jego udach. Czuła się niezręcznie i poruszyła się gwałtowniej, ale Keanu tylko przyciągnął ją bliżej do siebie, tak, że musiała się oprzeć plecami o jego pierś, by było jej wygodnie. Czuła bicie jego serca i ciepło jego skóry. Czuła też jego płaski brzuch i...... jego rosnące podniecenie.
- W LA nie widać tak gwiazd. Są jakieś inne...... jakby wyblakłe..... jak ze starego filmu. – powiedział Keanu, a dłonią przejechał od jej kolana wyżej, po udzie, aż jego dłoń dotarła do zrolowanej koszulki i wślizgnęła się pod nią. – W świetle księżyca wyglądasz jak piękna zjawa. – pocałował ją w kark, a Alex tylko westchnęła bo zrobiło jej się nagle bardzo przyjemnie. – A ja bardzo chcę cię złapać i ....... – ugryzł ją delikatnie – udowodnić, że jednak jesteś żywą kobietą.
Jego druga dłoń powędrowała po udzie Alex, ale nie poszła w ślady pierwszej i nie zaczęła pieścić piersi. Zsunęła się między uda i dotknęła najczulszego punktu. Alex na chwile zacisnęła nogi, ale zaraz je rozluźniła by Keanu miał swobodę ruchu.
- No to jak moja piękna?? Pokażesz mi jaka jesteś gorąca?? .........I żywa?? – jego głos był niski, schrypnięty i wywoływał w Alex dreszcze.
- Będziesz jęczał z rozkoszy tak jak ja – powiedziała namiętnym głosem uśmiechając się do siebie. Siedziała do niego tyłem więc nie mogła widzieć błysku zadowolenia w jego oczach. Sięgnęła dłońmi w tył i zsunęła mu spodenki które służyły jako piżama, a potem powoli ale z wyczuciem usiadła spowrotem tak, że ich ciała połączyły się w idealnej harmonii. Keanu mruknął cicho jak zadowolony kot, a potem wykonał ruch biodrami.
- Nie – zaprotestowała Alex. – Nie ruszaj się. Jeszcze nie teraz. – sięgnęła do spodu koszulki. Ściągnęła ja z siebie i odrzuciła na bok tak, że zawisła na starym kredensie. Wzięła dłonie Keanu i położyła je na swoich piersiach. Wyprostowała plecy i............ Keanu myślał że sama nada tempo ich miłości, ale ona trwała tak bez ruchu. Bez ruchu?? O Boże!! Co ta dziewczyna robiła?? Czuł jak jej wnętrze powoli zaczyna go pieścić. Czuł jak ta część jego, która teraz skrywała się w jej wnętrzu jest obdarzana cudownym masażem. Delikatnym i bardzo stymulującym. Pierwsze zaskoczenie ustąpiło miejsca ogromnemu napięciu i takiej namiętności jakiej jeszcze nigdy nie zaznał. Zamknął oczy i zacisnął dłonie na piersiach Alex. Znowu poruszył się niespokojnie niezdolny wręcz do bezczynności. Alex odchyliła głowę do tyłu
- Jeszcze chwila kochany – oddech miała przyspieszony.
Widać, że to co robiła jej również sprawiało przyjemność. Pieszczota jej wnętrza stała się bardzo intensywna, a Keanu myślał, że już dłużej nie wytrzyma. Wyciągnęła ręce do góry i chwyciła za framugę okna. Paznokcie wbiły się w stare drewno. Teraz pochyliła głowę do przodu i zaczęła kołysać biodrami. Jej wnętrze już nie pieściło go tak jak przed chwilą. Było teraz tak jak zawsze. Keanu wyczuł, że teraz i on może dołączyć do tej gry. Napięcie lekko z niego opadło. Mógł znowu zacząć pieścić jej ciało i jednocześnie pomagać jej w tym odwiecznym tańcu miłości w którym powoli się zatracali. Taniec stawał się coraz szybszy i bardziej dziki. Alex oddychała ciężko co chwila wydając z siebie ciche jęki rozkoszy. Przesunął dłonie na jej biodra by mocniej zespolić ją ze sobą. Czuł, że za kilka chwil rozpłyną się we mgle zapomnienia i nasycenia. Czuł jaka Alex jest gorąca, wilgotna i przyjazna. Chciał ja sobą wypełnić po brzegi. Chciał........... Znowu poczuł jak jej wnętrze zaczyna go pieścić. Nie wytrzymał i jęknął. Wbił się w nią mocniej, by czuć to co mu robiła jeszcze wyraźniej i pełniej. Teraz już każde pchniecie wydobywało z jego ust jęk rozkoszy. To było niesamowite. Nigdy czegoś takiego nie przeżył. Pierwszy raz tak bardzo zatracił się w miłości. Pierwszy raz krzyczał z rozkoszy i pierwszy raz całkowicie stracił zmysły. Nie wiedział nawet czy Alex też przeżyła tak wspaniałą rozkosz.
Powoli wracał do rzeczywistości. Alex już przekręciła się na jego kolanach i teraz wtulała się w niego mocno. Pocałował ja w czoło. Uniosła głowę i wpatrzyła się w niego błyszczącymi, zadowolonymi oczami.
- Mówiłam że będziesz jęczał – uśmiechnęła się i odgarnęła mu z czoła posklejane kosmyki włosów.
- Nie jesteś zjawą, ale nie jesteś także kobietą.
- Tak?? Wiec kim jestem??
- Diablicą – to powiedział żartobliwie i z uśmiechem małego chłopca.
Alex uwielbiała jak w jego oczach płonął ten czysty ogień beztroski i szczęścia. Szkoda tylko, że takie chwile nie zdarzały się często.....


ISMERIL


- Co masz taką rozmarzona minę?? – spytała Alex smażąc gofry.
- Ja?? – Ayla zrobiła zdziwiona minę – Wydaje ci się.
- Skoro tak twierdzisz.
Ayla usiadła przy stole i zanurzyła palec w misce z miodem, a potem zlizała słodkość
- Zadzwonił do mnie prosząc żebym zeznawała.
- Mhm – Alex kiwnęła głową. Już wiedziała, że Ayla chce się wygadać, ale nie wolno jej przerywać i trzeba być cierpliwym.
- Chyba schowam swoja dumę do kieszeni i zjawie się w sądzie, bo przecież on jest niewinny.
„Acha – Alex chciało się śmiać – Schowam dumę do kieszeni. – przedrzeźniała Aylę w myślach - Lepiej przyznaj się sama przed sobą, że chcesz go zobaczyć, dotknąć, powąchać a najlepiej poprzytulać.”
- Zatem załatwię wszystko co się da w Londynie i szybko wracam do NY. Myślę, że w tydzień wyrobię się ze wszystkim.
- Na pewno. Jesteś przecież świetnie zorganizowana. Kawa czy herbata??
- Kawa
- A na śniadanie chcesz kanapki, jajka, gofry?
Dopiero teraz Ayla zwróciła uwagę, że cały stół był zastawiony przeróżnymi pysznościami.
- Alex czy tobie całkiem odbiło?? Dla kogo to całe jedzenie??
- Jak to dla kogo?? Dla ciebie i Is, no i dla chłopaków
- Przecież tego nawet pułk wojska nie zje.
Alex westchnęła i zrzuciła na talerz ostatnią porcję gofrów.
- Gotowanie mnie odpręża. Pozatym Is musi się dobrze odżywiać.

****


AYLA

Is miętosiła w dłoni kawałek papieru stojąc przed małym hotelikiem położonym niemal na obrzeżach Londynu. Patrzyła na starą, wiktoriańską kamieniczkę i pomyślała,że tylko ktoś taki jak Johnny mógł zatrzymać się w tak stylowej ruderze, choć stać go było na Ritza.
Odetchnęła a potem z desperacją, szybkim krokiem przekroczyła próg hoteliku "Pod Pięcioma Kasztanami", bo taką właśnie staroświecką nazwę nosiło to dziwaczne miejsce.
W hallu pachniało staromodnymi perfumami, naftaliną i...wiekowością, a gdy nacisnęła dzwonek w recepcji ukazała się jej oczom szacowna matrona z przyklejonym do omarszczonej twarzy pobłażliwym uśmiechem.
- W czym mogę pomóc młodej pani?? - zapytała w tonacji doskonale pasującej do ogólnego kontekstu tego miejsca.
- Szukam...- Is zająknęła się - Ja do pana z pokoju 309. Czy jest może u siebie??
Starsza pani zmierzyła Is od stóp do głów a potem znów się uśmiechnęła - Pan Depp, niedawno wyszedł....
- Acha...- Is miała chyba strasznie rozczarowaną minę, bo starsza pani zaraz dodała
- Ale jeśli pani chce na niego zaczekać to...
- Nie nie...Najwyżej przyjdę kiedy indziej...Dowidzenia - Is niemal wybiegła z Hoteliku odprowadzona zdziwionym spojrzeniem staruszki, która tylko pokręciła głową i wzruszyła ramionami...Nie uszło bowiem jej uwadze ,ze "młoda pani" była w widocznej już ciąży....

***********
- Słucham - cholernie znajomy głos wywołał mrowienie na karku Ayli
- Cześć...Chciałam Ci tylko powiedzieć,że będę zeznawać w Twojej obronie. Będę na tej cholernej rozprawie...
- Dziękuję - głos powiedział to najpiękniej jak tylko potrafił i chyba chciał coś jeszcze dodać ale rozklejona już kompletnie Ayla rzuciła szybko - To narazie, Trzymaj się Bloom - i rozłączyła się czym prędzej....

ISMERIL


Is wybrała numer do Ayli
- Is mów szybko – odezwał się ściszony głos w komórce – jestem w trakcie spotkania i właśnie przyłapałaś mnie w łazience.
- Sorry, myślałam, że już jesteś po.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu się nudzę.
- A gdzie Jude?
- Gdzieś się włóczy z dzieciakami. Będzie dopiero wieczorem. Trzymam kciuki za owocne rozmowy biznesowe i nie przeszkadzam. Porwę gdzieś Alex nawet jak Keanu się będzie buntował.
- Dobry plan. Jak by co to jutro możesz się rano zabrać ze mną. Twoje zdolności negocjacyjne bardzo by mi się przydały.
- Oki. Zadzwoń jutro rano.
Koniec rozmowy. Ismeril szła chodnikiem i już wykręcała numer do Alex. Na szczęście Alex była w domu. Godzinę później siedziały w restauracji i obie miały smutne miny.
- Pogoda cię tak przygnębia?? – zapytała Is z nad talerza z sałatką.
- Nie o to chodzi, chociaż pogoda nie jest za dobra. – Alex patrzyła na krople deszczu spływające po szybie. Zima, a Londyn zapłakany. Nawet nie ruszyła swojej przystawki.
- Wiem o co chodzi. Zaczynasz się panicznie bać. – Is powiedziała to zupełnie normalnie, ale Alex spojrzała na nią gwałtownie i wciągnęła powietrze. Ismeril spokojnie jadła sałatkę. - Zaczynasz czuć, że pętla się zaciska – nawet nie patrzyła Alex w oczy – Odprężasz się tylko na chwilę, gdy kochasz się z nim bez pamięci i bez tchu, prawda Alex?? – spojrzała jej w oczy przenikliwie – Boisz się dzielić z kimś życie.
- Co ty opowiadasz Is? – Alex była przerażona tak dokładnym wypowiedzeniem tego, co od jakiegoś czasu kotłowało jej się w głowie, a co bała się nazwać
- Och... nie rób takiej oburzonej miny. To tylko potwierdza, że mam rację
- Wcale nie.
- Przestań zaprzeczać. Wszystko woku ciebie coraz bardziej pachnie strachem. Pozatym za dużo sama gotujesz.
- Bo teraz wszystko będę musiała dzielić na pół. Każdą radość..... każdy smutek...... całe życie......
- Alex nie przesadzaj. To brzmi strasznie. Jeśli będziesz na to patrzeć w ten sposób to na pewno się nie uda. – Is westchnęła – Widzisz..... ty się tego boisz a ja bardzo tego pragnę. Chce z kimś dzielić życie. Z kimś, kto kocha mnie nad życie i kogo ja dążę takim samym uczuciem. Widać nie można mieć wszystkiego.
- Masz Jude`a
- To jeszcze nie to. Bardzo go lubię, ale nie jest najważniejszy na świecie, tzn. jeszcze nie jestem pewna czy jest najważniejszy.
Alex zrobiła tylko „hmm...” i obie zamilkły. Po paru chwilach ciszy Is wyrwała się z zamyślenia.
- Ja ci nie pomogę w twoim problemie. Sama musisz przemyśleć wszystkie za i przeciw. Jakąkolwiek decyzję podejmiesz będzie na pewno dobra. A teraz żeby zmienić temat i pomówić o czymś co lubisz zapytam o przepis na lasanie. Chciałabym nakarmić mojego mężczyznę czymś pysznym.
Rozmowa o przyziemnych sprawach była dobrym posunięciem. Obie się odprężyły i reszta spotkania przebiegła w milej atmosferze. Alex odprowadziła Is pod dom Jude`a. Po drodze zrobiły jeszcze niezbędne zakupy.
- Pamiętaj żeby beszamel nie był za gesty.
- Pamiętam. Wielkie dzięki i trzymaj kciuki żeby mi wyszło.
- Na pewno wyjdzie. Papa
Alex wsiadła do taksówki, a Ismeril powędrowała do kuchni i rozpoczęła przygotowania. O 19 wszystko było gotowe. Stół pięknie nakryty, wino schłodzone, świece zapalone, Is przebrana, lasania piekła się w piekarniku i....
- Cześć skarbie!!
- Cześć – odkrzyknęła Is wyciągając danie z piekarnika – Zmęczony??
- Powinnaś być ze mną. Poznałabyś moje dzieciaki. – Jude wszedł do jadalni połączonej z kuchnią – Co tak pięknie pachnie?? – pociągnął nosem
- Coś, co sama dla ciebie zrobiłam – Is uśmiechnęła się sama do siebie
- O! Jaka to okazja?? Nawet nie wiedziałem, że umiesz gotować – podszedł do niej i przytulił mocno do siebie. Poczuła jego usta na szyi.
- Jak widzisz umiem – odwróciła się do niego przodem.
Jude zerknął na naczynie żaroodporne
- Wygląda pięknie i pięknie pachnie, ale ty wyglądasz jeszcze lepiej i jeszcze bardziej apetycznie – wesołe ogniki igrały w jego oczach a usta zapraszały do pocałunków.
Ismeril wyciągnęła ręce i objęła go za szyję. Przyciągnęła go do siebie i powoli zaczęła całować. Smakował jak zwykle wybornie. Najpierw powoli rozwiązał jej fartuszek, który miał chronić sukienkę. Potem jego palce delikatnie i bardzo powoli zaczęły rozpinać długi suwak sukienki na jej plecach. To było jakieś takie magiczne i cholernie podniecające. Is zamknęła oczy i poddała się temu całkowicie. Przypomniało jej się jak Johnny kiedyś zupełnie tak samo zaczął się z nią kochać. Prawie czuła właśnie jego zapach. Właśnie jego smak. Nie otwierała oczu. Sukienka opadła z jej ramion a w ślad za nią powoli opadł tez koronkowy staniczek i majteczki. Wtedy z Johnnym – pamięta to jak dziś – blat w kuchni był taki zimny. Pisnęła cicho, gdy Jude posadził ją na blacie. Gorące usta pieściły jej skórę. Gorący oddech drażnił nerwy. Pragnęła go tak mocno, że aż zacisnęła mocniej oczy i wbiła paznokcie w jego plecy.
- Och Johnny.... Johnny..... – mogła tylko tyle z siebie wyksztusić
Pieszczoty gwałtownie się skończyły. Otworzyła oczy. Jude jeszcze chwile patrzył na nią a potem schylił się i podniósł jej bieliznę i sukienkę.
- Ubierz się, bo się przeziębisz. – położył ubrania obok Is na blacie – Nie jestem głodny, bo jadłem z dziećmi. Idę się wykąpać.
Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł. Ismeril patrzyła za nim i było jej tak strasznie głupio. Coś ją ściskało w gardle, a oczy szczypały niemiłosiernie pełne łez. Zacisnęła zęby i siedziała tak w ciszy. Potem ubrała się i sprzątnęła ze stołu. Lasania powędrowała do kosza. Wszystko robiła bardzo powoli i trzy razy dokładniej niż zwykle. Bała się iść do sypialni. Bała się spojrzeć Judeowi w twarz......


PANICALEX

Gdy wreszcie sie zdecydowała Jude już spał albo bardzo dobrze udawał. W każdym razie Is nie miała ochoty na konfrontację. Nie dziś.
Kiedy obudziła się rano już go nie było. Nie wrócił przez cały dzień. Około 2 w nocy Is zmęczona czekaniem poszła się położyć. Następnego dnia odkryła że spał na kanapie w salonie. Trwało to kilka dni. Is coraz trudniej było znosić pytające spojrzenia przyjaciół i oględne pytania typu "Gdzie Jude?". Zniechęcona i coraz bardziej zła Is jeździła na zakupy do Londynu, chodziła po muzeach, galeriach byle zapomnieć, byle zająć czymś myśli. Raz wróciła wcześniej. Rzuciła klucze na stolik przy drzwiach gdy usłyszała że ktoś jest na górze.
- Jude? - zaryzykowała.
Hałasy ustały. Is szybko wbiegła po schodach i weszła do sypialni. Zastała Jude'a pakującego walizkę.
- Jude? Co robisz?
- Wyjeżdżam - postawił walizkę przy łóżku.
- Ale dlaczego?
- Is - uśmiechnął się - Nie sądzę by tu było coś do wyjaśnienia.
- Czekałam na ciebie. Chciałam cię przeprosić, wytłumaczyć...
- Co do cholery chciałaś tłumaczyć?! Byłaś ze mną! Kochałaś się ze mną! Ale myślałaś o innym - krzyczał.
- Jude...
- Daj spokój Is. Ja wiem że on tu był. Gdy tu pojawia się obcy cała okolica o tym wie. Nawet tego mi nie powiedziałaś.
- Co miałam powiedzieć? - głos Is trząsł się niebezpiecznie.
- Może już na początku powinnaś wybić mi z głowy to uczucie wiesz. Myślę że wiedziałaś że tak będzie a ja dałem się wykorzystać - sięgnął po walizkę - Kochany Jude, zawsze przy mnie, zawsze mi pomoże. Tylko Jude chce czegoś w zamian, czegoś czego nigdy nie dostanie.
- Jude ja nie wiem czy chcę Johnnego - wrzasnęła Is.
- Chcesz - odwrócił się w drzwiach - Kiedy to przyznasz? Kiedy do cholery wreszcie to przyznasz?
- Jude - Is chwyciła go za ramię - Przysięgam że mi na tobie zależy. Ale na nim też mi zależy. Do diabła tak bym chciała żebyś zrozumiał!
Jude odsunął ją od siebie.
- Tak będzie lepiej Is. Może gdy zniknę z twojego życia łatwiej ci będzie podjąć decyzję.
- Nie.
- Tak.
- Jude nie waż się stąd wyjść. Gdy przestąpisz próg tego pokoju przestaniesz dla mnie istnieć - Is była zdesperowana. Sama nie była pewna czego chce ale wiedziała że gdy on odejdzie utraci coś ważnego, coś bez czego być może nie będzie umiała żyć.
- Is, to dziecinne - uśmiechnął się smutno.
- Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy - mocno go objęła - Zostaw tą walizkę, proszę.
- Nie możemy tego załatwić w ten sposób - powiedział spełniając jej życzenie.
- Musimy tak to załatwić - szeptała tuż przy jego ustach - Musimy.
Jude wziął jej twarz w swoje ręce i długo na nią patrzył. Był smutny i rozgoryczony. Widziała to i bała się że znów go traci. Wtedy ją pocałował. Zawsze był czuły ale nigdy aż tak. Jak by była ze szkła. Chciała coś powiedzieć ale jej nie pozwolił. Przytulił ją mocno. Nie widziała jego twarzy. Może i dobrze. Dowiedziałaby się jak bardzo go zraniła i że być może on jej już nigdy nie zaufa. Nigdy tak jak dotąd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:49, 27 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

- Naprawdę wcale mi się nie chce wracać do LA, w dodatku sama - Ayla nerwowo patrzyła na świetlną tablicę informującą pasażerów lotniska o planowanych odlotach.
- Ależ oczywiście, że ci się nie chce - Alex wcisnęła Ayli w rękę kubek z kawą, który przyniosła z lotniskowej kafejki, dla Is miała kubek z herbatą Wink .
- No to może chociaż Is by ze mną poleciała??- Ayla popatrzyła na przyjaciółkę - W końcu teraz już jej tu nic...- przygryzła usta i wbiła wzrok w ziemię pod piorunującym spojrzeniem Alex
- Tak, masz rację, że teraz już mnie tu niewiele trzyma, ale ktoś musi skończyć to, co ty zaczęłaś a ja wolę wiedzieć w jakie filmowe szaleństwo wkładam pół majątku - Is uśmiechnęła się smutno
- Is zostaje ze mną, a ty się tam dobrze zachowuj, żebyśmy nie musiały czytać o jakichś awantuach w najbliższym "The Sun" - Alex wskazała terminal z którego miał za chwilę odlecieć rejsowy z Londynu do LA.
- Tak mówisz, jakbym była nie wiadomo jaką wariatką...
- Oj...Wiadomo - Is uśmiechneła się podnosząc jedną brew - A!! I nie zapomnij ucałować od nas Pana Słodkiego - poprawiła Ayli niesforny kosmyk grzywki
- Nie mam zamiaru go całować ani we własnym ani w czyimś imieniu - Ayla powiedziała to nawet dość przekonująco
- Taaaa- Alex pokiwała głową ze zrozumieniem
- No i po Neo - Ayla pomachała na "dowidzenia" właśnie zaatakowanemu przez dwie pulchne nastolatki, Reevesowi. Umówił się z dziewczynami na lotnisku, aby później z Is i Alex po pojechać na wyprawę po spelunach i klubach East-Endu [cygaro] .Oczywiście londyńsie korki i fanki jak zwykle go opuźniły ;-p .
Is nagle rozjaśniła się w ten swój szelmowski sposób i wcisnęła Ayli jakieś czasopismo- To do poczytania na drogę - Powiedziała i rzuciła porozumiewawcze spojrzenie Alex.
Ayla popatrzyła na gazetę i przewróciła oczami, ale nijak nie mogła ukryć rumieńca na widok Blooma patrzącego na nią tymi swoimi uwodzicielskimi ślepiami z okładki GQ.
- Is ty wredna babo - zarechotała Alex.
Ayla westchnęła , zwinęła gazetę i [pokręciwszy jeszcze głową, rzuciła się po kolei na szyję Alex i Is z każdą żegnając się "na misia"

- Tylko daj znak życia jak będziesz już w domu - Alex krzyknęła jeszcze za przechdzącą już przez odprawę, Aylą
Parę minut później, siedząc już w fotelu, Ayla rozwinęła gazetę i waptrując się w przepastne, czarne oczy pogrążyła się we wspomnieniach i rozmyślaniach nad tym, czym też jeszcze może ją los zaskoczyć ;-p .

ISMERIL

[/i]
Alex z kubkiem gorącej herbaty z rumem usiadła do komputera. Już od jakiegoś czasu w jej głowie kiełkował pomysł na piękną nowa grafikę. Demon w kobiecym ciele miał jednocześnie przerażać i kusić. To nie było łatwe, stworzyć coś takiego i zdawała sobie sprawę, że czeka ją kilka, jeśli nie kilkanaście godzin ciężkiej pracy. Dopasowywanie odpowiednich efektów, światłocieni, kolorów..... ale kochała to i była gotowa do pracy. Prawie z czułością dotknęła komputerowego pióra i otworzyła nowy dokument w programie graficznym. Na chwile zastygła by zebrać myśli. Zacznie od oczu. Będą czarne jak obsydian z krwisto czerwonymi źrenicami. Będą błyszczały jak wypolerowane bile.... Zaczęła szkicować oko i źrenice. Dreszczyk emocji przebiegł jej po plecach, bo już teraz wiedziała, że to będzie prawdziwe dzieło.
- Mamo!! July zjada moje farby!! – ten krzyk sprawił, że drugie oko zostało wyposażone w monstrualnie wielką powiekę
- Kochanie gdzie jest moja koszulka??!! Ta granatowa!!
Alex z westchnieniem wstała od monitora i wyszła z pokoju. Szybko znalazła się w pokoju dzieci, gdzie najmłodsza pociecha siedziała na podłodze, cała wymazana farbami i z zapamiętaniem wylizywała zielona farbę ze słoika.
- Mamo!! Mamo!! Wyszedłem tylko na chwile po liście, żeby je przykleić na kartkę a ona wylazła z łóżeczka i zobacz co zrobiła!! Tak bardzo się starałem żeby mi wyszło!!
Mała mini kopia Keanu z zawziętością gniotła duży karton, na którym widać było jakieś maźnięcia farby. Mały był wściekły. W rogu pokoju leżała spora górka zeschłych jesiennych liści. Alex podeszła do July i zabrała jej słoik z farbą, co oczywiście wywołało głośny protest i wielki płacz. Niezważając na to wzięła ją na ręce by uspokoić i móc spokojnie wynieść do łazienki by zmyć te wszystkie kolory. Na szczęście farby były ekologiczne i nie powinny jej zaszkodzić.
- Alex?? Widziałaś moją granatowa koszulkę?? – Keanu stanął w drzwiach
- Którą??
- Tę granatową – wzrok Keanu spoczął na czymś, co wyglądało jak strach na wróble i było ubrane w jego ulubioną koszulkę – TĘ koszulkę – podszedł do stracha i podniósł go do góry.
- Tata!! – wykrzyknęła mała kopia Keanu – Wczoraj z mamą zrobiliśmy Pana Odganiacza. On odgania wszystkie potwory i one już nie mogą przychodzić do mnie w nocy!! – wielka radość biła z małej twarzyczki
- Wszystko fajnie tylko, dlaczego on jest ubrany w moja koszulkę?? – Keanu był zły i patrzył na Alex iskrzącymi oczyma. Alex wiedziała, że ma taki podły humor, bo właśnie spóźnia się na wywiad, który zapewne będzie bardzo nudny. Pozatym był niewyspany, bo July w nocy bolał brzuch i obydwoje co chwila byli stawiani do pionu jej płaczem.
- To była twoja najstarsza koszulka. Zresztą nawet nie była już granatowa tylko po prostu była sprana i miała pełno dziur na szwach – powiedziała Alex zmęczonym głosem. Smakoszka farb wciąż płakała w jej ramionach jednocześnie odpychając się od niej rękami i nogami, co spowodowało wymazanie wszystkich części wierzchniej garderoby Alex farbą
- Może i była stara, ale strasznie ją lubiłem – powiedział Keanu i wyszedł z pokoju rzucając Pana Odganiacza spowrotem na miejsce obok szafy
- Weź nowa kartkę i spróbuj zacząć jeszcze raz – powiedziała Alex do synka – July już nie będzie ci przeszkadzać.
Na dole Keanu był już gotowy do wyjścia.
- O której wrócisz?? – zapytała
- Nie wiem, ale pewnie późno. Zadzwonię.
Zdawkowy całus w policzek. Trzask drzwi i już go nie było. Alex spojrzała w lustro. Włosy niedbale spięte w kucyk. Wyciągnięte spodnie od dresu i zmiętoszona koszula w kratę. Podkrążone oczy i szara cera. Obraz nędzy i rozpaczy. Pomyślała o nowej grafice. Na pewno nie zrobi jej ani dziś ani jutro. Pewnie nawet za tydzień nie znajdzie czasu. Kim teraz była?? Jej rola sprowadzała się do dbania o dom i dzieci, i o męża, którego wiecznie nie było w domu, a jak był to i tak nic się nie zmieniało. Poczuła się pusta. Zdegradowana do roli dobrze zaprogramowanego robota domowego. Gdzie się podziała dawna Alex z jej pasjami i radością życia?? Kim jest ta zmęczona życiem kobieta w lustrze??
- NIE!!!!!!! – wydobyło się z jej ust przerażający krzyk protestu

*

Usiadła na łóżku i oddychała głęboko przez chwilę. Promienie porannego słońca wpadały przez okno i układały się na dywanie tworząc wspaniała mozaikę. Alex rozejrzała się dookoła. Wszystko było jak trzeba. Była w hotelu w Londynie. Nie miała męża ani dzieci. Już wszystko było w porządku. Ten sen ją kiedyś zabije. Śnił jej się ostatnio prawie co noc, ale jeszcze nigdy nie dośnił jej się do momentu spojrzenia w lustro i uświadomienia sobie, że jest pusta. Skryła twarz w dłoniach by się uspokoić.
- Dzień Dobry kotku. Spałaś tak smacznie, że nie miałem serca cię budzić.
Poczuła jak łóżko delikatnie ugina się pod czyimś ciężarem.
- Przyniosłem ci kawę
Zapach gorącej, mocnej kawy dotarł do nozdrzy Alex. Spojrzała na Keanu, który siedział tuz obok niej w samych bokserkach, potargany i zarośnięty, z filiżanką w dłoni i pięknym uśmiechem............ Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Ledwo zdążyła. Żołądek wywrócił jej się na druga stronę a potworna fala mdłości męczyła ja dobre 10 minut. To naprawdę nie był dobry poranek....
[/i]


ISMERIL

[/i]
- Do widzenia pani Witerspoon. To była przemiła podróż.
- Mnie również było bardzo miło – elegancka starsza pani poprawiła apaszkę na szyi – Pamiętaj o tym, co mówiłam. Znajdź jakiegoś miłego prawnika lub lekarza i bądź szczęśliwa. Daj sobie spokój z tym aktorem – postukała w okładkę GQ – Ten chłopiec ma ładna buzie, ale nie zapewni ci spokoju i stabilności na długie lata, a właśnie to liczy się najbardziej na dłuższa metę.
- Będę pamiętać. Bardzo pani dziękuję.
- Do zobaczenia moje dziecko.
- Do zobaczenia.
Ayla jeszcze długo patrzyła za panią Witerspoon. Ta starsza pani bardzo przypominała jej babcię. Podczas podróży zupełnie się przed nią otworzyła, a starsza pani słuchała uważnie i udzielała naprawdę dobrych rad. To była wspaniała podróż. Ayla uśmiechnęła się, złapała walizkę i tanecznym krokiem poszła do taksówki. Gdy tylko dojechała do domu rozdzwonił się telefon.
- Słucham??
- Dzień dobry pani. Mówi Tomas Erhart, obrońca pana Bloom`a. Przepraszam, że niepokoję zaraz po przyjeździe, ale chciałbym się umówić na jutro. Musimy ustalić linie obrony i chciałbym z panią porozmawiać. Jest pani naszym jedynym świadkiem niewinności pana Bloom`a. Będzie pani miała dla mnie czas jutro??
- Tak. Możemy się spotkać popołudniu.
- W takim razie zabiorę panią na lunch a potem będziemy mogli spokojnie porozmawiać w mojej kancelarii. Odpowiada to pani??
- Oczywiście.
- Zatem o 13 w restauracji La Poubelle, Franklin Ave 5907.
- Zatem jesteśmy umówieni. Czy Orli tez będzie?
- Nie. Chciałbym z panią porozmawiać sam na sam.
- Acha. Dobrze. Zatem do jutra.
Ayla była dziwnie zawiedziona, ale po dłuższej chwili stwierdziła, że prawnik ma rację. Chciał poważnie porozmawiać i przygotować się do rozprawy, a gdyby był Orli nie wiadomo, co by się mogło stać. Zapewne obrońca poznał ich wzajemne stosunki i nie chciał prowokować niezdrowych sytuacji. Trudno. Wzięła długa aromatyczną kąpiel a potem oglądała telewizje do późna. Słodkie lenistwo było cudowne.

*

Alex wreszcie wyszła z łazienki. Keanu stał pod drzwiami lekko blady.
- Wszystko w porządku? Co ci jest?
- Nic – burknęła Alex i poszła się ubrać. Keanu podążył za nią
- No chyba nie można tego skwitować zdawkowym „NIC”. Nieźle się pochorowałaś. Może masz grypę?
- To nie grypa. Nic mi nie jest. Nie chcę o tym rozmawiać. – Alex znowu weszła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi. Keanu zamurowało, ale tylko na chwilę.
- Dobra. Jak chcesz. Wprawdzie nie wiem dlaczego się na mnie wyzywasz, ale OK. Jedziesz ze mną do Luton czy zmieniłaś zdanie??
- Zmieniłam zdanie – Alex wyszła z łazienki już ubrana – Chce pobyć sama.
Złapała płaszcz i torebkę i bez słowa wyszła.

*

- Is, czemu miotasz się jak w ukropie??
Była już dobrze po 12 i Alex po gonitwie po ulicach Londynu czuła się trochę lepiej. Teraz siedziała w pokoju hotelowym Is i patrzyła jak jej przyjaciółka biega po pokoju przymierzając wszystkie swoje ciuchy po kolei. Is rzuciła Alex notes.
- Sama zobacz, jaka ta Ayla jest nadgorliwa. W notesie są wszystkie spotkania, jakie ma umówione. Ja chyba się nie wyrobię. Dziś musze iść na koncert Davida Bowie, bo będzie tam cała śmietanka a nie mam się w co ubrać. Skąd ona wzięła wejściówkę dla VIPów?? – Is wyciągnęła kolejny ciuch - Wszystkie spotkania z dziś odwołałam, ale już od jutra będę biegać z jednego na drugie z wywieszonym ozorem. Zapoznałam się z dokumentacją, która zebrała Ayla i musze przyznać, że jest świetna w tym, co jej zleciłyśmy. Tylko w co ja się ubiorę?? – Skrzywiła się Is ściągając z siebie kolejny sweter, który nie pasował.
- Załóż te nowe czarne eleganckie spodnie i bluzkę z tymi kwiatami czy czymś. W to się na pewno zmieścisz.
- Dzięki Alex. Zabrzmiało to jakbym była wielka jak góra.
- Sama o sobie mówisz jakbyś była wielka jak dwie góry, więc nie naskakuj na mnie. Dla mnie wyglądasz normalnie tak jak kiedyś tylko brzuch ci wystaje. Ale to chyba w twoim stanie normalne, prawda?? A może się mylę?? – Alex mówiła tym specyficznym tonem, który miał prowokować do kłótni.
- Alex?? Co ja ci zrobiłam?? – Is odwróciła się od lustra – Może mi wreszcie powiesz o co chodzi, a nie starasz się mnie sprowokować.
Alex westchnęła. Is wpatrywała się w nią wyczekująco. Wiedziała, że coś jest nie tak i nie zamierzała odpuścić póki nie dowie się, o co chodzi. Alex jeszcze raz westchnęła a widząc, że nie ma wyjścia zaczęła opowieść.
- Od jakiegoś czasu miewam koszmary. Zawsze śni mi się to samo. Siadam do komputera i....... – streściła cały sen – No i gdy dziś się obudziłam i zobaczyłam Keanu to mi się zrobiło na jego widok po prostu niedobrze. – zamilkła
- I co??
- Jak to co?? Pochorowałam się w łazience. – Alex bawiła się paskiem od torebki.
- Alex?? Tylko się nie denerwuj. Jesteś pewna, że zrobiło ci się niedobrze z powodu widoku Keanu?? Bo wiesz........
- Is!! Co ty chcesz powiedzieć??!!
- Nic. – Is spuściła wzrok i zaczęła mówić patrząc w podłogę – Ja wiem, że ty bierzesz pigułkę, ale czasem......
- Nie, nie nie!! To niemożliwe.
- Dobrze. Skoro niemożliwe to niemożliwe – Is dała za wygraną
Alex tymczasem zaczęła analizować. Na pewno nie zapomniała wziąć pigułki, bo opakowanie skończyło się tak jak trzeba 4 grudnia. Potem była przepisowa przerwa, ale @ nie przyszła i Alex zaczęła brać następne opakowanie. A może niepowinna zaczynać nowego opakowania skoro nie było @?? Może jednak cos jest nie tak?? Przeraziła się nie na żarty. Aż ręce zaczęły jej drżeć.
- Is?? – powiedziała drżącym głosem – Ty myślisz, że to może być to??
- A skąd ja mogę wiedzieć?? Nie jestem tobą, ale widzę jak się trzęsiesz, więc chyba cos jest nie tak.
- No...... właściwie to jak skończyłam ostatnie opakowanie pigułek nie miałam @.
- Zrobiłaś test??
- Nie. Zaczęłam brać następne opakowanie.
- Zdurniałaś do reszty??!! A jak jesteś w ciąży to co??!! Wiesz, że to może zaszkodzić dziecku??!!
- Is nie drzyj się na mnie!! Sama nie byłaś lepsza ode mnie na początku!!
- Dobra. Przepraszam – Is momentalnie się uspokoiła. – Myślę, że najpierw trzeba zrobić test. Najlepiej od razu, a później pójdziesz do lekarza. Poczekaj. Polecę do apteki na dół po test i zaraz będzie wszystko jasne.
Nim Alex zdążyła cokolwiek powiedzieć Is już wybiegła z pokoju i popędziła na dół. Później wszystko poszło błyskawicznie. Alex została prawie siła zamknięta w łazience a później przez 5 min obie z Is chodziły nerwowo po całym pokoju, co chwila patrząc na zegarek.
- Już – powiedziała Is – Możesz sprawdzać.
- Nie chcę. Ty sprawdź.
- Nie Alex. Ty powinnaś to zrobić.
- Ja nie mogę. Ty zobacz.
- Dobra.
Is odważnie wkroczyła do łazienki.
- I co??
- I nic. – Is wyszła z łazienki z testem w ręku. – Nie wyszedł. Nie ma ani jednej kreski. Musisz zrobić jeszcze jeden, ale chyba lepiej jak to zrobisz rano tak jak piszą w ulotce.
Alex wciągnęła powietrze. Nie czuła się najlepiej. Wizja ciąży była przerażająca. Ismeril widziała jakie uczucia targają Alex.
- Ja tam bym się na twoim miejscu nie martwiła. Test trzeba zrobić dla pewności, ale ja myślę, że to z przeziębienia, albo zmiana klimatu tak na ciebie podziałała. Przecież to się czasem zdarza.
- Ale nie jak się bierze pigułki Is – powiedziała grobowym tonem Alex
- E tam. Na pewno się zdarza. Tobie się zdarzyło. – Is starała się wszystko zbagatelizować. – Ale na wszelki wypadek odstaw to świństwo dopóki nie zobaczy cię lekarz, dobrze?
- Dobrze.
Znowu zapadło niezręczne milczenie. Trwało kilka długich chwil w czasie, których Alex zdołała się trochę uspokoić. Wreszcie stwierdziła, że musi po prostu przestać myśleć o swoim problemie a nic tak nie odciąga uwagi jak problemy innych.
- Is?? A co właściwie stało się z Judem??
Ismeril miała na końcu języka tekst „To nie twoja sprawa”, ale stwierdziła, że dziś wyjątkowo musi być dla Alex bardzo dobra. Postanowiła wszystko opowiedzieć jak na spowiedzi. Od początku do końca.
- ... co tu dużo gadać. Dostałam prawie histerii. Odstawił walizkę i został. Utulił mnie do snu i był naprawdę cudowny, ale rano spokojnie wyjaśnił mi, że nigdy nie otrzyma ode mnie tego czego pragnie więc lepiej żebyśmy się rozstali. Nie będziemy w ten sposób ranić się wzajemnie. Miał rację, więc wszystko się skończyło. Zabrał walizkę a ja spakowałam rzeczy i wyprowadziłam się do hotelu. Klucze wysłałam mu pocztą. To koniec i już.
Przeżywanie tego wszystkiego od nowa strasznie bolało. Przez ten tydzień bez Jude`a Ismeril starała się o nim nie myśleć i jakoś się udawało, ale teraz wszystko wróciło. Przyzwyczaiła się już do jego ciepłych ramion, delikatnych pieszczot, czułych pocałunków. Do wieczornego kubka kakao, które tylko on umiał zrobić takie pyszne... Brakowało jej nawet wiecznie niedokręconej tubki pasty do zębów na półce w łazience.
- Tęsknie za nim Alex – podniosła oczy i spojrzała na przyjaciółkę – Bardzo za nim tęsknię.
- A Johnny?? Za nim nie tęsknisz?
- Nie... to znaczy tak, ale inaczej. Co ty byś zrobiła na moim miejscu??
- Nie jestem tobą i nie mogę ci pomóc.
- Oj Alex nie mów tak. Ja się pytam, co ty byś zrobiła w takiej sytuacji??
- Na pewno chcesz wiedzieć??
- Jasne.
- Dobrze, ale żeby potem nie było na mnie. Ja uważam, że Jude jest o niebo lepszy niż Johnny. Johnny jest jakiś taki.... pokręcony, a Jude jest takim facetem na którego można liczyć. Jesteś w ciąży i już niedługo będzie ci potrzebny facet, który zaopiekuje się i tobą i dzieckiem. Bo nie sadze byś chciała żeby twoje dziecko wychowywało się bez ojca, niekoniecznie biologicznego.
- Masz rację. Codziennie o tym myślę i codziennie utwierdzam się w przekonaniu, że nie chcę być samotna matką. Chce żeby dzidzia miała tatę i już. Tylko jednego dnia chcę by to był ten prawdziwy tata a następnego widzę jak w tej roli świetnie sprawdziłby się Jude. Ech..... mam przerąbane. Nienawidzę podejmować decyzji. To co?? Mówisz, że czarne spodnie i bluzka z kwiatem?? Zobaczymy......
[/i]


Oto struj Is na koncert Smile




AYLA

Koncert Davida B. był bardzo awangardowy ale porywający...Is świetnie się bawiła, przez moment nawet udało jej się zapomnieć o kłopotach swoich i swoich przyjaciółek. Mimo koncertowego zamieszania nie omieszkała omiatać całej widowni bacznymi spojrzeniami w poszukiwaniu Jude'a. Ale jakoś nie mogła go odnaleźć. Była trochę zawiedziona, ale, mimo wszystko czuła, że ten wieczór da jej sporą dawkę relaksu i rozrywki. Po koncercie kilku znajomych wyciągnęło ją na party do jednej z podlondyńskich posiadłości.
- Przestań Is...- Kyle ciągnął ją za rękę do swojego Roovera - Nie ma mowy, żebyś tak wspaniale rozpoczęty wieczór zakończyła w domu w łapciach i przed telewizoerm, noc jeszcze młoda - Roześmianego wysokiego rudzielca poparły Mia i Rachel, dziewczyny, które Is i Ayla poznały w jednej z agencji Londyńskich Młodych Talentów:].
Is w końcu parsknęła śmiechem i dała się uprowadzić.
Posiadłośc wyglądała jak typowy Angielski Dom Szlachecki. W wielkim salonie, gdzie płonął olbrzymi kominek spora grupka fanów Davida już się rozkręcała drinkami i muzyką swego Idola. Gdy weszli z głośników płynął stary przebój "Little China Girl" i kilka par gibało się lekko psychodelicznie.
Is dostała szklankę z sokiem od Kylie'a, który zaraz jednak został porwany przez kilku innych gości. Is z lekkim uśmieszkiem rozglądała się po sali. Stary salon był kompletnie przeprojektowany i tylko staroświecki kominek zdradzał,ze to wielowiekowe mury, cała reszta była urządzona w minimalistyczn- surowym, skandynawskim stylu...Dużo geometrii, prostych form i przestrzeni.
Is prześlizgiwała wzrokiem po salonie i gościach i nagle poczuła ukłucie w sercu....
Stał po przeciwnej stronie...Szczupły i wysoki, zamyślony obracał w ręku szklankę z drinkiem i błądził spojrzeniem po gościach. Kompletnie nieobecne niebieskie spojrzenie zdradzało głębokie zamyślenie.Wsparty o framugę drzwi prowadzących do jadalni, wyglądał jakby zastanawiał się czy ma zostać tutaj czy już może się wyślizgnąć niepostrzeżenie. Is bezwiednie uśmiechnęła się na jego widok. Bardzo, ale to bardzo za nim tęskniła, za jego widokiem...Niemal zapomniała jaki jest piękny. A teraz w migotliwym blasku kominka i dyskretnych kinkietów wyglądał wprost bajecznie w czarnej koszuli i równie czarnych spodniach. Długie rzęsy rzucały cienie na jego szczupłe policzki a włosy były w uroczym bezładzie.



Nagle poczuła drugie mocniejze ukłucie, gdy ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. Choć sama się bardzo zmieszała, nie umknęło jej uwadze że na nim też duże wrażenie wywarł jej widok. Nagle wyprostoał się niemal upuszczajac drinka, o którym zapewne zapomniał. Szybko opuścił wzrok, ale od tej chwili Is doskonale czuła,że jest obserwowana. Starała się zachowywać normalnie, jakoś się zebrać, ale nie mogła się skupić ani na muzyce, ani na rozmowach z przyjaciółmi...Bezwiednie krążyli oboje po salonie zbliżając się nieuchronnie do siebie. W końcu, gdy odwróciła się chcąc odstawić pustą szklankę na stolik,poprostu wpadła na Jude'a...
- Cześć....Is....Pięknie wyglądasz - powiedział coś najbanalniejszego na świecie tak, że zabrzmiało to jak najbardziej oryginalny i błyskotliwy wstęp od rozmowy.
Is podniosła głowę i patrzyła na niego w milczeniu przez moment nie mogąc wydobyć słowa....

************
Alex przelatywało przez głowę tysiące myśli. Siedziała w domu, na wygodnym welurowym fotelu i popijając kubek kawy z mlekiem, próbowała tłumaczyć sobie samej, że nie ma co martwić się na zapas, że póki niczego nie jest pewna, nie ma co rozdzierać szat. Była zła na siebie. Napięcie wywołane stanem zawieszenia i niepewnością wyładowywała na kochanym mężczyźnie i przyjaciółce, czyli robiła coś, czego nienawidziła u innych i co zawsze starała się ukrócić w trudnych chwilach u Is czy Ayli.
Keanu był wyraźnie zdezorientowany, ale starał się jak mógł, by jej nie drażnić jeszcze bardziej. Niestety im bardziej się starał, im był czulszy i czarujący tym bardziej działał Alex na nerwy. Czuła się potem podle, ale poprostu doprowadzało ją do pasji, że być może nieuchronnie dąży do urzeczywistnienia swojego koszmarnego snu.
- Muszę się upewnić, bo inaczej zwariuję..- mruknęła i złakała za telefon.
Umówiła się na wizytę u lekarza na przedpołudnie następnego dnia i poczuła ulgę,że wreszcie za kilkanaście godzin będzie wiedziała na czym stoi......

ISMERIL


Drodzy czytelnicy, zostawmy na chwile Is która zbiera myśli by odpowiedzieć coś równie banalnego i niekrępującego, oraz Alex próbująca okiełznać w sobie potwora i przenieśmy się do słonecznej Kalif orni, gdzie właśnie wstaje nowy dzień.
Właściwie to dzień wstał już całkiem dawno temu. Teraz się już rozkręcił i zbliżał do apogeum by potem rozprostować skrzydła i łagodnie opaść w ramiona nocy. Ayla przeciągnęła się i otworzyła oczy. Cudownie się wyspała. Ziewnęła i spojrzała na zegarek. Dobry nastrój w jednej chwili zniknął i jak z procy wyskoczyła z łóżka. Reszta czynności przebiegła w tempie ekspresowym. Buty na obcasie zakładała wsiadając do czerwonego BMW Cabrio. Była 11.57. Za trzy minuty powinna być w umówionej restauracji. Na pewno się spóźni. Ruszyła z piskiem opon. Pędząc jak na rajdowym odcinku specjalnym tylko modliła się by nie spotkać patrolu policji. Pod umówiony lokal dojechała w ciągu 22 minut. Nim weszła do środka spojrzała w szybę i poprawiła niesforne włosy. Dostojnie przekroczyła próg i spytała kelnera o Toma Erhart. Nie było go. Ayla trochę się zdziwiła, ale zajęła wskazany jej stolik przy oknie.
„Dlaczego go jeszcze nie ma??- myślała – Może był tylko się zniecierpliwił i poszedł. Na pewno nie. Na pewno by zadzwonił – wyjęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz – Nie dzwonił. – zamyśliła się na chwilę – Kurcze!! Przecież ja się z nim umówiłam na 13 a nie na 12.” Uśmiechnęła się sama do siebie i spojrzała na włoską lodziarnię, która znajdowała się dokładnie po przeciwnej stronie ulicy. Pomyślała, że dobrym pomysłem będzie duża porcja lodów przed spotkaniem z prawnikiem. Już miała wstać z miejsca, gdy z tyłu usłyszała radosne.
- Ayla!! Jak miło cię widzieć??
Obejrzała się. Olivier z promiennym uśmiechem na ogorzałej twarzy podszedł do jej stolika.
- Mogę się dosiąść??
- Jasne – Ayla była zaskoczona tym spotkaniem.
- Tym razem chyba nie będziemy rozmawiać tylko o naszych byłych – powiedział siadając. Jak widać był dobrze zorientowany. Wiedział, że Orli poszedł w odstawkę.

*

Orlando nie mógł wytrzymać. Gdy dowiedział się od, Toma, że jest umówiony z Aylą by omówić szczegóły rozprawy, nie mógł wysiedzieć w domu. Wreszcie postanowił pojechać w pobliże restauracji i zobaczyć ja chociaż przez chwilę. Cholera go brała na te jego słabość do niej, ale nie mógł sobie z nią poradzić. Zobaczył szyld francuskiej restauracji i szybko zlustrował okolicę by zająć jakieś dogodne miejsce do obserwacji. Włoska lodziarnia naprzeciwko wydawała się idealna. Wszedł do środka, zamówił sheika i usiadł przy oknie. Wpatrzył się w szyby lokalu naprzeciwko. nagle wszystkie mięśnie mu się napięły a po kręgosłupie przebiegł dreszcz. Była tam. Siedziała przy stoliku i co chwila poprawiała niesforne loki. gdy odłożyła kartę dań zobaczył jej piękny, gładki dekolt i musiał przełknąć ślinę. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco.
- Przepraszamy cię bardzo, ale czy mógłbyś nam dać autograf?? Jesteś wspaniały!! Byłeś cudowny jako Legolas, ale teraz w roli Willa..... – Piskliwe głosy dwóch nastolatek oderwały go od kontemplacji najcudowniejszego widoku na świecie. Odwrócił się do niech i uśmiechnął. Spotkanie przebiegło standardowo. Autografy, piski, płacz, prawie omdlenie i wreszcie pożegnanie. Ufff..... znowu spojrzał w okno. Już nie była sama. Siedział obok niej ten Francuz, Olivier Martinez. Ona się śmiała i była rozluźniona, a on opowiadał jej cos i jednocześnie patrzył głęboko w oczy. Orli zacisnął szczęki. Od początku nie lubił tego Francuza i chyba miał rację. Do lokalu wszedł Thomas Erhard. Podszedł do stolika. Olivier błysnął w uśmiechu zębami, wstał i zrobił cos, czego Orlando na pewno się nie spodziewał. Ujął delikatnie dłoń Ayli i złożył na niej pocałunek. Ayla była chyba tak samo zaskoczona jak Orli.
- Pieprzony dżentelmen – zaklął pod nosem Orli i wstał od stolika. Nie chciała już dłużej tu przebywać. Nie chciał dłużej na nią patrzeć. Chciał usunąć Francuza na wieki z tego świata. I niby dlaczego?? Bo patrzył zbyt namiętnie na kobietę którą Orlando nadal uważał za swoją. Tak!! Musiał się do tego przyznać. Nadal uważał ja za swoja własność a on się bardzo przywiązywał do swoich rzeczy i nie lubił nimi dzielić. Wyszedł na oświetloną słońcem ulicę i skierował się w stronę samochodu.


*

Ayla całkowicie się wyluzowała. Rozmowa z Olivierem była bardzo przyjemna. On opowiadał ciekawe rzeczy a ona rozkoszowała się dźwiękiem jego głosu i tym cudownym francuskim akcentem, który był taki zmysłowy.
- Dzień Dobry – powiedział nagle przy ich stoliku nienagannie ubrany w garnitur Tom. – Chyba się nie spóźniłem?? – spojrzał na zegarek
- Nie, nie. To ja przyszłam za wcześnie. – powiedziała Ayla.
- To ja już się pożegnam i nie będę wam przeszkadzał w tej ważnej rozmowie. Ayla?? – zwrócił na nią swoje ciemne oczy – Czy moglibyśmy się spotkać na przykład jutro na kolacji? Mogłabyś się odprężyć przed rozprawą.
Ayla wahała się tylko chwilkę
- Będzie mi bardzo miło.
- W takim razie przyjadę po ciebie około 20-tej. Do zobaczenia moi bell – ujął jej dłoń delikatnie i ucałował jednocześnie patrząc w oczy. Aylę przeszedł dreszczyk. Zawsze miała słabość do takich zachowań, bo wydawało jej się takie romantyczne. Nie zdążyła już nic powiedzieć bo Olivier zniknął za drzwiami restauracji.
- Możemy zaczynać?? – Thomas wyrwał ją z tego letargu w który zapadła
- Tak. Oczywiście. – spojrzała jeszcze w okno i zobaczyła jak z lodziarni naprzeciwko wychodzi chłopak tak strasznie podobny do Orlanda, że aż nie mogła uwierzyć w taki przypadek. Widziała przez chwile jego profil a potem zgrabne pośladki, szczupłe ale szerokie ramiona. W czarnym swetrze i spodniach poruszał się jak pantera. Przyciągał spojrzenia kobiet. To musiał być On. No i jeszcze ta czapeczka. Serce Ayli zaczęło bić mocniej i szybciej.
- Czy to przypadkiem nie Orlando?? – spytała Toma.
Prawnik odwrócił się i chwile patrzył przez szybę.
- Na pewno nie. Zamówmy cos a potem bierzmy się do pracy.

*

Olivier wychodząc z restauracji miał minę zadowolonego wilka, który zaczyna osaczać ofiarę. Nie mógł zaprzeczyć, że Ayla mu się podobała od samego początku. Już wtedy, za pierwszym razem gdy spotkali się na przyjęciu był nią oczarowany, ale te gadki o Bloomie całkowicie go zniechęciły. Teraz było inaczej. Nie mówiła już o Bloomie. Od razu wyczuł czego jej trzeba. Trochę romantyzmu i będzie jego. A chciał tej kobiety jak już dawno żadnej. Była taka świeża i inna. Wydawała się egzotyczna. Jeśli chciała romantyzmu to on potrafił jej go dać. Specjalnie przez cała rozmowę mówił z akcentem chociaż pracując w Hollywood już dawno się go pozbył. No i na pewno dobrym zagraniem był ten staroświecki i bardzo europejski pocałunek w rękę. Widział jak dech jej zaparło z wrażenia. Roześmiał się szczerze ubawiony jej reakcja i wskoczył do samochodu. Jutrzejszy wieczór tez zapowiadał się ciekawie, radośnie i bardzo ........... romantycznie??


AYLA

-... Jest pan pewnien, panie doktorze??- Alex wyszła zza parawanika z wyrazem niedowierzania na twarzy, nerwowo dopinając jeansy.
- Od 20 lat nie pomyliłem się w tej sprawie ani razu - szpakowaty doktor popatrzył z pobłażliwym uśmiechem na pobladłą dziewczynę.
- Zdaje się ,że to w pani przypadku dobra wiadomość??
- Tak...To znaczy TERAZ byłoby to raczej nie wporę - Alex nie wiedzieć czemu poczuła się głupio, bo zabrzmiało to tak, jakby chciała się tłumaczyć, przed bądź co bądź obcym człowiekiem ( mimo ,że to ginekolog, hyhyhyhyhy, więc nie taki obcy ;-p ).
- Rozumiem..- doktor kiwnął głową - Musi pani jednak zadbać o siebie, takie wahania cyklu świadczą o niezbyt dobrej kondycji psychosomatycznej organizmu. Proszę się lepiej i systematyczniej odżywiać i unikać stresu...Może przydałyby się jakieś wakacje, zmiana otoczenia i rytmu życia?? - podał Alex receptę z przepisanymi środkami wzmacniającymi.
- Postaram się o tym pomyśleć - Alex uśmiechnęła się i pożegnała. Po drodze do domu czuła się lekko, jakby wielki ciężar spadł jej z serca. To nie to,że nie chciała mieć dzieci, ale...Nie tak z nienacka i nie przed ślubem jak jakaś wpadająca siksa...No i w dodatku już widziała te komantarze, że złapała gwiazdora na dziecko.
W dobrym nastroju weszł do domu. W przelocie zauważyła kurtkę Keanu.
- HEJ!!! Jesteś??!!- zawołała wesoło....
Ale odpowiedziała jej cisza.
Weszła do salonu. W jej ulubionym wielkim fotelu siedział Keanu i z ponura miną obracał coś w palcach. To było....OPAKOWANIE PO TEŚCIE CIĄŻOWYM....
Powoli podnósł na nią czarne i dziwnie zimne spojrzenie...
- Byłaś u lekarza??- zapytał cicho. Dziwnie cicho i dziwienie spokojnie..
Alex nieco zrzedła mina, ale siedząca w niej przekora wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.
- Tak...U ginekologa - rzuciła swobodnie, ale zabrzmiało to jak wyzwanie.
- Jesteś w ciąży??- zapytał i rzucił opakowanie na stolik
- Nie...
- JUŻ nie, czy wogóle nie??- spojrzenie było nie do wytrzymania, Alex poczuła je jak pchnięcie nożem i...Wywołało to u niej jeszcze większy opór.
- Świetnie...Teraz przynajmniej wiem, co o mnie naprawdę myślisz - rozdęła nozdrza i popatrzyła na niego ze ściągniętymi brwiami i rosnącą furią w oczach.
- Zadałem proste pytanie - Tak czy nie??
- A ja już chyba na nie odpowiedziałam do cholery!!!!!!! - Alex nie wytrzymała - Zastanów się o co mnie pytasz??!! Myślisz, że nic nie mówiąc pozbyłabym się ciąży??!!
Cała aż się trzęsła ze złości - W takim razie dziękuję za zaufanie i wiarę w moje uczucia!!!!
- A co z moimi uczuciami i z zaufaniem???!!!- Keanu zerwał się z fotela i zaczął krążyć po pokoju jak ranny lew a potem zatrzymał się przed nią - Od kilku dni byłas nie do wytrzymania, na moje pytania odpowiadałaś wykrętami, a wystarczyło poprostu powiedzieć mi,że być może jesteś w ciąży, w końcu przecież byłoby to moje dziecko, prawda??
- No...Jeszcze może masz co do tego wątpliwości??!!- Alex aż poczerwieniała z gniewu
- A co ja mam do cholery myśleć, jeśli moja niemal żona ukrywa przede mną taką sprawę???!!!
Tego było Alex za wiele,siarczysty policzek rozbrzmiał w salonie, Keanu nie spodziewawszy się tego ciosu omal się nie zachwiał. Alex zaś odwróciła się na pięcie i wybiegła z płaczem na ulicę byłe dalej od niego i tego, co ją jednocześnie pociągało i przytłaczało.Londyn tonął w deszczu i we łzach Alex....

*

Is otworzyła oczy i przez chwilę wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w brzoskwiniowego koloru sufit, na którym teraz tańczyły wesołe refleksy wschodzącego słońca. Przez chwilę zastanawiała się gdzie jest, a potem na jej twarz wypłynął błogi uśmiech. Mocniej wtuliła się w otaczające ją ramię śpiącego mężczyzny. Wplotła palce w złociste kędziorki na jego klatce. Jude uśmiechnął się przez sen i wtulił twarz w jej włosy.
Is już od dawna nie czuła się tak odprężona i juz od dawna nie zaczynała dnia z przekonaniem,że będzie to dobry dzieńSmile.
Poprzedniego wieczoru długo ze sobą rozmawiali a potem poprostu oboje wymknęli się z party i znaleźli ten przytulny motelik.Powiedziała Jude'owi, że mimo iż nadal Johnny jest dla niej kimś ważnym, te ostatnie dni bez Jude'a były dla niej koszmarem. Nie przypuszczała nawet jak bardzo była już w nim zakochana....
Tak...Bóg wie,że czasem można kochać dwóch mężczyzn. I to przekleństwo niestety ją dopadło.
Przesunęła dłonią po jego klatce nieco niżej rozkoszując się ciepłem i gładkością jego nagiej skóry.
- Uwielbiam Cię - szepnęła a Jude chyba nie spał tak głęboko jak się zdawało, bo poczuła jak uśmiecha się i delikatnie całuje jej włosy. A potem delikatnie położył rękę na jej brzuszku i jak prawdziwy tatuś rozkoszował się dającym o sobie znać małym szkrabem, który chyba też właśnie obudził się wewnątrz mamusi [hurra] .
Is chyba nie mogłaby sobie wymarzyć lepszego ojca dla swojego maleństwa :d ...

PANICALEX

Nadszedł pierwszy dzień procesu. Ayla nie chciała iść na pierwszą rozprawę , powiedziała do Toma że nie widzi powodu żeby brać w tym udział. Musisz iść - usłyszała. Musisz oswoić się z atmosferą sali sądowej, musisz być gotowa. Jesteś jego najważniejszym świadkiem. Nie ma nikogo innego. Módl się żebym kogoś znalazł. Schyliła głowę. Pierwszy raz do niej dotarło że choć nie są juz razem w jakis sposób życie Orlando jest teraz w jej rękach. Tom patrzył na nią poważnie. Nie obwiniaj się, mówił, jeśli twoje zeznanie nie odniesie spodziewanego skutku. Od początku nie ukrywał przed Aylą że oskarżenie ma mocne podstawy, bardzo mocne.
Stała teraz w progu sali sądowej. Co chwila ktoś ją potrącał. Na sali były tłumy. Błyskały flesze. Prasa, pomyślała, niedołączny elemnt spektaklu. Nagle poczuła czyjąś rękę, obejmująca jej dłoń. Odwróciła głowę, w idiotycznym przebłysku nadziei że to będzie...
- Olivier! Co tu robisz?
- Jesteś damą w potrzebie - uśmiechnął się - Przybyłem na ratunek.
- Nie ja tu jestem w potrzebie.
- Nie mów mi że moje poświęcenie na nic się nie zda - mrugnął do niej.
- Och, chyba jednak się zda - zobaczyła jak Bloom wchodzi do sali. W graniturze wyglądał bardzo poważnie, wydał jej się obcy, inny niż dotąd. Ścisnęła mocniej rękę Oliviera. Zajęli miejsca.
Pierwszy dzień rozprawy był jednym, wielkim pasmem upokorzeń. Kate była obecna na sali. Ubrana w skromną sukienkę, wychudzona i blada, wzbudzała powszechne współczucie.
Przedstawiono akt oskarżenia, następnie oskrażenie powołało całą plejdę świadków, opisujących ze szczegółami związek Kate i Orliego, jego spektakularny koniec, i co szczególnie przygnębiło Aylę, jej związek z Bloomem. Z zeznań przyjaciół Kate wynikało że Ayla jest zimną, wstrętną, nastawioną na pieniądze kobietą która rozbiła idyliczny związek dla własnej niskiej przyjemności. Tom Erhart co prawda starał się obalić większość tych zeznań ale wrażenie pozostało, wyraźnie było to widać w nastawieniu przysięgłych. Zeznania osób które Erhart powołał na świadków obrony niewiele tu pomogły. Ayla wychodziła z rozprawy smutna i zmęczona. Milczące wspracie Oliviera znaczyło dla niej więcej niż była skłonna przyznać. Pochwyciła spojrzenie Blooma, odległe i obojętne. Miała dość.
- Chcesz żeby odwiózł cię do domu, czy wolisz gdzieś pójść?- głos Oliviera ledwie do niej docierał.
- Zabierz mnie gdzieś. Chcę się napić.
- Dobrze - patrzył na nią dość dziwnie ale nie dbała o to. Dopiero później przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Biedak, pomyślała, pewnie był przerażony że znów się upiję i będę mówić cały czas o Bloomie.
Gdy obudziła się następnego dnia rano, miłe wspomnienia z poprzedniego wieczoru przez chwilę pozwoliły jej zapomnieć o wszystkim. Rzut oka na zegar stojący wystarczył jednak by przypomnieć jej że za dwie godziny koszmar rozpocznie się na nowo. Pomyślała o telefonie do Alex i Is ale zrezygnowała. Nie miała ochoty o tym wszystkim rozmawiać. Wystarczy że musi to przeżywać. Włączyła telewizor, ale jeszcze szybciej go wyłączyła. Wszędzie twarz Blooma, Kate i co gorsza jej własna. Tak samo było z gazetami przy śniadaniu, radiem w samochodzie w czasie drogi do sądu.
Widok Oliviera z którym umówiła się przed budynkiem sądu poprawił jej humor.
- Jak sie masz piękna? - pocałował ją delikatnie w policzek.
- Jeszcze trochę tego koszmaru i będę wyglądać jak czarowica. To jest wszędzie. Czy naprawdę na świecie nie wybuchają jakieś wojny, nie dzieje się nic ciekawszego niż ta szopka???????
- Wiesz jak to jest.
- Dopóki nie zaczęłam spotykać się z Blomem nie miałam o tym pojęcia.
Weszli do środka. Ayla wiedziała że dziś odbędzie się przesłuchanie biegłych. Nie miała pewności kiedy sama będzie zeznawać. Tom chciał jej zeznania skonfrontować z zeznaniami Kate.
Oskarżenie wytoczyło działa ciężkiego kalibru. Zaczęło się o przesłuchań detektywów dotyczących pobicia i gwałtu. Oskarżyciel zadał pytania o miejsce i czas znalezienia ofiary, oraz jej zeznania. Z odpowiedzi wynikało że do gwałtu doszło około 5 rano, następnie ofiara, ciężko pobita i najprawdopodobniej w szoku, ponieważ nie pamiętała drogi do domu, wsiadła do samochodu i uciekła z miejsca zdarzenia. W domu znalazła ją gosposia. Na pytanie o to w jaki sposób Kate znalazła się w domu Blooma o 5 rano, detektyw odpowiedział że ofiara zeznała, iż pan Bloom zadzwonił do niej z prośbą o spotkanie około 4.30 rano. Tom rozpoczął przesłuchanie policjanta od pytania o ten właśnie telefon.
- Detektywie Jones czy sprawdziliście wykazy rozmów przeprowadzone z domu pana Blooma owej nocy?
- Oczywiście.
- Czy pan Bloom wykonał o 4.30 rano jakikolwiek telefon?
- Nie udało nam się znaleźć żadnych śladów tej rozmowy.
- Ale pani B. twierdziła że ta rozmowa miała miejsce?
- Tak, jednakże nie udało nam się potwierdzić tego zeznania.
- Dobrze. Pani B wróciła do domu swoim samochodem tak?
- Tak.
- Jak pan wytłumaczy fakt że ciężko pobita, zakrwawiona kobieta nie pozostawiła w samochodzie żadnych dostrzegalnych gołym okiem śladów krwi? Podobno była w szoku, prawie nieprzytomna więc chyba nie była w stanie wysprzątać samochodu?
- Nie potrafię tego wyjaśnić – przyznał detektyw.
- Ślady krwi pozostawione w miejscu zdarzenia, którym była podobno sypialnia pana Blooma są mikroskopijne mimo że jak ustaliliście nie sprzątano tam od tego czasu. Jak to pan wyjaśni?
- Nie wiem – detektyw bezradnie rozłożył ręce.
- Chce pan powiedzieć że nie potrafiliście ustalić kluczowych dla sprawy faktów?
- Główne dowody były wystarczająco mocne by doprowadzić do oskarżenia.
- Nie odpowiedział pan na pytanie.
- Nie, nie udało nam się wyjaśnić tych wątpliwości.
Dalej przesłuchiwano lekarzy. Ustalili oni ponad wszelką wątpliwość że doszło do pobicia i brutalnego gwałtu, jak również że znaleziona sperma należała do Blooma. Nie potrafili jednak wyjaśnić braku krwi na miejscu zdarzenia i w samochodzie, a także barku obrażeń u Blooma. Erhart podkreślał ze ofiara musiała się bronić, a jeśli nawet nie została pobita tak brutalnie że powinno to pozostawić ślady również na ciele sprawcy, w postaci otarć naskórka. Tom przedstawił zaświadczenie lekarskie, wykluczające by Bloom odniósł tego typu obrażenia.
- Chciałbym powołać na świadka pana Jamesa Rodneya - powiedział nagle Tom
- Oskarżenie protestuje. Nic nie wiem o tym świadku.
- Zapewniam wysoki sądzie że jest to wyjątkowo ważne zeznanie.
- Zgadzam się. Ale nie chcę więcej niespodzianek panie Erhart.
- Panie Rodney jest pan dostawcą pizzy w restauracji „Bolognesse”?
- Zgadza się.
- W nocy o której mówimy około godziny 5 dostarczał pan pizzę do domu tuż obok posiadłości pana Blooma?
- Tak jest.
- Mógłby pan opisać co pan widział?
- Wkładałem właśnie torbę od pizzy do bagażnika gdy usłyszałem że w pobliżu zatrzaskują się drzwi. Było w miarę jasno, spojrzałem w tamtą stronę. Od drzwi domu o którym pan wspomniał w stronę samochodu szła dziewczyna. Szybko wsiadła i odjechała.
- Jak wyglądała?
- Normalnie.
- Była zakrwawiona, miała poszarpane ubranie, zachowywała się dziwnie, szła z trudem?
- Nic z tych rzeczy chociaż...
- Tak panie Rodney?
- Zachowywała się tak jakby nie chciała by ktokolwiek ją zobaczył. Zanim wsiadła do samochodu rozejrzała się uważnie. Nie mogła mnie zobaczyć bo od jej strony zasłaniało mnie drzewo.
- Czy widzi ją pan na tej sali?
- Tak.
-Proszę ją wskazać.
- Ta, w jasnej sukience - świadek wskazał Kate B.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
- Oskarżenie? - sędzia zwrócił się do prokuratora.
- Chciałbym prosić o dwa dni przerwy by móc się ustosunkować do tego zeznania.
- Jeden dzień. Kontynujemy pojutrze o 9 rano.
Ayla wstała. Popatrzyła na Blooma. Chciała zobaczyć jego reakcję. Olivier wziął ją za rękę ale nie zwróciła na to uwagi. Gdy Orlando przechodził obok, podeszła i uśmiechnęła się.
- Wygląda na to że nie jest tak źle jak mówił Tom.
- Czyżby? - zapytał zimno. Dopiero teraz zauważyła że patrzy na Oliviera nie na nią - A co na to twój chłopak? On się chyba aż tak bardzo nie cieszy?
Odwrócił się i odszedł. Ayla stała zmrożona. Olivier objął ją ramieniem i wyprowadził z sali.
- Nie martw się kotku. On ma teraz ciężki okres.
- To nie powód żeby mnie tak traktować. Chciałam być uprzejma, podnieść go na duchu.
- Chciałaś pocieszyc byłego chłopaka podchodząc do niego na jego własnym procesie, z takim przystojnikiem u boku jak ja? -
- Fakt, idiotka ze mnie - uśmiechnęła się blado - Dlaczego wy musicie kobiety traktować jak trofea?
- To tylko testosteron kochanie, tylko testosteron. On sprawia że nie lubimy czuć się przegrani. A on przegrał.
- Przecież proces jeszcze nie dobiegł końca.
- Kto tu mówi o procesie? - błysk w oku Oliviera mówił wszystko.
***************
Bloom szedł tak szybko jak to było możliwe. Gdyby mógł to by biegł. Do wyczerpania, do momentu gdy nogi nie chciałby go dalej nieść. Cholerny proces. Wszystko wisi na włosku. Kariera, życie, miłość. Jaka miłość? Potrząsnął głową chcąc opędzić się o tej myśli. Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Myśl uparcie powracała. Towarzyszył jej obraz. Roześmiana Ayla. Smutna Ayla. Zła Ayla. Ayla w jego ramionach. Ayla u boku Oliviera. Zacisnął szczęki tak mocno, że usłyszał zgrzyt własnych zębów. Jechał coraz szybciej, ale myśl nie chciała go opuścić, nie mógł przed nią uciec. Szybko się pocieszyła do cholery! Ten wymuskany francuzik. Tak mało jej potrzeba do szczęścia? Ma co chciała. Przycisnął pedał gazu. Jechał tak szybko że widok za oknem stał się rozmazanym ciągiem obrazów. Widocznie pomylił się myśląc że jest inna, lepsza. Była taka jak wszystkie. Taka jak Kate. Tania, nic nie warta. Jego Ayla. Była jego. Moja, pomyślał. W ostatniej chwili zauważył nadjeżdżającą z przeciwka ciężarówkę. Skręcił ostro, i skosiwszy dwa kosze na śmieci wylądował w krzakach. Oparł głowę na kierownicy. Miał dość.
******************

Olivier zabrał Aylę do siebie. Była zmęczona, zniechęcona. Nie bardzo chciała iść na następną rozprawę, ale wiedziała że prawdopodbnie będzie zeznawała Kate a to oznaczało również jej zeznania. Leżała na kanapie, wtulona w ramiona Oliviera. Jego drobne żarty, jego palce wplątane w jej włosy, delikatne pocałunki, wszystko to sprawiało że zaczynała się rozluźniać. Odwróciła się. Teraz leżała na nim. Czuła że coś się zdarzy. A może chciała żeby coś się zdarzyło? Pocałowała go mocno. Wydawał się zaskoczony ale prawie natychmiast odpowiedział. Wsunął język w jej usta. Zaborczo, rozkazująco. Choć ona zaczęła, teraz postanowiła się poddać. Jego dłonie wędrowały po jej ciele. Uniosła się, i usiadła na jego biodrach. Zunęła sukienkę z ramion. Dotknął jej piersi. Jęknęła głośno. Poczuła jak bardzo go to podnieciło. Zaczęła rozpinać jego koszulę, pochyliła się, całowała jego szyję, pierś, brzuch, coraz niżej i niżej. Zsunęła jego spodnie. Delikatnie wzięła go w usta. Uśmiechnęła się słysząc coś pomiędzy jękiem a szlochem, gdy całe jego ciało sprężyło się pod jej dotykiem.
- Ayla przestań!
- Coś nie tak? - spojrzała na niego.
- Jest aż zbyt dobrze. Dlatego , proszę cię przestań.
- Ach.
Wstała i wolno zaczęła zdejmować z siebie to co pozostało. Patrzył na nią tak intenyswnie, że aż ją to parzyło. Wsunęła się na niego. Mocno obął rekami jej biodra, dostosowując jej rytm do siebie. Czuła go w sobie coraz głębiej i głębiej. Sama już nie wiedziała dokąd zmierza ale każdy jego ruch przybliżał ją tam coraz bardziej. I nagle wiedziała. Kraina zapomnienia. Zapomniała o wszystkim co nie było nim, nim w niej. Olivier!
- Ayla?
- Nic nie mów Olivier - nakryła mu usta dłonią - Nic nie mów.
Zasnęli na kanapie, mocno w siebie wtuleni.
******************
Tak jak się spodziewano oskarżenie postanowiło przesłuchać Kate B. by zatrzeć złe wrażenie pozostawione przez Rodneya.
- Czy dobrze się pani czuje pani B.?
- Na tyle na ile to możliwe w tej sytuacji - Kate, ubrana w skromny kostium od Chanell, gładko uczesana, wyglądała jak uosobienie skrzywdzonej niewinności.
- Jest mi niezwykle przykro, ale niestety muszę prosić panią o opisanie wypadków tej feralnej nocy.
- Proszę się o mnie nie martwić. Rozumiem że to konieczne by żadnej innej kobiety nie spotkało to co mnie.
Kate opowiadała długo i ze szczegółami. Kilka razy rozpłakała się, co wywołało zrozumiałe poruszenie na sali. Ayla patrzyła na to i czuła się jak w jakimś nierealnym świecie. Ścisnęła mocniej rękę Oliviera. Kate była taka przkonująca, że przez myśłi Ayli przesunęła się nienawistna myśl "Jak mogłam być z kimś kto zrobił coś takiego". Zamknęła oczy. Nie. Bloom nie był zdolny do czegoś takiego. Wiedziałaby gdyby to co mówi Kate było prawdą. Wiedziałby. Potarzała to słowo wciąż, i wciąż na nowo by zagłuszyć słowa Kate.
Gdy Tom ją wezwał miała wrażenie że nie jest w stanie tam pójść. Deliktane pytania Toma przeprowadziły ją przez opowieść o tamtej nocy aż do momentu opuszczenia domu Blooma. Zapytał o jej związek z Bloomem. Odpowiedziała zgodnie z prawdą że było cudownie, że nie wierzy by był zdolny do czegoś takiego. Przyznała że miała przykre przejścia z Kate bo ich związek rozpoczął się jeszcze w czasie gdy Bloom był z panią B. Popatrzyła na niego. Nie zwracał na nią uwagi. Wbił wzrok w ścianę. Zabolało ją to. Przecież nie była obca. Musiała przetrwać serię napastliwych pytań oskarżyciela z których jasno wynikało że rozbiła szczęśliwy związek, i że być może to ona jest winna temu co się stało. Złościło ją to. Stek bzdur, pomyślała. Jakie to wszystko jest nierealne. Gdy opuszała miejsce dla świadków wyglądała gorzej niż Kate B. Było jej słabo i czuła się brudna. Wszyscy na sali patrzyli na nią z potępieniem. Cholera przecież to nie mnie tu sądzą! Olivier wyprowadził ją z sali nei czekajać na koniec rozprawy. Troskliwie usadził w samochodzie. Zawiózł do siebie i położył spać. Gdy obudziła się wieczorem i zeszła na dół znalazła go przed telewizorem. Oglądał kanał sądowy.
- Jaka sytuacja? - zapytała siadając obok niego.
- Zła - objął ją ramieniem - Wszyscy eksperci sądowi są zdania że zostanie skazany. Potrzeba cudu.
- Cuda zdarzają się w filmach, nie w prawdziwym życiu - cynicznie stwierdziła Ayla.
- Miej wiarę siostro - Olivier przytulił ją do siebie.
- Miałam. Pół roku temu.
*******************
Ostatni dzień rozprawy miał przebiegać wedle utartego schematu. Mowy końcowe, procedura. Góra dwie godziny. Okazało się jednak że Tom miał jeszcze coś w zanadrzu.
- Wysoki sądzie mam jeszcze jednego świadka.
Głośne protesty oskarżenia, zagłuszył autorytatywny głos siędziego.
- Panie Erhart zna pan procedury. Zakończono przesłuchania świadków.
- Wysoki sądzie jest to zeznanie tak ważne dla ostatecznego wyniku tego procesu że pozwolę sobie nalegać.
- Proszę do mojego gabinetu. Chcę zapoznać się tam z zeznaniami świadka. Wtedy podjemę decyzję. Przerwa do godziny 10.
- Co się dzieje? - Ayla zbladła.
- Jakiś zwrot w sprawie - odpwiedział Olivier - Co się mogło zdarzyć w ciągu 12 godzin?
Godzinę później wprowadzono do sali obcego mężczyznę. W panującej ciszy okrzyk przestrachu który wydała z siebie Kate B. nie mógł pozostać nie zauważony.
- Pan Joseph Davis.
- Panie Davis czy zna pan panią Kate B.? - Tom zadawał pytania rozluźniony, pewny siebie.
- Tak jest.
- Skąd?
- Zapłaciła mi za pobicie i gwałt.
- Proszę o więcej szczegółów.
Davis opowiadał w jaki sposób doszło do spotkania, i co potem zrobił w łazience, w posiadłości Kate B. Nagle głośny krzyk przerwał jego zenania.
- Milcz ty cholerny idioto! Nie dość ci zapłaciłam żebyś się stąd wyniósł?!!!!!! Nikt ci i tak nie uwierzy ty glisto! Bloom pójdzie siedzieć bo ja tego chcę! Upokorzył mnie! - Kate B. kompletnie straciła panowanie nad sobą. Wyprowadzono ją z sali.
Tom zwrócił się do sędziego:
- To chyba kończy sprawę?
Ogłoszono umorzenie procesu i rozpoczęcie rozpatrywania zarzutów wobec pani B. i pana Davisa.
******************
Trzy dni później na obiedzie z Tomem Ayla dowiedziała się szczegółów.
- Złapali Davisa jak rabował stację benzynową - mówił Tom - To była recydywa. Poszedłby siedzieć na 10 lat. Pohandlował z nami i oto mamy efekty.
- Skąd ona miała spremę Blooma?
- Ayla przecież kochaliscie się prawda? Wiesz że Bloom to bałaganiarz - Ayla zarumieniła się - Z zeznań Rodneya wynikało że była wtedy w domu. Zabrała prezerwatywę z której wy korzystaliscie. Gdy to mówiła pluła prawdziwym jadem.
- Ona nie jest chyba normalna.
- Chyba jest. Zaślepiła ją nienawiść i zazdrość to wszystko. Będzie miała sporo kłopotu z wyplątaniem się z tego. Do tego fałszywe zeznania.
- Co z Bloomem?
- Wyjechał do Wielkiej Brytanii zaraz po rozprawie. Myślałem że wiesz.
- Nie rozmawiamy ze sobą.
- Zdarza się. No idę już. Mam sporo spraw na głowie. Do zobaczenia.
Ayla pozostała sama przy stoliku. Patrzyła przez szybę restauracji na ulicę ale nic nie widziała. Więc to koniec. Koniec wszystkiego?

PANICALEX

Alex zatrzymała się. Deszcz lał tak jak to tylko w Londynie jest możliwe. Już dawno była przemoknięta do suchej nitki. Spojrzała w niebo. Kretynko, pomyślała, i co ty teraz ze sobą zrobisz. Była pewna jednego. Nie wróci do Keanu. Nie chciała go już nigdy więcej widzieć. Koniec tłumaczeń, koniec przepraszania za to jaka jest. Zawsze była niezależna i chciała zachować choć cząstkę tej niezależności. Albo jej ufa, albo niech idzie do diabła. Weszła na chwilę do jakieś restauracji. Musiała przemyśleć sprawę. Ludzie przyglądali się jej ukradkiem. Boże muszę wyglądać jak obraz nędzy i rozpaczy, pomyślała. Zamknęła się toalecie. Fakt, wyglądała kiepsko. Mokre włosy, rozmazany makijaż, oczy podpuchnięte od łez. Cholera, nie mam nawet pieniędzy. Obmacała kieszenie dżinsowej kurtki, którą miała na sobie. Jej palce natrafiły na znajomy, płaski kształt. Karta kredytowa. Dzięki Is! Odetchnęła głęboko, umyła twarz. Już wiedziała co zrobi. Wyszła z toalety i poprosiła o wezwanie taksówki. Chwilę potem jechała na lotnisko.
- Kiedy odlatuje najbliższy samolot do Stanów?
- Za pół godziny. Do NY. Właśnie kończy się odprawa.
- Proszę jeden bilet. Klasa turystyczna. Bez bagażu - Alex była zdecydowana.
Siedziała w samolocie, opatulona w koc. Ubranie nadal miała mokre ale jakoś nie zauważała tej niedogodności. Byle stąd wyjechać. Z kilka godzin będzie bezpieczna. Wolna.

************

Keanu był wściekły. Była prawie trzecia rano a Alex ciągle nie było. Był wściekły na nią za to co zrobiła, za to że uciekła. I zaczynał się martwić. Cholera jest dorosła. Niech robi co chce. Mogła chociaż zadzwonić. Pewnie jest u Is. A co jeśli odeszła? Ta myśl go trochę otrzeźwiła. Dopiero teraz zauważył że wypił prawie półtora butelki whisky. Pokój zaczynał się niebezpiecznie kołysać. Oparł się o ścianę. Naszła go natrętna myśl że musi zadzwonić do Is. Musi. Ruszył w stronę telefonu. Po kilku sygnałach usłyszał zaspany głos Is.
- Słucham?
- Is? Alex...
- Keanu?
- Alex...
- Co Alex? Coś się stało?
- Ona... Ja...
Is usłyszała tylko głośny hałas, potem w słuchawce zapadła cisza.
- Keanu!
Zaczęła tarmosić Jude’a.
- Jude! Wstawaj. Coś się stało. Musimy jechać do Alex.
- Co? – Jude nie wyglądał na kogoś kto opuści wygodne lóżko w deszczową noc.
- Dzwonił Keanu. Chyba był pijany. Coś się stało. Wstawaj.- Is już mocowała się z zamkiem dżinsów.
- Czy oni nie mogą załatwić tego sami?
- Nie! – kategoryczna odpowiedź Is załatwiła sprawę.

*************

Kenu powoli otwierał oczy. Miał wrażenie że głowa zaraz pęknie mu na pół. Pierwszym co zobaczył była czyjaś rozmazana twarz. Pierwszym co usłyszał pytanie:
- Jak się masz stary?
- Nie bądź dla niego taki miły – poirytowany kobiecy głos, zdecydowanie zbyt głośny wywołał nowy atak bólu – Gdzie Alex? Co jej zrobiłeś draniu?
- Daj spokój Is. On prawie nie kontaktuje. Słyszałaś co mówił lekarz Nie dość że walnął się w głowę, szczęście że lekko, to jeszcze będzie miał rano kaca giganta – Keanu nie słyszał reszty. Znowu odpłynął w ciemność .

****************

Po południu, gdy wreszcie Jude zdołał go doprowadzić do jakiego, takiego stanu przy pomocy zimnego prysznica i morza kawy, mógł odpowiedzieć na ich pytania.
- Nie wiem gdzie ona jest – opowiedział o kłótni i o tym że Alex wybiegła na ulicę tak jak stała.
- Bałwan – skwitowała to zimno Is – Podobno ją kochasz a nic o niej nie wiesz.
- Odczep się – skrzywił się Keanu.
- Mowy nie ma. Nie wiemy gdzie jest, czy się jej coś nie stało. A ty zamiast coś zrobić potrafisz się tylko upić do nieprzytomności.
- Zamknijcie się oboje. Keanu zawiozę cię do szpitala. Było podejrzenie wstrząsu mózgu choć lekarz był sceptyczny. Zrobią ci tomografię. A ty Is spróbuj się czegoś dowiedzieć - Jude też był już zmęczony po nieprzespanej nocy. Keanu i Is wymienili wrogie spojrzenia.

ISMERIL

- Cholera jasna z ta naszą matką!!
Biały obłoczek przesunął się po niebie gwałtownie, niesiony siła potężnego kopniaka.
- Aleks uspokój się bo obudzisz malutką.
- A niech się budzi!! Nic tylko uspokój się i uspokój!! A jak ja mam być spokojny skoro moja przyszłość wisi na włosku – czarne oczka skrzyły się złością, a małe, białe, anielskie skrzydełka trzepotały nerwowo. – Przecież to się w głowie nie mieści, żeby mieć taką głupią matkę. Przez nią mogę się wogóle nie urodzić!!
Kolejny obłoczek gwałtownie zmienił miejsce swojego położenia na nieboskłonie.
- Wiesz.... – dziewczynka o jasnych włosach delikatnie kołysała chmurkę, na której spał mały, tłuściutki dzieciaczek. Teraz sapnął i wcisnął sobie piąstkę do buzi. Cmoknął głośno dwa razy i znowu zapadł w sen. – To nie tylko jej wina. Nasz ojciec też ma w tym trochę winy.
- Oczywiście, ale teraz bardziej martwię się o nią a nie o niego.
- Może niewłaściwie?? On też może zrobić coś głupiego.
- Tak, ale Gabriel jest na swoim miejscu i obiecał, że będzie go pilnował, a Azariel ma urlop i powiedział, że za żadne skarby z niego nie zrezygnuje, że ponad ćwierć wieku czuwał na stanowisku i należy mu się mała przerwa.
Obydwa aniołki westchnęły żałośnie i wyjrzały znad krawędzi dużej chmury. Nowy Jork spowity był łuną tysięcy świątecznych świateł, w gwarze ulic pobrzmiewały dzwonki świętego Mikołaja, a na każdym rogu słychać było wesołe „Ho, ho, ho. Marry Christmes”....


AYLA

No hej:) - Ayla trzymając w ręce komórkę machała na taksówkę stojąc przed wejściem na lotnisko Kennedy'ego w NY - Właśnie przyleciałam do NY, czy karta kredytowa Alex pozostawiła gdzieś wyraźny ślad?? Tak wiem Is, ale NY to nie wioska...Ok dobrze, oczywiście sprawdzę najpierw nasze i jej ulubione miejsca. - Ayla w końcu niemal kładąc się na masce zatrzymała wielką, żółtą taksówkę.- Tak wiem...Oj Is nie drocz się ze mną, to jego decyzja nie moja, jeśli nie chce mnie znać to ok...Nie rzucę się z mostu.Nie nie musisz go ode mnie pozdrawiać...- wsiadając do taksówki rzuciła adres ich ulubionego hotelu, a potem kontynuowała rozmowę z Is - Może wróćmy dosprawy Alex??- zmarszczyła brwi, jakoś temat Blooma nie był ostatnio jej ulubionym - Dobrze...Eeetam, niech on lepiej narazie jej nie szuka. No wiem wiem...Ciekawe czy ta suknia ślubna w końcu sie doczeka...- Ayla trąciła taksiarza w ramię i wskazała na przecznicę w lewo - Muszę kończyć Is...Trzymaj się cieplutko, uważaj na siebie i nie szalej z Jude'm za często, pamiętaj o swoim stanie - Ayla zachichotała i odsunęła komórkę od ucha słysząc oburzony potok słów - No to Pa, kocham cię, wariatko!! Very Happy . Tak jasne, że zadzwonię jak tylko czegoś się dowiem.
Zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła przed hotelem.

**************
Is z uśmiechem schowała komórkę do kieszeni . Spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi. Jude spóźniał się już 30 min. a to do niego nie podobne. Sięgnęła znów po telefon, ale rozmyśliła się - No jeszcze tego brakowało, żebym go kontrolowała.-Szła powoli bulawrem wzdłóż Tamizy. - Mógłby przynajmniej zadzwonić - w myslach coraz bardziej się irytowała - Faceci...Niby kazdy inny, ale wady ciągle się powtarzają...Czy tak trudno poprostu powiadaomić, że coś wypadło i nie narażać kogoś na zbędne czekanie i nerwy??...
Nie wytrzymała i sięgnęła po komórkę
- No i...??- zapytała poprostu gdy tylko Jude się zgłosił
- No cześć skarbie, własnie miałem do ciebie dzwonić...
Is przewróciła oczami
- Rozumiem,że mam dłużej nie marznąć, bo i tak nici z naszego dzisiejszego spotkania??
- Stasznie mi przykro...Widzisz ...Sadie własnie zadzwoniła,że niania się rozchorowała no i muszę pojechać do dzieci...Przepraszam - "przepraszam" było powiedziane niezwykle uroczo, co oczywiście nieco wychamowało złość Is, ale nie omieszkała rzucić na koniec - No cóż...Trudno. Ale szkoda, że nie wpadłeś na pomysł ,żeby mnie o tym poinformować...W taim razie wracam do domu...Robi się ZIMNO- wyłączyła telefon...
"No tak...A czego mogłam się spodziewać...Facet ma rodzinę, która zawsze będzie na pierwszym miejscu i nawet nie mam co mieć o to pretensji, bo sama będę niedługo matką". Is skręciła w ruchliwą ulicę i powoli zatopiła si w tłum

*

- Billy ja mówię poważnie...- Ayla ściągnęła brwi i spojrzała z niecierpliwiona w wesołą chochlikową twarz B. Boyd'a.
- Dziewczyno naprawdę jej nie widziałem...Może Dom...A może Lij będą coś wiedzieć...
- Dobra...- Ayla westchnęła i odstwaiła na wpół wypitą szklankę z piwem. - Ale to naprawdę poważna sprawa...
- Wiesz ja też jestem zaskoczony...Takie jazdy bardziej pasują do ciebie
- Dzięki - Ayla uśmiechnęła się
- Nie to żebym miał cię za wariatkę, ale..ekhm...A zresztą wszystkie trzy jesteście lekko stuknęte...I dlatego was lubimy...niektórzy z nas nawet bardzo Was lubią - Billy z aktorską zręcznością powiedział ostatnie zdanie naśladując "czarusiowaty", ciepły głos Blooma.
- Billy chcesz mieć to piwo na głowie??- Ayla udając złość podniosła niebezpiecznie szklankę.
- OK...OK już milknę - wykonał gest zasuwania ust na suwaczek.
- Nie masz pomysłu gdzie możnaby jeszcze poszukać Alex??- Ayla westchnęła i potoczyła wzrokiem po pubie.
- No naprawdę nie wiem...Może zaszyła się w jakimś muzeum?? Wiem!!!!!- wrzasnłą aż Ayla posdkoczyła a kilku gości z sąsiednich stolików popatrzyło na nich z zaciekawieniem..
- Mam kumpla detektywa...Poczekaj!- złapał Aylę za rekę gdy ta machnęła ręką zniechęcona - On jest naprawdę dobry, powiem Ci,że jeśli Alex jest w NY to tylko on ją może znaleźć...
- No dobrze...W sumie czemu nie??
- Zadzwonię do niego i umówimy się z nim choćby jeszcze dziś...OK?? Poze tym zdaje się,że Dom i Lij tez tu będą za kilka dni...Wiesz takich DWÓCH jak nas TRZECH to nie ma ani JEDNEGO.
- Zaponiałeś o Samie - Ayla uśmeichneła się
- Sam nie liczy , Sam już przepadł, bo się ożenił z Różyczką...- Billy uśmiechnał się jak Pippin B-| z tym cudownym naiwnym hobbitowym optymizmem B-| .

ISMERIL

Alex szła powoli wśród bradweyowskich świateł. Z każdej strony zachęcająco migały do niej kolorowe neony. Także i tutaj wszystko było przystrojone girlandami z sosnowych gałęzi, bombkami i złotymi łańcuchami. Ludzi nie było zbyt wiele. Wszyscy biegali z szałem w oczach po sklepach i zastanawiali się czy cioci Fridzie przyda się kolejne opakowanie soli do kąpieli z morza martwego bo cała rodzina miała wielkie wątpliwości czy ciocia używa do mycia czegoś innego niż szarego mydła. Także Alex pewnie biegałaby po sklepach, ale nie w tym roku. W tym roku postanowiła coś zmienić i nie poddać się rutynie. Dlatego właśnie teraz szła wśród świateł i rozglądała się za jakimś interesującym przedstawieniem. Miała ochotę na teatr!! Wreszcie spostrzegła plakat reklamujący „Opowieść Wigilijną”. Skręciła do kasy i kupiła bilet.
Siedząc już na widowni zastanawiała się czy jednak nie ucieka?? Chyba trochę tak. Po przyjeździe do NY cały czas sobie wmawia, że dobrze zrobiła zostawiając Keanu i Londyn. Ale czy to naprawdę prawda?? Tego nie mogła rozstrzygnąć. Całe dnie włóczyła się po ulicach. Kupiła farby, pędzle i sztalugi bo chciała malować. Robiła wszystko by cały czas być w ruchu, by cały czas o czymś myśleć. Nie chciała nawet rozmawiać z Ayla i Is. Tylko wieczorami, tuż przed zaśnięciem zaczynał się koszmar natrętnych myśli. Leżąc w łóżku prawie czuła zapach Keanu i jego dotyk. Jego delikatne pocałunki i jakże podniecające ukąszenia w uszy i szyję. To była prawdziwa męczarnia. Wtedy chciała zerwać się z łóżka i szybko do niego wracać. Ale nie mogła. Przecież rozczarował ją swoją postawą......
Kurtyna rozsunęła się i oczom widzów ukazał się kantor a w nim kilku pracowników kończących pracę i bohater opowieści czyli pan Scrooge.....
Cały wieczór Alex wpatrywała się jak urzeczona w postać Scrooge`a. James Marsters, aktor grający głównego bohatera, całkowicie zafascynował ja swoja kreacja ale nie tylko. Cos mrocznego i pięknego w jego twarzy nie pozwalało Alex oderwac wzroku. Kłaniając się widowni na zakończenie przedstawienia James spojrzał prosto w oczy Alex, a ona poczuła jakby przeszedł ja prąd. Serce zaczęło bic mocniej i szybciej, a w brzuchu wyroiło się tysiące trzepoczących skrzydłami motyli. Musiała go poznać. Teraz... zaraz....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:52, 27 Cze 2006    Temat postu:

PANICALEX

Alex potrząsnęła głową. Siłą zdusiła w sobie to uczucie. Nie po to uciekła od jednego mężczyzny żeby zaraz zakochiwać się jak jakaś egzaltowana nastolatka w drugim. Szybko opuściła teatr zamazując w pamięci obraz twarzy aktora. Rozejrzała się po ulicy ogarniętej przedświąteczną gorączką. Miała chęć wrócić do domu który wynajęła w agencji słynącej z dyskrecji. Wiedziała że Is szybko ją namierzy idąc śladem karty kredytowej, unikała więc hoteli. Na razie musiała to wszystko jakoś poukładać. Dała sobie tydzień. Potem może zadzwoni do nich. Było jej głupio bo wiedziała że się martwią i że jej szukają ale nie mogła się zmusić do jakiegokolwiek działania. Popadła w jakiś kompletny marazm. Nic jej nie interesowało, nic jej nie cieszyło. Czuła się pusta w środku.
Szła przed siebie, potrącana przez ludzi którzy dosłownie uginali się pod naręczami paczek i papierowych toreb. Wszyscy mieli kogoś kogo mogli obdarować prezentem, kogoś o kim pamiętali i kto pamiętał o nich. Poczuła że wilgotnieją jej oczy. Nic nie widząc przez łzy wpadła na kogoś. Usiadła z rozmachem na chodniku.
- Nic pani nie jest? – usłyszała głos tuż przy uchu. Podniosła wzrok. Chłopiec, najwyżej dziesięcioletni, wpatrywał się w nią z mieszaniną rozbawienia i strachu w brązowych prawie czarnych oczach. Znała te oczy bardzo dobrze. Aż za dobrze. Pociągnęła nosem. Łzy popłynęły same.
- Proszę pani...?
Masz ci los! Wystraszyła dzieciaka na dobre. Rozkleiła się tylko dlatego że miał oczy dokładnie takie same jak Keanu. Idiotka.
- Nic.. nic mi nie jest – wykrztusiła. Wstała i zaczęła się otrzepywać by ukryć zaczerwienioną od wstydu twarz. Dokoła nich leżały pakunki które niósł chłopiec gdy na niego wpadła.
- Boże, mam nadzieję że nic się nie zniszczyło – popatrzyła na niego. To był błąd. Tak by wyglądał ich syn. Miałby takie oczy. Takie włosy. Jasne jak jej.
- Nic się nie stało, jestem pewny. To tylko pluszaki dla siostry. Pomagam tacie robić świąteczne zakupy – mały wypiął dumnie pierś.
Pomogła mu je pozbierać i ruszyła przed siebie. Obejrzała się przez ramię by jeszcze raz na niego spojrzeć. To był drugi błąd tego dnia. Wogóle błędem było wychodzić z domu doszła do wniosku gdy poczuła że znów traci równowagę po zderzeniu z jakimś facetem. Tym razem jednak nie wylądowała na chodniku. Mężczyzna chwycił jej rękę i przyciągnął do siebie. Cholera, pomyślała. Stała na środku chodnika w ramionach Jamesa Marstersa.

ISMERIL


- ]Proszę zobaczyć. Tu widać główkę, tu brzuszek – lekarz wodził palcem po monitorze pokazując kolejne części ciała małego człowieczka, który zamieszkiwał już od jakiegoś czasu brzuch Is.
- A dlaczego ono tak podskakuje??
- Bo ma czkawkę.
Mała rączka powędrowała do ust i mały człowiek zapamiętale zaczął ssać własną pięść. Is mimo wszystko uśmiechnęła się. Nagle ta mała istotka nabrała kształtów człowieka. Poprzednio gdy ją widziała była tylko małym, szarym punkcikiem a teraz?? Teraz to był człowiek. Indywidualna jednostka ludzka, która tymczasowo zamieszkuje jej brzuch. To mały człowiek który żyje dzięki niej. Lekarz przestawił urządzenie i obraz zrobił się trójwymiarowy. Jeszcze raz obejrzał serce, a potem pokazał mała twarzyczkę. Is wpatrywała się w te twarzyczkę z prawdziwa fascynacją. Mały człowiek wydobył piąstkę z ust i obdarzył Is czymś co bardzo przypominało uśmiech.
- Czy ono się uśmiecha?? – zapytała Is z niedowierzaniem
- W rzeczy samej – lekarz się uśmiechnął – Chce pani znać płeć tego malucha??
Chwila zastanowienia i szybka decyzja.
- Tak. Raczej tak.
- To dziewczynka. Na 99% dziewczynka.
- To znaczy, że to się jeszcze może zmienić?
- Nie, nie- lekarz znowu się śmiał – Ale wolę sobie pozostawić ten 1% na ewentualną niespodziankę. Tak poważnie, to na pewno dziewczynka, bo wszystko ładnie pokazała i nie mam żadnych wątpliwości. No to chyba tyle. – podał Is papierowe ręczniki do wytarcia brzuszka – Wszystko jest w idealnym porządku.
Is wytarła porządnie brzuch i zapięła spodnie.
- Tutaj ma pani opis badania i kasetę dla tatusia, bo pewnie też jest ciekawy pociechy.
Wręczył Is torbę z kasetą i się pożegnał.
„Tatuś – myślała Is – Czy chciałby wiedzieć?? Zapewne tak, ale czy ja chce żeby wiedział?? Chyba jednak nie.”
Ledwie zdążyła wyjść przed drzwi gabinetu gdy rozległ się natrętny dzwonek komórki.
- Słucham??
- I jak skarbie?? Już po badaniu??
- Tak Jude. Wszystko w porządku.
- Widziałaś dzidzię??
- W całej okazałości.
- Była aż tak mało fascynująca, że nie chcesz mi o niej opowiedzieć?? Jestem bardzo ciekawy.
Jude. Kochany Jude. Od początku wiedział jak trudno jej zaakceptować ten odmienny stan w jakim się znajduje. Konsekwentnie, dzień po dniu, gdy tylko był z nią starał się ją zachęcać do tego, by zaczęła traktować malucha jak odrębną istotę potrzebującą miłości. Często wspominał o swoich dzieciach, by pokazać Is jak wiele radości potrafią sprawić. No i przede wszystkim pokazywał Is, że kocha ja pomimo rosnącego brzucha. Że kocha ją i małego człowieka wewnątrz niej.
- Is?? Jestes tam??
- Tak, jestem – Is wyrwała się z zamyślenia
- No to opowiedz mi proszę.
- Widziałam, że ma wszystko co mieć powinno czyli maleńkie rączki i nóżki, i główkę. Miało czkawkę i tak śmiesznie podskakiwało. Potem ssało piąstkę, a potem się do nas uśmiechnęło.
- Naprawdę?? No to mnie ominęło
- Naprawdę się uśmiechnęło, ale nie martw się że nie widziałeś. Mam wszystko na kasecie. Jak będziesz chciał to sobie obejrzysz.
- Oczywiście, że będę chciał.
- Ale to jeszcze nie wszystko. Wiem że to będzie dziewczynka. Lekarz jest pewny. Podobno było wszystko widać.
- Wow!! To znaczy, że mam dwie dziewczyny do przytulania i całowania. – Jude powiedział naprawdę radośnie. – Słuchaj Is, jutro rano odwożę dzieciaki do Sadie. Potem podjadę po ciebie i kupimy choinkę, i wszystko co potrzeba na święta. Wprawdzie pojutrze, z samego rana musze się zameldować u Sadie żeby z dziećmi rozpakować prezenty, ale świąteczny obiad zjemy już razem. Nie mogę pozwolić, żebyś święta spędziła w hotelu. Pozatym mam przeczucie, że jeśli postawimy choinkę to Mikołaj znajdzie cię tutaj i nie będzie musiał zostawić prezentów w Polsce – w słuchawce telefonu było słychać jakiś huk – Cholera??!! Co tam się dzieje??!! – Jude zakrył słuchawkę dłonią, ale i tak było słychać jak krzyknął – Na chwile nie można was zostawić samych!! Rudy zostaw ten wazon!! Sorry Is, ale musze kończyć. Raffy urządził sobie boisko w salonie. Pa kochanie.
- Pa
Is schowała telefon do torby i szła chodnikiem z błogim uśmiechem na twarzy. To mimo wszystko będą przyjemne święta. Wprawdzie nie będzie z rodzicami, ale spędzi je z mężczyzną, który jest cudownie ciepły i darzy ją uczuciem.

*

Obudziła się w środku nocy z jakimś wewnętrznym przykazem, by powiadomić Johnnego, że z dzidzia wszystko w porządku i że to dziewczynka. Usiadła na łóżku, a mała wywinęła fikołka.
- O co chodzi?? – Is zapytała swój brzuch. Jakoś wcześniej tego nie robiła i wydawało jej się to trochę dziwne.
- Chcesz, żebym zadzwoniła do twojego taty?? – kolejny fikołek nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że właśnie o to chodzi. Is pomyślała, że może da się uspokoić małą. Pogłaskała brzuszek
- Tata dzwonił do nas popołudniu i powiedziałam mu, że wszystko z tobą dobrze i że się uśmiechałaś. Obiecał że jutro kupimy choinkę. – tym razem nie było fikołka tylko zniecierpliwione kopniecie. Is westchnęła
- Nie dasz się nabrać prawda?? No dobrze, ale nie będę dzwonić. Wiesz, że źle nas potraktował. To znaczy mnie, bo o tobie jeszcze nie wiedział. Teraz ja jestem z Judem i musisz przywyknąć. Do Johnnego wyślemy SMSa.
Sięgnęła po komórkę.

*

Cholera, zrobił to. Zrobił to, a miał tego nie robić. Gdyby mógł rąbnąłby głowa w ścianę, ale nie mógł. Vanessa dokładnie oplotła go swoimi szczupłymi udami. Przyjechał do domu na święta. Do dzieci. Nie do Van. A ona tak go omotała, że przepadł i dopiero teraz wróciło mu jasne myślenie. Miał kaca moralnego, bo nie chciał tego robić. Nie chciał, by Van się łudziła, że wszystko jakoś się miedzy nimi ułoży. Nie ułoży się. To pół roku samotności dobrze mu zrobiło. Tęsknił za dziećmi i to bardzo, ale nie myślał o Van. Jego myśli całkowicie zaprzątała Is. Zaczął kupować brukowce i wycinał wszystkie jej zdjęcia. Głośno się o jego małej Is zrobiło. Umiała sobie wybrać odpowiednich znajomych. Wszędzie plotkowało się o niej i o tym cholernym Angolu. Wszyscy myśleli, że to jego dziecko, a on nie zaprzeczał. Gdy Johnny słyszał w wywiadach jak Jude umiejętnie omija temat dziecka tak, by ani nie potwierdzić, ani nie zaprzeczyć plotkom o tym, że jest ojcem dziecka Is, krew go zalewała. Ale co mógł zrobić?? Nie chciał z Is walczyć. Nie chciał jej sprawiać przykrości. Usunął się z jej życia, bo ona tego właśnie chciała. Ale czy na pewno?? Znów przypomniało mu się jak ciepło go przyjęła tego zimnego wieczoru na angielskiej wsi. Zamknął oczy i przypomniał sobie jej ciepły dotyk i słodki smak. Przypomniał tez sobie jak dziecko gwałtownie zareagowało na jego dotyk. Serce zaczęło bić mu mocniej, jak zawsze gdy wspominał Is i maleństwo. No i znowu krew w nim zawrzała. Gdyby nie ten pieprzony Angol Is byłaby teraz z nim. Wiedział to.
Odgłos komórki przerwał jego rozmyślania. Wyciągnął rękę i po chwili wymacał ja na podłodze i podniósł. „Byłam na USG. Wszystko dobrze. To dziewczynka. Is”. Cos go ścisnęło za serce. Dziewczynka!! Jego druga mała księżniczka!!
Wyplątał się z uścisku Van i naciągnął bokserki na tyłeczek
- Johnny?? Gdzie idziesz??
- Musze zapalić. Śpij
Zbiegł na dół do kuchni. Chciał śpiewać.


AYLA

Brodway...- Ayla chlapnęła się dłonią w czoło - Że też na to wcześniej nie wpadłam
- Ayla, Brodway to ponad sto teatrów, teatrzyków i scen amatorskich...Nawet jakbyś na to wpadła, to i tak szukałabyś igły w stogu siana - Lij siedząc za kierownicą uśmiechnął się we wsteczne lusterko skierowując wesołe błękitne spojrzenie na rozemocjonowaną Aylę.
- Jesteście pewni,że ona tam jest??- Ayla wierciła się niecierpliwie w samochodzie
Dom zrobił chytrą minę - Podobno wpadła w sidła pewnego przystojniaka
- Oj...Chyba ten wasz detektyw pomylił osoby. - Ayla zrobiła powątpiewającą minę - Alex nie rzuca się w ramiona każdego faceta, poza tym przeciez wychodzi za mąż...
- Miała...Miała wyjść za mąż, zapomniałaś skąd ta cała awantura???- Billy odwrócił się do tyłu i zaraz dostał po łbie od Lija, który nie mógł sięgnąć dźwigni zmiany biegów, bo Billy się na niej niemal położył.
- Poza tym to nie byle jaki facet...- Billy poprawił czuprynę i oddał trzepnięcie Lijowi...
- Elijah łap się za kierownicę, ja was proszę, nie w samochodzie - jęknęła Ayla, bo na przednich siedzeniach trwała już regularna bitwa.
W końcu zahamowali przed jakąś stylową kamienicą
- Czwarte piętro, apartament nr. 8.- Powiedział Billy - my tu poczekamy na ciebie - Hobbici pokiwali głowami
- No dobrze...Sama sprawdzę, czy to nasza Alex.
Ayla lekko zapukała do stylowych drzwi. Odpowiedziała jej cisza. Po chwili wahania zapukała jeszcze raz mocniej. I znów cisza. Ayla zniechęcona zeszła na dół do sutereny.
- Przepraszam...- zagadnęła starszego faceta o znudzonej minie dozorcy – Czy mieszkanie nr 8 jest zajęte??
- Już nie...Wczoraj się zwolniło- facet obrzucił Aylę badawczym spojrzeniem – A czy może mi pan powiedzieć kto tam mieszkał??
- Ja tam ludzi nie szpieguje...Poza tym każdy pilnuje własnych spraw...
Ayla sięgnęła do kieszeni i wyjęła 20- to dolarowy banknot
- Naprawdę bardzo mi zależy...Szukam siostry, wie pan ona uciekła z domu tuż przed Świętami, mama bardzo się martwi...
- Siostry....- przyjrzał się Ayli i sięgnął po położony na parapecie korytarzowego okna, banknot – Ta dziewczyna nie była do pani podobna...
- To przyrodnia siostra...A jak ta dziewczyna wyglądała??
- Wyższa od pani...Blondynka, ładna, buzia... Chyba artystka, bo jakieś farby i sztalugi któregoś dnia przydźwigała...No i wyglądała jak ktoś kto szuka samotności....
Ayla uśmiechnęła się.- To ona...A może wie pan, gdzie jej teraz szukać??
Rozłożył ręce – Naprawdę nie mam pojęcia, ale...Może wyprowadziła się do tego faceta, co to z nim tu ostatnio była...Taki o kościstej twarzy, chyba przystojny, bo coś sąsiadki plotkowały o nim, że wygląda na modela albo aktora..- facet wzruszył ramionami...
Ayla podziękowała mu i wróciła do samochodu.
- Spóźniliśmy się o jeden dzień – mruknęła w odpowiedzi na pytające spojrzenia .

Nadeszły Święta. Is spędziła je w towarzystwie Jude’a i jego dzieci, które, mimo jej obaw, polubiły ją i zaakceptowały. Oczywiście część tych świąt musiała dzielić się Jude’m i dziećmi z Sadie, ale nawet wtedy, ciągłe telefony, czy choćby SMSy przypominały jej ,że pewien niebieskooki przystojniak wciąż o niej myśli.
Dostała też malia z życzeniami od Johnny’ego i z podziękowaniem za informację o ich dziecku. Czytała go kilkanaście razy, próbując zrozumieć, odgadnąć co słowa na ekranie tak naprawdę znaczą, czy Johnny chciał jej jeszcze coś, między wierszami przekazać?? W końcu machnęła ręką zła sama na siebie, że wciąż się łudzi co do tego mężczyzny...Poza tym znów przyszedł kolejny, miły ciepły SMSik, po przeczytaniu którego uśmiechnęła się sama do siebie – I po co ty się łudzisz wariatko?? Masz faceta, który jest przy tobie i nie ma co tamtego wspominać...Mimowolnie pogładziła brzuszek. Wiedziała że czy chce czy nie chce, do końca życia będzie mieć coś wspólnego z Johnny’m.......

*************************************
Mimo namów i próśb ze strony Hobbitów, Ayla postanowiła spędzić Święta w NY, zwłaszcza po telefonie od Oliviera, który gdy tylko dowiedział się gdzie jest, zaraz przyleciał do NY z Los Angeles.
- Przepraszam was chłopcy...Nie gniewajcie się, ale wolę być tu...może Alex się odezwie...?? – Ayla popatrzyła słodkim spojrzeniem na Billy, ego, Lija i Doma, podczas ich ostatniego przedświątecznego spotkania w ulubionym pubie.
- Dobrze, dobrze....My już swoje wiemy, zdradziłaś nas z tym żabojadem...- Billy zrobił zrozpaczona minę
-Nas jak nas...Ale...ała!!!- syknął Dom po kopniaku jaki zarobił pod stołem od Lija – No co?? Orli to nasz kumpel, nie??
- Ale to nie nasza sprawa – Lij potargał mu czuprynę
- Dzięki Lij, masz rację to nie wasza sprawa...Ale skoro już mnie tak osądzacie to wiedzcie,że nie tylko ja tu zawiniłam...
- Spoko mała...Już ten Elf od nas swoje usłyszał...- Billy uśmiechnął się – ale żałuj...Szykują się zarąbiste święta w górskim domku Lija w Aspen...
- No....Nie wiem, jak ja potem wytłumaczę Mamie tę demolkę, którą tam pozostawią ci zbójcy...- Lij udał rozpacz.
- Nie martw się stary...Kupimy jej coś najwyżej...- Dom przytulił Lija
- Tak...Kupimy...Tylko co?? Lij?? A twoje mama nosi sexowną bieliznę?? – Billy uśmiechną się chochlikowato...
- Jasne i stringi też.. Odwal się Dom...
Ayla westchnęła – Przy was naprawdę nie sposób się nudzić...
- No ale co tam my...Francuz fajniejszy....- czknął Billy...
- Musze już uciekać...Trzymcie się kochani i uważajcie na Gryzli w tych górach – Ayla pożegnała się z Hobbitami i popędziła na lotnisko.
Wieczór przed Wigilią zapowiadał się w iście francuskim, romantycznym stylu:>

PANICALEX

12 godzin wcześniej.
Alex stała w progu apartamentu Jamesa. Coraz mniej była przekonana do decyzji którą podjęli zaledwie kilka godzin wcześniej. James siedząc na kanapie z uśmiechem patrzył na jej pełną konsternacji twarz.
- Alex daj spokój! Przecież ustaliliśmy jasne zasady. Chodź tu do mnie.
Alex powoli przeszła przez pokój i usiadła obok niego. Objął ją ramieniem.
- James sama nie wiem. Znamy się tylko niecałe dwa dni.
- A już czujemy się jak starzy przyjaciele. Przyjaciele, pamiętasz?
Alex przypomniała sobie tą beznadziejną scenę na chodniku. Zamiast zachować się jak dorosła kobieta i odejść ona rozpłakała się w ramionach obcego mężczyzny. Ale to tylko dlatego że tak dawno nie miała się do kogo przytulić, ani z kim porozmawiać. Nagle poczuła się taka cholernie samotna i opuszczona. Tak oszukuj się dalej, on ci się podoba, jakiś diabelski głosik szeptał jej do ucha. Potrząsnęła głową. James zabrał ją do restauracji, wysłuchał cierpliwie jej zwierzeń, przy trzech butelkach potwornie drogiego wina za które sam zapłacił. Aż było jej głupio. Nawet jak była z Keanu nie pozwalała mu za siebie płacić. Ale tym razem nie miała siły się kłócić. Keanu... Alex starannie omijała w swojej opowieści imię swojego faceta. Chciała się tylko wygadać to wszystko. Po co wdawać się w szczegóły. Alex nawet nie wiedziała kiedy zgodziła się na propozycję Jamesa by zamieszkali razem. Teraz używał tych samych argumentów co wtedy, by znów rozwiać jej wątpliwości.
- Oboje jesteśmy samotni, tak?
- Tak - kiwnęła głową.
- Wpadliśmy na siebie przypadkiem i poczuliśmy do siebie sympatię, tak?
- Tak.
- Dlaczego mielibyśmy temu zaprzeczać że się lubimy? Po co płacić za dwa mieszkania skoro można za jedno? NY to cholernie drogie miasto.
- Zgadza się - Alex uśmiechnęła się blado.
- No i, do diabła idą święta! Nie chcę być sam, a ty?
- Też nie.
- Więc osiągnęliśmy porozumienie. Zajmiesz większą sypialnię. Chodź pomogę ci się rozpakować - pociągnął ja za rękę.
- Ale James... - Alex szła za nim bezwolnie.
- Ciiiiiii - uśmiechnął się szeroko - Jestem strasznie ciekaw jaką nosisz bieliznę.
- Bałwan!
- No co? Jestem koneserem.
- Chyba nie mówisz poważnie? - Alex stanęła pomiędzy nim i swoją jedyną walizką której dorobiła się mieszkając w NY.
- Mówię bardzo poważnie.
- Nie dotykaj mojej walizki!
- Boże co za maruda! - wziął ją nagle na ręce i rzucił na olbrzymie łóżko.
- James!!!
- Co? Kurczę jak otwiera się ten zamek? Szyfrowy? Cholera! - dostał wielką poduszką którą Alex ściągnęła z łóżka.
- Chcesz wojny moja panno? - uchylił się przed następną poduszką - Zaraz skończy ci się amunicja - zauważył. Alex odwróciła się. Fakt. Została jej jedna mała poduszka.
- Hmmmmm James co powiesz na zawieszenie broni?
- A co dostanę w zamian?
- Zrobię ci kolację.
- Umiesz gotować????!!!!!
- Jestem w tym świetna.
- Chyba zrobiłem interes życia zapraszając cię tutaj.
- Dzięki.
- Za co mi dziękujesz? - usiadł obok niej na łóżku.
- Za to że... Za wszystko - pocałowała go w policzek.
- Cała przyjemnosć po mojej stronie.

PANICALEX

Pierwszy dzień świąt. Mieli go spędzić razem. Keanu pętał się po pustym domu, chodząc z kąta w kąt. Od kiedy Alex uciekła tego deszczowego dnia w Londynie nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Niepewność doprowadzała go do szału . Is albo nie wiedziała albo nie chciała mu powiedzieć gdzie jest Alex. Efekt był taki że niepokoił się jeszcze bardziej. Nie wiedział co się nią stało, nie wiedział czy wróci. Poszedł do jej sypialni. Wszędzie były jej rzeczy. Nic nie zabrała ze sobą. Poczuł się winny. Otworzył szafę, pełną ubrań. Uśmiechnął się smutno przypominając sobie utyskiwania Is na astronomiczne kwoty jakie Alex z Aylą wydawały na stroje. Powiedział jej wtedy że wkrótce to będzie jego problem. Na co Is odpowiedziała że mu współczuje bo Alex w krótkim czasie doprowadzi go do bankructwa. Jej zdaniem będzie potrzebował jeszcze ze trzech „Matrixów” by zapłacić wszystkie rachunki. Roześmiał się i obiecał skonsultować się w tej sprawie z Wachowskimi. Cholera nie zdążył jej nic kupić! Kompletnie nic. Przesunął dłonią po wiszących w szafie sukniach. Jedwab, tiul, aksamit, szyfon, tafta większość w jej ulubionym błękitnym kolorze. Błysk czegoś białego przyciągnął jego uwagę. Na samym końcu obszernej szafy. Niecierpliwie odsunął te wszystkie przeszkadzając mu szmatki. Odetchnął głęboko. Była tam. Suknia ślubna. Prosta a jednocześnie zmysłowa. Delikatnie zdjął ją z wieszaka i odpakował z folii. Położył ją na jej łóżku. Piękna suknia. Usiadł obok. Jego palce muskały falbankę dekoltu. Miękki materiał łatwo poddał się jego dotykowi. Jak jej skóra. Jej włosy.
Wplótł palce we włosy. Wiedział doskonale że powinien przestać się nad sobą użalać. Że powinien coś zrobić. Działać. Ale... jeszcze nie teraz. Nie zauważył że z całej siły gniecie w dłoniach materiał sukni Alex.
- Alex do cholery gdzie się podziewasz?!!

**********************

- Alex.
- Uhmmmmm...
- Alex...
- Chcę jeszcze spać.
Coś włochatego i miłego łaskotało jej twarz. Otworzyła oczy. Gigantyczny pluszowy miś wpatrywał się w nią z błyskiem wesołości w bursztynowych oczach. Dokładnie taki sam błysk zobaczyła w niebieskich oczach mężczyzny który trzymał miśka.
- James co to jest? - usiadła gwałtownie na łóżku nie zauważając że błysk w oczach mężczyzny na chwilę się zmienił gdy kołdra osunęła się na jej biodra odsłaniając seksowną koszulę nocną.
- Twój nowy najlepszy przyjaciel.
- Wczoraj przy dziesiątym drinku w nocnym klubie przysięgałeś że ty jesteś moim najlepszym przyjacielem. - uśmiechnęła się przytulając misia.
- Hmmm fakt. Ale nie zawsze mogę być w pobliżu. Wracjąc do wczorajszego wieczoru. Pamiętasz co jeszcze mówiłaś?
- Mniej więcej... - patrzyła na niego podejrzliwie.
- Pomogę ci. Powiedziałaś że chcesz mieć święta jak z bajki. Że chcesz się nimi cieszyc jak mała dziewczynka.
- Ale to niemożliwe.
- Wszystko jest możliwe. Idziemy do salonu. Acha włóż szlafrok, bo znów będę miał kłopoty z oddechem - Alex pokazała mu język co skwitował sarkastycznym uśmiechem.
- Kobiety! Kto je zrozumie? Chodź już.
Wziął ją za rękę.
- Zamknij oczy.
- James nie jestem dzieckiem. Co tam jest w tym salonie?
- Ciekawostka a myślałem że dorosłe kobiety nie pokazują języka. Zamknij oczy.
- Tak jest tatusiu.
Gdy weszli do salonu Alex poczuła że James staje za nią i obejmuje ją od tyłu.
- Otwórz oczy Alex - usłyszała tuż przy uchu.
- O Boże!
Przy oknie stała gigantyczna choinka przybrana w bajecznie kolorowe ozdoby. Dokoła niej po podłodze jeździła kolejka. Wagony były pełne słodyczy. Pod choinką leżała masa prezentów. W kominku płonął ogień a stół był zastawiony do świątecznego śniadania.
- Czy tak to miało wyglądać?
- Nie wiem co powiedzieć - Alex odetchnęła głęboko - To więcej niż bajka. To marzenie.
Odwróciła się. Była tak wzruszona, że prawie nie oddychała. Objęła go z calej siły.
- Tylko mnie nie uduś z tej wdzięczności - głos mu się dziwnie łamał.
- Znamy się tak krótko a ty już dałeś mi marzenie. Nie potrafię się odwdzięczyć.
- Nie musisz. Przyjaciele, pamiętasz? Zresztą to nie koniec.
- Nie? - pociągnęła nosem.
- Dziś cały dzień będziemy rozpakowywać prezenty i opychać się słodyczami. Wieczorem idziemy śpiewać kolędy a jutro rano na ślizgawkę.
- Nie umiem jeździć na łyżwach - chlipnęła Alex.
- Ja też nie. Nauczymy się razem. Nie płacz Alex - pogłaskał ją po głowie zupełnie jak małą dziewczynkę.
- To za dużo szczęścia na raz.
- Idź się ubrać. Czekam na ciebie.
- Zaraz będę.
Alex pobiegła do swojego pokoju. Musiała się tym z kimś podzielić. Chwyciła telefon i wybrała numer Is.

************************

Ismeril miała wrażenie że znajduje się w ogrodzie pełnym róż. Pachniały odurzająco. Nie mogła się wyzwolić z tego półsnu. Miękkie płatki były wszędzie. Wirowały w powietrzu, leżały po jej stopami. Otulały jej dłonie, twarz. Uniosła powieki.
Gigantyczny bukiet bordowych róż leżał obok niej na poduszce. Is uśmiechnęła się. Jude. Usiadła i wzięła bukiet wtulając w niego twarz. Wyplątała bilecik spomiędzy liści. Na małym białym kartoniku widniały tylko dwa słowa "Zastanów się". Zastanów się? Nad czym? Wtedy to zobaczyła. Małe błękitne pudełko, schowane wcześniej pod różami. Drżącymi rękami odłożyła bukiet. Bała się dotknąć tego pudełka. Wiedziała co to oznacza ale opanowała ją irracjonalna nadzieja że jeśli będzie udawać iż nie zauważyła pudełka nic się nie wydarzy. Opanowała falę paniki. Otworzyła pudełko. Pierścionek był piękny. Biały brylant otoczony szmaragdami. Odetchnęła. Miała jeszcze trochę czasu. Jude był z dziecmi. To był pierwszy dzień świąt. Musi pomyśleć. Dzwoniący telefon wyrwał ją z odrętwienia.
- Is?
- Alex? Co ja mam zrobić?!!!
- Ekchm?????????????
- On mi się oświadczył!
- Kto?
- Jude!
- Więc nie Johnny. Byłby zdolny do czegoś takiego.
- Johnny? Co on do diabła ma z tym wspólnego?
- Sporo o ile pamiętam.
- Nie bądź złośliwa.
- Is nie widzę problemu.
- Ja widzę. On tu wkrótce będzie a ja muszę mieć gotową odpowiedź.
- Tak.
- Co tak?
- Powiedz tak.
- Odbiło ci?
- Kochasz go?
- Kocham.
- Jesteś w stanie sobie wyobrazić że on cię prowadzi do ołtarza?
- Co to za głupie pytanie znowu?
- Jeśli jesteś w stanie sobie coś takiego wyobrazić to możesz za niego wyjść. Gdybyś nie mogła to byłby problem.
- No dobra, jestem w stanie sobie to wyobrazić.
- Widzisz?
- Alex rozmowa z tobą przypomina wymianę zdań z wariatem. Nic nie widzę.
- Rany to oczywiste. Poprostu histeryzujesz. Przemyśl to ale ja już ci teraz mogę powiedzieć że się zgodzisz.
Is odsunęła gwałtownie słuchawkę. Zaczęła liczyć do stu. Musi się uspokoić albo powie coś głupiego.
- Is! Issssssss! Jesteś tam?
- Jestem.
- I jak?
- Nijak. Muszę się zastanowić.
- Ok. Widzę że masz poważniejszy problem niż moje zwierzenia. Zadzwoń do mnie gdy ochłoniesz. Numer jest taki... - Is machinalnie notowała cyfry - Trzymaj się ciepło - Alex odłożyła słuchawkę. Dopiero wtedy Is poczuła że obudziła się naprawdę. Boże nawet nie zjechała Alex za jej ucieczkę. Naprawdę źle ze mną pomyślała.
Dwie godziny później, gdy usłyszała kroki Jude'a w holu, nadal biła się z myślami.
- Hej kochanie.
- Jak dzieci? - zapytała.
- Świetnie. A ty jak się masz? - widziała niepokój w jego wzroku. Nie chciał pytać wprost. Nie chciał naciskać. Pozostawił jej decyzję bo on swoją już podjął. Chce być z nią. Is patrzyła na niego. Przypomniała sobie jego roześmiane oczy wtedy na plaży gdy zdradziła mu swój plan dotyczący spicia Alex i Keanu. I to pełne gniewu, zranione spojrzenie gdy nazwała go Johnny kiedy się kochali. Przypomniała sobie jego radość gdy tańczył z nią ubraną w ślubną suknię w Haroddsie. I jego ból gdy odszedł. Nagle wszystko stało się proste. Będzie sie martwiła później. Później będzie układała te rozsypane klocki z których ostatnio składało się jej życie.
- Tak.
- Tak? - początek uśmiechu w ciągle jeszcze zaniepokojonych niebieskich oczach.
- Wyjdę za ciebie.
Podszedł do niej i mocno przytulił.
- Jesteś pewna? - jego głos był głuchy od tłumionych emocji.
- Nie. Ale wiem że nic lepszego nie może się zdarzyć.
Patrzył na nią przez chwilę. Coś mu mówiło że to nie będzie łatwe. Dla żadnego z nich. Nagle, jakby usłyszała tą myśl, Is powiedziała:
- Johnny...
- Johnny... - odpowiedział.

***********************

Ayla nie była już niczego pewna. Olivier dosłownie porwał ją z ulicy i przyprowadził do tego cholernie drogiego hotelu. Gigantyczne świerki ozdabiały hol. Co ja tu robię w pierwszy dzień świąt? pomyślała.
- Święta we francuskim stylu - Olivier z diabolicznym uśmiechem wsunął jej w rękę magnetyczną kartę do drzwi apartamentu prezydenckiego.
Ayla nigdy nie widziała czegoś takiego. Wspaniałe meble, białe dywany, gigantyczne okna a za nimi panorama NY.
- Podoba ci się?
- Niesamowite ale ciągle mało świątecznie - uśmiechnęła się.
- Na wszystko przyjdzie czas. Poczekaj chwilę muszę jeszcze złożyć jedno zamówienie.
- Dobrze.
Olivier wyszedł. Ayla sięgnęła po torebkę. Chciała wyjąć lusterko ale co innego wpadło jej w ręce. Mała paczka którą odebrała zanim wyszła ze swojego hotelu. Obejrzała ją. Recepcjonista powiedział że dostarczył ją kurier. Nie było żadnego napisu na białym papierze. Rozpakowała. W pudełku była bransoletka. Srebro i zielone kamienie. Prawdziwe dzieło sztuki. Pod bransoletką mały bilecik i słowa napisane ręcznie "Dzięki za wszystko. Orli". Ayla poczuła łzy napływające jej do oczu. Miała wrażenie że to jest definitywny koniec wszystkiego. Rodzaj pożegnania.
- Ayla? Co się stało?
- Nic...
- Dlaczego płacz... to od niego? - wzrok Oliviera padł na bransoletkę i bilecik.
- To już koniec.
Olivier nie odpowiedział. Podszedł tylko i delikatnie przytulił zapłakaną dziewczynę. Ayla nie widziała tryumfalnego uśmiechu na jego twarzy. Powiedzmy wprost Olivier miał dość Blooma i dość udawania cierpliwego, współczującego faceta. Najwyższa pora by ten cholerny Brytyjczyk choć trochę ułatwił mu zadanie. Chciał uwieść Aylę i dobrze się bawić. O żadnych uczuciach nie ma mowy. Wreszcie przyszedł czas na trochę rozrywki. A potem? Potem się zobaczy. Jest tyle innych kobiet. Dzięki Bloom bo narazie kręci mnie twoja była panienka. Dziś jeszcze musi być ostrożny ale... wkrótce sprowadzi się ten związek do właściwych proporcji. Kobiety są takie łatwe. Trochę czułości, trochę kłamstw. Tak chętnie wierzą we wszystko gdy są zranione. Pochylił głowę i zaczął całować jej policzki powoli osuszając je z łez. Była zaskoczona nie spodziewając się po nim takiej delikatności.
- Olivier...
- Ciiiiii...
Zaczął ją rozbierać. Powoli i z namysłem. Ayla drżała niepewna co powinna zrobić. Wspomnienie Orlando ciągle bolało. Bolało jak wszyscy diabli bo wciąż go kochała. Czuła że nie powinna pozwolić Olivierowi na coś takiego ale nie miała siły. Gdy była już całkiem naga wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.
- Olivier, proszę... - Ayla zdobyła się na słaby protest.
- Ciiiiiii - wsunął jej nagie ciało pomiędzy chłodne prześcieradła.
Znów ją zaskoczył. Nie dotknął jej, nie miał zamiaru się z nią kochać. Otulił ją kołdrą jak małe dziecko a sam położył się obok. W Ayli coś pękło. Zaczęła płakać. Długo. Rozpaczliwie. Nad sobą. Nad Orlando. Nad Olivierem. On tulił ją do siebie cały czas. Szeptał po francusku słowa których nie rozumiała ale które paradoksalnie były tym bardziej pocieszające. Był przy niej gdy zasypiała zmęczona płaczem. Był gdy obudziła się kilka godzin później. Był przez całe święta. Karmił smakołykami. Opowiadał dowcipy. Tulił do snu. Przekomarzał się gdy wyrzucała mu że jej matkuje. Nie próbował się z nią kochać. Czekał na jej znak i godził się z tym że ona jednak tego nie chce. Ayla nigdy jeszcze nie czuła się tak cudownie i podle jednocześnie. Cudownie bo ktoś cały jej się poświęcił, podle bo nie była pewna czy jest w stanie odpłacić tym samym. Nie wiedziała że za tym poświęceniem kryje się zimne wyrachowanie.

AYLA

Ayla przeciągnęła się na łóżku i zobaczyła obok siebie puste miejsce. Po chwili z łazienki wyszedł pachnący, świeżutki Olivier.
- Cześć skarbie, mam kilka spraw na mieście, spotkamy się wieczorem - sięgnął po płaszcz, cmoknął zaskoczoną Aylę w policzek i już go nie było.
- Super, jakbyśmy byli całe wieki po ślubie i mężuś wychodził do pracy, pewien, że gdy wróci żoneczka będzie czekać z kolacją - pomyślała Ayla ściągnąwszy brwi. Ale zaraz sama siebie zganiła w myślach.- Nie, to nie jest ten typ faceta. Jest wspaniały - te Święta były wyjątkowe.
Dziewczyna stanęła w oknie i popatrzyła na pulsujący życiem, grudniowy NY. Sięgnęła do kieszeni szlafroka i natknęła się na srebrną bransoletkę. Moment obracała ją w palcach a potem poprostu sięgnęła po komórkę i wybrała numer.
Długo nie odbierał, gdy już miała się rozłączyć usłyszała:
- Cześć Słońce. Myślałem, że już o mnie zapomniałaś - ciepły głos bardzo starał się brzmieć swobodnie:]
- Cześć Piękny - była zjadliwa, ale co tam, w końcu sam zaczął, zresztą dobrze ją znał - Nawet jeśli chciałabym o tobie zapomnieć, ty mi to skutecznie uniemożliwiasz. Dziękuję za prezent. Jest śliczna. Przepraszam, że ja ci nic nie kupiłam.
- Nie oczekiwałem niczego wzamian. Poprostu zobaczyłem ją na zakupach i pomyślałem, że by ci się spodobała. Poza tym, po aferze w sądzie nie miałem okazji ci podziękować.
- Acha!! Więc to "Dzięki za wszystko" dotyczyło tej szopki w sądzie??
- Noooo tak, ale nie tylko.
- Dobrze. Rozumiem. Ale wolałabym to usłyszeć a nie przeczytać na papierze.
- OK a więc cytuję "Dzięki za wszystko - Orli", dobrze było??- wyraźnie się zgrywał.
- Bardzo dobrze - Ayla zacisnęła usta - nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że Święta ci się udały, życzę też udanego Sylwestra, cześć.- i rozłączyła się, bo gardło ścisnęła jej złość i gorycz. Cholera, to ona wylała morze łez nad tym głupim listem, a on obraca to w żart??!! A może...- promień nadziei przesunął się po jej twarzy - Może on żałuje tych kilku napisanych słów pożegnania, i teraz próbuje się z nich wycofać??
Odetchnęła i postanowiła z kimś porozmawiać, wybrała kolejny znajomy numer na komórce.
- AAA, no witam królewnę - słodki głosik Ismerli wibrował humorem - Panna nie pamięta, że za Oceanem pewna jej przyjaciółka w odmiennym stanie czeka na wieści??
- Oj Is , przepraszam, ale Olivier zafundował mi takie magiczne Boże Narodzenie, że...
- Dobra, nie tłumacz się. Tak się składa, że tu też trochę się działo. Po pierwsze - Alex się do mnie odezwała, po drugie - zaręczyłam się z Jude'm.
- WOW!!!!!!!- krzyknęła Ayla
- No właśnie - roześmiała się Is
-Nie powiem, żebym się tego nie spodziewała, ale mimo wszystko trochę mnie zaskoczyłaś, ale...Bardzo się cieszę i gratuluję Wam obojgu. Ale powiedz, co tam u Alex??
- Wiesz co sama do niej zadzwoń i spotkaj się z nią, jest w NY, tu masz numer- Is przedyktowała Ayli nr telefonu.
- Is??- Ayla nagle uśmiechnęła się pod wpływem nagłego pomysłu- Czy macie jakieś sylwestrowe plany z Jud'em??
-O ile się oriętuję, to nie, a czemu pytasz??
- To wsiadajcie w samolot i spędźmy tego Sylwestra wspólnie, skoro Święta wypadły nam oddzielnie! Postaram się też zrobić wszystko, by Alex z nami była.
- Ok, to ty porozmawiaj z Alex a ja namówię Jude'a, zdzwonimy się jutro - Is bardzo się ten pomysł podobał
- To narazie trzymaj się cieplutko!!
-Ty też wariatko!!- odparła wesoło Is.

************************************

Ayla spotkała się z Alex w przytulnej kafejce na Brodwayu.
- No dobrze...Alex, wybacz ale muszę to powiedzieć - Ayla zmarszczyła brwi po wysłuchaniu zwierzeń Alex na temat tego, co działo się z nią przez ostatnie dni - Bardzo się martwiłyśmy o ciebie i...On też tam w Londynie umiera z niepokoju. My już ci przebaczyłyśmy to zniknięcie ale on... Nie wiem, co by powiedział na to wszystko. Praktycznie niemal uciekłaś sprzed ołtarza. Poszło wam o jakąś głupotę -
- Ayla, to nie był drobiazg - Alex zmarszczyła brwi
- Tak, tak mów mi, że chodziło o zaufanie o to jak on cię postrzega, bla, bla,bla, a ja Ci mówię, że poprostu się przeraziłaś i uciekłaś, a ta awantura była bardzo dobrym pretekstem...
Alex spuściła głowę
-Hej...- Ayla nieco zmieszana ścisnęła jej dłoń - Przepraszam, że tak mówię, ale wiem, co się z tobą działo na kilka dni przed ucieczką. Może się mylę, ale tak to odczuwam. A teraz jeszcze ten facet.
- Mówiłam ci, to tylko bardzo dobry przyjaciel.
- Alex...Znasz go zaledwie od kilku dni. Jak możesz być pewna, że to przyjaciel??
- Poprostu jestem. Czas nie ma tu znaczenia, jeśli się ma do czynienia z "pokrewną duszą".
Ayla westchnęła zrezygnowana - No dobrze, ja ci wierzę, że to tylko przyjaciel, bez podtekstów...Ale Keanu napewno tak tego nie odbierze. czy ty naprawdę nie masz potrzeby porozmawiania z nim, już bez tych wszystkich emocji?? Przecież nie możecie tego tak zostawić...
- Ayla, spotkam się z nim, ale jeszcze nie teraz. Muszę się jeszcze pozbierać, zastanowić.
- Jasne, tylko nie zwlekaj zbyt długo.
- Mówię, że spotkam się to spotkam - Alex miała już dość tego kazania.
- Dobra...Koniec na ten temat.- Ayla się uśmiechnęła - Co powiesz na wspólny, szalony Sylwester??
- No...Wspólny to znaczy??
- Oj, no Ty, ja, Is...I jacyś tam, aktualnie towarzyszący nam faceci - Ayla mrugnęła chochlikowato oczkiem
- Jestem ZA - roześmiała się Alex:)
****************
- Jude...Jesteś moim kumplem prawda??
- Keanu...- Jude jechał właśnie z Is na lotnisko.
Is zmarszczyła brwi widząc pytające spojrzenie Jude'a, ale po chwili skinęła głową - Dobrze...Ona jest w NY. Mieszka...- tu podał mu adres -Pamiętaj, że jakby co, to my z Is nic ci nie mówiliśmy.
- Dziękuję wam...Jesteście kochani.. Oboje - Od dawna nie miał tak szczęśliwego głosu.
- To narazie Keanu.
- Cześć i dzięki jeszcze raz...
- Będziemy tego żałować...- mruknęła Is
- Wiem - odparł Jude
- Ale to mój przyjaciel...
- Mój też i dlatego słusznie zrobiliśmy - Is uśmiechnęła się, pogłaskała Jude'a po policzku i pocałowała go w skroń. Godzinę później lecieli już do NY, a Keanu wisiał na słuchawce i pakował walizki:>

ISMERIL

„VIVA LAS VEGAS!!”. Tak mogły śpiewać dziewczyny siedząc w barze w odjechanym hotelu w Vegas. Hotel jak całe Vegas był lekko kiczowaty, pełen złoceń i świateł i bardzo przypominał Wersal z czasów króla Ludwika IV.
- Bardzo mi się tu podoba – powiedziała Ayla, przypominając sobie Oliviera, który ubrany w ciemno wiśniowy, jedwabny szlafrok, w niedbałej pozie opierał się o wezgłowie ogromnego łoża z baldachimem. Delikatnie kołysał bursztynowy płyn w szklance i z leniwym uśmiechem obserwował jak Ayla naciąga zakończone koronką pończochy. Otrząsnęła się – Jest jak w bajce.
- Sceneria pasuje do twojego Francuzika – Is chciała zacząć drakę i każdy pretekst był dobry.
- Cisza. Najważniejsze, że znowu jesteśmy razem. Wszystko wróciło do normy i na właściwe tory. – Alex uśmiechnęła się promiennie. Ostatnie dni bardzo pozytywnie na nią wpłynęły. Bliskość James`a ją odprężała.
- Pewnie. Wszystko po staremu tylko faceci nam się zmienili – mruknęła pod nosem Is.
- Pokaż pierścionek Is.
Ismeril wyciągnęła dłoń na której błyszczał zaręczynowy brylant.
- Boże – westchnęła Ayla – Idealny pierścionek od idealnego mężczyzny.
- Właśnie – Is powiedziała to kwaśno.
Ostatnio coraz częściej się nad tym zastanawiała. Jude był idealnym aktorem. Idealnym ojcem. Idealnym przyjacielem. Idealnym kochankiem. Swego czasu idealnym mężem. Zawsze wiedział co wypada, a czego nie. Wślizgiwał się w każdą konwencje nie tracąc przy tym własnej osobowości, więc nie był bezbarwny. Po prostu był PIEPRZONYM IDEAŁEM. A Is wiedziała, że ideałów nie ma. Że ten facet też musi mieć jakąś rysę, skazę. Już od kilku dni wertowała internet w poszukiwaniu czegoś co uczyniłoby go bardziej zwyczajnym i mniej idealnym. I co znalazła?? Na razie tylko posądzenie o romans z Nicole Kidman. No i ten rozwód przed którym było trochę niesnasek, ale to Sadie wyciągała jakieś brudy, a on starał się wszystko tuszować, tłumaczył ją, no po prostu troszczył się by ten rozwód był cywilizowany. To jednak niemożliwe. Jude musiał mieć coś na sumieniu. Pozatym.... dlaczego jej się tak szybko oświadczył?? Znali się dopiero pół roku. Nawet trochę mniej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale ten facet dopiero co się rozwiódł. Nie chce być przez chwile naprawdę wolny?? Nie chce odpocząć?? Tak bardzo tęskni za byciem mężem, że chce się związać z kobieta która nosi nie jego dziecko i na dodatek cały czas twierdzi, że kocha jednocześnie jego i ojca dziecka?? Ismeril zastanawiała się nad tym coraz bardziej intensywnie i choć na początku było to rodzajem zabawy, by dowiedzieć się o nim jak najwięcej, to teraz te wszystkie pytania zaczęły się pojawiać z szybkością pędzącego ekspresu i było ich coraz więcej, i więcej, i więcej...... Musiała to wszystko wyjaśnić by odzyskać utracony spokój.

*

- Szermierka?? – Jude i James powiedzieli jednocześnie i roześmiali się.
- Nie dajcie się prosić – Olivier stał obok drzwi prowadzących do sali treningowej. – Nasze damy plotkują, a my chyba mamy dość już tego hazardu i cygar, prawda??
Faktycznie żaden z nich jakoś nie zatracił się w gorączce gry i wszystkie atrakcje jakie mogło im zapewnić Kasyno zupełnie ich znudziły.
- Niech będzie. Jako mroczny typ powinienem znać się na takiej sztuce walki. – James wkroczył do sali. Jude trochę się ociągał, bo nigdy tego nie robił i bał się, że wyjdzie na kompletnego debila. Olivier uśmiechnął się od ucha do ucha. Szermierka to wspaniały sport dla prawdziwych mężczyzn i on go uwielbiał.

*

Olivier śmiał się głośno z czołgających się przed nim dwóch dorosłych facetów. Mokre od potu koszulki kleiły im się do pleców a nogi plątały z wysiłku tak że tym razem nie ryzykowali wstawania tylko po prostu padli na podłogę i tylko pozdejmowali chroniące twarz maski.
- Jesteście leszczami. – Olivier nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
- Masz rację. Ja się czuje jak leszcz i pragnę teraz tylko poleżeć w saunie. – James ledwo mówił.
- Dokładnie mam takie samo odczucie tylko kto nas tam doholuje??
Olivier nie widział że na sali jest jeden szermierz który bacznie im się przyglądał. Teraz wstał z ławki i żwawym krokiem zbliżył się do nich.
- Jeśli panowie nie maja już sił to ja chętnie służę swoja szpadą.
Olivier odwrócił się w stronę nieznajomego a ten podniósł swoją maskę chroniącą twarz
- Orlando!! Zbawco!! – wykrzyknął Jude i spowrotem padł prawie nieżywy na podłogę.
Olivierowi zabłysły oczy. Nie wiedział co ten smarkacz tu robił, ale chętnie spuści mu manto. Był już blisko celu kiedy Ayla dostała branzoletkę od tego młokosa i znowu się od niego oddaliła. Ta zabawa w zdobywanie zaczynała go nudzić.
Odeszli na środek sali by mieć więcej miejsca i zasłonili twarze. Przyjęli pozycje wyjściowe i........ Pierwszy zaatakował Olivier. Seria szybkich ciosów spadła na Orlanda jak grad z nieba. Przyglądał się Olivierowi wcześniej ale przy tak niedoświadczonych szermierzach jakimi byli James i Jude, Olivier nie pokazał tego na co było go stać. W tej pierwszej chwili Orlando zwątpił na moment. A co jeśli się zbłaźni i da Francuzowi wygrać?? Obydwaj od początku wiedzieli że to pojedynek honorowy. Zwarli się.
- Nauczyłem twoja mała Aylę kilku francuskich sztuczek i musze przyznać że pojętna z niej uczennica – wysyczał Olivier a przez siatkę maski widać było podły uśmieszek.
W Orlim zagotowało się z tłumionej wściekłości. Ten Francuz traktował Aylę, JEGO piękną, nieskalana, cudowną, idealna Ayle jak jakąś zabawkę. Zebrał wszystkie siły i odepchnął Oliviera z całych sił. I natarł na niego. Olivier zgrabnie parował ciosy i czekał na odpowiedni moment. Wściekłość pchała Orlanda do przodu ale usypiała jego czujność. Olivier wyczekał na mały błąd i jego szpada prześlizgnęła się gładko po żebrach przeciwnika. Ostrze nie było wcale całkowicie tępe. Materiał koszulki Orlanda został przecięty a ze zranionej skóry powoli zaczęła wyciekać czerwona krew. Orli dotknął rany i spojrzał na umazane krwią palce.
- Stajesz w obronie tej małej lolitki – Oliviera nie opuszczał dobry humor – Ale ja jej przecież nie robię żadnej krzywdy. Wręcz przeciwnie, robię jej dobrze tak jak lubi.
Orli znowu chciał się na niego rzucić ale powstrzymał się. Musi zamienić swój umysł w sopel lodu i walczyć bez emocji. Wciągnął głęboko powietrze i skupił się tylko na swojej broni i przeciwniku. On i szpada stali się jednością. Olivier zaatakował......
- Czy to jest tylko zabawa?? – James patrzył na pojedynek szeroko otwartymi oczyma
- Obawiam się że nie.
Reszta szermierzy też przerwała trening i patrzyła teraz na dwóch walczących ze sobą mężczyzn. Mężczyzn którzy walczyli o pokazanie swojej dominacji. Jeden, starszy, wykorzystywał w tej walce swoje doświadczenie i spryt lisa. Drugi, młodszy, swój młodzieńczy zapał i determinacje towarzyszącą świadomości słuszności swych racji. Pozatym walczył z miłości, by bronić swą ukochaną przed tym zimnym typem. To dodawało mu skrzydeł.
Walka zyskała rozmachu. Perfekcyjna wymiana pchnięć i parowań mogła zadziwić niejednego obserwatora. I nagle zobaczył ją. Stała w drzwiach sali treningowej. Ciemnozielony, miękki sweter okrywał jej ramiona i piersi, a jego kolor podkreślał piękny, brzoskwiniowy kolor skóry. Jej ciemne oczy były teraz wielkie ze zdziwienia. To jedno spojrzenie wybiło Orlanda z rytmu. Jego szpada pofrunęła wysoko w powietrze i upadła gdzieś pod ściana a na szyi poczuł zimną stal.
- Przegrałeś synku – powiedział Olivier i rzucił swoją szpadę na ziemię.
Orlando widział jak Olivier dumnie opuszcza salę, daje buziaka zaskoczonej Ayli, obejmuje ją i odchodzą. Ręka Oliviera zeslizgnęła się powoli na posladek Ayli. Orli poczerwieniał ze złości.

*

- James??!! James!! – Alex wpadła do jego pokoju bez pytania.
- Tu jestem.
Alex wbiegła do jego sypialni z rozpaloną buzią.
- Wiesz że Is wygrała w ruletkę??!! Ona naprawdę ma szczęście w grach!! – ledwo dokończyła to zdanie.
James leżał na łóżku owinięty tylko w dość kusy hotelowy ręcznik. Kropelki wody wciąż jeszcze nie zdążyły wyschnąć z jego nagiej skóry. I wtedy ją to uderzyło. To nie był tylko przyjaciel. To był mężczyzna. Bardzo przystojny mężczyzna. W ułamku sekundy przez jej mózg jak impuls elektryczny przebiegła myśl, jak przyjemnie by było przejechać językiem po tej jeszcze wilgotnej skórze.... Ucięła to.
- Co się tak wylegujesz?? Przecież za chwilę zaczynamy imprezę – uśmiechnęła się, ale doskonale czuła że całe ciało ma pokryte gęsią skórką
- Nie mam siły. Olivier dziś mnie nieźle przećwiczył. Szermierka to nie jest moja mocna strona. Nie mam siły na nic. – opuścił głowę na poduszkę i zamknął oczy
- Ej!! – Alex wskoczyła na łóżko i zaczęła go tarmosić i łaskotać. Czy była to tylko niewinna zabawa czy potrzeba dotknięcia go?? Nie chciała się teraz nad tym zastanawiać. Poddała się impulsowi i tyle – Jak to nie masz siły?? mamy sylwestra!! To czas imprezowania!!
Jamies roześmiał się i złapał Alex za ręce by ukrucic te zabawe. Spojrzał jej w oczy z uśmiechem.
- A co byś powiedziała na sylwestra nie w tłumie ludzi, na jakiejś wielkiej, bezosobowej imprezie, gdzie jesteś tylko jednym z trybików, ale na świeżym powietrzu, w towarzystwie, gwiazd, księżyca i śpiących sępów?? No i oczywiście mnie.
Alex spojrzała na Jamesa pytającym wzrokiem
- Wzięlibyśmy samochód, szampana, kawior i inne bzdury i pojechalibyśmy na pustynię patrzeć w gwiazdy i wyglądać nowego roku w ciszy i spokoju.

*

- ..... Orlando jest niesamowity. On chyba sobie nie zdaje sprawy z tego jaki jest cudowny, a Ayla nie ma mózgu.....
Jude stał przed lustrem w łazience i powoli się golił. Obserwował jak Is tuszuje rzęsy i buzia jej się nie zamyka. W głowie mu huczało od tego gadania. „Ayla to, Ayla tamto”. Ile można?
- Zamknij się wreszcie Is. Nie mogę już słuchać tego pieprzenia o głupocie Ayli i nieodpowiedzialności Alex. Czy ty jesteś naprawdę tak tempa, że nie umiesz o niczym innym mówić?
Ismeril miała szeroko otwarte oczy. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła by znowu za chwile znowu otworzyć. jednak panującej teraz w łazięce ciszy nic nie zmąciło. Jude spokojnie wypłukał żyletkę i wrócił do przerwanego golenia z całkowitym spokojem. Is wreszcie odzyskała możliwość zrobienia czegokolwiek. Rzuciła tusz i wyszła z łazienki trzaskając drzwiami.
Trzask!
Huk zatrzaskiwanych drzwi odbił się echem w pustej łazience i równie pustym umyśle Jude'a. Odwrócił się plecami do lustra bo nie mógł na siebie patrzeć. Pięknie Jude! Ty pieprzony kretynie! Wyżyłeś się na niej bo sam wiesz jaka z ciebie szmata. Kochasz tą kobietę... Wizja smukłej blondynki na chwilę przysłoniła obraz Is. Miałeś na nią ochotę. Ciągle masz. Sienna...To jest chore. Ty chory draniu! Odetchnął głęboko. Musi się uspokoić. Musi przeprosić Is. Kocha Is. Nie ma prawa jej krzywdzić. Cholera oświadczył się jej. Ona mu ufa. Wybrała go. A on jak jakiś... Dość. Nie ma Sienny! Liczy się tylko Is. Odkręcił zminą wodę i przemył twarz. Tylko Is. Zapomni. Zapomni bo musi. Podszedł do drzwi łazienki. Metalowa gałka była zimna. Jemu też było zimno. Był oszustem. Tak się czuł. Jak podły kłamca. Wyszedł...
- Is?
Siedziała na łóżku po turecku i intensywnie wpatrywała się w laptopa.
- Is?
Nie odezwała się do niego ani słowem. Nie zrobiła najmniejszego gestu w jego kierunku. Po prostu wpatrywała się w kolumny wyliczeń giełdowych i jak przypuszczał ze złości zarabiała kolejne miliony funtów. Usiadł na łóżku za jej plecami i objął ją.
- Przepraszam kochanie. – pocałował ją w szyję
- Dlaczego tak powiedziałeś? Nie mogłeś powiedzieć po prostu że chcesz porozmawiać o czymś innym albo posłuchać ciszy?
Jude poczuł się głupio. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Przecież nie może powiedzieć jej prawdy. Nie chciał jej wyjaśnić dlaczego tak się zachował. Musiałby kłamać. Nie chciał kłamać. Nie chciał jej bardziej ranić, nawet jeśli ona o niczym nie wiedziała. Objął ją mocno. Nie zauważył że poruszyła się niespokojnie.
- Jude
- Tak?
- Zaraz mnie udusisz – Is usiłowała delikatnie wyplątać się z jego ramion
- Zostaw te wykresy giełdowe – zamknął laptopa i obruciwszy jej twarz ku sobie pocałował.
Niedawna złość wyparowała gdzies zupełnie a Is poddała się całkowicie jego gorącym pocałunkom i wprawnym dłoniom.

*
AYLA

W restauracji Hotelu Flamingo kilku hotelowych gości zajadało śniadanie. Przy jednym ze stolików Is nerwowo bębniła palcami o stół, popijając kakao końcu rozjaśniła się i pomachała energicznie stojącej właśnie w drzwiach i rozglądającej się Alex. Alex też się uśmiechnęła i ruszyła w stronę stolika przyjaciółki.
- Byłaś u niej??- Is podała Alex filiżankę kakao.
- Tak, ale śpi jak zabita...
- Nic dziwnego – parsknęła Is a potem podsunęła Alex jakąś gazetę – Będzie miała burzliwe przejścia po przebudzeniu....
- Cholera, że mnie tam wtedy nie było...- Alex kręcąc głową patrzyła na wielkie barwne fotografie w brukowcu.
- No jak się wybrało Sylwka na pustyni z wampirem...- Is uniosła brewkę ale zaraz dodała machnąwszy ręką – I tak byś niewiele poradziła. Po tej drace na szermierni Ayla cały wieczór była wściekła na Martineza. Ten w końcu nie wytrzymał i poderwał jakąś cizię na parkiecie...No i...Się zaczęło. Jak spod ziemi wyrósł Bloom, nasza Ayla była już po kilku drinkach a Bloom+ alkohol w jej wypadku....- Is urwała uśmiechając się znacząco...
- No taaaaak – Alex westchnęła – Ale żeby od razu...
- Oj...Może i się dobrze stało??
- No chyba żartujesz??!! Chciałabyś to zrobić tak z marszu, w dodatku po pijanemu???!!!
- Alex...Nie chodzi mi o to w jaki sposób tylko o to że TO zrobili...Nigdy tego Francuza nie lubiłam....
- Ja też nie Ayla też chyba nie była zbyt zaangażowana w ten związek ale....A zresztą, to nie pierwsze i zapewne nie ostatnie szaleństwo Ayli...Tyle że to może mieć poważne następstwa. Obawiam się że ona nic z tej nocy nie będzie pamiętać, jak się obudzi.- Alex zrobiła zmartwioną minę ale gdy spojrzała w oczy Is nagle obie parsknęły niepohamowanym śmiechem.
- Jeeezu, muszę przy tym być – chichotała Is wycierając łzy, które ze śmiechu płynęły jej po policzkach.
- No ja też musze widzieć jej minę, zapewne zabiłaby nas, jeśli oznajmiając jej tę radosną nowinę ryczałybyśmy ze śmiechu – Alex w końcu powoli opanowywała falę wesołości.
- Tak, trzeba się nastroić na poważnie...- Is odchrząknęła ,a le po chwili obie znów zaczęły się śmiać, zwłaszcza, gdy zerknęły na fotki w gazecie
Dziewczyny w końcu opanowały się i chwilę milczały. Is zerkała ciekawie na Alex, która w końcu nie wytrzymała
- Ok, ok już ci mówię jak było na tej pustyni, bo widzę ,że ciekawość Cię zaraz zje żywcem...
- No wiesz...Przecież jak nie chcesz, to nie musisz mi nic mówić - oczka Is mówiły coś zupełnie przeciwnego.
- Było....- Alex zrobiła rozmarzoną minę i widać było ,że szuka odpowiedniego słowa....
- Oj...Znam tę minę...Do diabła Alex, czyżbyś już się w nim zakochała??!!- A co z...???
Is nie dokończyła, bo właśnie do ich stolika doszedł boy hotelowy i zapytał się, która z pań to Alex, a potem podał Alex jasnobłękitną kopertę...
Alex chwilę patrzyła na kopertę...Nie była podpisana.
- No...Otwórz ją wreszcie!!- Is miała tego ranka napady ciekawości:]
Alex w końcu oddarła jedną stronę koperty i wyjęła z niej....Zdjęcie Bajecznego balonu w locie....
Dziewczyna pobladła jak ściana. Na odwrocie fotki przeczytała kilka słów napisanych znanym jej pismem...
- "Czyżbyś już zapomniała???" - przeczytała na głos Is i popatrzyła na Alex wielkimi oczami...
Alex zaś zerwała się od stolika przewracając krzesło i pognała do hollu za chłopcem, który przyniósł kopertę.
- Kto Ci to dał???!!!- szarpnęła go za ramię i wrzasnęła w ucho.
- Spokojnie Proszę Pani. Ten list leżał rano wśród przesyłek.
- Ale kto to tu przyniósł?! Czy to przyszło pocztą, kurierem??- Alex była jak w gorączce.
- Raczej nie. Niech pani poczeka, zaraz może czegoś się dowiem.
Chłopak zniknął w recepcji. A do Alex dobiegła ledwo dysząc Is.
- Czy myślisz że on tu...?? - Is nie dokończyła, pod ciężkim spojrzeniem Alex...
- Ten list przyniósł dziś o świcie posłaniec...Billy mówi, że z jakiegoś innego hotelu.- Boy wrócił po chwili
- Z jakiego??- Alex miała już opanowany głos, choć widać było, że cały jej odbudowywany przez te tygodnie spokój teraz rozsypał się w pył...
- Nie wiem Proszę Pani, przykro mi, ale nie mogę pani więcej pomóc - chłopak uśmiechnął się przepraszająco i odszedł...
- Alex...- Is kolejny raz zaczynała zdanie, ale Alex przerwała jej
- Tak, też to rozumiem. Znalazł mnie. I nie pytaj mnie czy się z tego cieszę czy nie, bo...sama nie wiem - Alex zaczęła się trząść broda a do oczu napłynęły łzy...Znów zerknęła na fotografię wznoszącego się balonu. Balonu którego nie zapomni do końca życia........

PANICALEX

4 stycznia rano
- Is!
- Słucham? - Is zatrzymała się na środku korytarza. Patrzyła zaskoczona na Jamesa. - Coś się stało?
- Ty mi powiedz.
- ?!
- Alex od wczoraj zachowuje się dziwnie . Nie chce powiedzieć co się stało. Może ty wiesz?
- To pewnie ta wiadomość od Keanu - chlapnęła Is zanim zdążyła się ugryźć w język.
- Keanu? Keanu Reevesa? TEGO Keanu? - Jamesa na chwilę zatkało.
- No hmm tak. Myślałam że wiesz.
- Nigdy nie wymieniła imienia swojego byłego. Cholera! Dlaczego nikt mi nie powiedział? - szedł obok Is wyraźnie zmartwiony
- Bo nie pytałeś - Is stanęła przed drzwiami swojego pokoju.
- Nie chciałem naciskać Alex. Jesteśmy przyjaciółmi, a jeśli przyjaciel nie chce ci o czymś powiedzieć, nie pytasz. Nie chciałem też wypytywać was za jej plecami.
- Teraz wiesz.
- Cholera wiem! - odwrócił się i odszedł.
- Przyjaciele hmmm - mruknęła do siebie Is - Ciekawe jak długo?
*****************
4 stycznia południe
- Musimy ją obudzić. Śpi już ponad trzy dni - Is przekonywała ciągle niezdecydowaną Alex.
- Martwi mnie że on się nie odzywa.
- Pewnie też się zalał w pestkę. Chodź już - Is zgarnęła ze stolika naręcze gazet i trochę wygnieciony dokument z pozłacanymi brzegami i znakiem wodnym z twarzy Elvisa na wierzchu.
- Po co nam to?
- Na wypadek gdyby nie uwierzyła nam na słowo.
- Fakt. Ja bym nam nie uwierzyła.
Wsunęły się cicho do zaciemnionego pokoju.
- Ayla?
- Czego cholera chcecie? - głuche dudnienie spod kołdry mało przypominało głos Ayli.
- Musisz wstać.
- Nic nie muszę. Idźcie sobie i nigdy nie wracajcie - dudniło dalej.
- Wstawaj! - Is zaczęła tracić cierpliwość. Alex kopnęła ją w kostkę. Podeszła do okna i rozsunęła ciężkie pluszowe zasłony. Ostre słońce natychmiast wdarło sie do środka oświetlając łóżko.
Ayla poderwała się z wrzaskiem.
- Kurwa nie rozumiecie co sie do was mówi?????!!!!!!! Ałłłłłłłłłłłłłłłłłłaaa - chwyciła się za głowę z głośnym jękiem - Ratunku!
- Dopiero zawołasz ratunku jak się dowiesz co mamy ci do powiedzenia.
Ayla która zakryła twarz rękoma, łypała teraz na Is spomiędzy rozsuniętych palców.
- O czym mówisz? - nagle coś odwróciło jej uwagę. Oderwała ręce od twarzy i wpatrywała się jak zachipnotyzowana w tandetną, tombakową obrączkę.
- Wyszłam za mąż?!
- Tak - Alex z trudem powstrzymywała śmiech.
- Za Martineza?
- Gorzej.
- Cholera nabieracie mnie.
- Patrz - Is podsunęła jej pod nos wygnieciony dokument na którym czarno (a właściwie złoto) na białym (a właściwie na twarzy Elvisa) stało że Ayla jest żoną Mr. Orlando Blooma.
- To niemożliwe - Ayla opadła na poduszki.
- To jeszcze nic - Alex usadowiła się wygodnie na łóżku i zaczęła prezentować gazety.
- Ty i Bloom przed wejściem do kaplicy. Gustowny bukiet swoją drogą - wskazała palcem na wściekle różowy wiecheć który Ayla ściskała w ręku - Welon też - Is krztusiła się ze śmiechu. Ayla patrzyła rozszerzonymi ze zdziwienia oczami na welon równie różowy co bukiet.
- Ciekawe jakim cudem byliście w stanie coś wybełkotać przed Elvisem.
- Elvisem? - zapytała Ayla słabym głosem.
Alex zamaszyście rozpostarła gazetę gdzie na środkowych stronach było ogromne zdjęcie Ayli i Blooma zbierajacych się nawzajem z podłogi przy pomocy dwóch ubranych na niebiesko Elvisów. Na podwyższeniu, szeroko uśmiechnięty stał jeszcze jeden tym razem w białym kostiumie.
- W artykule piszą - chichotała Is - że podpisaliście z Elvisem umowę na trzy reklamy jego kaplicy w ogólnoamerykańskiej TV.
- To nie może być prawda - szeptała Ayla - Trzeba unieważnić to małżeństwo.
- Za poźno - Alex wskazała na datę i godzinę ślubu - 01.01.2004 godz. 00.03.
- Przecież dziś jest dopiero drugi.
- Czwarty.
- Boże - Ayla zwinęła się w kłębek na łóżku - I co teraz?
Is i Alex nie bardzo wiedziały co powiedzieć. Ciche pukanie do drzwi wybawiło je z opresji. Alex otworzyła i stanęła oko w oko z wyjątkowo kiepsko wyglądającym Bloomem.
- Powiedz tylko czy ona tu jest? - zapytał. Gestem zaprosiła go do środka.
- Ayla?
- Idź sobie. Po co go wpuściłaś Alex?
- Ayla to twój mąż - głos Is brzmiał wyjątkowo poważnie.
- Akurat. Mąż! Też coś!
- Ayla przestań! - usiadł obok niej i delikatnie pogłaskał ją po głowie. Pociągnęła nosem ale nadal usiłowała udawać że go tu nie ma.
- Ayla?
- Czego chcesz?! - usiadła tak nagle że omal nie zrzuciła go na podłogę.
- Być ze swoją żoną - powiedział to tak zwyczajnie. Alex czuła podejrzaną wilgoć pod powiekami a i Is wyglądała na poruszoną.
- I myślisz że tym tandetnym chwytem wszystko załatwisz? - Ayla aż zacinała się z wściekłości.
- Ayla to nie...
- Nic do cholery nie mów! Ty i Olivier jesteście dokładnie tacy sami. Byle panienka zakręci tyłkiem i natychmiast zapominacie o bożym świecie. Kate się na tobie szybciej poznała.
- O czym ty mówisz?
- Należał ci się ten cały proces. Powinnam się od niej uczyć - raniła go z premedytacją.
- Ayla to nie fair - Bloom wyraźnie zbladł.
- A ty byłeś fair? Czy którykolwiek z was wy cholerni, popieprzeni...- urwała ze szlochem.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie. Nie waż się mnie dotykać... - Ayla odsunęła się od niego widząc jak wyciągnął rękę w jej stronę.
- Proszę cię zapomnijmy o tym wszystkim.
- Ty nie masz o czym zapominać. To ja cierpiałam a ty się dobrze bawiłeś - nie była do końca sprawiedliwa ale było jej wszystko jedno.
Orli ugryzł się w język zanim wypomniał jej Martineza. Rozumiał że szukała wsparcia i pomocy.
- Jesteśmy małżeństwem Ayla. Nawet nie masz pojęcia jak się z tego cieszę.
- Jesteś osamotniony w tej radości - patrzyła na niego spode łba - Chcę unieważniena.
- Nie zgadzam się.
- Gówno mnie to obchodzi!
- Kocham cię czy to nie ma znaczenia?
- Dla ciebie nie miało.
- Zawsze miało. Wiem że wszystko się zepsuło pomiędzy nami ale chyba możemy spróbować? - tłumaczył jej jak małemu dziecku. Ayla nie reagowała dłuższą chwilę. Duma i strach nie pozwalały jej przyznać jak bardzo tęskniła, jak bardzo się cieszy że go widzi i że ten ślub nie był błędem. Odwróciła głowę żeby ukryć łzy. Była dużą dziewczynką i zdawała sobie sprawę z tego że upór może tylko zepsuć to co jeszcze pozostało. Rozejrzała się po pokoju żeby dać sobie czas. Patrzyła na zmienione twarze Is i Alex niepewnych jak się zachować. Wkońcu znów spojrzała na Blooma. Przyszedł czas żeby coś postanowić.
- Ty draniu! - uderzyła go w pierś - Ty draniu! Przez ciebie miałam najbardziej tandetny ślub jaki sobie można wyobrazić! Elvis?! Elvis do diabła?!!!!!
- Nic innego nie było pod ręką - uśmiechnął się - Zresztą też pamiętam to jak przez mgłę.
- Jesteś mi coś winien Bloom.
- Co? - dotknął palcami jej ust.
- Chcę prawdziwego ślubu. W Wenecji. Chcę druchen. Białych koni. Sukni z atłasu. Tych wszystkich bezsensownych rzeczy.
- To znaczy że ślub z Elvisem jest ważny?
- Nigdy więcej nie wspominaj Elvisa! - Ayla przytuliła się do niego mocno.
- Ayla kotku... - jakiś głos przerwał tą idyllę. W drzwiach stał Olivier i z głupią miną wpatrywał się w parę na łóżku.
- Co do jasnej cholery?!
- Panienka puściła cię kantem? - Alex stanęła pomiędzy nim i łóżkiem.
- Dziwne nie wyglądała na taką inteligentną. Wynoś się Martinez. Nic tu po tobie - zawtórowała jej Is.
- Dziewczyny! - Ayla przerwała tą konwersację - Olivier z nami koniec.
- Myślisz że dam sobie odbić dziewczynę przez takiego...
- Lepiej nie kończ Martinez - głos Orlando był bardzo spokojny.
- Olivier, on jest moim mężem! - dobitnie stwierdziła Ayla.
Stał przez chwilę w drzwiach. Wszyscy mieli wrażenie że wściekłość za chwilę go rozsadzi. Opanował się jednak.
- Pożałujecie tego. Oboje. - trzasnął drzwiami.
- Chyba też pójdziemy co Is? - Alex szturchnęła przyjaciółkę w bok. Ayla i Bloom znów byli zajęci tylko sobą.
**********************
Is siedziała samotnie w pokoju patrząc przez okno. Nie zapalała światła. Było jej dobrze i bezpiecznie. Myślała o Ayli i Bloomie. O Alex i Keanu. O ich związkach i o własnym. Poczuła dobrze znany zapach. Podniecający. Usiadł obok niej na oparciu wielkiego fotela. Pocałował ją w czoło.
- O czym myślisz? - zamruczał jej do ucha.
- O Ayli, Orlim, Alex, Keanu...
- Miałem nadzieję że o mnie - bawił się kosmykiem jej włosów. Delikatnie łaskotał szyję.
Uniosła twarz. Chciała żeby ją pocałował i zrobił to.
- Mhmmmmmmmm Jude...
- Tak?
- Mam na coś ochotę...
- Ja też.
- Ale raczej nie na to co ja - uśmiechnęła się z ustami tuż przy jego ustach.
- Jesteś pewna? - pieścił językiem kącik jej ust.
- Mhmmmmmm no chyba że masz ochotę na tort migdałowy i gorzką czekoladę...
- Ty mała diablico - roześmiał się - Rozumiem że mam to dostarczyć natychmiast?
- Tak. A potem pomyślimy o tym na co ty masz ochotę...

**********************

Alex snuła się po korytarzach i salach olbrzymiego hotelu. Unikała Jamesa nie wiedząc co ma mu powiedzieć. Cholera a było już tak dobrze i znów wszystko się wali. Zmęczona weszła do baru. Podwójna whisky powinna rozwiązać jej dylematy.
Usiadła na wysokim stołku i kiwnęła na barmana.
- Też szukasz tu zapomnienia? - znajomy głos wyrwał ją z odrętwiena.
- Jude? - wyglądał co najmniej tak kiepsko jak ona - Ile już wypiłeś?
- Tylko dwa drinki, ale wierz mi, nie pomogło.
- Mi pomoże - uśmiechnęła się do barmana - Musi - opróżniła szklankę jednym chaustem.
- Chodźmy upić się na miasto Alex. Przynajmniej inni się nie dowiedzą - głos Jude'a brzmiał poważnie. Spojrzała na niego z zastanowieniem.
- Idziemy.
Szli przed siebie nie odzywając się. Nie bardzo wiedzieli co mają sobie powiedzieć więc gdy już zaczeli to oczywiście razem.
- Cholerni faceci...
- Do diabła z kobietami...
Alex osłupiała na chwilę.
- Co masz przeciw Is?
- To nie o Is mi chodzi... choć po części też. A ty?
- Mam wrażenie że James chce czegoś czego nie mogę mu dać. Tęsknię za Keanu... Cholera sama już nie wiem czego tak naprawdę chcę.
- Twój odwieczny problem.
- Odwal się - Alex mrugała szybko żeby zatrzymać łzy.
- Wszyscy mamy jakieś problemy...
- Tylko mi tu nie moralizuj panie doskonały.
- Nie jestem doskonały. Już nie - nagle chwycił jej rękę i mocno ścisnął - Zdradziłem ją Alex.
Alex zakręciło się w głowie. Przez chwilę miała nadzieję że to tylko rozpalone słońcem do białości ulice Vegas, hałas i tłok sprawiły że zrobiło się jej słabo. Ale słowa Jude'a wisiały w gorącym powietrzu. Nie można ich cofnąć ani udać że nic się nie stało.
- To nie może być prawda - wyszeptała niepewnie. Skręcili w jakąś boczną uliczkę. Jude szedł obok niej ze spuszczoną głową.
- To jest prawda. Przestaję nad tym panować. Musiałem komuś powiedzieć.
- Kim ona jest?
- Nikim. Nie liczy się. Nie kocham jej. Chciałem jej tylko i dostałem o co nawet nie musiałem prosić.
- Nie rozumiem tego... - Alex nagle zdała sobie sprawę że Jude ciągle ściska jej rękę w swojej - Czego ode mnie oczekujesz?
- Wybacz mi.
- Nie mogę. Przecież wiesz - patrzyła na niego smutno. Było jej żal i jego i siebie. Oboje nie potrafili utrzymać w swoim życiu jakiegoś sensownego kierunku. Pocałowała go delikatnie w policzek. W następnej chwili poczuła jak uderza plecami o gorącą ścianę. Wymieniali gorączkowe pocałunki. Wiedzieli że popełniają niewybaczalny błąd ale potrzeba bliskości i zrozumienia była silniejsza. Usta Juda pieściły jej szyję. Alex poczuła jego dłoń wślizgującą się pod jej krótką spódnicę. Jęknęła głośno nie zwracając na nic uwagi. Jude zerwał z niej bieliznę nie bawiąc się w subtelności. Uda Alex otoczyły jego biodra. Usłyszała jego głośny oddech, jego język wśliznął się w jej usta. Wygięła się w łuk żeby mieć go bliżej. Wiedziała że odczyta to jednoznacznie. W następnej chwili był w niej. Mocno, brutalnie, ostatecznie. Nie było juz odwrotu. Było jej tak gorąco...tak gorąco. Jakiś krzyk. Potem cisza. Urywane oddechy. Trzymał ją mocno, bardzo blisko siebie ale nie był w stanie nic powiedzieć. Nie mogła na niego patrzeć. Wyplątała się z jego ramion. Poprawiała niezdarnie ubranie. Spojrzeli na siebie i nic nie mówiąc ruszyli w przeciwnych kierunkach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:02, 28 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

- Zaraz, zaraz ...Alex... jak to musisz wyjechać?? Co się właściwie stało??- Ayla ze ściągniętymi brwiami chodziła po pokoju z komórką przy uchu - No tak, ale dlaczego?? Oj...Czyżbyś znów chciała nam gdzieś zwiać??- Ayla zatrzymała się i pokręciła głową , gdy wchodzący do pokoju Bloom chciał o coś zapytać.Pomachała mu ręką i pokazała, by poczekał. - Alex, znam Cię już za długo, żebyś mi mogła takie kity wciskać. Mów mi zaraz co się stało?? Chodzi o Jamesa?? Nie?? Keanu ?? - Ayla zrobiła okrągłe oczy. - Alex nie płacz...Powiedz mi gdzie jesteś to zaraz tam będę...Albo może nie - obie z Is...Dlaczego nie z Is??!! - Ayla klapnęła na fotel kompletnie zdezorientowana.- Dobra...Ok...Dobrze, dobrze nic jej nie powiem, tylko daj znać, gdzie wyjeżdżasz, proszę. Dobrze. Cześć.
Ayla wyłączyła telefon i popatrzyła na Blooma bezradnym spojrzeniem.
- Znów nic nie rozumiem...Wiem ,że coś się stało i to coś poważnego, bo Alex nie zachowuje się tak emocjonalnie bez powodu. Ale o co chodzi??
Bloom westchnął , potarł jedno oko i spojrzał na Aylę wesoło.
- Powiem tak. Dla mnie jesteście wszystkie trzy najbardziej niepojętymi babami...yyyy...To znaczy kobietami - szeroki przepraszający uśmiech pojawił się na skutek groźnego wzroku Ayli. - A co do zrozumienia, to dla mnie najważniejsze jest, że zrozumiałaś, jak bardzo się kochamy.- Podszedł do fotela i kucnąwszy przy nim, położył głowę na kolanach Ayli.
- Tak, tak...ale zrozum martwię się, zarówno o jedną jak i o drugą. Is też od kilku dni chodzi jak struta, Jude wygląda jakby miał coś na sumieniu, a teraz Alex....
- Wiem, że to zabrzmi egoistycznie, ale czy mogłabyś choć na jakiś czas przestać myśleć o nich a zacząć myśleć o NAS?? - bursztynowe spojrzenie nie zawiodło Blooma - Ayla uśmiechnęła się do niego rozbrojona.
- Dobrze postaram się.
- No, to rozumiem!!- poderwał się - Wiesz, że tu w Vegas jest taka świetna górska kolejka, a raczej coś w rodzaju katapulty - mówił jak rozemocjonowane dziecko.
- Orlando...- Alya kręciła z przerażeniem głową - Nie zmusisz mnie....
- Ależ oczywiście, że tam się wybierzemy , chodź!!
Nim Ayla zdążyła zareagować już była na hotelowym korytarzu, w biegu zakładając złapaną przy wyjściu z pokoju kurtkę.
- Jesteś kompletnym czubkiem, wiesz!!!- krzyczała na niego ze śmiechem.....


****************
kilka dni wcześniej....

Gorąca noc pchała go przed hotel gdzie mieszkała. Chciał tam wejść i ...no właśnie i co by było?? A jeśli ona powie to, czego bał się najbardziej??- zacisnął usta i ściągnął czarne brwi Nie jeszcze nie teraz. Ale...Chciałby ją choć zobaczyć, tak przez moment.
Keanu nagle wstrzymał oddech bo jakby na skutek zaklęcia, z hotelu wyszła Alex z Jude'm.
Mimowolnie uśmiechnął się z czułością. Ale zaraz uśmiech zastygł na jego twarzy. Oboje wyglądali na niezbyt szczęśliwych i chyba niezbyt trzeźwych. Po chwili zastanowienia ruszył za nimi, zachowując bezpieczną odległość. Widział że rozmawiali. drgnął, gdy zobaczył jak jego przyjaciel bierze Alex za rękę. A potem...potem nie wierzył ,że to co widzi jest prawdą...Patrzył i czuł jakby ktoś wyrwał mu serce i na jego oczach, jeszcze bijące, rozrywał na kawałki...Miał ochotę uciec, ale nie mógł się ruszyć. Nie mógł oderwać od nich oczu.
Gdy skończyli, powoli osunął się po ścianie muru, o który się oparł. Zastygł w bezruchu, gdy Ona mijała go niemal o centymetry i przez ułamek sekundy zobaczył wyraz jej twarzy. Ból, wstyd, kompletne zagubienie - Alex miała w oczach niemal szaleństwo.
Zobaczył to wszystko i...poczuł się winny. Coś w jego głowie nagle powiedziało mu, że gdyby wcześniej ją odnalazł, zmusił ją do szczerej rozmowy, by sobie wszystko wyjaśnili, nie szukała by teraz zapomnienia na oślep, w obcych ramionach.
Postanowił, że musi w końcu to przerwać, pomóc sobie i jej.

Ismeril

Ciepły promyk słońca łaskotał Is w policzek. Ze wszystkich sił starał się ją obudzić. Wreszcie udało się i leniwe powieki uniosły się nieznacznie. W pokoju panował półmrok. Tylko ten jeden promyk znalazł drogę by wedrzeć się do pomieszczenia przez niedociągniętą zasłonę. Is nienawidziła żaluzji. Żaluzje w jakiś nieokreślony sposób definitywnie ograniczały przestrzeń. Zasłony, nawet te najcięższe pozostawiały złudzenie miękkości i otwarcia na świat. Były tylko zwiewną barierą, którą łatwo usunąć.
Ziewnęła i przeciągnęła się jak zadowolony kociak. Chyba było już późno. Dlaczego Jude jej nie budził ?
- Jude? – wstała z łóżka – Jude ??!! – otworzyła drzwi do saloniku.
Tutaj słońca było coniemiara. Teraz wlewało się do sypialni szeroka kaskadą, jak z przepełnionego naczynia. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy Jude`a, a on sam miotał się miedzy szafą a torbą podróżną.
- Co robisz ? Pakujesz się ? Neutral
- Kotku muszę wyjechać.
- Tak nagle ? Dzisiaj ?
- Tak. Muszę natychmiast wracać do Londynu.
- Coś się stało ?
- Iris ma zapalenie ucha i chciałbym być z nią.
- Oj biedactwo. Musi ją strasznie boleć. Pojadę z tobą – Is już rzuciła się w kierunku szafy.
- Nie ma takiej potrzeby – może powiedział to zbyt stanowczo? Cała sytuacja lekko go zirytowała. Miał nadzieję, że Is nie obudzi się przed jego wyjściem i później do niej zadzwoni z wyjaśnieniami. Nie lubił kłamać komuś prosto w oczy. Złagodził ton – Kochanie, nie ma potrzeby byś latała w tę i spowrotem. Za tydzień będzie po wszystkim i wrócę do ciebie już do LA.
- Smutno mi będzie bez ciebie
Ta dziewczyna potrafiła czasem wyglądać tak niewinnie i prawie dziecięco. Teraz, gdy patrzyła na niego tymi smutnymi oczyma, a policzki miała jeszcze zaróżowione od snu, wyglądała słodko.
- W Londynie jest teraz paskudna pogoda – powiedział łagodnie i bardzo przekonująco – Nie chciałbym żebyś się przeziębiła. Nie będzie mnie tylko tydzień.
Chciał ją przytulić. Chciał jej powiedzieć jak bardzo ją kocha i jak bardzo ją rani, ale nie mógł. Nie chciał jej stracić. Musi wszystko przemyśleć i wrócić do niej z gotowym planem działania. Miał nadzieję, że tydzień mu wystarczy. Zapiął torbę.
- Muszę już iść. Za godzinę mam samolot do NY, a stamtąd do Londynu. Zamówiłem ci śniadanie. To co lubisz. Naleśniki z owocami – uśmiechnął się
Is też się uśmiechnęła i miała już do niego podejść, gdy ktoś zapukał do drzwi. Jude otworzył je szybko.
- Zamawiał pan śniadanie – boy hotelowy wjechał do pokoju stolikiem na którym stał dzbanek oraz talerz z naleśnikami
- Dzień Dobry pani – ukłonił się Is i znowu zwrócił się do Jude`a – które torby mam zabrać ??
Boy zabrał torby, a Jude podszedł do Is, cmoknął ją przelotnie w usteczka i powiedział tylko
- Pa, kotku.
Drzwi zamknęły się i Is została sama w oświetlonym słońcem pokoju. W promieniach światła widać było pojedyncze drobinki kurzu, które wirowały jak małe baletnice. Dzień urodzin nie zaczął się najlepiej. Jude o nich zapomniał.

********************

Vegas to miasto hazardu i kiczu. Jak wiadomo, obie te rzeczy najlepiej prezentują się wieczorem, przy sztucznym świetle. Jednak tym razem Las Vegas zyskało jednego turystę, który nie szukał łatwej wygranej, ani szczęścia w walce z jednorękim bandytą, tylko chwili wytchnienia i zapomnienia.
Ismeril wyszła z hotelu sama i postanowiła zwiedzić miasto w dzień. Sama, bo Alex w niewiadomych okolicznościach zniknęła i nikt nic nie wiedział, a Ayla z Bloomem pojechali oglądać pustynię. Wprawdzie chcieli ja zabrać ze sobą jak usłyszeli, że Jude poleciał do Londynu, ale nie chciała im przeszkadzać. Miała niejasne wrażenie, że oni będą poznawać pustynię z bardzo bliska i ona mogłaby być zbędnym balastem. Pozatym wszyscy zapomnieli o jej urodzinach. Pierwszy raz jej się to zdarzyło i nie przypuszczała nigdy, że będzie jej z tego powodu aż tak przykro, ale jednak było Sad
Zrobiła zdjęcie wielkiego neonu z Elvisem kiwającym przyjaźnie dłonią do przechodniów.

Schowała aparat. Ktoś szedł za nią. Obejrzała się. Mężczyzna, bo to chyba był mężczyzna, szedł za nią w tym samym tempie. Nie widziała jego twarzy, bo zrobił dokładnie to samo co ona, czyli odwrócił się, by popatrzeć za siebie. Miał na sobie lekko za duże buty, workowate, czarne spodnie jak Chaplin, białą koszulę, kamizelkę, krawat w białe grochy, frak i lekko wygnieciony cylinder. W prawej ręce trzymał kilka kolorowych balonów które powiewały w górze jak motyle wyprowadzone na spacer. Is przeszła jeszcze kilka kroków i znowu obejrzała się za siebie. Mężczyzna zrobił to samo. To chyba jeden z tych mimów, którzy zarabiają na życie przedrzeźnianiem ludzi i odgrywaniem jednoosobowych pantomim. Ismeril zatrzymała się i skrzyżowała ręce na piersi. Sama nie była pewna czego ma się spodziewać. Mim odwróciła się i podszedł do niej, ale głowę miał tak spuszczoną, że cylinder zasłaniał mu twarz.

Wyciągnął dłoń w której trzymał balony.
- Mam je wziąć?
Mim pokiwał głową i Ismeril mogła teraz zobaczyć jego usta, nos i kości policzkowe.
- Johnny?
Johnny spojrzał na nią ciepło, z figielkami w oczach i wcisnął jej w dłoń balony nic nie mówiąc. Woku nich zaczęli zbierać się ludzie. Johnny wyciągnął z kieszeni balon w kolorze niebieskim, nadmuchał go, a potem chwycił go za szyjkę i zaczął wygrywać piszcząca melodię „Happy Birthday”.
- Czy to nie Johnny Depp?? – spytała kobieta stojąca za Is.
- Nie. Johnny jest wyższy i lepiej zbudowany – odpowiedział jej jakiś facet.
Balon wypuścił z siebie resztki powietrza i tym samym przestał być instrumentem. Johnny wcisnął go do kieszeni obszernych spodni, a ludzie w koło bili brawo. Johnny zdjął kapelusz i ukłonił się wszystkim, a potem gdy chciał założyć go spowrotem kapelusz jakby ożył i przy każdej próbie podskakiwał do góry i wracał do rąk Johnnego, aż wreszcie spadł na chodnik. Johnny schylił się, a kapelusz, jak za dotknięciem czarodziejskiej ruszczki przesunął się o metr. Johnny próbował go złapać kilka razy. Wreszcie kapelusz wylądował u stóp Is. Ismeril schyliła się a Johnny podszedł do niej z wdzięcznością w oczach i gestem nakazał, by włożyła mu kapelusz na głowę. Gdy to uczyniła poprawił go żeby mocno siedział i przypadkiem nie uciekł. Ludzie śmiali się i co chwila bili brawo. Potem Johnny jakby coś sobie przypomniał. Wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął z niej czerwoną chusteczkę. Potem zajrzał do następnej kieszeni i wyciągnął zieloną chusteczkę. W następnej kieszeni była chusteczka żółta. W następnej biała w niebieskie kropki. Wyciągał te chusteczki z coraz to innych kieszeni, coraz to szybciej, tak że opadały kolorowym deszczem na jego buty tworząc już spory stosik. Gdzie to się w ogóle mieściło?? Wreszcie wyciągnął jeszcze jedną, która jakby przykleiła mu się do ręki i nie chciała się oderwać. Zmagania z nią były przezabawne. Johnny machał ręką, chował ją do kieszeni i wyjmował. Wreszcie chusteczka odpadła i spłynęła na chodnik. Spojrzał zdesperowany na stos chusteczek. Zgarnął je wszystkie i podniósł do góry, podrzucił i........... chusteczki opadały a w jego dłoniach, niewiadomo kiedy pojawiło się małe, kolorowe pudełko z korbką.
- Brawo!! Brawo!! – ludzie klaskali i śmiali się.
Johnny jeszcze raz zdjął kapelusz ale teraz już normalnie podszedł do Is i wyciągnął w jej stronę pudełko.
- Wszystkiego najlepszego – powiedział ciepłym głosem
Ismeril nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Wzięła pudełko i pokręciła kilka razy korbką, aż wieczko się otwarło i wyskoczył kolorowy, uśmiechnięty klaun z wielkim sercem w dłoniach. To ją zupełnie rozbroiło. Łzy szczęścia popłynęły po policzkach. Objęła Johnnego mocno i mogła tylko wyszeptać.
- Dziękuję. Dziękuje ci bardzo.

PANICALEX

Alex obudziła się i nieprzytomnie rozejrzała wokół. Było już popołudnie co jej za bardzo nie zdziwiło. Wczoraj dotarła do NY późno w nocy . Przeciągnęła się i owinięta szlafrokiem poszła do salonu. Widok Jamesa choć przyjechała sama nie zaskoczył jej. Tylko on tak naprawdę wiedział gdzie jej szukać.
- Hej. Co tu robisz? - ziewnęła od progu.
- Nic specjalnego - siedział na kanapie i bawił się kilkoma kartami. Reszta leżała rozrzucona na niskim szklanym stole.
Usiadła obok niego i wtuliła twarz w jego szyję, dokładnie tak jak to robiła od tygodni. Ale tym razem zaszła jakaś zmiana. Był wyraźnie spięty.
- James?
Nie patrzył na nią. Delikatnie odwróciła jego głowę w swoją stronę. Mocno zaciśnięte szczęki i dziwny, prawie nieprzyjazny wyraz jego oczu zaskoczyły ją.
- James?
- Zagrajmy Alex.
- O co?
- O ciebie.
- Nie rozumiem...
- Rozumiesz - to prawda. Rozumiała aż za dobrze.
- Chcę zagrać o twoje ciało Alex - dotknął delikatnie ustami jej szyi.
- A dusza? - westchnęła cicho.
- Nie możesz grać o coś co nie jest twoje prawda Alex?
- Co jeśli wygram? - jego usta pieściły jej ramię.
- Zrobisz co zechcesz. Ja chcę tylko jednego.
- Dobrze. Rozdaj karty - usiadła naprzeciw niego. Dwie pary niebieskich oczu zderzyły się wyzywająco.
- Jedno rozdanie Alex. Poker.
Rozdał karty. Alex drżącymi rękami zagarnęła swoje. Nie było ciekawie zaledwie jedna para dam.
- Dobierasz? - rzucił leniwie znad swoich kart.
- Tak. Trzy. - przełknęła głośno ślinę gdy zauważyła że on nie zmienia kart. Pierwszy raz poczuła strach. Podniosła trzy leżące przed nią karty. Jej oczy rozszerzyły się nagle.
- Sprawdzam Alex. Full. Walety na dziesiątkach.
Popatrzyła na niego. Wiedziała że był pewien wygranej.
- Kareta dam - powiedziała cicho. Całe jego ciało stężało nagle. Wstał. Czuła że na nią patrzy długo, intensywnie. Tak jakby chciał sobie wypalić w pamięci jej obraz. Słyszała jego kroki gdy wolno podchodził do drzwi.
- Dokąd się wybierasz James?
- Przegrałem. Odchodzę.
- Czy powiedziałam że tego chcę?
- Sądziłem że to oczywiste.
- Powiedziałeś że mogę zrobić co zechcę.
Patrzył na nią z konsternacją.
Podeszła do niego i wzięła za rękę. Poprowadziła za sobą do sypialni. Patrząc mu w oczy zsunęła z siebie szlafrok. Zupełnie naga przytuliła się do niego na chwilę a potem rozebrała.
- Chodź - powiedziała i pociągnęła go na łóżko.
Zwinęła się w kłębek i pozwoliła by położył się za jej plecami i otoczył swoim ciałem. Leżeli tak długo, bardzo długo, ogrzewając się wzajemnie, wymieniając delikatne pieszczoty.
- Teraz James - wyszeptała wreszcie.
- Jesteś pewna? Przegrałem.
- To ja przegrałam. Wszystko. - pocałowała go.
Czuła jak wypełnił ją sobą, jednym pewnym ruchem bioder. Jęknęła cicho. Czuła narastający żar gdy jego dłonie objęły jej piersi, a usta całowały szyję i ramiona. Kochali się wolno, tak jakby planowali każdy pocałunek, tak jakby każdy ruch musiał być dokładnie przemyślany. Tak jakby to miał być pierwszy i ostatni raz. Może tak będzie, pomyślała Alex gdy leżała otulona jego ciałem.
- Dziękuję że dałaś mi ile mogłaś – miała wrażenie że James czyta w jej myślach – Kocham cię Alex ale nie zostaniesz ze mną.
- Nie. Nie zostanę. Ale zostanę przy tobie. Chyba tylko ty mi zostałeś – Alex zaczęła płakać. Przemknęła jej przez głowę absurdalna myśl że gdyby nie James rzuciłaby się chyba teraz z mostu. Co z tego że kochała Keanu skoro on jej nie rozumiał? Skoro nie mógł się pogodzić z tym jaka była i jaka zawsze będzie? James ją rozumiał ale nie była jego i nigdy nie będzie. Dlaczego życie musi się tak komplikować? Skąd tyle błędów? Przecież jest do cholery rozsądną, dorosłą kobietą? I Is. Jeszcze Is. Jude i Is. Jak to wszystko naprawić?
- Alex – szeptał jej do ucha James - Życie nie jest takie trudne jak nam się czasem zdaje.
Odwróciła się do niego i popatrzyła mu w oczy. Mówił szczerze i z przekonaniem a ona chciała mu wierzyć. Otuliła ich oboje kołdrą. Popadli w stan hibernacji, przytuleni do siebie, odgrodzeni do zewnętrznego świata . W czasie długich godzin które razem spędzili w swoim schoronieniu opowiedziała mu o wszystkim co ukrywała. Czuła że ta spowiedź być może pozwoli jej zacząć wszystko od nowa. Przyniosło jej ulgę że jej nie oceniał. Delikatna pieszczota dłoni albo pocałunek w czoło były jedyną odpowiedzią na jej wyznanie że kocha Keanu, że coraz trudniej jej bez niego ale nie jest pewna czy chce do niego wrócić. Nawet opowieść o tym co wydarzyło się w Vegas pomiędzy nią i Judem przyjął ze spokojem.
- Dlaczego nie spotkałam cię wcześniej? - zapytała - Wtedy byłoby idealnie.
- Nie byłoby. Kiedyś mogłabyś natknąć się na Keanu i wtedy i tak przestałbym dla ciebie istnieć.
- Mogę z tobą zostać? Nie mam już siły uciekać. Zresztą nie mam dokąd.
- Alex nadal jesteśmy przyjaciółmi, mimo wszystko.
***
Is była zmęczona i szczęśliwa. Johnny zrobił wszystko by zapomniała o przykrościach i całą duszą oddała się zabawie. Is momentami miała wrażenie że pomiędzy nią i Johnnym jest tak jak było na początku. Że nie było kłótni, wzajemnych pretensji, żalu i bólu. Że nie było tych miesięcy z Judem.
Gdy wieczorem leżeli razem na łóżku w jej pokoju hotelowym, objadali się czekoladkami i gadali o głupotach. Is miała wrażenie że nie może być już lepiej.
- Is może byśmy porozmawiali o nas - głos Johnnego nieoczekiwanie zabrzmiał poważnie.
- Johnny - Is skrzywiła się lekko - Czy to naprawdę konieczne? Zresztą jestem zaręczona pamiętasz?
- Pamiętam ale nadal uważam że to nie jest żadna przeszkoda. Nie jesteś jego żoną i on nie ma do ciebie żadnych praw.
Is poczuła ukłucie irytacji.
- Johnny nie jestem towarem do którego ma się prawa lub nie. To ja zdecydowałam za kogo wyjdę za mąż.
- On na ciebie nie zasługuje - Johnny rzucił jej spojrzenie spod półprzymkniętych powiek które mówiło jeszcze więcej niż słowa. Był zły ale nie chciał by to zauważyła.
- Ale ty na mnie zasługujesz tak? Przestań Johnny. Nikt nie jest święty.
- Widzisz sama to powiedziałaś.
- Co?
- Że Jude nie jest święty.
- Nie chwytaj mnie za słówka dobrze?
- To drań.
- Akurat ty wiesz to najlepiej co? - Is była wściekła. Johnny jak zwykle musiał wszystko zepsuć - Sam jesteś drań! Przypomnij sobie co mi zrobiłeś!
- Ale nigdy nie zdradziłem cię z twoją najlepszą przyjaciółką - wycedził przez zaciśnięte zęby. Pożałował tego w tej samej chwili gdy zobaczył pobladłą twarz Is. Cholera Keanu mówił mu żeby trzymał język na wodzy. Johnny idioto przyjechałeś tu by ją odzyskać a nie krzywdzić.
- Is...przepraszam...nie to chciałem powiedzieć - wyciągnął rękę w jej stronę ale Is uniknęła jego dotyku. Patrzyła na niego rozszerzonymi z szoku oczyma.
- O czym ty... o czym ty do cholery mówisz?

AYLA

- James idę na zakupy...- Alex stała w płaszczu przy drzwiach od łazienki - Masz na coś ochotę? - noc pełna intymności i zwierzeń miała oczyszczający wpływ nie tylko na duszę ale i na ciało Alex. Zgłodniała a w lodówce niemal nic nie było.
- Wszystko jedno, byle dużo , też zgłodniałem - James przekrzykiwał szum wody.- Idź do tego małego sklepiku na rogu, mają tam przepyszne pieczywo.
- OK - Alex zamknęła za sobą drzwi
Sklepik był mały i faktycznie pachniało w nim piekarnią. Alex już od dłuższej chwili stała przy wielkim wiklinowym koszu pełnym różnego rodzaju wypieków.
- Zawsze najbardziej lubiłaś razowe pieczywo - Alex odwróciła się błyskawicznie i skamieniała.
- Chyba ,że już zmienił ci się gust...- lekko skośne, tak dobrze znane jej oczy spoglądały spod zmierzwionej, czarnej, lekko przyprószonej siwizną, czupryny.
- Nie nie zmienił mi się gust co do chleba...- Alex ledwo wierzyła, że to jej własny głos.
- Chciałbym porozmawiać - Keanu patrzył niemal błagalnie w oczy Alex, która powoli opanowywała pierwszy szok, jakiego doznała na jego widok i na dźwięk jego głosu.
Kiwnęła głową. Wyszli ze sklepu. Keanu wskazał kafejkę po drugiej stronie ulicy. Gdy usiedli przy stoliku i zamawiał kawę, przyglądała mu się z napięciem.
Przeczesał palcami włosy a potem popatrzył na nią poważnie.- Tak już od jakiegoś czasu chodzę za Tobą krok w krok. tyle, że do tej pory nie miałem odwagi , by się z Tobą spotkać.
- Ale miałeś odwagę powiadomić mnie anonimem ,że jesteś blisko - Alex potarła czoło starając się ukryć drżenie rąk.
Kiwnął głową - Tak, to było głupie. .Szczeniackie zagranie, wiem. Miałem zamiar na drugi dzień spotkać się z tobą, nawet stałem pod hotelem, tyle, że...- przerwał
- Tyle, że? - Alex upiła łyk kawy i popatrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby przeczuwając ,że zaraz usłyszy coś, co znów nią wstrząśnie.
Odetchnął, postanowił porozmawiać otwarcie, miał już dość tej całej sytuacji, tej nocy na ulicy w Vegas obiecał sobie ,że porozmawia z nią najszczerzej , jak tylko można. Zrobiłby to na drugi dzień, ale ona wyjechała....
- Tyle że gdy do ciebie szedłem właśnie wyszłaś z hotelu...Nie sama i ....
Alex nabrała powietrza a potem szepnęła – Widziałeś, widziałeś jak ja i Jude?
Kiwną głową.
- Jeeezu...
- Tak widziałem i...zrozumiałem, jak bardzo byłem temu winny. - spojrzał na nią najczulej jak umiał?
- Co? - Alex nie nadążała za nim, wstyd i rozpacz znów opanowały ją na wspomnienie tamtej chwili szaleństwa.
- Nie byłoby tego, gdybym starał się ciebie lepiej zrozumieć, zapomnieć o swoich zasadach i spróbować lepiej zrozumieć twoją wrażliwość i twoje obawy. Alex...
Sięgnął po jej dłonie, które teraz rozpaczliwie ściskały filiżankę z kawą.
- Powiedz, że mamy jeszcze szansę, proszę....
Dziewczyna powoli podniosła na niego oczy. Widziała, że cierpi, widziała,że jest teraz szczery, chyba nigdy wcześniej nie był tak bezbronny i tak otwarty.
Patrzyła na niego i nagle wszystko to, co wydarzyło się po jej ucieczce z Londynu. Jej rozpacz, spotkanie z Jamesem, incydent z Jude, nawet poprzednia noc, wydały jej się nic nie ważnymi epizodami .Powoli zatapiała się w jego czarnych źrenicach i z pełną wyrazistością czuła, że jest pewna czego chce.
Uśmiechnęła się i wysunąwszy spod jego uścisku jedną z dłoni, pogładziła go delikatnie po policzku.- Gdzie byłeś tyle czasu? - Zapytała szeptem czując, jak łzy jedna po drugiej płyną jej po policzkach....

PANICALEX

- Alex?
Dźwięk głosu Jamesa przywołał ją do rzeczywistości. Otworzyła usta by coś powiedzieć ale to on mówił dalej tak jakby się z czegoś tłumaczył.
- Długo nie wracałaś...wyszedłem żeby cię poszukać...- głos mu się załamał. Keanu wstał i patrzył na nich oboje. Alex schyliła głowę. Zaszło przecież coś o czym Keanu jeszcze nie wiedział. Wtedy James przeszedł samego siebie.
- Cześć Keanu miło cię poznać.
- Ciebie również... James tak? – podali sobie ręce mierząc się wzrokiem.
- Nie sądziłem że jesteś w pobliżu – James skrzywił się gdy zauważył mokre od łez oczy Alex.
- Już od dość dawna jestem w pobliżu – padła sucha odpowiedź.
- Chłopaki nie ułatwiacie mi sprawy – nutka histerii w głosie Alex odwróciła wreszcie ich uwagę od słownych przepychanek.
- Wszystko jest oczywiste. Jedziesz ze mną do LA – Keanu nie miał zamiaru odpuścić.
- Nic nie jest oczywiste – zaprotestowała – Chcesz tego czy nie jest parę spraw które muszę załatwić. Przez jakiś czas żyłam sama...
- Sama?
- Zupełnie niepotrzebny sarkazm Reeves – wytrącił się James.
Alex uniosła rękę żeby uciszyć ich obu.
- Keanu wracam do domu z Jamesem. Kocham cię ale uważam że postąpię właściwie jeśli najpierw doprowadzę pewne sprawy do końca.
- Nie zgadzam się z tobą – Keanu chwycił ją za rękę i patrzył błagalnie w oczy – Nic cię tu nie trzyma – Alex widziała grymas bólu na twarzy Jamesa gdy określono go mianem „niczego” - Za godzinę mamy samolot. Możemy wszystko zostawić za sobą.
- Może ty możesz. Ja nie. Proszę cię, daj mi dwa dni, jeszcze tylko dwa dni – Alex odsunęła pasmo włosów z jego twarzy. Rozczulało ją że był taki rozczochrany. Jak zwykle nie poświęcał uwagi drobiazgom.
- Dobrze – zgodził się nieoczekiwanie – Nie ruszę się jednak z NY na krok. Za dwa dni będę pod drzwiami jego mieszkania – wskazał na Jamesa.
- Układ zawarty – uśmiechnęła się. Wstała i pocałowała go delikatnie w usta – Za dwa dni.
Wzięła Jamesa za rękę i wyszli z kafejki. Keanu patrzył za nimi. Nie odwróciła się. Zastanowiło go to przez chwilę. Dlaczego u diabła się nie odwróciła?
***
James cicho zamknął za nimi drzwi apartamentu.
- Dwa dni? To bardzo mało wiesz Alex?
Spojrzała na niego smutno.
- Wiem że mało.
- To nie fair.
- Nie dobijaj mnie – objęła go mocno – Nie mogę mieć was obu.
- Dwa dni to mało żebym mógł cię przekonać...
- Nie przekonasz mnie – wyszeptała.
- Spróbuję.
- To się nie uda – pocałowała jego rękę gdy dotknął jej ust.
- Nigdy nie mów nigdy.
- Gdyby nie on ty byłbyś tym jedynym wiesz?
- Mam więc tylko jedno wyjście...
- Jakie?
- Muszę go zabić – uśmiechnął się.
- Och cicho bądź – uderzyła go delikatnie pięścią w brzuch – Chodźmy wreszcie zjeść to śniadanie.
***
Is zsunęła się z łóżka tak jakby chciała uciec od prawdy. Albo ode mnie pomyślał Johnny.
- Is daj mi wyjaśnić...
Uniosła rękę w cichym proteście. Odwróciła się do niego i powoli podeszła do okna.
- Powiedz mi wszystko co wiesz.
- Is nie wiem czy to rozsądne...
- Mów.
Miał ochotę coś sobie zrobić. Gdyby siedział cicho... Jak miał jej to powiedzieć? Tego nie da się powiedzieć delikatnie.
- Po prostu wiem że Jude spał z...
- Z kim? – zimno i bezdusznie. Johnny czuł się potwornie nieswojo.
- Alex.
- Kiedy?
- Tuż przed jej wyjazdem.
- Skąd wiesz? – miał głupie wrażenie że jest na jakimś koszmarnym przesłuchaniu. Wstał i podszedł do niej.
- To nie ma znaczenia... Is nie dręcz się tym...
- Zgłupiałeś? Zabiję go! I ją też.
- Is nie przesadzaj – znów chciał jej dotknąć ale tym razem zrezygnował sam.
- Nie przesadzam – odwróciła się do niego z promiennym uśmiechem na twarzy, który przeraził go bardziej niż cokolwiek innego – Idź już Johnny. Muszę pomyśleć.
- Wrócę? – bardziej pytanie niż stwierdzenie.
Uśmiechnęła się tylko i znów odwróciła do okna.
***
Ayla siedziała na dywanie w swoim pokoju zakopana po uszy w katalogach ślubnych. Teraz rozumiała Alex i jej kompletne wariactwo na punkcie wyboru idealnej sukni. Sama odczuwała teraz jak bardzo chce żeby wszystko było idealne. Zwłaszcza w porównaniu z pierwszym ślubem pomyślała ironicznie.
- Witaj piękna – Orlando położył się na plecach tuż pod jej nosem, na rozłożonym właśnie katalogu.
- Zwariowałeś? Wstawaj, wszystko pognieciesz – starała się być groźna ale jakoś jej nie wychodziło.
- Naprawdę wolisz to – Wyciągnął spod siebie zdewastowany katalog – Niż mnie? – Wyglądał na autentycznie zranionego.
- Kretyn – pokazała mu język. Wtedy zadzwonił telefon.
- Słucham? Is? Fajnie że dzwonisz. Przyjdź i pomóż mi wybra...Mam przyjść do ciebie? Ale po co? Mam się zamknąć i ruszyć dupę? Oki już idę.
- Muszę iść. Znów coś się chyba stało – Ayla czuła przez skórę że będzie jakieś nieszczęście.
- Jak zawsze mam pecha – Orli podniósł się z podłogi i pomógł jej wstać – Kiedy wrócisz?
- Nie wiem – cmoknęła go w nos i już jej nie było.

ISMERIL

- Co się stało Is, że tak mnie WEZWAŁAŚ – Ayla specjalnie powiedziała to ironicznie bo przez telefon Is wydała rozkaz jakby była wielką cesarzową. Trochę żałowała że wyszła z pokoju bo Orli rozciągnięty na katalogach sukien ślubnych, na podłodze, z tymi niesfornymi kędziorkami........... Ayli na samo wspomnienie zrobiło się gorąco.
- Wiesz dlaczego Alex wyjechała? – Is pieczołowicie grzebała w sałatce którą przed chwilą przyniesiono do pokoju
- Nie wiem. Wyglądało jakby przed czymś uciekała Chyba tym razem to James stał się powodem ucieczki.
- Ona uciekła przede mną. Przespała się z Judem – Is powiedziała zimnym, bardzo spokojnym głosem i dźgnęła w sałatkę widelcem – Mówiłam im że nie chcę sałatki z papryką! – złapała za słuchawkę.
Ayla siedziała z otwarta buzią Ta rewelacja zupełnie ją zbiła z tropu. Gdzieś przez wielki mur zaskoczenia przebijały się strzępki dźwięków i obrazów. Is robiąca awanturę o kawałek papryki w sałatce. Skruszony kierownik kuchni który osobiście zabierał nieszczęsną sałatkę z pokoju. Ayla mogła tylko siedzieć i obserwować to jakby zza szyby.
- Widzę że jesteś zaskoczona – powiedziała Is – Ktoś kogo nazywałam przyaciółką, zrobił mi coś takiego.
- Is...... tak mi przykro. Ale kto ci to powiedział? Jude?
- Nie. Johnny.
Ayla wstała
- I ty mu wierzysz?
- A dlaczego mam nie wierzyć?
- Bo........ bo....... bo....... – Ayla szukała gorączkowo jakiegoś wytłumaczenia – Bo może on to zrobił specjalnie by was skłócić.
- No wiesz! Wszystko mogłabym powiedzieć o Johnnym ale nie jest podłym kłamcą. Ja mu wieżę. AAAAAAAA! – Is krzyknęła ze złości – Alex ty ścierko! Już ja cię załatwię. I tego dupka też.
- Po co mnie wołałaś skoro jak widzę wszystko masz już postanowione i nawet nie chcesz się dowiedzieć jaka była prawda – Ayla nie była przekonana
- Nie wiem. Chyba po to by cię poinformować, że blokuję wszystkie karty kredytowe Alex i że nie chcę o niej więcej słyszeć. Jasne?
- Porozmawiamy jak złość cię przestanie zaślepiać Is.
- Nic mnie nie zaślepia! Wszyscy jesteście przeciwko mnie i wydaje wam się że sobie coś wymyślam! Super Ayla! Wracaj do tego swojego MĘŻUSIA! Już nie będę wam burzyć szczęścia swoimi problemami! Zresztą i tak nie mogę na was patrzeć bo rzygać mi się chcę od tej słodyczy. Żaden nor........... – Ayla zamknęła drzwi i nie słyszała dalszych słów.

*****

- I co chciała Is? – spytał Orli wycierając świeżo umyte włosy białym ręcznikiem
- Nic. Zupełnie nic. Chciała sobie ponarzekać – Ayla stwierdziła, że nie będzie wtajemniczać męża. Była zła na Is za jej słowa. Jeśli Ismeril nie chce słuchać dobrych rad i rani wszystkich, którzy chcą jej pomagać to najwyższy czas żeby została sama i sobie radziła po swojemu. Ayla była pewna, że swoim zachowaniem nie zaszkodzi Is już bardziej, a być może sprowokuje to przyjaciółkę do przemyślenia kilku spraw. Świat nie kręcił się woku Is. Ayla chciała przez jakiś czas odciąć się od problemów innych. Chciała zachłysnąć się tym co ją spotkało. Chwyciła Orliego za ręcznik, którym miał przewiązane biodra i przyciągnęła go do siebie. Językiem przejechała po jego wilgotnej piersi. Mruknął jak kot i objął ją. Ayla wyswobodziła go z ręcznika i dotknęła zręcznymi palcami jego najczulszych miejsc. Miała ochotę go zniewolić i była pewna że jej się to uda.

*****

Dwa dni później lecieli pierwszą klasą do Londynu. Tym samym samolotem leciała Is. Orli był zdziwiony, tak ostentacyjnie ich zignorowała, ale Ayla kazała mu nie zwracać uwagi. Postanowił posłuchać żony. W końcu to nie jego sprawa co się stało między przyjaciółkami. Jego myśli zaprzątała bardziej wizja rozmowy w cztery oczy z menadżerką, która jak wynikało z kilku rozmów telefonicznych nie była zachwycona z jego ślubu oraz rozmowa z mamą. W myślach układał mowę obronną. Wreszcie po godzinie takich męczarni stwierdził, że ma to w dupie co wszyscy powiedzą. Od 10 dni czuł się naprawdę szczęśliwy i to było najważniejsze. Nachylił się do ucha Ayli i zaczął szeptać nieprzyzwoite rzeczy. Na jej policzki zaczęły występować rumieńce, a oddech lekko przyśpieszył i choć miała zamknięte oczy, Orli wiedział, że nie śpi i uważnie go słucha.

*****

- To wszystko?
- Tak.
- 14.95 $
Alex podała kartę kredytową.
- Przepraszam panią, ale ta karta jest zablokowana – powiedział chwilę później sprzedawca
„Is już wie” natychmiast pomyślała Alex wyjmując gotówkę z portfela. Dziwne, że nie przyszło jej nic innego do głowy tylko odrazu to. Zabrała kupione gazety, odwróciła się i szła w stronę czekającego na nią Keanu. Z daleka widziała jego zniecierpliwioną minę, bo kilku paparazzich robiło mu zdjęcia. Wracała do swego dawnego życia i do swoich dawnych lęków. Czy była teraz silniejsza? W czasie lotu będzie miała czas jeszcze raz wszystko przemyśleć. Musiała wszystko przemyśleć, bo sytuacja była nader skomplikowana.

*****

Is szła przez park. Specjalnie wysiadła wcześniej. Chciała się przejść i odpowiednio podkręcić tak by wykrzyczeć całą swoją złość. Miała nadzieje, że Jude będzie w domu. Miała mu powiedzieć jaki z niego kutas i rzucić mu w twarz pierścionkiem. Wszystko było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach.
Zadzwoniła komórka Wydobyła ją z czeluści torby i spojrzała na wyświetlacz. Znowu ON. Wydzwaniał do nie po 1000 razy dziennie, a ona konsekwentnie nie odbierała. Tylko raz nie wytrzymała, tego wieczora gdy dowiedziała się o wszystkim Wtedy wykrzyczała do słuchawki „Zostaw mnie w spokoju! ” i tyle. Nie zostawił. Konsekwentnie dzwonił i dzwonił. Ścisnęła mocniej telefon ze złości i uniosła wzrok. Na niewielkim wzniesieniu przed nią zamajaczyły trzy sylwetki. Wysoki mężczyzna pchał wózek Obok biegła w podskokach mała dziewczynka w pasiastej czapce z pomponem a z drugie strony szedł chłopiec, który prowadził na smyczy dwa pieski. Mężczyzna trzymał telefon przy uchu.
- O nie – jęknęła Is i w panice rozejrzała się woku siebie. Nie było gdzie się skryć. Jak na złość była na środku sporego trawnika.

*****

- Abonent czasowo niedostępny
Jude schował aparat do kieszeni kurtki i spojrzał przed siebie. Stała jak zjawa jakieś pół mili od nich. Nie spodziewał się jej tutaj. Właściwie zaczynał powoli dochodzić do wniosku, że skoro wie, to nie dopuści go już do siebie na tyle blisko aby mógł cokolwiek wyjaśnić. Mylił się. Sama przyszła. Zapewne chciała mu zrobić awanturę i zerwać zaręczyny, ale była tu i miał szansę wyjaśnić. Spojrzał na dzieci. Iris śpiewała sobie pod nosem, a Raffy zdawał mu relację z ostatniego meczu międzyszkolnego. Żeby tylko Is nie zrobiła awantury przy nich. Od czasu rozwodu były bardzo wrażliwe na wszelkiego rodzaju kłótnie, a nie chciał ich denerwować.

*****

PANICALEX

Jude opanował emocje.
- Dzieci jest tu ktoś kogo musicie poznać. Opowiadałem wam o niej.
- Is? – Raffy patrzył na ojca poważnie.
- Zgadza się. – Jude patrzył jak Is powoli się do nich zbliża. Obracała coś na palcu. Domyślał się że pierścionek zaręczynowy. Stanęła naprzeciw niego i patrzyła mu w oczy. Widział w nich to wszystko czego teraz nie mogła mu powiedzieć. Ból, brak zaufania, wściekłość i bezsilność. Zsunęła pierścionek z palca i zacisnęła go w dłoni. Is miała wrażenie że nie może się ruszyć, nie może nawet oddychać.
- Co tam masz? Pokaż! Chcę zobaczyć! – Iris uwiesiła się na jej ręce. Is otworzyła dłoń i pozwoliła małej zobaczyć pierścionek – Jakie ładne! Mogę go sobie wziąć? – Jude wziął ją na ręce – Nie kochanie. Nie wolno ci go wziąć. Zresztą zapytaj Is – patrzył na nią. Jego wzrok był pełen nadziei zupełnie jak wielkie oczy Iris która miała nadzieję na nową zabawkę. Is schyliła głowę. Nagle zdecydowanie wsunęła pierścionek na palec.
- Nie mogę go oddać – uśmiechnęła się do małej – Tata byłby smutny gdybym to zrobiła. Wiesz, ostatnio oboje byliśmy bardzo smutni – cały czas mówiła do Iris – Nie chcę żeby to dalej trwało.
- Dlaczego byliście smutni? – Raffy, jak to facet, chciał poznać konkrety.
Is spojrzała na chłopca. Przyklękła tak żeby patrzeć mu w twarz.
- Bo byliśmy głupi – wyciągnęła rękę do Raffiego – Cześć jestem Is.
- Wiem, tata mówił.
- Co jeszcze mówił? – teraz patrzyła na Juda.
- Że jesteś niezła laska i że mi się będziesz podobać – Jude wyraźnie się zakrztusił.
- Nic takiego nie mówiłem – zaprotestował.
- Mówiłeś – Raffy nie dał się zbić z tropu – Jak kupowaliśmy lody. Ona mi się podoba – powiadomił ojca po chwili.
- Cieszę się – Jude pomógł wstać Is z kolan – Bo wiesz mi też się podoba. Mam jednak problem. Ja się jej nie podobam.
- Mój tata jest najładniejszy na świecie – poinformowała wszystkich Iris.
- Is tak nie myśli.
- Is tak myśli – Is pogłaskała małą po głowie – Twój tata jest najładniejszy, masz rację – wzięła Juda za rękę – Tylko czasem...
- Czasem robi coś głupiego – Jude dokończył za nią.

PANICALEX

Alex siedziała w samolocie patrząc przez okno. Keanu dotknął jej ręki.
- Jesteś tu? – zapytał.
- Tak – odpowiedziała ale wcale tego nie czuła. Nie chciała teraz o niczym myśleć ale wiedziała że odkładanie decyzji na później w niczym jej nie pomoże. Zamknęła oczy udając że śpi. Chciała się odgrodzić na chwilę od Keanu i wszystkiego co ją otaczało. James. Myśl o nim jak zwykle przyniosła jej ulgę ale i nagły, bolesny ucisk w sercu. To były cudowne dwa dni. Nie rozstawali się nawet na chwilę. Wszystko robili razem. Nawet spali. Nie, nie było seksu bo nie o to tu chodziło. Gdy obudziła się rankiem trzeciego dnia, długo leżała z głową wspartą na ręce. Patrzyła na niego. Spał tak spokojnie. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Miała wrażenie że za drzwiami mieszkania czai się wszystko to co rozbija jej życie na kawałki. Tu czuła się pewnie. Ale tam był Keanu. Wstała cicho i poszła do siebie. Chciało jej się płakać ale nie pozwoliła sobie na to. Spakowała się szybko i po raz ostatni weszła do jego sypialni. Dotknęła delikatnie jego twarzy, pochyliła się i pocałowała go w czoło. Poczuła łzy na policzkach. Jednak płakała.
- Alex? – usłyszała jego głos gdy była już w drzwiach. Odwróciła się i położyła palec na ustach. Nic nie mów, prosiła w myślach. Zamknęła za sobą drzwi i wyszła z mieszkania tak szybko jak tylko mogła.
Keanu stał tam oparty o samochód. Patrzył na nią dziwnie. Nie wiedziała co zrobić. Wszystko było jak zamazane. Co za absurd! Cała ta sytuacja była chora. Podeszła blisko.
- Minęły dwa dni – powiedział cicho i ją przytulił. Była taka wdzięczna że o nic nie pytał. Dopiero teraz uświadomiła sobie że jej uczucia do Jamesa mogą być czymś więcej niż przyjaźnią ale wolała o tym zapomnieć. I tak miała w głowie wyjątkowy zamęt.
Teraz gdy siedziała w samolocie zaczynała sama siebie przekonywać że to był dobry krok, że tak należało postąpić. Pozostało wiele do naprawienia. Musi tyle wyjaśnić, tyle opowiedzieć. Nie była pewna co z tego co ma do powiedzenia Keanu zechce usłyszeć. Miała nadzieję że uwierzy i że jej zaufa. Ona będzie musiała mu zaufać. Znowu. Jeszcze Is. Musi z nią porozmawiać. Z Judem też. Od czasu Vegas nie widziała go, a były pewne sprawy które powinna z nim ustalić. Co za bałagan! Co za cholerny bałagan!
- Keanu gdzie oni są?
- Kto? Is i Ayla?
- I Jude.
Keanu zawahał się przez chwilę ale odpowiedział.
- Podejrzewam że wrócili do Londynu.
- Jutro tam polecimy.
- Alex jesteś pewna?
- Jak niczego w życiu.

AYLA

Londyn był jak zwykle mokry i zasnuty poranną mgłą.
Ayla wstała z nie najlepszym samopoczuciem. Zresztą to już kolejny taki ranek, kiedy po podniesieniu się z łóżka czuła ucisk w żołądku.
Teraz popijała herbatę w kuchni londyńskiego mieszkania Blooma i czuła narastający niepokój. Gorączkowo liczyła....Liczyła dni, szukała w pamięci jakichś chwil zapomnienia...Przecież w tych sprawach była zawsze bardzo ostrożna, zwłaszcza po przygodzie Is....Nie! - potrząsnęła głową, to tylko przemęczenie i stres, napewno wszystko wróci do normy, a te kilka ...cholera...nie kilka, to już kilka tygodni....- zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Rzuciła się w stronę przedpokoju i wysypała wszystko z torebki w poszukiwaniu kalendarza.Przewertowała go szybko a potem z niemym krzykiem na ustach usiadła na podłodze.
- To już nie dni, ale tygodnie....- szepnęła
Ale przecież odkąd są razem, nie było takiej możliwości, nie ryzykowali...A jeśli to....Ayla nagle zerwała się z podłogi bo nagła fala podeszła jej do gardła.Chwilę później wsparta o muszlę, umęczona, odgarniając włosy, pytała samą siebie, czy to możliwe.Bo jeśli nie Bloom, to...Ale przecież po rozstaniu z Olivierem, miała okres, no...może nieco krótszy niż zwykle, ale miała.
Cała groza sytuacji stanęła jej teraz jasno przed oczami.
- Co się dzieje? - ciepły głos, odezwał się i sprawił, że niemal podskoczyła i szybko wstała z podłogi łazienki.
- Nic...- uśmiechnęła się blado.
Spojrzenie Blooma mówiło jednak, że nie da się zbyć byle czym.
- Przecież widzę...I wiem, że to już trwa od kilku dni...Patrzył na jej odbicie w lustrze, gdy myła twarz.
- Ayla, czy ty...
- NIE! - spojrzała skolei na jego odbicie z gniewem, ale zaraz złagodniała...- Nie...to tylko stres, zmęczenie...Zawsze tak reaguję...- próbowała zyskać na czasie, i chyba jej się to udało, bo Orlando wzruszył tylko ramionami.
- Dobrze, skoro tak mówisz, pewnie wiesz lepiej.Zaparzę ci herbaty.
- Niee! - znów wspomnienie smaku herbaty wywołało ucisk w żołądku - nie, dziękuję, już piłam - dodała szybko z uśmiechem.
Bloom spojrzał w sufit, a potem, przeczesawszy kręconą czuprynę wycofał się z łazienki.

PANICALEX

Jude wszedł cicho do pokoju hotelowego Is. Nie widzieli się od spotkania w parku. Siedziała przy biurku i pisała.
- Dzień dobry panie Law – usłyszał nagle. Spokojnie, zimno. Z trudem rozpoznał głos Is. Wstała i wyciągnęła w jego stronę kopertę.
- W tej kopercie znajduje się pierścionek zaręczynowy. To, jak sądzę, kończy wszelkie sprawy pomiędzy nami.
- Is, do cholery... – nie wiedział co powiedzieć. Spodziewał się wszystkiego ale nie tego. Is patrzyła na to chłodno. Premedytacja z jaką przygotowała się od tego kroku powodowała że czuła się tak jakby to nie ona rozmawiała z Judem.
- Coś jeszcze? – zapytała.
- Is, kocham cię... nie wiem co myśleć...przecież tam w parku... – czuł się jak kretyn ale wiedział że musi prosić, nawet błagać. Musi zrobić cokolwiek.
- Tam w parku nic nie zaszło – Is ze spokojem wróciła do swojej pracy przy biurku – Acha, jeszcze jedno. Ja cię już nie kocham – to kłamstwo tak łatwo przeszło jej przez usta. Chciała żeby poczuł to co ona czuła gdy się dowiedziała. Niech wie jak to jest być rozrywanym na części. Jak to jest żyć, oddychać, mówić a jednocześnie być martwym w środku. Obezwładnionym przez ból o którym nie można zapomnieć, czy uciec przed nim.
- Is... to nie może być prawda.
- Może i jest. Idź sobie, przeszkadzasz mi.
Jude miał wrażenie, że tonie. Nie mógł oddychać.
- Is jesteś jak ktoś obcy – zdobył się tylko na to by powiedzieć coś tak oczywistego.
Podniosła głowę znad papierów i uśmiechnęła się lekko.
- Ty też. O ile sobie przypominam znałam innego Juda Law. Tego sprzed incydentu – nieomal wypluła to słowo – w Vegas. Ciebie nie znam. Żegnam.
Wstała i wyszła z pokoju. Musiała wyjść zanim się rozpadnie. Gdy zamykała za sobą drzwi sypialni usłyszała cichy stuk zamykanych drzwi wejściowych. Wyszedł. Is osunęła się na podłogę. Cała ta maskarada wiele ją kosztowała. Teraz czuła tylko pustkę i wstyd. Nadal jednak była przekonana że dokonała słusznego wyboru. Gorzki tryumf. Tak musiało być.

ISMERIL

Dni mijały jeden za drugim. Zima w Anglii nie przypominała zimy. Is codziennie rano wstawała z mocnym postanowieniem, że właśnie dziś zamówi bilet lotniczy do LA i wróci do domu, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć. Tyle pracy było tutaj. Kupiła pakiet akcji spółki handlowej i musiała dopilnować osobiście jej reorganizacji. Co za kłamstwo! Spotykała się codziennie z dyrektorami działów, rozmawiała prawie z każdym z pracowników, dokładnie sprawdziła bilans i przeanalizowała sytuację rynkową. Ale czy musiała to robić osobiście? Oczywiście że nie! Z tymi pieniędzmi które miała wystarczyło wynająć fachowców a oni postawili by wszystko na nogi. Pieniądze na koncie same by się mnożyły. Ale nie mogła wyjechać. Praca pozwalała zapomnieć, a sama świadomość że oddycha codziennie tym samym powietrzem co Jude przynosiła ulgę. Wieczorami przeklinała swoją głupotę. Gdy cała ta przygoda się zaczynała była wolną osobą, a teraz? Teraz miała mieć dziecko. Codziennie czuła jak wesoło fika w jej wnętrzu. Ojciec dziecka ją zranił więc zostawiła go i choć to bolało jakoś się pozbierała i to nadzwyczaj szybko Przyjaciółki jej pomogły. Potem pojawił się Jude i swoją dobrocią, zrozumieniem i delikatnością zaleczył rany i rozkochał ją w sobie. Głupia była! Po przygodzie z Johnnym postanowiła być zimna i zawsze wszystko dobrze kalkulować. Myślała że znajomość z Judem jest właśnie takim zimnym związkiem gdzie bilans korzyści i strat wychodzi na zero i zawsze tak będzie. Myliła się. Sama nie wie kiedy włączyły się w to uczucia. Teraz znowu wszystko runęło ale teraz to były naprawdę wielkie ruiny. Nie tak łatwo będzie wszystko posprzątać i zacząć od początku. Codziennie wieczorem w ciszy hotelowego pokoju płakała bezsilnie. Nie przeklinała Jude`a tak jak kiedyś Johnnego. Ona wzywała go by wrócił. By na przekór temu co ona będzie mówić i robić, był przy niej. By nie poddawał się tak łatwo.
Wytarła oczy. Po takim płaczu czuła się wewnętrznie o wiele lepiej, ale zewnętrznie dużo gorzej. Dziecko tego nie lubiło. Nalała wody do szklanki i wzięła dwie pastylki środka rozkurczowego. Znowu miała brzuch jak kamień. Mięśnie bolały od wysiłku. Mała Megan trzepotała się w środku jak motylek.
- Już dobrze kochanie – Is pogładziła brzuch – Nie będę już płakać. Spokojnie. Wiesz? – teraz gdy była sama często rozmawiała ze swoją córeczką. – Zadzwonię do Ayli. Muszę ją przeprosić za to co powiedziałam. Byłam wtedy zła i jak zawsze palnęłam głupstwo.
Wzięła telefon do rąk i wykręciła numer.

*****

Ayla odłożyła telefon. Jak to dobrze, że Is zadzwoniła. Stęskniła się za nią. Doskonale rozumiała, dlaczego przyjaciółka wypowiedziała tak gorzkie słowa pod je adresem. Gdy samemu przeżywa się kryzys trudno jest zaakceptować szczęście innych. Sięgnęła o jeszcze jeden pyszny koreczek jej palce natrafiły na zimną, gładką i pustą powierzchnię talerza.
- Cholera! – zaklęła cicho gdy spostrzegła, że w czasie rozmowy z Is pochłonęła cały półmisek przystawek które spokojnie starczyłyby dla 4 osób.
Zerwała się z krzesła i obiegła do łazienki. Wsadziła dwa palce głęboko w gardło i opróżniła żołądek. Nie mogła się tak obżerać bo niedługo będzie wyglądała jak beczka. Ulubione jeansy już zrobiły się ciasne w biodrach. To chore! Rano wstawała z mdłościami. Często nie mogła ich powstrzymać i biegła do łazienki by przez pół godziny pluć żółcią. To nie było miłe. Potem do południa nie mogła nic przełknąć, a gdy wreszcie robiło się jej lepiej niewiadomo kiedy pochłaniała straszne ilości wszystkiego co jej podeszło pod rękę. Wtedy sama wywoływała wymioty.
- Kochanie? Jesteś gotowa? – usłyszała głos Orliego – Gdzie się przede mną chowasz?
Orli stanął w drzwiach łazienki
- Znowu kłopoty z żołądkiem? – zasępił się
Ayla tylko pokiwała głową. Orli zmoczył ręcznik i podał go żonie. Przyklęknął obok.
- Kotku, to trwa już od jakiegoś czasu. Może.....
- Nie jestem w ciąży!
Pogłaskał ją po policzku
- Nic takiego nie powiedziałem i nie chciałem powiedzieć. Chodzi to, że powinien cię obejrzeć gastrolog. Może masz wrzody? Albo czymś się zatrułaś i organizm nie może sobie z tym poradzić? – mówił ciepło i spokojnie patrząc jej w oczy.
To był najlepiej zagrany spokój w całej jego karierze aktorskiej. Ayla wyraźnie się rozluźniła, a on się martwił. Znali się przed ślubem bardzo krótko, a teraz byli ze sobą prawie cały czas i wreszcie mógł poobserwować swoja żonę. Wcześniej było wszystko normalnie, ale od około 4 tygodni zachowywała się dziwnie. Wciąż męczyły ja mdłości. Kilka razy zdarzyło się, że zauważył jak sama wywoływała wymioty. Czyżby jego żona była bulimiczką? Jeśli tak to musi je pomóc. Za bardzo ja kochał, by pozwolić jej niszczyć siebie. Szlak go trafiał, że teraz byli w Hiszpanii gdzie miał niedługo kręcić film i te wstępne zdjęcia zabierały tyle czasu. Musiał zostawiać ją w hotelu na długie godziny. Przetarł jej twarz delikatnie ręcznikiem i uśmiechnął się delikatnie.
- Może masz rację – rozluźniła się. „On miał rację. To zatrucie albo wrzody. Nie jest w ciąży To nie możliwe.” Znowu wypchnęła myśl o ciąży ze swoje głowy .Codziennie robiła to po kilka, a nawet kilkanaście razy. TO NIE BYŁO MOŻLIWE! Jej by się nie przytrafiło. – Orli, muszę się odświeżyć nim pójdziemy zwiedzać miasto – pogładziła go po policzku.
- Już dobrze się czujesz?
- Tak. Umyje twarz, zrobię makijaż i możemy iść.
- Tylko nie daj na siebie długo czekać – Orli powiedział to już zwykłym dla siebie, rozbawionym głosem i wyszedł z łazienki.
Ayla obmyła twarz. Sprawdziła wkładkę. Były na nie świeże ślady krwi. Uśmiechnęła się.
- No i po strachu. Witaj pani małpo! – powiedziała prawie ze szczęściem.
Ten wieczór spędzili spacerując po wąskich uliczkach Huesca, a Ayla już dawno nie była tak szczęśliwa i rozluźniona. Podziwiała urodę swego męża i cicho śmiała się z ukradkowych, pożądliwych spojrzeń innych kobiet. Była szczęściarą.

*****

AYLA

Alex odetchnęła głęboko i ruszyła zdesperowanym krokiem przez długi hall.Wiedziała, że za drzwiami, do których zaraz zapuka czeka ją zapewne najtrudniejsza rozmowa w życiu. Ale wiedziała też,że musi ją przeprowadzić, że jeśli będzie z tym zwlekać jeszcze dłużej, to oszaleje od wyżutów sumienia i...od tęsknoty, za przyjacółką, która była dla niej jak siostra.
Stała chwilkę przed drzwiami, po czym zapukała.

Chyilę trwało, nim ktoś doszedł do drzwi i otworzył je niezbyt spiesznie.
- Alex....- Is raczej stwierdziła niż zapytała, zresztą pytanie byłoby czysto retoryczne.
-Cześć Is...- Alex próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło to raczej marnie, więc zaraz spoważnieła, zwłaszcza, że spojrzenie od razu uciekło jej na wielki już brzuszek Is.
Chwilę stały w milczeniu.
- Is...Chciałabym ...Proszę cię o rozmowę. - Alex spojrzała na Is swoim błękitnym spojrzeniem.
Is patrzyła chwilę, a potem, nie powiedziawszy słowa odsunęła się , by zrobić jej przejście.
Alex weszła niepewnie a potem spojrzała na Is, która usadowiła się w jasnym skórzanym fotelu i patrzyła na nią dziwnym, kompletnie nieodgadnionym spojrzeniem.
Alex też usiadła.
- Is...Długo myślałam, co Ci powiedziać. Nie będę się tłumaczyć, ani usprawiedliwiać, bo nie ma dla mnie usprawiedliwienia...mogę tylko powiedzieć, że to nie było zaplanowane i że bardzo żałuję, że to się stało...
- Ale się stało...- odrzekła głucho Is.
Alex pokiwała głową.
- Tak...I niestety nie mogę tego odwrócić, jedyne co mogę zrobić, to prosić, byś mi wybaczyła.Być może proszę o zbyt wiele, wiem, jak bardzo Cię zawiodłam...jako przyjaciółka...
- Alex...- Is odetchnęła i spojrzała w sufit, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy...Cholera, dotąd myślała, że będzie wsciekła, ghdy się spotkają, ze wywrzeszczy Alex, jak bardzo ją zawiodła.A teraż...Czuła tylko wielki żal, było jej żle i bardzo, bardzo przykro, ale nie była zła...Już nie.
- Powiedz mi tylko, dlaczego??Chciałabym to zrozumieć
Alex uśmiechnęła się smutno - Nie wiem. Nie pytaj się mnie o coś, czego ja sama nie mogę zrozumieć.To był impuls, poprostu jakieś szaleństwo, kompletnie bez sensu.Zrobiłam, coś na przekór sobie, tobie i całemu światu...Kompletnie bez powodu. Oczywiście jeśli nie liczyć tego, że wtedy moje życie było tak pogmatwane że każde szaleństwo wydawało się lepsze od myślienia co będzie dalej.
Is odetchnęła głośno - Właściwie, powinnam, ci podziękować, dzięki tobie okazało się jakim on jest człowiekiem..Tyle,że...Niestety za późno...Rozumiesz?
Oczy Is były pełne łez.Alex patrzyła na nią i nagle dotarło do niej, co przyjaciółka miała na myśli...
- Alex...Nie oczekuj ode mnie, że o wszystkim zapomnę i bedzie jak dawniej, narazie nie potrafię...
Alex pokiwała smutno głową - Rozumiem..Ale i tak dziękuję,że mnie wysłuchałaś...

************

Kilka minut później Alex szła zatłoczoną londyńską ulicą z mocnym postanowieniem,że musi odbyć jeszcze jedną trudną rozmowę...

PANICALEX

Znalezienie Jude’a było trudniejsze niż przypuszczała. Alex rozumiała powody dla których Jude zapadł się pod ziemię, sama miała na to ochotę, ale zbyt wiele pozostało do zrobienia.
Postanowiła odwiedzić Aylę. Ostatni raz widziały się w Vegas. Zaskoczył ją wygląd przyjaciółki.
- Ayla nic ci nie jest? – zapytała gdy już wymieniły powitania i uściski.
- Nie – odparła Ayla. Trochę zbyt szybko.
- Jesteś jakaś blada hmmm czy ja wiem... – Alex zamknęła się na chwilę dostrzegłszy łzy w oczach przyjaciółki – Rany, przepraszam Ayla. Jeśli coś nie tak powiedziałam...
- Nic. To nie twoja wina – Ayla otarła łzy wierzchem dłoni.
Alex wstała i uklękła obok fotela przyjaciółki.
- Ayla jeśli to Bloom...
- On nie ma z tym nic wspólnego. Niestety – stwierdziła ponuro Ayla.
- To mów co ci jest.
- Jestem w ciąży. Od wczoraj wiem na pewno.
- Ale to cudownie... cholera ale skoro Bloom nie ma z tym nic wspólnego... – Alex aż zatkało.
- Dobrze myślisz – Ayla rozpłakała się znowu – Cholerny Martinez!
Alex przytuliła przyjaciółkę. Ależ to się wszystko pogmatwało. Jak one mają sobie z tym poradzić? A pół roku temu wszystko było takie proste. Trzy wolne, bogate kobiety. Teraz już nie były wolne.
- Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś?
- Nie byłem pewna, poza tym nie chciałam się sama przed sobą przyznać. No i wy miałyście większe problemy niż jakieś tam moje podejrzenia. Właśnie, widziałaś się z Is?
Alex umknęła przed uważnym spojrzeniem zapłakanych oczu Ayli.
- Tak.
- I co?
- Wszystko się ułoży – Alex nie chciała zdradzać swoich planów – Teraz liczysz się ty. Co chcesz zrobić? Powiesz Bloomowi?
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Fuck! Przecież on zażąda rozwodu!
- Tego nie wiesz. Powiedz mu Ayla. Wiem z własnego doświadczenia jak źle jest ukrywać takie sprawy. Jak to się potem potrafi zemścić.
- Nie mogę.
- Możesz i powiesz. On się niczego nie domyśla?
- Chyba nie. Martwi się bo mam poranne mdłości i zmienne nastroje ale chyba nic jeszcze nie podejrzewa.
- Może go nie doceniasz.
- Może.
- Witam moje panie – wesoły głos przerwał te zwierzenia – Cześć Alex. Dawno cię nie widziałem – Orli pomógł Alex wstać z podłogi i objął ją przyjacielsko – Coś się stało? – spostrzegł zaczerwienione oczy Ayli.
- Nic. Tak bardzo się ucieszyła że mnie widzi – odpowiedziała szybko Alex. Już wychodzę. Odprowadzisz mnie Ayla?
- Pamiętaj, powiedz mu – Alex szeptała do ucha przyjaciółki gdy ją przytuliła na pożegnanie – Wszystko będzie dobrze.
- Kurde dobrze było to zrzucić z serca. Zastanowię się. Obiecuję.
*****
Alex szła przed siebie niewiele widząc. Myślała o tej całej sytuacji i mówiąc szczerze podzielała obawy Ayli. Uznała że musi się czegoś napić. Weszła do pierwszej z brzegu restauracji i usiadła przy stoliku. Gdy wzywała kelnera jej uwagę zwrócił mężczyzna siedzący plecami do niej. Na głowie miał czapkę i usiłował się ukryć za wielką płachtą „Timesa”. Było w nim coś znajomego. Alex wstała i położyła mu rękę na ramieniu.
- Witaj Jude.
Patrzył na nią jakby była zjawą. Usiadła naprzeciw niego.
- Posłuchaj Alex, jeśli chcesz mi robić jakieś sceny albo... – umilkł widząc jej podniesione do góry ręce.
- Żadnych scen, żadnych wyrzutów. Musimy po prostu wyjaśnić pewne sprawy. Po to tu jestem. Nawiasem mówiąc potwornie trudno cię znaleźć.
- Miałem powody – odparł krótko.
- Tak jak ja miałam żeby cię znaleźć. Wróć do niej.
- Alex, cholera chyba upadłaś na głowę. Ona nie chce mnie widzieć.
- Nie znasz jej skoro tak mówisz.
- Po tym... po tym co zrobiliśmy, nie zechce znać żadnego z nas.
- Widziałam się z nią.
Popatrzył na nią uważnie, tak jakby oceniał czy nie kłamie.
- Jude jestem twoim jedynym sojusznikiem więc może przestałbyś być taki cholernie brytyjski i mi trochę pomógł co? – zdenerwowała się wreszcie Alex.
- W czym?
- W odbudowaniu twojego związku.
- Alex gdzie tu sens? Zdradziłem ją dwa razy, takich rzeczy nie można naprawić.
- Ona wie tylko o drugim razie i nasza w tym głowa by tak pozostało jasne? – Alex była twarda.
- To się nie uda.
- Uda się. Po prostu przestaniesz ją zdradzać. Chyba otrzymałeś dostateczną nauczkę co?
- Zgadza się.
- Więc wróć do niej.
- Tak sobie? Bez...
- Tak sobie. Bez przygotowań, przemówień, prezentów, kwiatów i innych dupereli. Ona cię kocha. Módl się żeby ci kiedyś wybaczyła... żeby nam wybaczyła. Mimo wszystkiego co się stało ona cię potrzebuje a ja jej ciebie dostarczę.
- Poczułem się jak jakaś paczka – uśmiechnął się blado.
- I słusznie – Alex wyciągnęła do niego rękę – wspólniku.
- Wspólniczko – uścisnął jej dłoń.
- Jeszcze coś Jude. Nie mów jej że z tobą rozmawiałam. Lepiej niech to zostanie między nami.
- Dobrze – popatrzył na nią z pytającym wyrazem twarzy ale nie nalegał by coś wyjaśniała.
****
Gdy wróciła do hotelu była wykończona ale w jakiś pokrętny sposób szczęśliwa. Choć nie była pewna jak to się potoczy to przynajmniej zrobiła wszystko co w jej mocy by naprawić co zniszczyła. Zsunęła z ramion płaszcz i ruszyła w stronę sypialni.
- Keanu? – uchyliła drzwi. Był tam, stał zwrócony twarzą do okna.
- Słucham? – nie odwrócił się. Nie zastanowiło jej to. Podeszła do niego i objęła go od tyłu.
- Chyba mi się uda – wtuliła twarz w jego plecy. Nie zapytał co jej się ma udać więc kontynuowała – Wiesz o czym mówię? O Is i Jude.
- Nie interesuje mnie to – odsunął się od niej.
- Nie interesuje? – Alex zesztywniała.
- Nie. – wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Alex poczuła się odtrącona. Co się, u diabła, znowu stało?

AYLA

Is stała w lustrze i przyglądała się sobie z dezaprobatą - Wygladam jak poczwarka - mruknęła patrząc na napięte na brzuszku do granic możliwości, ogrodniczki. Właśnie postanowiła wybrać się do swojego znajomego londyńskiego maklera, gdy ktoś załomotał w drzwi.
- Zaraz, już zaraz !!- krzyknęła i jeszcze raz rzuciła krytyczne spojrzenie w swoje lustrzane odbicie, szybko otworzyła drzwi i znów to samo...No może nie zupełnie, bo gdy stała w nich Alex , uczycie które ją wtedy owładnęło, było dwa razy mniej intensywne...A teraz stała i patrzyła bez słowa w niesamowicie błękitne oczy i przez krótką chwilę czuła że równie mocno go nienawidzi co...kocha !
- Jeśli od razu nie zatrzasnęłaś drzwi, to może są szanse, że mnie wpuścisz??- zapytał cicho z tym swoim cholernie chwytającym za serce wdziękiem.
Odetchnęła i odstąpiła od drzwi.
- Proszę, choć nie wiem, co moglibyśmy sobie jeszcze powiedzieć, bo chyba ostatnio wyjaśniliśmy sobie już wszystko...
Zaczęła oschle, choć mało przekonująco
- Wątpię.To znaczy wiem, napewno,że ja nic nie wyjaśniłem, choć próbowałem.- szedł za nią i zatrzymał się w salonie - Is ja poprostu nie wierzę, w to co mi powiedziałaś ostatnim razem.- pod jego spojrzeniem, teraz bardzo poważnym niemal prześwietlającym ja na wylot czuła, że cały jej chłód topnieje i bazradność wkrada się w jej umysł i ,co gorsza, w serce.
Jude nagle poczuł,że jest szansa i nie miał zamiaru jej zmarnować......

*************************
-No dobrze...A teraz powiesz mi co się dzieje, albo nie wyjdziesz z tego pokoju - Bloom zamknłą za Aylą drzwi, gdy ta po pożegnaniu z Alex wróciła do pokoju.
- Nie mam nastroju na żarty - spojrzała na niego niechętnie
- Ja nie żartuję - wyjął klucz z zamka i wsadził go do kieszeni spodni.
- No...Strasznie mnie to przeraziło - wzruszyła ramionami.
- Ayla nie jestem idiotą - zaczął powanie
- No niby nie, choć z taką buzią, gdyby Bozia nie dała ci rozumku, nikt by nie zauważył - wiedziała,że nienawidził, gdy żatrowała z jego wyglądu, ale drażnił ją ten jego stanowczy ton, nie była gotowa na wyznanie...na takie wyznanie chyba nigdy nie jest się gotowym Confused .
- Tym razem nie dam się zbyć.Powiesz mi, czy mam zagywać?? Bo chyba już się domyślam, co się dzieje, tylko wolałbym, byś to ty mi powiedziała - ciemne spojrzenie było nie do zniesienia i Ayla szybko uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
- Dobrze...Nie ma sensu tego dłużej ukrywać - powiedziała z rezygnacją. Tak jestem w ciąży - popatrzyła mu smutno w oczy - Ale niestety nie z tobą.
W pokoju zrobiło się cicho, bardzo cicho....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:04, 28 Cze 2006    Temat postu:

ISMERIL

Cisza wisiała jak ciężki obłok. Długo... Bardzo długo. Ayla wpatrywała się w Orliego z wyczekiwaniem Widziała w jego oczach tysiące myśli.
- Aha – powiedział wreszcie – Myślałem że jesteś chora. Że masz bulimię, albo coś w tym stylu. Myślałem, że trzeba ci pomóc.
Tylko tyle powiedział i wyszedł. Ayla usiadła bezsilnie. Wszystko się schrzaniło.

*****

- Jude streszczaj się. Śpieszę się na spotkanie – powiedziała Is i znowu zajrzała do szafy. Chociaż właściwie była gotowa musiała coś zrobić, by nie patrzeć na niego i zbyt uważnie go nie słuchać.
- Ty mów, a ja się będę przebierać.
Wyciągnęła z szafy czarny, elegancki kostium. Jude patrzył bezsilnie, ale zaczął mówić Zaczął się tłumaczyć jak uczniak i mówić o tym jak bardzo ją kocha Nie przerywała mu. Pozwoliła powiedzieć wszystko co chciał. Jednocześnie odcięła się od rzeczywistości, by nie słyszeć. Tylko od czasu do czasu kiwała ze zrozumieniem głową. Wreszcie...
- Wszystko rozumiem i nie potępiam cię, ale gdy mnie się raz zdarzyło powiedzieć „Johnny” w niewłaściwym momencie wściekłeś się. Teraz ja mam prawo się wściec i wszystko zakończyć. Przypominam, że pieprzyłeś się z moją najlepszą przyjaciółką – powiedziała spokojnie. Z goryczą – To jest stokroć bardziej wkurzające niż jakieś niepotrzebne imię byłego kochanka w chwili największego uniesienia. Zostańmy przyjaciółmi Jude. Naprawdę cieszę się, że cię poznałam. Pomogłeś mi stanąć na nogi i byłeś dla mnie bardzo dobry. Ale teraz już nie chcę żadnego faceta. Teraz chcę pobyć sama. Chcę robić to co lubię, tak jak lubię, nie oglądając się na nikogo.
Wzięła teczkę z biurka
- Możemy czasem zejść razem obiad i porozmawiać o czymś. To by było naprawdę miłe. Aha i jeszcze jedno. Wyprowadzam się z tego hotelu więc jeśli czegoś będziesz chciał to dzwoń.
- Wyprowadzasz się? Gdzie? Wracasz do LA?
- Nie. Zostaję w Londynie bo mam tu interesy. Ale chyba nie sądzisz, że będę wiecznie mieszkać w hotelu – roześmiała się Sama nie wiedziała dlaczego tak ja rozbawiły jego pytania
- No.... nie – miał taką zmarnowaną minę
Jednak chciała go jakoś zranić. Tak by jego też serce zakłuło z całą mocą. I nagle przyszła ta myśl. Świetny pomysł, ale chyba niemożliwy do realizacji.
- Zamieszkam z Johnnym. Wychodzimy – otworzyła drzwi od hotelowego apartamentu.
To jedno zdanie walnęło go jak obuch. Aż się zachwiał.
- Z Johnnym? Przecież przed chwilą mówiłaś, że chcesz być sama.
- Tak. Sama w sensie emocjonalnym. Ale chyba mogę pomieszkać trochę z ojcem mojego dziecka, prawda? Chcę by Megan miała prawdziwego ojca i chcę, by była z nim związana To świetna okazja, by zacząć powoli zawiązywać tę wieź. Johnny jest tego samego zdania co ja – ależ kłamała. Jak z nut. Nawet nie wiedziała gdzie w te chwili jest ten przystojny stary piernik – Przecież sam jesteś ojcem i napewno nie chciałbyś by któreś z twoich dzieci wychowywało się bez świadomości twojego istnienia.
Uderzyła w kolejny słaby punkt. Musiał przyznać jej rację. MUSIAŁ!!
- Nie chciałbym - powiedział cicho i wyszedł z pokoju.
Zjechali razem windą na dół, a przed hotelem podali sobie ręce. Is szybko wspieła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Życz mi szczęścia w negocjacjach – uśmiechnęła się i wsiadła do taksówki, która już na nią czekała. Jude stał jeszcze chwilę w słodkim obłoku jej zapachu.

*****

- ....Nie Johnny... Nic się nie stało... Wiem, że nie dzwoniłeś, bo chciałeś mi dać trochę czasu. Doskonale rozumiem i jestem ci wdzięczna.... Już wszystko w porządku.... Właśnie jadę na ciężkie negocjacje. A ty gdzie jesteś?... W Londynie? CUDOWNIE! Przygotowujesz się do nowego filmu?... Tak, słyszałam. O jakimś chorym na syfilis poecie czy pisarzu. „The Libertine”.... A gdzie mieszkasz? Bo może byśmy się spotkali?... Ehhhh, ty to masz życie. Wynajęli ci cały dom.... No domyśliła się, że masz to w kontrakcie, bo wszędzie jeździłeś z rodziną.... Wiesz, mam taki szatański plan. Może byśmy pomieszkali trochę razem? Ja mam dość hoteli, a ty samotności w tym wielkim domu. Mógłbyś się trochę zaprzyjaźnić z Megan. Czasem mam wrażenie, że ona za tobą tęskni chociaż nie wiem jak to możliwe. Po prostu ożywia się gdy o tobie myślę. Teraz na przykład radośnie kopie... Dobrze. Możemy się spotkać na kolacji i wszystko obgadać. Przepraszam, że cię zaskoczyłam takim pomysłem.... Dobrze. Do zobaczenia wieczorem.
Is wyłączyła komórkę, a na jej twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech Wszystko układało się świetnie. Jednak nie skłamała Judeowi tak bardzo. Tylko trochę nagięła rzeczywistość.

*****

Gdy Ayla odważyła się wreszcie wyjść z pokoju, Orli jakby nigdy nic szykował w kuchni kolację. Właściwie to odgrzewał zapiekankę, którą ona przygotowała wcześniej. Uśmiechnął się do niej i pastwił przed nią wielką porcję. Nalał soku do szklanki, a sobie otworzył piwo.
- Przydarzyła mi się dziś zabawna historia..... – zaczął opowiadać. Po pewnym czasie Ayla zupełnie się wyluzowała. Orli najwyraźniej nie miał zamiaru rozmawiać na razie o ciąży, a Ayla nie musiała już nic ukrywać. Kochany był. Teraz kochała go chyba jeszcze bardziej. Po kolacji obejrzeli stary, czarno-biały film w TV, a później kochali się długo i namiętnie.
Tak było przez około tydzień. Tak jakby mieli miesiąc miodowy. Chwile pełne miłości, namiętności, oddania. Po prostu tego wszystkiego co powinno być w każdym domu. Ayla zaczęła się dogadywać z teściową i naprawdę świetnie rozmawiało jej się z Sam (siostrą Bloom`a). Były razem kilka razy na zakupach. Ayla kupiła kilka drobiazgów do domu i postanowiła przemalować ściany jadalni na inny, cieplejszy kolor. Pokryła farbą już połowę ściany, gdy drzwi wejściowe trzasnęły.
- Cześć kochanie! – krzyknęła nie odrywając oczu od pędzla.
Słyszała jak Orli rzucił klucze na szafkę w przedpokoju i ściągnął buty.
- Usuniesz je – stanął w drzwiach jadalni – przemyślałem wszystko i musisz usunąć tę ciąże. Nie ma innego wyjścia

*****

Alex siedziała zatopiona w lekturze, gdy usłyszała otwieranie drzwi.
- Keanu to ty?
- Wychodzę – padła lakoniczna odpowiedź
Znowu to samo. Już od kilku dni siedzieli w Londynie i chociaż mieszali w jednym apartamencie. Spali w ty samym łóżku to byli jak dwoje ludzi w różnych światach. Nie tego się spodziewała Alex i było jej przykro. Cholernie przykro.
- Keanu! – odłożyła książkę i podeszła do niego – Gdzie idziesz?
- Do klubu. Umówiłem się.
- Mogę iść z tobą?
- Jeśli chcesz...
Mogła przysiądź, że powstrzymał się by nie wzruszyć ramionami. Ubrała się szybko i wyszli razem. W taksówce nie padło nawet jedno słowo Każde patrzyło w okno samochodu od swoje strony. W klubie Keanu przedstawił ją swoim znajomym po prostu jako Alex. Czuła się nieswojo. Oni gadali muzyce i silnikach motorów a ona sączyła drinki. Wreszcie na dobre gdzieś zniknęli zabierając Keanu ze sobą. Chyba poszli obejrzeć jakiś motor stojący przed klubem. Było jej już wszystko jedno Chciała wracać do hotelu i dalej czytać książkę.
Zadymiony klub był bardzo kameralny. Stoły były odgrodzone od siebie delikatnymi, ażurowymi ściankami co zapewniało gościom intymność. Alex przebiła wzrokiem zadymione pomieszczenie. W boksie naprzeciwko siedział jakiś mężczyzna. Miał delikatne, prawie kobiece rysy twarzy. Podniósł na Alex wzrok. Dziewczynie przebiegł po plecach dreszcz. Ten facet miał w oczach coś takiego... takiego.... WYUZDANIE. To było słowo jakie nasunęło się Alex od razu jak opanowała dreszcz. Nieznajomy uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Chyba zauważył reakcję Alex. Nie spuszczał z niej wzroku. Zza ażurowej ścianki wychyliła się blond włosa piękność i wsunęła dłoń pod koszulkę mężczyzny, pieszcząc jego brzuch. Dłoń zjechała trochę niżej... Mężczyzna nie spuszczał z Alex wzroku, a ona nie mogła odwrócić oczu. Wyciągnął dłoń i wplótł palce we włosy dziewczyny, która tak wyzywająco go pieściła. Pocałował ją mocno, prawie brutalnie. Nie zamknął przy tym oczu. Patrzył na Alex. Potem zdecydowanie nakazał dziewczynie, by zsunęła się niżej. Blond piękność osunęła się na kolana i zaczęła go pieścić swoimi delikatnymi jak pąki róży ustami.
Alex patrzyła na to jak zahipnotyzowana. Powinna się odwrócić. Udać, że nie widzi. Ale nie mogła nic zrobić. Ten mężczyzna ja zaczarował. Patrzyła na całą scenę. Na niego jak panuje nad wszystkim. Jak z łatwością steruje całym tym perwersyjnym aktem. Jak jakiś wirtuoz. Patrzyła i robiło jej się coraz bardziej gorąco. Mężczyzna napiął mięśnie i na chwilę przymknął oczy z rozkoszy. Potem pogładził dziewczynę po włosach. Wstała z kolan uśmiechając się i ocierając usta dłonią. Znów spojrzał na Alex z tą prowokacją w oczach, a potem naparł na swoją towarzyszkę tak, że musiała położyć się na ławce i obydwoje zniknęli z oczu Alex za ażurową ścianką.
Keanu wrócił do klubu. Było późno. Czas by wracać do hotelu. Lawirował między boksami, by zawołać Alex. Zobaczył ją. Siedziała wyprostowana. Wpatrzona w jeden punkt. Rozpalona i z błyszczącymi oczyma. Podążył za je wzrokiem. Zobaczył jak jakaś panna robi Jonathanowi Rhys-Meyersowi laskę. To właśnie to tak rozpaliło Alex. Poczekał aż wszystko się skończy. Chciał zobaczyć co zrobi Alex, ale ona cały czas patrzyła jak zaczarowana. Wreszcie miał dość. Zrobił dwa kroki w stronę stolika.
- Ja wracam już do hotelu
Aż podskoczyła zaskoczona, przestraszona i trochę zawstydzona.
- Tak, tak. Wracajmy.
Czy widział na co patrzyła? Czy zauważył jak ją to poruszyło? Na pewno.

*****

PANICALEX

Nie odezwał się do niej ani słowem przez całą drogę. Alex wiedziała że widział, ale nie była pewna czy rozumiał. Co w ogóle myślał?
Otworzył drzwi ich mieszkania i rzucił klucze na szafkę. Nadal nic nie mówiąc ruszył w stronę salonu.
- Keanu? – odważyła się.
Odwrócił się. Wystraszył ją. Nigdy tak nie wyglądał. Tak jakby chciał coś zniszczyć, roznieść na strzępy. Zauważyła jak zacisnął szczęki.
- Tego chcesz? Tego ci brakuje Alex? Takich przeżyć? – nawet nie zauważyła kiedy chwycił ją za ramiona i przycisnął do ściany – Tak ma być? – podniósł ją zmuszając by otoczyła go nogami. Czuła jego dłonie na biodrach i wiedziała że jutro będzie miała w tych miejscach sińce. Usiłowała go odepchnąć, ale przycisnął ja do ściany jeszcze mocniej świadomie sprawiając jej ból.
- Keanu! – krzyknęła.
- Co? Już nie jestem nudny prawda? – ugryzł ją w ramię – Już nie jestem bezpieczny? Już nie czujesz się bezpiecznie co Alex? – poczuła jego dłoń pomiędzy udami. Wtedy uderzyła. Mocno. W twarz. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
- Puść mnie – wyszeptała. Odsunął się. Alex usiłowała stać na trzęsących się nogach.
- Myślisz że kim jestem? – zapytała cicho – Dziwką? Szmatą? Zapłacisz mi za to jeśli zrobię to co ta dziewczyna w klubie? – podniosła wzrok. Stał odwrócony do niej plecami.
- Odpowiedz – zażądała.
- Co chcesz usłyszeć? – zapytał – Tak? Nie? Co do cholery chcesz usłyszeć? Bo ja nie znam odpowiedzi.
- A ja mam znać?! – wściekła się. Uderzyła go w plecy. Raz. Drugi. Trzeci. Uderzała raz za razem płacząc i krzycząc.
- Myślałam że chcesz żebym wróciła! Ale ty zapominasz o mnie! Zostawiasz mnie!
- Daj mi spokój! – ruszył w stronę sypialni nawet nie patrząc w jej stronę. Alex miała gorzki smak w ustach. Tak się rodzi nienawiść. Wiedziała o tym. Toczyła wewnętrzną walkę. Iść za nim? Wyprowadzić się? Zapomnieć?
Podeszła do drzwi sypialni i nacisnęła klamkę. W pokoju było ciemno. Nie widziała go. Wsunęła się do środka. Leżał na łóżku z rękami pod głową. Usiadła obok.
- Mam odejść? – zapytała. Poczuła jego rękę na plecach. Bawił się jej długimi włosami, delikatnie rozgarniając miękkie pasma.
- Nie rozumiem cię. Nie wiem już czego chcesz. Myślałem że dam radę sam. Że potrafię to sam udźwignąć. Za nas oboje. Ale nie potrafię. Jesteś dla mnie zagadką. Nie umiem przewidzieć co zrobisz następnym razem, co pomyślisz, poczujesz. Gdy się zbliżam, uciekasz. Gdy uciekam, ty chcesz być jak najbliżej. Myślę, że powinienem zostawić decyzję tobie. Zostań, albo odejdź. Zrób jak uważasz.
- Cholera! – nagle znalazła się pod nim. Całował gorączkowo jej usta, oczy czoło, włosy – Dobrze wiesz że nie pozwolę ci odejść. Nigdy. Prędzej się zabiję.
- Chyba mnie? – wyszeptała odpowiadając na pocałunki.
- Siebie. Nawet teraz... za to co zrobiłem ci w holu...
- Przestań! Ja wiem jaka jestem. Trudna. Wiem że ciężko mnie zrozumieć. Nie chciałam tego faceta z klubu ale byłam zafascynowana tym co widziałam. Sama nie wiem czy chciałabym czegoś takiego.
- Nie wiesz? – w jego ciemnych oczach był strach którego nie potrafiła zrozumieć. Dotknęła jego twarzy.
- Chcę ci powiedzieć prawdę. Wiem że wymagam żebyś mi ufał a jednocześnie żądam absolutnej wolności. Wiem że wydaje ci się że to jakaś sprzeczność. Muszę coś wiedzieć. Czy ufałeś mi kiedykolwiek?
Odsunął się trochę. Wreszcie powiedział cicho:
- Przecież poprosiłem cię o rękę.
- Keanu to nie jest odpowiedź.
Zamknął oczy. Wyraźnie widziała że usiłuje uniknąć odpowiedzi na to pytanie. Wstał z łóżka i zaczął chodzić po pokoju. Alex wodziła za nim wzrokiem aż do momentu gdy zatrzymał się naprzeciw niej i powiedział:
- Nie. Nigdy ci nie ufałem.
*************
Aylę na chwilę zamroczyło. Oparła się rękami o mokrą ścianę żeby utrzymać równowagę. Będą plamy pomyślała trochę bez związku.
- Jak to usunąć? – zapytała nad wyraz spokojnie.
- Ayla, kochanie – Bloom przejechał ręką po włosach – nie wyobrażam sobie żebym mógł ...nie chcę zastępować ojca obcemu dziecku.
- I podjąłeś tą decyzję arbitralnie? Przecież znasz moje zdanie na temat aborcji – Ayla usiłowała opanować uczucie histerii.
- Znam ale ta sytuacja jest inna.
- Nie jest – jej paznokcie zgłębiły się w ścianę. Bolało.
- Ayla daj sobie wytłumaczyć...
- Zamknij się! – krzyknęła – Jak możesz? Jak możesz mówić takie rzeczy? To żywa istota! Ja jestem żywa – podeszła do niego i popatrzyła mu w twarz – A ty rozporządzasz mną jak rzeczą. Jak szafą. Coś się wkłada, coś wyjmuje.
- Ayla podejdź do tego rozsądnie – zbladł trochę ale ani myślał się poddawać – Będziemy kiedyś mieć własne dziecko. Zapomnisz. Ja po prostu nie mogę...To dziecko Martineza nie rozumiesz?
- A czy to jego wina?
- Nie, ale...
- Koniec dyskusji! Nie mamy o czym rozmawiać! Nie usunę ciąży!
- Przemyśl to.
- Przemyślę! – popatrzyła na niego wściekła – Przemyślę czy jeszcze dziś nie odejść od ciebie!
- Przestań! To histeria, nawet nie myślisz logicznie.
- Trudno mi myśleć logicznie kiedy ty, bez pytania o zdanie, wysyłasz mnie do kliniki aborcyjnej. Ach zapominałam przecież wszystko przemyślałeś! Wiesz więc jak czuje się kobieta w ciąży której ktoś każe się pozbyć dziecka. Lepiej wyjdź zanim ja to zrobię!
- Cholera wolisz dziecko tego cholernego Francuza ode mnie? To nie możliwe! – Bloom był tak wściekły że nie zważał na słowa. Dopiero gdy zabrzmiały w nienaturalnej ciszy jaka po nich nastąpiła zdał sobie sprawę z tego co powiedział.
- Każesz mi wybierać? – pełen niedowierzania głos Ayli doszedł go z bardzo daleka – To nie do pomyślenia. Ty każesz mi wybierać.
Zanim zareagował było za późno. Huk zamykanych drzwi wejściowych oznajmił wyjście Ayli z mieszkania.

AYLA

- Ayla??- Is patrzyła na roztrzęsioną przyjaciółkę stojącą teraz w drzwiach jej domu
- Is...Muszę zniknąć...Muszę gdzieś wyjechać na kilka dni...Muszę być jak najdalej...od niego...- Ayla miała niemal obłęd w oczach.
- Poczekaj, wejdź i powiedz mi, co się stało.- Is wpuściła dziewczynę przyglądając się jej umazanym w farbie ogrodniczkom.
- Prosze Cię, nie pytaj narazie, pomyśl,gdzie mogłabym się zaszyć tak, żeby on mnie nie znalazł.
- Ale kto?? Bloom??- Is miała kompletnie zaskoczoną winę - A co się znów stało??
- IS!!!!!!!! - Ayla niemal zaszlochała.
- Dobrze już dobrze.- posadziła Aylę na fotelu - Za kilka dni wyprowadzam się stąd, możesz więc...
- Odpada, tu mnie znajdzie. - Ayla przerwała jej ponuro.
- Kochana, ale on cię wszędzie znajdzie - Is wzruszyła ramionami - Chyba, że...Mówisz, że chcesz się zaszyć. To znaczy wyjechać z miasta??
- Jak najdalej - Ayla skinęła głową
- No to mam chyba niezły pomysł - Is chwyciła komórkę - Jude?? Tak tak, fajnie, ze ci miło, że dzwonię, mam do ciebie prośbę.Dobrze, cieszę się, że jest rozkazem, ale bez żartów, powiedz mi, czy w twoim domku na wsi, tym nad brzegiem morza, teraz ktoś jest?? Nie?? A czy mogłabym tam pojechać na parę dni?? Nie z Johnnym, z...- Is spojrzała na Aylę, ta pokręciła głową - Poprostu mam ochotę nieco odpocząć.To co?? Dasz mi klucze, jesli podjadę do ciebie, no powiedzmy - spojrzała na zegarek - Za godzinę??Nie, poprostu muszę sobie przemyśleć parę rzeczy...Nie, napewno w tym czaise nie urodzę - Is przewróciła oczami - Dobrze, dziękuję ci, to będziemy...- spojrzała na Aylę, - Będę za godzinę u Ciebie.
Godzinę później Is, zostawiwszy Aylę w samochodzie zapukała do Jude'a
- Powiesz mi o co chodzi??- z ociąganiem podawał jej klucze
- Jude...Kiedy indziej - Is wyraźnie nie miała ochoty na rozmowę
- No to powiedz mi chociaż z kim tam jedziesz??
- Z...przyjaciółką - Is już się odwracała na pięcie - Dziękuję Jude, naprawdę bardzo mi pomagasz.
- Tobie, czy przyjaciółce?? Chodzi o Alex??
- Nie nie o Alex - Is odkrzyknęła już ze schodów - Dzięki i do widzenia...
- Nie o Alex....- Jude podrapał się po zaroście na twarzy.

*********************

- No dobrze, zatem jesteś tu zakamuflowana. - Była godzina druga w nocy, gdy dotarłwszy do wiejskiego domku i rozpakowawszy najniezbędniejsze rzeczy, jakie Is zabrała z domu, obie usiadły w kuchni przy herbacie.
- A teraz mi powiesz, czemu zawdzięczam tę eskapadę w ostatnich tygodniach ciąży??- Is pogładziła się po dolnej częsci pleców, które coraz bardziej ją ostatnio bolały.
- Is...Nie wiem od czego zacząć.Poprostu wszystko się popieprzyło...- Ayla wzruszyła ramionami a potem poprostu się rozpłakała. Is tylko westchnęła i zaproponowała, by poszły spać, a jutro porozmawiały na spokojnie.

Następnego ranka, gdy Ayla jeszcze spała, Ismeril złapała za komórkę.
- Alex...Mam do ciebie prośbę.Czy pamiętasz wiejski domek Jude'a?Jesteśmy tu z Aylą...Coś się stało, chyba coś złego...Czy mogłabyś....Ok, dziękuję, w takim razie czekamy na ciebie...Co?? Nie, niczego nie trzeba no może prócz jedzenia.Jasne, że alkohol też się przyda - Is uśmiechneła się lekko - To znaczy wam, bo mnie narazie nie wolno. Dobrze, to czekamy, cześć.
Is odetchnęła, nadal czuła żal do Alex, ale jakoś ciepło jej się zrobiło na myśl że znów będą razem.Prawdę mówiąc tęskniła za Alex i Aylą. Wink .

***********************
- Już otwieram, juuuż- Jude ziewając szedł do drzwi, do których ktoś dobijał się, nie zważając na nocną porę - W drzwiach stał Johnny - Szukam Is - powiedział , gdy tylko drzwi się otworzyły
- No to masz pecha, bo tu jej nie ma - Jude ostentacyjnie ziewnął i już chciał zamykać drzwi, ale Johnny mu to uniemożliwił - Posłuchaj, byłem dziś z nią umówiony, nie przyszła, a twój portier mówi, ze była tu późnym popołudniem...
- Stary Joel za dużo gada - Jude mruknał- Tak była tu, ale tylko na chwilę, z tego co wiem, wyjechała...- urwał i podnósł jedną brew
- Do diabła Jude, ona jest w zaawansowanej ciąży, czy nie masz za grosz wyobraźni??!!- Johnny tracił resztki cierpliwości.
- Nie wrzeszcz - Jode skrzywił się - Nie wyjechała sama...Podobno z przyjaciłką...Czyli z którąś z dwóch pozostałych czarownic.
Johnny odetchnął - Aha...No to przynajmniej tyle...Ale co się stało??
- Nie pytaj mnie, ja tu jestem tylko od dawania kluczy - Jude przeciągnął się - Cześć, idę spać ...
**************
- No dobrze, jestem, to co to za sprawa?? - Alex weszła do domku i zdjęła z ramienia torbę, którą wyciagnęła przed chwilą z bagażnika auta Reevesa.
- Keanu dał ci swój wóz??- Is popatrzyła przez okno
- Nie pytałam - Alex wzruszyła ramionami
Is uśmiechneła się lekko - jak zwykle, jak po staremu- mruknęła.
Ayla uścisnęła Alex, która spojrzawszy w czarne oczy przyjaciółki stwierdziła raczej niż zapytała - Powiedziałaś mu...
Ayla kiwnęła głową
- Ok, to skoro tylko ja nic nie wiem, bardzo proszę abyście mnie też wtajemniczyły - Is zrobiła lekko nadąsaną minę.
Alex spojrzała na Is a potem na Aylę - Może zróbmy sobie najpierw jakiś dobry obiad??- uśmiechnęła się i postawiła na kuchenny stół torbę z prowiantem.

***********************
- FUCK!!! Czy ja się mogę do cholery wyspać???!!!! - wrzeszczał Jude biegnąc do drzwi, do których znów ktoś łomotał zapamiętale
- Po pierwsze jest już godzina 12.00, więc najwyższy czas podnieść tyłek z wyrka - Keanu patrzył na Judea z dezaprobatą - A po drugie, powiedz mi, czy przypadkiem nie widziałeś Alex??
- Czy was już zupełnie porąbało??- Jude patrzył na Keanu błagalnym, błekitnym spojrzeniem - Najpierw wczoraj pod koniec dnia Is, potem w nocy ten walnięty Pirat- Depp, a teraz ty...
- A jaśniej możesz??- Keanu odgarnął włosy z oczu i popatrzył ciężko na Judea.
- Dobra...nie mam pojęcia, gdzie jest Twoja Lady, ale jest duuże prawdopodobieństwo, że ulotniły się razem z Is za miasto.
- Wykluczone, Alex była ze mną wczoraj wieczorem...
- No...to może się spóźniła na sabat czarownic, a Is pojachała tam w pierwszym rzucie z Aylą - Jude przesunał reką po twarzy - Jak mi tu jeszcze za godzinę Bloom wparuje, to zacznę gryźć...
- Dobrze...Powiedz mi tylko, gdzie one wyjechały??
- Nie powiem, bo nie wiem, a nawet jeśli wiem, to nie powiem - odparł filozoficznie Jude i zatrzasnał Keanu drzwi przed nosem mrucząc coś o tym, co zrobi, gdy ktoś znów go zacznie nachodzić w jego własnym domu....

*****

Obiad wyszedł dziewczynom przepyszny, a przy jego gotowaniu rozmawiały o błachostkach i droczyły się ze sobą wesoło, jak za dawnych dobrych czasów.
Nastał wieczór, wyciągnęły się we trzy na wielkiej kanapie przy kominku i Ayla chcąc nie chcąc opowiedziała Is i częściowo już poinformowanej Alex, co się stało.
Alex pokreciła głową z dezaprobatą, a Is poprostu zatkało.
- No to kompletnie mnie zaskoczyłaś, dziecko z Olivierem??...Ale jak Bloom mógł...Nie no...Kto jak kto, ale ON chyba nie powienien mówić takich rzeczy, przecież jego matka....- Is aż dyszała ze złości - Wszyscy są tacy sami...Cholerni egocentrycy, kuurwa, czy świat musi się kręcić wokół ich wybujałych Ego???!!!
- Is...A ja myślę, że on do końca nie zastanowił się co chlapnął.
- Alex...To nie było w dniu, gdy się dowiedzial, miał czas na przemyślenia.- Ayla obracała w ręku kieliszek z winem, który Is teraz chciała zabrać jej z ręki, ale ta nie dałoa go sobie wyrwać
- Zostaw, wszystko mi jedno - odsunęła rękę z ponurą miną
- Ayla do cholery, przynajmnej ty bądź odpowiedzialna.
- Nie chcę być dpowiedzialna - łyknęła tochę wina- Chcę mojego męża, ale nie na takich warunkach...
Z drugiej strony Alex szybko przechwyciła kieliszek
- Is ma rację, picie to teraz ostatnia rzecz, jakiej potrzebujesz...
- A macie może skręta??- zapytała żałośnie Ayla
Przyjaciółki popatrzyły na siebie a potem wszystkie trzy parsknęły śmiechem.
- Wiecie co...- Is powoli przestała się rechotać - Kurczę, brakowało mi was...
- Mnie też - Ayla patrzyła w ogień
- I mnie - Alex uśmiechnęła się nieśmiało do Is, a ta odwzajemniła uśmiech.
Is nalała sobie i Ayli sok jabłkowy do kieliszków, a Alex podała kieliszek wina, po czym podniosła swój do góry...
- Za nas!!! Niech szlag trafi ród męski !!!!
- Za nas!!- Ayla i Alex troąciły w kieliszek Is...

*************************
Ciepła kąpiel w jakuzi, kieliszek dobrej brandy i scenariusz, który ostatnio tak go wciagnął - oto czym Jude rozkoszował się w dniu wolnym od wszelkich obowiązków.
Niestety, nie trwało to długo...Znów przeraźliwy dźwięk dzwonka do drzwi oraz łomotanie, sprawiły ,że zamknął oczy i policzył do 10...
A potem miętosząc w ustach przekleństwo wstał z wanny i owinął się w płaszcz kapielowy.

- Chyba wyraziłem się jasno, nic nie wiem - zaczął otwierając drzwi i widząc w nich Keanu, tyle,że zza jego pleców wygladal teraz nie za dobrze wyglądający Bloom....
- A no tak...Tego się własnie spodziewałem...- jęknął
- Jude, bedziemy szczerzy, nie pójdziemy stąd, póki nie powiesz nam gdzie one są...- Keanu wparował do środka, przesuwajac Jude'a, za nim wprosił się Orlando....
- Tak...jasne, czujcie się jak u siebie....- zamruczał Jude kręcąc głową - A Deppa nie ma??
- Nie ma...No więc...
Jude popatrzył na nich chwilę...
- Dobra, powiem wam co wiem...Ale uważam, że lepiej narazie zostawić je w spokoju, bo razem są o wiele silniejsze niż każda z osobna.
- A ja uważam, że pojedyńczo są wystarczająco wkurzajace...- Keanu rozsiadł się na kanapie
Jude przeczesał włosy - Macie ochotę na piwo???
Obaj skinęli głową...

*****

- Co tu dużo mówić...Zapracowałem sobie na to co mnie spotkało - Jude wpatrywał się w do połowy opróżnioną szklankę z piwem - Prawdę mówiąc powinieneć mi dać w mordę Keanu...
- Nie kuś...- Keanu oparł głowę o kanapę i upił spory łyk ze swojej szklanki
- Byłem wściekły na ciebie, ale już mi przeszło.
- Dobrze, ża Ayli nie zaliczyłeś - mruknął Bloom
- Stary...Wszystko jest kwestią czasu - Jude popatrzył na Blooma lekko już podpitym, niebieskim spojrzeniem- Myśl co chcesz, jej taz dałbym radę.
- Założymy się??- Bloom wbił swoje migdałowe spojrzenie w Jude'a...
- Ej...Dajcie spokój.One tam pewnie też myslą, jakby nam dokopać...Prawdę mówiąc ja tez sobie ostatnio u Alex nagrabiłem- Keanu spojrzał na kompanów. - To co...Jedziemy tam, czy czekamy na rozwój wypadków???
- JEDZIEMY!!!- stanowczo stwierdził Orlando
- CZEKAMY!!!- odpowiedział równocześnie Jude
Keanu westchnął - No dobrze...Zostawmy to narazie.Orli...Jeśli dobrze zrozumiałem, to zadaje się ta cała checa dotyczy tym razem Ayli??
Jude spojrzał kpiąco na Blooma
Orlando obracał w dłoniach szklankę wpatrując się w bursztynową zawartość.
Odetchnał
- Dobra...Powiem wam co się stało.Ona jest w ciąży
- Stary gratulacje - z pijacką wylewnością Jude złapał go za szyję
- Odwal się...Sęk w tym, ze to nie moje dziecko...- Bloom wyrwał się z uścisku Jude'a
- Taaak?? A mówiłeś, ze ona taka twierdza nie do zdobycia...- Jude miał wielkiego LOLa na buźce
- Jude...Ty chyba jednak dostaniesz dziś w pysk - Bloom popatrzył na niego z zaciśnietymi ustami i gromami w oczach.
- Chłopaki...- Keanu złapał obu za ramiona - Dajcie spokój - No to czyje to dziecko??- zapytał usadzając Blooma
- Tego Francuza - Bloom powiedział to niemal z obrzydzeniem - zrobił jej dziecko zanim się pobraliśmy, ale teraz dopiero wyszło to na jaw...
Jude cicho gwizdnął...
- I co??- Keanu chyba powili zaczynał rozumieć co się stało
- I nic, powiedziałem jej,że jeśli mamy być razem, to musi usunąć ciążę
Keanu zmarszczył brwi.Milczał chwilę a potem powiedział powoli
- No to wcale się nie dziwię, że od ciebie uciekła...
Orlando spojrzał na Keanu z zaskoczoną miną
- Tak, tak, nie patrz tak na mnie...
- Prawdę mówiąc, zachowałeś się jak ostatni dupek - Jude zawturował Keanu - bo to przede wszystkim JEJ dziecko, a ty potraktowałeś to strasznie przedmiotowo...Stary tak się nie postępuje z kobietami...
Bloom popatrzył na nich zamyślony i nic nie odpowiedział.

****************************
- Ayla jesteś pewna, ze chcesz tu zostać sama??- Is jeszcze raz objęła przyjaciłókę na pożegnanie
- Tak...Chcę pobyć trochę sama ze sobą, pomyśleć nad tym wszystkich, spróbować choć trochę się wyciszyć po tej burzy - Ayla uśmiechneła się do Is i ucałowała Alex - Dziękuję wam za wszystko, będziemy w kontakcie, mam tylko prośbę...
- Spoko, nic mu nie powiemy..prawda Alex
- Będziemy milczeć jak grób...Jak dwa groby - uśmiechnęła się do Is - Chodź, jedziemy, mam nadzieję, póki nie wyruszył za nami oddział poszukiwawczy...
Przyjaciółki pomachały jeszcze stojącej w progu Ayli - Trzymaj się mała...
- Jedźcie już wariatki...- Ayla pokręciła głową, widząc jak Is sadowi się mozolnie za kierownicą swojego autka, a Alex z wyraźną przyjemności odpala ukochego terenowca Keanu.
Ayla po chwili wahania włączyła komórkę, od razu doszło do niej kilkadziesiat SMSów i drugie tyle raportów o nie odebranych połączeniach i nagraniach na poczcie głosowej

PANICALEX

Alex puściła Is przodem a sama wybrała dłuższą, trudniejszą drogę. Nie spieszyło jej się za bardzo do domu. Złość na Keanu jeszcze jej nie przeszła. Rozczarowanie też nie. Dociskała pedał gazu, wkurzając się coraz bardziej. Pierwszy zgrzyt gdzieś w okolicach podwozia usłyszała gdzieś 20 km od domu Jude’a ale nie przejęła się tym. W końcu ukochana bryka Keanu nie może się zepsuć na takich nędznych pagórkach pomyślała złośliwie. Chyba w złą godzinę. Drugi zgrzyt, tym razem zdecydowanie głośniejszy nie dał się już tak łatwo zignorować. Parę kilometrów dalej samochód odmówił dalszej jazdy.
Alex już i tak wzburzona, wysiadła i z całej siły kopnęła oponę. To jej przypomniało o dwóch rzeczach. Po pierwsze że ma na nogach włoskie szpilki (jasnoniebieskie dla ścisłości) a po drugie że nie chronią one przed bólem który przeszył jej nogę gdy wyładowywała swoją złość na Bogu ducha winnej oponie.
- Cholera! – rzuciła Alex prosto w pysk zdziwionej owcy która pojawiła się za żywopłotem okalającym drogę. Nie poprawiło to jej humoru ale przynajmniej spłoszyło owcę. Powiedzieć że Alex nie miała w tej chwili ochoty na towarzystwo to mało. Sięgnęła po komórkę która oznajmiła jej że nie ma zasięgu. To przepełniło czarę goryczy. Komórka poleciała w stronę żywopłotu a Alex klnąc na czym świat stoi ruszyła przed siebie w tych cholernych szpilkach.

*************
Is dojechała do miasta w miarę szybko. Postanowiła pojechać do Johnnego. Pomyślała że pewnie się martwił. Zaparkowała przed jego domem i zamierzała zabrać torebkę z tylnego siedzenia. Nagły ból w plecach unieruchomił ją skutecznie na miejscu.
- Co jest do... – reszta przekleństwa uwięzła jej w gardle gdy okazało się że wysiąść z samochodu też nie może. W każdym razie nie bez pomocy. Przez chwilę siedziała zastanawiając się nad sytuacją a potem z całej nacisnęła klakson. Ludzie na ulicy zaczęli się jej przyglądać podejrzliwie ale Is nie zwracała na to uwagi. Piekielny hałas w końcu zwrócił czyjąś uwagę w domu. Zasłona na pierwszym piętrze najpierw poruszyła się lekko by chwilę potem rozsunąć się gwałtownie. Pełna niedowierzania twarz Johnnego ukazała się w oknie. Prawie natychmiast był na dole.
- Is co się stało?!!
- Ciszej do cholery! I tak wszyscy się na mnie gapią – syknęła Is – Pomóż mi się wydostać z tej puszki na sardynki.
- Mówiłem Jude że nie powinnaś nigdzie sama jechać – Johnny otworzył drzwi samochodu i wyciągnął do niej rękę.
- Potem na mnie nawrzeszczysz tatusiu – Is uśmiechnęła się słodko – I w ogóle co to jest? Od kiedy przyjaźnisz się z Jude’m?
- Kto tu mówi o przyjaźni? – Johnny wziął ją pod ramiona i pomógł się wyprostować – A teraz mów co się stało.
- Po prostu bolą mnie plecy.
- Acha i to jest powód dla którego zmierza ku nam ten przystojny gliniarz, który pewnie zaraz wlepi ci mandat za zakłócanie porządku.
- Mądrala – Is pokazała Johnnemu język ale w tak nieszczęśliwym momencie że podziwiać go mógł wyłącznie policjant. Johnny akurat pochyli się by wziąć jej torebkę z tylnego siedzenia. A potem oparty wygodnie o samochód słuchał z uśmiechem jak Is dowiaduje się jak należy zachowywać się w miejscach publicznych oraz że szacunek dla policji jest podstawą porządku społecznego. Z równie szerokim uśmiechem zapłacił mandat i zaprowadził Is do domu.
- Przestaniesz się wreszcie uśmiechać? – zapytała kwaśno Is gdy usiadła z westchnieniem ulgi na kanapie.
- Nie – Johnny o ile te możliwe uśmiechnął się jeszcze szerzej – Właśnie się zastanawiam czy ten policjant by się obraził gdybym odpalił mu 100 funtów ekstra.
- Za co? – Is spojrzała na niego podejrzliwie.
- Za możliwość obejrzenia jak ktoś wreszcie utarł ci nosa – Johnny schował się za fotelem by uniknąć pocisku w postaci poduszki.

************
W tym czasie Keanu trzymał głowę Blooma nad sedesem i tłumaczył Jude’owi, który ułożył się wygodnie w wannie z butelką whisky jaka jest różnica pomiędzy wypiciem dwóch piw a dwunastu.
- Widzisz do czego to doprowadziło?
- Skąd u diabła miałem wiedzieć że to taka panienka? Jest Brytyjczykiem. Powinien mieć mocną głowę. Taką jak moja. Patrz – spróbował wstać z wanny ale nie bardzo mu wyszło.
- Siedź tam. Nie czas na popisy cyrkowe. Jeszcze mi brakuje żebyś się zabił we własnej łazience.
- Ona mnie zostawi – stwierdził Bloom grobowym głosem i spojrzał załzawionymi oczami na Keanu – Zostawi mnie bo nie mam mocnej głowy.
- Jezu przestań pieprzyć głupoty! – zdenerwował się Jude – Skąd ci to przyszło do głowy?
- Ty to mówiłeś – Keanu zmusił Orlando do pochylenia głowy widząc niepokojące objawy.
- Kiedy?
- Godzinę temu.
- Nie pamiętam.
- To było zanim otrzeźwiłem cię zimnym prysznicem.
- Cholera to dlatego mam mokre ubranie i leżę w wannie.
- Bravo Einsteinie – Keanu skrzywił się słysząc odgłosy dochodzące z sedesu.
- Co ja takiego powiedziałem niby?
- Że Ayla go rzuci bo nie umie pić i że jest z niego za przeproszeniem dupa a nie mężczyzna potem urwał ci się film a on się rozpłakał.
- Nie mogłeś mnie powstrzymać! – wściekł się Jude.
- Próbowałem Jude, wierz mi próbowałem. Pamiętasz to ja ten Amerykaniec co w ogóle na niczym się niż zna i jest za głupi żeby cokolwiek kapować.
- Chwila... dlaczego ty jesteś trzeźwy? – Jude patrzył na niego oskarżycielsko.
- Bo nie jestem takim kretynem jak wy.
- Uważaj na słowa – zadudnił Bloom z sedesu.
- Prawda boli co? – Keanu wstał z podłogi i znów odkręcił prysznic, tym razem z czystej złośliwości bo Jude po prostu zasnął.

ISMERIL

Po około 150 m Alex stwierdziła że spacer w szpilkach (jasno niebieskich i włoskich – dodajmy dla ścisłości) nie wchodzi w grę. Gdyby to była późna wiosna bądź lato to pewnie zdjęłaby buty i poszła boso. Ale w środku zimy, nawet tak marnej jak ta Angielska, to nie wchodziło w rachubę. Zawróciła i zaczęła szukać komórki mniej więcej w tym miejscu gdzie ja wyrzuciła. Kolczaste gałęzie żywopłotu czepiały się delikatnej wełny bardzo drogiej marynarki i zaciągały ją paskudnie.
- Jest!! – krzyknęła Alex triumfalnie i wynurzyła się z zarośli ze zdobyczą w dłoni.
Rozejrzała się dookoła. „Może jak wejdę na tamto wzgórze to złapie zasięg??” To przekroczenia był tylko niski kamienny płot więc Alex czym prędzej zabrała się za pokonywanie przeszkody. Podniosła gwałtownie nogę by zarzucić ją na odpowiednia wysokości i............ materiał spódnicy rozdarł się po samo biodro.
- No, kurde no..... – wściekła wspięła się na murek i zeskoczyła z drugiej strony. Włoskie szpilki utonęły w rozmiękłej, gliniastej ziemi.
- AAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!! Zaraz kogoś walnę!! – ruszyła zdecydowanie przed siebie nie zważając na to że obcasy zapadają jej się przy każdym kroku.
Wreszcie dotarła na szczyt wzgórza. To może za duże słowo bo był to ledwie trawiasty pagórek, ale.......... spojrzała na wyświetlacz telefonu. Był zasięg i o to chodziło!
Nacisnęła przycisk i wybrała numer. Kilka bardzo długich sygnałów i...
- Słucham?
- Keanu!! Zabierz mnie z tej cholernej dziury!! Samochód przestał działać!! – krzyknęła zdenerwowana
- Spokojnie. Trzeba było zapytać czy możesz go wziąć to powiedziałbym, że nie jest całkiem sprawny.
- Przestań pieprzyć i zabierz mnie stąd!!
- Ale gdzie jesteś?
- Nie wiem – rozejrzała się – Na jakiejś Angielskiej wsi. Wszędzie jest błoto, pagórki i owce
Stadko owiec z jedną przewodniczką, prawdopodobnie z ta która dostała „cholerą” prosto w pysk, zbliżało się do Alex.
- W tym kraju jest pełno takich miejsc jakie opisałaś.
- Wracałam z wiejskiego domku Jude`a tą samą drogą, którą wracałam poprzednio z tobą. Zabierz mnie stąd bo zaraz nie wytrzymam i cholera mnie weźmie!! – Alex zaczęła wpadać w histerię. Zrobiło jej się zimno i mokro, i na dodatek te owce były coraz bliżej.

- Dobra. Postaram się przyjechać jak najszybciej. Siedź w samochodzie i nigdzie się nie ruszaj. Na razie. – i się rozłączył
Alex spojrzała na owce które były już bardzo blisko i posłała im gromy z oczu. Stado zatrzymało się a owca przewodniczka powiedziała
- Beeee....
Na co jej towarzyszki zaczęły beczeć jedna przez drugą
- Bee..., beee...
- Same jesteście „bee...” wełniane kupy mięcha!! – krzyknęła Alex i wróciła do samochodu.

*****

Keanu wcale się nie spieszył. Chciał by Alex trochę ochłonęła, dlatego pojawił się na wiejskiej drodze dopiero po 3 godzinach. Otworzył drzwi samochodu z uśmiechem na twarzy.
- Cześć Kotku – wielką satysfakcje sprawił mu widok Alex zawiniętej w jego starą marynarkę, z potarganymi włosami i jak zauważył w szpilkach obklejonych zaschniętym błotem
- Mrrhmm.... – wydała z siebie jakiś odgłos który mógł być zarówno powitaniem jak i przekleństwem
- Przekręć kluczyk. Muszę zobaczyć co się stało
Alex bez słowa wykonała polecenie. Auto wydało jakieś rzężenie. Keanu pokręcił głową. Otworzył maskę, zajrzał pod nią a potem porządnie w coś walnął tak że aż echo poszło.
- Jeszcze raz Kotku!!
- Powiedz do mnie jeszcze raz Kotku a wydrapię ci oczy – powiedziała pod nosem Alex ale przekręciła kluczyk
Samochód posłusznie odpalił silnik i zaczął pracować cicho i spokojnie jakby nigdy nic mu nie dolegało.
- Gotowe. Rozrusznik nawala.
- Mogłeś mi powiedzieć – burknęła Alex
- Mogłem i pewnie bym powiedział ale nie dałaś mi szansy
Alex tylko sapnęła gniewnie. Nie mogła nic powiedzieć bo miał rację. Patrzył na nią poważnie tymi swoimi ciemnymi oczyma i nagle się uśmiechnął.
- Przywiozłem ci termos z gorącą kawą i kilka słodkich bułeczek. Na pewno zgłodniałaś. – wyciągnął torbę z bagażnika motoru którym przyjechał. Wyjął termos, nalał kawy i podał kubek z parującym napojem zziębniętej dziewczynie. Alex objęła kubek dłońmi, chwilę patrzyła w czarną toń napoju a potem rozpłakała się. Z zezłości, z niemocy, z tego wszystkiego co tak bardzo ją zdenerwowało. Keanu objął ją.
- Już dobrze. Za godzinę będziemy w domu. Weźmiesz gorącą kąpiel, łykniesz aspirynę i wszystko będzie dobrze.

*****

Ayla poczekała aż na wiejskiej drodze znikną samochody jej przyjaciółek i wróciła do przytulnego salonu. Ogień w kominku już prawie wygasł ale nie chciała go podsycać. Niech się wypali do końca. Dziś był wspaniały dzień, bo rano nie czuła się źle. Nie było mdłości, zawrotów głowy. Czuła się naprawdę wyśmienicie. Teraz gdy cisza spowiła cały dom mogła oddać się rozmyślaniom. Co powinna zrobić?? Jaką taktykę przyjąć?? Czy poradzi sobie sama?? Czy jest tak silna jak Is?? Tak bardzo kochała Orliego....
Obudziła się późnym popołudniem. Na dworze szalał wicher. Sięgnęła po komórkę. Nikt nie dzwonił. Wpatrywała się chwile w wyświetlacz jakby się nad czymś zastanawiając a potem nagle, niespodziewanie dla samej siebie wybrała numer.
- Witaj Ma Belle. Stęskniłem się za tobą – głos Oliviera był jak zwykle czarujący, a od francuskiego akcentu, aż ciarki chodziły po plecach – Liczyłem każdą godzinę, każdą minutę bez ciebie. Nieładnie mnie potraktowałaś tam w Vegas.
No proszę. Od razu spowodował że Ayla poczuła się winna.
- Cześć Olivier. Przepraszam cię jeszcze raz że tak wyszło. To wszystko jest trudne do wytłumaczenia... – zaczęła się jąkać – Chciałam anulować to małżeństwo, ale on tak pięknie mówił o miłości, przyszłości..... teraz to już i tak nieważne – pociągnęła nosem bo do oczu napłynęły łzy smutku.
- Mon Dieu!! Co się stało?? Czy on ci coś zrobił Ma Belle?? – głos Oliviera był taki współczujący i pełen uczucia. Ayla poczuła się od razu pewniej. Jemu mogła zaufać i liczyć na wsparcie. Przecież Olivier zawsze jej pomagał.
- Rozstaliśmy się Olivier. Rozstaliśmy się bo zupełnie się nie zgadzamy.
- Widocznie to nie był mężczyzna dla ciebie. Od początku wiedziałem, że jesteś dla niego za dobra Ma Belle. Tobie jest potrzebny ktoś kto cię otoczy ramionami i odgrodzi od złego świata. Właśnie na to zasługujesz. Jesteś boginią i trzeba cię stawiać na piedestale.
Słowa Oliviera spływały na Aylę jak balsam.
- Jesteś naprawdę kochany Olivier. Zaczynam żałować mojej decyzji i tego epizodu z małżeństwem.
- Jeszcze nic straconego Ma Belle. Właśnie wybieram się w krótką podróż na wyspy Fidzi. Pojedź ze mną. Będzie wspaniale.
Kusił. Znowu ja kusił.
- Bardzo bym chciała, ale.... Nie zapytasz o co się pokłóciliśmy z Bloomem??
- Myślałem, że nie chcesz o tym mówić. Ale chyba jednak się myliłem. Czego ten kretyn nie rozumiał??
Ayla nabrała powietrza.
- Jestem w ciąży Olivier i to twoje dziecko. – jak ciężko przechodziły jej przez gardło słowa ”ciąża”, „dziecko” – Orlando postawił mi ultimatum, albo dziecko albo on. Nie mogłam wybierać. Nie zabije dziecka bo ono żyje. Nie dałabym rady z tym później żyć. Pozatym to nie Orlando może podejmować decyzje. To dziecko jest moje i twoje.
W słuchawce zapadła głucha cisza, która zaczęła się przedłużać
- Olivier?? Jesteś tam??
- Co ty mi kurwa mówisz??!! – gdzieś zniknął cudowny, dźwięczny francuski akcent a głos Oliviera stał się nieprzyjemny – Jaka ciąża?? Jakie dziecko?? To niemożliwe!! Sama nie wiesz czyje to dziecko bo się puszczasz na prawo i lewo!! Nie mam z tym nic wspólnego i nie dam się w to wrobić. Nie dzwoń do mnie więcej. Nie chcę cię widzieć. Jeśli będziesz mnie nachodzić i nękać telefonami to zajmie się tym policja.
Rozłączył się, a Ayla jeszcze chwile wpatrywała się w słuchawkę telefonu z niedowierzaniem. W ciągu kilku chwil ten człowiek zmienił się z czułego, wyrozumiałego faceta w jakąś zimną bryłę lodu bez serca i z wielkim ego. Odłożyła telefon i zwinęła się w kłębek na sofie. Czuła się taka mała i samotna...

*****

Jude rozglądał się po mieszkaniu. W dużym, jasnym wnętrzu wszędzie walały się ciuchy, pudełka po żarciu na wynos, puszki piwa, gazety, a w jadalni straszyła na wpół wymalowana ściana.
- Napijesz się czegoś? – spytał Orlando robiąc miejsce do siedzenia na sofie i fotelu.
- Sam sobie cos wezmę - powiedział Jude i wszedł do części kuchennej. Tu sytuacja nie wyglądała lepiej. Wszędzie były brudne naczynia. Jude zajrzał do kilku szafek ale nie znalazł czystej szklanki. Wreszcie zrezygnował z jakiegokolwiek picia bo to groziło chorobą – Ile jej już nie ma?
- Kogo??
- Nie udawaj! Ayli.
- 5 dni – powiedział Orli ze smutkiem i klapnął na sofie
Jude tylko zmarszczył na chwilę brwi, bo po tym co zobaczył wyglądało jakby jej nie było co najmniej pół roku.
- Chciałem z tobą poważnie porozmawiać – powiedział Jude i zerknął na fotel czy na pewno można na nim bezpiecznie usiąść. – Nie możesz tego tak zostawić, bo przecież ja kochasz.
- Jude, ale ona będzie mieć dziecko z innym – jęknął Orli
- I co z tego? Czy to ją jakoś zmienia? Czy to sprawia że kochasz ją mniej? Czy może boisz się że po prostu nie będziesz umiał pokochać tego dziecka tak jakby było twoje? – wpatrzył się w Orliego intensywnie a ten jakby się skurczył pod tym spojrzeniem.
- Nie wiem – powiedział niepewnie – Nie myślałem jeszcze o tym by być ojcem w ogóle a co dopiero dla obcego dziecka. Jestem za młody.
Jude roześmiał się dźwięcznie.
- Jakbym słyszał siebie kilkanaście lat temu. Kiedy zakochałem się w Sadie ona miała małe dziecko. Bałem się jak cholera ale wszystko się ułożyło i nawet adoptowałem jej syna. Teraz spotkałem Is i tu było łatwiej bo mogłem przeżywać ciążę razem z nią i już tak się nie bałem. Orli, nie daj się tym głupim przesądom i jakimś konwenansom. Kochasz Aylę i pokochasz jej dziecko jak swoje. To zrozumiałe, że teraz przeżywasz różne rozterki. Gdyby ona nosiła pod sercem twoje maleństwo byłoby tak samo. Różnica jest taka, że teraz masz pretekst by się od tego wszystkiego odciąć, uciec, ale jeśli tak zrobisz to będziesz tego żałował do końca życia bo..... bo ja kochasz i nie chcesz jej tak naprawdę strącić kretynie.
Jude się uśmiechnął i wstał.
- Posłuchaj dziadka Jude`a który już nie jedno przeżył i zastanów się jeszcze raz. I wynajmij kogoś do sprzątania bo zaczyna tu śmierdzieć.
Wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Orli siedział jeszcze jakiś czas na kanapie mysląc, a potem wziął się za sprzątanie...

*****

Jeszcze tego samego wieczora podjechał pod dom Jude`a i zatrąbił dwa razy.
- Co jest? – Jude wyszedł naciągając kurtkę. Na dworze było chłodno
- Wskakuj!! – krzyknął Bloom – Musisz mi w czymś pomóc
Wyjechali z Londynu i jechali teraz nieoświetloną wiejską drogą
- Mogę się dowiedzieć w czym mam ci pomóc? I gdzie jedziemy?
- Uświadomiłeś mi że ją kocham i dla niej jestem w stanie zrobić wszystko. Nawet być ojcem. Teraz musisz mi pomóc ją odzyskać.
- Ja?? Daj spokój!! Nie mam pojęcia jak!!
- Wszystko już obmyśliłem. Ty tylko masz mi pomóc przy realizacji. Zobacz co mam z tyłu. – Orli był bardzo z siebie zadowolony. Jude posłusznie odwrócił się.

*****

8 godzin później...
- Większe rób! Większe!
- Nie mogę. Nie czuję palcy z zimna. Wystarczy już Orlando. Naprawdę jest dobrze.
- Nie! Jeszcze z dziesięć i będzie dopiero OK.
Jude spojrzał na najpiękniejsze, duże drzewo na swojej posesji i miał ochotę złapać się za głowę. Teraz potężny dąb był przyozdobiony setkami, a może tysiącami różowych baloników
z napisem „KOCHAM WAS!”, które malowniczo powiewały na wietrze. Wyglądało to tak jakby stary dąb miał zaraz odlecieć, ale trzeba przyznać, że miało to swój urok.
- Orli nie wepchniesz już ani jednego więcej!
- Wepchnę! – Orli niebezpiecznie balansował na jednej z bocznych gałęzi.
Pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać baloniki. Wszędzie zrobiło się tak jakby bardziej różowo i cieplej. Nagle słychać było trzask, gromkie „AAAAA!!!!!” i Orlando leżał jęcząc cicho na ziemi.
- Co się tu dzieje!! – rozbudzona Ayla otworzyła okno od sypialni na piętrze.
Najpierw zobaczyła dziwne drzewo balonowe, które wyrosło na podwórzu w przeciągu jednej nocy, a później dwóch mężczyzn pod nim.
- Twoja Walentynka – powiedział Jude do Ayli i wypuścił z dłoni na wpół napełniony powietrzem balon, który zataczając szaleńcze spirale poleciał gdzieś do góry.
Ayla spojrzała na Blooma, który nie miał siły się ruszyć po upadku, ale dzielnie patrzył jej w oczy, a w dłoni trzymał kilka nadmuchanych balonów. Ayla przeczytała napis na jednym z nich, a potem............. a potem wybuchła śmiechem, bo sytuacja była nader zabawna.

AYLA

Minęły 2 tygodnie. Koniec lutego zaczynał się w Londynie pluchą i temperaturą "późno-październkową " w Polsce.
Is mieszkała z Johnnym, ale...był między nimi dziwny stan, pomiędzy przyjaźnią i byciem razem. Z jednej strony ona nadal nie mogła wyrzucić z pamieci i serca pewnego Anglika, z drugiej strony, Johnny nie naciskał, ani nie prowokował erotycznych sytuacji.Cieszył się jej ciążą, był taki, jaki powinien być, czasem czarujacy, czasem zamknięty w sobie z tą swoją nutką zadumy i smutku w czarnym spojrzeniu.
Is była w duchu wdzięczna Bogu za taki układ, bała się, że jakaś niezręczna sytuacja, bądź rozmowa, mogłaby zbużyć tę wygodną tymczasowość w jej uczuciach.Wszystko jednak miał zmienić się pewnego pochmurnego dnia.....

- IIIISSSSSSSSSSS!!!!!!!!!!- wrzask na ulicy zmusił kroczącą raźno Is do odwrócenia się za siebie
Alex biegła z rozwianą burzą blond loków , wymachując w stronę Is torbą z zakupami od Gucciego.
- Boooże, pędzisz, że cię dogonić nie można - Alex łapała oddech, przystanąwszy i nachyliwszy się jak sprinter po ostrym biegu.
- Ja też się cieszę, ze Cię widzę - Is uśmiechnęła się i cmoknęła Alex w policzek.
- Widzę, że wydajesz tu fortunę??- popatrzyła na zakupy Alex ipokręciła głową - Ten Reeves musi się zastanowic, czy taka kobieta jak Ty nie puści go w skarpetkach.
- Wolę go bez skarpet - Alex odetchnęła w końcu - Powiedz lepiej gdzie ty tak pędzisz??
- Dziś mam pobieranie krwi, badanie i taakie tam ciążowe przyjemności - Is skrzywiła się, ale zaraz uśmiechneła - Lepiej ty mi powiedz, gdzie zamierzasz występowiać w tych ciuchach od Gucciego??
- No jak to...GDZIE??!!!- Alex popatrzyła ze zdziwieniem na Is - No przecież Oscary się zbliżają!!!- niemal wykrzyknęła , sprawiajac, że kilka zaciekawionych spojrzeń poleciało w ich stronę z mijającego je tłumu.
- A no tak...Jedziecie do LA??- Is odetchneła
- A ty nie??- Alex była widocznie podekscytowana możliwością uczestniczenia w największej na świecie gali filmowej.
- Wiesz,że Johnny nie lubi tego typu spędów....
- Johnny, Johnny....- Fuknęła Alex - A co ty o tym myślisz?? Chyba nie masz zamiaru przegapić takiej imprezy??- przyjaciółki skierowały się do najbliższej kafejki i rozsiadły się przy małym stoliczku, zamawiając kawę - Is, przecież to kumulacja największych gwiazd kina w jednym miejscu!!!
- Alex...Czy ja wyglądam na imprezowiczkę??- Is pogładziła się po kształtnym brzuszku...
- Oj, wiesz,ze nie chodzi mi o imprezowanie, tylko o to,że można zobaczyć tyle sław, legend kina z bliska...
- Wiesz...Jakoś my trzy mamy pod względem obcowania z GWIAZDAMI duuuże doświadczenie...
Alex pokiwała głowa z parsknęła śmiechem - Jasne, gdzie się nie obrucisz, to sama znana twarz...Na ulicy, w domu, w łóżku - Alex puściła oczko do Is...
- Widziałam u Donatelli Versace świetne ciuchy ciążowe, takie na wieczór...Bardzo sexy, wiesz...
- Alex - Is przerwała przyjaciółce - Naprawdę nie mam zamiaru jechać na te Oscary, poza tym nie mam zaproszenia...
- Zaporszenie da się załatwić - Alex machnęła ręką - Poza tym z tego co wiem, Johnny ma zaproszenie, tyle tylko,że jest zaproszony z Vanessą - Alex urwała z niemym "ups" na ustach.
Trochę to zabolało Is, ale uśmiechnęła się - Spoko...W końcu oboje są znani w show biznesie no i nadal oficjalnie są uważani za parę.
- A co tam u Jude'a??- Is niby od niechcenia rzuciła pytanie, które nurtowało ją od kilku dni. Miała ogromną ochotę do niego zadzwonić, ale bała się własnej reakcji na dźwięk jego głosu, lub co gorsza na jego widok.
- Też będzie na Oscarach...Z daje się że z ta głupią lalą Sienną - Alex wyjadała piankę z Cappuccino - Ta baba jest okropna, nie mam pojęcia co on w niej widzi....- spojrzała na Is i urwała widząc jej minę - O rany, Is...przepraszam, ostatnio popełniam gafę za gafą...- Alex ścinęla dłoń Is.
- W pożądku, nic się nie stało...- Is uśmiechneła się z trudem - Wiesz co, zrobiło się późno- spojrzała na zegarek - Muszę lecieć do tego lekarza, papa- szybko wstała i cmoknęła Alex w policzek i...już jej nie było.
Alex popatrzyła za Is z dziwnym uśmiechem na ustach, po czym wyciągnęła komórkę - OK...Właśnie jej powiedziałam o tobie i Siennie...Jude, gdyby ona wiedziała,że spiskuję z tobą, pewnie by mnie zabiła.Tak...No zareagowała tak jak przypuszczałam...Taaak o Johnnym i Vanessie też nie omieszkałam wspomnieć...Tylko Jude...- Alex zniżyła głos - Jeśli tym razem ty coś spieprzysz to osobiście cię uduszę, nie żartuję - Alex zamknęła z rozmachem swoją motorolę i uśmiechnęła się przebiegle.

PANICALEX

Alex wróciła do domu przyjemnie podekscytowana. Jeśli wszystko się uda... odetchnęła głęboko i zacisnęła kciuki na chwilę. Nie, nie będzie o tym myśleć więcej bo zapeszy.
- Gdzie byłaś? – głos Keanu zaskoczył ją trochę. Myślała że go nie ma.
- Tu i tam. Głównie na zakupach – odpowiedziała spokojnie. Nie chciała kolejnego zwarcia. Od czasu sceny w barze obchodzili się z daleka. Jak dwoje wrogów na neutralnym terytorium. Sytuacja z samochodem tylko przejściowo poprawiła ich stosunki.
- Mam nadzieję – zniknął w sypialni.
W Alex aż krew się zagotowała. Jego słowa o tym że nigdy jej nie ufał ciągle wzbudzały echo w jej myślach, boleśnie przypominając o wszystkim o czym chciała zapomnieć.
- Co to znaczy że masz nadzieję? – weszła za nim do sypialni i rzuciła torby na łóżko.
- Nic takiego – wyraźnie usiłował ją zdenerwować. Patrzył jej kpiąco prosto w oczy. Wyzwanie.
Alex zaczęła rozpinać żakiet. Była zdenerwowana i chciała się uspokoić. Trzęsące się palce nie ułatwiały jej zadania. Gdy znów na niego spojrzała, pomyślała że coś jej się przywidziało. Wyraźna fascynacja w jego wzroku gdy obserwował każdy jej ruch. Coś czego dawno nie widziała i o czym zapomniała. Nagle zrobiło jej się wstyd. Nie chciała żeby ją oglądał. Otuliła się żakietem i uciekła do garderoby. Usłyszała jak wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami. Nie wiedziała co nią kierowało. Przecież kochała tego faceta. Chyba kochała.
Keanu nie wiedział co ma ze sobą począć. Pragnął jej a jednocześnie jej nie ufał. Gdy nie zastał jej w domu pierwszą rzeczą która stanęła mu przed oczami była Alex w objęciach faceta z baru. To było takie rzeczywiste, że wpadł do sypialni jak burza tylko po to by znaleźć porządnie zaścielone łóżko i ani śladu chorej wizji sprzed paru sekund. Pomyślał że chyba zwariował do reszty, ale kiedy wróciła do domu nie mógł się potrzymać od aluzji. Taka mała zemsta za strach i głupie uczucie zazdrości. I znów wyszedł na idiotę.
***********
Is siedziała w salonie, zapatrzona w okno. Od rozmowy z Alex, dwa dni temu, miała kompletny mętlik w głowie. Do tej pory myślała że to ona podejmie decyzję z kim spędzi życie. Nie teraz co prawda, i pewnie nie w najbliższej przyszłości, ale kiedyś. Tak, kiedyś. Is wodziła palcem po szybie ścigając krople deszczu. Typowa angielska zima. Zapomniała że i Johnny i Jude są facetami z przeszłością i nie będą w nieskończoność czekać na jej decyzję. Rzeczywistość dopadła ją w najmniej spodziewanym momencie i kazała zacząć się zastanawiać nad przyszłością. Usłyszała hałas w przedpokoju. Johnny nigdy nie umiał zachowywać się cicho. Właśnie wrócił od Jude’a. Na prośbę Is oddał mu klucze od domku na wsi, które wczoraj przywiozła Ayla i skruszony oraz nieco poobijany Bloom.
- Załatwione – powiedział wchodząc do pokoju.
- Acha – Is nawet nie oderwała wzroku od okna.
- Is co ci jest? – usiadł obok niej i przyglądał się jej tak jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- O co ci chodzi? – jakaś wyjątkowo bystra kropla, zmyliła Is i uciekła w zupełnie niespodziewanym kierunku.
- Od dwóch dni jesteś nieobecna. Gdy do ciebie mówię nie odpowiadasz albo coś mruczysz pod nosem – chwycił jej rękę – Przestań się bawić i spójrz na mnie.



Is popatrzyła na niego bez specjalnego zainteresowania a potem zaczęła się bawić jego ręką.
- Is obudź się! – ścisnął mocno jej palce w swojej dłoni.
- Idziesz na Oscary z Vanessą – powiedziała ni stąd ni zowąd - A on z jakąś Sienną.
- I to jest ten problem? – Johnny uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, bo uświadomiłam sobie że w sumie wy macie jakieś życie poza mną. Inne kobiety, inne światy. Do tej pory myślałam i zachowywałam się tak jakbym była najważniejsza w waszym życiu. Dwa dni temu, gdy Alex paplała o tych Oscarach dotarło do mnie że to iluzja.
- Is – Johnny odgarnął z jej twarzy opadający kosmyk włosów – Muszę iść na galę. On też. Jesteśmy nominowani. Tak idę z Vanessą. Zostaliśmy zaproszeni razem, bo oficjalnie nasz związek nadal trwa.
- Rozumiem – Is przytuliła się do niego zwinąwszy się w kłębek na kanapie.
- Jeśli to cię pocieszy to wiem że Jude idzie sam.
Is podniosła głowę zaskoczona.
- Sam?
- Tak. Gadaliśmy o tym. Wspomniał że idzie sam.
- To czemu Alex... – Is zaczynało coś świtać w głowie – Czyżby Alex... – patrzyła na Johnnego skonsternowana – Nie, to niemożliwe... Chociaż...
- O co ci teraz chodzi? – Johnny patrzył na jej skupioną twarz.
- Myślisz że Alex specjalnie mówiła o tych Oscarach?
- Nie mam pojęcia.
- Zabiję ją! – Is uśmiechnęła się nagle.
- Za co? – Johnny już kompletnie nic nie rozumiał.
- Ona coś knuje. Muszę tylko dowiedzieć się co. Nieważne. Chcesz gorącej czekolady? Mam wrażenie, że mała ma na nią ochotę – pociągnęła Johnnego za rękę w stronę kuchni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:06, 28 Cze 2006    Temat postu:

ISMERIL

Is weszła do sypialni Johnnego bez pukania jak zawsze.
- Jesteś już spakowany?
- Prawie – Johnny wrzucił do walizki książkę
Ismeril podeszła do niego i wplotła mu palce we włosy. Wyprostował się gwałtownie i odwrócił w jej stronę.
- Co robisz?
- Nie wiem – uśmiechnęła się czarująco i przejechała mu dłonią po policzku. Wspięła się na palce i pocałowała go. Nie odwzajemnił pocałunku. Złapał ja za dłonie i delikatnie od siebie odsunął.
- Odpowiedz mi co robisz?
- Nie wiem. Chciałam cię pocałować.
- Ale dlaczego?
- Tak po prostu.
- Is.... – posadził ją na łóżku – To nie jest odpowiedz. Musisz wiedzieć dlaczego tak robisz.
Spuściła głowę, bo głupio jej się zrobiło.
- Chciałam żebyś o nas nie zapomniał jak będziesz w LA.
- Wiesz przecież, że nie zapomnę.
- Ale Vanessa...
Nie dał jej dokończyć
- Van nie ma z tym nic wspólnego. Nie musisz mnie całować bym pamiętał.
- Ale ja chciałam...
- Właśnie. Co chciałaś?
- Nie wiem.
- Widzisz Is z tobą jest jeden problem. Sama nie wiesz czego chcesz.
- Nieprawda – odpowiedziała natychmiast
- Czyżby? A zatem powiedz mi czego chcesz.
- Chcę ... – znowu się zacięła nie wiedząc co powiedzieć.
Johnny patrzył na nią przenikliwie czekając chwilę na odpowiedz, a potem westchnął.
- Powiem ci czego chcesz. Chcesz żeby ktoś za ciebie podjął decyzję co zrobić z życiem. Jesteś jak osiołek który nie wie czy woli owies czy siano. Niestety nikt za ciebie nie podejmie decyzji.
Spojrzała na niego, a on mówił dalej.
- Powiem ci prawdę i być może znienawidzisz mnie za to, ale nie mam innego wyjścia. Manipulujesz ludźmi. Nie krzyw się bo to prawda. Jesteś egoistką i robisz to co jest dla ciebie wygodne. Myślisz, że nie wiem dlaczego chciałaś ze mną zamieszkać? Myślisz, że jestem tak głupi, by nabrać się na te brednie o tym, że Meg potrzebuje mojej bliskości? Nie Is. Nie jestem tak naiwny. Wiem dobrze, że chciałaś by ten Anglik cierpiał. Ale dlaczego nie myślisz o mnie? Myślałaś o tym co ja czuję? Myślałaś?
- Nie.
- Właśnie. I nigdy o to nie zapytałaś – powiedział z goryczą – Teraz ci powiem, bo chcę żeby wszystko wreszcie było jasne. Rzuciłem dla ciebie kobietę z którą byłem związany przez długie lata, a ty skreśliłaś mnie, bo nie umiałem powiedzieć Van o naszym romansie od razu. Chyba przyznasz mi rację, że należało jej się ode mnie odrobinę delikatności, prawda? Weź pod uwagę, że nie znaliśmy się wtedy zbyt dobrze. To były cudowne dwa tygodnie pieprzenia się kiedy tylko przyszła nam na to ochota, ale ja byłem gotów postawić na to, bo czułem, że kiedy ta pierwsza fascynacja się skończy odkryjemy inne rzeczy które nas łączą. Ty to skreśliłaś. Bez mrugnięcia okiem. Potem okazało się że jesteś w ciąży. Pomyślałem OK, będziemy mieli drugą szansę, ale ty wołałaś mnie ranić na każdym kroku. Najpierw się wkurzałem, ale wreszcie doszedłem do wniosku, że widać tak ma być i odpuściłem sobie. Chciałem po prostu być twoim przyjacielem i zostać dobrym ojcem dla Megan. Nawet zaakceptowałem Jude`a. A teraz kiedy masz z nim problemy przychodzisz do mnie. Widzę jak cierpisz i jest mi naprawdę przykro, ale nie będę pionkiem w jakiejś twojej nowej grze. Nie będziesz z moją pomocą ranić Jude`a. Dwa razy ta sama sztuczka ci się nie uda. Stawiam sprawę jasno. Teraz jadę na Oskary i będę tam z Van. Potem na tydzień albo dwa pojadę do moich dzieci, a ty przez ten czas zastanów się czego chcesz. Jeśli chcesz być ze mną to będę szczęśliwy, ale żądam od ciebie w zamian całkowitej lojalności. Wyjedziemy z Londynu i zapomnisz o Angliku. Stworzymy prawdziwy dom dla naszej córki. Ale jeśli nie chcesz być ze mną, to też mi to powiesz i wtedy będziemy mieszkać tu tak jak do tej pory w oddzielnych sypialniach i bez prowokacji.
- A jeśli nadal nie będę wiedzieć czego chcę? – spytała cicho Is
- Wtedy przyjmiemy, że nie chcesz być ze mną. Postaram się odzyskać rodzinę. Jestem za stary, by czekać w nieskończoność. Rozumiesz?
- Chyba tak. Przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko weź życie we własne ręce. Jesteś dorosła. Świetnie sobie radzisz w tej ekonomicznej dżungli, a w życiu jesteś jak bezradna owieczka. Tak nie można Is. A teraz idź już spać. Zrobiło się późno.
- Dobranoc Johnny.
- Dobranoc Is.
Zamknął za nią drzwi sypialni i usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach. Odetchnął kilka razy głęboko. To była cholernie trudna rozmowa, którą należało przeprowadzić już dawno.

*****

Orlando wpakował się w niezłe gówno. Czuł jak w nim tonie. Czuł się jak osioł i chciał stać się niewidzialnym. Ayla zaciągnęła go do sklepu z rzeczami dla dzieci i teraz dotykała każdego mikroskopijnego kaftanika, każdych maleńkich śpioszków z błogim uśmiechem na ustach.
- Zobacz jakie piękne. Z takim maleńkim haftem w misie. Cudowne.
- Daj spokój skarbie.
- Ale zobacz. Ta bluza jest piękna. Chyba ją kupię.
- Nie uważasz, że jeszcze za wcześnie by kupować cokolwiek.
- Tylko tę jedną rzecz. Proszę – popatrzyła na niego błagalnie.
Co miał zrobić. Zapłacił za bluzę i komplet pościeli w Kubusie Puchatki. Ayla niosła torbę z rzeczami jak najlepszy prezent, a on chciał się schować. Było mu dziwnie głupio i wcale nie był szczęśliwy. „Jude, obyś miał rację, że kiedyś się nauczę kochać to dziecko”

*

Sytuacja między Alex a Keanu wciąż nie była unormowana. Krążyli woku siebie jak para drapieżnych zwierząt. To było męczące dla obydwojga. Najgorsze były noce kiedy spali w jednym łóżku i dzieliła ich przepisowa, bezpieczna odległość 15 cm. Obydwoje często nie mogli zasnąć ale dzielnie udawali.
- Alex, jeśli nie masz dziś wieczorem żadnych planów to chciałbym byśmy poszli razem na kolację
Alex uniosła zdziwione spojrzenie znad książki. Ostatnio potrafili siedzieć całymi godzinami w jednym pokoju i nie odezwać się do siebie słowem.
- Mam dziś spotkanie z producentem odnośnie nowego filmu. Na kolacji będzie producent, reżyser i drugi aktor który ma grać razem ze mną. Taka nudna kolacja przy której omawia się szczegóły. – wzruszył ramionami – Pójdziemy razem?
- Dobrze. W sumie nie mam nic innego do roboty.
Keanu odetchnął z wyraźną ulgą. Zaczynał się zupełnie blokować i czuł, że nie potrafi rozmawiać z Alex normalnie. Bał się, że ona znowu zinterpretuje jego słowa w jakiś opatrzny sposób i zacznie się czepiać. Tylko dlaczego bał się rozmawiać nawet na neutralne tematy?

*

- Zrobisz kolację?
- Nie mam czasu – odpowiedziała Ayla z głową w szafie
- A co robisz? – zaciekawił się Orli
- Porządki.
- Porządki? – uniósł jedną brew
- Tak. Przygotowuję jedna półkę na rzeczy dla dziecka. Dopóki nie umeblujemy mu pokoju, muszę mieć jakieś miejsce na rzeczy dla maluszka
Orlando walnął głową w ścianę. Całe szczęście Ayla tego nie usłyszała.
- Ayla – jęknął podchodząc do szafy i wyciągając z niej swoja żonę – Czy Ismeril też ma takiego świra i wykupuje cały asortyment sklepów dla dzieci?
- Nie sądzę. Bloomio – powiedziała do niego pieszczotliwie wplatając palce w jego kędziorki – Teraz gdy już wiesz i gdy wszystko zaakceptowałeś, i kochasz mnie i dzidziusia jestem bardzo szczęśliwa. Dzięki temu, że będę miała dziecko świat się zmienił i nabrał barw. Teraz naprawdę będziemy mieli dla kogo żyć. Nie tylko dla siebie ale i dla tej kruszynki. Będziemy najlepszymi rodzicami – widział jak napływają jej do oczu łzy szczęścia gdy o tym mówiła – Będziemy mogli mu pokazać świat od nowa. Nauczyć wszystkiego. To cudowne. – wtuliła się w jego ramiona
Przygarnął ja i głaskał po głowie. „Cudowne – powiedział z goryczą – Cudowne byłoby gdybyśmy mogli nauczyć się najpierw być dobrym małżeństwem. Jeszcze cię dobrze nie poznałem, nie przywykłem do budzenia się obok ciebie i ciężaru obrączki na palcu, a ty już każesz mi cieszyć się z bycia rodzicem. Przecież ja nawet jeszcze nie pomyślałem o dzieciach. A już na pewno nie o dzieciach jakiegoś innego faceta.” Znowu się w nim zagotowało ze złości, ale tylko zamknął oczy i wciągnął zapach włosów Ayli.
- Tak, będzie cudownie – powiedział nieswoim głosem.

*

- Chyba zaczniemy. Nie będziemy dłużej czekać – powiedział producent otwierając kartę dań. Jedno krzesło przy dużym, okrągłym stole było wciąż wolne. Zamówili przystawki, a rozmowa toczyła się niezobowiązującym torem. „Wszystko tak jak zawsze...” myślał Keanu.
- Przepraszam za spóźnienie. Korki.
„...aż do tego momentu”. Keanu poczuł jak krew odpływa mu z twarzy.
- Dobrze, że jednak się pojawiłeś. Już traciliśmy nadzieję. – powiedział producent. – Przedstawiam państwu drugiego aktora. Jonathan Rhys-Meyers. Jonathan, to jest Gore - reżyser. Keanu twój filmowy partner. A to Alex, narzeczona Keanu.
- My się chyba znamy – powiedział Johnatan, ściskając delikatnie dłoń Alex i patrząc jej głęboko w oczy roziskrzonym, rozbawionym i delikatnie wyuzdanym spojrzeniem. – Gdzieś już skrzyżowaliśmy spojrzenia... – uśmiechnął się lekko i nim wypuścił dłoń Alex potarł palcem wskazującym wewnętrzną stronę jej nadgarstka.

*****

- Ayla może nie powinienem tam wchodzić?
- Powinieneś – Ayla pogłaskała Orliego po policzku. Ślicznie wyglądał. Jak mały zagubiony chłopiec.
- Ale... – starał się wykręcić jak tylko umiał
- Nie ma żadnego „ale”. Musisz je zobaczyć.
- Dobrze – skapitulował wreszcie.
Bał się. Bał się, że jak je zobaczy to nie będzie mógł zapomnieć o nim. Teraz było łatwo. Nie było jeszcze nic widać, więc gdy tylko mógł starał się nie pamiętać, ale gdy je zobaczy..... FUCK!! Skąd się wzięło to równouprawnienie? Skąd ten niby powrót do naturalnego biegu rzeczy? Po co ten cały naukowy pęd do niewiadomo czego. Nie chciał być teraz z Aylą. Chciał siedzieć w domu i oglądać mecz. Nie chciał patrzeć na dziecko na USG. Nie chciał potem kupować z Ayla kolejnych ubranek i innych dupereli. Nie chciał chodzić do szkoły rodzenia. Nie chciał być przy porodzie. NIE CHCIAŁ TEGO DZIECKA! NIE!
- Państwo Bloom? Zapraszam – głos lekarza wyrwał go z czarnej dziury w jakiej się zagłębiał.
W pokoju panował półmrok. Słychać było tylko cichy szum maszyny. Ayla położyła się i podciągnęła bluzkę, by pokazać brzuszek. Orli usiadł na krześle obok.
- Który to tydzień? – spytał lekarz wylewając na skórę Ayli przeźroczysty żel.
- 10 – odpowiedziała Ayla, a Orli słyszał w jej głosie dumę. Kręciło mu się w głowie i było mu duszno.
- Zobaczmy – lekarz przyłożył do brzucha Ayli aparat i wpatrzył się w ekran z uśmiechem. Po dłuższej chwili uśmiech zniknął z jego twarzy. Zmarszczył brwi. W gabinecie panowała zupełna cisza. Orli nie mógł nabrać powietrza.
- Panie doktorze?? – spytała Ayla – Czy wszystko w porządku??
W powietrzu wisiała jakaś nienazwana groźba. Lekarz nabrał powietrza powoli a potem...
- Bardzo mi przykro proszę państwa, ale ciąża przestała się rozwijać mniej więcej tydzień temu. Nie widać pracy serca zarodka. Naprawdę bardzo mi przykro.
Te słowa wisiały chwile w powietrzu, by dopiero po kilku sekundach spłynąć na słuchaczy jak całun. Orliemu udało się wreszcie złapać powietrze i z jego ust wydobyło się głośne westchnienie ulgi. Lekarz spojrzał na niego zdziwiony, ale chyba nie zdążył zobaczyć błysku ulgi również w jego oczach. To było podłe, ale słowa lekarza były dla Orliego jak wygrana w totolotka. Niestety nie były tym samym dla Ayli, która wciąż leżała cicha i odgrodzona od rzeczywistości grubym murem otępienia. Łzy powoli spływały po jej policzkach. Nie była w stanie się ruszyć ani nic powiedzieć. Orli spojrzał na nią i opanował się. Pochylił się i wytarł jej oczy.
- Kochanie spokojnie – pomógł jej usiąść i przytulił – Wszystko będzie dobrze.
Nie wiedział jak ma jej pomóc. Lekarz przyniósł Ayli środek na uspokojenie, który lekko ja ogłupił tak że odpłynęła w jakiś nierzeczywisty świat. Orlando dostał dokładne instrukcje co należy zrobić.
Jeszcze tego samego wieczora wrócili do domu po wizycie w szpitalu. Ayla wciąż była pod wpływem środków uspokajających i narkozy więc dała się położyć spać. Orli siedział przy niej długo patrząc na jej spokojną we śnie twarz. Wziął ja za rękę i gładził delikatnie.
- Przepraszam. Przepraszam, że się ucieszyłem. Ale tak naprawdę będzie lepiej. Kocham cię jak wariat, ale obawiam się, że to dziecko to było dla mnie za wiele. Ono by wszystko miedzy nami popsuło. Przyrzekam, że kiedy tylko wydobrzejesz i będziesz chciała mieć dziecko to postaramy się o to. Obiecuję – przyłożył sobie jej dłoń do ust i przez chwile całował. Potem wstał, poprawił koc tak by szczelnie ja okrywał i wyszedł z sypialni. Spakował wszystkie rzeczy, które kupiła dla dziecka w dużą torbę. Wsiadł do samochodu i pojechał do Is.

*****

PANICALEX

Keanu siedział przy stole coraz bardziej spięty. Mówiąc szczerze nie wiedział nawet co zamówił. Każdy gest uprzejmości ze strony Rhys Meyersa w jego oczach urastał do rozmiarów personalnego ataku. Miał wrażenie że Alex jest zdecydowanie zbyt miła dla tego cholernego Irlandczyka. Alex starała się zachować pogodę ducha i podtrzymać urywającą się co chwila rozmowę. Wiedziała, z enigmatycznych wzmianek, że ten projekt jest ważny dla Keanu. Kątem oka widziała jego pobladłą twarz i zbielałe kostki rąk które z całej siły zaciskał na sztućcach. Obecność Rhys Meyersa musiała być dla niego nie lada szokiem. Sama miała scenę z baru cały czas przed oczami ale wiedziała, że w zaistniałej sytuacji uleganie emocjom tylko pogorszy to co i tak zmierzało ku katastrofie. Nawet producent i reżyser chyba wyczuli napiętą atmosferę bo przestali wspierać Alex w jej wysiłkach by uratować ten wieczór. Szukała rozpaczliwie wyjścia z sytuacji ale zanim coś wymyśliła usłyszała że ktoś odsuwa krzesło i wstaje. Keanu ze zduszonym „Przepraszam” na ustach ruszył w stronę wyjścia. Alex pobiegła za nim nie zwracając uwagi na zdziwienie pozostałych. Chwyciła za rękę go przy wyjściu z sali.
- Stój! Co robisz najlepszego?
- Idę do domu.
- Przecież zależy ci na tym projekcie.
- Przestań! – zmierzył ją niechętnym spojrzeniem – Wracaj do stołu. Tylko ty i on dobrze się dziś bawicie – wyrwał się i wyszedł z restauracji. Alex przez chwilę zastanawiała się co począć. Powoli wróciła do stołu. Stanęła za swoim krzesłem i opanowanym głosem powiedziała:
- Przepraszam panów ale mój narzeczony źle się poczuł. Przełóżmy to spotkanie na inny termin.
- Źle? Czyżby? – drwina w głosie Meyersa tym razem tylko ją zirytowała.
- Owszem – rzuciła zimno – Do zobaczenia panowie – chciała już wyjść – gdy producent ją zatrzymał – To chyba należy do Keanu? – Alex popatrzyła na notes lezący przy nakryciu Reevesa. Nigdy się z nim nie rozstawał. Wiedziała że notuje tam wszelkie spostrzeżenia dotyczące kolejnych filmów – Tak. Dziękuję.
Wezwała taksówkę i podała adres ich mieszkania. Siedząc w samochodzie bezwiednie zaczęła przerzucać kratki notesu. Mnóstwo cytatów z Szekspira i europejskich filozofów przeplatało się z luźnymi notatkami z planu filmowego i życia. Nagle jej uwagę przykuło jej własne imię na marginesie jednej ze stron.
"Alex to Matrix. Nigdy nie wiesz co cię spotka"
Rozbawiło to ją. Z zapałem szukała dalej. Znajdowała coraz więcej wzmianek o sobie, ale to ostatnie przede wszystkim zwróciły jej uwagę.
"Czasem mam wrażenie że dobrze znam Is albo Aylę. Ale nie ją. O niej nie wiem nic.”
„Następny dzień w ciszy. Dobry materiał na sztukę dla Szekspira. Ale nie na życie.”
„ Czego ona chce? Nigdy nie odpowiada wprost.”
„Nie umiem do niej mówić. Nie mam z nią kontaktu” "Czego ona chce? Nigdy nie odpowiada wprost."
"Nie umiem do niej mówić. Nie mam z nią kontaktu"
"Desperacka myśl. Zadzwonić do Jamesa. Jak on to do diabła robił?"
„Nie umiem jej zaufać. Im bardziej się staram tym wyraźniej widzę że to niemożliwe.
"Jest uparta. Zbyt uparta"
"Znowu walka. I znów żadne z nas nie postawiło na swoim"
"Ona chce wygrać. Ja nie umiem przegrać. Co to za gra?"
"Czasem myślę że prawie mi się udało zapomnieć. I nagle znów jestem w Vegas Na tej cholernej ulicy"
"Alex i Jude. Nawet teraz nie wierzę. Niech nikt mi nie mówi o zaufaniu."
"Zaufanie. Puste słowo na określenie jeszcze bardziej pustego uczucia"
"Czasem jej nienawidzę. Czasem prawie mogę od niej odejść. Czasem."
"Chcę odpocząć. Ciągle zmuszam się do czegoś. Do zaufania... miłości..."
"Ona myśli że cierpi bardziej niż ja. Ja sądzę że cierpię bardziej niż ona"
"Chciałbym ją spotkać raz jeszcze. Na wybrzeżu w NY. Chciałbym znów zobaczyć ją pierwszy raz. Zanim to wszystko się stało."
„Te trzy dni gdy była z Jamesem były piekłem. Nie wiedziałem czy wróci do mnie. Wróciła. Do piekła. Do mnie.”
”Jakie to ma znaczenie czy ona mnie kocha? Zdradziła mnie. Jak w jakimś melodramacie.”
I ostatnia notka, która zabolała najbardziej. Alex pierwszy raz zobaczyła jasno że może zostać sama. Że on odejdzie.
" Nowy film. Wkrótce wyjadę. Z nią albo bez niej"

ISMERIL

Z zamyślenia w jakie wprawiła ją ostatnia notatka wyrwał ją odgłos komórki. Odebrała szybko
- Słucham?
- Alex! To straszne! – Is krzyczała do słuchawki spanikowanym głosem
- Co się stało Is? Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku! Właśnie był u mnie Orlando! Ayla była w szpitalu!
- W szpitalu?
- Tak! Bo... bo... to naprawdę straszne.
- Is, uspokój się i powiedz co się stało, bo ja nic nie rozumiem.
Ayla słyszała jak Ismeril oddycha kilka razy głęboko.
- Ayla była w szpitalu i miała zabieg. Dziecko umarło i musieli ją wyczyścić. Orli powiedział, że już jest w domu i odpoczywa, ale narazie dają jej środki uspokajające. Przywiózł mi cała torbę rzeczy dla dziecka, bo Ayla już nakupowała różności. Alex! Ja się o nią martwię! Chciałam żebyście do mnie przyszły póki Johnny jeszcze nie wrócił, ale teraz to naprawdę nie wiem. Ona na pewno nie chce oglądać brzuchatych bab. Dlaczego ją to spotkało, a nie mnie?
- Przestań gadać głupoty – zdenerwowała się Alex – Za ile wraca Johnny?
- Za tydzień, bo jest u dzieci już drugi tydzień.
- Chodzisz do pracy czy można do ciebie wpadać kiedy się chce?
- Nie chodzę. Lekarz mi zabronił, bo coś tam się już powoli rozwiera, a to za wcześnie. Leżę w domu i się nudzę.
- Dobrze. Ja się rozeznam co z Ayla i jak już będę coś wiedzieć to zadzwonię, dobrze?
- Dobrze. – Is się już wyraźnie pozbierała – Alex?
- Tak?
- A co u ciebie? Z Keanu wam się lepiej układa?
- Tak Is. Mamy jakiś postęp, bo wreszcie wiem co on czuje.
- To dobrze. Chciałabym, żebyś chociaż ty nie miała kłopotów.
Alex roześmiała się z przymusem
- Kochana, ja sobie zawsze poradzę.
- Wiem. Jesteś z nas najrozsądniejsza. Ucałuj odemnie Keanu. Czekam na telefon. Papa
- Papa – powiedziała Alex i wyłączyła komórkę.
„Oj Is, czasem jesteś tak naiwna jak 5 letnie dziecko i wierzysz we wszystko co ci się powie”. Zamknęła zamaszyście notatnik. „Trzeba się zająć Aylą, by jak najszybciej zapomniała. No i z Keanu też trzeba coś zrobić. Same kłopoty” – westchnęła cicho.
- To tutaj – rzuciła do taksówkarza – dziękuję i dobranoc.
Podała pieniądze i wyszła z auta zatrzaskując drzwi.

AYLA

Alex weszła cicho do domu. Wszystkie zdania, które wyczytała w notatniku Keanu brzmiały głuchym echem w jej umyśle…Zwłaszcza to ostatnie. Chwilę stała w korytarzu a potem śmiałym krokiem weszła do sypialni. Mimo iż światło było zgaszone, wiedziała że nie śpi. Zapaliła lampkę.
- Naprawdę mógłbyś wyjechać beze mnie??- rzuciła notatnik na kołdrę obok Keanu.
- Tak…Jeśli nie miałbym innego wyjścia – nieco zaskoczony sięgnął po swój ukochany notatnik.
- Tak, tak…wiem ,że nie powinnam czytać. Ale zapewne na moim miejscu też uległbyś pokusie, zwłaszcza w naszej sytuacji. – odparła na jego znaczące spojrzenie.
Usiadł na łóżku i przetarł dłonią twarz – Co się do cholery z nami dzieje Alex??- zapytał ze smutkiem w głosie.
- Nie wiem…- wzruszyła ramionami, ale usiadła obok niego i popatrzyła mu w oczy.
- Ale wiem, że bardzo byś mnie zranił, gdybyś wyjechał…- nie dodała „sam”, bała się,że głos jej się załamie
Przygarnął ją – Dajmy sobie szansę, proszę…- szepnął jej do ucha – Wiem, że czasem trudno mnie zrozumieć, ale naprawdę, naprawdę zależy mi na tobie…Na nas.
- Myślę, że to ty przede wszystkim powinieneś mi dać szansę .Wiem ,że trudno jest odzyskać raz zawiedzione zaufanie, ale jeśli nie spróbujesz znów mi zaufać, nasz związek będzie skazany na porażkę…Przecież sam to musisz czuć?? – Alex wtuliła się w niego mocniej
- Tak…Wiem. Postaram się.- Szepnął – Ale nic nie poradzę, że zazdrość i podejrzliwość zasłaniają mi zdrowy rozsądek .Tak jak dziś…
- Właśnie o tym mówię.- Alex podniosła głowę – Nie dopuszczaj do siebie tych chorych podejrzliwych myśli .Obiecuję ,że jeśli kiedyś moje uczucia się zmienią, jeśli pojawi się ktoś inny, jeśli będę chciała odejść…Jeśli kiedykolwiek tak się stanie, to powiem Ci o tym, nie będę cię oszukiwać…Mam nadzieję ,że ty też ….- poczuła że kiwnął głową.
- Ale nawet nie myślę o takim scenariuszu…- pocałował jej włosy
- Dobrze – odetchnęła – To teraz pomyśl może o scenariuszu swojego nowego filmu, oraz o tym, jak ładnie wytłumaczyć się z dzisiejszej gafy, coś im tam wcisnęłam, ale nie wiem, czy kupili tę historyjkę…
- Jasne…Zajmę się tym – powoli czuła jak jego dłonie przenikają pod jej ubranie – Ale dopiero jutro – szepnął jej bardzo cicho do ucha…

PANICALEX

Dopiero teraz do niej dotarło jak bardzo tęskniła do takich właśnie poranków. Gdy budziła się wtulona w jego ciało. Gdy wszystko miało jego zapach. Gdy mogła bez obaw obudzić go wsuwając palce w jego włosy i pocałować go mocno i głęboko. Tak jak kiedyś przyniosła do łóżka dzbanek kawy i filiżanki i siedzieli razem w skotłowanej pościeli pijąc kawę, rozmawiając , śmiejąc się.
- Kiedy robiliśmy to ostatni raz? – zapytała cicho.
- Nie pamiętam – spojrzał na nią poważnie znad filiżanki – Chyba przed tą idiotyczną awanturą z testem ciążowym.
- Wiesz o Ayli?
- Wiem. Bloom dzwonił.
- Bardzo się martwię. Musimy się nimi zająć – odstawiła filiżanki i dzbanek na podłogę i uklęknęła przed nim na łóżku.
- Chciałabym żebyś coś wiedział. Zawsze kiedy o tym mówiliśmy kończyło się awanturą i ucieczką więc myślę że powinniśmy wreszcie powiedzieć to sobie ze spokojem.
- Wiem że nie pozbyłabyś się naszego dziecka – powiedział spokojnie patrząc jej w oczy. Zaskoczył ją trochę. Więc rozumiał. Zamiast odpowiedzieć podniosła do góry dół jego t-shirta pochyliła się i pocałowała delikatnie jego brzuch.
- Hej chyba nie sądzisz że to ja je urodzę – roześmiał się.
- Nie – odpowiedziała – Pokazałam ci jak ja i dziecko które pewnego dnia pojawi się we mnie chcemy być witani każdego ranka.
- Alex chodź tu – uwielbiała gdy jego głos był waśnie taki. Niski i chrapliwy.
************
Is nerwowo krążyła po pokoju. Johnny wrócił wczoraj późnym wieczorem. Tydzień wcześniej niż było planowane. Is co prawda podjęła już decyzję co wcale nie znaczyło że była gotowa ją obwieścić całemu światu. Postanowiła grać na zwłokę.
- Cześć – zaskoczył ją. Zajęta swoimi myślami nie usłyszała jak otworzył drzwi jej pokoju – Wszystko dobrze? – zapytał widząc że podskoczyła nerwowo.
- Tak. Przestraszyłeś mnie trochę. Jak dzieci? Podróż dobrze ci minęła? Wiesz już o Ayli? – paplała żeby ukryć panikę.
- Dobrze. Dobrze. Tak – odpowiedział patrząc na nią podejrzliwie – Alex do mnie dzwoniła. Zachowujesz się dziwnie.
- To nic takiego - machnęła ręką. Usiłowała go wyminąć w drzwiach – Wychodzę do Alex.
- Chwileczkę moja panno. Mieliśmy pewien układ o ile pamiętam – zatrzymał ja w progu.
- Taaaaaak? – Is poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła z nerwów – Nie przypominam sobie.
Na twarzy Johnnego odbiło się zniechęcenie. Wszedł do pokoju i usiadł na łóżku Is.
- Myślałem że tydzień temu się dogadaliśmy. Myślałem że stać cię na zachowanie godne dorosłej kobiety.
- Johnny ja nie jestem pewna... to mnie przerasta – Is miała wrażenie że decyzja którą podjęła z takim trudem jest błędna. Nagle wydało jej się że to druga opcja jest prawidłowa. Miała na końcu języka szereg racjonalnych argumentów które miały przekonać Johnnego że nie powinien jej do niczego zmuszać, że przecież ciągle jest czas. Ale jakiś diabelski głosik szeptał jej do ucha że po prostu się boi. Że to strach przed samotnością nie pozwala jej wybrać. Jak do tej pory miała ich dwóch, a teraz na dobre i na złe będzie tylko jeden. Na dobre i na złe, ale nie wiadomo czy na zawsze. A jeśli ten którego wybierze opuści ją? Wtedy nie będzie już odwrotu.
Silne kopnięcie wewnątrz brzucha przypomniało jej że nie ona sam podejmuje tą decyzję. Że jest ktoś jeszcze żywotnie zainteresowany rozwojem wypadków.
Usiadła obok Johnnego i wzięła jego dłoń w swoje ręce. Położyła ją na brzuchu.
- Myślę, że ta pani w środku podjęła już decyzję. Myślę też że ona chyba wie lepiej co dla nas obu jest lepsze.
- Is jesteś pewna? – był bardzo poważny.
- Jestem. Kocham go. Kocham ciebie. Kocham ją. Ale was jest dwoje i chyba w jakiś sposób stanowicie jedność. Nie mogę was rozdzielić – odetchnęła głęboko – Nie mogę obiecać że nie będę za nim tęsknić. Że nie będę o nim myśleć. Ale to wy od tej pory zawsze będziecie na pierwszym miejscu.

ISMERIL


- Śniadanie - Orlando postawił tacę na łóżku obok Ayli
- Nie jestem głodna
- Słońce, musisz jeść.
- Naprawde dziękuję.
- Spędziłem dwie godziny w kuchni z książką kucharską w ręku, a ty nawet nie zerknęłaś co przygotowałem. Spróbuj chociaż troszeczkę.
Ayla zerknęła na tacę i wzięła do ręki hawajskiego tosta. Orli uśmiechnął się i nalał kawy do filiżanek.
- Dostałem zaproszenie do galerii na wystawę fotografii. Pójdziemy?
- Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Jestem zmęczona. Poleżę w łóżku.
- Od dwóch tygodni leżysz w łóżku. Nie można tak. Musisz gdzieś wychodzić.
- Źle się czuję.
Orlando westchnął
- Lekarz powiedział, że wszystko jest już w pożądku.
- Nic nie jest w porządku! - Ayla rzuciła nadgryzionego tosta na tacę. Orli złapał ją za ręce i zmusił ją by na niego spojrzała.
- Musisz sie wziąść w garść, kochanie. Nie chciałaś iść do psychologa, więc chyba umiesz sobie sama z tym poradzić. Proszę cię. Zrób to dla siebie, dla mnie.... dla NAS. Ja też cierpię, ale tak nie można. Nie możesz teraz do końca życia siedzieć w pokoju i rozpamiętywać tego co się stało.
- Ale to moja wina. Nie dbałam o siebie wystarczająco.
- Nieprawda - pogładził ją po policzku - Dbałaś. Zrobiłaś wszystko jak trzeba. W tym co sie stało nie było twojej winy.
- Ale dlaczego?
- Nie wiem. Czasem tak już jest. Pamietaj co powiedział lekarz, że to się często zdaża. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Własnie dlatego powinnaś wstać, ubrać się i wyjść z domu. To by ci napewno dobrze zrobiło.
- Sama nie wiem Bloomio. Pewnie masz rację. - zamilkła na chwilę - Ale nie dziś. Jutro gdzieś pójdziemy. Może poprostu na spacer. Dziś jeszcze poleżę i dokończę czytać książkę.
Orlando puścił jej ręce i wstał z łóżka.
- Zjedz śniadanie proszę. Naprawde się namęczyłem - i wyszedł z sypialni.
Miał dość. Nie umiał jej przekonać, by wróciła do normalnego życia. Izolowała się coraz bardziej. Całymi dniami leżała w łóżku nieodzywając się do nikog i patrzyła pustym wzrokiem w okno. Nie dała się namówić na kilka sesji terapełtycznych. Pielegnowała w sobie ból i wyrzuty sumienia. Musiał przerwać ten zaklęty krąg smutku, bo obydwoje zgorzknieją i oddalą się od siebie zupełnie.

*****

Wbiegli na schody chichocząc jak dzieci. Alex nacisnęłam guzik domofonu.
- Uwielbiam gdy twoje włosy pachną deszczem - Keanu objął ja od tyłu i pocałował w szyję.
- Ostatnio ciągle mnie uwielbiasz za różne rzeczy.
- Miałem długą przerwę i nadrabiam zaległości - wymruczał Keanu i zaczął całować jej usta.
Nawet nie zauważyli jak w samochodzie po przeciwnej stronie ulicy ktoś odkręcił szybę i szybko zrobił im kilka zdjęć.
- Słucham??
- Mmmm....- Alex ledwo wyswobodziła się z namiętnego pocałunku - Orlando? Tu Alex...
- i Keanu...
- Przyszliśmy was odwiedzić. Wpuścisz nas?? Strasznie pada.
- Jasne. Zapraszam.
Brzęczyk otworzył drzwi. Kuilka chwil później zdejmowali mokre wierzchnie ubrania w przestronnym mieszkaniu państwa Bloom.
- A gdzie Ayla? - spytała Alex podając Orliemu swój płaszcz.
- Leży w łóżku.
- O tej porze?? - Alex była zdziwiona. Orli tylko westchnął i wzruszył ramionami.
- Nie umiem jej stamtąd wyciągnąć.
Rozsiedli się wygodnie w salonie.
- Staram się codziennie, by wyszła z sypialni, coś zrobiła, ale wszystko na nic. Dziś chciałem ją zabrać na wernisaż, ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Najgorsze jest to że niedługo będę musiał jechać znowu do Hiszpani na dalszy ciąg zdjęć. Nie chcę jej zostawiać w takim stanie. Już sam nie wiem co mam robić.
- Ja się tym zajmę, a wy pogadajdzie. Keanu, chciałeś zapytać o te domy, które ci się tak podobały. Orli napewno wie czy to dobra okolica i czy warto się zastanawiać.
Alex wyszła z pokoju.
- Chcecie kupić dom w Londynie?
- To chyba będzie rozsądne rozwiązanie. Ty i Ayla mieszkacie tutaj, a Alex nie chce mieszkać z dala od przyjaciółek. Is zapewne też zostanie w Londynie, bo ma tu masę interesów.
Zagłębili się w rozmowie......

*****

- Zbieramy się panowie. Po drodze zjemy obiad a potem pojedziemy na ten wernisaż - Alex stanęła w drzwiach salonu z zadowoloną miną. Zaraz za nią pokazała się Ayla. Orli na chwilę otworzył usta z niedowierzania. Jego żona wstała z łóżka! Delikatny makijaż i skromny strój tworzyły wspaniała całość z jej piękną, delikatną, lekko egzotyczną urodą. Znowu była piękna. Serce zaczęło bić mu szybciej. Obie panie weszły do salonu.
- Cześć Keanu - powiedziała Ayla - Wyglądamy jak duchy, że tak nam się przyglądacie? - usiadła na oparciu fotela w którym siedział Orli i złapała go za rękę. Keanu odchrząknął.
- Nie... tylko nas zaskoczyłyście. Jakoś szybko wam poszło.
- Bzdura! To wy się zagadaliście. - powiedziała Alex ze swoistą dla siebie werwą - Orli!! Szykuj się! Chyba że masz zamiar iść w tych podartych jeansach i z tym "niby" zarostem na twarzy.
- "Niby" zarostem? Ja mam "NIBY" zarost? - oburzył się Orli. - Ayla, Skarbie, czy ja mam "NIBY" zarost? - spojrzał na Ayle a oczy płonęły mu szczęściem, że ma ją obok siebie, że trzyma ją za rekę.
- Ależ skąd. Masz bójną brodę - Ayla puściła oczko w stronę Alex i Keanu, tak że oczywiście Orli to doskonale widział. - Uwelbiam ją. Wogóle cały tryskasz testosteronem mój ty byczku. - nachyliła się i pocałowała go - Zmień jeansy i nie ruszaj tej bródki. Bardzo mi się podoba - wyszeptała
Poczuła pewną ulgę. Dała się przekonać Alex do wstania z łóżka, ale bała sie, że nie zdoła być sobą, a tu taka niespodzianka, nawet żartowała. Może to wyjście naprawde jej pomoże? Była juz zmęczona czarnymi myslami.

*****

- No i jak ci się podoba? - spytał Orlando ściskając dłoń Ayli.
Gwar otaczających ich ludzi działał na Aylę jak balsam. Czuła się wspaniale. Zdjęcia, które oglądali były tak naładowane pozytywną energią, że aż czuło się jak ona przenika do głębi człowieka.
- Bardzo mi się podoba. Dobrze, że przyszliśmy. Naprawde wspaniałe zdjęcia.
Orli poraz kolejny tego wieczora się rozpromienił. Było mu tak lekko na duszy.
- Postój tu chwilkę moja piekna królewno a ja przyniosę nam po kieliszku wina. I nie próbuj zniknąć jak Kopciuszek - pocałował ją i szybko zniknął w tłumie.
- No proszę. Znowu sie spotykamy.
Ayla odwróciła sie gwałtownie słysząc głos Oliviera. Stał blisko niej z kieliszkiem czerwonego wina i z uśmiechem na twarzy. Teraz ten uśmiech wydał się Ayli bardzo nieszczery. Francuz zmierzył ją od stóp do głów.
- Widzę że nigdzie się nie zaokrąglasz, więc pozbyłaś sie bachora. Mądra z ciebie dziewczynka.
Ayla stała zupełnie oniemiała. Każde słowo tego mężczyzny, który jeszcze nie tak dawno wydawał jej sie kimś bliskim, kims kto świetnie ja rozumie, teraz wbijały się w jej serce jak odłamki szkła.
- Nie myślałaś chyba, że będę skakał do góry. To co było miedzy nami było tylko doskonałą zabawą - pogładził ją po policzku - Gdybys się znudziła tym swoim "mężusiem" to ja zawsze jestem gotów ukoić twe zmy...... - nie zdążył dkończyć bo na jego szczęce z impetem wyladowała pięść. Olivier padł jak długi i przejechał jeszcze półtora metra po twardej, gładkiej marmurowej posadzce galerii. Rozmowy wśród zaproszonych gości umilkły. Ayla patrzyła na wszystko szeroko otwartymi oczami. Dla niej czas zwolnił bieg. Czuła jakby wszystko działo się za grubą szybą. Widziała jak Orlando podszedł do Oliviera i złapał go za poły marynarki, unosząc lekko do góry. Z kącika ust francuza powoli wypływała stróżka krwi.
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do MOJEJ żony, skurwielu. - piekna twarz Orlanda była wykrzywiona wściekłością. Oczy były czarne od gniewu - Jeśli jeszcze raz cię przy niej zobaczę to cię zabiję. To nie są żarty. Mówię tak poważnie jak nigdy w życiu. A teraz spierdalaj stąd puki masz całe ręce i nogi.
Olivier chwile patrzył Orliemu prosto w oczy. Zauważył w nich determinację i mocne postanowienie. Ten brytyjczyk nie żartował. Powoli podniósł rękę i dotknął kącika ust. Popatrzył na krew na swojej dłoni. Podniósł się i wyszedł z galerii. Orlando odetchnął dwa razy głęboko by się uspokoić. Rozejrzał się po tłumie który obserwował całą scenę. Ktoś zrobił mu zdjęcie. Odwrócił się do Ayli i wyciagnął rekę. Chwilę póżniej siedzieli już w samochodzie i w ciszy wracali do domu.
Orlando był przerażony swoją reakcją. Z natury był raczej opanowany. Chociaż starał sie grać spontanicznego luzaka to jednak w głebi duszy zawsze wszystko miał dokładnie przemyślane i wyważone. Tym razem jednak dał się ponieść furii. Słyszał co Olivier powiedział. Wiedział też jak zareagował na wieść o dziecku. Przeklinał go cały czas w duchu, bo bał się że ten cały incydent znowu odbije się negatywnie na samopoczuciu Ayli. A już tak dobrze szło. Już sie uśmiechała i stawała sie rozluźniona. A teraz wszystko mogło sie zawalić. FUCK!!
Zdjął nogę z gazu i zwolnił. Skręcił w boczną uliczke i po paru minutach wjechał na obwodnicę.
- Gdzie jedziemy? - spytała Ayla gdy dotarło do niej, że nie jada do domu.
Ona tez była zaprzątnieta myslami. Pojawienie Oliviera i jego słowa sprawiły że stała sie zupełnie bezbronna. W tej jednej chwili każdy najlżejszy cios mógł jej zrobić krzywdę. I wtedy pojawił się Orlando. Jej rycerz. Jej książę z bajki. On był jej tarczą. Jej bezpieczną przystanią. Jemu mogła ufać.
- Nie wiem gdzie. Gdziekolwiek. Nie chce wracać do domu.
Spojrzała na jego profil. Zdecydowanie był jej księciem z bajki kóry nigdy nie zniknie. Zawsze będzie przy niej. Uśmiechnęła sie delikatnie i wyciagnęła rękę by odgarnąć mu za ucho niesworny kędziorek.
- Dziekuję Orli
Spojrzał na nia zaskoczony.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że jesteś. Wracajmy do domu. Zjemy kolację przy świecach i posiedzimy w wannie aż woda całkiem wystygnie. Kocham cię.
Orlando lekko zmarszczył brwi. Nie rozumiał kobiet. Ale co tam. Ważne że miał w pewrspektywie miły wieczór z żoną. Teraz dopiero poczuł jak bardzo boli go reka od ciosu który zadał Olivierowi. Rozejrzał się po autostradzie. Nigdzie w pobliżu nie było zjazdu.
- Trzymaj się! - ostro skręcił kierownicą i samochór przeciął oddzielający ulice pas zieleni.
- Wariat!! - krzyknęła Ayla i obydwoje wybuchnęli śmiechem

*****


AYLA

Wiosna w Londynie wybuchła nagle, niemal w kilka dni zrobiło się ciepło a zieleń wprost eksplodowała na skwerach i w parkach .Is siedziała na ławeczce pod wiekowym kasztanem i wdychała zapach wiosny…Dawno już nie była na spacerze w parku. Lekarz zabronił jej wszelkiego wysiłku, ale ona miała już dość siedzenia w domu, poza tym miała nadzieje, że jeśli będzie się więcej ruszać, poród szybciej nastąpi. Bardzo już tego pragnęła. Przymknęła oczy i wystawiła twarz na ciepła promienie słońca. Tak…Wiosna to jednak najpiękniejsza pora roku. Cieszyła się, że podjęła decyzję. Nawet gdy ją oznajmiała Johnny’emu w głębi duszy nie była jej na 100% pewna, ale nie chciała już dłużej zwlekać. On miał rację, że trzeba było w końcu się na coś zdecydować. I zrobiła to.
Meg mocniej kopnęła nóżką. Is z uśmiechem pogładziła się po brzuchu.- Tak wiem…Wiem, że to ty pomogłaś mi podjąć tę decyzję. Mam nadzieję ,że nie będziemy jej żałować w przyszłości.. -
Starsza pani przechodząca obok ławeczki uśmiechnęła się do Is, która odwzajemniła uśmiech i mruknęła pod nosem - Musisz się w końcu urodzić, bo nasze rozmowy wyglądają nieco podejrzanie.
Zadzwoniła komórka - Tak??- Is z uśmiechem odezwała się do telefonu - Oj wiem, ale nie martw się, siedzimy sobie na ławeczce i spokojnie napawamy się pięknem wiosny. Nie naprawdę bardzo dobrze się czuję. Gdzie ?? Ale po co?? No dobrze, jeśli jesteś w pobliżu to ja siedzę w południowej cz. Parku, tuż obok skwerku z fontanną. Dobrze, czekamy na ciebie…Ja i Meg - Is zakończyła ze śmiechem.
- Widzisz…Już się o nas niepokoi. Nie wiem, co będzie jak się urodzisz. Wynajmie chyba całą armię goryli , by nas pilnowali. - Is odetchnęła - Meg, bardzo cię proszę, ja podjęła męską decyzję, teraz twoja kolej, zbieraj się na ten świat, zrób tę uprzejmość mamie, ok.??.- Meg tym razem przejechała rączką w okolicy żeber. - Dobrze…Trzymam cię za słowo - Is uchwyciła ruch dziecka dłonią. Potem spojrzała w głąb alejki. Właśnie za zakrętu wyłonił się dziwny osobnik w podartych jeansach, flanelowej koszuli i w ciemnych okularach. - Meg…Koniec rozmów tata nadchodzi - Is uśmiechnęła się do Johnny’ego .



***

- Is...Wyglądasz....Okazale - Orlando uśmiechając się, jak to tylko on potrafi, podał Is bukiet czerwonych róż.
- Jeezuu, kwiaty od Orlando Blooma - Is zatrzepotała rzęsami
- Ha ha ha -Ayla cmoknęła przyjacółkę w policzek - Tylko nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego...
- Cieszę się,że w końcu wybraliście się do mnie, niestety ja mam wzbronione wszelkie dalsze wyprawy niż sklep naprzeciwko - Is zaprosiła gości do salonu.Usiadła i wskazała im kanapę naprzeciw, a potem patrzyła na nich w milczeniu i z dziwnym uśmiechem na twarzy...
- No...Co??- w końcu Ayla nie wytrzymała.
- Nie nic...Poprostu cieszęsię,że w końcu wszystkim nam znów dopisuje szczęście.Ja dokonałam wyboru i odzyskałam spokój, jakiego już dawno nie miałam.Alex z tym swoim mrocznym postrzeleńcem też w końcu doszli ze sobą do ładu.No, a teraz widzę,że i wam udało się wyjść na prostą.
- Na jaką prostą??- Ayla machnęła ręką - Przecież ten facet jest tragiczny, Is poprostu brak mi słów jak ja się z nim męczę.
Ismeril złapała poduszkę leżącą obok niej i rzuciła ną z całej siły w Aylę - Masz szczęście,że jestem chwilowo niepełnosprawną, bo byś mocniej dostała...
- Heh...I znów kobiety się o mnie biją - Orlando popatrzył w sufit.Momentalnie druga poduszka wylądowała na jego głowie- Ty obrzydliwy narcyzie...- Is uchyliła się przed poduszką tym razem lecącą w jej stwonę za sprawą Ayli.
-Widzę,że jestem w porę- Johnny złapał tę poduszkę wchodząc do pokoju- Bloom nawet o tym nie myśl- Johnny spojrzał groźnie na Blooma, który odłożył poduszczkę na oparcie kanapy i przygładził ją starannie.
- Dobra ludzie- Depp oparł się o futrynę i potoczył po obecnych wzrokiem z miną Jack'a Sparrow'a - Czy ktoś jest głodny lub , co gorsza spragniony???Bo jeśli tak, to zaznaczam,że to co czeka na was w jadalni, jest dziełem mego kulinarnego geniuszu....
- Poczekajmy jeszcze chwilę na Alex i Keanu...- Ismeril wstała i wyjrzała przez okno - O chyba jadą...Boże, po co ona wsiada znów z nim na ten motor...
Przed dom zajechała okazała maszyna, połyskująca czarnym lakierem i chromem. Alex zdjęłakask i poprawiwszy swją bują blond-czuprynę, pomachała Is.
- Wszyscy w komplecie...Podano do stołu - Jack Sparrow, z szarmanckim ukłonem zaprosił gości do jadalni.Kolacja zapowiadała się wyśmienicie Wink

***

Gdy wszyscy już nasycili pierwszy głód i nachwalili talenty mistrza kuchni,wszyscy pzrenieśli się na wewnętrzny, przytulny, pełen roślin taras z kielicszkami wina w rękach.Wygodne ratanowe siedziska, wino i zachód wiosennego słońca wprawiły przyjaciół w świetne humory
- Nie lubię przemawiać, ale chcę coś powiedzieć - zaczął Orlando i podnósł kieliszek - Dziś Is powiedziała coś ważnego, a ja pomyślałem,że warto wznieść za to toast- Popatrzył powoli na wszystkich przyjaciół.-Po pierwsze chciałem wznieść toast za Ismeril, Alex i Aylę, trzy niezwykłe kobiety, które, musicie przyznać panowie, wniosły sporo zamieszania w nasze życia, ale bez których, chyba już żaden z nas sobie nie umiałby poradzić - Keanu się uśmiechnął zaś Johnny przycisnął dłoń Is do swojego policzka.- A po drugie, co wynika z pierwszego, chciałem wznieść toast za nas, za grupę przyjaciół, która jak to ujęłaś Is, "wyszła na prostą".Za nas!
- Za nas!!- powtórzyli wszyscy.
- Ach, i jeszcze jedno, po moim powrocie z Maroka zapraszam was do Wenecji.- Ayla spojrzała zaskoczona na Blooma, który uśmiechnał się i dodał - Coś kiedyś obiecałem swojej żonie i chcę dotrzymać słowa.
Is i Alex niemal jedocześnie spojrzały na siebie - No fakt...Orli musisz coś zrobić z tym wspomnieniem Elvisa - Alex zachichotała
- Alex, może ta Wenecja, to byłby niezły pomysł i dla nas, co??- Keanu popatrzył na Alex z uśmiechem.
- Nie wiem...A co, masz się zamiar znów mi oświadczyć??
- Najlepiej tu i teraz - Johnny klasnął w ręce i nalał wszystkim po kolei wina - Jeśli czekasz na wsparcie, my z Orlim cię wesprzemy...Duchowo oczywiście - Orlando kiwnął głową.
- Nic mi nie mówiłeś o Wernecji...- Ayla szepnęła do Blooma zmarszczywszy brwi
- To miała być niespodzianka, czyżby nie podobał ci się ten pomysł??
- Ej Wy Bloomy...cicho, Reeves się oświadcza!!- Johnny był w coraz lepszym humorze..
- Te Pirat?? A może byś tak sam się oświadczył swojej Lady??- Keanu spojrzał na zarumienioną Is.
- Dla mnie nie są ważne takie formalności...No ale...Gdyby się oświadczył - Is miała wesołe chochliki w oczkach- Może rozważyłabym tę propozycję...
- No proszę, Johnny łap jakiegoś kwiata i padaj na kolana!!- Keanu już ksztusił się ze śmiechu.
- Wiecie co?? Nie pijcie już!!- Is próbowała zabrać Johnny'emu butelkę z ręki - Jeszcze pół godziny i pójdziecie zdobywać Pałac Backingham.
- Eeetam, we trzech to pewnie i Tower zdobędą - Alex parsknęła śmiechem
- I oto dlaczego je kochamy...Zawsze wiedzą jak i kiedy podciąć nam skrzydełka - Keanu objął Alex, która przytuliła się do niego z uśmiechem - Skrzydełka neleży podcinać profilaktycznie, prawda dziewczyny ??
- Prawda - Is i Ayla przytaknęły chórem.
- Słuchajcie...Ja mówię poważnie, to wcale nie jest głupi pomysł...Ja wrócę z Afryki, Is już szczęśliwie urodzi maleństwo, A wy - Orlando zwrócił się do Alex i Keanu - Zastanówcie się, może by tak zorgalizować wspólny piękny ślub??
Ayla odetchnęła głośno - Orlando...To są poważne decyzje, nie stawiaj ich w tak...niezręcznej sytuacji.Zreszta my też musimy o tej Wenecji porozmawiać.Później...
Orlando spojrzał na Aylę zdziwiony.
- Nie rozumiem...
- Oho...- Is przygryzła wargi
- Czego nie rozumiesz?- Ayla ściągneła brwi - Tego,że osobiste decyzje nie podejmuje się publicznie?? Czy tego,że ja nie lubię być zaskakiwana decyzjami podjętymi bez mojej wiedzy??
- Ayla...Orli...Dajcie spokój - Ismeril popatrzyła bezsilnie na Johnny'ego
- Hej Nasze Bloomy kochane nie denerwujcie ciężarnej, dopiero co był toast za szczęście ogółu, nie psujmy tego.
Ayla i Orlando jeszcze chwilę patrzyli sobie w oczy ze ściagniętymi brwiami.
- Ok...Masz rację Johnny - Ayla oderwała wzrok od Blooma - Dziś mamy cieszyć się sobą i tym,że niedługo będziecie rodzicami - powiedziała Ayla łagodnie, choć ostatnie stwierdzenie trochę jej uwięzło w gardle.
Reszta wieczoru minęła już bez większych spięć, ale sprawa Wenecji poruszyła Aylę i to nie tak, jakby się tego spodziewał Orlando.

ISMERIL
Ismeril ziewnęła przeciągle. Zamknęła laptopa i położyła go na podłodze pod łóżkiem. Potem zrzuciła na podłogę papierki po czekoladkach i przytuliła głowę do poduszki. Chwilę jeszcze się kręciła, bo nie jest łatwo wygodnie się ułożyć gdy brzuszek jest tak duży i wreszcie z westchnieniem zamknęła oczy. Przed snem jeszcze chwila marzeń i gdy już marzenia zaczęły przesuwać się w jej głowie coraz wolniej i wolniej poczuła się jakoś dziwnie. Otworzyła oczy i chwile leżała bez ruchu. Nic się nie działo ale jednak czuło się napięcie. Wstała i poszła do łazienki. Zrobiła siusiu.
„Hmm..... coś ze mnie chyba wycieka” pomyślała. Zrobiła kilka przysiadów i rzeczywiście znowu poczuła wilgoć. Nogi zaczęły jej się trząść jak galareta. „Jeśli to wody płodowe to w przeciągu 2 godzin muszę być w szpitalu” pomyślała zakładając podpaskę i znowu usiadła. „Może mi się tylko zawało” Znowu wstała. Nie zdawało jej się. Czuła jak powolutku coś z niej wycieka. Wzięła kilka głębokich oddechów by uspokoić nerwy a potem wyszła z łazienki. Przeszła przez ciemny, długi korytarz i otworzyła drzwi sypialni Johnnego. Spał spokojnie, głęboko oddychając. Potrząsnęła za jego ramię. Otworzył oczy.
- Co się stało?
- Musimy się powoli zbierać. Mamy dwie godziny by dotrzeć do szpitala. Wody chyba zaczęły mi odchodzić.
Usiadł bardzo spokojnie.
- Nic cię nie boli?? Masz skurcze??
- Nie. Nic nie czuję. Nawet nie wiem czy to nie fałszywy alarm – zdołała się uśmiechnąć
- Idź, weź ciepły prysznic. Jeśli chcesz, to dam ci lampkę wina i zrobię ze dwie kanapki.
- Nie, dzięki. Nie dam rady się teraz kąpać. Cała się trzęsę ze strachu.
Dopiero teraz zauważył, że cała się trzęsie. Uśmiechnął się ciepło i pogładził ją po policzku.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Ubierz się i sprawdź czy masz wszystko w torbie którą zabierzemy ze sobą do kliniki.
- Johnny, ale to za wcześnie na poród.
- Wiem, ale Meg jak widać jest innego zdania. Nie denerwuj się. Zrób co powiedziałem i zaraz jedziemy.
Opanowanie Johnnego pomogło jej wziąć się w garść. Ubrała się i jeszcze raz sprawdziła czy ma wszystko spakowane. Godzinę później wsiedli do samochodu i wyruszyli. Była 2.30 w nocy i ulice były prawie puste. Is patrzyła przez okno na światła miasta. Nagle gwałtownie odwróciła się w stronę Johnnego.
- Ale będziesz cały czas ze mną?? Nie zostawisz mnie??
- Będę. Nadal dobrze się czujesz??
- Tak. Nic mnie nie boli. Może to naprawdę fałszywy alarm??
- Musimy sprawdzić.
Podjechali pod klinikę. Chwilę później miła, młoda położna pomagała Is przebrać się w koszulkę z wielką truskawką. Ismeril nie wiedziała dlaczego właśnie taką koszulkę wybrała ale w sklepie wydawało jej się to zabawne. Teraz gdy miała ją na sobie wydawało się głupie. Johnny rozpakował trochę rzeczy i włączył muzykę, którą Is wzięła ze sobą.
- Czy naprawdę muszę zostawać w szpitalu?- pytała Is położną – Cały czas wydaje mi się że to fałszywy alarm.
- Zaraz się przekonamy. Ja nazywam się Suzann i będę z państwem cały czas. Proszę się położyć. Zbadam panią.
Is wykonała polecenie bez mrugnięcia okiem. Wszystko było jak sen. Nogi nadal trzęsły jej się jak galareta. Położna się uśmiechnęła.
- Proszę się nie bać. Nie będzie bolało.
- Ja się wcale nie boję ale tego drżenia nie umiem opanować.
- Dobrze. Poradzę sobie jakoś tylko proszę nie zaciskać nóg.
Zapadła chwila ciszy.
- Dobrze, że państwo przyjechali. Na pewno dziś będziemy rodzić. Jeśli się postaramy to nawet przed świtem. Odszedł już czop śluzowy i dlatego sączą się wody. Państwa córeczka jest ułożona prawidłowo i mamy 4 centymetry rozwarcia.
- Ale to za wcześnie by przyszła na świat – Is nie wytrzymała napięcia
- Dzieci same wiedzą kiedy jest pora. Ona zdecydowała, że to będzie dziś. Teraz powinniśmy jej pomóc by wszystko poszło jak najszybciej i jak najsprawniej. Właśnie przebiłam pęcherz płodowy by przyspieszyć jeszcze bardziej poród. Teraz naprawdę zaczną lecieć wody.
Suzann mówiła a jednocześnie zajmowała się cały czas Is. Co najdziwniejsze, do tej pory Ismeril myślała że będzie jej wstyd leżeć tak z dupskiem na wierzchu, że cały czas będzie o tym myśleć a teraz miała w głowie zupełną pustkę. Wszystko słyszała i dobrze kojarzyła ale zupełnie jej to nie obchodziło. Miała niedługo urodzić dziecko i chyba potrafiłaby to bez wstydu zrobić na środku najbardziej ruchliwego skrzyżowania na świecie, leżąc zupełnie na golasa. To bardzo dziwne.
- Nic nie czujesz Joan? – spytała położna
- Nie
- Właśnie masz skurcz. Połóż ręce na brzuchu. Czujesz jak się napina?
- Nie. Nic nie czuję.
Suzann się uśmiechnęła. Zestresowane przyszłe mamy są wszystkie takie same i dzielą się na dwa rodzaje. Albo panikują i są przewrażliwione, albo jak ta tutaj zupełnie nic nie czują.
- Teraz podłączę cię do KTG które pokaże nam pracę serca maluszka i siłę skurczy.
Is leżała na łóżku z brzuszkiem opasanym pasami. Pokuj wypełniało rytmiczne, mocne i szybkie bicie serca Meg. Wyświetlacz aparatury pokazywał skurcze. Dopiero teraz widziała że są regularnie co 3 min. jak w zegarku. Miały początkowo siłę około 60% i były zupełnie niewyczuwalne. Is była tym wszystkim zafascynowana i nie odzywała się ani słowem. Johnny nie zaczynał rozmowy. Siedział tylko obok i trzymał ja za rękę. Pocił się. Nie wiedział kiedy ona zacznie krzyczeć z bólu. Był przy narodzinach swoich dzieci i Van naprawdę strasznie cierpiała. To był ciężki widok. Chciał tego oszczędzić Is. Na razie było dobrze. Była spokojna. Nagle ścisnęła go gwałtownie za rękę. Skurcz na monitorze przyjął wartość 125%.
- Teraz poczułam – powiedziała prawie z dumą.
- No i jak tam? – w drzwiach stanęła Suzann
- Do jakiej wartości dochodzą skurcze? – spytała Is
- Różnie. Ale nie przekraczają 140-150%.
- Właśnie miałam 125 – powiedziała Is z dumą
Suzann odpięła Is od KTG i pozwoliła jej wstać i pochodzić. Skurcze się wzmogły ale nie były straszne. Gdy tylko się zaczynało Is przystawała i czekała aż przejdzie a potem ruszała dalej w swoim marszu. Johnny czuł się niepotrzebny, ale pocieszał się, że lepiej być tylko widzem niż częścią tego przedstawienia. Martwił się o córeczkę. Te rozmyślania przerwała mu nagle świadomość, że cos się zmieniło. Spojrzał na Is. Oddychała głośno stojąc przy łóżku.
- Jeśli to zacznie jeszcze bardziej boleć to przestanie być fajnie – powiedziała urywanym głosem – Zawołaj tę położną bo dziwnie się czuję. Mam nogi z waty.
Johnny zadzwonił po Suzann a ta zjawiła się w przeciągu chwili szybko zbadała Is.
- Jest 9 cm rozwarcia. Poczekamy 3 skurcze i zaczynamy rodzić. Joan? Wybrałaś sobie jakąś pozycję?
- Ja bym chciała klasycznie na łóżeczku bo naprawdę mam takie dziwne nogi.
W kilka chwil łóżko które stało w pokoju zmieniło się w łóżko porodowe. Is wdrapała się na nie z pomocą Johnnego i wstąpiła w nią jakaś potężna siła. Minął ból. Zniknęła niepewność. Potężna dawka adrenaliny zmieniła ja w wojowniczkę.
- Gdy poczujesz skurcz nabierz powietrza i przyj – powiedziała Suzann.
- Teraz!! – powiedziała Is i nabrała powietrza. Zamknęła oczy. Docisnęła brodę do klatki piersiowej i włożyła w to cała siłę. Ciśnienie krwi szumiało jej w uszach. Czuła się jak balon który za chwilę pęknie.
- Nabierz powietrza i przyj dalej – komenderowała Suzann, a Is wykonywała polecenia.
Nie było łatwo. To nie bolało, ale było męczące. Skurcze przychodziły raz za razem ale po miedzy nimi miała jakieś 30 sekund by odetchnąć i wbrew pozorom to była cała wieczność. Jak długie wakacje.
Jochnny stał u wezgłowia łóżka. Cichy i trochę jak mebel. Widział jak Is wkłada cały wysiłek w wypchnięcie ich córeczki na świat. Trzeci raz był przy porodzie ale było zupełnie inaczej. Wciąż siebie pytał gdzie jest ten cały ból, gdzie godziny oczekiwania, gdzie krzyki?? Nie było tego. Wszystko szło tak sprawnie jak w dobrze naoliwionej maszynce. Nagle zobaczył między udami Is czarne włoski na główce noworodka. Serce zabiło mu szybciej. Główka przekręciła się i na ręce położnej wyślizgnęło się małe ciałko. Widział jak dziecko nabiera poraz pierwszy powietrza w płuca. Cichutko zakwiliło i przestało. Czarne oczka patrzyły na trzymająca je położną.
- Proszę przeciąć pępowinę. Dziecko wygląda dobrze. Zaraz obejrzy je lekarz. Joan, jesteś teraz mamą. Byłaś bardzo dzielna.
Johnny drżącymi rękami przeciął pępowinę. Pielęgniarka która pojawiła się niewiadomo skąd zawinęła dziecko w ręcznik i podeszła do Is. Ta tylko spojrzała na małą istotkę.
- Niech mi pani jej nie daje. Niech mi pani jej nie daje.
Pielęgniarka zabrała małą.
- Proszę iść z pielęgniarką i pilnować malutkiej – powiedziała Suzann. – Ja się zajmę Joan.
Johnny wyszedł.
Is nie czuła nic nadzwyczajnego. Nie było fanfar i płaczu. Nie chciała brać małej bo bała się że ją upuści. Suzann pomogła jej urodzić łożysko i pozszywała ją. W zasadzie mogłaby iść do domu. Wcale nie była zmęczona.
Lekarz sprawdzał odruchy noworodka, który był bialutki, jakby dobrze wykremowany. Potem małą istotka zajęły się pielęgniarki. Johnny patrzył jak wycierają dokładnie małą kruszynkę. Warstwa „kremu”, gdy została starta odsłoniła różowiutką, delikatną skórkę. Mała Meg była dzielna jak jej mama. Nie płakała. Dopiero gdy trafiła pod lampę grzewczą zaczęła cichutko kwilić. Pielęgniarka wzięła ją na ręce i podeszła do Johnnego.
- Idź do taty słoneczko. On cię zaniesie do mamusi. Pańska córka urodziła się o 7.15 i dostała 8 punktów w skali Appgar. Waży 2730 g i mierzy 51 cm. Chociaż przyszła na świat za wcześnie jest całkiem zdrowa.
Johnny wziął ją na ręce. To ogromne przeżycie.
- Witaj na świecie moja piękna księżniczko – wyszeptał, a czarne oczka Meg wpatrywały się w niego badawczo.
Gdy wszedł do pokoju w którym leżała Ismeril nic już nie przypominało, że chwilę temu odbywał się tu poród. Podszedł do łóżka.
- To jest nasza córeczka. Jest zdrowa choć malutka. – położył Meg obok Is. Mama i córka mierzyły się wzrokiem.
- Nakarm ją.
- Nie umiem – wyszeptała Is
- Daj spokój. Chociaż spróbuj
Is rozpięła koszulę i wetknęła pierś w buzię noworodka. Meg złapała sutek małymi usteczkami i zaczęła ssać z ogromną siłą. Po chwili przymknęła oczka z zadowolenia.
- Nic nie czuję Johnny. Nic a nic. Nie dałabym się za nią pokroić. Gdyby teraz ktoś przyszedł i powiedziałby że ją zabiera nie sprzeciwiałabym się i nie byłoby mi smutno.
- Miłości do dziecka trzeba się nauczyć. To nieprawda że przychodzi to w jednej chwili. Zobaczysz, że pokochasz ją ponad wszystko, ale z czasem. Na razie nie martw się tym. Patrz na nią. Jest taka piękna. – ucałował Is w skroń – Jestem z ciebie taki dumny Is. Świetnie sobie poradziłaś. Nawet czułem się trochę niepotrzebny.
Is odwróciła głowę w jego stronę.
- Byłeś potrzebny. Cały czas byłeś na wyciagnięcie ręki, gotowy by spełnić każdą moją prośbę. To było dla mnie bardzo ważne. Dziękuję ci.
Odwróciła twarz znowu w kierunku córeczki. Ułożyła głowę na poduszce i patrzyła jak mała ssie coraz wolniej aż wreszcie otwiera buzie a brodawka wypada z jej małych ust. Nowy, mały człowiek zasnął w objęciach ukochanej mamy swoim pierwszym spokojnym snem. Tylko czy mama była tak szczęśliwa jak ta mała istotka?


PANICALEX

Dzień wcześniej.
Alex właśnie się szykowała do wyjścia gdy usłyszała pukanie do drzwi wejściowych.
- Już idę! – wrzasnęła mocując się ze sprzączką u paska. Keanu mówił że będzie dopiero za pół godziny.
Otworzyła drzwi z zamiarem zrugania go że zbyt się śpieszy.
- Jude! – westchnęła głośno.
- Mogę wejść? – uśmiechnął się przepraszająco.
- Jasne! Proszę. – wyjrzała w panice na korytarz czy nie widać gdzieś Keanu.
- Kiepsko wyglądasz – stwierdziła gdy usiedli w salonie.
- Źle sypiam ostatnio – potarł dłonią zarośnięty podbródek.
- Nie wiem dlaczego wszystkie nasze plany spaliły na panewce – Alex gładziła dłonią poduszkę na kanapie – Widać mieliśmy pecha.
- Albo ona po prostu już mnie nie kocha - było mu lżej że Alex sama zaczęła ten temat. Przyszedł do niej by porozmawiać o Is – Przepraszam że cię nachodzę ale nie bardzo mam z kim o tym pogadać.
- Dlaczego nie pójdziesz do niej? Jestem pewna że by się ucieszyła.
- Myślę że ułożyła sobie życie z Johnnym. Moja obecność to byłby tylko nieprzyjemny zgrzyt. Dziecko ma ojca, ona faceta którego wybrała, koniec historii.
- Mylisz się – Alex pochyliła się do przodu i spojrzała mu w oczy – Wiem że jej ciebie brakuje. Jestem przekonana że chciałaby żebyś ją odwiedził. Is to pokręcona osobowość. Kocha Johnnego ale wierz mi ciebie też kocha. Jej wybór był podyktowany dobrem dziecka.
- To nic nie zmienia. Jakkolwiek mnie to boli zgadzam się z jej wyborem.
- Ale to nie znaczy że musisz o niej zapomnieć. Idź do niej – Alex sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo chce go przekonać. Ciągle chcesz odkupić swoje winy, szeptał jej w głowie jakiś głos. Widziała jednak że Jude jej nie wierzy i wiedziała dlaczego. Bo kochał Is i uważał że postępuje słusznie usuwając się z jej życia. Usiadła obok niego i objęła go ramieniem.
- Rób jak uważasz ale sam widzisz do czego to prowadzi. Jeszcze miesiąc takiego życia i po najprzystojniejszym Brytyjczyku będzie tylko wspomnienie.
Uśmiechnął się krzywo ale widziała że się przełamuje. Chwycił jej rękę i pocałował.
- Co tu się, do diabła, dzieje?!!! – głos Keanu sprawił że oboje podskoczyli jak oparzeni.
- Alex? – pełen furii głos zamroził w niej wszelkie reakcje.
- Keanu... – Jude chciał coś powiedzieć, ale szybko uświadomił sobie że może tylko pogorszyć sytuację.
- Jude, idź już – poprosiła Alex.
- Jesteś pewna?
- Jestem. Zrób jak ci mówiłam. Idź do niej.
Gdy Jude wyszedł w pokoju zapanowała cisza. Alex nie wiedziała co zrobić więc zrobiła to co jej pierwsze przyszło do głowy. Podeszła do niego i choć bała się odrzucenia, podniosła rękę i dotknęła go. Przesunęła palcami po zaciśniętych w grymasie gniewu ustach, po policzku, czarnych brwiach. Poczuła jak napięcie opuszcza jego ciało. Objął ją i zapytał:
- Dlaczego mi to robisz?
Wtuliła twarz w jego szyję i zaczęła tłumaczyć:
- Chcę żebyś wiedział że jedyne co do niego czuję to współczucie i coś co bym nazwała wspólnotą w zbrodni. Potrzebujemy siebie, swojego wsparcia. On teraz tego potrzebuje. Ale to nic nie znaczy wobec tego co czuję do ciebie. Chcę mu pomóc żeby odkupić własne winy. Wobec ciebie i Is.
- Jesteś szalona. Przez chwilę miałem wrażenie że mógłbym was zabić.
- Nie mógłbyś – przytuliła się mocniej.

*****
Jude cały dzień i całą noc bił się z myślami. Nie był już taki pewien czy jego postawa jest słuszna. Może powinien walczyć o kobietę którą kocha. Może to rycerskie odmówienie sobie praw do niej jest idiotyzmem. Może Alex ma rację i Is go ciągle kocha. Było tyle „może” że przez chwilę miał wrażenie że oszaleje. W końcu doszedł do wniosku że odwiedziny nikomu nie zaszkodzą.
Pojechał pod dom Johnnego ale choć dobijał się z 15 minut nikt nie otwierał. Wreszcie w sąsiednim domu otworzyło się okno i jakaś kobieta poinformowała go że około 3 w nocy państwo Depp (Jude skrzywił się słysząc to określenie) pojechali do klinki. Jude nie tracił więcej czasu. Wiedział jaką klinikę wybrała Is. Po 20 minutach był na miejscu. Zapytał w numer pokoju Is i pognał do windy. Nagle poczuł jak bardzo chce ją zobaczyć, przekonać się że ona i dziecko mają się dobrze. Że nic, na Boga, się nie stało. Zapukał. Cichy głos odpowiedział: Proszę. Wszedł z wahaniem. Wielkie jak spodki oczy Is powiedziały mu jak bardzo nie spodziewała się jego wizyty.
- Jude?! – wyjąkała.
- Hej – powiedział miękko.
- Jude?! - tym razem to był Johnny który stał w drzwiach pokoju Is i raczej nie wyglądał na zachwyconego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:09, 28 Cze 2006    Temat postu:

AYLA

- Przecież sama chciałaś tego ślubu w Wenecji - Bloom bębnił palcami w kierownicę.
- Tak chciałam.I chcę nadal, ale nie chcę być zaskakiwana takimi nowinami.Poprostu ustalajmy to razem, dobrze?? - Ayli już przeszedł pierwszy gniew.
- Nigdy nie zrozumiem ba...to znaczy kobiet - Orlando zerknał z ukosa, oczywiście uzyskał to co zamierzał, Ayla mimo woli musiała się uśmiechnąć, ale wzamiam za to zdzieliła go torebką po głowie.
- Zwolnij trochę, bo nas zabijesz, i nie doczekam tej Wenecji.
- A ja myślałem, że ty uwielbiasz, szybkie samochody, szybkich męższyzn i szybki sex...
- Wiesz co??Zaraz zaliczysz szybkie drzewo, jeśli nie przestaniesz się wygłupiać - Ayla patrzyła jak droga przed nimi coraz bardziej się zwężała - Zwolnij do cholery!!!
- Dooobra - z ociąganiem zdjął nogę z gazu, uwielbiał taką dziką jazdę i sprawiało mu perwersyjną przyjemność straszenie tym Ayli, bo doskonale wiedział, że bała się szybkiej jazdy, może dlatego teraz , gdy miała jakieś dziwne pretensje, postanowił ją w ten sposób "ukarać".
- A właściwie, co to miało znaczyć??
- Co??
- No to że lubię szybkich mężczyzn??- wyraźnie go prowokowała
- Masz napięcie przedmiesiączkowe??
- Odwal się...
- Oj wytrzymaj jeszcze dwa dni...Potem sobie odpoczniesz, a ja zaliczę piaski Maroka...
- I wielbłądy.
- I Evę Green...
- Nienawidzę cię.
- Kochasz...
- Spadaj...
I tak oto upłynęła im podróż z kolacji do domu.
Gdy po kilku dniach odprowadzała go na lotnisko, nie mogła się z nim pożegnać.
- Przyleć do Casablanki za dwa tygodnie...Zrobię rezerwację, przylecisz??
- No nie wiem...
- Wiesz...
- Ok, tylko się z tą całą Evą nie włóczcie po spelunach, żebym w brukowcach nie oglądała jakichś wstrętnych fotek, ok??
- To może od razu pas cnoty byś mi sprawiła?? - niebezpiecznie podciągnął bluzę, odsłaniając brzuch i wytatuowane słoneczko:]
- Eeee, to Ty jedziesz na Wyprawę Krzyżową nie ja...A w Londynie tylu fajnych facetów po ulicach się błąka... - naciągnęła mu spowrotem koszulę na brzuch.
Doszli do odprawy celnej, Orli dołączył do części ekipy która leciała razem z nim.
- Idź już...nienawidzę pożegnań - zdała sobie sprawę,że od ślubu nie rozstawali się na dłużej niż dwa, trzy dni.
- Ale pamiętaj, żadnych facetów...
- Ty też pamietaj, żadnych Hurys...Żadnego haremu.
- Ciężko będzie, ale się postaram...
- Ja myślę, bo jak nie, to się odwdzięczę, wiesz o tym...
Objęła go i wtuliła głowę między jego ramiona...Wciagnęła z przyjemnością jego zapach, a potem szybko go pocałowała i odwróciła się na pięcie.Naprawdę nienawidziła pożegnań.
Po drodzę uśmiechnęła się do starszego jegomościa z rudawą brodą, Rydley Scott odwzajemnił uśmiech i ukłonił się lekko.

Nie chciała się rozbeczeć, na szczęście zadzwoniła komórka i rozemocjonowana Alex oznajmiła,że Is właśnie urodziła.
Ayla wskoczyła do samochodu, i z niespotykaną jak na nią, szybkością ruszyła sprzed lotniska.

*******************************
Jude wyjął zza pleców wieeelkiego Kubusia Puchatka
- To dla małej, a to dla młodej mamy - w drugiej ręce miał bukiet przepięknych, papuzich tulipanów. Kiaty położył na stoliku obok łóżka Is i od razu zajrzał do łóżeczka, a razej przeżroczystej rynienki w której mała spała teraz słodko.
- Idę porozmawiać z lekarzem - Johnny zareagował na proszące spojrzenie Is i wychodząc, spojrzał niechętnie na Jude'a.
- Piękne kwiaty i przesłodki miś. - Is patrzyła uważnie na Jude'a.
- Zaskoczyłeś mnie.
- Tak?? - usiadł przy łóżku, a potem oderwał wzrok od maluszka i popatrzył na Is tak,że ta mimowolnie poprawiła włosy nad czołem.
- Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- Ale chyba się nie gniewasz??Mogę ją wziąść na ręce?? - zauważył,że mała się obudziła. Is kownęła głową i z podziwem a zarazem fascynacją patrzyła jak wprawnie Jude bierze noworodka i z jakim zachwytem się mu przygląda.
- Jest prześliczna - oczy i cała jego piękna twarz wprost promieniała "Oto OJCIEC IDEALNY"- przemknęło Is przez głowę,
- Nie gniewam się - z uśmiechem nadal przyglądała się Jude'owi, choć to co mówiła kompletnie nie pasowało do tego, co wyrażała jej twarz -Tylko zastanawia mnie jej cel??
- Nie rozumiem.Ja tylko próbuję..
- Próbujesz być miły, tak??- przerwała mu z uśmiechem
- Is...To nie fair..- Jude pocałował rączkę małej i położył ją delikatnie do łóżeczka
- Nic nie jest fair.Nie jest fair, że zaszłam w ciążę, nie było fair, że związałam się z tobą wiedząc jaką masz reputację, i teraz też nie jest fair, że wszyscy oczekują po nie, że będę szczęśliwą troskliwą mamusią...- S[pojrzała na maleństwo ze smutkiem.

- Is...to depresja poprodowa - Jude patrzył na nią z niepokojem.
- Skoro tak uważasz, niech ci będzie, ja wiem jednak swoje...
- Is...Zobaczysz wszystko się ułoży..
- Tak...Tylko co ma się ułożyć w tym wszystkim?? Tobie się ułoży?? Mnie też się ułoży??Jude, nie wiem, czy będę potrafiła sprostać temu czego się ode mnie oczekuje.Czy mam to robić przeciw sobie??
- Nie wiem...Ale myślę,że za wcześnie,żeby wyciągać wnioski.
Is odetchnęła.
- Jestem zmęczona.Idź już.
Cicho wstał i zamknął drzwi...
- Cholerni faceci..- Is przygryzała wargi - Gdyby nie wy miałabym normalne życie...-znów spojrzała na dziecko, ale tym razem z niechęcią.

****************************
- Niezły scenariusz, prawda?? - Keanu spojrzał na Alex, gdy ta zamknęła brulion z napisem "Constantine"
- Niezły, tyle,że znów kolejny raz grasz Wybrańca...
- Bo ja jestem wybrańcem - Keanu wsparł się na łokciu leżąc na łózku obok Alex - Pomyśl, w końcu mam przecież ciebie.
- No i to jest mocny argument - Alex wbiła palec w jego pierś.
- Ej no nie szturcha się Wybrańca - złapał Alex za nadgarstek i przyciągnął ją do siebie - To kiedy się pobieramy??- mruknął przesuwając dłonia po jej nagim ramieniu
- Czy ja wiem...Dziś już chyba nie zdążymy...
- Alex, ja poważnie pytam.
- A co was tak na ożenek wzięło?? Najpierw Bloom teraz Ty.Przecież jest dobrze tak, jak jest, prawda??
- Ale lepsze nie jest wrogiem dobrego.
- Pod warunkiem,że jest lepsze.
- Aaaalex...
- Coooo???
- No proszę...Możesz mnie nazywać staroświeckim panem w średnim wieku ale ja naprawdę chciałbym,żeby nasz związek był zalegalizowany.
- Biurokrata...
- Nie biurokrata tylko konseratysta...
- Dobrze zakonserwowany konserwatysta - wspięła się na niego i pocałowała go, mocno, leniwie, władczo.... :oczko:

ISMERIL


- ... i wtedy nazwałam go biurokratą, a on stwierdził że nie jest biurokratą tylko konserwatystą. Żebyś widziała jak on to powiedział. KONSERWATYSTA – Alex przedrzeźniała Keanu – Więc żeby tak się nie wymądrzał odpowiedziałam że jest dobrze zakonserwowanym konserwatystą.
Obie, Ayla i Alex wybuchnęły śmiechem i pociągnęły po łyku cappucino.
- Alex jesteś niemożliwa. Naprawdę potrafisz każdego sprowadzić na ziemię.
- Wcale nie sprowadziłam go na ziemię. No może na chwilę, ale zaraz potem zadbałam o to żebyśmy oboje znaleźli się w niebie – uśmiechnęła się z błyskiem w oczach a Ayla tylko westchnęła. Brakowało jej Orliego i ich wspólnych wypraw do nieba.
- Cześć dziewczyny! Przepraszam za spóźnienie ale jak już wyładowałam Meg z samochodu to od razu musiałam ją przebrać bo się zakupczyła po pachy.
- Cześć Is – wykrzyknęły obie przyjaciółki i od razu zajrzały do wózka. Mała Meg przyglądała im się badawczo ciemnymi oczkami tak poważnymi jak oczy jej ojca, a potem nagle uśmiechnęła się szczęśliwa, swoim bezzębnym uśmiechem.
- Jaka ona piękna – westchnęła Ayla z rozrzewnieniem
- Dlaczego nie spotkałyśmy się gdzieś pod twoim domem? – Alex przeszła do konkretów.
- Tam nie ma takiego parku, a chciałam żeby Meg była na powietrzu – Is rozejrzała się i zajęła strategiczną pozycję, by widzieć cały park. Alex coś się nie podobało w tym badawczym spojrzeniu. Is zerknęła na zegarek. – O czym gadałyście, że tak wam było do śmiechu?
- O zakonserwowanym Keanu – Ayla wreszcie odwróciła się od wózka.
- Mhm. Alex? Kupiliście już ten dom o którym mi mówiłaś?
- Jeszcze nie. Keanu wciąż się waha, ale ja jestem zdecydowana. Tam jest pięknie. Chce tam mieszkać.
- Więc wszystkie zostajemy w Londynie – westchnęła Ayla – A ty Is przypadkiem nie przenosisz się do Francji? Johnny zawsze podkreśl,a że to jego druga ojczyzna. Pozatym byłby bliżej swoich dzieci.
- Nigdy – powiedziała to chyba zbyt szybko i zbyt zdecydowanie. Uśmiechnęła się i już o wiele łagodniejszym tonem dodała – Nie mogłabym was zostawić. Nie poradzicie sobie beze mnie.
Ayla i Alex spojrzały szybko na siebie i uśmiechnęły się. Ismeril mogła wciskać takie kity każdemu ale nie im. Alex siedziała jak na szpilkach. Była ciekawa co się stanie. Dlaczego Is chciała się z nimi spotkać właśnie tutaj i dokładnie o tej godzinie. Coś wisiało w powietrzu.
- Ayla, jak ty sobie radzisz bez Orliego?
- Och! Radzę sobie. Pamiętacie jeszcze plany naszego filmu? Wróciłam do tego i powoli posuwam się do przodu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie zdjęcia zaczną się na jesieni.
- Tak szybko?! – wykrzyknęła Is
- Przecież nie ma co czekać. Teraz jest naprawdę dobry czas. Całość zostanie zmontowana do końca roku i będzie można wypuścić film w przyszłym roku w okresie zimowych ferii. Doskonały czas na premierę.
- Ale ty się wyrobiłaś – westchnęła Alex
- Coś trzeba robić żeby się nie nudzić.
- A ja wróciłam do malowania. – Alex czuła, że też musi się pochwalić. – I bardzo jestem zadowolona z tego co udaje mi się stworzyć. Keanu mówi nawet o tym bym rozejrzała się za jakąś galeria, która wystawi moje prace. Śmieje się, że jak dobrze pójdzie to on rzuci aktorstwo i będzie się tylko zajmował domem a ja będę zarabiać na rodzinę.
Ismeril wybuchnęła śmiechem. Ayla nie wiedziała co w tym śmiesznego.
- Przecież on nie wytrzyma bez grania. On to kocha. To rzecz która nadaje sens jego życiu..... To znaczy granie i ty oczywiście.
- No właśnie! Ale miło jest czasem słuchać pochlebstw.
Nagle w parku zaroiło się od dzieci, które wybiegły z pobliskiej szkoły i teraz wracały do domów ze swoimi rodzicami i opiekunkami. Ismeril wyprostowałam się. Alex przypatrywała jej się uważnie. Ayla też zauważyła, że przyjaciółka nagle zupełnie straciła zainteresowanie rozmową.
Jest! Poznała od razu! Złociste kędziorki falowały, gdy wypadł przez furtkę szkoły. Rozejrzał się i pognał do........... do opiekunki. Ismeril posmutniała i oparła się wygodniej o oparcie krzesła. Ayla i Alex podążyły za wzrokiem Is. Raffy Law, którego ze względu na burzę złocistych loków nie można było pomylić z innym dzieckiem, właśnie witał się z opiekunką i starał się wsadzić w spodnie powyciąganą koszulkę.
- No to już wiadomo dlaczego akurat tu i teraz – powiedziała Ayla, a Alex kiwnęła głową
- Co?
- Nic Is. Tak sobie właśnie mówimy z Ayla, że to naprawdę piękny park. Wszystkie te stare i nowe drzewa.....
- Jo!
Is spojrzała w stronę skąd dochodził krzyk.
- Joan!
Raffy pędził w stronę ogródka przed kawiarnią
- Cześć – powiedział uradowany i trochę zmachany po biegu. Opiekunka szła wolno w jego stronę dźwigając jego plecak z książkami. – Ślicznie wyglądasz – uśmiechnął się czarująco – Tak chudo. – a potem zajrzał do wózka. – Jest śliczna. Tata mówił, że jest śliczna, ale on tak mówi o wszystkich małych dzieciach. A ona jest śliczna, bo jest podobna do ciebie. Jo – spojrzał na nią z przenikliwością swoich niebieskich, ośmioletnich oczu. – Kiedy pójdziesz z tatą, z nami i ze swoja córeczką do parku, tak jak wtedy gdy jeszcze padały deszcze i było zimno? Wtedy było tak fajnie. Wszyscy byli tacy radośni. Tata był taki szczęśliwy. Pójdziesz z nami? – wpatrzył się w Is przenikliwie.
- Ja... Raffy ja teraz nie mam na to czasu. Meg jest bardzo absorbująca i.... – Ismeril była skrępowana i nie wiedziała co ma powiedzieć temu ośmiolatkowi, który patrzył na nią tak poważnie.
- Raffy musimy wracać. Chodź. – zawołała go opiekunka.
- Muszę lecieć – powiedział Raffy – Powiem tacie, że dziś cię spotkałem. On jest teraz bardzo zajęty przy filmie, ale dzwoni do mnie codziennie. I w niedzielę mamy iść razem na rower. Powiem mu, że cię spotkałem Jo i że pójdziesz z nami do parku. Cześć!
Nim Is zdążyła zareagować odbiegł od nich w stronę opiekunki. Westchnęła tylko.
- Fajny dzieciak – powiedziała Ayla
- Ma urok ojca – dodała Alex
- Bardzo bystry.
- Ja bym powiedziała, że wręcz podstępny.
Ayla i Alex roześmiały się.
- Głupie jesteście – rzuciła Is znad swojego soku jabłkowego.
- Oj Is. To ty jesteś nienormalna....


PANICALEX

Jude bił się z myślami. Raz był pewien że powinien jechać do parku jak gdyby nigdy nic, innym razem chciał wszystko odwołać i powiedzieć Raffy’emu że pojadą innym razem. Opowiadanie syna wzburzyło go. Bardzo chciał zobaczyć się z Is ale wiedział, że to niby umówione spotkanie może być wytworem wyobraźni Raffy’ego a tego by chyba nie zniósł. W końcu, z wahaniem zdecydował że wycieczka dojdzie do skutku.
Is była w podobnym stanie. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Jej nerwowość udzieliła się Meg która była wyjątkowo marudna. Johnny dał sobie spokój bo cokolwiek mówił, Is naskakiwała na niego jak rozwścieczona kotka. W niedzielę jej niezdecydowanie sięgnęło zenitu. Miotała się po domu usiłując podjąć decyzję. W końcu sięgnęła do torebki i wyjęła jakąś starą, zapomnianą monetę. „Reszka – park. Orzeł – dom.” – pomyślała i rzuciła. Nawet przed sobą nie chciała się przyznać do zupełnie innego zakładu.
----------
Niedziela była wyjątkowo piękna, jak na Anglię i tą porę roku. Jude ścigał się z Raffy’m na rowerach usiłując mu poświęcić tyle samo uwagi co zwykle, ale musiał przyznać sam przed sobą, że trudno mu skupić myśli na zabawie. Było już późno a ona się nie pojawiła. Nie chciał pytać syna po raz setny o szczegóły jego rozmowy z Is. Nie chciał też przyznać jak bardzo czuje się zwiedziony.
- Raffy, pora wracać – zawołał i wtedy ją zobaczył. Schodziła ze wzgórza, słońce delikatnie prześwietlało jej postać gdy mocowała się z wózkiem usiłując go hamować.
-----------
Is podniosła głowę. Jude patrzył dokładnie w jej kierunku jadąc na rozpędzonym rowerze. Is pierwsza dostrzegła niebezpieczeństwo.
- Jude! Kretynie! Patrz gdzie jedziesz! – ale było za późno. Jude uderzył w pierwsze z brzegu drzewo i wywinąwszy w powietrzu artystycznego kozła wylądował na trawie.
- Jude! – Is zdyszana, ciągnąc za sobą wózek dobiegła do miejsca wypadku. Raffy siedział okrakiem na tacie i szarpał go za bluzę.
- Tata! – darł się w niebogłosy.
- Is – usłyszała nagle zduszony głos Jude’a – Zdejmij go ze mnie bo mnie udusi.
Is objęła zapłakanego chłopca i ściągnęła na trawę.
- Ciiii temu kretynowi, twojemu ojcu nic nie jest – głaskała go po głowie.
- Hej – Jude z trudem uniósł się na łokciu – Ja jestem poszkodowany a on zgarnia czułości – mrugnął do syna.
- Tobie nic nie jest jak widzę, a on potwornie się wystraszył – Is patrzyła mu surowo w oczy. Jude przysunął się do nich i objął oboje.
- Raffy nic mi nie jest. Jestem trochę potłuczony to wszystko – spojrzał na Is z bliska.
- Pocałuj ją tata – Is wstrzymała oddech zszokowana. Raffy wyrwał się z jej objęć i pobiegł obejrzeć pokiereszowany rower ojca a ona nadal nie mogła złapać tchu. Jude dotknął ręką jej policzka.
- Myślę że powinienem go posłuchać – delikatnie przesunął ustami po jej wargach. Is westchnęła i pozwoliła mu pogłębić pocałunek. Zaprotestowała gdy przerwał, ale nie pozwolił jej na więcej. Podniósł się z trawy podając jej rękę.
- Raffy! – zawołał syna – Idziemy na lody! – spojrzał Is w oczy – Muszę trochę ochłonąć – uśmiechnął się i pocałował wnętrze jej dłoni.

ISMERIL


- Wejdźcie, wejdźcie – Johnny zaprosił Keanu i Alex do środka. – Musicie wybaczyć bałagan, ale właśnie korzystając z tego, że nie ma Is, pakuję ją.
- Wyjeżdżacie?? Nic nie wiedziałam.
- Właściwie nie wyjeżdżamy, tylko Is się wyprowadza.
- Wyprowadza się? – powiedzieli jednocześnie Alex i Keanu, i spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Hmmm... nie wiem jak wam to wyjaśnić – zamyślił się na chwilę Johnny – Nasz związek jest bardzo dziwny i stwierdziłem, że trzeba go trochę znormalizować.
- I dlatego ją pakujesz? – Alex nic nie rozumiała.
- Tak. To będzie dla niej najlepsze. Znowu zaczyna jej się przewracać w głowie. Przez kilka miesięcy było dobrze. Uspokoiła się, ale teraz znowu zaczyna. Czas to skończyć.
Johnny podał Alex gazetę. Na całej stronie był fotoreportaż. Is z Judem w parku. Is z Judem w ZOO. Obydwoje roześmiani, pochłonięci rozmową i wpatrzeni w siebie jak w obrazek.
- Och!! – westchnęła Alex
Johnny się tylko uśmiechnął
- Nie wzdychaj tak żałośnie. Mogłem się tego spodziewać. Pakuję ją, bo nie chcę by była rozdarta. Jeśli będę udawał że nic nie wiem, ona będzie cierpieć. Kocha tego sukinsyna jak jasna cholera, ale jednocześnie jest na tyle dumna by nie zrywać raz danego słowa, a obiecała mi, że tamten rozdział jej przeszłości definitywnie został zakończony. Zatem ja ją zwolnię z obietnicy i pozwolę odejść. Nawet trochę ją wkurzę swoim zachowaniem żeby nie było jej przykro.
- Zadziwiasz mnie przyjacielu.
- Keanu, zrobiłbyś na moim miejscu tak samo. Zadowoliłbyś się jakimiś ochłapami uczucia i raniłbyś kobietę, która dała ci śliczną córeczkę?
- Mówisz o niej jakby nic poza dzieckiem was nie łączyło. – oburzyła się Alex
- Bo tak jest. Nic nas nie łączy poza małą Megan. To co kiedyś między nami było nie miało szans przerodzić się w gorące i trwałe uczucie. Gdzieś po drodze spieprzyłem sprawę. Teraz tylko mogę z klasą się wycofać. Powiedz mi Alex, czy ten wyskok Jude`a, tam w Vegas, był jednorazowym przypadkiem?? Nie chcę popychać Is w ramiona jakiegoś skurczybyka, który będzie ją ranił raz za razem.
- Yyyy.... – Alex się zająknęła. Keanu podszedł do stolika i nalał sobie porządną porcję szkockiej.
- Mów śmiało. Wiem, że kilkarotnie z nim rozmawiałaś i próbowałaś mu pomóc odzyskać Is. Nie darzysz mnie sympatią od samego początku, więc chociaż raz bądź ze mną szczera.
Alex przygryzła dolną wargę zastanawiając się czy powiedzieć prawdę czy skłamać.
- Nie. To nie było jednorazowe. Wcześniej spał ze Sienną Miller. Nie rozmawialiśmy o tym, ale z tego co wiem to było wtedy gdy Jude i Ismeril rozstali się na 2 tygodnie. Myślę, że on to zrobił z rozpaczy. By zapomnieć.
Johnny stał przez chwilę w ciszy.
- Chyba możemy przyjąć, że to było z rozpaczy. Jeśli to się powtórzy i zrani Is jeszcze raz to mu zdemoluje tę piękną gębę. – uśmiechnął się – Napijecie się herbaty?? Właściwie co was tu sprowadza.
Keanu wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki kopertę i podał ją Johnnemu.
- O! Zaproszenie. – przebiegł szybko wzrokiem treść – A więc kupiliście ten piękny dom o którym tyle słyszałem. Wspaniale! To parapetówa? – spojrzał na parę zakochanych
- Nie tylko – powiedziała Alex z tajemniczym uśmiechem, a Keanu objął ją ramieniem.
- Zaprosiliśmy kilku najbliższych przyjaciół, by razem z nami świętowali. – Keanu był bardzo tajemniczy
- We wtorek, w LA pobraliśmy się – dokończyła Alex i pocałowała Keanu

*****

- Dlaczego nic nie powiedzieliście?! – Ayla siedziała na sofie oszołomiona
- Nie chcieliśmy rozgłosu. Na uroczystości była tylko najbliższa rodzina.
- Ale ja też jestem waszą najbliższą rodziną!
Alex i Keanu roześmiali się, bo Ayla wyglądała przezabawnie z tą miną.
- Byli tylko nasi rodzice i rodzeństwo – sprostował Keanu
- Jestem dla Alex jak siostra.
- Tak. Jesteś. Ale jak siostra duchowa, a nie biologiczna. Nie wiążą nas więzy krwi. Ayla! Nie zachowuj się jak dziecko.
- Ale nie widziałam twojej sukni – Ayla wyglądała tak, jakby się miała rozpłakać.
- Ja twojej też nie widziałam. Na przyjęciu w sobotę będzie film z ceremonii i zdjęcia. Poczujesz się tak, jakbyś tam była.
- Orlando zdąży dojechać na sobotę? – Keanu sprowadził rozmowę na trochę inny tor.
- Nie mam pojęcia. Myślę, że zrobi wszystko by być. Może nawet ucieknie z planu.
- Jak trzeba będzie to napiszę mu usprawiedliwienie.

*****

- Wszyscy potwierdzili uczestnictwo w imprezie – Alex zdjęła ręcznik z mokrych włosów i zaczęła je rozczesywać. – Firma od przeprowadzek już pakuje moje i twoje rzeczy w naszych domach w LA i zaraz po imprezie będziemy mieli pełne ręce roboty z doprowadzaniem domu do stanu używalności. Jutro spotkam się z kucharzem odpowiedzialnym za jedzono na party. Mam nadzieję, że zastosuje się do wszystkich moich zaleceń i nie będzie marudził.
Keanu leżał na łóżku podpierając się na łokciu i z przyjemnością patrzył na Alex. Obrączka na jej palcu migotała w świetle lampki nocnej jak szczęśliwa gwiazda.
- Zapomnij na chwilę o tych wszystkich przygotowaniach. Chodź do mnie ŻONO.
Aylex odłożyła szczotkę na toaletkę. Wstała i odwróciła się do Keanu. Sięgnęła dłońmi do cienkich ramiączek swojej jedwabnej koszuli nocnej i zdjęła je. Śliski materiał zsunął się po jej gładkim ciele. Keanu westchnął widząc jej idealne krągłości. Pod jego wzrokiem sutki momentalni stwardniały i stały się sterczące i zapraszające.
- Jesteś piękna. Mówiłem ci już?
- Tak. Z 1000 razy - wyciągnęła się obok niego na łóżku
Dotknął ustami skóry na jej ramieniu.
- Nigdy mi się nie znudzisz. Odkąd jesteś tylko moja wydajesz mi się jeszcze bardziej pociągająca – wymruczał jej prosto do ucha
„Wciąż jestem panią własnego losu Keanu, ale jeśli chcesz wierzyć, że należę do ciebie, niech tak będzie. Chcę byś był szczęśliwy” – pomyślała a potem objęła go nogami i zachęciła by wszedł w nią głęboko i by znów stali się jednością.

*****

- No chodź szybciej!!
- Nie mogę! Spodnie mi spadają i wciąż muszę je poprawiać. Cholera!
- Nie wyrażaj się! – dziewczynka zatrzymała się i spojrzała na swojego brata z naganą.
- A co?? Wkurza mnie to – mały był nieźle zdenerwowany. Aż mu buzia poczerwieniała ze złości. Znowu poprawił spodnie. Siostra przyjrzała mu się uważnie.
- To się już zaczęło – powiedziała cicho
- Co się zaczęło?
- Zaczynasz rosnąć na odwrót.
- Jak to na odwrót? – mały był bardzo zdziwiony
- To znaczy, że zaczynasz się odmładzać. Nasi rodzice wreszcie się połączyli i za jakiś czas zostaniesz wysłany z misją. Ale najpierw musisz odpowiednio zmaleć
- Z jaką misją?
- O rany! Ale ty jesteś niedomyślny. No wsadzą cię do brzucha naszej mamy i tam znowu zaczniesz rosnąć w odpowiednią stronę. To już niedługo.
- A ja wcale nie chcę! Najpierw się martwiliśmy, że całkiem przestaniemy istnieć i ja już prawie całkiem zrobiłem się przeźroczysty, a teraz jak wszystko wróciło do normy to znowu się ze mną dzieje coś dziwnego. Ja nie chcę rosnąć na odwrót! Jeśli to będzie postępowało tak szybko to nie zdążę zagrać w „Niebiańskich mistrzostwach juniorów”, a nasza drużyna walczy o puchar z drużyną Amorków. Możemy im dokopać! Ja chcę brać w tym udział – wielkie jak groch łzy zaczęły płynąć mu po policzkach.
- Nie martw się braciszku – pogładziła go po głowie – Tam na Ziemi nie raz zagrasz w nogę. Przecież chciałeś być już z mamą i tatą. Oni na ciebie czekają. Przynajmniej tata bardzo czeka...


PANICALEX

Ayla wybrała się na zakupy. Bądźmy szczerzy tylko i wyłącznie po to by poprawić sobie humor. Ostatnio czuła się osamotniona. Is wogóle się ostatnio nie pokazywała a Alex jeszcze tak do końca nie wybaczyła sprawy ze ślubem. Chodziła po sklepach szukając prezentu dla Blooma. Chciała mu coś dać na powitanie gdy przyjedzie na przyjęcie Alex. Przekornie ciągnęło ją w stronę sklepów z zabawkami. W końcu się poddała. Oglądała witryny, grzebała w stosach maskotek ale nic jej nie zadowalało. Aż do tego momentu. Z okrzykiem satysfakcji wbiegła do sklepu i kazała zapakować to co przyciągnęło tak niespodziewanie jej uwagę. Gigantyczny, zdalnie sterowany samochód terenowy. Taszcząc wielką paczkę wyszła ze sklepu.
- Co pani na to?!!!!
- Czy uważa pani że z mężczyzną to przesada?!!!!!
- Kiedy rozwód?!!!!!!
Oszołomiona Ayla upuściła paczkę i usiłowała zasłonić twarz przed silnym światłem kamer. Chyba połowa kablówek nasłała na nią swoich reporterów.
- Ale o co chodzi? – wyjąkała.
Ktoś wcisnął jej w ręce „The Sun”. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Blooma całującego się namiętnie z jakimś mężczyzną i wielki tytuł: „Czyżby już zapomniał o żonie? Nowa miłość Orlando Blooma!!!” Ayla oglądała jak w transie zdjęcia Blooma w objęciach przystojnego blondyna o ciepłych brązowych oczach. Byli ze sobą blisko to było widać, na jedynym ze zdjęć mężczyzna poufale położył rękę na pośladku Blooma. Usiłowała przeczytać rozmazujące się jej przed oczami podpisy:” Najnowsze wieści z planu „Kingdom of Heaven”! Orlando Bloom znalazł nową miłość w osobie znanego playboya - biseksualisty Magnusa Gordona. Magnus był znany dotąd jako chłopak Evy Green partnerki filmowej Blooma. Jak widać na zdjęciach wszystko uległo zmianie. Podobno Orlando już zapowiedział rozwód i wysłał prawnika do swojej żony by ustalić podział majątku. Magnus powiedział nam, że Orlando jest miłością jego życia i ma nadzieję, że Ayla nie będzie robić trudności przy rozwodzie.”
Ayla zgniotła w rękach gazetę. Dopiero teraz uświadomiła sobie że kamery cały czas kręciły jej powoli blednącą twarz. Chwyciła swoją paczkę i wyrwała się reporterom chcąc uciec od natrętnych, wścibskich pytań. Gdy zamykała za sobą drzwi mieszkania miała wrażenie że świat jej się wali na głowę. Usiadła na kanapie w salonie i patrzyła na wielką paczkę i pomiętą gazetę, które rzuciła na dywan. Wstała i nalała sobie porządną porcję brandy a potem napisała krótki list: „Prezent dla ukochanego męża i jego nowej miłości. Bawcie się dobrze chłopcy. Nie martwcie się o rozwód.”. List razem z paczką nadała pocztą kurierską i wróciła do swojej brandy.

AYLA

Brandy słodko ukołysała Aylę do snu...Tyle,że sen było koszmarem: za przeźroczystą kotarą widziała dwa męskie ciała złączone w miłosnym uniesieniu.Obudziła się z uczuciem mdłości i potwornym bólem głowy.I w dodatku ta cholerna komórka.Wciąż dzwoniła, gdy wybudzała się z pijackiego koszmaru. Policzyła do dziesięciu pozbierała myśli, które uderzyły ją jak obuchem - wróciła świadomośc tego, czego się wczoraj dowiedziała.
Sięgnęła w końcu po telefon, który z chisterycznym jazgotem po raz kolejny domagał się, by go odebrać.Spojrzała na wyświetlacz...No taaak.
- Nie jestem pewna, czy chce mi się z Tobą rozmawiać.
- Ayla do cholery, od dwóch godzin próbuję się do ciebie dodzwonić...
- No to wyrazy szacunku za wytrwałość.A teraz wybacz Is, ale nie mam ochoty na rozmowę.
- Posłuchaj - Is miała bardzo miły zbyt miły ton głosu - Jeśli teraz wyłączysz telefon, to przysięgam, że przyjadę tam do iebie z a Alex i zdemolujemy Ci drzwi, jesli nas nie wpuścisz.
- Is...Ja poprostu nic z tego nie rozumiem - Ayla jęknęła do słuchawki - Myślałam,że jak się upiję i obudzę, to wszystko okaże się snem, ale niestety, ta cholerna gazeta jest prawdziwa.
- Dobra, to teraz główne pytanie: rozmawiałaś z nim??
- Oszalałaś??!! Po tym, jak się o tym dowiedziałam od sfory dziennikarzy oblegających mój dom, byłam zbyt wściekła i upokorzona, by do niego dzwonić.
- No to chyba teraz, gdy opadły pierwsze emocje, warto by do niego zadzwonić, niech ci powie, co właściwie zaszło.
- Is...Ja poprostu boję się,że dowiem się czegoś, co zupełnie mnie załamie.
- Ayla, no przecież musisz się dowiedzieć co dalej.
-Nie...Jeszcze nie.Poza tym, ma tu być pojutrze , żeby w weekend być na przyjęciu u Reevesów.
- Wolisz poczekać??
-Wolę ochłonąć.Wolę,żeby mi powiedział co się stało prosto w oczy, a nie przez telefon.Może będzie bolało , ale przynajmniej wyczuję kłamstwo, jeśli będzie kłamać.
- Jak chcesz, jakby co, to dzwoń.
- Is??
- Co??
- Dobra z Ciebie kobieta..
- Cholera, wiem, tylko mi się tu nie roztkliwiaj. Trzymaj się wariatko i nie szalej za bardzo.
- Idę leczyć kaca.
- OK, cześć
-Cześć.
skulona w brodziku prysznica, pod strumieniam chłodnej wody, Ayla próbowała pozbierać myśli.I niemal by się jej to udało, gdyby nie łomotanie do drzwi, króre ją dobiegło, gdy lekko przykręciła wodę.
z ociąganiem wstała, owinęła się w płaszcz kąpielowy i ruszyła do drzwi, powłócząc nogami.
Otworzyła je i zamarła.
W drzwiach stał Bloom ze zmęczoną twarzą i , gdy tylko otworzyła drzwi wbił w nią ten swój aksamitny wzrok....
Chwilę patrzyła na niego i nagle poczuła straszną złość: zdeptana miłość, zazdrość i gorycz upokorzenia - to iście wybuchowa mieszanka - Ayla złapała za krawędź drzwi i zatrzasnęła je Bloomowi przed nosem.Dobrze,że odwróciła się na pięcie i zdąrzyła zrobić kilka kroków, gdyż po chwili owe drzwi wleciały do środka z chukiem a za nimi wparował Orlando.
- Zwariowałeś??!!
- Nie mniej niż ty!!
- Ale to mnie nie fotografują, jak się rżnę z jakąś laską na ulicy!! - krzyknęła mu prosto w twarz
Stał przed nią dysząc i odruchowo masując ramię, które przed chwilą wyważyło drzwi.
I spojrzał na nią tak,że chyba pierwszy raz przestraszyła się jego wzroku i postąpiła kilka kroków do tyłu.
- Uwierzyłaś w te bzdury?? - zapytał cicho
Odetchnęła.W głębi duszy miała nadzieję, że to właśnie usłyszy.
- Ale te zdjęcia...- zaczęła niepewnie
- Ayla, przecież mnie znasz, może i wyglądam jak...Ale ja naprawdę wolę kobiety...To znaczy kobietę, jedną.
Ayla odgarnęła z czoła mokre włosy i owinęła się mocniej w szlafrok.
- Dobrze, skoro już tu jesteś...-Spojrzała na smętnie wiszące na jednym zawiasie drzwi.- Powiedz mi co to ma wszystko znaczyć??
- Mogę wejść??- nadal stali na korytarzu
- A mam inny wybór?? Nie chcę,żebyś zdemolował cały dom
- Przepraszam, ale ja też już mam dość tej całej afery...
Ayla weszła do pokoju i usiadła na swoim ulubionym fotelu.Usiadł naprzeciw niej.
- To były zwykłe pijackie wygłupy...Mieliśmy dość ścigających nas paparazzich.A po kilku zwiedzonych przez nas pubach i kilku wypitych drinkach, postanowiliśmy zrobić najgłupszą rzecz na świecie, dać im to,czego chceili, żeby się w końcu od nas odczepili.

Ayla pokręciła głową - Nie ma co, genialny pomysł!!
- Wiem i gdybym nie był pijany, za nic w świecie nie poszedłbym na taką prowokację.
- Wiesz co?? - Ayla westchnęła i popatrzyła na zmiętą gazetę na stoliku- Brak mi słów.Jeśli tak było, to gratuluję wam głupoty.
Przejechał dłonią po zarośniętej twarzy.Widać było,że nie spał od wielu godzin.
- Wiem,że to była totalny idiotyzm, który wiele mnie kosztuje i zapewne wiele jeszcze będzie mnie kosztować.I nie tylko chodzi o nas, ale i o moją pracę, Ridley jest wściekły,sam niemal wyrzucił mnie z planu, kzał tu jechać i odkręcać to wszystko, może i dobrze, bo mogłem jak najszybciej przyjechać do ciebie.Muszę to wyjaśnić Tobie i całemu światu inaczej stracę bardzo wiele, zbyt wiele.Wierzysz mi?? - spojrzał Ayli w oczy
- A mam inne wyjście?? -wzruszyła ramionami.
Wyciągnął dłoń, ale Ayla pokręciła głową.
- Wierzę, ale to nie znaczy,że nie mam do ciebie żalu, daj mi trochę czasu, ok??
- Rozumiem.To znaczy że nikt mnie nie przytuli - jęknął i oparł głowę na oparciu fotela
- Nie przeginaj Bloom.Daj mi pomyśleć,a teraz idź do łóżka, bo wygladasz okropnie.
- Sam??
- Niestety Magnusa tu nie ma
- Jędza
- Kretyn.
Wstała i odwróciła się od niego, by ukryć uśmiech, który zdradziłby, jak bardzo go kocha i jak jest szczęśliwa, że to wszystko tak się skończyło.

*

- Skąd pomysł, by wrócić do apartamentowca??- Jude rozlglądał się po dobrze mu kiedyś znanym mieszkaniu Is.
- Ciiicho obudzisz małą.- Is przymknęła drzwi od małego saloniku, który teraz przerobiła na dziecinny pokoik.
- To właściwie Johnny podjął tę decyzję.
-Za ciebie?? - Jude zmarszczył brwi
- Prawdę mówiąc, jestem mu za to wdzieczna.Coraz bardziej jest dla mnie jasna istota moich uczuć do niego. - Is sięgnęła po papierosa, a na potępiające spojrzenie Jude'a, wzruszyła ramionami - Proszę cię, przynajmniej ty nie praw mi kazań.
Jude podnósł obie dłonie w geście poddania.
- Czasem Cię nie rozumiem.
- Nie ty jeden - zaciągnęła się a potem spojrzała na niego z uśmiechem
- W sobotę Reevesowie urządzają party z okazji ich niedawnego ślubu.Pójdziesz tam ze mną.- to nie było pytanie, lecz stwierdzenie:]
-Nie wiem, czy to dobry pomysł - Jude usiadł obok niej na kanapie
- Dlaczego? Znasz wszystkich, którzy tam będą.
- Mamy się afiszować razem??
- Spokojnie.Narazie nie jesteśmy razem, przynajmniej ja tak tego nie odbieram.Wieć nie musisz się niczego obawiać, zresztą to przyjęcie będzie zamknięte dla dziennikarzy, jeśli o to ci chodzi.- Is spojrzała na Jude;a nieco ironicznie
-Doskonale wiesz, że nie to miałem na myśli, chodzi mi jedynie o Ciebie.
- A więc nie musisz się o mnie martwić.Moi przyjaciele znają mnie na tyle,że akurat twoja obecność ich nie zaskoczy.-przełożyła papierosa do lewej dłoni, zaś prawą przejachała po jego policzku.
- Dziecko będzie spać przez najbliższe dwie godziny - szepnęła.
- Więc...Chyba musimy zachowywać się bardzo cicho - Jude, wyjął jej z dłoni papierosa i zgasił go w popielniczce a potem on także przesunął opuszkami palców po policzu Is.
- Tęskoniłem za tobą, wiesz??- szepnął jej do ucha, gdy wędrował ustami po jej szyi.Is z rozkoszą poddała się jego dłoniom, ustom, naporowi jego ciała....

****************************

- Chyba wszystko gotowe?? - Alex w lawendowej, wydekoltowanej sukience, wyglądała jak księżniczka.
-Spokojnie skarbie, wszystko jest pod kontrolą - Kanu wszedł właśnie z kuchni do jadalni z trzema kolejnymi butelkami wina pod pachą.Miał na sobie koszulę dwa tony ciemniejszą od sukienki Alex i czarne, eleganckie spodnie, tylko rozpięty niedbale pod szyją kołnierzyk zdradzał jego buntowniczy stosunek do wszelkich konwenansów i kanonów mody.
- Mam wrażenie, że jesteś bardziej stremowana tym przyjęciem, niż byłaś ślubem.
- Ech...Wcale nie, tylko poprostu wtedy nie było zaproszonych tylu ludzi, co teraz.
-Ale to w końcu i tak będą sami swoi, nasi najbliższi znajomi i przyjaciele z branży.
Pocałował Alex i założył jej niesforny kosmyk za ucho.
- Spokojnie, ten dom i przyjęcie powalą ich na kolana.
- Jasne...
- Alex, odrobinę uśmiechu poproszę - ujął jej twarz w dłonie i zmusił, by na niego popatrzyła.Dziewczyna uśmiechnęła się w końcu, a Keanu pocałował ją w czubek nosa - Nie chcę Ci zjeść tej pięknej szminki. - uśmiechnął się.
Usłyszeli, jak samochód podjeżdża pod dom i pierwsi goście zaczęli już się schodzić.

ISMERIL


- Dzięki Alex. Za 20 min będę spowrotem. Nie zaczynajcie zabaw beze mnie – powiedziała Is,a Alex zamknęła drzwi do pokoju z uśmiechem na twarzy. Ismeril z ulgą rozpięła kilka haftek ciasnego gorsetu który miała na sobie i wyciągnęła torbę, którą przywiozła ze sobą. Nie usłyszała jak drzwi powoli się otworzyły.
- Wiedziałem, że z nim przyjdziesz
Prawie podskoczyła na dźwięk tego głosu.
- Tyle razy ci mówiłam, żebyś mnie nie straszył takim skradaniem. Johnny. Daj mi w spokoju odciągnąć mleko, bo piersi mi eksplodują.
- Odciągaj. Przecież tyle razy robiłaś to przy mnie.
- Tak, ale teraz jest inaczej.
- Daj spokój tym konwenansom. Chciałem z tobą chwilę porozmawiać, a tu będziemy mieć spokój.
- Jeśli chcesz rozmawiać o tym, że przyszłam z Nim, to nie ma chyba o czym mówić, bo ty przyszedłeś z Van.
- Nie o tym chciałem mówić. Wiedziałem, że z Nim przyjdziesz i to żadne dla mnie zaskoczenie. Chciałem ci powiedzieć, że pojutrze wyjeżdżam więc jeśli nie sprawiłoby ci to kłopotu, to jutro chciałbym spędzić cały dzień z Meg.
- Wyjeżdżasz? – Is była niezmiernie zdziwiona i laktator prawie wypadł jej z ręki.
- Tak Is. Przecież już kiedyś ci mówiłem, że jeśli nam się nie ułoży to będę się starał naprawić wszystko w moim związku z Van. Widzisz...... w przeciwieństwie do ciebie, ona mnie kocha. Tak naprawdę. I ja kocham ją. Inaczej niż ciebie, ale kocham. Podejrzewam, że to coś takiego jak twoje uczucia względem mnie i Jude`a. Trudne do określenia. Vanessa przez te wszystkie miesiące czekała na mnie. I chociaż się rozstaliśmy to była moją najlepszą przyjaciółką. Rozmawialiśmy wiele przez ten czas i ona mi radziła co mam robić. To wspaniała kobieta. Chciałbym odzyskać to co miałem z nią. Spokój... pewność... Dlatego wyjeżdżam spowrotem do Francji. Będę się starał przynajmniej dwa razy w miesiącu wpadać w odwiedziny do Meg. Oczywiście jeśli ci to pasuje.
Ismeril słuchała go w ciszy i w jej sercu z każdym jego słowem rozlewała się fala spokoju. Nie chciała go ranić, a teraz zyskała pewność, że on będzie niedługo znowu szczęśliwy. Ufff.... znowu będzie mogła spać spokojnie.
- Jasne Johnny. Możesz wpadać kiedy tylko zechcesz. – Odwróciła twarz w jego stronę – Cieszę się, że wszystko zaczyna się układać. Jesteś taki mądry. Doskonale wiesz co dla naszej trójki jest najlepsze. Chciałabym być kiedyś tak zdecydowana jak ty.
Roześmiał się.
- To twoje niezdecydowanie jest urocze Is. Przyjadę do ciebie jutro około 10 rano, dobrze?
- Dobrze. Będziemy z Meg czekać.
Uśmiechnęła się do niego. Johnny wyszedł z pokoju. Był zadowolony. Tego wieczora był z Van i tak naprawdę tylko o niej myślał. Gdy rozmawiała z Alex i Keanu patrzył na jej długą, smukłą szyję i czuł się tak, jak podczas tego przyjęcia gdy zobaczył ją poraz pierwszy i się zakochał. Była wspaniała. Mądra, wyrozumiała, kochająca. Kobieta jego życia!

*****

Orlando podszedł do Ayli. Podniósł ją, usiadł na jej miejscu i usadził ją spowrotem na swoich kolanach. Objęła go za szyje i dalej patrzyła na slajdy ze ślubu które na wielkim, białym prześcieradle wyświetlał Keanu. Sprzęt do wyświetlania przeźroczy był przedpotopowy, ale dodawało to całości jakiegoś smaczku. Zresztą ten stary aparat pasował do tego domu i do Keanu.
- Jeśli jeszcze raz ktoś mnie zapyta o te zdjęcia w gazecie to chyba się zabiję – szepnął Orli
- Trzeba było założyć tę koszulę którą specjalnie dla ciebie zrobiłam – powiedziała Ayla nie odrywając wzroku od ekranu.
- To rękodzieło z napisem „Nie jestem gejem i kocham swoja żonę nad życie”? Nieeee. Dzięki Ayla za trud ale może innym razem
Ayla wzruszyła lekko ramionami.
- Wtedy wszystko by było jasne i nikt by cię nie pytał.
Pocałował ją w ramię.
- Jutro ją założę. Pięknie ci wyszły te ręcznie malowane kwiatki.
- Są żółte. Takie jak lubisz.
- Właśnie dlatego mi się tak podobają. Będę wyglądał jak kaczeniec na łące.
Ayla uśmiechnęła się i potargała mu niesforne kędziorki. Gdy przyjechał z Maroka włosy miał proste. W połączeniu z kilkudniowym zarostem tworzyło to mieszankę wybuchową, przed którą Ayli trudno było się bronić. Orlando wyglądał bardzo męsko i poważnie. Ale teraz, po dokładnym umyciu i wysuszeniu bez pomocy suszarek, płynów do utrwalania i szczotek, znów były poskręcane i pachniały wiatrem. Jej mąż znowu był niesfornym chłopcem.
- Powiedzmy, że jeśli naprawdę założysz jutro tę koszulę, i pójdziemy razem na miasto a ty będziesz ładnie ją prezentował to twoja wina zostanie zapomniana i będziesz mógł znowu się do mnie przytulać do woli w sypialni.
- Czy dzisiejsza noc może już być policzona awansem na poczet wszystkich tych nocy które nastąpią po jutrzejszej prezentacji? – Orli spojrzał jej w oczy płonącym z radości wzrokiem.
- Oczywiście głuptasie – roześmiała się i pocałowała go mocno.
Reszta pokazu gdzieś im umknęła. Siedzieli tam w rogu sali, w prawie zupełnych ciemnościach i całowali się jak para nastolatków. Orli nawet nie zwrócił uwagi na sygnał SMSa którego dostał. Dopiero później gdy światło znów się zapaliło, a on oderwał się od żony i ruszył na poszukiwanie dwóch kieliszków różowego szampana by ugasić pragnienie wyciągnął komórkę i przeczytał wiadomość.
„Mam nadzieję że jak wrócisz to powtórzymy przygodę z „trójkątem” i tym razem nie zaśniesz Smile Magnus nie może się już doczekać! A może przywieziesz Ayle i zrobimy to we czwórkę? Pomyśl! Oddana Eve”
Przez chwile z niedowierzaniem patrzył na wyświetlacz telefonu, a później usunął te wiadomość. Policzki mu płonęły. Wypił szybko dużą szkocką i dopiero po tym, trochę uspokojony wrócił do Ayli niosąc dwa kieliszki szampana.

*****



AYLA

Dom Reevesów naprawdę robił wrażenie na gościach mieszaniną stylowości i nowoczesności.Alex udało się połączyć, wydawałoby się, nie do pogodzenia style: z jednej strony był tu powiew minimalizmu i nowoczesnych kolorów z drugiej, to co lubił Keanu - starocie, pseudo-antyki i meble rodem z innej epoki.Całość ,o dziwo, jakoś ze sobą współgrała.
- Is...- Jude czekał w pobliżu drzwi do pokoju z którego przez chwilą wyszedł Johnny.
- Wszystko w pożądku, nawet więcej niż w porządku - Is czuła się, jakby siedmiotonowy kamień spadł jej z serca.Zerknęła na Deppa i Vanessę, którzy romawiali teraz wesoło z Bloomem.
- Cieszę się, cokolwiek to znaczy - Jude podał Is kieliszek wina - Podobno w piwnicach jest spory basen...- Jude patrzył na Is z chochlikami w oczach.
Is bez słowa kiwnęła głową i oboje sprawnie wymknęli się na korytaż porywając po drodzę butelkę wina. Rzeczywiście w hallu odkryli zejście do podziemnej części domu, w której znależli pokaźną saunę i ...naprawdę spory basen, który, gdy tylko zapalili światło rozbłysł błekitną poświatą - pod wodą również znajdowało się kilka halogenowych lamp, nadając basenowi niesamowity urok.
- Kąpiemy się??- Jude zdjął marynarkę i nie odrywając od Is oczu, powoli zaczął rozpinać koszulę.
- Oszalałeś?Question Zaraz ktoś nas tu znajdzie, poza tym...- Is wyjęła mu z ręki butelkę wina - Nie jestem jueszcze dość pijana na takie szaleństwa - i jakby chcąc to nadrobić , pociągnęła spory łyk.
Roześmiał się - Niech nas znajdą, mam to gdzieś...Mmmm - ukucnął i zanurzył dłoń w wodzie - W sam raz na kąpiel.
- Wariat...- Is patrzyła na niego z uśmiechem i uczuciem coraz większego porządania. Doskonale wiedziała, po co tu przyszli.I choć rozsądek podpowiadał, że nie czas i miejsce na tego typu pomysły, to mimo wszystko miała coraz większą ochotę na odrobinę szaleństwa.Dopiła szybko resztę wina, odstawiła butelkę na marmurową kolumienkę i patrząc jak Jude niemal już całkowicie nagi wskakuje do wody, sięgnęła do ramionczek sukni i powoli ją z siebie zsunęła.Jude po zanurkowaniu, wynurzył się właśnie tuż przy krawędzi nad którą stała, spojrzał w górę z szatańskim uśmiechem.
Nagle wyciągnął rękę , złapał Is za kostkę, szarpnął i...Is z piskiem wpadła spektakularnie do basenu.:Smile:



Wynurzyła się i zaczeła go okładać pięściami wyzywając od porąbanych Angoli, ale zaraz ucichła czując jak mocno przyciąga ją do siebie i...czując jak bardzo jest podniecony.Odgarnął jej mokre kosmyki z twarzy i pocałował, powoli , głęboko, smakując ją jak soczysty owoc.Is odwajemniła ten pocałunek, czując jak jej podbrzusze z coraz większą niecierpliwością oczekuje na mężczyznę, na tego męższyznę.Sięgnęła do jego bioder pod wodą i zsunęła ostatnią część garderoby, jaką miał na sobie, on zaś , nie przestając ją całować, odwzajemnił się jej tym samym.Po chwili, jej uda owinęły się wokół jego pasa i jej wnętrze w końcu dostało, to na co tak długo czekało.Jęknęła...Nie wiadomo, czy to woda, czy alkohol, a może strach, że za chwilę ktoś ich może tu znaleźć, spotęgowało uczucie przyjemności, jakie sływało na nich przy każdym rytmicznym ruchu.Jej paznokcie niemal rozrywały mu skórę na plecach, zaś jej biodra coraz mocniej wychodziły mu na przeciw, rządając wiecej i mocniej...W końcu Jude złapał ją za pośladki i przyciągnął niemal brutalnie,a potem jęknął niemal wgryzając się w jej szyję.
Basen szumiał teraz w uszach Is, jakby był głębokim i bezkresnym oceanem a ona zapadała się w nim czując tylko falę rozkoszy a potem spokoju.
-Chyba zwariowaliśmy...- szepnęła po chwili do ucha wtulonego w nią mężczyzny, gdy serce zaczęło odzyskiwać normalny rytm.
- Martwi cię to?Question- odparł również szeptem
- Nic a nic...Ale wyjdźmy z wody, zanim nas ktoś tu nakryje - Is powoli odzyskiwała zdrowy rozsądek, ale nadal czuła jak w jej ciele nadal odzywa się błogie echo rozkoszy.

ISMERIL

- Nie wiem czemu uparłaś się by ze mną jechać.
Kenu był wyraźnie zły. Wczesna pora nie służyła poprawie jego nastroju. Dodatkowo nie mógł wyczuć wypożyczonego rovera i samochód szarpał przy zmianie biegów.
- Mam dość urządzania domu. Chciałam się wyrwać z miasta.
- Trzeba było wziąć drugi samochód i którąś z twoich przyjaciółek i jechać za miasto, a nie tłuc się ze mną. Zanudzisz się na planie. Pozatym będziesz mnie rozpraszać
Alex tylko wzruszyła ramionami i dalej patrzyła przez szybę na zmieniający się krajobraz. Za nic nie chciała przyznać, że Kenu miał rację. Keanu musiał się wygadać, więc wyłączyła myślenie i skupiła się na widokach.
W takiej właśnie atmosferze dojechali na plan zdjęciowy. Keanu z impetem zamknął drzwi od rovera który nadal nie chciał mu być posłuszny.
- Idę się przebrać. – burknął i zniknął pomiędzy karawaną busów i przyczep które tworzyły całe filmowe zaplecze na tym odludziu.
Alex rozejrzała się. Grupa statystów wesoło rozmawiała przy stole na którym leżała masa pączków i duże termosy z kawą i herbatą. Podeszła tam, nalała sobie kawy i ruszyła dalej. Masa ludzi biegała w tę i spowrotem. Jednak gdy im się bliżej przyjrzała tylko niektórzy robili coś pożytecznego. Większość udawała zapracowanych. Tak naprawdę tylko reżyser i kilku operatorów było zajętych. Właśnie kręcono sceny przejazdu powozu przez grząski trakt. Po 15 min Alex była kompletnie znudzona. Ile razy można kręcić to samo?? Przecież każda powtórka wyglądała identycznie! Wsadziła ręce w kieszenie kurtki i ruszyła przed siebie. Przejdzie się i obejrzy okolicę. W ten sposób czas szybciej minie.
Szła przed siebie podziwiając krajobraz. Po prawej i lewej stronie rozciągały się łąki w tej chwili pokryte delikatną, młodą zielenią traw. W zagłębieniach terenu wciąż snuły się kłęby porannej mgły. Ciężkie, mokre powietrze pachniało ziemią i torfem. Niebo zasnuwały chmury w kolorze ołowiu.
- Pieknie – westchnęła Alex – jak w jakiejś starej, romantycznej angielskiej opowieści, albo w Sherlocku Holmesie.
Nawet się nie spostrzegła gdy z nieba zaczął siąpić deszcz. Najpierw spadły pojedyncze krople by szybko zamienić się w równiutki wiosenny deszczyk. Naciągnęła na głowę kaptur ale kurtka po 10 minutach przesiąkła na wylot i Alex czuła na plecach chłód zimnej wody. Skuliła się by tracić mniej ciepła i ruszyła szybszym krokiem spowrotem.
Nagle usłyszała za sobą tętent kopyt. Odwróciła się. Wierzchowiec zwolnił i zrównał się z nią.
- Kogo spotykam na tym nieprzyjaznym odludziu? – Jonathan błysnął zębami spod rada kapelusza – Narzeczona pana Revees`a.
Alex przyjrzała się jeźdźcowi. Na głowie miał kapelusz z radem, Ramiona i prawie cała postać oraz zad konia okrywał ciemnoszary, wełniany płaszcz skrojony na modłę XVI wiecznej angielskiej szlachty po którym teraz spływały krople wody. W strzemionach lśniły czarne, skórzane długie buty do końskiej jazdy.
- Jest pan źle poinformowany panie Meyers. Nie narzeczona a żona – nie wiedziała czemu powiedziała to tak butnie ale ten facet dziwnie na nią działał. W jego głosie i spojrzeniu.... w całej posturze była taka niedbała nonszalancja i odrobina bezczelności.
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Używasz słowa „żona” jak tarczy. Daleko się sama wypuściłaś i widzę że przemarzłaś na wskroś. Koń poniesie nas dwoje a mój płaszcz nie nasiąka wodą. Oczywiście jeśli masz odwagę siąść na mojego konia.
Przewiercił ją na wskroś wzrokiem. Alex przebiegły w myślach te wszystkie gorące marzenia jakie miała na jego temat, scena w barze którą widziała i to dotkniecie które parzyło jak ogień w restauracji przy rozmowach nad filmem. Ale przecież była dużą dziewczynką. Nie mogła uciec. To by mu dało zbyt wielką satysfakcję. Jednocześnie perspektywa szybkiego dotarcia na plan na grzbiecie konia była wielce kusząca. Droga którą szła już nieźle rozmiękła. Gdyby zrezygnowała z konnej przejażdżki pod koniec swojej podróży musiała by brodzić po kostki w błocie.
- Oczywiście że mam odwagę. Bardzo lubię konie
- Czyżby? – powiedział z leciutką kpiną i wyciagnął do Alex rękę
Dziewczyna tylko zacisnęła usta i oblała się rumieńcem. Po trosze z gniewu a po trosze ze wstydu bo w jej głowie zaczęły się pojawiać dziwne myśli związane z końmi. Bynajmniej nie tymi które można było zaprząc do powozu czy bryczki albo używać w grze w polo. Podciągnęła się i usadowiła na siodle przed Johnatanem.
- Ściągnij kurtkę.
- Co?
- Ściągnij kurtkę. Nie okryję cię płaszczem dopóki jej nie ściągniesz. Jest cała mokra i zmoczy nas oboje. To bez sensu.
Miał rację. Posłusznie odpięła suwak i zdjęła z siebie okrycie. Koń tańczył nerwowo pod nimi.
- Ciiii... – przemówił łagodnie Johnnatan i zwierzę się uspokoiło. Zabrał jej kurtkę. Rozchylił poły obszernego płaszcza i okrył nim ich dwoje. Zwinął kurtkę i teraz wpychał ją do bocznej sakwy przy siodle. Gdy ją zamykał przejechał dłonią po udzie i pośladku Alex. Czy to przypadkowe dotknięcie czy może już czynna napaść? Usiadła sztywno. Objął ją w pasie i mocno do siebie przysunął tak że czuła teraz guziki surduta który miał pod płaszczem i wypukłość w jego spodniach. Zrobiło jej się momentalnie gorąco.
- Trzymaj się mocno – powiedział z uśmiechem i popędził konia który wyskoczył z kopyta.
Deszcz siekł ich zimnym strumieniem po twarzach gdy przemierzali łąki. Alex dziękowała za niego Bogu. Gdyby nie ten naturalny zimny prysznic już dawno by omdlała. Przy każdym podskoku czuła jego męskość swoim pośladkiem. To obcieranie się o niego doprowadzało jo do białej gorączki. Na dodatek czuła że i dla niego jej bliskość nie jest obojętna. Objął ja w pasie ramieniem jakby bał się że spadnie tymczasem przysunął ją do siebie jeszcze bliżej. Teraz wyraźnie czuła jak on rośnie. Poczuła w podbrzuszu narastający ogień i pragnienie. I jeszcze jego ciepły oddech na policzku tuż obok ucha. To była katorga.
Na szczęście na horyzoncie pojawiło się filmowe, objazdowe miasteczko. Chwile później wpadli między jego „zabudowania”. Johnathan osadził konia w miejscu i zgrabnie z niego zeskoczył. Złapał Alex i zsadził ja na ziemie jak piórko.
- To była bardzo męcząca przejażdżka dla mojego konia – popatrzył jej głęboko w oczy a ona wciąż starała się złapać oddech. Keanu wyszedł zza jednej z przyczep.
- Hej Revees! – krzyknął Johnathan rozbawionym głosem – Przywiozłem ci twoją zmokłą kurkę. Zabieraj ją do swojej przyczepy i przebierz w coś suchego bo się przeziębi.
Wyciągnął z sakwy mokrą kurtkę i wcisnął ją w ręce Alex. Odwrócił się i odmaszerował prowadząc konia za uzdę. Keanu podszedł bliżej.
- Wszędzie cię szukałem. Nie mogłaś mi powiedzieć że gdzieś idziesz? – nadal był zły – I czy ty zawsze musisz wpadać na takie ciemne typy jak ten Rhys-Meyers?
Alex spojrzała na niego groźnie. Miała dość jego dzisiejszych humorów. W powietrzu wisiała awantura.
- Do cholery!! Jestem o niego zazdrosny – powiedział Keanu z rozbrajającą szczerością i determinacja w głosie, a Alex mimowolnie drgnęły kąciki ust z tłumionego uśmiechu. – Jesteś przemoczona i zmarznięta. I cycuszki ci sterczą w ten cudowny sposób a on cię dotykał. Nieważne że tylko po to byś nie spadła z konia.
- Głuptasie – powiedziała do niego miękko podchodząc dwa kroki – one sa tylko dla ciebie – obtarła się o jego pierś zalotnie. Zaprowadź mnie do swojej przyczepy i daj jakieś suche rzeczy.
Zmrużyła lekko oczy w ten sposób który Keanu już doskonale rozpoznawał. Mógł liczyć na to że za chwile będzie mógł sprawdzić jak bardzo jego żona przemokła i przemarzła i osobiście postara się o to by szybko się rozgrzała.

Panicalex

Alex wróciła z planu filmowego z błogim uśmiechem na twarzy i niepokojem w sercu. Doszła do wniosku że tylko babska narada pomoże się jej uspokoić, więc zaprosiła wszystkich na kolację. Gdyby wiedziała czym to się skończy... W każdym razie po kolacji, która była jej następnym sukcesem kulinarnym wypchnęła panów do kuchni by pomogli Keanu zmywać naczynia a sama usiadła z Aylą i Is w salonie.
- Mam problem- obwieściła.
Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Co Keanu tym razem zrobił? – zapytała Is moszcząc się na kanapie z kieliszkiem wina w dłoni.
- Sęk w tym że nic. Jest idealny. To ja jestem chyba jakaś nienormalna – westchnęła Alex.
- Mów jaśniej – Ayla patrzyła na nią poważnie, jako druga mężatka w tym gronie załapała szybciej czego dotyczy problem.
- Podniecił mnie inny facet.
- No i co z tego? To nie tragedia ani nie zdrada – Is zbagatelizowała słowa Alex.
- Ale ja czuję się winna. Sprawiło mi to naprawdę cholerną przyjemność, łatwo mogłam się zapomnieć. Kurde! Przecież mam męża – jęknęła Alex.
- To jest powód dla którego nie wyjdę za mąż – Is obserwowała jak wino leniwie przelewa się w kieliszku – Lepszy związek bez zobowiązań. Ja, osobiście traktuję Juda jako, nazwijmy to, przyjaciela od seksu.
Nie wiedziała że Jude usłyszał jej słowa. Stał za drzwiami gotów wejść by się pożegnać, musiał wyjść wcześniej ze względu na inne umówione spotkanie. Zacisnął zęby. Nikt nie lubi być seks-zabawką a już najmniej mężczyzna. Na chwilę ogarnęła go furia. Czy Is wyobraża sobie że taki związek może przetrwać? Nie widział nic złego w życiu bez zobowiązań ale, do cholery, tylko człowiek samotny może sobie na coś takiego pozwolić. Wiele wysiłku kosztowało go by nie trzasnąć z całej siły frontowymi drzwiami gdy wychodził.
- Łatwo ci mówić Is – Alex pokazała przyjaciółce język – Jude nie dąży do ślubu tak jak robił to Keanu. Wiedziałam że albo się zgodzę albo kiedyś go stracę.
- Is też by pewnie chciała ślubu ale się w życiu nie przyzna – Ayla podpuszczała przyjaciółkę.
- Nieprawda – stanowczo sprzeciwiła się Is – Jest mi dobrze tak jak jest, inaczej już dawno byłabym żoną tylko że Johnnego, a tak mam ciągle wolną drogę. Ty natomiast jesteś przywiązana do Blooma na dobre i na złe.
- Od czego są rozwody – Ayla nonszalancko machnęła ręką.
- Już widzę jak się z nim rozwodzisz – Is przedrzeźniała przyjaciółkę – Tygodnia bez niego nie wytrzymujesz.
- Ty za to musisz mieć stu facetów na raz!
- Bzdura! Zawsze był tylko jeden. Po prostu gdy jeden odchodził był drugi i vice versa. Zresztą jak jestem daleko to niech robią co chcą.
- Jak Jude z Sienną Miller? – sekundę później Alex uświadomiła sobie co powiedziała. Zasłoniła ręką usta i wpatrywała się w Is szeroko otwartymi oczami – Jezu! Zapomnij że to powiedziałam!
- Jaką Sienną? Kiedy? – Is trzęsącą się ręką odstawiła kieliszek z winem na stolik.
- Boże, obiecałam że nigdy tego nie powiem – Alex miała łzy w oczach – Obiecałam Jude.
- Mów.
- Och, to było przed Vegas i przed incydentem... – Alex z trudem przełknęła ślinę – Incydentem ze mną. Miał poczucie winy, to wszystko przez to. Chyba nie byliście nawet razem gdy to się stało.
- Idę do domu – Is wstała i ruszyła do drzwi. Alex bałaganie spojrzała na Aylę ale ta tylko bezradnie rozłożyła ręce.
- Is, proszę – Alex dogoniła przyjaciółkę przed domem – Powiedz coś.
- Co mam powiedzieć? – Is spojrzała na nią beznamiętnie – Co się stało to się nie odstanie.
Alex objęła ją mocno.
- Tylko nie zrób jakiegoś głupstwa błagam? Ja i Jude chyba pobiliśmy już rekord jeśli o to chodzi, nie trzeba żebyś też się wygłupiała.
- Nie zrobię – Is odwróciła się i odeszła.
***********

W domu Juda było cicho i ciemno. Rzuciła klucze na stolik w holu. Czuła się zmęczona i wyprana z wszelkich uczuć. Zaczęła wchodzić na schody. Nagle czyjeś ciało przygniotło ją boleśnie do ściany, omal nie upadła.
- Lubisz seks-zabawki? – usłyszała niski, ochrypły głos. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach.
Mężczyzna za jej plecami pozwolił jej się odwrócić. Spojrzała mu w oczy i odpowiedziała:
- Ty też lubisz. Takie jak Sienna Miller – uniosła rękę i z całej siły dała mu w twarz.
Był zszokowany ale nie na długo.
- Jesteśmy siebie warci – usłyszała zanim rozgniótł jej usta w brutalnym pocałunku. Czuła smak krwi. Przez sekundę zastanowiła się czyja to krew, jej czy jego. Prawie rzucił ją na schody. Is spróbowała się po nich wspiąć ale nie pozwolił jej uciec. Zyskała tylko tyle że jej jedwabna bluzka była w strzępach. Schody boleśnie wybijały się w jej plecy, jego ręce z całej siły trzymały jej biodra.
- Jude! – krzyknęła.
- Cicho! – wsunął jej rękę między uda. Nie miała siły protestować ale przekorna natura nie pozwalała jej się poddać. Jude nie był delikatny, jego palce sprawiały jej prawie ból. Ciało Is wygięło się w łuk i na chwilę znieruchomiało w ekstazie. Czuła jak jego zęby zostawiają ślad na jej skórze. Każde ugryzienie delikatnie zwilżał językiem by za chwilę sprawić jej jeszcze większy ból. Przejrzysta bielizna nie mogła ochronić ciała Is przed tą rozkoszną torturą. Gdy zacisnął palce na jej piersi zaczęła krzyczeć. Wbiła paznokcie w jego ramiona. Chciała by czuł to samo co ona.
- Chcesz być potraktowana jak seks-zabawka, jak Sienna? – zapytał. Był bezlitosny.
- Drań! – ugryzła go w ramię i znów spróbowała się wydostać. Złapał ją przy poręczy. Obrócona tyłem do niego, nie miała pola do manewru. Nagle poczuła go w sobie. Nieprzygotowane ciało zesztywniało w proteście. Jego dłonie objęły jej ręce wsparte o balustradę. Z każdym jego ruchem ból, który czuła w całym ciele przeradzał się w rozkosz . Jego całe ciało ocierało się o nią, czuła jego oddech na szyi, gorączkowe pocałunki na plecach, ból podbrzusza przyciśniętego do drewnianej poręczy. W białym błysku który przeszył jej mózg zobaczyła odpowiedź. Ból który sobie zadali oczyszczał ich związek z wszelkich niedomówień. Gdy chwilę potem zdyszani patrzyli sobie w oczy wiedzieli że są kwita.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:18, 28 Cze 2006    Temat postu:

Ismeril


Obudził się i wyciągnął rękę, by przygarnąć ją do siebie. Nie było jej obok, a miejsce było zimne. Otworzył oczy. Światło dnia sączyło się przez niedociągnięte zasłony. Spojrzał na zegarek. 6.32. Wcześnie. Odwrócił się na plecy i westchnął. Wczoraj wieczorem, na tych schodach przez ułamek sekundy wszystko było jasne miedzy nim i Is. Bez słowa poszli do sypialni i padli wyczerpani na łóżko. Emocje, złość i ten dziki seks.... nie, dzikie i brutalne pieprzenie się, sprawiły, że od razu zasnęli.
Teraz w blasku dnia wszystko wyglądało inaczej. Nie powinien tak się zachować. Nie powinien być tak brutalny. Wprawdzie nie krzyczała i nie płakała, ale wiedział, że kilka razy sprawił jej ból. Powinien z nią porozmawiać. O tym jak go traktuje i o Siennie.
Oblizał spierzchnięte wargi. W kąciku ust czuł strupek zaschniętej krwi. Pamiątka po policzku jaki dostał. Jak on się z tego wyplącze? Znowu będzie musiał ją błagać i przekonywać. A co jeśli go znienawidziła po tym co się stało? Co jeśli teraz będzie się go bać?
Otwarcie drzwi przerwało mu rozmyślania. Is, ubrana w jedną z jego koszul, która ledwie zasłaniała jej zgrabną pupę i z tacą w rękach wkroczyła do pokoju. Przeszła kilka kroków i dopiero na niego spojrzała. Rozpromieniła się jak mała dziewczynka.
- Już nie spisz? Chciałam ci zrobić niespodziankę i..... – postawiła tacę na jego kolanach – Są tu gorące grzanki, masło, dżem i trochę miodu oraz prawdziwa angielska herbata.- pocałowała go w policzek i usiadła obok niego.
Jude popatrzył z niedowierzaniem to na tacę to na Is.
- Dziękuję – powiedział cicho – Myślałem, że sobie poszłaś, a ty pierwszy raz odkąd się znamy zrobiłaś mi śniadanie.
- Nic wielkiego – Is machnęła z lekceważeniem dłonią – Opiekacz jest beznadziejny. Trzeba piec grzanki półtora raza, bo raz to za mało, a po drugiej serii wychodzą węgielki.
- Zawsze tak jest – roześmiał się Jude – To cały urok tych maszynek. Wszyscy pieką grzanki półtora raza.
Odstawił tace na bok i delikatnie rozchylił koszulę, którą miała na sobie. Tu i tam widział drobne otarcia i małe siniaki na jej gładkiej, jasnej skórze.
- Cholera Is, przepraszam.
Zasłoniła się i zapięła prawie pod szyję.
- Naprawdę niepotrzebnie. Tak jak powiedziałeś jesteśmy siebie warci. Pozatym... – zawiesiła na chwilę głos i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Opanowała się jednak i znowu odważnie popatrzyła mu w oczy. – Podobało mi się. To było podniecające. Lubię czuć się zdominowana i czasem lubię jak mnie trochę boli. Chce żebyś to wiedział i żebyś nie miał wyrzutów sumienia – dotknęła jego policzka, a jej głos stał się łagodny – Jestem pewna, że gdybym wtedy zaczęła płakać albo bardzo głośno krzyczała, że nie chcę to byś mi tego nie zrobił prawda? – popatrzyła mu głęboko w oczy szukając zapewnienia, że tak właśnie by było.
- Prawda – powiedział, ale wcale nie był tego pewien. Wczoraj był bardzo zły i chciał ją jakoś ukarać. W pewnym momencie zupełnie przestał nad sobą panować. Musi uważać żeby nigdy więcej nie dopuścić do podobnej sytuacji.
Ismeril pocałowała go.
- Nie chciałam żebyś słyszał to o czym rozmawiałam z dziewczynami. Pozatym wszystko przekręciłeś. Nie jesteś sex-zabawką. Zabawkę jak się znudzi wyrzuca się i kupuje nową. Jesteś przyjacielem do sexu. Przyjacielem, czyli kimś wyjątkowym. Kimś kogo trudno znaleźć, a gdy się go znajdzie to człowiek jest szczęśliwy – złapała się na tym, że to brzmi jak wyznanie miłości i trochę ja to otrzeźwiło. Zmieszała się. – No! Nie bądź zły. Muszę spadać, bo niania się wścieknie. Miałam wrócić do Meg od razu po imprezie – uśmiechnęła się i wstała.
Jude nadal był zbity z tropu jej wyznaniem, ale.... miał na tyle zdrowego rozsądk,u że postanowił skorzystać z tej nietypowej okazji.
- Bez sensu jest to, że wiecznie musisz się śpieszyć. I tak ciągle spisz tutaj, albo ja śpię u ciebie. Przeprowadź się tu z Meg.
W pomieszczeniu zapadła ciężka cisza. Słychać było tylko delikatny szum wody która rozbijała się o szyby w oknie. Znowu padał deszcz.
- Obiecuje, że się nad tym poważnie zastanowię, a teraz naprawdę muszę już iść, bo jeśli za 20 min nie nakarmię Meg, to cycki mi pękną – nachyliła się i cmoknęła go w nos.
- Lubię twoje cycki, gdy są pełne mleka – uśmiechnął się z iskierkami w oczach
- Zboczeniec!! Lepiej jedz śniadanie – i wybiegła z sypialni i z jego domu zadowolona jak nigdy wcześniej. W taksówce uśmiechała się sama do siebie i miała w nosie, że kierowca ze zdziwieniem przygląda się jej ubraniu, które stanowiła jasno błękitna męska koszula w doskonałym gatunku, ale o kilka rozmiarów zadurza na Is i czarna, lśniąca wieczorowa spódnica do kolan.
Gdy wysiadła przy apartamentowcu przy Marsham Street w drogiej dzielnicy Westminster, taksówkarz przyglądał się jej dopóki nie zniknęła w holu budynku. Mógłby przysiąc, że dziewczyna nie miała na sobie bielizny.
- Ech.... – westchnął – Dobrze, że człowiek może sobie chociaż czasem popatrzeć na takie cacuszka. Wyższa półka, chłopie....

*****

Alex malowała. Po miesiącach twórczej niemocy wreszcie wena znowu przyszła. Odsunęła się od sztalugi by ocenić efekt pracy. Pastelowe barwy i zdecydowane ale delikatne ruchy pędzla. Jej życie się zmieniło i jej twórczość też. Widać było, że teraz jest jeszcze bardziej pewna siebie, ale i spokojniejsza, bardziej ułożona. Było jej z tym dobrze. Usiadła w fotelu naprzeciwko obrazu. Wzięła do ręki telefon i wykręciła numer. Kilka długich dzwonków i....
- Słucham?
- Cześć mamo.
- Coś się stało córeczko?
Roześmiała się.
- Nie. Nic się nie stało. Stęskniłam się za wami. Pogoda taka piękna. Brakuje mi wieczornych spacerów po naszym lesie i twoich racuchów. Jak tam pomidory taty??
- Bardzo dobrze. Tylko narzeka trochę bo krzewy są ciężkie od owoców i sam musi je podwiązywać. Tata mówi że ty miałaś do tego dobrą rękę. U nas wszystko po staremu. Lepiej powiedz co u ciebie i twojego męża.
- Mamo, Keanu jest cudowny. Naprawdę żyje nam się jak w raju. On ma teraz zdjęcia do filmu a ja wróciłam do malowania. Spędzamy ze sobą trochę mniej czasu ale to chyba jeszcze mocniej nas ze sobą wiąże.
- Tak. To tak jakbyście wciąż się tylko ze sobą spotykali. Nic nie psuje związku tak jak proza życia.
- Mamo, ale ty tyle czasu wytrzymałaś z tatą i wcale się ze sobą nie nudzicie.
- Bo wciąż się w sobie na nowo zakochujemy i dbamy o nasz związek.
- Wiem. Napatrzyłam się na was i mam zamiar robić tak samo.
- A kiedy będziecie mieli dla mnie wnuki? Sama miałam późno dzieci ale przez to jestem już starą babcią. Chcę mieć jeszcze możliwość pobawienia się z moimi wnukami. Nie zwlekajcie z tym. Keanu też już nie jest młodzieniaszkiem.
- Jeśli będziesz mnie męczyć takimi pytaniami to przestanę do ciebie dzwonić - powiedziała Alex z nagana i jednocześnie z rozbawieniem. Wszystkie matki były takie same. Gdy własne dzieci wyfrunęły spod ich skrzydeł chciały chociaż namiastki tych wszystkich uczuć w postaci wnuków. - Dzieci pojawią się wtedy gdy przyjdzie na to pora. Jeszcze jest za wcześnie. Jeszcze musimy pożyć.
- Dobrze, ale mam nadzieję że to nie potrwa strasznie długo to wasze "ŻYCIE". Mogli byście nas odwiedzić. Jest tyle miejsca w domu. Odpoczęlibyście od zgiełku Londynu.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo bym chciała. Gdy tylko Keanu będzie miał jakąś przerwę napewno przyjedziemy. Może pod koniec sierpnia.
- Wspaniale! Muszę kończyć córeczko bo mi się ciasto w piekarniku przypala.
- Szarlotka?
- Tak. Skąd wiesz?
- telepatia mamo i jedność pokrewnych dusz. Sama dziś piekłam szarlotkę. - Alex uśmiechnęła się pod nosem - Do usłyszenia. Zadzwonię niebawem.
- Do usłyszenia.
Alex odstawiła telefon na miejsce z uśmiechem. Rozmowa z rodzicami była zawsze miła. Podeszła do płótna i jeszcze raz poprawiła jeden z kwiatów forsycji kolorem. "Ogród marzeń". Sielska spokojna atmosfera ogrodu pełnego kwiatów i jej mama na środku z naręczem żonkili, storczyków, róż i irysów. Ktoś mógłby powiedzieć że to kicz, ale taki właśnie był ogród obok jej domu. I taka była jej mama. Gdy tylko farba wyschnie pomaluje obraz utrwalaczem a za dzień lub dwa odda go do oprawy. To będzie prezent dla jej rodziców.
Odłożyła pędzle i farby i poszła na dół po kawałek ciasta. Gdy weszła do przestronnej kuchni zobaczyła odwróconego do niej plecami Keanu.
- Zostaw ciasto łakomczuchu. Nie słyszałam jak przyszedłeś. Czemu nie przyszedłeś dać mi buziaka na przywitanie? - objęła go i przywarła do jego pleców.
Syknął i cały się wyprostował.
- Nie ściskaj mnie tak mocno kochanie. Miałem wypadek na planie i teraz bolą mnie żebra.
Odwrócił się do niej. Alex podniosła wzrok i otworzyła buzie z zaskoczenia.. Keanu miał spuchnięty łuk brwiowy, na nosie spory opatrunek, pękniętą wargę, a policzek znaczyły ślady paznokci. Przynajmniej wyglądało to jak paznokcie albo szpony. Uśmiechnął się blado.
- Co się stało?!
- Nic. Poprostu miałem wypadek.
- Wygląda to tak jakby ktoś cię pobił!
- Nie, ależ skąd. Spadłem z konia i niefortunnie wpadłem na drzewo a potem w krzaki. Nic mi nie będzie. Trzeba tylko było założyć dwa szwy na nosie, ale lekarz powiedział że przeżyję. - machnął z lekceważeniem ręką. Podszedł do lodówki, wyciągnął butelkę z woda mineralną i pociągnął długi łyk. Skrzywił się znowu bo uraził pękniętą wargę.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? - Alex oparła się o blat - Ktoś cię pobił. Krzaki nie zostawiają takich równych zadrapań. I nie widziałam jeszcze nigdy drzewa które umie podbić oko.
- Nie mam podbitego oka tylko łuk brwiowy....
- Nie zmieniaj tematu! - Alex się zdenerwowała - Ja umrę przy tobie. Powiedz mi natychmiast co się stało!
- Nic - powiedział twardo i kategorycznie - To był wypadek. Wszystko jest w porządku - i wyszedł z kuchni kończąc tym samym dyskusję.
"Dlaczego faceci są tacy? Dlaczego czasem zamykają się w sobie i nie chcą powiedzieć o co chodzi? - myślała Alex - Dlaczego odwracają się tyłkiem i wychodzą? To takie wkurzające. Pieprzone samce zamknięte w sobie. Za nic sobie mają że człowiek się o nich martwi. Myślą że oni są najmądrzejsi."
Alex robiła się coraz bardziej zła. Nienawidziła takich sytuacji. Nienawidziła kłamstwa i nienawidziła takiego olewania jej. Była wściekła. Zabrała blachę z ciastem do swojej pracowni i zatrzasnęła drzwi z hukiem.

*****

Keanu usiadł na brzegu wanny bezsilny i przyłożył zimną butelkę do czoła. Wszystko go bolało. Gdy wracał z planu postanowił że nie powie całej prawdy. Poprostu miał wypadek i już. Ale na co on liczył? Że Alex nagle stanie się głupia blondynką bez mózgu i o nic nie zapyta? Oczywiście że zapytała, a on nie mógł jej powiedzieć. Nie mógł bo wiedział że się wścieknie. Ale teraz już nie był pewny swych racji. Gdy wychodził z kuchni, a właściwie gdy z niej uciekał, zauważył jeszcze wściekłe spojrzenie żony a później usłyszał huk drzwi jej pracowni. Westchnął i odkręcił gorącą wodę. Nie miał siły teraz myśleć. Chciał tylko zanurzyć się w ciepłej wodzie i zamknąć oczy. Czuł się staro. Czterdziestolatek naprawdę musi się nieźle nagimnastykować żeby przyłożyć 28 latkowi. Ale było warto. I jeśli miałby to przeżyć jeszcze raz zrobiłby dokładnie to samo i starł ten uśmieszek z twarzy tego dzieciaka.

*****

- Is jesteś w domu? - głos Alex brzmiał w słuchawce jakoś głucho.
- Tak. To znaczy nie! Co się stało?
- Muszę z kimś pogadać a nie mogę się dodzwonić do Ayli.
- No to wpadnij do Jude`a. U niego jestem.
- Napewno nie będę przeszkadzać?
- Zgłupiałaś?! Pomożesz mi i zjesz z nami obiad. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.

*

40 minut później Alex pukała do drzwi domu pana Law. 40 minut.... Londyńskie korki są przerażające. Najpierw słychać było szczekanie psów a chwilę później Ismeril otworzyła drzwi. Alex szeroko otworzyła oczy.
- Jak ty wyglądasz? - prawie wykrzyknęła. Ismeril stała przed nią w spodniach od dresu i w poplamionej koszulce. Włosy miała splecione w dwa grube, ciężkie warkocze.
- No co? Gotuję i musi mi być wygodnie.
- Ale ty nie umiesz gotować! - Alex wciąż była w szoku - Dlaczego nie jesteś w pracy?
Ismeril wciągnęła ją do środka i zamknęła drzwi. Dość już tego przedstawienia dla paparazzich.
- Nie jestem w pracy bo nie jestem tam niezbędna. Pozatym nudzi mnie to. A co do gotowania to się uczę i coraz lepiej mi idzie. Dziś na obiad sałatka, młode ziemniaczki i pieczeń. Na deser jest ciasto czekoladowe. Chyba że nie wyrośnie to wtedy będą jagody ze śmietaną i cukrem.
- Ciasto?? Pieczeń?? Masz jakiś gości?
Alex szła za Is do kuchni. Musiała przyznać że pachniało wyśmienicie.
- Żadnych gości. Poprostu Jude przyprowadzi dziś dzieciaki na cały weekend i chciałam żeby było wyjątkowo i domowo. Jutro jedziemy z samego rana do Paryża pociągiem. - Is miała na twarzy wielki uśmiech i zabrała się za obieranie pomidorów ze skorki i krojenie ich do sałatki.
- Dlaczego pociągiem a nie samolotem?
- Żeby sprawić dzieciakom frajdę. To tylko 3 godzinna podróż.
- A co z Meg?
- Boże Alex, co ty mnie tak przesłuchujesz? Meg zabieram ze sobą. Już się umówiłam z Johnnym i on ją zabierze na trochę, żeby nam nie przeszkadzała w zwiedzaniu.
- Mhm... - Alex już otwierała buzię żeby zadać kolejne pytanie ale przerwało jej jakieś poruszenie przy drzwiach a potem dziki galop przez cały dom do kuchni.
- Joooooooooooooo!! Jooooooooooo!!
Najpierw do kuchni wpadł, prawie potykając się o własne nogi Ruby, jak zawsze z blond włosą czupryną niesfornych loczków a zaraz za nim Iris. Wymachiwali nad głowami irysami.
- To dla ciebie! - krzyknęła Iris i wyciągnęła w stronę Is kwiatek. Ruby poszedł w jej ślady. Jego kwiatek zwisał bezwładnie na złamanej łodyżce.
- Popsuł się - powiedział smutnie
- Nic nie szkodzi. Zaraz go naprawimy. Bardzo wam dziękuję.
Ismeril przytuliła maluchy. Iris wywinęła się z jej objęć i już zaglądała do piekarnika.
- Przywitajcie się z Alex. - przypomniała im Is delikatnie. Dzieci dopiero teraz zauważyły gościa.
- Dzień Dobry - powiedziały chórkiem
- Dzień Dobry - odpowiedziała Alex. Lubiła dzieci ale nie w takiej ilości i nie tak blisko siebie.
- Idźcie zdjąć buty i umyć ręce. Zaraz siadamy do stołu.
Maluchy spowrotem pobiegły do holu.
- Cześć Jo - do kuchni wszedł Raffy z piłką pod pachą - Dzień dobry Alex.
Obie kiwnęły mu głowa na powitanie a Is zapytała odrazu widząc jego marsową minę.
- Coś się stało?
- Przegraliśmy z drużyną z Edward Wilson Primary School
- Niedobrze. Mówiłeś że wygracie.
- No tak ale James pojechał z rodzicami na wakacje i straciliśmy najlepszego napastnika. - usiadł przy kuchennym stole ze zwieszoną głową. - Jo! W tej sałatce jest papryka!
- Tak ale dla ciebie sałatka jest w innej misce. Nie ma w niej papryki ale za to jest dużo zdrowych pomidorów. A co do meczu to w przyszłym tygodniu gracie z nimi rewanż. Przyjdziemy z tatą i będziemy was dopingować. I napewno im dokopiecie bo teraz już znacie ich słabe strony i swoje też. Wzmocnicie atak i będzie dobrze.
Raffy popatrzył na nią z wdzięcznością.
- Dzięki Jo.
- Nie ma za co. Ty też się idź umyć, tylko porządnie i przypilnuj rodzeństwa.
W drzwiach kuchennych Raffy minął się ze swoim ojcem, który z miłością poczochrał go po włosach. Raffy uchylił się lekko.
- Tato no przestań już - wymruczał z rezygnacją w głosie.
Jude wszedł do kuchni.
- Skarbie, pięknie pachnie w całym domu. O! Cześć Alex! - Podszedł do pani Revees i zza pleców wyciągnął jednego czerwonego irysa i wręczył go jej z uwodzicielskim uśmiechem. A może jej się wydawało?? Bo w policzek cmoknął ja już zupełnie normalnie.
- Cześć - mruknęła i schowała twarz za kwiatem. Niby nic się nie wydarzyło a ona się zarumieniła.
Jude podszedł do Is i wyciągnął zza pleców wielki bukiet. Is pisnęła uradowana, ale on nie dał jej wziąć kwiatów tylko mocno ją do siebie przytulił i pocałował namiętnie. Alex widziała jak Ismeril przez chwilę jest cała napięta a potem powoli mięknie w jego ramionach jak wosk. Jude wypuścił ja z objęć. Przez chwilę łapała oddech a później patrząc mu w oczy powiedziała.
- Pójdę się przebrać do obiadu a ty pogadaj z Alex. Tylko grzecznie. - pogroziła mu palcem z uśmiechem i prawie wybiegła z kuchni. Jude odłożył kwiaty które wciąż trzymał w ręku i odwrócił się do Alex, która już się w niego wpatrywała pytającym wzrokiem z wysoko uniesioną jedną brwią.
- Ja też nie wiem co się dzieje. To trwa już trzy tygodnie. Nie będę się skarżył bo to bardzo miłe ale takie do niej niepodobne. - powiedział jednym tchem.
- Trzy posiłki dziennie? - spytała Alex.
- Właściwie to 4 jak jestem w domu bo jeszcze podwieczorek, a pozatym zajmuje się Meg, pilnuje sprzątaczek, pierze i widziałem jak sadziła kwiaty w ogrodzie. Acha! I jeszcze mam najlepszy sex kiedy tylko zapragnę.
- I nie mówi o giełdzie i pracy?
- Ani słowem. Zawsze trochę mi poopowiada o tym co się dzieje w domu, albo co widziała w TV lub przeczytała, a potem wyciąga odemnie moje sprawy, słucha uważnie, doradza, współczuje kiedy trzeba. Moje męskie ego jest teraz wielkie jak jasna cholera. Czuję się naprawdę dowartościowany.
- Hmmmm....... - Alex się zamyśliła
- Hmmmm........ - tak samo zamyślił się Jude - Boje się że jej przejdzie a bardzo mi się to podoba.
- To że się z niej zrobiła kura domowa?
- Cóż, wiem że to nie brzmi dobrze ale ona jest naprawdę świetna.

*

Dzwonek telefonu wyrwał go z błogiego letargu. Podciągnął się rozchlapując wodę po podłodze łazienki i wyciągnął komórkę z kieszeni spodni.
- Słucham?- warknął
- Keanu co się dzieje? Telefony mi się urywają. Wszystkie gazety już wiedzą i pytają o co chodzi. To że dałeś mu w mordę jeszcze mogę zrozumieć. Coś bym wymyślił sensownego, ale z tym duszeniem przesadziłeś. Co ja mam powiedzieć mediom? Masz przesrane. Pozatym czy mam się spodziewać że zostaniesz pozwany do sądu?
Agent był naprawdę przerażony. Po miesiącach względnego spokoju, miał teraz pełne ręce roboty z prostowaniem tego co się strasznie pokręciło. To była naprawdę trudna sprawa, bo nie wiedział dokładnie co się stało.
- Wiesz co? - Keanu był wściekły. Nie dają mu nawet chwili spokoju. - Pieprze media, sąd, tego irlandzkiego sukinsyna i ciebie. Odpieprzcie się odemnie!!
Zamachnął się i rzucił z całej siły komórka o marmurową, twardą ścianę łazienki. Kawałki plastiku, szkła i metalowe śrubki rozsypały się po posadzce. Keanu odetchnął głęboko i zanurzył się w wannie całkowicie. Po chwili wynurzył się odgarniając włosy do tyłu. To naprawdę nie był jego dobry dzień.

*

Obiad minął w miłej i rodzinnej atmosferze. Alex musiała przyznać że wszystko było świetne. I nawet dzieci jej nie przeszkadzały bo były rozkoszne. Szczególnie Ruby. Teraz dzieci poszły się bawić a oni siedzieli przy stole z filiżankami herbaty w dłoniach.
- Więc ty też się nie mogłaś do niej dodzwonić?
- Nie mogłam. Pół dnia do niej wydzwaniałam wczoraj i nic. Tylko sekretarka i sekretarka.
- A może poprostu do niej pojedziecie? - powiedział Jude - Może siedzi w domu i nie chce jej się odbierać telefonów.
Obie popatrzyły na niego jak na wariata.
- Ayla uwielbia plotkować przez telefon - powiedziała twardo Alex.
- Dobra. Ja się już nie odzywam. Wy ją znacie lepiej. Poprostu do niej pojedzcie. Is, przydało by ci się wyjść gdzieś i się rozerwać.
- Nie ma mowy. Muszę spakować rzeczy na jutro.
- Nic nie musisz. Ja przygotuję to co uważam że powinniśmy mieć a ty tylko sprawdzisz wieczorem czy o niczym nie zapomniałem, dobrze? Meg też się zajmę. - zerknął błagalnie na Alex, żeby go wsparła w wypychaniu Ismeril z domu.
- Jude ma rację. Musimy do niej pojechać. Może się coś stało.
Is ciężko westchnęła.
- No dobrze. Ale nie będziemy tam długo.

*

Wyruszyły dopiero po półgodzinie kiedy Is uporała się z karmieniem Meg. Mała była zachwycona że zostaje z Judem i nie czuła takiego rozżalenia jak jej mama. Jechały właśnie Primrose Hill Road gdy zadzwoniła komórka Alex.
- Tak?
- Alex ratunku! Powiedz temu swojemu mężowi żeby się nie wygłupiał. Ja się chyba zaraz powieszę.
- Chwileczkę Bill. O co właściwie chodzi?
- To ty nie jesteś z nim w domu?
- Nie. Co się stało?
- To ty nie wiesz? Keanu wywołał bójkę.
- Tak? - powiedziała Alex z sarkazmem - A mnie powiedział że miał wypadek na planie i wpadł w krzaki.
- Ładne mi krzaki - wyjęczał Bill - Złamał Rhys-Meyersowi obojczyk i gdyby nie przybiegło czterech ochroniarzy to pewnie by go udusił. Telefony mi się urywają. Muszę wydać jakieś oświadczenie dla prasy bo to nie przycichnie samo. Na dodatek w każdej chwili spodziewam się oficjalnego pozwu od prawników tego Irlandczyka a twój mąż każe mi się odpieprzyć, rzuca komórką i ma wszystko w dupie. No zwariuję zaraz jak Boga kocham!!
Alex zrobiła się blada jak ściana. Doskonale zdawała sobie sprawę że sytuacja stała się poważna.
- Zaraz wracam do domu Bill i z nim porozmawiam. Oddzwonię najszybciej jak się da. Do usłyszenia. - wyłączyła komórkę. - Przepraszam cię Is ale mam kłopoty w domu. Weź taksówkę i jedź do Ayli beze mnie. OK?
- Dobrze. - Ismeril była zdezorientowana, ale nie był to czas na zadawanie pytań - Do zobaczenia Alex. Zadzwoń jak będziesz mogła.
Wysiadła z samochodu i patrzyła jak Alex zawraca w miejscu w którym nie wolno było tego robić, a potem jej samochód zniknął za rogiem. Odetchnęła i pomachała na przejeżdżającą taksówkę.

*

- Wpuść tu trochę światła Ayla - Is odsłoniła żaluzje.
Ayla zmrużyła oczy i skrzywiła się z bólu. Głowa jej pękała. Po całym mieszkaniu walały się ciuchy, butelki, kartony po chińskim żarciu.
- Ale syf! - Is spojrzała na przyjaciółkę. - Wyglądasz jak....... no poprostu nienajlepiej.
Chciała powiedzieć że jak dziwka po niezłej imprezie ale się powstrzymała. Ayla miała potargane włosy, rozmazany i wczorajszy makijaż. Spod niedbale zawiązanego szlafroka wystawała koronkowa bielizna.
- A jak mam wyglądać skoro wróciłam dopiero rano i jeszcze nie zdążyłam do końca wytrzeźwieć. Byłam na świetnej imprezie - uśmiechnęła się Ayla i podeszła do barku by nalać sobie podwójną porcję wódki z tonikiem.
- Lepiej napij się kawy i idź pod prysznic.
Ayla tylko westchnęła i powlokła się do łazienki. W międzyczasie Is zrobiła kawę i zaczęła ogarniać trochę ten bałagan. Co się działo z Aylą?? Zawsze lubiła imprezy ale nie do tego stopnia. Is nigdy nie widziała jej pijanej. Nigdy na takim kacu. Podniosła do góry spódnicę spod której wypadła torebka i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Ismeril schyliła się i zaczęła wrzucać wszystko spowrotem do środka. Notes, tusz do rzęs, błyszczyk, prezerwatywy.... "po co jej prezerwatywy" - myślała..... wyładowana komórka, tampony, perfumy, torebeczka z białym proszkiem........ Torebeczka bardzo zainteresowała Is. Otworzyła ją i delikatnie, koniuszkiem palca spróbowała co też tam się znajduje. Tego smaku nie pomyliłaby z niczym innym. Serce zabiło jej szybciej. Ledwo powstrzymała się by nie wpaść do łazienki jak burza.....

PANICALEX

Alex zatrzymała samochód przed domem. Przez chwilę siedziała, ściskając dłońmi kierownicę. Gdy jechała do domu łamiąc po drodze wszystkie możliwe przepisy miała ochotę ukatrupić swego zbyt upartego, zbyt zazdrosnego, kompletnie bezmyślnego męża.
Gdy wchodziła po schodach do sypialni złość jeszcze ciągle podsycała w niej pragnienie urządzenia mu karczemnej awantury.
Otworzyła drzwi. Stał na tarasie w szlafroku, miał mokre włosy, nawet stąd widziała krople wody na ich końcówkach. Palił papierosa. Nie pierwszego dziś o czym świadczył stos niedopałków w popielniczce. Zacisnęła zęby, wiedział że nie lubiła gdy palił w sypialni. Podeszła, bez słowa wyjęła mu papierosa z ręki, rzuciła na posadzkę tarasu i rozdeptała czubkiem pantofla na wysokim obcasie.
- Przeziębisz się – chwyciła kaptur szlafroka i zarzuciła mu na głowę.
Odwrócił się od niej i zrzucił kaptur niecierpliwym ruchem ręki. Wszedł do sypialni bez słowa. Szła za nim, dziwiąc się skąd bierze nagle te pokłady spokoju.
- Keanu możesz ignorować media, możesz ignorować swego agenta ale pod żadnym pozorem nie wolno ci ignorować mnie.
- Bill to kabel – stwierdził ponuro Keanu nalewając sobie whisky.
- Martwi się, tak jak ja.
- Czyżby? – opróżnił szklankę jednym haustem.
- Niszczysz sobie karierę, życie.
- Nie. Po prostu nie pozwalam by ktoś inny robił to za mnie.
- Pozwalasz się sprowokować komuś kogo to bawi. Jemu o to chodzi.
- Możesz mi powiedzieć jaki zdrowy na umyśle facet wytrzymałby insynuacje pod adresem żony?
Alex patrzyła na niego przez chwilę. Nagle ta cała sytuacja wydała się jej nieodparcie śmieszna. Zaczęła się śmiać, coraz głośniej i głośniej a widok twarzy męża który patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami sprawił że musiała usiąść na łóżku bo nie była w stanie dłużej stać.
- Po prostu hahhahahahah... przyznaj hihihihi... że kochasz mnie jak wariat hahahahahah... – Alex leżała na łóżku trzymając się za brzuch – Omal go nie wykończyłeś hahahhaha... dla mnie! Hihihihi...
- Nie wiem czy to właściwy sposób przyjmowania takich wieści – Keanu patrzył na nią bezradnie – Dobrze się czujesz? Byłem przygotowany na to że urządzisz mi piekło nie na coś takiego.
Alex ocierała łzy z policzków, z rozmazanym makijażem, rozczochrana i w wygniecionym ubraniu w niczym nie przypominała jego akuratnej, zawsze doskonale wyglądającej żony. Wtedy go to uderzyło. Usiadł obok niej i zaczął rękami układać jej włosy.
- Masz rację. Zachowałem się jak kretyn. Dopiero teraz zrozumiałem.
- Co zrozumiałeś? – Alex rozchyliła poły szlafroka by przytulić się do nagiej skóry męża.
- On może gadać co chce ale nigdy cię nie miał tak jak ja. Intymnie. Rozczochranej, śmiejącej się, bez dystansu. To należy tylko do mnie. On nigdy nie będzie cię takiej miał.
- Reeves to jest odkrycie na miarę Nobla – pocałowała go mocno – Tfu cały śmierdzisz papierosami i whisky. Co powiesz na jeszcze jedną kąpiel dzisiaj?
- Jak tak dalej pójdzie to zostanę jakimś tuńczykiem, Bill będzie narzekał bo to zawęży moje emploi – wyszeptał w jej włosy pozwalając zsunąć z siebie szlafrok. Śmiała się jeszcze długo.

PANICALEX

Ayla wyszła z łazienki praktycznie w tak samo kiepskim stanie jak weszła. Jedynie zrujnowany makijaż zniknął. Za to dokładnie było widać wory pod oczami i parę zmarszczek w kącikach oczu. Is zacisnęła palce na swoim znalezisku.
- Ayla musimy poważnie pogadać.
- Doprawdy? – Ayla rzuciła się na kanapę. Jej lekceważący ton cholernie zirytował Is.
- Mogłabyś mi wyjaśnić co ta koka robi w twojej torebce? – Is pokazała dowód rzeczowy.
- A co ci do tego? – Ayla przewróciła się na brzuch. Najwidoczniej miała zamiar spać dalej.
- Wyglądasz jak kupa nieszczęścia, przez tydzień nie dajesz znaku życia, teraz to a ty się pytasz co mi do tego? – Is na chwilę zatkało.
- To moje życie jasne? – Ayla wstała i poprawiła pasek od szlafroka – I moja koka. A ty nie masz prawa tu wpadać i szperać w moich rzeczach. Oddaj! – chwyciła foliową torebeczkę. Is ani myślała oddać, efekt był taki że torebka pękła a biały proszek obsypał wszystko dokoła.
- Patrz co zrobiłaś! – Ayla wpadła niemal w histerię – Wynoś się stąd! I z mojego życia też! – pchnęła Is tak silnie że ta omal nie upadła. Patrzyła rozszerzonymi oczyma na szalejąca przyjaciółkę.
- Idę, ale wrócę. A ty zadzwoń do męża – stwierdziła sucho.
- Wynoś się! – Is usłyszała jak coś ciężkiego uderzyło w drzwi w momencie gdy je zamykała.
Ayla opadła na kanapę i objęła głowę rękami. To były naprawdę koszmarny miesiąc. A wszystko zaczęło się niewinnie. Po telefonicznej rozmowie z Bloomem który siedział w USA na planie Elizabethtown i dobrze się bawił o czym nie omieszkał jej wspomnieć, uznała że nie chce spędzić kolejnego wieczoru w czterech ścianach mieszkania a Is i Alex nie miały tyle czasu co dawniej. Pół godziny później popijała drinka w jednym z modnych klubów Londynu. Muzyka, obecność obcych ludzi, alkohol podziałały na nią stymulująco. Poczuła przypływ adrenaliny, bawiła się jak nigdy w życiu. Gdy o 5 rano wylądowała w łóżku doszła do wniosku że nie ma powodu by tego nie powtórzyć. I powtarzała. Poznała nowych ludzi, którzy jej zdaniem naprawdę wiedzieli jak żyć. Od dwóch tygodni odbywali eskapady po Londynie, Ayla poznawała miejsca o których istnieniu nie miała pojęcia. To w jednym z nich wciągnęła pierwszą ścieżkę koki. Poczuła się wspaniale wyzwolona więc eksperymentowała dalej nie zastanawiając się specjalnie nad konsekwencjami. Tym bardziej że nowi znajomi zdecydowanie aprobowali jej zachowanie. Pewnej nocy zauważyła że jakiś znajomo wyglądający, cholernie przystojny blondyn wyraźnie ją obserwuje. Pochlebiło jej to, tym bardziej że sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie. Tylko że za nic nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna. Wreszcie po kilku drinkach i ścieżce koki zaliczonej w łazience olśniło ją.
- Witaj Magnus – uśmiechała się sztucznie przysiadając się do niego przy barze – Powiedz mi jak to jest przelecieć mojego męża?
Zdziwienie tylko na chwilę rozszerzyło jego brązowe oczy.
- Powinnaś wiedzieć kotku – odparł leniwie.
- Nie mam takiego doświadczenia jak ty – syknęła. Czuła że narkotyk wymieszany z alkoholem zaczyna przejmować nad nią kontrolę. Przyjrzał się jej dokładnie. Tak, miał doświadczenie i postanowił to wykorzystać.
- Można to zmienić – pochylił się nagle nad nią pocałował mocno w usta – Pokażę ci jak było.
Ayla z trudem przypominała sobie moment gdy wyciągnął ja z klubu, wsadził do swojego samochodu i wyduszał z niej gdzie mieszka. Potem była tylko ciemność. I poranek następnego dnia. Gdy obudziła się obok niego we własnym łóżku. Uśmiechnął się drwiąco.
- I co? Wiesz już jak to jest być ze mną?
Ayla myślała że zwymiotuje. Owinięta w prześcieradło bez słowa uciekła do łazienki. Gdy wyszła już go nie było. Na łóżku leżała kartka . Napisał tylko dwa słowa: „Powiemy mu?”. To było tydzień temu a ona nadal nie wiedziała co począć. Tym bardziej że, cholera, nic nie pamiętała. Zaczynała mieć wrażenie że oszaleje. Magnus nie odezwał się więcej, zniknął jakby zapadł się pod ziemię, choć szukała go wszędzie. Alkohol i koka pozwalały jej na chwilę oderwać się od strachu przed nim, przed tym że powie Bloomowi, a ona nie będzie mogła się bronić przed tym oskarżeniem. Zwinęła się w kłębek na kanapie. A teraz jeszcze Is. Wiedziała że Is nie odpuści dopóki nie pozna prawdy. Chciało jej się płakać.

****
Alex chodziła po domu podenerwowana. Czekała na Keanu który poszedł na spotkanie z Ryhs-Meyersem i jego prawnikami. Wiedziała że ten film jest ważny dla jej męża więc miała nadzieję że dojdzie do jakieś ugody. Na dokładkę nie miała z kim o tym pogadać. Ayla nie dawała znaku życia od tygodnia a Is była nieuchwytna od wczoraj. Gdy trzasnęły drzwi w holu, zbiegła po schodach tak szybko jakby miała skrzydła. Keanu była w salonie i nalewał sobie drinka.
- No i jak poszło? – patrzyła na niego z wyczekiwaniem. Opróżnił szklankę jednym haustem i nalał sobie drugą.
- Nie poszło – stwierdził ponuro – Film przepadł. W życiu nie pójdę na ugodę z tym sukinsynem.
- Ale co się stało?
- Nic o czym warto by wspominać – usiadł w fotelu i obracał szklankę w rękach. Alex stała nad nim skonsternowana.
- Przecież to on mówił że chce się spotkać i dogadać.
- Nie mogę spełnić warunku jaki postawił, jasne? Wolę żeby mnie pozwał i żeby film szlag trafił.
- Jaki to warunek?
Keanu odwrócił głowę i patrzył w okno. Wyraźnie nie chciał odpowiedzieć. Pochyliła się i obróciła jego twarz w swoją stronę.
- Jaki to warunek?
- To bez znaczenia. Zapomnij o tym – przyciągnął ja do siebie tak że musiała usiąść mu na kolanach – To bez znaczenia – powtórzył z naciskiem.
- Wyciągnę to z Billa – zagroziła.
- Cholera czy musisz być tak uparta?! – krzyknął. Zaskoczył ją. Dawno nie widziała go tak zirytowanego.
- Proszę cię, powiedz.
- Dobra ale to nic nie zmieni. Moja decyzja jest nieodwołalna. – patrzył na nią poważnie – Powiedział że mnie nie pozwie i zrobi wszystko by film mógł zostać dokończony pod warunkiem...
- No? – ponagliła go.
- Pod warunkiem że zjesz z nim kolację w jego mieszkaniu w Londynie.
- Że co? – Alex nie wierzyła własnym uszom.
- To co słyszałaś. Mówiłem że to absurd. Powiedziałem mu żeby się wypchał.
Alex zamyśliła się. Po tym co się ostatnio stało między nią a Keanu panował totalny spokój. Dawno nie byli sobie tak bliscy. Była pewna swojego uczucia do niego. Z drugiej strony gdy tamten facet pojawiał się w pobliżu zawsze robiła z siebie totalną idiotkę. Cholera, wytrzyma. Ten film wiele znaczy dla jej męża. Nie podda się tak łatwo.
- Pójdę na tą kolację – oznajmiła stanowczo swoją decyzję.
- Po moim trupie!
- Czego się boisz? Nic mi nie może zrobić. Zaufaj mi.
- Tobie ufam, jemu nie. Nigdzie nie pójdziesz.
- Keanu...- pocałunek trochę stopił jego upór ale nie dość
- W życiu ci nie po...- Alex nie pozwoliła mu dokończyć.
- Cholera – całował jej szyję – Nie umiem już z tobą walczyć.
- To się poddaj. Nic się nie stanie. Nie pozwolę na to – widziała że się martwił, ale bardzo chciała się sprawdzić. Dla niego.
- Dobrze – powiedział cicho – Zrobimy jak zechcesz.

****
Is wróciła do domu wykończona. Miała mętlik w głowie , nie wiedziała co zrobić ani jak się zachować. Chciała wszystko w spokoju przemyśleć. Usiadła na łóżku w swoim pokoju i patrzyła tępo w jeden punkt. Nie usłyszała gdy drzwi jej sypialni otworzyły się cicho.
- Już jesteś? – głos Jude wyrwał ją z odrętwienia – Myślałam że dłużej zabawisz u Ayli.
- Chciałam. Wyrzuciła mnie za drzwi.
- Co?
- To – Is zrzuciła buty i skuliła się na łóżku. Było jej ciężko na duszy. Dawno nie miała tego uczucia pustki. Jude usiadł obok niej i przegarnął ręką jej włosy.
- Może była w złym nastroju.
- To pewne. Po koce i alkoholu raczej nie mogła być w formie.
- Bierze?
- Tak. Nie wiem co zrobić. Nigdy nie miałam z tym styczności.
- Coś wymyślimy. O ile pamiętam zawsze coś byłaś w stanie wymyślić by wydobyć z kłopotów swoje przyjaciółki – Jude położył się za nią i przyciągnął ją do siebie – Prześpij się z godzinkę. Poczujesz się lepiej.
- Myślisz? – mruknęła, chowając głowę w zgięciu jego ramienia, które podłożył jej pod głowę.
- Myślę – pocałował jej włosy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caroline
poeta



Dołączył: 14 Cze 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tree Hill

PostWysłany: Śro 11:59, 28 Cze 2006    Temat postu:

łaaaa Very HappyVery Happy zabieram sie za czytanie Very HappyVery HappyRazz czytalam to na 2 wczesniejsZych Very Happy a moze i 3 Very Happy:PxD nie pamietam ile juz ich bylo Very Happy ok zabieram sie za czytanie Very HappyVery HappyRazz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Callipso
poeta



Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 209
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dolina Muminków

PostWysłany: Śro 18:12, 28 Cze 2006    Temat postu:

yyy, dużo coś tego Very Happy hehe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina słów Strona Główna -> FanFic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin