|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:38, 15 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Stało się!! Zostałam na placu boju sama. Ayla zniknęła i powraca raz na rok a Panicalex poszła do nowej pracy i nie ma czasu by pisać. I co ja mam zrobić? Czas chyba najwyższy zakończyć tego fica i napisać "Źyli długo i szczęśliwie". W najbliższych dniach zacznę pisać zakończenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Taillte
Administrator
Dołączył: 13 Cze 2006
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina smoków
|
Wysłany: Czw 0:15, 29 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Uuuuuu szkoda, ale wszystko kiedyś się kończy.
Zaczniesz pisac coś nowego??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maja
gryzipiórek
Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: 3city
|
Wysłany: Nie 3:08, 16 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Is, nawet nie pamiętam kiedy zaczęłam czytać Waszego fica. Pewnie mało kto pamięta Ale wszyscy pamiętają treść i są ciekawi końca. Czy jako samotna na placu boju zakończysz to opowiadanie?
Pozdrawiam wszystkich
Maja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:57, 27 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Nie umiem pisać juz tak jak kiedyś
Mijały miesiące. Spokój spłynął na cały świat razem ze śniegiem i mrozem. Wszystko zastygło w oczekiwaniu na wybuch wiosny albo może raczej wróciło na właściwe miejsce i teraz biegło po torach życia jak dobrze naoliwiona lokomotywa.
- Is mieszaj te jabłka, bo się przypalą!
- Mieszam, mieszam. – Is machała łyżką – Strasznie się cieszę Alex, że postanowiłaś zorganizować Wigilie u siebie. Znowu będziemy wszystkie razem i będzie tak jak kiedyś. To będą piękne święta. Keanu ubiera choinkę a Meg aż się oczy śmieją do tych wszystkich świecidełek. Ayla przyjedzie jutro z Orlim. Będzie wspaniale i tak rodzinnie.
- Taaaak. Rodzinnie. – powiedziała Alex kpiąco.
- Oj Alex! Jeszcze się na mnie gniewasz za to, co się stało?
- Wcale się nie gniewam tylko wkurza mnie, że sobie marnujesz życie.
Is westchnęła.
- No wiem…. Wszystko poszło nie tak jak miało pójść, ale naprawdę uważam, że jest lepiej niż było. Nie mogę powiedzieć, że jakoś bardziej dorosłam przez to wszystko, bo i tak byś mi nie uwierzyła, ale zrobiłam coś żeby już nikt przezemnie nie cierpiał. Przez moje niezdecydowanie.
- Ty cierpisz, Is.
- Wcale nie.
- Pasja z jaką temu zaprzeczasz jeszcze dobitniej świadczy o tym jak strasznie się czujesz.
Is tylko machnęła ręką i zamieszała jabłka. Alex miała rację. Strasznie było być tak samym. Meg nie wypełniała całej pustki. Wypełniała dużą część, ale nie całość.
Alex oderwała się od krojenia łazanek.
- Napijmy się wina. – napełniła dwa kieliszki rubinowym płynem i podała jeden przyjaciółce – Za lepszą przyszłość Is.
- Za lepszą przyszłość.
Wino miało specyficzny, porzeczkowo ziemisty posmak. Lekko słodkawy przywodzący na myśl rozpalone słońcem delikatne wzgórza gdzie wiatr szeleści liśćmi winorośli bardzo delikatnie. Is znała ten smak. Obróciła butelkę by przeczytać etykietę i rozpłakała się. To było wino, które bardzo lubił Johnny.
***
Choinka migała kolorowymi światłami, stół przyciągał wzrok pięknym, świątecznym przybraniem i wspaniałością potraw. Wszyscy śmiali się i rozmawiali. Było jak w filmie. Nagle gwar rozmów i śmiechy przeciął dźwięk dzwonka przy drzwiach.
- Ocho! Niespodziewany gość! – zawołała Alex – Is otwórz proszę.
Is skóra na karku ścierpła natychmiast.
- Dlaczego ja? Niech ktoś inny otworzy.
Alex spiorunowała ją wzrokiem.
- Idź otworzyć!
Is wstała i powlokła się do holu. W głowie kłębiło się jej przerażenie. Za drzwiami na pewno będzie stał Jude. Alex była zdolna do tego by wymóc na nim przyjście na wigilijna kolację. Is zrobiło się niedobrze. Otworzyła drzwi.
- Dobry wieczór Jo – zdjął kapelusz – Wesołych świat.
- Dobry wieczór Johnny. Wesołych świat.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła zjawę albo, co najmniej świętego Mikołaja.
- Bo……. – przełknęła ślinę – nie spodziewałam się ciebie.
- Sam jestem trochę zdziwiony tym, że tu jestem. Ale SA święta! Cuda się zdarzają! Wpuścisz mnie?
- Tak, ale dlaczego……… dlaczego nie jesteś z rodziną?
- To długa historia. Trochę jak opowieść wigilijna. Właśnie wracam do domu po długiej podróży. Kiedyś ci wszystko opowiem. Jeśli zechcesz będziemy na to mieli masę czasu.
Is patrzyła na niego wielkimi, niedowierzającymi oczami. Nie była pewna czy za dużo wypiła czy może ma taki zwariowany sen.
- No nie patrz tak na mnie. Tym razem mnie przekonałaś. – roześmiał się i podszedł do Is. Pocałował ją i mocno przytulił.
- To najlepsze święta w moim życiu - wyszeptała chłonąc cała sobą jego zapach i bliskość.
- Tylko się nie rozpłacz, bo rozmażesz ten perfekcyjny makijaż.
- Głupi ty!
- Moja mała Jo – roześmiał się serdecznie – Uwielbiam jak taka jesteś.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Pią 9:24, 28 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lauriss
gryzipiórek
Dołączył: 10 Cze 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 1:24, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Do tej pory, najlepsze opowiadanie jakie czytałam .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:50, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Is roześmiała się serdecznie
- Szaleniec.
Johnny spojrzał pytająco z nad opasłego tomiszcza.
- Co się stało?
- Szaleństwo. Jude będzie miał kolejne dziecko.
Przez twarz Johnnego przebiegł dziwny grymas. Trwało to tylko chwilę. Nie lubił gdy Is wspominała tego brytyjczyka. Opanował się jednak błyskawicznie.
- Co w tym szalonego? On chyba lubi dzieci.
- Tak ale szaleństwem jest to, że to dziecko jest owocem przelotnego romansu z jakąś 24 letnią modelką i aktorką z Florydy.
Johnny zamknął książkę z poważną miną.
- Meg też jest owocem przelotnego romansu. Romansu, który zakończył się happy endem.
Is podeszła do niego i pocałowała go mocno.
- To zupełnie co innego. Meg była niespodzianką i wielkim szczęściem.
- Wspominam zupełnie inną twoją reakcję niż wielkie szczęście.
- To był chwilowy szok. Potem było szczęście. A ta dziewczyna robi ze swojej ciąży sensację. Korzysta z zainteresowania mediów i chce wyciągnąć od Jude`a jak najwięcej kasy. Zupełnie nie ma klasy. Żal mi Jude`a.
- Za głupotę trzeba płacić.
- Jesteś chyba zbyt surowy. Myślę, że on na pewno nie zbagatelizował tej wiadomości i zadeklarował pomoc.
- Pewnie tak.
Johnny wyjął opakowanie z tytoniem i bibułki. Znaczyło to, że nie ma ochoty ciągnąc tego tematu.
- Skręcić też dla ciebie?
- Tak, proszę.
Is przyglądała się jak jego zgrabne palce sprawnie skręcają tytoń w ciemnej bibułce. Chwile później wyszli na taras. Johnny odpalił papierosa i podał go Is, a potem zapalił drugiego dla siebie. W milczeniu patrzyli na drzewa w ogrodzie i delektowali się smakiem tytoniu.
- Chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko. - powiedziała Is.
- Teraz?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo Meg jest już duża i chce mieć rodzeństwo. I ja tez chciałabym żeby miała tu w domu młodszego brata albo siostrzyczkę.
Johnny spojrzał na nią uważnie.
- Tylko dlatego? To słaby argument. Meg jutro zamiast brata albo siostrzyczki może chcieć pieska, kucyka albo telefon komórkowy. Różowy i z klapką.
Is się uśmiechnęła. Faktycznie Meg miewała takie zachcianki.
- Masz rację. To słaby argument. Ale chciałabym też kolejnego dziecka jako takiego ukoronowania naszej miłości. I chciałabym przeżyć tym razem czas ciąży spokojnie i z tobą. Chciałabym żebyśmy doświadczyli tych wszystkich wspaniałych emocji razem.
- Teraz brzmi to o wiele lepiej - uśmiechnął się i przygarnął ja do siebie - Ale twoje przyjaciółki robią kariery, jeżdżą po świecie, a ty znowu chcesz się uziemić?
- Johnny to ich kariery i ich podróże. Ja podróżuję z tobą. To podróż życia. Najważniejsza i najciekawsza jaką mogę odbyć. - Is wtuliła się w Johnnego - Alex i Ayla czegoś się boją i przed czymś uciekają. Nie wiem co to takiego. Minęło już tyle lat... Ja się nie boję. Jestem szczęśliwa. Jestem spełniona. Jestem gotowa, by być znowu mamą, ale tym razem tak przemyślanie.
Johnny przytulił ją mocno i uśmiechnął się sam do siebie. Takie wyznanie z ust Is było warte sto razy więcej niż puste "kocham cię". Dziś wieczorem naprawdę będzie okazja, by otworzyć butelkę dobrego, starego wina. I kto wie? Może naprawdę czas pomyśleć o jeszcze jednym dziecku? Ale czy nie był już na to za stary?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:17, 14 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Pociągnęła usta błyszczykiem i jeszcze raz spojrzała krytycznie w lustro. "Może być" stwierdziła i wyszła z łazienki.
- Zobacz Meg jak mama ładnie wygląda
- Mamo! daj mi pomalować usta szminką!.
- Kochanie to błyszczyk.
- Chcę błyszczyk! Jest różowy!
Is westchnęła i podała córce pomadkę. Megan poleciała do lustra w przedpokoju i zaczęła się malować.
- Mała kobietka. - powiedział Johnny z uśmiechem i spojrzał na Is. - Czy jest tajemnicą gdzie się wybierasz?
- Nie. To nie tajemnica. Idę do teatru.
- Do teatru? Dlaczego nie idziemy razem?
- Oj Johnny, ktoś musi zostac z Meg a poza tym muszę od was odsapnąć i się ukulturalnić. Przeżyjecie parę godzin beze mnie.
- Oczywiście. Tak tylko pytam. Baw się dobrze i nie rób nic czego i ja bym nie zrobił - Johnny uśmiechnął sie łobuzersko, a Is odwzajemniła ten uśmiech.
- Musze już iść. Taksówka czeka.
Zabrała torebkę, ucałowała córkę i wyszła z apartamentu. Na dole, w taksówce odetchnęła z ulgą. Cały dzisiejszy dzień była spięta. Wprawdzie nie robiła nic złego bo naprawdę szła do teatru ale jednak czuła się winna. Bo w teatrze grali Hamleta a tytułową role odtwarzał Jude. Bardzo chciała zobaczyć tę sztukę bo zebrała dobre recenzje, ale była pewna że jeśli Johnny by się dowiedział... Nie zabronił by jej pójś. Pewnie nawet nie powiedziałby złego słowa ale wystarczyłoby że by zobaczyła te miotające nim emocje. Nie chciała na to patrzeć.
Już w teatrze rozluźniła się. Sztuka się rozpoczęła i Jude pięknie odgrywał Hamleta. Is pomyślała nawet kilka razy, że lepiej mu idzie gra na scenie przed żywą publicznością niż gra przed kamerami.
Publiczność milczała jak zahipnotyzowana.
- To be...
Wtedy ją zobaczył. W drugim rzędzie dokładnie na wprost niego. Włosy opadające falami na ramiona, roziskrzony wzrok i usta.... przepiękne usta. Wpatrywał się w nią jak zaklęty
- OR NOT TO BE - powiedziała bezgłośnie
- Or not to be - skupił się i przypomniał dalszą kwestię.
Is wyszła z teatru oczarowana. To było wspaniałe przedstawienie. Wspaniała interpretacja klasycznej sztuki. Tylko ta jedna wpadka Jude`a a poza tym idealnie. Chciała mu pogratulować tej roli ale stwierdziła że to nie jest dobry moment. Zadzwoni do niego jutro albo wyśle list. Tak, list będzie lepszy. Wyciągnęła komórkę by włączyć dźwięk. SMS. "Spotkajmy się. Widziałem cie na widowni. Spotkajmy się choć na chwilę. Będę czekał w NEXT. Przyjdź błagam. Jude". Wahała się tylko chwilę. Było jeszcze wcześnie. Może sobie pozwolić na kolację w restauracji. Odpisała. "Dobrze. Do zobaczenia. Jo."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Pią 19:21, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:49, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Szła piechotą. Powoli, by móc się przygotować na spotkanie. Emocje i uczucia kłębiły się w jej głowie i sercu. Myślała, że Jude to zamknięta szuflada jej życia, ale teraz gdy miała z nim stanąć oko w oko ta szuflada się otworzyła. A może przez cały czas była tylko przymknięta?
Zatrzymała się przed restauracją. Przez okna można było zajrzeć do dobrze oświetlonego, jasnego wnętrza. Siedział już przy stoliku. Chyba bardzo się spieszył skoro znalazł się tu przed nią, a może to ona szła tak wolno.
Przyglądała mu się. Nie zmienił się. A może jednak trochę? Oczy miał chyba bardziej smutne niż kiedyś. Na początku gdy tylko się poznali te jego wesołe oczy potrafiły sprawić, że życie było lepsze. Potem, z biegiem czasu te wesołe iskierki zaczęły przygasać, gdy zaczął rozumieć, że nigdy nie będzie tym najważniejszym.
Zadrżała. Nie z zimna tylko ze smutku i może trochę ze strachu. Jude spojrzał na zegarek i rozejrzał się. Zobaczył ją za oknem. Oczy mu się rozjaśniły. Znów zalśniły w nich te wesołe iskierki. Cały się rozpromienił i wskazał jej wejście. Pokręciła głową i powiedziała bezgłośnie "PRZEPRASZAM". Dłuższą chwile patrzyli na siebie. Widziała jak iskierki w jego oczach znowu gasną. Pokiwał głową i również bezgłośnie powiedział "ROZUMIEM". Is odwróciła się i wolno odeszła w stronę domu. Gwar wieczornej ulicy odbijał się od niej.
***
Chwytając za klamkę otrząsnęła się ze wspomnień i smutnych myśli. Czas stawić czoła teraźniejszości. Drzwi otworzyły się lekko bez żadnego zgrzytu. W holu paliła się samotna świeca. Świeca? Dziwne. Is weszła do salonu. Tam świec było więcej. Ogień płonął na kominku. Ktoś siedział w dużym fotelu. Ismeril podeszła bliżej.
- Być albo nie być - Johnny zawiesił głos i spojrzał na Is. Miał na sobie zmodyfikowany strój Jacka Sparrowa. Koszula, spodnie i długie buty, bez dziwacznych ozdób. Johnny wyglądał zniewalająco w rozsznurowanej koszuli. Płomienie świec i ogień kominka sprawiały, że jego skóra wydawała się prawie złota. Oczy miał jak zwykle czarne i tajemnicze. - Oto jest pytanie - dokończył powoli czystym głosem. - "Być!" Chcę krzyczeć gdy jest przy mnie moja Ofelia. Choć niekiedy płocha z niej niewiasta tylko przy niej być... znaczy być. Czy bez niej miałbym jakąkolwiek szansę pokonać wrogów i stać się tym kim jestem? Zaiste powiadam wam bez mej Ofeli życie tylko mrzonką się zdaje.
- Witaj ukochany Hamlecie - Is powoli podjęła tę grę
- Witaj przepiękna Ofelio. Od zmysłów odchodziłem nie wiedząc czy wrócisz do mnie ufna i pełna miłości jak gołąbka czy też - w tej chwili w dłoni Johnnego pojawił się sztylet skierowany rękojeścią w stronę Is - ten oto sztylet rodowy wbijesz mi głęboko i prosto w serce.
Is wyjęła sztylet z jego dłoni i odłożyła go na stolik. Usiadła mu na kolanach.Objął ją.
- Jakże możesz we mnie wątpić mój książę. Obawiasz się że tajemne, prastare zaklęcia które na mnie rzuciłeś osłabną w ciągu jednej chwili? Zaiste za mało wierzysz w moją miłość do ciebie mój Panie. - wsunęła mu dłonie pod poły koszuli i dotknęła ciepłej skóry na piersi. Nachyliła się tak że jej usta znalazły się tuż przy jego ustach i wyszeptała - Twój oddech jest moim oddechem, twoja krew jest moją krwią, twój los jest moim losem - pocałowała go delikatnie lecz namiętnie - Jestem twoja......
Chwilę patrzyli sobie w oczy z powagą i..... pożądaniem, po czym Johnny uśmiechnął się i ochrypłym głosem powiedział
- Cholera Jo to jest najbardziej podniecająca rzecz jaką w życiu zrobiłem ale już nie chcę grać tylko chcę się z tobą kochać.
Is roześmiała się serdecznie.
- Gdybyś jeszcze chwile z tym zwlekał chyba popędziłabym cię tym sztyletem.
Wpiła się z pasją w jego usta i chwile później bez opamiętania tarzali się po dywanie przed kominkiem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Pon 9:15, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:25, 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
- Dzwoniła dziś do mnie Ayla. - powiedziała Is zbierając z dywanu zabawki Meg.
- I co u państwa Bloom? Dawno się nie odzywali - Johnny postawił domek dla lalek w rogu pokoju i teraz pieczołowicie układał wszystkich jego mieszkańców do mini łóżeczek i nakrywał ich kołderkami.
- Ayla była bardzo tajemnicza. Zapraszają nas na obiad w sobotę i wtedy coś się wyjaśni. Ale myślę że chcą z Orlim odnowić przysięgę małżeńską i spodziewają się dziecka.
- Skąd to przypuszczenie skoro była tak tajemnicza?
- Nie wiem. To moje przeczucie. Tak mi się po prostu wydaje.
Johnny uśmiechnął się pod wąsem.
- Jeśli się sprawdzi to pomyśle sobie że naprawdę jesteś czarownicą.
- No bo jestem. Wszystkie jesteśmy.
- Taaak - powiedział Johnny w zamyśleniu - Wiem o tym. - Zgasił maleńkie żyrandole w domku dla lalek i wstał z podłogi. - Moja droga czarownico, a właściwie czarodziejko, powiedz mi wreszcie czy pojedziesz ze mną na Hawaje na czas kręcenia Piratów czy nie. W ogóle nie rozumiem czemu tak się bronisz przed tym i dajesz wymijające odpowiedzi. Przecież kochasz Jacka Sparrow.... Kapitana Jacka Sparrow. Myślałem że to będzie dla ciebie frajda i przygoda.
Ismeril popatrzyła na niego ciepłym wzrokiem. Faceci są jednak zupełnie z innej planety. Nie kojarzą faktów a ich mózgi działają zupełnie inaczej.
- Oczywiście że to przygoda i frajda ale nie chcę ryzykować.
- Ryzykować? Czego? - Johnny zrobił wielkie oczy ze zdziwienia.
- Ech....Pamiętasz jak kilka miesięcy temu powiedziałam że chciałabym mieć z tobą jeszcze jedno dziecko?
Johnny pokiwał głowa z powagą.
- Nie zgłaszałeś sprzeciwów wiec się o nie staram cały czas prawda?
- Yyyyy..... tak?
Is się roześmiała.
- No tak głuptasie!
- I jak nam idzie? O czymś nie wiem?
Ismeril spoważniała i przygryzła dolna wargę. Chwile milczała.
- Myślałam że pójdzie tak gładko jak z Meg. Myślałam że to się po prostu stanie i już, ale mijają miesiące a ja nie jestem w ciąży. Może teraz się udało. Nie wiem. Ale jeśli się udało nie chcę ryzykować podróży. To mogłoby być niebezpieczne.
Johnny zmarszczył czoło i usiadł na kanapie. Zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Kiedy będzie można sprawdzić?
- Już można.
- Więc na co czekasz?
- Myślę że nic z tego.
- Ale pewności nie masz.
- Tak ale nie chcę się rozczarować.
Znowu zapadło milczenie. Wreszcie Johnny odezwał się spokojnym głosem.
- Jeśli nie jesteś w ciąży to i tak się rozczarujesz za dzień lub dwa. Po co to odwlekać? Gnębi cię to pytanie i myślisz o tym non stop. Wiem że tak jest więc nie zaprzeczaj. Weź proszę test który masz gdzieś schowany i zrób go. Przyjdź tutaj a ja za 3 minuty sprawdzę czy mamy dzidziusia czy też zaczynamy starania od nowa ok?
- OK.
Is wyszła z salonu a Johnny podszedł do okna. Dłonie mu się spociły. Był zdenerwowany. Widział jak Is jest poruszona. Dopiero teraz dostrzegł jak bardzo pragnęła dziecka, jak bardzo jej na tym zależało i jak się bała niepowodzenia. Cholera! Dlaczego nie zauważył tego wcześniej? No i jak się teraz zachować? Jemu tak nie zależało. Kolejne dziecko to szczęście oczywiście ale chciałby niespodzianki. Czy Is będzie mu się kazała kochać na komendę kiedy będzie właściwy czas? Czy jeśli nadal im się nie będzie udawać to każe mu zrobić tysiące badań i sama też zacznie przechodzić kuracje? Tego nie chciał. Zdawało mu się to dziwaczne i nieakceptowalne. Dziecka nie robi się z kalendarzem w reku. Ono ma się narodzić gdy jest odpowiedni moment. A jeśli ten moment już dla nich nie nadejdzie to maja Meg. Jest ich czystym szczęściem. Wspólnym dziełem. Ale czy Is to wystarczy?
- Okey. Już się robi.
Johnny otrząsnął się z zamyślenia.
- Dobrze. Zaraz sprawdzę - podszedł do Is i ją przytulił. Widział jak tętnica na jej szyi porusza się gwałtownie. Była zdenerwowana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:05, 08 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Ismeril
- Ale czy naprawdę możemy to zrobić? - spytała Ayla obserwując jak Flynn wspina się na drabinki.
- Kurde!
Karcące spojrzenia innych matek skierowały się na Alex.
- Kurde - powiedziała ciszej - Nie robimy nic złego. Johnny zabawia się w dziadka rocka w Stanach. Gra na gitarze, za dużo pije i spędza upojne noce między udami pięknej Amber. A Is siedzi w zapyziałym Londynie z Meg i znowu tylko obserwuje słupki giełdowe. Chyba jest w tym jakaś wyraźna niesprawiedliwość prawda?
- No tak - przyznała niechętnie Ayla - Ale ona powiedziała, że wszystko sobie wyjaśnili i jest jej dobrze. Mówiła, że od dawna się od siebie oddalali i nie czuje do Johnnego nienawiści.
Alex wywróciła oczami.
- Is już dawno straciła pazur. Ale może faktycznie nie czuje się źle. Tylko czy ona jest stworzona do bycia sama? Nie sądzę. Ona chce mieć rodzinę. Pamiętasz jak jeszcze niedawno wspominała o tym że chce mieć drugie dziecko?
- Pamiętam. Tylko że to nie było niedawno tylko 4 lata temu jak ja byłam w ciązy.
- Mniejsza z tym. Chciała tego i na pewno nadal chce tylko warunki jej na to nie pozwalają. Przecież nie zrobi sobie dziecka z jakimś gogusiem w garniturku, który się zna na tych durnych słupkach. Zanudzi się z takim facetem na śmierć.
- Masz rację, ale czy nie mogłybyśmy jej gdzieś zabrać, żeby poznała nowych facetów tylko wpychamy ją na tego starego? Przecież wiesz, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- Ten facet jest dla niej idealny. - powiedziała Alex - A teraz cicho bo się zbliża. Popraw sukienkę i wyglądaj niewinnie.
-Ayla! Alex! - Jude uśmiechnął się na ich widok - Miło mi was widzieć.
- Hej Jude - Ayla uściskała go i cmoknęła w policzek - Świetnie wyglądasz.
- Ty również - Jude wyswobodził się z objęć Ayli uściskał Alex.
- Trochę wyłysiałeś przez te ostatnie miesiące - rzekła Alex nim zdążyła się ugryźć w język.
- Dziękuję. Ty trochę przytyłaś. - Uśmiechnął się patrząc na duży brzuch Alex.
Alex zaczerwieniła się po cebulki włosów.
- Więc czemu zawdzięczam ten zaszczyt zaproszenia na festyn dzielnicy Primrose Hill?
- Pomyślałyśmy, że nie odpuścisz takiej imprezy i przyjdziesz z dzieciakami. Właśnie! Gdzie one są? - Ayla rozglądała się.
- Raff jest w tym wieku, że woli się ze mną nie pokazywać, bo to wstyd. Iris wolała iść z koleżankami i też gdybyśmy się tu przypadkiem spotkali mam udawać, że się nie znamy. A Rudy gra w nogę z chłopakami tam - wskazał kierunek brodą - Dzieciaki mi dorosły i stałem się po prostu portfelem na nogach i to też nie fajnym bo za często mówię nie. A gdzie wasi mężowie? Mieli być.
- Orli...
- Keanu...
Obie zaczęły mówić jednocześnie
- Czyli, że mieli coś innego do roboty i nie przyjdą. Rozumiem. Czego mam się bać? Jaką straszną torturę dla mnie wymyśliłyście? - popatrzył na nie uważnie przymrożonymi oczyma. Dziewczyny stały cicho. - Zaplanowałyście "przypadkowe" spotkanie z Is? Tak? Nie odpowiadajcie. Wiem, że o to chodzi. Wiedziałem od początku.
- To po co przyszedłeś jak wiedziałeś? - spytała Alex butnie.
- Bo może chciałem ją zobaczyć? Może chciałem z nią porozmawiać? Może chciałem z nią pobyć?
Ayla wciągnęła głośno powietrze w płuca.
- Nie obawiaj się Ayla. Minęło 8 lat. Nie żywię urazy. Już mi dawno przeszło.
- To dobrze bo Is tu idzie.
Jude odwrócił się.
***
Is kupiła Meg watę cukrową i teraz przebijały się do placu zabaw na którym powinny być Alex i Ayla. Były już niedaleko. Is widziała niezwykle kolorową, własnej produkcji sukienkę maksi Alex. I zobaczyła tez Judea, który stał z nimi i rozmawiał. Ayla ją zobaczyła i szeroko otworzyła oczy. "One to uknuły!" pomyślała Is, a jej serce zabiło gwałtowniej "No i dobrze! Chciałam go zobaczyć od dawna, tylko się zebrać nie mogłam"
- Mamo widzę ciocie i Flynna. Przywitam się i nakarmię Flynna watą cukrową.
- Dobrze Meg. Tylko go nie ubrudź i nie pozwól by sam jadł bo ma brudne ręce od tych drabinek.
- Ok!
Meg przemknęła obok ciotek rzucając im szybkie powitanie i popędziła na drabinki. Is podeszła do przyjaciółek sprężystym krokiem. Nie mogła przestać się uśmiechać.
- Cześć Wiedźmy. Witaj Jude.
Uściskała po kolei każdą z przyjaciółek i na koniec podeszła do Judea. Choć była zadowolona że on tu jest to nie wiedziała czy on wciąż się na nią gniewa czy już nie tak bardzo. Nie wiedziała czy ma mu podać rękę czy go uścisnąć czy cmoknąć w policzek. To niezdecydowanie było krepujące i komiczne. Wreszcie Jude się roześmiał serdecznie.
- Chodź tu mała - złapał ją w objęcia i mocno i serdecznie uściskał. Na chwilę czas jakby zwolnił. Is mocno do niego przywarła wtulając się w jego ramiona. Jude przestał się śmiać. Is zupełnie bez sensu zapiekły oczy. Jude odsunął ją od siebie.
- Is ty płaczesz? - zapytał z ciepłym uśmiechem
Pokiwała tylko głową. Znowu ją przytulił mocno tak by mogła ukryć twarz w jego ramionach.
- I co narobiłyście wiedźmy? - spytał Alex i Aylę nad głową Is - Zmykajcie i zabierzcie Meg. Chcę porozmawiać z Joan sam na sam. A kysz.
Alex już miała coś odpowiedzieć na te słowa, ale Ayla pociągnęła ją za rękę.
- Dość zrobiłyśmy. Oni dalej już sami sobie poradzą.
Jude kiwnął głową wciąż kołysząc Is w ramionach.
- Spotkamy się niebawem na jakiejś kolacji dziewczyny. Ja stawiam. - rzucił za nimi Jude
Alex machnęła tylko ręką.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Nie 21:46, 08 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:41, 08 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Ismeril
- Pójdą do łóżka jeszcze dziś.
- Alex! - krzyknęła Ayla z oburzeniem.
- No co? Są dorośli. Nie widzisz jak ich do siebie ciągnie? Jakby nie było tych lat rozłąki.
- Alex!
- Obejrzyj się. Na pewno już się całują, a Is wciąż płacze.
Ayla obejrzała się ukradkiem przez ramię. Jude trzymał twarz Is w dłoniach i coś jej tłumaczył, ale nie pocałował jej w usta tylko w czoło, a potem wytarł kciukiem łzy z jej policzków. Is się uśmiechnęła.
- Wcale się nie całują. - powiedziała Ayla triumfalnie.
- To tylko kwestia czasu. - burknęła Alex - Meg! Chodź. Wybłagałam u twojej mamy, żebyś mogła dziś nocować u mnie. Pomożesz mi wybrać ubranka dla dzidziusia na pierwszy dzień po urodzeniu.
- Hura!!! - krzyknęła Meg - Ciociu? A czy wujek jest w domu? Czy będziemy mogli naprawić motor?
- Chyba raczej zepsuć - Alex się roześmiała. - Oczywiście kochanie. Wujek jest i z przyjemnością z tobą ponaprawia. Wiesz, że to uwielbia. Ayla? Przyjdźcie dziś z Orlim na kolację. Zjemy coś pysznego, położymy dzieci spać i obejrzymy jakiś fajny film.
- Dobrze. Z przyjemnością.
Ayla wzięła Flynna za rękę i skierowała się do wyjścia z placu zabaw. Jeszcze raz zerknęła na Judea i Is. Szli właśnie w stronę boiska. Is trzymała Judea pod ramię, a on trzymał swą dłoń na jej dłoni. Wyglądali obydwoje na szczęśliwych.
***
- .... miałem katar, kaszel i naprawdę wysoką temperaturę. Następnego dnia czułem się dużo lepiej, ale nikt mnie nie ostrzegł, że to lekarstwo ma aż tak dalekosiężne skutki uboczne. Pewnie nie przeczytałem tego co piszą małym drukiem na samym końcu ulotki, tam gdzie już nikt nie czyta. - roześmiał się - Sophia jest słodka, ale jej mama.... - pokręcił głowa z uśmiechem.
- Ma swój rozum. Teraz może wychowywać dziecko i nie pracować. Szkoda tylko, że to tak jakoś nieładnie przebiegło.
- Nieładnie to bardzo delikatne określenie Is. Do tej pory mi wstyd. Wstyd mi za tę szopkę bez klasy, którą urządziła Samantha.
- Było minęło. Nikt już nie pamięta. Za to Sherlock cudowny. Uwielbiam Watsona. Powiedz, że będzie trzecia część.
- Tego nie wiem. Coś tam planują, ale na razie nic nie jest pewne. Jeśli będzie dobry scenariusz to ja w to wchodzę. Dobrze się bawiłem przy tych filmach. Postać Watsona jest ciekawa, a praca z Robertem to coś porywającego, choć i męczącego. On jest niestabilny emocjonalnie.
Is się roześmiała.
- Lubię Roba. Jest szalony, ale miły. Byłam u niego kilka razy na kolacji.
Jude się uśmiechnął i zapadła chwila ciszy. Upili po łyku wina i Is pogrzebała widelcem w swojej sałatce.
- Co się stało Is? Co ci nie wyszło, bo za cholerę nie mogę pojąć. - patrzył na nią teraz poważnie i uważnie. Westchnęła.
- Nie wiem. Johnny się nie nadaje do rodzinnego życia.
Jude ledwo powstrzymał parsknięcie i słowa "A nie mówiłem?". Zdusił to jednak w sobie i zapytał.
- Ale o co dokładnie chodzi?
- Widzisz, on jest taką artystyczną duszą. Jak z nim żyjesz pod jednym dachem to wciąż czujesz presję. Przynajmniej ja się tak czuję. Wszystko co robię wydaje mi się takie banalne. Podaję mu super kolację i mam uczucie, że zamiast świec i wykwintnej pieczeni powinnam podać wino, suchary i siebie w jego pracowni malarskiej. Powinnam być ubrana w poplamioną farbą białą koszulę i perły, a nie w małą czarną i koronkową bieliznę. I tak jest ze wszystkim. Poznałam wielu jego znajomych. To cudowni ludzie, którzy tworzą muzykę, poezję, prozę, obrazy.... Ja tam nie pasuję. Johnny na dłuższą metę też nie umie żyć normalnie. Męczy się jak ryba bez wody. On jest super materiałem na kochanka, ale nie materiałem na partnera na co dzień. Lepiej, że znalazł sobie tę Amber, bo tak to nie wiadomo jak długo jeszcze byśmy się męczyli.
Is ze smutkiem wpatrywała się w kieliszek wina.
- Czyli nie umiał docenić twoich zrazów?
- Co?
- Zrazy. Te przepyszne kawałki wołowiny z cudownym środkiem z boczku i ogórka. Mmmmmm...... - Jude aż przymknął oczy - I do tego ten gęsty, brązowy sos najlepszy z chlebem własnej produkcji.
Is się roześmiała.
- Pamiętam jak kiedyś zjadłeś na raz siedem.
- Tak. Ja też to pamiętam. Cudowne wspomnienie.
Zapłacili za kolację i skierowali się piechotą w stronę domu Is. Po drodze rozmawiali wspominając dawne czasy, opowiadając śmieszne historie, które im się ostatnio przydarzyły, aż dotarli na miejsce.
- Piękny dom Is. Praktycznie jesteśmy sąsiadami. 15 minut spacerkiem i będę u siebie. To był miły dzień i wieczór. - Znowu się do niej uśmiechnął - Mam nadzieję, że niebawem znowu się spotkamy.
Nachylił się i pocałował ja w policzek.
- Dobranoc.
Zbiegł lekko po schodkach.
- Jude?
Zatrzymał się i odwrócił.
- Tak?
- Może chciałbyś...... - Is miętosiła brzeg swojej kurtki
- Wstąpić na herbatę i zrazy?
- Tak.
- Jest już późno i jedliśmy już kolację - rozejrzał się po ciemnej ulicy - Ale w sumie wciąż czuje się spragniony i głodny.
- Więc chodź. Napoję cię i nakarmię.
To już była gra. Is otworzyła drzwi domu i zaprosiła Judea do środka. Ledwo drzwi się za nimi zamknęły, rzucili się na siebie spragnieni.
- Tęskniłem za tobą - powiedział Jude pomiędzy pocałunkami, walcząc z koszulą Is.
- Ja za tobą też. Wiele, wiele razy.
Is ściągnęła z niego koszulkę, on dał za wygraną i po prostu rozerwał koszulę Is. Guziki potoczyły się po podłodze. Is nie miała na sobie stanika, co ucieszyło Judea, bo nie musiał się z nim szarpać. Ujął w dłoń pierś i potarł kciukiem sutkę, aż stwardniała. Is jęknęła z rozkoszy i wpiła się w jego usta z taką mocą, że aż poczuł smak krwi. Potem niewiele pamiętał oprócz bólu oczekiwania i cudownej rozkoszy na koniec. Zmysły powracały powoli. Leżeli w ciemności na podłodze. Nie do końca rozebrani. Mokrzy i z trudem łapiący oddech, ale zadowoleni.
- I za tym też bardzo tęskniłam - powiedziała Is ochrypłym głosem - Mam nadzieję, że teraz się nie opamiętasz i nie uciekniesz?
Przytuliła się do Jude mocno.
- Nie zamierzam uciekać. Jest jeszcze kilka rzeczy za którymi tęskniłem i chciałbym się nimi nacieszyć skoro mogę - Jude przejechał dłonią po jej ciele od ramienia, poprzez krągłą pierś, płaski brzuch, aż po sekretne miejsce między jej nogami. - zamierzam się tu zatrzymać na dłużej.
Is znowu przymknęła oczy gdy poczuła jego palec wewnątrz.
- I liczę na te zrazy może nawet jutro.
Uśmiechnął się w ciemności czując jak ciało Is reaguje na jego palce i pocałował ją znowu mocno. Zapowiadała się pełna rozkoszy noc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Nie 21:44, 08 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:46, 20 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Obudziła się sama w łóżku. Chwile nasłuchiwała. Wszędzie panowała cisza. Dochodziła 10. Przetoczyła się na drugą stronę łóżka. Schowała nos w poduszkę. Pachniała nim bardzo delikatnie. Westchnęła i wstała. Zeszła na dół owinięta w szlafrok. Guziki od jej koszuli leżały zebrane razem na brzegu komody w holu. Poszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Wzięła do reki butelkę z mlekiem, ale po chwili odstawiła ja i wyjęła wino. Nalała sobie pełny kieliszek i usiadła wpatrując się w okno z rezygnacją.
- Zaczynasz dzień od wina?
Aż podskoczyła.
- Jude! Myślałam, że...
- Że sobie poszedłem? - podszedł i pocałował ją w policzek - Za kogo ty mnie masz? - spytał z uśmiechem i postawił na stole torbę - Świeże, francuskie rogaliki i kawa. Smacznego.
Usiadł obok na drugim krześle i zaczął wyciągać to co kupił. Is patrzyła na to wszystko zupełnie zaskoczona. W końcu Jude przestał się krzątać gdy zobaczył, że Is tylko siedzi i się przygląda. Westchnął.
- O co chodzi? Coś nie tak? Mam już sobie iść?
- Nie.
- To co się z tobą dzieje?
- Nie wiem. Chyba jestem po prostu zaskoczona i nie wiem co mam myśleć.
- O czym?
- O tym wszystkim.
Jude chwile się zastanowił. Potarł czoło i wziął Is za rękę.
- Ja to widzę tak. Wczoraj było fajnie. Dobrze nam sie rozmawiało i potem dobrze nam się... spało - tu się uśmiechnął łobuzersko -Kiedyś już przerabialiśmy różne relacje miedzy nami i jakoś nie do końca nam wychodziło. Teraz jesteśmy znacznie starsi i mądrzejsi mam nadzieję. Jestem sam i ty jesteś sama więc spotykajmy się tak po prostu. Zawsze możesz do mnie zadzwonić kiedy będziesz chciała. Jeśli mnie poprosisz pójdę z tobą do kina, albo na nudne przyjęcie jeśli tylko nie będę wtedy zajęty. Z przyjemnością pojeżdżę z Meg na rowerze, albo pójdę z nią na sanki. I oczywiście zawsze z przyjemnością będę się z tobą kochał bo to nam wychodzi naprawdę niesamowicie dobrze. Ale... - Jude uniósł palec dobitnie bo Is chciała coś powiedzieć a on jeszcze nie skończył - Ale nie nazwę cię moją narzeczoną, nie założę ci nigdy pierścionka zaręczynowego i nie zamieszkam z tobą pod jednym dachem na stałe. Czy to jasne?
- Kiedy to wymyśliłeś?
- W nocy. Nie mogłem spać.
- To brzmi jak te nowoczesne układy. Będziesz moim przyjacielem do sexu?
- Jeśli chcesz to tak nazwać. Ale proponuje dużo więcej niż sam sex.
- A jeśli spotkamy kogoś kto nam się spodoba bardziej i nagle ten układ stanie się niewygodny?
- Szczerość Jo Jo. Szczerość to podstawa. Mówimy sobie prawdę i żadne nie ma pretensji. Albo wprowadzamy tę dodatkową osobę do naszego łóżka i robi się weselej - Oczy mu zabłysły z wesołości.
Is też się roześmiał i walnęła go w ramię.
- Świniak - Przyciągnęła go za koszulkę i pocałowała - Podoba mi się ten układ.
Jej dłonie powędrowały do jego pasa i zaczęły rozpinać mu spodnie. Złapał jej dłonie delikatnie, ale stanowczo. Odsunął się lekko.
- Nie mogę już dłużej zostać - cmoknął ją w nos - Wybacz. Za 2 godziny muszę być na lotnisku. Festiwal w Toronto. Przyrzekam, że jak tylko wrócę, poświęcę ci tyle czasu ile będzie trzeba by cie nasycić. A teraz muszę już iść.
Pocałował ją jeszcze raz długo i namiętnie, a potem wyszedł szybko nie oglądając się już za siebie. Is siedziała jeszcze chwile z zamkniętymi oczami próbując opanować drżenie a potem uśmiechnęła się i zabrała za śniadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ismeril
gryzipiórek
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:01, 20 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
- ..... otworzę wystawę. Spodziewam się wielu znamienitych gości. To będzie duże wydarzenie. - Alex mówiła i jednocześnie poprawiała coś na jednym ze swoich obrazów. Wprawne pociągnięcia pędzlem nadawały życia fantastycznemu krajobrazowi na płótnie.
- Powinnaś zostawić to kustoszowi wystawy i zająć się przygotowaniami do przyjęcia dziecka. - Is siedziała na krześle i przyglądała się swojej ciężarnej przyjaciółce - Alex, ta wystawa przypada na dzień twojego porodu. Czy to nie za dużo? Zajmujesz się tylko tym. W domu nie masz nic gotowe. Nie masz ubranek, łóżeczka, pokoju dla dziecka. Kiedy masz zamiar o tym pomyśleć?
- Później. Wiesz, że Sajmon przyjedzie zobaczyć moje obrazy?
- Nie wiem kim jest Sajmon i chyba nie chcę wiedzieć. Martwię się o ciebie. Zachowujesz się........ dziwnie.
- Dziwnie, dziwnie. - Alex odłożyła pędzel i spojrzała na Is butnie - Dziwnie, bo nie myślę o przyziemnych sprawach? Jestem w ciąży, to prawda, ale to nic nie zmienia. Mam swoją pracę i życie, którego nie będę zmieniać z powodu ciąży. To nie choroba. Dziecko się urodzi i już. W sklepach jest wszystko. Jak przyjdzie pora Keanu pojedzie i kupi co trzeba. Nie ma co robić z tego wielkiego halo.
- Keanu się martwi.
- Zupełnie niepotrzebnie, bo przecież wszystko jest jak trzeba.
- Nie jest. On sobie chyba to wyobrażał inaczej.
- Zapewne bardziej tradycyjnie. Przez tyle lat powinien się już przyzwyczaić, że nie jestem tradycyjna.
- Alex przeginasz.
- Dlaczego? Wszyscy myślicie, że wiecie lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre.
- Ja nic nie myślę - Is wstała - Po prostu urodzisz na otwarciu tej cholernej wystawy, miedzy rozmową z jednym ważniakiem a drugim. Pragnę ci tylko przypomnieć, że jak już to nastąpi, to niestety będziesz musiała się stać bardziej tradycyjna i poprzestawiać trochę priorytety. Chyba, że twoim marzeniem jest, by dziecko wychowywało się bez matki.
Alex przewróciła oczami
- Is przesadzasz.
- Nie przesadzam. A teraz wybacz, ale nie mam już cierpliwości by dłużej z tobą rozmawiać. Do zobaczenia na wystawie.
Is odwróciła się na pięcie i wyszła zła jak osa. Alex pogłaskała brzuszek.
- Jestem artystką i ty to rozumiesz prawda?
Dziecko poruszyło się delikatnie.
***
- Przemówiłaś jej do rozsądku? - Keanu poderwał się z kanapy jak tylko Is zbiegła po schodach na dół.
- Nie! I nie proś mnie więcej bym z nią rozmawiała na ten temat. Może Ayla ma więcej cierpliwości, ale myślę że przygotowaniami musisz się zająć sam. Jeśli potrzebna ci pomoc, to ja pomogę. Pochodzimy po sklepach i kupimy co trzeba. Obawiam się jednak, że Alex nam w tym nie pomoże. Nie martw się. Na pewno nic jej nie będzie. Jest zdrowa jak koń. I dziecku też nic nie będzie. Po prostu........ spakuj jej torbę do szpitala, noś zawsze naładowany telefon, i regularnie tankuj samochód.
Keanu z rezygnacją spuścił głowę.
- Przepraszam Keanu. Nie umiem z nią rozmawiać. Na pewno później wszystko się ułoży, a ona się zmieni. - Podeszła do niego i go przytuliła, bo był taki smutny i bezradny.
- ISMERIL!
Serce Is prawie wyskoczyło z przerażenia.
- ZOSTAW MOJEGO MĘŻA!
Is odwróciła się w stronę stojącej na schodach, zadowolonej z siebie Alex.
- Jesteś szurnięta! - powiedziała ze złością i wyszła z domu państwa Revees trzaskając drzwiami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Nie 14:23, 20 Paź 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|