Forum Kraina słów Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Opowieść bez tytułu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina słów Strona Główna -> FanFic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:54, 28 Mar 2013    Temat postu: Opowieść bez tytułu

"To był bardzo przyjemny wakacyjny pomysł" stwierdziła Is sadowiąc się na kanapie z kieliszkiem i butelką wina. Przyjrzała się jeszcze raz etykiecie na butelce. Stylizowane litery i żółtawy papier sprawiały, że trunek wydawał się starszy niż był w rzeczywistości. Is pokręciła głową i napełniła kieliszek. Nie była fanem wina, ale rubinowy płyn ładnie wyglądał i delikatnie pachniał porzeczkami. Przyjemna była świadomość, że w kilku innych domach w Polsce inne dziewczyny robią dokładnie to samo czyli sadowią się wygodnie z kieliszkami w ręku i za chwilę zaczną oglądać Edwarda Nożycorękiego. Nie był to ulubiony film Is ale nie chciała się wyłamywać. Zresztą już za tydzień miał być wieczór z Ed Woodem, a to zapowiadało świetną zabawę. Ciekawe czy Canis Luna jest zadowolona z butelki różowego Carlo Rosi Jakie jej wysłała. Fajne było to, że zrobiły tajne losowanie i nikt nie wiedział od kogo dostaje butelkę trunku.
Zegar wskazał godzinę 20 i Ismeril przerwała swe rozmyślania by skupić się nad filmem. Na ekranie Edward powoli stawał się człowiekiem, a Is równie powoli sączyła porzeczkowe wino.

***

Edward właśnie zrobił dziury w wodnym materacu, a Is uśmiechnęła się na widok jego słodkiej bezradności. Czuła się ociężała i oczy jej się zamykały. Zamrugała, by odpędzić sen. Wino było pyszne, ale bardzo ciężkie. Czuła jak kręci jej się w głowie, choć wypiła tylko kieliszek. Zamknęła oczy tylko na chwilę. Świat zawirował gwałtownie jeszcze kilka razy, a potem nagle wszystko zniknęło.
Otworzyła oczy i gwałtownie wciągnęła powietrze. W tej samej chwili wyrżnęła głową w kierownicę, a silnik samochodu zgasł. Rozejrzała się zdezorientowana. Powietrze pachniało suchym, rozgrzanym igliwiem. Ptaki śpiewały ile sił w dziobach. Słońce przeświecało przez korony drzew, a ona siedziała w samochodzie, który zatrzymał się na słupie od bramy wjazdowej na czyjąś posesję.
- Gdzie ja jestem do cholery? - spytała samą siebie i wysiadła z samochodu. Podeszła, by sprawdzić zniszczenia, które najprawdopodobniej spowodowała. Reflektor był rozbity, a blacha woku niego lekko powgniatana. Wyprostowała się i aż podskoczyła gwałtownie ze strachu. Przy drzwiach samochodu stał mężczyzna wsparty na kiju i bacznie jej się przyglądał. Wiatr rozwiewał mu włosy.
- Nie chciałem pani przestraszyć. Przepraszam. Z samochodem wszystko ok? Bo z moją bramą chyba nie do końca - uśmiechnął się i Is zobaczyła błysk aparatu na zębach. Faktycznie brama chwiała się przy najlżejszym podmuchu wiatru. Chyba tylko oparty o nią samochód sprawiał, że jeszcze nie runęła.
Ismeril rozejrzała się jeszcze raz woku siebie i nagle przeszedł ją zimny dreszcz. Nie wiedziała gdzie jest i dlaczego. Wrażenie było surrealistyczne i przypominało pijany sen Alicji z krainy czarów. Dodatkowo dom majaczący nieopodal za bramą jak również ten facet coś jej przypominały. Miała to wspomnienie prawie na wyciągnięcie ręki, a nie mogła go schwycić.
Mężczyzna podszedł do niej i z zatroskaniem przyglądał się jej twarzy.
- Dobrze się pani czuje? - wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy z czoła - Trzeba przyłożyć lód do tego siniaka. Jestem Mort Rainey i mieszkam w tym domu.
Powracające wspomnienia zdzieliły Is jak grom z jasnego nieba. Osunęła się w czarną przepaść omdlenia.



***

- Nie!!! - zerwała się
- Spokojnie - silne dłonie przytrzymały ją. Zimny okład chłodził rozpalone czoło - Spokojnie. Już wszystko dobrze.
- Wcale nie! Chcę do domu! Boję się! Zabiłeś ją!
- Co? - Mort zrobił wielkie oczy.
- Zabiłeś ją łopatą, i jej kochanka też. A potem zakopałeś ich w ogrodzie i wyhodowałeś na ich trupach kukurydzę, którą uwielbiasz jeść, ty psychopato!
Mort zacisnął szczęki.
- Posłuchaj mnie uważnie. Uderzyłaś głową o kierownicę i wszystko ci się miesza. Nikogo nie zabiłem. Jestem pisarzem i piszę kryminały, ale nikogo nie zabiłem. I nie jadam kukurydzy. Po pierwsze jej nie lubię, a po drugie noszę aparat i miałbym kupę problemu z wyczyszczeniem tego draństwa po zjedzeniu czegoś takiego. - zabrał zimny okład z jej czoła. - Zabiorę to bo się przeziębisz. Nie mdlej już proszę i przestań się trząść. Nic ci nie grozi.
Ismeril odetchnęła głęboko kilka razy.
- Ok. Już mi lepiej.
Rozejrzała się po wnętrzu domu. Było dokładnie takie jak na początku "Sekretnego okna". Czyste i schludne.
- Co tu tak śmierdzi? - zmarszczyła nos.
- Przepraszam. To Chico. Jest już stary i zdarza mu się puszczać wiatry.
Pies zamerdał ogonem na dźwięk swojego imienia.
- Dlaczego tu mieszkasz? To chyba domek na lato. Jesteś na wakacjach? Już jesień.
To była sprytna zmiana tematu. Ciekawe co odpowie.
- Zmieniłem klimat, żeby móc pisać. - odpowiedział szybko. Is obserwowała go uważnie. Też się jej przyglądał. Roześmiał się, ale to nie był wesoły śmiech.
- Ok. Prawda jest taka, że rozwodzę się z żoną i to ona ma kochanka i nasz dom, a ja mam Chico. Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe?
Ismeril pokiwała głową ze zrozumieniem. Mort zaczął krążyć po salonie.
- Dodatkowo wydzwania do mnie z każdym najmniejszym problemem jakby nie mogła zrozumieć, że nie chcę jej widzieć ani słyszeć. - mówił coraz bardziej rozdrażnionym głosem - Rzygać mi się chce jak pomyślę o tym co mi zrobiła! Ale OK! Jestem twardy. Nie dam się. Pozbieram się i będę żyć normalnie. Tylko dlaczego do cholery zamiast powiedzieć mi, że coś jest nie tak, poszła się żalić i dawać dupy temu frajerowi, co? Dlaczego wy kobiety takie jesteście?! Dlaczego?!
Pochylił się nad Is i patrzył jej teraz w oczy szukając odpowiedzi na swoje pytania. Był wściekły. Gwałtownie oddychał. Jego oddech owiewał twarz Is.
- Pocałuj mnie - wyszeptała Is
- Co? - To go zupełnie zaskoczyło. Nie tego się spodziewał.
- Pocałuj mnie.
Odsunął się.
- Już się mnie nie boisz?
- Nie. Znam cię.
- Znasz?
- Tak. Znam początek twojej historii i tylko nie wiem w jakim jej punkcie teraz jesteśmy. Ale myślę, że mogę ci pomóc.
- Tak?
- Tak. Jesteś Mort Rainey. Jesteś pisarzem kryminałów. Ostatnio nie miałeś weny. Twoja żona cię zdradziła i się z nią rozwodzisz. Wyprowadziłeś się do waszego domku letniego, a jej zostawiłeś dom. Ktoś posądzi cie niebawem o plagiat lub już to zrobił. - Is myślała że poznała przepis na ten alternatywny świat i teraz zaczęła mówić bez skrepowania. Oczy jej zabłysły. - Niesamowity splot wydarzeń spowoduje... - spojrzała na Chico ale stwierdziła, że o tym nie powie - że spłonie twój dom. Twój prawnik zostanie zamordowany a ty popadniesz w szaleństwo. Efektem końcowym będzie zbrodnia doskonała. Zamordujesz żonę i jej kochanka a potem będziesz jeść kukurydzę wyhodowaną na ich grobie. Będziesz znowu pisał i znowu będziesz normalny.
Mort odchylił się w fotelu i zaczął powoli bić brawo.
- Brawo! Brawo! Właśnie streściłaś moją najnowszą powieść. Ken dał ci ją przeczytać? Przysłał cię zapewne byś "Umiliła mi samotne wieczory" tak? Możesz mu powiedzieć, że naprawdę nie potrzebuję takiej pomocy. Czuję się już o wiele lepiej. Ta książka była moją terapią i teraz już wszystko jest OK. Pewnie, że myśli o Amy wciąż mnie wkurzają, ale nie wywołują takiej frustracji jak kiedyś. Uśmierciłem ten związek na kartach książki w krwawy i morderczy sposób tak jak chciałem i teraz jestem wolny. Jasne?
Is czuła się zbita z pantałyku. Ten świat nie współpracował.
- Jasne - wykrztusiła z siebie.
Mort wstał i podniósł jej torbę.
- W takim razie przekaż to Kenowi i niech mi już nie przysyła żadnych kobiet. Narazie mam dość waszej płci. Możesz jechać. Samochód jest cały.
Is spuściła wzrok. Czuła się zagubiona.
- Nie wiem gdzie mam jechać. - powiedziała cicho
- Słucham?
- Mówię, że nie wiem gdzie mam jechać.
- Ja też nie wiem. Do domu? Do Kena?
- Nie przysłał mnie Ken. I nie czytałam twojej najnowszej powieści. - Is się wkurzyła na swoją bezsilność i surrealizm całej sytuacji. - Jesteś postacią z takiego jednego filmu. Siedziałam sobie w domu, piłam porzeczkowe wino, przymknęłam oczy i nagle znalazłam się w tym świecie. Świecie z ekranu i mojej wyobraźni. I rozmawiam z tobą, facetem którego zawsze chciałam uratować od obłędu. Chciałam być dla ciebie muzą i partnerką. Matką twoich dzieci. Boże, co za cyrk.
Wstała i wyrwała torebkę z rąk Morta.
- Poczekaj - chwycił ją za ramiona - Przepraszam. Majaczysz. Chyba naprawdę mocno uderzyłaś się w głowę. Zawiozę cię do szpitala. Musi cię obejrzeć lekarz.
Ismeril tylko westchnęła.
Aż podskoczyli gdy zadzwonił telefon.
- Przepraszam - powiedział Mort i odebrał - Halo? ...Tak Amy to ja, a któż by inny?... To nie sarkazm.... Chcesz się kłócić czy masz jakąś sprawę?... No bo nie mam czasu - wywrócił oczami i spojrzał na Is - Jak to co robię? Muszę zawieść Matkę moich dzieci do szpitala? - bezgłośnie spytał Is "Jak masz na imię?"
- Jo.
Skinął głową.
- Amy powoli. Jeszcze nie mam dzieci, więc się nie rozpędzaj, dobra?.... Jo uderzyła się w głowę i muszę ją zawieść do szpitala, dlatego nie mam czasu, by przywieść ci twoje książki - starał się mówić spokojnie, ale cała jego postawa była napięta - Oczywiście, że sama możesz je odebrać..... W takim razie do zobaczenia wieczorem.
Odłożył słuchawkę.
- Cholera.
Is patrzyła na niego długo, w milczeniu, a on na nią.
- Mam wieczorem udawać twoją dziewczynę, gdy Amy tu przyjedzie po książki?
Zmieszał się.
- Yyyy........ właściwie to tak. Byłbym ci wdzięczny.
- Dobrze. W końcu nie raz sobie wyobrażałam, jakby to mogło być.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jedźmy najpierw do tego szpitala, bo zwariuję. Chciałbym wiedzieć że naprawdę nic ci nie jest. Wtedy być może uda mi się te "marzenia" zaakceptować jako nieszkodliwą część twojej osobowości.
Zamknął za nimi drzwi i pojechali

***

- Wszystko w porządku. Nie ma wstrząśnienia mózgu, ani innych wewnętrznych uszkodzeń głowy. Tylko siniak, który za kilka dni zniknie. Utrata przytomności i późniejsze problemy z precyzyjnym i logicznym wyrażaniem myśli miały związek z uderzeniem i traumą jaką wywołał sam wypadek. To, że nie pamięta pani samego wypadku też jest całkowicie normalne. Zalecam kilka dni odpoczynku i wszystko będzie jak dawniej. - lekarz uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuję bardzo panie doktorze. Do widzenia.
Mort również skinął głową i wyszli z gabinetu.
- Widzisz. To wszystko trauma po wypadku. Nic mi nie będzie.
- Nie jestem pewien. Nie podobał mi się ten lekarz.
Is roześmiała się serdecznie.
- Przestań. Wykorzystasz to w swojej nowej powieści. Całe miasteczko przeciwko jednemu biednemu ktosiowi. Taki Truman Show tylko z jakąś zagadką w tle. I wcale nie koniecznie z morderstwem. - Zerknęła na zegarek - To co? Idziemy przygotować się do przyjazdu Amy?
- Hmm? - Mort gwałtownie powrócił z jakiś odległych światów.
- Amy. Ma przyjechać. A ja mam udawać twoją dziewczynę.
- No tak.
- Więc powiedz mi mój drogi jaki masz na to plan?
- Ale to trzeba mieć jakiś plan?
- Jezuuu.... - Is westchnęła - No sam pomyśl. Chyba jest różnica między związkiem, który trwa kilka dni, a związkiem, który trwa kilka tygodni. W jakim momencie my się znajdujemy? Spotykamy się tylko od czasu do czasu powiedzmy na seks czy to naprawdę coś poważnego?
Mort zrobił wielkie oczy.
- Amy jest kobietą Mort i na pewno jest bardzo spostrzegawcza w TYCH kwestiach. Samo to, że mnie jej pokażesz nie wystarczy. Wyczuje kłamstwo na kilometr.
- Ale..... ja nie wiem - bezradnie spuścił ramiona.
- Nie martw się. - wzięła go za rękę i uśmiechnęła się ciepło - Opowiem ci jak ja to widzę, a ty mów jeśli coś ci przyjdzie do głowy dodatkowo.
Kolejne 2 godziny minęła im na rozmowie i małych zakupach na które uparła się Is. Gdy jechali z powrotem do domu Morta Ismeril umiejętnie zmieniła temat. Znowu przypomniała Mortowi o pomyśle na kryminalny Truman Show. Widziała jak poprzednio pomysł ten włączył twórczą gonitwę jego myśli. Miała nadzieję na to samo teraz. Nie pomyliła się. Bez trudu udało się jej wysłać go na górę do biurka. Sama zakrzątnęła się po mieszkaniu, by przygotować je na przyjazd Amy. Jakby odprawiała czary nad tym domostwem i miała nadzieję, że czary te nie tylko stworzą iluzję która omami Amy, ale też otworzą furtkę do ..... no właśnie do czego? Serca Morta? Przyszłości z nim? Ciiii...... cichy stuk klawiatury uspokajał......

***

- Mort! Kolacja!
Zerknął na zegarek. Dochodziła 18. Pisał bez przerwy 2 godziny. Miał prawie gotowy konspekt nowej powieści. Wszystkie najważniejsze fakty zobaczył w swojej wyobraźni ostre jak brzytwa. Jo poruszyła jednym trafnym spostrzeżeniem odpowiedni guzik w jego głowie.
- Mort!! Wystygnie!!
- Już idę.
Zszedł powoli na dół. Salon przeszedł delikatny lifting. Niby nic ale zobaczył poprzestawiane sprzęty i jakby więcej koloru. Jo zmieniła zasłony. I sofa wyglądała jakoś inaczej. Chyba poduszki były bardziej puszyste? Przeszedł do części kuchennej i oniemiał. Stół był nakryty obrusem. Stały na nim zapalone świece i kolacja dla dwojga.

Spojrzał na Jo. Promieniała samozadowoleniem. Z kieliszkiem w ręku i z uśmiechem na twarzy wyglądała oszałamiająco.
- Siadajmy bo wystygnie.
Usiadł.
- Dobrze ci się pisało? - Jo jadła z apetytem swoją pieczeń z warzywami.
- Wyjątkowo dobrze. - Mort włożył kawałek mięsa do ust i aż przymknął oczy. Było niesamowite. Niebo w gębie - Pyszne Jo. Bardzo ci dziękuję za tak wspaniałą kolację.
Machnęła tylko z lekceważeniem ręką.
- Uwielbiam gotować i to naprawdę nic wielkiego. Poza tym lubię patrzeć jak ludziom smakuje. Maja wtedy takie maślane oczy - pościła mu oczko. Chyba wypiła więcej niż jeden kieliszek wina. Oczy jej błyszczały, a policzki były różowe. Wyglądała jak młoda dziewczyna choć przecież wiedział, że jest dojrzałą kobietą. Wieczór zapowiadał się interesująco i smacznie. Też napił się wina by się rozluźnić.
Rozmawiali. Śmiali się. Mort już dano nie czuł takiej swobody. Wszystkie troski odpłynęły w dal. Było tylko tu i teraz. Wspaniała kolacja, pyszne wino i kobieta, która umiała z nim rozmawiać. Nawet zaczął się uśmiechać tak po prostu słuchając jej radosnej paplaniny, gdy opowiadała o swojej fascynacji Sherlockiem Holmesem.
Dzwonek wdarł się w nastrój wieczoru jak nieproszony gość.
- Przepraszam.
Mort wstał z ociąganiem od stołu.

***


Drogi czytelniku! Zachęcam do pozostawienia choć krótkiego komentarza. Autor lubi wiedzieć co sądzą inni o jego pracy. To go motywuje do pracy lub pozwala zaprzestać grafomańskich popisów gdy wszyscy w koło mają dość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Czw 16:23, 28 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Berengaria
gryzipiórek



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 11:16, 07 Kwi 2013    Temat postu:

Ismeril wróciła!!! I to z nowym fickiem!!!! Super!! Strasznie się cieszę, Is!
Bardzo mi się podoba pomysł "wejścia" głównej bohaterki w powieść. To jest bardzo dobry, choć dość rzadko stosowany zabieg literacki. Jestem bardzo ciekawa, jak się rozwinie akcja. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie miała żadnych domysłów na ten temat. A znając Is, to będzie, oj, będzie się działo! Mam nadzieję, że już niedługo "ciąg dalszy nastąpi".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:21, 19 Lip 2013    Temat postu:


- Poczekaj - wstała od stołu - Ja otworzę, a ty przynieś te rzeczy o które prosiła.
Ruszyła w stronę drzwi. Patrzył jak szybko związała włosy w luźny, niedbały kucyk. Miała na sobie jego sweter. Dopiero teraz to zauważył. Wbiegł schodami na górę. Nie chciał widzieć Amy. Jej obecność psuła ten miły wieczór. Czuł jak w jego skroniach narasta ból. Jak zwykle.

***

Is zerknęła jeszcze raz za siebie sprawdzając czy Mort wykonał jej polecenie. Zobaczyła jak wbiega na górę pokonując po dwa schodki. Położyła dłoń na klamce, uśmiechnęła się i otworzyła drzwi. Na werandzie stała Amy. Dokładnie taka jak zapamiętała z filmu. Burza jasnych włosów opadała jej na ramiona. Miała na sobie jeansową kurtkę, czarny top i zielone spodnie.
- Cześć. Ty jesteś Amy, prawda? A ja jestem Jo. Miło mi cię poznać. Wejdź proszę. Mort właśnie poszedł po twoje rzeczy.
- Cześć - Amy zmrużyła oczy i przyjrzała się Is od stóp do głów, a potem zacisnęła usta z wyraźnym niesmakiem. Weszła do środka.
- Właśnie jedliśmy kolację. Masz ochotę na herbatę i kawałek ciasta?
- Nie.
Mort stanął u szczytu schodów i skrzyżował spojrzenia ze swoją eks.
- A właściwie z przyjemnością zjem z wami. Wyczuwam chyba szarlotkę. - uśmiechnęła się jak żmija i znowu skierowała wzrok na Is - Ładne zasłony. Kolorowe.
- Dziękuję. Mamy zamiar tu trochę odnowić. - skierowały się do kuchni, a Mort w tym czasie powoli schodził po schodach z wielkim pudłem w ramionach. Postawił pudło przy drzwiach i powlókł się do kuchni. Jakimś mruknięciem przywitał żonę i usiadł na krześle, gdy tymczasem Is wyciągała jeszcze ciepłe ciasto z piekarnika, kubki z szafki i parzyła herbatę. Poruszała się po kuchni z taka pewnością siebie, jakby to naprawdę był jej dom. I cały czas mówiła. Amy usiadła obok Morta i patrzyła to na Is to na niego z kpiącym uśmieszkiem. Odwrócił głowę, by jej nie widzieć. Wolał patrzeć na Is. To było bezpieczniejsze. Is postawiła przed nimi talerzyki z ciastem i kubki z herbatą, a potem spojrzała z troską na Morta. Ujęła jego twarz w dłonie i patrząc mu w oczy spytała.
- Co się dzieje Morciaczku? Znowu boli cię głowa?
"Morciaczku? W życiu nikt tak do niego nie powiedział. Hmmm... w sumie to może nawet jest i słodkie?"
- Trochę.
- Dam ci tabletkę - Nachyliła się i pocałowała go. To był słodki, niezobowiązujący buziak. Chwilę później łyknął tabletkę i popił wodą.
- Musisz nam wybaczyć Amy - powiedziała Is - Obydwoje nie jesteśmy dziś sobą. Mieliśmy ciężki dzień. Rano wjechałam swoim autem w bramę i uderzyłam się w głowę. Straciłam przytomność. Mort przez pół dnia umierał z nerwów dopóki lekarz go nie uspokoił, że wszystko w porządku.
Uścisnęła jego dłoń i spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem i miłością w oczach. Odwzajemnił uśmiech i uścisk dłoni. Pulsowanie w skroniach narastało.
Amy przyglądała się temu wszystkiemu z jakimś chłodnym dystansem. Wydawało się, że analizuje każdy gest, każde słowo. Wreszcie wbiła widelec w szarlotkę i spróbowała kawałek ciasta.
- Mmmmm.... pyszne. Masz dar Jo. Mort wreszcie znalazł idealną kucharkę.
Znowu uśmiechnęła się zjadliwie, ale Is zignorowała wyraźny przytyk.
- Twoje rzeczy postawiłem przy drzwiach. Zanieść ci je do samochodu?
- Dziękuję ci bardzo - Amy wstała i ruszyła do drzwi. Mort też wstał. W połowie drogi zatrzymała się i odwróciła - A wiesz.... zapomniałam ci powiedzieć, że według mojego prawnika mam prawo do przynajmniej połowy gaży z twojej najnowszej powieści, bo zacząłeś ją pisać jeszcze jak byliśmy małżeństwem. Chyba ma rację. W sądzie trzeba poruszyć tę kwestię.
Odwróciła się zadowolona z siebie. Dziarskim krokiem poszła do drzwi i wyszła. Mort tylko zacisnął pięści.
- Suka...
- Spokojnie. Ona to robi specjalnie - szepnęła Is uspokajająco.
Mort poszedł po pudło i zaniósł je do samochodu Amy. Wrzucił je do bagażnika z impetem i zatrzasnął klapę.
Amy stała oparta o samochód ze słodkim uśmiechem.
- Wiesz.... zastanawiam się czy jeszcze nie powalczyć o ten domek nad jeziorem. Ma swój urok nieprawdaż?
- Uważaj - syknął Mort - Nie przeginaj.
- Bo co? Spalisz mi dom? Zabijesz mnie? - roześmiała się dźwięcznie i wsiadła do auta - Do zobaczenia Morciaczku!
Ruszyła gwałtownie. Spod kół samochodu wystrzeliły kawałki ziemi, żwiru i igliwia. Śmiała się. Mort patrzył na tylne światła odjeżdżającego samochodu. Zaciskał pięści tak mocno, że czuł jak paznokcie wbijają mu się w skórę.
- Mort! Mort! Wracaj! - Is stała na ganku i wołała go.
Otrząsnął się. Szczęka mu zdrętwiała. Poruszył nią kilka razy, by ja rozluźnić. Pulsowanie w skroniach było wciąż tak samo intensywne.
- Mort - poczuł jej dłonie na swoim ciele. Odwróciła go do siebie - Ona to robi żeby cie zdenerwować. Nie daj się proszę.
W jej oczach była prawdziwa troska i smutek. Dotknęła palcami jego szczęki, jakby wiedziała że go boli, a potem wspięła się na palce i pocałowała go. To był ciepły, miękki pocałunek. Wplotła palce w jego włosy i przytuliła się całym ciałem. Była ciepła, a to ciepło koiło jego nerwy. Objął ją i przytulił do siebie. Zamknął oczy i poddał się pocałunkowi. Gdy naprawdę poczuł jej smak przeszły go przyjemne dreszcze, a ona cichutko westchnęła w jego ramionach. Cholera! To było zbyt proste. Odsunął jednak od siebie wszystkie wątpliwości. Potrzebował ciepła i ukojenia. Potrzebował takiej kobiety jak Jo. Może to płytkie ale on był tylko facetem. Wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Gdy delikatnie kładł ją na łóżku jeszcze raz czujnie spojrzał jej w oczy. Przyciągnęła go tylko do siebie i obdarzyła kolejnym słodkim, kojącym pocałunkiem. Ból głowy wyraźnie zelżał.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Sob 10:14, 20 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:55, 21 Lip 2013    Temat postu:

Obudził się o świcie. Chwilę leżał bez ruchu wsłuchując się w ciszę. Spojrzał na Jo. Spała spokojnie u jego boku. Czuł jej ciepło i ciężar uda, które oplatało jego nogi. Westchnął cicho. To się nie miało prawa zdarzyć. Powoli i ostrożnie, tak by nie obudzić kobiety wyślizgnął się z łóżka. Wziął długi, chłodny prysznic, a potem zszedł do kuchni. Przez noc świece wypaliły się zupełnie. Stearyna zwisała długimi soplami ze świeczników i plamiła obrus. Posprzątał ze stołu, zmył garnki i zaparzył kawę. Przez chwilę zastanawiał się czy zrobić kanapki, ale doszedł do wniosku, że by się tylko ośmieszył. Przygotował chleb na tosty. Tosty zawsze mu wychodziłyboczywiście jeśli toster jeszcze działa. Nie sprawdzał od wieków.
- Dzień Dobry.
Odwrócił się.
- Cześć - powiedział zmieszany.
Stała w progu w jego koszulce i bokserkach, które zjeżdzały jej nisko na biodra. Założyła też na siebie stary,podarty, pasiasty szlafrok. Włosy miała mokre i wycierała je ręcznikiem.
- Jesteś zakłopotany. Zupełnie niepotrzebnie. - uśmiechnęła się ciepło.
- Jestem bo mi się to nie podoba.
Odwrócił się i wrzucił grzanki do tostera. Sprężyna nie chciała zaskoczyć. Jo podeszła, odsunęła jego ręce i delikatnie nacisnęła dźwignię. Sprężyna wskoczyła na właściwe miejsce. Odwróciła się do Morta.
- Podobało ci się i to bardzo.
- Dobrze. Podobało mi się aż za bardzo, ale nie jestem z siebie zadowolony.
- Trochę się śpieszyłeś - uśmiechnęła się jak kotka.
- Przepraszam, ale nie o to mi chodziło. Nie z tego jestem niezadowolony tylko z całej sytuacji.
- Mort - westchnęła - Nie planowaliśmy tego. Sytuacja była jak była. Jesteśmy obydwoje dorośli. Nikogo nie zraniliśmy naszym postępowaniem. Było nam to potrzebne i tobie i mnie, więc nie miej teraz jakiś rozterek moralnych proszę.
Zadźwięczał dzwonek i Jo błyskawicznie złapała dwa gorące tosty.
- Gdzie talerz!? Gdzie talerz?! -podrzucała gorące pieczywo w dłoniach. Mort podsunął jej talerz. - Zjedzmy tosty, wypijmy kawę i porozmawiajmy o pogodzie dobrze? Chcesz jajko na miękko?
Patrzył na nią osłupiały.
- Chcesz?
Ocknął się.
- Poproszę.
- Ok. Nalej nam kawy. Pięknie pachnie. I wyjmij proszę dżem i może miód? Hmmm..... chyba mam też ochotę na bekon. Taki dobrze podsmażony. Jestem głodna jak wilk.
Krzątali się po kuchni. Mort wykonywał polecenia Jo, a ona wypełniała ciszę swobodną i nic nieznaczącą paplaniną. Rozluźnił się. Co ta kobieta ma w sobie takiego, że potrafi zapanować nad jego humorami?
- Po śniadaniu zabiorę swoje rzeczy i pojadę do siebie.
Chciał krzyknąć, że po co się tak śpieszy? Skinął tylko głową potakująco.
- Sprawdzę co z twoim samochodem.

***

Auto nie chciało odpalić. Nie wiedział dlaczego. Wczoraj przecież je przestawiał i jeździło jak trzeba, a teraz po prostu silnik rzęził i nic. Jo wyszła z domu już ubrana i gotowa do drogi.
- I jak?
- Nie chce odpalić. - Mort wysiadł i zatrzasnął drzwiczki - Pojedziemy moim, a twoje ci odstawię później.
Wsiedli do jego auta.
- To gdzie jedziemy?
Jo przez chwilę bała się, że nie wie co powiedzieć, ale jej usta, zupełnie bezwiednie wypowiedziały adres. Jechali prawie godzinę w milczeniu. Jo wyglądała przez okno i zastanawiała się. Wczoraj wieczorem, po kilku kieliszkach wina myślała, że ma taki dziwaczny, realistyczny sen, ale rano wciąż tu była. A teraz jechała w nieznane. Co na nią czeka pod tym adresem, który podała Mortowi?
- Jesteśmy.
Stali pod niezbyt wysokim budynkiem.
- Mort? Możesz wejść ze mną na górę?
W jej oczach czaiła się panika.
- Jasne. Mam się spodziewać jednak jakiegoś zazdrosnego narzeczonego?
- Nie. Po prostu nie chcę tam iść sama.
Gdy otwierała drzwi mieszkania na czwartym piętrze trzęsły jej się ręce. Pchnęła drzwi. Mieszkanie było zupełnie puste. Nie było w nim mebli ani innych sprzętów.
- Dopiero się wprowadzasz? - zauważył Mort
- Można tak powiedzieć - Jo odetchnęła i weszła dalej do mieszkania. W dużym pokoju stało pudło. Zajrzała do niego z niepewnością. Leżał w nim komputer i jakieś szkice. Wyciągnęła je i zaczęła przeglądać. Były to plansze komiksu. Każda na dole była osygnowana napisem "Ismeril". Mort zajrzał jej przez ramię.
- A więc rysujesz komiksy. Ładne.
Jo nie słuchała. Wyciągnęła z pudła węgiel. Czystych kartek nie było. Spojrzała na Morta. Podeszła do ściany i zaczęła na niej szybko szkicować. Po chwili na ścianie można było zobaczyć komiksową sekwencję ich wejścia do mieszkania i pokoju z pudłem na środku. Jo odsunęła się od ściany o kilka kroków. Węgiel upadł na podłogę. Przytknęła brudne dłonie do twarzy i bez sił opadła na kolana. Po policzkach popłynęły jej łzy wielkie jak groch. Zrozumiała, że nie obudzi się jutro z tego snu. Być może już nigdy się nie obudzi. To jest teraz jej życie.
- Jo - Mort podszedł do niej - Jo! Jo! - potrząsnął nią bo nie chciała zareagować.
- Boję się. - twarz miała brudną od węgla, a łzy żłobiły w brudzie jasne ścieżki.
- Czego się boisz? Co się stało?
Spojrzała na niego z bólem w oczach.
- Nie uwierzysz. Proszę nie zostawiaj mnie tu samej. Zabierz mnie z powrotem do siebie i nie zostawiaj mnie. Proszę.
Uczepiła sie palcami jego kurtki.
- Dobrze. Nie zostawię cie tutaj. Już dobrze.
Czuł jej strach. Objął ją. Przylgnęła do niego. Czuł jak drży. Postawił ją na nogi i sprowadził do auta. Obiecał, że zaraz wróci i wbiegł na górę by zabrać pudło. Nic tam więcej nie było. Wychodząc jeszcze raz popatrzył na komiks na ścianie. Był świetny, ale też niepokojący. Czy Jo była wariatką? Może powinien ją zabrać do psychiatry? Na razie zabierze ją do siebie, a potem zobaczy. To się robiło ciekawe. Był ciekaw kim jest ta dziewczyna i jakie tajemnice skrywa. Zniósł pudło do samochodu i wrócili do domu.
Po drodze Jo doszła do siebie trochę. Kazała mu się zatrzymać na stacji i doprowadziła się do porządku. Potem przeglądała zawartość pudła i rysunki. Jakby widziała je pierwszy raz. W głowie Morta powstawała nowa powieść.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ismeril
gryzipiórek



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:14, 31 Lip 2013    Temat postu:


Mort siedział na górze przed laptopem i starał się zapisać konspekt nowej opowieści. Nie szło mu. Stuki puki, które dochodziły z dołu, rozpraszały go.

Po przyjeździe Jo wzięła kolejną kąpiel i znowu przebrali się w jego koszulkę, bokserki i podarty, pasiasty szlafrok. Potem podłączyła swój komputer i albo namiętnie stukała w klawiaturę, albo grzebała w pudle wyciągając kolejne plansze z rysunkami. Czasem wzdychała głośno, a czasem słyszał ciche przekleństwa.
Obserwował ją. Widział jak się miota. Każdy nerw miała na wierzchu. Kontemplował ten widok. Jego myśli nagle zabłądziły na tereny na które nie chciał ich wpuszczać. Znowu zobaczył jej miękkie wypukłości. Nozdrza wypełnił słodki aromat jej skóry. Przypomniał sobie jej ciche westchnienia i zrobiło mu się niewygodnie. Zamknął oczy i potrząsnął głową, by odegnać te myśli. Nic to nie dało. Odchylił głowę do tyłu i siedział tak z zamkniętymi oczami, bez ruchu, czekając aż wszystko minie.
- Mort muszę zapalić.
Aż podskoczył słysząc jej głos tak blisko. Otworzył oczy.
- Ja nie palę Jo.
- Oj weź przestań.
Schyliła się i otworzyła drugą szufladę biurka. Pomacała chwilę dłonią i wyciągnęła zmiętoszoną paczkę. Wyciągnęła papierosa, zapaliła go i zaciągnęła się dymem z lubością. Spojrzała na niego. Chwilę milczała paląc nerwowo.
- Chcesz się kochać?
- Nie! - krzyknął przestraszony, jakby zajrzała mu w myśli.
- A ja tak.
Zgasiła papierosa i zdjęła szlafrok.
- Na pewno nie? - wpatrywała się w niego swoimi intensywnie niebieskimi oczami.
- Tak - szepnął ochryple Mort przez ściśnięte gardło. Był zupełnie zahipnotyzowany.
Jo wpiła się w jego usta gwałtownym pocałunkiem. Chwycił ją za pośladki i pchnął na biurko. Ściągnął szybko bokserki z jej jędrnej pupy i chwilę później kołysali się razem, złączeni w rozkosznym uścisku. Orgazm wstrząsnął jednocześnie ich ciałami. Mort opadł na Jo bez sił. Chwilę później poczuł wilgoć na policzku. Uniósł się lekko i spojrzał w jej twarz. Płakała. Scałował słone łzy z jej twarzy.
- Nie płacz proszę.- przytulił ją do siebie.
Skuliła się wpychając się w jego ramiona.
- Nie wiem kim jestem Mort. Nic nie pamiętam, a to co pamiętam nie może być prawdą, bo to bez sensu, Boję się tego. Nie chcę być sama.
- Jestem przy tobie i będę tyle ile będzie trzeba. Tylko już nie płacz.
Westchnęła cicho w jego ramionach i nic już nie powiedziała. Leżała cicho wciąż z nim złączona. To było miłe. Amy zawsze gdzieś mu uciekała, a on lubił po prostu tak leżeć i być tak blisko, jak się tylko dało. Podniósł ją. Przywarła do niego mocno. Była lekka jak piórko. Zszedł na dół. Nim dotarł do sypialni znowu chciał ją kochać i czuł, że i ona tego znowu chciała. Tym razem kochali się długo, spokojnie i delikatnie. Bez szaleństw i dziwactw. Leniwie.
- Lubię jak mi to robisz - mruknęła Jo sennym, rozleniwionym głosem, gdy skończyli.
- Ja też to lubię - odparł Mort - Dobrze mi z tobą.
- Ciiiii........- położyła mu palec na ustach. Po chwili obydwoje zasnęli.
[/img]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ismeril dnia Czw 13:30, 01 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina słów Strona Główna -> FanFic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin